Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2017, 18:41   #143
Morri
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
Towarzysze w krzakach cz. 3


- Nie jest to zbyt ciekawa opowieść. - Gaspard skrzywił się mimowolnie na samo wspomnienie swojego pobytu u Miętosiów. - Ale fakt, wypada opowiedzieć, zwłaszcza, że, jak zauważyła moja towarzyszka, nieco dotąd konfabulowałem. Niemniej! - Uniósł obie ręce w obronnym geście. - Żałuję, że musiałem się do tego uciec. Sami jednak musicie przyznać, drodzy państwo, że ciężko darzyć bezwarunkowym zaufaniem kogoś, kogo się spotkało w nocy, tak doskonale uzbrojonego, jak wy. Zwłaszcza - tu uśmiechnął się kwaśno - że z tego, co zdążyłem się dowiedzieć, nasze łotry urządzały wczoraj, jakkolwiek dziwnie to może brzmieć, przyjęcie urodzinowe. Stąd moja nieufność. Podejrzewałem, że możecie być jakimiś ich spóźnionymi lub przybywającymi na poprawiny znajomkami.
Czarnowłosy mężczyzna westchnął ciężko. Najchętniej, to by się teraz jeszcze napił. Może gdyby był pijany, cała ta historia nie wydawałaby mu się aż tak tragicznie żałosna, a raczej zabawna.

- To, że żyję zawdzięczam najprawdopodobniej dwóm czynnikom: pierwszym z nich jest fakt, że napadli mnie w czasie snu, kompletnie nieprzygotowanego, kiedy znajdowałem się w sytuacji, hm, niedyspozycji. Nie musieli się ze mną szarpać i zapewne przez ten mój brak jakichkolwiek prób obrony nie sprowokowałem ich do żadnej gwałtownej agresji. Przypuszczam, że gdybym spotkał ich będąc w pełni przytomnym, to mielibyście w najlepszym przypadku o jednego członka bandy mniej, ale jednocześnie nie byłoby mnie tu z wami. - Tu Gaspard rozłożył ręce, jak gdyby prezentował całą swoją osobę. Nie był to obecnie zbyt imponujący widok, zwłaszcza biorąc pod uwagę brak butów, wymykający się spod kontroli zarost i przylepione do ubrania i ciała błoto.
- Jednak to przecież nie mogło ich powstrzymać ich przed poderżnięciem mi gardła dla samej przyjemności podrzynania. Wątpliwej, zaznaczmy to z całą mocą. - Dodał, nie chcąc przez zbytnią obrazowość wyjść na jakiegoś sadystę. - Zostawili mnie przy życiu, aby mieć świeży obiad. Dla tego ich trolla, niezbyt inteligentnego zresztą. To przez jego nieuwagę udało mi się zwiać i wpaść wprost na tę cudowną kobietę. - Oparł z wdzięcznością dłoń na ramieniu Pężyrki. Może trochę zbyt poufale… Ale co mu tam.

Pężyrkowe brwi podjechały niemal na środek czoła, kiedy Gaspard nazwał ją “cudowną”. Nikt do tej pory nie nazwał jej “cudowną”! Głęboko ukryte kobiece ja krasnoludki poczuło się mile połechtane, co objawiło się szerokim uśmiechem na twarzy Pężyrki.
- Oj tam no. Pomóc w potrzebie trzeba, zrobiłam to z przyjemnością - odpowiedziała poklepując Gasparda po dłoni umieszczonej na jej ramieniu.

Z dali, ledwo słyszalnie doszurał się do rozmówców krasnolud Quentin. Był to nisko typek, w dość traperskim ubraniu, z dużym nożem i zaniedbaną brodą.
- Co jest grane? - Wyszeptał - Bruno się pyta co się dzieje i... co robimy? A Gauthier daje migowym znać, że jest głodny.
Krasnoludka spojrzała na zadającego pytanie, a potem przeniosła wzrok na Remiego, do którego chyba wszystkie te słowa były skierowane.
- Hmm... wygląda na to, że mamy nowych towarzyszy - po chwili wahania powiedział Martin.
- Ci państwo - tu machnął w stronę krasnoludzicy i Gasparda, który jak pan, przynajmniej teraz nie wyglądał - również mają zatargi z Miętosiami.
- Mamy dwa oddziały - wyjaśnił Pężyrce i jej kompanowi.
- Chyba powinniście się rozdzielić. Bruno jest niedaleko - mruknął. Wydawało mu się rozsądne, że dopóki nie będzie pewny ich motywacji, nie powinien pozwolić im blisko współpracować. Wiara to jedno, a rozsądek drugie. Gdyby okazało się, że współpracują z bandytami mogłoby się zrobić nieprzyjemnie.
Pężyrka uśmiechnęła się jeszcze szerzej, bowiem nie przestała, odkąd Gaspard nazwał ją “cudowną”. Z ich dwójki zrobić się cały oddział. Lepiej być chyba nie mogło w tej sytuacji.
- Znakomicie. - Oznajmiła z entuzjazmem. - To nie ma co gadać, tylko trzeba dorwać łobuzów. - Ba, entuzjazm, gdyby mógł, wylewałby się z jej uszu i dziurek w nosie. Podskoczyła nagle, poprawiając sobie ułożenie miecza na plecach i spojrzała w oczekiwaniu na ruch Gasparda. - To ja się dostosuję do poleceń bardziej zaznajomionych ludzi z terenem i naszymi problemami.
Niestety, entuzjazm Gasparda malał wprost proporcjonalnie do tempa, w którym Pężyrka nabierała chęci do spuszczenia łomotu mieszkającym niedaleko opryszkom.
- Nie zrozum mnie źle… - chciał już powiedzieć “przyjacielu”, ale ugryzł się w język. To by zdecydowanie brzmiało tak, jak gdyby szukał zaczepki, a przecież wszyscy tu zebrani mieli wspólny i nawet szlachetny cel. Spojrzał więc jedynie spokojnie, zdecydowanie w oczy Remiego. - Jestem pewien, że jesteście wartymi zaufania ludźmi. Odważnymi, jeśli nie zdajecie się na stróżów prawa i sami wymierzacie słuszną sprawiedliwość, zamiast czekać jak owce na rzeź. Doceniam to. - Zrobił krok do przodu, stając nieco przed Pężyrką. - Ale ta krasnoludka pomogła mi walczyć o życie. Ba! Właściwie to uratowała je. I to nie tylko mnie, ale i mojemu psu. Nakarmiła. Ofiarowała, hm, namiastkę butów. I podzieliła się alkoholem. - Oznajmił takim tonem, jak gdyby zamykało to jakąkolwiek dyskusję. - Wiem, że mnie nie wystawi i że potrafi walczyć. - Dodał już ciszej, kończąc nieco patetyczną przemowę. - Jeśli uważacie, że jestem podejrzany, to udowodnię wam, że tak nie jest. Możecie zostać z Pężyrką z tyłu, a ja ruszę na gospodarstwo jako pierwszy.
Pężyrkowe brwi znowu podjechały do góry.
- A to ten, nie mamy się dzielić, żeby spuścić manto z dwóch stron?

Remi zmarszczył brwi niezadowolony. Nigdy nie pozwoliłby wyruszyć Gaspardowi jako pierwszemu. Zakładając, że rzeczywiście tamten miał dobre intencje, byłaby to po prostu strata człowieka. Gdyby zaś wszystkie jego bajeczki okazałyby się tylko zmyłką by zamydlić im oczy i ostrzec mieszkańców gospodarstwa, ich misja stałby pod znakiem zapytania. Martin raczej ufał Pężyrce, ale ona sama przyznała, że tego jegomościa poznała niedawno.
- To byłoby strasznie szlachetnie z pana strony, panie Gaspard. I niewiarygodnie głupie z mojej gdybym panu na to pozwolił - powiedział powoli odwzajemniając wzrok tamtego. Bartnik miał niemiłe poczucie, że jego rozmówca wiedział jaka będzie jego decyzja.
- Więc dobrze. Wraz z panią Pężyrką dołączycie do mojego oddziału. Postaramy się dorwać tych bandytów i odzyskać pana własność. Ale oczekuję, że będzie pan słuchał moich poleceń, bo nie mam ochoty oglądać zmarłych męczeńską śmiercią samotnych bohaterów - powiedział zdobywając się na coś w rodzaju krzywego uśmiechu.
Pężyrka sapnęła zadowolona. Dzień zaczął się równie dobrze, jak poprzedni. Ale była szansa, że tym razem zakończy się lepiej.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline