| Eldritch, z koszem niesprzedanych porcji jadła, ruszył do sierocińca. Oczywiście nie zabrał wszystkiego. Ot, sam miał zamiar również coś zjeść, a poza tym. przygotowane jadło miało jeszcze ten dzień przydatności czy dwa…
Stanął więc przed drzwiami i zapukał.
Skrzypnęły zawiasy drzwi i pokazała się w nich młoda kobieta o dość surowych rysach. Z pewnością dość dojrzała by nie być pensjonariuszką sierocińca.
- W czym mogę pomóc? - Zapytała chłodno z początku, ale gdy tylko twarz Eldritcha oświetliła pobliska lampa, na dziewczęcym licu pojawił się rumieniec.
- Przyniosłem coś dla sierot. - powiedział z delikatnym uśmiechem mężczyzna unosząc lekko do góry koszyk - Możemy porozmawiać?
- Oczywiście - odparła z nieumiejętnie skrywaną nieśmiałością opiekunka i otworzyła drzwi szerzej wpuszczając gościa do środka - Pan jest tym pomocnikiem pana Trouve, który opiekuje się karczmą, tak?
- Tak, Eldritch. - odpowiedział uprzejmie wchodząc do środka - Nie wiem jak długo utrzymam moją pozycję. To ciężki kawałek chleba i nie mam nikogo do pomocy na stałe. Niestety, ale dość o tym. Jak się mają nasze sieroty? Przyniosłem trochę słodkich, zapiekanych jabłek.
- Znakomicie. Moim zdaniem, to zupełnie uprawnia pana do wizyty tutaj, nawet o tak późnej porze.
Drzwi się zamknęły za gościem z hukiem i zgrzytnął rygiel.
- Proszę za mną, panie Eldritch. Dzieci powinny wiedzieć, kto jest ich dobroczyńcą - Kobieta poprowadziła Ocaleńca po schodach na górę.
- Oczywiście, o Wielkim Budowniczym doskonale wiedzą i zdają sobie sprawę, że tylko dzięki jego wielkiej łasce, odwiedził nas pan z tymi darami… ale . nie zaszkodzi by pana poznały.
Oboje przeszli korytarzem, w którym dzieciaki dokazywały w swoich pokojach, aż na sam koniec do jadalni, w której krzątała się Flora.
- Proszę mi uwierzyć, nie zależy mi na poklasku. - powiedział pogodnie mężczyzna podążając za kobietą - Słyszałem, że ponoć zbliża się termin terminarzu niektórych z pań podopiecznych… to prawda?
- To prawda - Przytaknęła kobieta i wskazała dłonią swoją koleżankę - A oto panna Flora Larue, moja koleżanka i młodsza opiekunka.
Brunetka odwróciła się od naczyń, które sprzątała i ukłoniła się.
- Witam pana.
- A to pan Eldritch, karczmarz. Przyszedł z nami porozmawiać - Zaanonsowała Jaq i wskazała miejsce przy pustym stole gościowi.
- Napije się pan czegoś, panie Eldritch? - Zapytała Flora.
- Nie, dziękuję. Jeszcze sporo czeka mnie pracy w gospodzie, stąd niewielka u mnie chwila wolnego czasu. - odpowiedział uprzejmie Eldritch.
- W czym mogę zatem pomóc? - Jaquline usiadła na krześle i wbiła zaciekawiony wzrok w przybysza.
- Zastanawiałem się. - powiedział - Niby mam panią DeVillepin i panienkę Lisę do pomocy, ale to pomoc doraźna jest i nie będzie trwać wiecznie. Zastanawiałem się więc czy nie przyjąć kogoś na terminarz. To wymagająca praca i nie każdy się sprawdzi, ale jestem dobrej myśli. Czy znajdzie się tutaj jakiś chętny lub chętna do pracy? Przyznam, że moglibyśmy sobie wzajemnie pomóc.
- Bardzo dobry pomysł - Pokiwała głową Jaq, choć widać było, że zaskoczyła ją ta propozycja. Nalała sobie z karafki trochę kompotu.
- Od jakiegoś czasu o tym rozmawiamy by jakoś rozwiązać problemy finansowe naszego sierocińca - wtrąciła się Flora - Mamy trójkę dzieci, które możemy oddać na terminowanie.
- Tak - Potwierdziła Jaq - Na przykład Gaspard Varmon, trzynastolatek.. chyba. Dość dziarski i silny chłopiec, który nie boi się pracy fizycznej. Emillie Bessette to znowu dwunastoletnia dziewczynka, która nie wszystko zrobi, ale jest pełna chęci i z pewnością pomoże w kuchni...
- No i jest Vioaline Beauvau… - Rzuciła nieśmiało Flora i też napiła się kompotu.
- No tak.. czternastolatka.. - Zesztywniała Jaq
- Trudny wiek..
- Ano… - Sapnęła kierowniczka sierocińca i na chwilę zapadła dłuższa cisza, jakby kobiety potrzebowały przemyśleć kilka rzeczy.
- Tak więc to chyba tyle - Odezwały się nagle - Oddane dziecko do pracy musiałoby dostawać jedzenie i kąt. Mile widziane są też, co jakiś czas datki dla tego naszego przytułku.
- Chłopca chcielibyśmy oddać na farmę Zbażynów, bo dziewczynek nie wezmą na pewno - Dodała jeszcze Jaquline - No i dzieci zbytnio bić nie można, ani głodzić. Jak pisał Alfonso Ciupiciane w “Wychowaniu i posłuszeństwie”:
“Kary, które w swej ciężkości widoczne są na licu dziecka, stosować z umiarem, co by sumienia pospólstwa nie drażnić”.
Znów nastała cisza, a panna Beauvau powstrzymała dumny uśmiech, gdyż sama sobie zaimponowała i miała nadzieję, że gość również był pod wrażeniem. Odchrząknęła delikatnie i bardziej z maniery.
- Takie czasy. - Westchnęła - Niedługo dzieci będą miały prawa na równi z ogrodowymi ptakiami ozdobnymi jakie widuje sie przy pałacach możnych... lub innym cennymi zwierzętami.
Mężczyzna pokiwał zadumie głową po czym powiedział z namysłem.
- Zaprawdę mądre słowa, lecz jak to mawiają… “jak nie kijem to marchewką”. Nie mniej chłopca zabierać nie będę, skoro już na niego miejsce czeka. Opowiedzcie mi dobrodziejki o dziewczętach i czemuż to trudny wiek w przypadku młodej Beauvau?
- Ach.. wie pan. Młodość - Odpowiedziała Flora i machnęła ręką jakby to miało wszystko tłumaczyć.
- Jak to gdzieś napisane, ‘dzieci stworzył nasz Wielki Pan po to, by inne, słabe stworzenia miały czym się pożywić w chwili próby’ - Dodała Jaq.
- Nie potrafią dobrze wytłumaczyć co i dlaczego, ale gotowe są już za to umierać - Podsumowałą z rozbawieniem Flora.
- Np potrafią się zakochać. Albo kłócić godzinami o coś.
- Wbijać sobie do głowy, że są adoptowane… - parsknęła śmiechem Jaq.
- Pisać pamiętniki, wdawać się w bójki… samookaleczać się...
- Uciekać z domu..
- No w każdym razie, pana w większości te problemy nie będą dotyczyć. Emillie to delikatna dziewczynka. Raczej będzie oszczędzać ciało… a Vioaline nawet jak sie potnie, to jej to nie zaszkodzi. Twarda jest. - Podsumowala szefowa sierocińca.
- Obie są bez rodziców.. i nie bardzo mają się w kim zakochać. Domu też nie mają, więc uciekać nie ma z czego.
- Ale trzeba uważać. Dzieciakom zawsze coś strzeli do łba. Chce je pan zobaczyć? - Jaqulline wstała od stołu gotowa pokazać dwie sztuki.
- Porozmawiam z obiema i sprawdzę która z nich bardziej nadaje się na to stanowisko. - stwierdził karczmarz - Choć przyznam, że to ciężka praca i czasami trzeba wykazać się charakterem… ale zobaczmy co dziewczęcia mają do powiedzenia o sobie.
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |