Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2017, 18:32   #142
Kostka
 
Reputacja: 1 Kostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputację
Martin wzdrygnął się lekko słysząc hukanie sowy. Luc czasami mawiał, że to ptak sprzyjający myśliwym. Bartnik liczył, że dzisiejszej nocy to nie mieszkańcy Szuwarów okażą się zwierzyną. Chociaż może za dużo przejmował. Owszem w gospodarstwie ktoś urzędował, ale sądząc z dochodzących stamtąd odgłosów miał ciężką noc.
Remi oderwał wzrok od ich celu i skupił się na zaroślach, o których mówiła orczyca. Wstrzymał oddech, jednocześnie dając znak kompanii by uciszyła się na chwilę. Za bardzo nie wyszło, ale mimo to dało się usłyszeć jakieś szelesty.
- Widzisz coś jeszcze ? - zwrócił się do ‘Rab’ nie odwracając wzroku od podejrzanych krzaczorów.
- No.. tam zdecydowanie są nasi. - Wymruczała z lekkim niepokojem i odwróciła się do Remiego - Ale z lewej mamy towarzystwo. Nie widzę kto to, ale słyszę ciumkanie…
- Ja też słyszę jakby ktoś przeżuwał mokrą korę… - Dodał szeptem Grégoire.
- Ciumkanie…? - mruknął nieco zdezorientowany bartnik. To raczej nie było to czego oczekiwałby w tym miejscu. Martin porzucił obserwację oddziału Bruna. Ich towarzysze nie byli problemem. Ale kto mógł przeżuwać korę pod domniemanym gospodarstwem Miętosiów, czając się w krzakach ? Niepokojące.
- Trzeba to sprawdzić - mruknął. - Quentin powiadom drugą grupę, że mamy towarzystwo. Niech czekają i obserwują. Wkroczą w razie kłopotów.
My
- powiedział kiwając głową na orczycę i ślusarza - sprawdzimy co to za licho.
Krasnolud kiwnął głową i ruszył. Reszta gotowa była do działania i podążyła za bartnikiem. Widoczność była ograniczona, za to dźwięk niósł się świetnie. Trzasnęły pod nogami gałęzie i zaszeleściły krzaki. Najgłośniejsza była Rogbuta, która buciorem zahaczyła o badyle i targała je ze sobą nie mogąc się od nich uwolnić.
Cała trójka szybko jednak dojrzała czających za drzewami przybyszów. Stał tam mały koń na pewno i pies.
- Widzę muła i jakiegoś kundla - szepnęła orczyca wbijając wzrok w ciemną gęstwinę - Jest też z nimi przynajmniej jedna osoba.
Gaspard i Pężyrka również zauważyli nadchodzący oddział. Pężyrka widziała nieco więcej, a nawet dojrzała gdzieś biegnącego w dali krasnoluda.
Lokaj zawarczał, a Kichot przestał żuć to, co miał w gębie.
Martin przystanął wraz ze swoim oddziałem kilka metrów od nieznajomych.
Obecność muła wyjaśniała te tajemnicze odgłosy, które zdradziły im pozycję obcych. Z zadowoleniem zauważył, że była ich tylko dwójka. Szkoda, że nie udało się podejść ich niezauważenie, ale Remi nawet specjalnie na to nie liczył.
Pies mógł wskazywać na myśliwych, chociaż nie było to chyba najlepsze miejsce na polowanie. No i wtedy po co byłby im muł ? Wracaliby po jakieś ciężkie zwierzę ? Po nocy ?
Martin zaczął gubić się w domysłach.
- Kim jesteście ? - zawołał niegłośno, nieco ochrypłym głosem. Jednocześnie chwycił pewniej muszkiet.

- Kim my jesteśmy? Raczej kim wy jesteście, łażąc w ciemności z bronią po krzakach i zaczepiając niewinnych podróżnych. - Mruknął sfrustrowany nieco zbyt głośnym krzykiem przywódcy grupy, ale na głos, starając się cicho, ale wyraźnie mówić, odparł. - Przyjaciółmi. Buty sprzedajemy po gospodarstwach, szlachetny panie. Ciężki to kawałek chleba, toteż nie ma nas nawet z czego ograbić. Jak mi nie wierzycie, podejdźcie i sami zobaczcie. - Westchnął ciężko, licząc na to, że zabrzmiał w miarę wiarygodnie i kątem oka spojrzał na Pężyrkę. Towarzystwo, na które natrafili było naprawdę dobrze uzbrojone, a nawet jeśli daliby radę wyjść z walki z nim cało, to mieliby jeszcze na głowie Miętosiów. Miał nadzieję, że krasnoludka zrozumie, że nie mają do czynienia z właścicielami pobliskiej chaty i nie zrobi nic pochopnego.
Remi posłał wyższej postaci podejrzliwe spojrzenie. Nie była to zbyt gęsto zaludniona okolica. Handlarze nie mieliby tu znacznych zysków. Poza tym, skoro wspomnieli o bandytach, to chyba byli świadomi zagrożeń.
- Nie spotkałem jeszcze handlarzy butów, coby o tej porze po domach chodzili. No chyba, że wracacie właśnie z gospodarstwa ? - bartnik kiwnął głową w stronę zabudowań.
- Ano, wiecie, jak to jest z przysłowiami… - Gaspard rozluźnił się nieco widząc, że mimo podejrzliwości, niespodziewani goście nie szykowali się jak na razie do ataku i nie wykonywali żadnych gwałtownych ruchów. - Połowa się sprawdza, a połowa nie. Zgodzę się zatem z tym, że czas to pieniądz, ale szczerze wątpię, że pieniądz piechotą nie chodzi. Może i nie śmierdzi, ale chodzić musi, bo w końcu jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Nie mam racji? - Rozgadał się na dobre. W końcu najlepszym sposobem na wyciągnięcie z kogoś informacji było zadanie pozornie niewinnego pytania w momencie, kiedy rozmówca się go nie spodziewał. A do tego trzeba uśpić jego czujność. Markiz spojrzał spod oka na rozmówców. Chyba już czas na kontratak. - No, a co do tego gospodarstwa, to w sumie właśnie mieliśmy iść zobaczyć, czy są tam jakieś dobre dusze, które ugościłyby nas przez noc. - Wzruszył ramionami, udając całkowitą obojętność.
Martin postanowił uczepić się ostatniej części tego oszałamiającego przemówienia.
- Dobre dusze, mówisz… Nie znam ludzi, którzy tu mieszkają, ale jeśli są to ci sami, których my szukamy, z pewnością do nich nie należą - mężczyzna skrzywił się wyraźnie.
- Wspomniałeś… panie, o grabieniu. Słyszałeś może o Miętosiach ?
- Szczerze mówiąc z łakoci wolę pączki. - Gaspard jeszcze przez chwilę, mimo obiecujących słów nieznajomego, postanowił udawać kompletną niewiedzę. - Ale jeśli macie jakieś miętusy, z chęcią skorzystam, na szlaku czasem ciężko o higienę, a i czosnek bardzo lubię, toteż z oddechem bywa różnie. - No cóż, w tym przypadku nie kłamał. - Jednak z tego co mówicie wynika, że szukacie jakichś łotrów, widać zresztą, że na brak siły ognia narzekać nie możecie. - Wymownie spojrzał na trzymaną przez rozmówców broń. - Jesteście miejscowymi stróżami prawa?

Remi może nigdy nie był szeryfem, ale umiał rozpoznać gdy ktoś próbował pociągnąć go za język.
- Czy macie jakieś kłopoty, że pytasz o straż? - spytał odpuszczając sobie formułkę grzecznościową. Ten paplający typ albo rzeczywiście nic nie wiedział albo świetnie udawał.
- No chyba - dopowiedziała orczyca ‘Rub’ gdzieś zza pleców Martina - Facet jest prawie boso.
Pężyrka westchnęła. Nie rozumiała czemu Gaspard kłamie, a ekipa też w końcu czaiła się po krzakach tegoż samego gospodarstwa, więc była szansa, że pragnienia też mogły być te same. A jeśli nie i byli sprzymierzeni z mieszkańcami, to i tak było po wszystkim. Nawet jeśli uwierzyli w teksty o handlowaniu butami i tak wciągną ich do gospodarstwa, a wtedy Gaspard będzie spalony.
- Panie Gaspard, ja tu jednak sądzę, że szczerość będzie na rzeczy, bo ci o tu - wskazała ręką na nowoprzybyłych - wyglądają na ludzi co najmniej szczerych.
- Tego oto tu - pokazała tym razem na Gasparda - Ci tam o - machnęła ręką w stronę gospodarstwa - Okradli do cna. Nawet z butów - pokazała palcem na owinięte szmatami stopy swojego towarzysza. - Po drodze wyszło, że spotkał był mnie, a goniła go jakaś wielka góra, ale ją pokonaliśmy. I postanowiłam pomóc i odbić buty oraz godność biednego człeka. No. Więc właśnie mieliśmy odbijać, ale wyście się pojawili - skonkludowała, szczerząc się radośnie.
- A ja mam na imię Pężyrka, ten oto muł to Kichot i ten, wy jak się zowiecie?
Remi dopiero teraz poświęcił uwagę drugiemu nieznajomemu, który w końcu postanowił się odezwać.
- Nazywam się Remi Martin a to są Rogbuta Batull i Grégoire Micheaux - powiedział wskazując towarzyszy.
- Wybacz pani, że się nie przedstawiliśmy, lecz łatwo się pogubić w przemowie pana Gasparda - to, że ten w owej przemowie raczył wygłosić niejedną bujdę Martin zdecydował się dyplomatycznie przemilczeć.
- Kilka dni temu, niedaleko stąd został napadnięty kupiec. Ograbiono go i co gorsza, pozbawiono życia. Jesteśmy tu by ukrócić ten proceder - dodał tytułem wyjaśnienia.
- Więc padł pan ich ofiarą ? Jak to się stało, że nie podzielił pan losu Brassarda ? - Remi zwrócił się niespodziewanie do Gasparda. Opuścił jednak bagnet w imię tymczasowego pokoju. A może i przyszłego sojuszu.
Pężyrka uśmiechnęła się zadowolona. Kolejny dowód, że szczerość popłaca. Tym bardziej, że rzeczywiście mogło się okazać, że będą odbijać godność oraz buty Gasparda w większej sile. Kupą. Kupy nikt nie ruszy. Krasnoludka spojrzała więc na swojego towarzysza, czekając na jego odpowiedź. O tej historii sama za wiele nie wiedziała.
 
__________________
Hmmm?

Ostatnio edytowane przez Kostka : 02-02-2017 o 10:48.
Kostka jest offline