Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2017, 04:25   #98
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Dawid "Dave" Nowakowski - optymistyczny Europolak


Strumień



Czarny wilk boczył ciężko bokami co było wyraźne zwłaszcza po tym gdy uległ zwierzęcemu instynktowi i otrzepał się mokrą fontanną z nadmiaru wody. Aalee bolało… Te pomniejsze zadrapanie i inne takie można by rzec, że wyszedłby bez szwanku. Ale jedno mocniejsze szarpnięcie kłami czy szponami jednak nie chciało nie dać sie nie zauważyć. Przypuszczał, że ocena sytuacji przez białą wilczycę jest słuszna. Ludzie a właściwie te jeszcze wilki w ludzkiej, nie wyzwolonej powłoce, mimo, że to od nich się przecież zaczęło jakoś nagle spadły w priorytetach podzielności uwagi czarnego wilka.


Też polizał Summer po pysku i mokrym futrze. Wtedy jakoś wzrok mu się zawinął na Naszą. Pomogła im. Wbrew pierwszemu niezbyt korzystnemu wrażeniu jakie na nich obojgu wywarła pomogła im. Walczyła w strumieniu razem z parą wilków. Na koniec nawet skoczyła po tego porwanego faceta.


~ To była bardzo trudna walka. Ale jak na chrzest bojowy myślę, że byliśmy zajebiści! - na ile się dało puścił wilczycy wilcze oczko i polizał ją jeszcze raz po białym pysku. Spojrzał na wody strumienia. Płynął sobie jakby nigdy nic. Zupełnie jak przed chwilą gdy obserwowali jeszcze trójkę wilczych ludzi i nic się jeszcze nie działo.


Potem ogarnął scenę nieco bliżej. Naga chyba wyszła ze starcia najbardziej obronną ręką i była wyraźnie wściekła. Na razie nie dociekał na co czy na kogo. Obok niech leżał ten koleś w gajerze. Teraz wyglądał jak zmokła kura ubrana w mokre szmaty. Zwłaszcza brak świadomości upodabniał go do wyrzuconej na brzeg marzanny. Pod drzewem była ostatnia para ludzi. Rudowłosa dziewczyna wydawała się wzbudzać w Dawidzie obecnie najwięcej sympatii z całej trójki. Leżała sobie sucha, cicha i nieprzytomna przynajmniej nie sprawiając nikomu żadnych problemów. Ten “adaś” zaś najwyraźniej miał silniejsze nerwy jak na człowieka ale coś nie kwapił się do interakcji z ich trójką. Ale aż tak zdziwiony Nowakowski nie był. Jeśli dopiero co przybyli z nowego świata to pewnie widzieli grupkę potworów walczącą w wodzie z innymi potworami. Choć jego samopoczucie i opinia jakoś minimalnie w tej chwili Dawida obchodziły. Dumał co dalej. Summer i własny instynkt z domieszką chyba rozsądku podpowiadały by się ukryć. Odsapną, nabrać sił i heh… wylizać rany. Tak po wilczemu i dosłownie.


Ten facet. Ten stary. Był dziwny. Jedna z niewielu rzeczy co do jakich i Summer i Nasza były zgodne. Do niechęci do niego. Dlaczego? Wyczuwał jego zapach. Był zniechęcający i budzący ostrożność i nieufność, podejrzliwość może nawet. Czyżby obie wyczuwały coś jeszcze co jemu umykało? A jeśli były w błędzie? Albo jeśli nie? Nie był pewny. Z nieprzytomnego faceta nie szło czegoś się dowiedzieć ani rozmową ani wilczymi zmysłami. Ale skoro tyle ryzyka, strachu, krwi i wysiłku kosztowało ich odbicie go nie chciał teraz go porzucać. Mimo więc, że nie był pewny czy dobrze postępuje zdecydował się na razie go zabrać ze sobą. Skręcić kark czy wyrwać krtań chyba by zdążył. A jak nie on to chyba któraś z dziewczyn chyba zrobiłaby to aż nadto chętnie. No i rozmawiać. No tak, póki był w wilczej formie nie mógł się porozumieć z nikim prócz Summer. Ale też nie był pewny jak to jego rany zniosą taką przemianę. Zaś z dwójką ludzi cóż. Co się kryło w strumieniu to już wiedzieli. Jak byli na tyle durni by dalej się kręcić w jego pobliżu to Nowakowski jakoś nie widział dla nich zbytnio szans na przeżycie choćby tygodnia w tym świecie. A przecież oni z Summer nie mogli robić za ich niańki co krok. Ponadto chciał pogadać z Naszą która widocznie wiedziała choć trochę co tu jest grane. Ale jakoś nie chciał gadać przy strumieniu. Przebywać też nie. W końcu więc zdecydował się.


~ Tak Summer, spadamy stąd. Musimy znaleźć jakąś kryjówkę. Wezmę tego szakala. I spadamy stąd. - powiedział w końcu dzięki więzi jaka ich łączyła. Już zdołał trochę odtajać. Teraz gdy pierwszy pofajterski szok zszedł doszły do głosu uczucia i myśli nie związane z bieżącymi sekundami. Przypomniał sobie jej obawę. Tam w głębi strumienia. To było zrozumiałe. Przez chwilę sytuacja gdy nagle znajdowali się już w jakiejś głębinie a przeciwników przybywało zrobiło się naprawdę groźnie. A wówczas biała wilczyca obawiała się. Wyczuwał to wyraźnie nawet gdy gryzł, szarpał, prychał wodą i szarpał się by nie dać się porwać w wodne odmęty. Wyczuwał jej obawę. O to,że coś mu się stanie. Że go te śmierdzące bagnem cholery załatwią. On torował atak i miał pozycję alfy w tej walce. Ale ona zażarcie broniła go bardziej niż siebie samą. To było…


Czarny wilk znieruchomiał i zamarł na chwilę. Bo gdzieś tutaj właśnie brakło mu słów by oddać to co odczuwał. Wdzięczność? W końcu pewnie by skończył marnie gdyby tam był sam w tej wodzie. Spełnione nadzieje? W końcu była to ich pierwsza gorąca sytuacja gdzie mogli się sprawdzić nawzajem jak to wychodzi z tym parnterowaniem. Tak na serio a nie przy jakimś wesołym ale bezpiecznym w końcu baraszkowaniu w rzece czy po lesie. Dumę? No tak! Bo przecież było gorąco ale okazali się prawdziwymi wilkami! Oboje! Summer mu mężne partnerowała a nie była jakimś przestraszonym psiakiem ujadającym z oddali. Była tam razem z nim ramię w ramię, pysk przy pysku, szarpiąc i gryząc tego samego wroga tak samo zażarcie jak on! I też oberwała jak i on a teraz razem krwawili. Ostry zapach czerwieni drażnił wilcze nozdrza. Tak, trzeba było się ruszyć. By nie zwabiać innych drapieżników w pobliżu. Zbitek takich emocji płynął od czarnego wilka tam gdzie słowa nie mogły go poratować.


Otrząsnął się jeszcze raz i wstał na cztery łapy. Mógł wstać więc mógł iść, mógł iść więc żył. Żył więc mógł gryźć. Choć na razie nie zamierzał. Spojrzał do góry na wężownicę. Chciał z nią pogadać. Wskazał łbem na krzaki w jakie miał zamiar za chwilę się udać. Miał nadzieję, że się domyśli. Najlepszy moment do ataku z jej strony minął. Mogła się nie wtrącać do walki lub nawet zaatakować ich gdy już walczyli w strumieniu. Widać więc jeśli coś przeciw nim knuła to była to jakaś bardziej wyrafinowana intryga. Na razie więc wolał więc widzieć w niej enigmatycznego sojusznika. Może osobę o neutralnym charakterze. Ale raczej już nie jak jawnego wroga. Poza tym skoro walczyli razem ramię w ramię zasługiwała na zaufanie. Sam czarny wilk podszedł i złapał szczękami za kołnierz marynarki tego którego wężyca nazywała szakalem i nawet nieprzytomnym stanie wzbudzał w Summer nieufność. Przez chwilę kusiło go by ulec wilczej naturze i rozszarpać w pysku te cherlawe mięso przez które teraz krwawili i mieli tyle kłopotów! Ale opanował się jednak. Podniósł łeb a wraz z nim górną połowę bezwładnego ciała. Spojrzał na rodaka pod drzewem ze złożoną nieprzytomną rudowłosą. Potem powoli odwrócił łeb w stronę docelowych krzaków i sam też ruszył w ich stronę.


Summer od razu ruszyła za nim. Jej szczęki zacisnęły się na rękawie garnituru. To, że przy okazji z całą pewnością zahaczyły skórę nie wydawało się szczególnie jej przeszkadzać. Jej pomoc okazała się nader przydatna. Czarny wilk najwyraźniej nie docenił obrażeń jakie mu zadano. Tylna łapa przy każdym zetknięciu z ziemią budziła błyskawice bólu, które przemykały po całym jego ciele. Świadomość tego, że nie będzie w stanie odejść daleko, była zdecydowanie nieprzyjemnym objawieniem dla dumnego mężczyzny. Nie był jednak sam, o czym świadczyły chociażby dopingujący przekaz, wysyłany przez jego białą partnerkę. Wilczyca usilnie starała się odciągnąć jego myśli od obrażeń, których doznał. Przypomniała mu nocną gonitwę, żartowała z jego strachu przed pszczołami, omawiała ze szczegółami walkę, którą dopiero co stoczyli. Nie udało się jej jednak powstrzymać okazjonalnych warknięć gdy jej wzrok padał na ciągniętego przez nich mężczyznę.


Ciało, które zdawało się uparcie zahaczać o każdy wystający korzeń i każdy napotkany po drodze krzak, robiło zdecydowanie za dużo hałasu jak na czuły zmysł słuchu wilkołaka. Nie aż tyle jednak, co dwójka ludzi, którzy za nimi podążali. Mięśniak i krótkowłosa, która najwyraźniej zdołała się ocknąć, nie dość że zdecydowanie za głośno omawiali zajście którego byli świadkami, to jeszcze, najwyraźniej z premedytacją, nadeptywali na każdą suchą gałązkę, jaka się im nawinęła pod nogi. Cud prawdziwy, że udało im się dotrzeć tak daleko i nie zostać pożartymi. Chociaż może chodziło tu o ochronę wężycy lub o sam fakt, że mieli wszak dzień, a w dzień większość drapieżników, którzy mogli im zagrażać, spała. Summer wyraźnie skłaniała się ku opcji z Naszą, gdy już skończyła litanię przekleństw pod adresem krótkowłosej, która zdawała się winić wilki za stan swojego partnera.


~ Jak się zaraz nie zamknie to przegryzę jej gardło - zagroziła, warcząc głucho.

Groźby wilczycy, o dziwo, zostały wysłuchane. Więcej jednak w tym fakcie było zasługi wężycy, niż samych gróźb, których przecież ludzie i tak nie byli zdolni wysłuchać. Naszy bowiem także musiało się to jęczenie nie podobać. Jej dosadne słowa, opisujące co też zamierza z kobietą zrobić, gdy ta się nie uciszy, zastąpiły rolę knebla, o którym także wężyca wspomniała. Doradziła przy tym mięśniakowi żeby w razie, gdyby samica, jak nazywała kobietę, ponownie zaczęła mleć ozorem, strzelił ją w pysk i uciszył. Zaraz po tym, jej cielsko mignęło nad głowami wilków. Istota ta najwyraźniej tak samo zwinnie poruszała się po ziemi, jak i w konarach drzew.

- Tędy - pokierowała ich w pewnym momencie, wskazując na prawo.

Summer bez dyskusji, pociągnęła Dawida i ciągnięte przez nich ciało tam, gdzie chciała Nasza. Biorąc pod uwagę to, że czarny wilk wyraźnie z sił opadał, do czego bez wątpienia przyczyniła się nie tylko długa droga, ale i upływ krwi, nie było to dla białej wilczycy trudnym wyzwaniem. Jej niepokój rósł z każdą chwilą i najwyraźniej była gotowa zaufać wężycy byle tylko szybko znaleźć miejsce, w którym mogliby bezpiecznie odpocząć.



Chatka




Ludzie, którzy za nimi podążali najwyraźniej także odczuwali wpływ przebytej drogi i lejącego się z nieba żaru. Zamiast narzekania, które wbrew groźbom od czasu do czasu wydobywało się z ust krótkowłosej, słychać było jedynie ciężki oddech, któremu wtórował drugi, należący do mięśniaka.

Na szczęście nie musieli iść dużo dalej. Pokonawszy gęsto porośnięty krzakami odcinek, znaleźli się na względnie otwartej przestrzeni. Na niej ujrzeli chatę.





W niczym nie przypominała ona tej, którą odkryli poprzedniego dnia. Nie było kolorowych kwiatów, białych firanek w oknach czy pogodnej atmosfery, która by to miejsce otaczała. Na pierwszy rzut oka była to po prostu chata, do tego nieco zapuszczona. Nigdzie nie widać było śladów żywej duszy, która mogłaby to miejsce zamieszkiwać. Było cicho i spokojnie.

Przynajmniej do momentu, w którym drzwi wejściowe nie stanęły otworem i nie ukazała się w nich drobna postać.





Dziewczyna, bowiem bez dwóch zdań nie był to mężczyzna, sprawiała wrażenie nieco wystraszonej ich przybyciem. Jasne włosy opadały jej częściowo na twarz, kryjąc rogowe wypustki, które były częścią dość groźnie wyglądających rogów. Były one czarne, podobnie jak czarna była suknia którą miała na sobie. Odzienie to było proste, pozbawione ozdób, o szerokich rękawach. Kolorem pasowało nie tylko do rogów ale i do skrzydeł, które istota posiadała. Były to, w przeciwieństwie do tych którymi szczyciła się Nasza, potężne skrzydła, ozdobione czarnymi piórami. Ich końcówki lekko muskały ziemię pod odzianymi w czarne trzewiki, stopami.

Płochliwe dziewczę przyglądało się im dobrą chwilę w milczeniu. Dopiero pojawienie się mięśniaka i krótkowłosej, wybudziło ją z tego stanu. Oboje sprawiali wrażenie wycieńczonych. Zdecydowanie także przybyło im ran, których autorami były zapewne te kolczaste krzaki przez które nieraz przyszło im się przedzierać.

- Wejdźcie - zaproponowała, otwierając szerzej drzwi, z którego to zaproszenia, aczkolwiek z wyraźnym wahaniem od razu skorzystała krótkowłosa.

- Ten wilk jest ranny - poinformował ją mięśniak, wpatrzony w jej skrzydła i rogi. Jego głos zadrżał nieco, jakby nie był do końca przekonany co do tego, czy widzi to, co widzi. Zaraz jednak wszedł do środka, jakby nie mogąc dłużej znieść widoku skrzydlatej dziewczyny.

- Wejdźcie - powtórzyła, kierując te słowa do pary wilków. - Opatrzę wasze rany i zajmę się waszym przyjacielem - dodała, wskazując na nieprzytomnego mężczyznę, na co odpowiedziało jej niechętne warknięcie Summer. - W takim razie zostawcie go tutaj. Zajmę się najpierw twoim towarzyszem, wilczyco. - Nieznajoma skłoniła lekko głowę i uśmiechnęła się nieco niepewnie.

Wężycy nie było nigdzie widać.


Dawid czuł się gorzej. Dużo gorzej niż sądził zaraz po walce. Ledwo zaczęli z Summer targać tego starego w przemoczonym gajerze odczuł ciężar, ból dużo solidniej niż jeszcze zdawało mu się to przed chwilą. Potem też nie było lepiej. Czuł, że zaskakująco szybko opada z sił i się męczy chyba bardziej niż po walce i w takim upale powinien. Ale najbardziej wymowne byłe dla niego były słowa i emocje Summer jakie wyczuwał na ich dziwnej odkrytej wczoraj więzi która ich połączyła. Brzmiało jakby dla niej wyglądał jeszcze gorzej niż się czuł. Było aż tak źle? To by było dość niepokojące. Summer chciała odciągnąć jego uwagę od bólu i ram więc chyba nie wyglądało to jej oczami tak jak jakieś byle jakie draśnięcie ta jego zraniona łapa. Pozostawało mieć nadzieję, że kobieta jest jak to kobiety mają czyli przewrażliwiona. I wyjdzie z tego, wyliże się. W końcu nadal dopiero poznawali swoje możliwości, zwłaszcza w wilczej formie. Ale jakby nie patrzeć było mu przyjemnie i odczuwał prawdziwą ulgę, gdy tak nawijała o ich ostatnich przygodach chcąc sprowadzić jego uwagę na inne tory.


Starał się więc też zrewanżować się jej tym samym. Być pogodnym i odpowiadać na jej zaczepki. Trochę też pogadał o ich planach. By dotrzeć do elfów, do alf, do innych wilków, porozważał czy ta trójka wilczych ludzi też była z “Pełni” i choć wiedział, że sporo z tego już powtarza bo rozmawiali o tym wcześniej jakoś też pomagało mu to skupić się na czymś innym niż na tym całym badziewiu o które zahaczała zraniona łapa. W końcu się wycwanił i podwinał trochę tą zranioną łapę do góry i drałował przez większość trasy na trzech łapach by oszczędzać zranione miejsce. Gdzieś w głębi duszy odczuwał już niepokój. Rana była naprawdę poważna, dużo poważniejsza niż się spodziewał. Zaczynał myśleć o postoju gdy Nasza dała znać, że ma chyba jakąś miejscówę w okolicy. Nawet mu ulżyło gdy to powiedziała. Wcześniej prychnął rozbawiony tym jak Nasza obsztorcowała dwójkę ludzi wlokących się z tyłu. ~ Rany, pomyśl Summer, parę dni temu, też pewnie byliśmy tacy niezdarni. - myśl ta wydała mu się nawet dość zabawna teraz.


Czarny wilk zoczył domek a po chwili właścicielkę. Wyczuwał bukiet ziół i kaczek płynący z wnętrza domu. Od razu poczuł jak bardzo jest głodny. Od rana poza tym zającem nic nie jedli z Summer. Głód przyczajony poranną ekscytacją i przygodami a teraz walką i bólem zdawał się znikać by teraz rzucić się do trzewi czarnego wilka. Poczuł jak do gardła i pyska napływa mu ślina. Irytacja i złość, niezbyt w tej chwili jeszcze ukierunkowane zauważalnie wzrosły o kolejne oczko.


Gospodyni budziła ciekawość i ostrożność czarnego wilka. Miała rogi i skrzydła jak Tamina. Więc od razu skojarzyła mu się z demoniczną nacją. Zapach jednak miał inny. Pobrzemiewała w nim obawa, może ostrożność ale na taką bandę wtarabaniającą się na jej podwórko, w takim stanie to Nowakowski zaskoczony nie był. Sam pewnie by nie fikał z radości jakby taka kawalkada zaparkowała mu przed domem.


Wilczy ludzie pierwszy raz naprawdę wkurzyli Dawida. Gdy się tak bezceremonialnie wpieprzyli do chaty przed wilków. Dotąd się wahał w ich ocenie. Był skłonny im pomóc, wprowadzić w ten świat choć na tyle na ile by z Summer zdołali. Na razie zachowywał do nich rezerwę nie chcąc się poddać tak łatwo niechęci jaką okazywały im i Summer i Nasza. Chciał sobie wyrobić o nich zdanie, czegoś się dowiedzieć. Nie wydawali się być bardziej groźni niż ludzie z ich świata więc przynajmniej w postaci wilków Dawid i Summer mieli nad nimi taką przewagę siły, że ciężko było mu uznać tą trójkę za pełnoprawne zagrożenie dla nich. Zwłaszcza z ich brakiem obycia w tym świecie, szokiem kulturowym, niezdecydowaniem i brakiem współpracy między sobą. Więc jakoś nie czuł potrzeby by się na nich wyżywać, pokazywać im gdzie ich miejsce czy używać tej siły przeciw nim. Ale teraz gdy zobaczył jak bez zastanowienia wepchli się w kolejkę szlag go w końcu na nich trafił. Nagle te wszystkie irytacje i zażalenia jakie i Summer i Nasza miały pod ich adresem wydały mu się jak najbardziej na miejscu. Może jakby nie był głodny, jakby go łapa nie paliła żywym ogniem, jakby nie odbierał fal bólu od zranionej w walce Summer, nie był skoncentrowany na tym, że wreszcie znaleźli chyba bezpieczną przystań, jakby ci dwoje coś powiedzieli, spytali czy co, może zareagowałby inaczej. Łagodniej, wolniej czy co. Ale nagle po prostu jak zobaczył plecy tej rudej potem swojego rodaka w drzwiach no złość mu zalała czerwoną mgiełką oczy. Poza tym do cholery on był alfą! On i Summer i oni do cholery mieli pierwszeństwo!


Ostrzegł ich złowróżbny, zwierzęcy warkot dobywający się z gardła czarnego wilka. Ale czarny drapieżnik po prostu skoczył naprzód. Chapnął szczękami za ramię wchodzącego do środka mężczyzny i szarpnął czarnym łbem w bok, wywalając go z progu na zewnątrz. Zauważył dziewczynę już w środku i na nią skoczył przewalając ją przednimi łapami na podłogę. Zawarczał jej z odległości kilkunastu centymetrów pokazując zaślinione kły i skracając tą odległość do kilku centymetrów na wypadek gdyby niedowidziała. Potem się przemienił w ludzką formę. Nadal siedział na niej i pochylał się nad nią szczerząc już ludzkie zęby. - Ja! Ja i ona jesteśmy alfami! I my jesteśmy pierwsi! Wy możecie być po nas. - wskazał na stojącą niedaleko białą wilczycę na szybkiego wyjaśniając hierarchię panującą w tym stadzie.


Potem jednak rana zwyciężyła i znow po tym numerze zalała go fala bólu ze zranionego miejsca. Wstał z trudem podnosząc się do pionu zostawiając rudowłosą na podłodze. Spojrzał na rogatą gospodyni. Pewnie nie była zdziwiona tak bardzo jak ludzie z ich świat przemianą. Miał nadzieję, że się nie wkurzy za ten wybryk. Teraz gdy wyładował złość jakoś trzeźwiej na to wszystko patrzył. - Przepraszam. Wkurzyli mnie jak się tak wepchali. - zaczął rozmowę z gospodynią. Chwilę zastanawiał się co dalej powiedzieć. - Jestem Dave. A to jest Summer. - przedstawił znowu siebie i Summer. Jakoś często tutaj ta metoda działała. - Walczyliśmy z wodniakami. Tam w strumieniu. Bo tego mokrego porwały. Chcieliśmy z Summer im pomóc. No ale te wodniaki trochę nas pocięły. Szukaliśmy schronienia. - wyjaśnił rozglądając się po pomieszczeniu. Chętnie by usiadł na czymś. Ciężko mu się stało na jednej właściwie nodze. Drugą podniósł nieco by ją oszczędzać. Miał nadzieję, że gospodyni się do nich nie zrazi.


Gospodyni na zrażona bynajmniej nie wyglądała. Na wystraszoną… To już prędzej. Podobnie jak i mięśniak, który nie dość że zbladł, to jeszcze dość obficie krwawił. Zęby czarnego wilka przeniknęły bowiem skórę, która nie stanowiła dla nich żadnej przeszkody. Rana wyglądała na poważną, a ranny - jakby miał zaraz zemdleć. Tym bardziej, że Dave nie był jedynym, któremu nie spodobało się zachowanie ludzi. Summer stała obecnie między nieznajomym, a chatą i ukazywała mu w pełni swoje kły, bynajmniej nie w przyjaznym uśmiechu.

- Co do… - udało się mu wyjąkać, zanim ból nie dotarł w pełni do jego napędzanego adrenaliną mózgu i nie nakazał ciału zwinąć się z bólu. Ruda zaś… Cóż, ta ponownie zemdlała, bez wątpienia oszczędzając wszystkim kłopotu w postaci ataku histerii.


Skrzydlata doszła do siebie stosunkowo szybko. Po ostatnich słowach Dawida, odkleiła plecy od ściany, o którą się opierała i ruszyła w jego stronę, wyglądając na wściekłą.

- Na tym terenie nie rozlewa się krwi, nie walczy - warknęła iście po wilczemu, popychając mężczyznę palcem, który trafił w ramię z siłą, która była ledwie odczuwalna. - To mój dom!

Po jej policzku spłynęła łza, gdy strach ponownie zaczął wygrywać, a złość ulatywać. Otuliła dłońmi ramiona, jakby chcąc sama siebie zamknąć w bezpiecznym objęciu.

- To mój dom… - powtórzyła już spokojniej. - Nie mam pojęcia jak tu trafiliście. To nie powinno się zdarzyć…

Obrzuciła wszystkich spojrzeniem, w którym o pierwszeństwo walczyła ochota by zniknąć z powoli przejmującą potrzebą udzielenia im pomocy. Ta ostatnia w końcu wygrała, oznajmiając swoje zwycięstwo cichym westchnieniem, które wydobyło się z ust dziewczyny.

- Możecie liczyć na moją pomoc i schronienie, tylko powstrzymajcie swoje zapędy, proszę. - Udało się jej nawet lekko uśmiechnąć.

Dłonią, która z pewnym trudem oderwała się od ramienia, wskazała na wnętrze chaty. Zaraz za krótkim korytarzykiem widać było otwartą przestrzeń, w której Dawidowi przed wszystkim rzucił się w oczy fotel. Wyglądał nader wygodnie i zapraszająco. Obok fotela stał stolik, a za nimi duży kominek. Była także sofa, sprawiająca nieco mniej wygodne wrażenie, ale nadająca się w sam raz by się na niej wyłożyć z nogami na oparciu. Na sofie leżał koc, na oko ręcznej roboty i do nad wyraz starannej. Na podłodze zaś leżało futro niedźwiedzia. Dodać do tego zawieję śnieżną za oknem, której oczywiście nie było, a miało się jak nic obrazek z górskiej chaty w wersji romantycznej.

Pod oknami stały dwie komody, solidne, zrobione z dębu i posiadające liczne szufladki. Nieco dalej, tam gdzie chata nabierała owalnego kształtu, stał okrągły stół z czterema krzesłami, podobnie jak komody, wykonany z dębu i pięknie rzeźbiony. Na jego środku pysznił się szeroki wazon pełen leśnych kwiatów, które wypełniały miejsce swym słodkim zapachem.

Całości dopełniały podwójne drzwi prowadzące do, sądząc po zapachu, kuchni. Były otwarte więc mógł zobaczyć wiszące pod sufitem zioła, stół, oraz piec, na którym stał duży garniec.

Na piętro prowadziły schody, które zaczynały się po lewej stronie od wejścia. Ozdobna balustrada, która je zabezpieczała, pięła się w górę niczym bluszcz, otaczając całe pierwsze piętro, które sprawiało wrażenie ciut większego niż wskazywał na to rozmiar samej chaty. Dzięki takiej konstrukcji, gdy już Dawid znalazł się w środku, mógł ujrzeć piątkę drzwi, które prowadziły, zapewne, do pokoi. Sam sufit ozdobiony był odsłoniętymi belkami, podobnie jak stół, bogato rzeźbionymi. Od nich zwieszały się w dół lśniące delikatnym, białym światłem, kryształy.

Skrzydlata gospodyni przecisnęła się ostrożnie obok Dawida i ruszyła w stronę ukrytych pod schodami drzwiczek.

- Wodniaki mają jad w swoich zębach - rzuciła za siebie, nie zwracając większej uwagi na to co robią jej goście.

- To by wyjaśniało dlaczego rany się nie goją - odezwała się Summer, która idąc w ślady Dawida, także zmieniła postać i weszła do środka, zostawiając mięśniaka i faceta w garniaku, samym sobie.

- I nie zagoją się - potwierdziła ich gospodyni, odwracając się i wręczając kolorowłosej naręcze różnej wielkości kawałków białego materiału. - Połóż je proszę na stole - nakazała, sprawiając przy tym wrażenie osoby, która wie co robi.

Wilczyca rzuciła Dawidowi rozbawione spojrzenie, po czym wykonała polecenie. W międzyczasie do chaty ponownie zawitał mięśniak, brudząc drewniana podłogę swoją krwią. Przezornie stanął jak najdalej od wilkołaka, a gdy Summer wzięła jeden kawałek płótna i podeszła do niego by mu go podać, cofnął się z mieszanką obrzydzenia, fascynacji i przerażenia, na twarzy. Podarunek jednak przyjął.

- Usiądź - w międzyczasie nakazała skrzydlata, kierując te słowa do Dawida i wskazując na jedno z krzeseł. Widać nie chciała plam z krwi na fotelu.


- Jasne. Nie ma sprawy. Przepraszam za ten wybuch. - Dawid uniósł obydwie puste dłonie lekko nimi popychając powietrze w uniwersalnym w ich świecie geście nie szukania kłopotów. Odczuł ulgę, że gospodyni ich z miejsca nie wywaliła. Ale tym bardziej zrobiło mu się głupio widząc reakcję skrzydlatej dziewczyny. Niemniej samej reakcji za tą wcinkę tamtej dwójki nie żałował w ogóle. Należało ich nauczyć moresu! I znów z Summer okazali się być podobni w tym punkcie widzenia. Puścił jej porozumiewawcze oczko dla dodania otuchy i w podziękowaniu za wsparcie. Trochę nie spodziewał się, że rodaka jego kły aż tak rozharatają. Nie chciał go przecież naprawdę ugryźć czy wyrwać stawu a wywalić na zewnątrz. Widocznie przecenił w tej chwili precyzję swojego nowego ciała. Więc widząc jak tamten trzyma się za zakrwawioną rękę też mu się trochę zrobiło niespecjalnie. Ale też tak jak i na macie widząc czy słysząc odklepanie walki prawie od razu wywietrzała z niego cała złość i agresja. Zwłaszcza, że chyba to co miało dotarło do “adasia”.


- Noo… Słyszeliście co pani powiedziała? Żadnych borut. - trochę podniósł głos gdy mówił głównie do mięśniaka w adasiach wciąż trzymającego się za ramię. Zaczynał trochę odczuwać luźniejszy nastrój. Albo już brała go zmęczeniowa głupawka. Jak nie ze zmęczenia to z tego krwawienia. Czuł, że głos mu brzmi jakby nie do końca mówił na serio a trochę jakby prowokował tamtego do spróbowania się ponownie.


- Ładny domek. Przytulnie tu. - powiedział siadając na miejscu na jakim mu wskazała gospodyni. Nie chciał się przyznać, zwłaszcza z twarzy bo i tamten mięśniak i laski ale usiadł wreszcie z prawdziwą ulgą jakby siadał na najwygodniejszym tronie. Oszczędnym ruchem wyciągnął nieco chyba sztywniejącą już nogę poszarpaną przez wodniaki. Teraz i kończyna wyglądała inaczej niż w wilczej formie i on patrzył na nią inaczej. Bardziej ludzko niż wilczo.


- To poważna sprawa? - wskazał na ranę zranionej nogi. Chodziło mu i o ranę i ten jad. Te słowa i tym, że nie będą się goić jakoś nie zabrzmiały zbyt optymistycznie. Nie był jednak pewny czy to tak pozostawione same sobie czy może gospodyni ma jakieś sposoby na te rany. Wydawała się dość obyta z tematem. Nie załamywała w każdym razie rąk więc sprawa chyba nie była tak beznadziejna. - I mogłabyś zdradzić swoje imię? - spytał czekając co i jak zacznie robić gospodyni z tą raną. Ciekawiła go kim jest. Sprawiała wrażenie bardzo młodej. Ale miała rogi jak Tam a ta też za cholerę nie wyglądała na swoje lata.


- Dziękuję - odpowiedziała na uwagę tyczącą się domu, jednak głosem który sugerował, że myślami była daleko od miejsca, w którym przebywali. Zaraz też, zadowolona z tego że jej pacjent zrobił to, o co go prosiła, skinęła głową i podeszła bliżej by przyklęknąć przy nim.

- Poważna - potwierdziła jego obawy. - To specyficzna trucizna, występująca tylko w krwi i kłach wodniaków. Zwykłego śmiertelnika zabija w ciągu godziny. Mam w zapasach antidotum jednak w tym wypadku minęło już zbyt dużo czasu żeby mogło cokolwiek zdziałać - rzuciwszy tą niezbyt dobrze rokująca informację, położyła obie dłonie na udzie Dawida, dokładnie na ranie która wciąż krwawiła. - Mieliście szczęście że tu trafiliście, chociaż wciąż nie wiem w jaki sposób.

Pokręciła głową, jakby chciała tym ruchem uporządkować myśli. Dave w międzyczasie poczuł, jak od dotyku jej dłoni rozgrzewa się jego ciało. Wpierw był to jedynie fragment wokół rany, jednak owe ciepło szybko zaczęło się rozprzestrzeniać, docierając do kolejnych kończyn. W pewnym momencie stało się to wręcz bolesne. Na szczęście ból zelżał zanim stał się nie do wytrzymania.

- Zobaczmy - skrzydlata mruknęła pod nosem, nie zwracając uwagi na Summer, która niemal wisiała nad nią, wyraźnie zaniepokojona sygnałami wysyłanymi przez Dawida. W dłoni nieznajomej pojawił się cienki sztylecik, który wyjęła z trzewika. Szybkim, pewnym ruchem rozcięła nogawkę spodni ukazując zakrwawione ciało. Rany jednakże nigdzie nie było.

- No dobrze - rozległo się kolejne mruknięcie dziewczyny, ozdobione krótkim skinieniem głową. - Teraz przyniosę wodę i zajmę się pozostałymi - poinformowała, wstając i rzucając Summer pokrzepiający uśmiech. - Usiądź - zwróciła się do mięśniaka, który sprawiał wrażenie jakby zaraz miał zemdleć. - Będziesz następny, po czym zajmę się tobą - ponownie skierowała spojrzenie na wilczycę. - Wytrzymasz dłużej niż on.

Kolorowłosa skinęła głową na zgodę, nadal wpatrując się w odsłonięte ciało swojego partnera, jakby nie do końca wierząc w to co widziały jej oczy. Skrzydlata zaś zrobiła to co powiedziała, wciąż nie wyjawiając swego imienia.

Nie było jej chwilę, wystarczająco jednak by woń jej magii rozwiała się na tyle, że czułe zmysły wilka wyłapały kolejną, starszą, budzącą niepokój. Z początku wydawać się mogło iż dociera ona ze skóry niedźwiedzia leżącej na podłodze, więc nie wzbudziła podejrzeń. Teraz jednak nabrała siły, zupełnie jakby to, co nieznajoma zrobiła, dodatkowo wyostrzyło zmysły, jakimi Dave dysponował. Tak, bez wątpienia czuć było niedźwiedziem, a do tego im bardziej na tym zapachu się skupiał tym mocniej utwierdzał się w przekonaniu iż najsilniejsza woń dociera od strony kuchni i zza lekko uchylonych okien. Jakby coś, co było właścicielem owej woni, zbliżało się ostrożnie do domu, ciche niczym duch.

- Iresin - ze stanu wzmożonej czujności wybił Dawida głos skrzydlatej, która z tacą w dłoniach ponownie znalazła się w salonie. - Zwą mnie Iresin.

Ostrożnie manewrując położyła tacę na stole o czym zabrała z niej miskę z wodą, zostawiając bochenek chleba, osełkę sera i spory kawał szynki. Obok jedzenia leżał nóż, zachęcając do tego by po niego sięgnąć i skorzystać z przyniesionych darów.

- Nie bój się, nie gryzę - poinformowała mięśniaka, który sprawiał wrażenie jakby chciał się znaleźć jak najdalej od miejsca, w którym obecnie siedział, a które najwyraźniej było zdecydowanie za blisko Dawida. - Miałeś szczęście, mógł ci równie dobrze odgryźć tą rękę.

Ton jej głosu był wyraźnie karcący, przez co odwrócił uwagę mężczyzny od rodaka i zmusił go do skupienia wzroku na zdecydowanie mniejszym, przynajmniej w jego oczach, zagrożeniu.

- Nic nie zrobiliśmy - warknął, krzywiąc się z bólu gdy chwyciłą jego rękę i przyciągnęła do siebie. - To coś zaatakowało nas bez powodu.

- To alfa, czego się spodziewałeś? - Iresin zadała to pytanie na wpół współczującym, na wpół ostrzegawczym głosem. - Jeżeli chcesz przeżyć będziesz musiał się nauczyć podstawowych zasad. Szczególnie będąc w pobliżu wilkołaków.

- Wilko…. - z poziomu podłogi rozległ się piszczący, spanikowany głos zwiastujący ocknięcie się rudej.

- Zgaduję, że nie podróżujecie razem zbyt długo - skrzydlata zwróciła się do Dawida, ignorując powoli podnoszącą się kobietę. Woń niedźwiedzia nabrała przy tym na sile, skupiając się w okolicy głównego wejścia. Nikogo jednak nie było widać, a i żaden podejrzany odgłos nie zakłócił sielankowej ciszy południa. Sądząc jednak po reakcji Summer, nie tylko Dawid wyczuł ewentualne zagrożenie.

~ Powinniśmy ją ostrzec? - zapytała, rzucając spojrzenie w stronę zamkniętych drzwi.*


Twarz Nowakowskiego tężała prawie z każdym słowem wypowiedzianym przez gospodynię. Poważna rana. Jad zabijający w godziną. Nie działająca odtrutka. Co tu było ściemniać robiło się coraz poważniej w miarę jak mówiła. Obawa którą wcześniej adrenalina, ruch, wyskok wilczych ludzi, złość i agresja przytłumiły teraz wyskoczyła i użarła i żarła coraz mocniej. Nowakowski odczuwał coraz wyraźniejszy niepokój gdy tak słuchał diagnoz i rokowań skrzydlatej i magicznej pewnie medyczki.


Nie chciał jednak siać paniki. Nawet przed samym sobą a i tak wiedział, że i Summer się to też udzieli. Chociaż też to przecież słyszała i pewnie mogła dodać dwa do dwóch. Ale jakiś samczy testosteron, wrodzony optymizm i wola walki nie pozwalały mu się rozklejać. Choć teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej składał wiarę i nadzieję w kobietę która ich przyjęła i ugościła. Rozpaczliwie chciał wierzyć, że może i chce im pomóc. Że pomoże jemu. Że po to właśnie tutaj Nasza ich przyprowadziła. Pewnie też zdawała sobie sprawę bardziej od nich z jakimi ranami wyszli z tamtej walki.


Ale wrodzone cechy charakteru nie chcąc ulec rozpaczy i beznadziei musiały znaleźć jakiś cel zastępczy. I znalazły. Tamten stary gnojek! To przez niego! Po chuja to było skakać i walczyć o niego!? Dawid wściekał się teraz pospołu i tamtego łachmytę i na siebie samego. Bez sensu! To było bez sensu! No jakby tam Summer porwali czy kogoś tam ale obcego?! Kręcił głową w złości i niedowierzaniu na własną głupotę. Wątpił by teraz znając konsekwencje i ryzyko wydurnił się z takim numerem po raz kolejny. Upojony własną potęgą nowego ciała chciał je sprawdzić. Wierzył, we własne siły i możliwości. Ale coś co wcześniej co prawda brał pod uwagę w rachubach i to jak miejscowi zachowywali się względem tego świata nawet mając takie potężniejsze od ludzi z ich świata ciałai możliwości też do niego przemawiało, że nie sa takimi kozakami jakimi by byli w ich świecie. Ale dopiero teraz dotarło to do niego tak bardzo bezpośrednio i osobiście. Skoczyli na głęboką wodę. Głęboką i toksyczną. Jakby nie Nasza i teraz Iresin to chyba mogło być dla niego i Summer dość nieciekawie.


Ale do złorzeczeń na siebie i tamtego nieostrożnego typa w gajerze doszły mu nowe już miejscowe. Zastanawiał się co odpowiedzieć Iresin. Za pierwszym razem miał po cichu nadzieję, że da spokój czy zgapi te pytanie ale jednak okazywała grzeczny upór w tym drążeniu jak tu trafili. No tajemnicy właściwie nie było niby co robić ale zniknięcie Naszy jakoś nie wiązało się z budową tajemnego czegoś. No smyrgnęła między gałęziami jak dotad często przez całą drogę robiła a oni wyszli zaraz na ten domek a naga się już nie pojawiła. Koniec. Gospodyni zaś grzecznie pytała co i jak więc wypadało powiedzieć. Ale w tej pozornej prostocie był jednak szkopuł. Targając tego dziadygę niezbyt się nagadali ale miał wrażenie, że wężyca celowo przyprowadziła ich właśnie tutaj. A potem celowo zniknęła upewniając się, że prawie wejdą tam gdzie mieli wejść. I teraz wychodziło mu, że albo się bardzo dobrze zna z Iresin albo coś do niej ma. Albo obie do siebie. Albo złamali jakieś tabu czy zaklęcie więc wleźli tam gdzie nie powinni. Chuj wie. Ze względu na dotychczasową pomoc Naszy Dawid normalnie byłby skłonny trzymać jej stronę. Czyli unikać odpowiedzi albo coś naściemniać. Ale był w kropce bo dziewczyna która właśnie się nim zajmowała wydawała się być w porządku. I też im pomagała. I też zasługiwała by jej powiedzieć co jest grane. Ot, tak w żywe oczy skłamać jej Dawid nie umiał.


- Szliśmy od strumienia przez las. Pomogła nam jedna naga. I w walce z wodniakami i dostać się tutaj. Ale odeszła. A coś się stało? Nie powinno nas tu być? - odpowiedział i zapytał w końcu decydując się na powiedzieć jak tu trafili. Z dwóch powodów. Po pierwsze Nasza znikła ale jakoś ani słowem nie zabraniała im wspominać o swoim udziale. A dwa to o ile Summer był raczej pewny, że by trzymała jego stronę i wersję to za pozostałą trójkę ręczyć już nie mógł. No a poza tym jakoś ciężko było mu ściemniać komuś kto im okazywał tyle troski i serca. Nawet żarcie przyniosła a był dosłownie głodny jak wilk. Poza tym rozbawiła go uwagą do jego rodaka o możliwościach wilczej postaci Dawida. W sumie było jak mówiła. Ale facetowi w adiasiach znów udało się rozjątrzyć Europolaka w innym świecie.


~ On ma chyba jakiś dar wkurzania ludzi. Albo przynajmniej mnie. - przesłał na pół żartem na pół serio uwagę do kolorowowłosej partnerki gdy drugi z Polaków użył nazwy “coś” w stosunku do niego. ~ Summer a weź tak stań za nim. Ja go stąd nie sięgnę. Ale jak coś tak jeszcze raz chlapnie weź trzepnij go wtedy w ucho. Chyba przyda mu się wychowawczy w potylicę od czasu do czasu dla złapania właściwej perspektywy. - dorzucił jeszcze przymierzając się do rozmówki z rodakiem i tą rudą gdy Iresin wyszła na chwilę do kuchni chyba.


- To coś? - zaczął rozmowę całkiem grzecznie ale spojrzenie jakim obdarzył mięśniaka było już o kilka kalibrów cięższe. Miało dać znać przytomnej dwójce, że wysportowany kolega strzelił kolejną gafę. - Ostrożniej dobierajcie słowa. - przekierował ciężkie spojrzenie na przytomną już rudą by wiedziała, że do niej też mówi. - Też jesteście takimi cosiami jak i my. Ale na wcześniejszym stadium. I pewnie macie dziury w pamięci tak jak i my mieliśmy po przybyciu tutaj. I też pochodzimy pewnie z tego samego świata co i wy. Dowód macie za drzwiami. Słyszeliście co Iresin powiedziała? Normalsa jad zeżarłby w godzinę bez odtrutki. Szliśmy od strumienia dłużej niż godzinę więc jakby był normalsem już by sczezł. A jeszcze dycha. Wy też tacy jesteście. Dlatego poszliśmy waszym tropem i walczyliśmy o niego. Skończyło się jak widać. Możecie się do nas przyłączyć. W piątkę wilkołaków mamy większe szanse na przetrwanie tutaj. Ale musu nie ma. Jak chcecie się bujać sami to droga wolna. Ale jeśli chcecie się przyłączyć to ja i Summer jesteśmy alfa. My jesteśmy pierwsi. Jak macie z tym problem to szybko się nas zrobi mniej w stadku. Tak to w największym skrócie wygląda. No. To by nam się przyjemniej rozmawiało to jak się nazywacie? - Dawid objaśnił przytomnej dwójce jak się przedstawia ich sytuacja. Mimo wszystko wolał się dogadać z nimi. Dlatego mimo ich zachowania miał nadzieję, że posłuchają i będą rozsądni. W istnienie wilkołaków tutaj on i Summer dali im przed chwilą namacalny dowód zmieniając formę. Zgadywał, że pewnie mieli luki w pamięci i mogli nie wierzyć, że też tacy są. Ich grupka wczoraj też dość długo miała opory przed przyjęciem tych faktów. Wytłumaczył jak dał radę w tym czasie i sytuacji. W końcu walkę wilków z wodniakami widzieli choć częściowo. Póki nie wywinęli głupiego numeru w drzwiach chyba docierało do nich, że biały i czarny wilk nie zrobili i krzywdy. Pytań i wątpliwości pewnie mieli ale i Dawid miał wobec nich. Nie zamierzał więc w ciemno nawijać im wszystkiego, zresztą gospodyni już wracała z kuchni.


Mięśniak zjeżył się widocznie, jednak powstrzymał przed powiedzeniem czegoś, co mogło się skończyć zderzeniem dłoni Summer z jego głową.

- Tom - warknął.
Kobieta wymruczała jedynie coś pod nosem, co i tak dotarło do czułych uszu wilkołaków. Dzięki temu dowiedzieli się iż nie ma ona zwyczaju rozmawiania ze zwierzętami. Postać kolorowłosej zamigotała lekko na ów komentarz, grożąc zbliżającą się przemianą, jednak kobieta zdołała się powstrzymać. Zapewne przez wzgląd na skrzydlatą.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 31-01-2017 o 15:12.
Pipboy79 jest offline