Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2017, 14:08   #141
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Eldritch, z koszem niesprzedanych porcji jadła, ruszył do sierocińca. Oczywiście nie zabrał wszystkiego. Ot, sam miał zamiar również coś zjeść, a poza tym. przygotowane jadło miało jeszcze ten dzień przydatności czy dwa…
Stanął więc przed drzwiami i zapukał.
Skrzypnęły zawiasy drzwi i pokazała się w nich młoda kobieta o dość surowych rysach. Z pewnością dość dojrzała by nie być pensjonariuszką sierocińca.
- W czym mogę pomóc? - Zapytała chłodno z początku, ale gdy tylko twarz Eldritcha oświetliła pobliska lampa, na dziewczęcym licu pojawił się rumieniec.
- Przyniosłem coś dla sierot. - powiedział z delikatnym uśmiechem mężczyzna unosząc lekko do góry koszyk - Możemy porozmawiać?
- Oczywiście - odparła z nieumiejętnie skrywaną nieśmiałością opiekunka i otworzyła drzwi szerzej wpuszczając gościa do środka - Pan jest tym pomocnikiem pana Trouve, który opiekuje się karczmą, tak?
- Tak, Eldritch. - odpowiedział uprzejmie wchodząc do środka - Nie wiem jak długo utrzymam moją pozycję. To ciężki kawałek chleba i nie mam nikogo do pomocy na stałe. Niestety, ale dość o tym. Jak się mają nasze sieroty? Przyniosłem trochę słodkich, zapiekanych jabłek.
- Znakomicie. Moim zdaniem, to zupełnie uprawnia pana do wizyty tutaj, nawet o tak późnej porze.
Drzwi się zamknęły za gościem z hukiem i zgrzytnął rygiel.
- Proszę za mną, panie Eldritch. Dzieci powinny wiedzieć, kto jest ich dobroczyńcą - Kobieta poprowadziła Ocaleńca po schodach na górę.
- Oczywiście, o Wielkim Budowniczym doskonale wiedzą i zdają sobie sprawę, że tylko dzięki jego wielkiej łasce, odwiedził nas pan z tymi darami… ale . nie zaszkodzi by pana poznały.
Oboje przeszli korytarzem, w którym dzieciaki dokazywały w swoich pokojach, aż na sam koniec do jadalni, w której krzątała się Flora.
- Proszę mi uwierzyć, nie zależy mi na poklasku. - powiedział pogodnie mężczyzna podążając za kobietą - Słyszałem, że ponoć zbliża się termin terminarzu niektórych z pań podopiecznych… to prawda?
- To prawda - Przytaknęła kobieta i wskazała dłonią swoją koleżankę - A oto panna Flora Larue, moja koleżanka i młodsza opiekunka.
Brunetka odwróciła się od naczyń, które sprzątała i ukłoniła się.
- Witam pana.
- A to pan Eldritch, karczmarz. Przyszedł z nami porozmawiać - Zaanonsowała Jaq i wskazała miejsce przy pustym stole gościowi.
- Napije się pan czegoś, panie Eldritch? - Zapytała Flora.
- Nie, dziękuję. Jeszcze sporo czeka mnie pracy w gospodzie, stąd niewielka u mnie chwila wolnego czasu. - odpowiedział uprzejmie Eldritch.
- W czym mogę zatem pomóc? - Jaquline usiadła na krześle i wbiła zaciekawiony wzrok w przybysza.
- Zastanawiałem się. - powiedział - Niby mam panią DeVillepin i panienkę Lisę do pomocy, ale to pomoc doraźna jest i nie będzie trwać wiecznie. Zastanawiałem się więc czy nie przyjąć kogoś na terminarz. To wymagająca praca i nie każdy się sprawdzi, ale jestem dobrej myśli. Czy znajdzie się tutaj jakiś chętny lub chętna do pracy? Przyznam, że moglibyśmy sobie wzajemnie pomóc.
- Bardzo dobry pomysł - Pokiwała głową Jaq, choć widać było, że zaskoczyła ją ta propozycja. Nalała sobie z karafki trochę kompotu.
- Od jakiegoś czasu o tym rozmawiamy by jakoś rozwiązać problemy finansowe naszego sierocińca - wtrąciła się Flora - Mamy trójkę dzieci, które możemy oddać na terminowanie.
- Tak - Potwierdziła Jaq - Na przykład Gaspard Varmon, trzynastolatek.. chyba. Dość dziarski i silny chłopiec, który nie boi się pracy fizycznej. Emillie Bessette to znowu dwunastoletnia dziewczynka, która nie wszystko zrobi, ale jest pełna chęci i z pewnością pomoże w kuchni...
- No i jest Vioaline Beauvau… - Rzuciła nieśmiało Flora i też napiła się kompotu.
- No tak.. czternastolatka.. - Zesztywniała Jaq
- Trudny wiek..
- Ano… - Sapnęła kierowniczka sierocińca i na chwilę zapadła dłuższa cisza, jakby kobiety potrzebowały przemyśleć kilka rzeczy.

- Tak więc to chyba tyle - Odezwały się nagle - Oddane dziecko do pracy musiałoby dostawać jedzenie i kąt. Mile widziane są też, co jakiś czas datki dla tego naszego przytułku.
- Chłopca chcielibyśmy oddać na farmę Zbażynów, bo dziewczynek nie wezmą na pewno - Dodała jeszcze Jaquline - No i dzieci zbytnio bić nie można, ani głodzić. Jak pisał Alfonso Ciupiciane w “Wychowaniu i posłuszeństwie”:
“Kary, które w swej ciężkości widoczne są na licu dziecka, stosować z umiarem, co by sumienia pospólstwa nie drażnić”.

Znów nastała cisza, a panna Beauvau powstrzymała dumny uśmiech, gdyż sama sobie zaimponowała i miała nadzieję, że gość również był pod wrażeniem. Odchrząknęła delikatnie i bardziej z maniery.
- Takie czasy. - Westchnęła - Niedługo dzieci będą miały prawa na równi z ogrodowymi ptakiami ozdobnymi jakie widuje sie przy pałacach możnych... lub innym cennymi zwierzętami.

Mężczyzna pokiwał zadumie głową po czym powiedział z namysłem.
- Zaprawdę mądre słowa, lecz jak to mawiają… “jak nie kijem to marchewką”. Nie mniej chłopca zabierać nie będę, skoro już na niego miejsce czeka. Opowiedzcie mi dobrodziejki o dziewczętach i czemuż to trudny wiek w przypadku młodej Beauvau?
- Ach.. wie pan. Młodość - Odpowiedziała Flora i machnęła ręką jakby to miało wszystko tłumaczyć.
- Jak to gdzieś napisane, ‘dzieci stworzył nasz Wielki Pan po to, by inne, słabe stworzenia miały czym się pożywić w chwili próby’ - Dodała Jaq.
- Nie potrafią dobrze wytłumaczyć co i dlaczego, ale gotowe są już za to umierać - Podsumowałą z rozbawieniem Flora.
- Np potrafią się zakochać. Albo kłócić godzinami o coś.
- Wbijać sobie do głowy, że są adoptowane… - parsknęła śmiechem Jaq.
- Pisać pamiętniki, wdawać się w bójki… samookaleczać się...
- Uciekać z domu..
- No w każdym razie, pana w większości te problemy nie będą dotyczyć. Emillie to delikatna dziewczynka. Raczej będzie oszczędzać ciało… a Vioaline nawet jak sie potnie, to jej to nie zaszkodzi. Twarda jest. - Podsumowala szefowa sierocińca.
- Obie są bez rodziców.. i nie bardzo mają się w kim zakochać. Domu też nie mają, więc uciekać nie ma z czego.
- Ale trzeba uważać. Dzieciakom zawsze coś strzeli do łba. Chce je pan zobaczyć? - Jaqulline wstała od stołu gotowa pokazać dwie sztuki.
- Porozmawiam z obiema i sprawdzę która z nich bardziej nadaje się na to stanowisko. - stwierdził karczmarz - Choć przyznam, że to ciężka praca i czasami trzeba wykazać się charakterem… ale zobaczmy co dziewczęcia mają do powiedzenia o sobie.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline