Clorid Po dwóch dniach jazdy powozem byłam strasznie obolała. Nawet urocze, małe poduszeczki z zielonego aksamitu nie poprawiły komfortu jazdy. Przeciągnęłam się leniwie.
-Melanio podaj mi, proszę, torbę z perfumami i pomadami-ruda, piegowata służąca, która siedzi na przeciwko zaczyna przeszukiwać torby, którymi była obstawiona ze wszystkich stron. Po chili znalazła odpowiednią, wielką torbę z błękitnego brokatu.Odbieram ją z rąk rudzielca, wyjęłam szpilki z włosów i zdejęłam kapelusz.
-Za pół godziny będę rozmawiać z księciem, a wiesz Melanio, że prawdziwa dama nawet w tak podłych warunkach musi wyglądać świeżo i promiennie-zrobiłam dziewczynie mały wykład, poprawiając makijaż przed lustrem. Nagle powóz podskoczył na nierównym trakcie.
-Luis, wychłostam cię bydlaku jak jeszcze raz w jakąś dziurę wjedziesz!-krzyknęłam wściekła, ścierając rozmazana pomadkę.W końcu dojechaliśmy na miejsce, założyłam kapelusz, wyciągnęłam wachlarz, ostatnie kontrolne spojrzenie w zwierciadło. Byłam gotowa. Woźnica otworzył drzwiczki powozu i podał mi rękę. Powoli, dostojnie wysiadłam. W koło pełno było żołnierzy, którzy oderwali się na chwile od swych zajęć, by popatrzeć jak z grację zmierzam do kwatery księcia. Po krótkiej wymianie uprzejmości, oddałam mu list, popatrzył na podpis widniejący na arkuszu a potem na mnie, musiał się zgodzić nie miał wyjścia, zważywszy na nadawce listu.Uśmiechnęłam się zalotnie, rozłożyłam wachlarz.
-Czy wasza wysokość mógł by skierować zdrożoną damę do jej kwatery, abym mogła podreperować swoją nadwątloną podróżą urodę?-delikatnie, leniwie poruszam wachlarzem.Muszę usiąść spokojnie i przemyśleć dalszą taktykę. Obiekt mojej obserwacji na razie nigdzie się nie wybierał.
Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 28-05-2007 o 21:19.
|