Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2017, 20:37   #172
Komtur
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Anbar rozejrzał się czujnie dookoła, upewniając się, że Eoghan jest sam. Jedną z dłoni trzymał na zdobycznym krótki mieczu (najlepiej czułby się mając znowu w ręku swój ulubiony młot).
- Jam jest Anbar a to mój brat Oskar, dobrze nas poznałeś, pochodzimy z dalekiego Hardlening, a szukamy tutaj starożytnej twierdzy naszego ludu, o której pamięć przetrwała w legendach. A teraz powiedz, czemu mamy ci zaufać…- zamilkł, wbiwszy ponure spojrzenie w Eoghana.
Oskar tylko przewrócił oczami na słowa swojego brata, któremu widać Moradin poskąpił czujności i nieufności do ludzi. Cóż jednak mógł zrobić? W pokoju nie było nikogo poza nimi, a przynajmniej krasnolud nikogo nie dostrzegł. Rozluźnił się więc minimalnie czując nagle skrajne zmęczenie ucieczką. Przez ten cały czas żył w strachu przed strażą, wiecznie spięty i gotowy do działania. Nawet po wydostaniu się obawy i straże nie odpuszczały go nawet na krok. Oskar czuł teraz w pełni upadek z wieży i ostatkiem sił walczył by nie usiąść w pokoju. Wiedział, że jeśli to zrobi zmęczenie organizmu wygra i nie będzie mógł już wstać. Skupił się więc na sobie wbijając do głowy frazesy, że wcale nie jest zmęczony, że niebezpieczeństwo jeszcze nie minęło, że wcale nie jest śmiertelnie poturbowany. Działało, ale pytanie jak długo będzie w stanie oszukiwać własne ciało.
- Może mu bracie zdradzisz jeszcze lokalizację tej twierdzy? - zakpił po krasnoludzku. Zgryźliwy humor z lochów zdawał się podążać cały za nimi cały ten czas.
- A co mamy do stracenia bracie? - Anbar spojrzał na swojego umęczonego brata, on sam poczuł się lepiej po solidnym kuflu piwa, ale im obu przydaby się solidny sen- Albo on może nam pomóc, albo wciąga nas w pułapkę, a jeżeli to drugie sam rozwalę mu czerep…- Odpowiedział po krasnoludzku.

- No to muszę wam powiedzieć że całkiem nieźle rozumiem - powiedział Eoghan w języku khazadów - i rozwalanie czerepu nie będzie konieczne. Jedna z oficerów D’himis zabiła całą moją rodzinę, więc mam rachunki do wyrównania.
Oczy łowcy zrobiły się w tym momencie zimne jak lód.
- Poza tym nie sądzę żeby D’himis była dobrą władczynią tej krainy, dlatego szukam każdego kto jest w stanie postawić się władzy i pomóc w obaleniu jej tyranii. Pomyślicie może że to dziecinny pomysł ale ludzie żyjący w tej niegościnnej krainie naprawdę mają już dość wyzysku. Wiem że to nie wasza walka jest, ale wy też macie rachunki do wyrównania. Może zawrzyjmy układ, ja pomogę odnaleźć wam waszą twierdzę, a wy w zamian dopuścicie mnie do udziałów skarbach. Wszak każda rewolucja wymaga złota, czyż nie?
Anbar obrzucił Eoghana spojrzeniem, próbując ocenić co tamten sobą reprezentuje. Wyglądał na kogoś obytego w walce.
- Ja bym chętnie dopiekł tym sukom, ale chyba w trójkę nie będziemy z całą armią walczyć, ty już zabijales w tej walce? Masz jakieś plany, towarzyszy? Jak mamy trop tego czego szukamy to jeżeli pomożesz należycie, łupami podzielimy się uczciwie.
- Zabijać, zabijałem - odpowiedział łowca - Problem właśnie w tym, że jestem sam. Ciężko jest kogoś zorganizować, gdy wokół pełno szpicli, a zima i gnolle dają się we znaki. Przyznam że te ostatnie zrobiły się bardzo zuchwałe tego roku. Powracając do D’himis, grupa z zewnątrz ma większe możliwości walki, bo brak jej miejscowych powiązań, dlatego was szukałem. Poza tym to co mówiliście o starej twierdzy i złocie, daje nadzieję nowe możliwości, złoto to miecze, zbroje i żywność, która pozwala przetrwać srogą zimę. Mnie ludzie z okolic Velders znają i ufają ale żeby zachęcić ich do otwartej walki trzeba czegoś więcej. Kilka spektakularnych sukcesów na pewno przekonało by ich że można dowalić tym sukom.

Oskar momentalnie pożałował takiej wylewności w swoim ojczystym języku. Wyglądało na to, że tu na północy język krasnoludzki jest zdecydowanie bardziej popularny wśród ludzi niż na południu. Albo to, albo mieli pecha i trafili na jedynego człowieka w okolicy mówiącego po krasnoludzku. Zrezygnowany milczał. Nie miało sensu przekonywać Anbara, że to zły pomysł. Oni mieliby dzielić się ich złotem? Ten koleś najwyraźniej za mocno oberwał w głowę. Oparł się o ścianę, a chwilę potem osunął na krzesło. Nie miał siły tłumaczyć. Poza tym, ten człowiek był ich okazją do wydostania się stąd. Póki co trzeba odpuścić z okazywaniem podejrzliwości. Oskar poprawił okulary przysłuchując się rozmowie towarzyszy czując jak ciężkie powieki zamykają się z każdą chwilą coraz mocniej.

- No to w mowie jesteś całkiem odważny- odparł Anbar - A jaki teraz masz plan? Rozumiem że to miejsce jest bezpieczne od D’himis? My z bratem potrzebujemy snu a potem… możemy chcieć coś pohandlować i pewnie uciec z tego miasta. Ty się pytałeś o tych co byli z nami uwięzieni… oni podziemiami chyba chcieli uciec, rozdzielismy się.
- Bezpieczne? - zdziwił się Eoghan - O tyle o ile. Jestem tu dopiero dzień i właśnie miałem zamiar iść do knajpy gdzie piją strażnicy i wywiedzieć się co nieco, gdy zjawiliście się wy. Zastanawiam się czy jednak dalej tego nie zrobić, być może jest jakiś sposób na dostanie się na niższe poziomy twierdzy, bez wścibskich oczu. Co o tym sądzicie?
 
Komtur jest offline