Dragomir wstał o świcie. Dla niego to nie nowość, chociaż tym razem wyjątkowo mu się nie chciało. Miał sporą ochotę na pieczone mięso - świadom jednak, że niedługo będzie jadł prawdopodobnie wyłącznie to, poszukał w spiżarce czegoś innego. Nie żałował też jedzenia Aferowi - obaj powinni teraz porządnie się najeść, nie wiadomo, co będzie później.
* * *
Obudzony całkowicie Dragomir przyszedł na miejsce zbiórki najwcześniej. Nie palił się do rozpoczęcia jakiejkolwiek rozmowy, aż wreszcie zebrali się już wszyscy.
-
Dobra, w końcu wszyscy są. Muszę was uprzedzić, że jest duże prawdopodobieństwo, że ewentualny przeciwnik i tak usłyszy nas pierwszy, jednak my też musimy postarać się nie hałasować... w miarę możliwości... - dodał, patrząc z lekkim skrzywieniem na zbroję Kobuza. -
Żebyśmy sami nie usłyszeli przeciwnika zbyt późno... Początkowo będziemy iść po prostu szlakiem handlowym, ale nie przyzwyczajajcie się. Zanim się obejrzycie, będziemy musieli skręcić w las. A teraz ruszajmy.
Po około godzinie drogi Dragomir zatrzymał się.
-
To tutaj - rzekł. -
Pamiętajcie, co mówiłem o hałasach. Niekoniecznie mówię o skradaniu... - tu znów spojrzał na zbroję Kobuza -
ale z okrzykami należy się wstrzymać. W drogę! * * *
Dragomir w lesie czuł się nieswojo. Był tu wiele razy, ale dotąd tak się nie działo... owszem, mgła się zdarzała, jednak tym razem wydawała się ona nienaturalna.
Uważnie obserwował i nasłuchiwał. Nie zauważył zwierząt, jednak dostrzegł ślady stóp zwierzyny łownej i kopyt.
Początkowo nie słyszał nic szczególnego. Później zaczęło mu się wydawać, że nie dziwna nienaturalna siła działa na słuch... albo raczej to przez tę atmosferę i własny niepokój miała złudzenia słuchowe? Wreszcie nazbyt wyraźnie usłyszał ciche warknięcie i zaraz zobaczył we mgle gnolle.
Bozaf ubiegł go w ostrzeżeniu drużyny. Dragomir natychmiast naciągnął wyciągnięty od momentu wejścia do lasu łuk i strzelił. Spudłował.
-
Nie rusz! - wydał komendę Aferowi. Jeszcze by tego brakowało, żeby mu psa zabili.
Wtem dostrzegł szkielety wilków.
-
SZKIELETY! WILCZE, TU ZA DRZEWEM! - krzyknął, chcąc strzelić do kolejnego gnolla, zanim jednak to zrobił, szkielety już go dopadły. Ugryzienia jednego z nich uniknął, drugiego już nie zdołał. Odskoczył, strzelając w najbliższego wilka - trafił, choć niezbyt wielki efekt. Afer zaczął tymczasem szczekać. Myśliwy natychmiast odrzucił łuk i wyciągnął miecz i uderzył - nie trafił. Na szczęście po chwili szkielety zostały zniszczone przez pozostałych.
Dragomir kucnął przy Aferze, który pierwszy raz zetknął się z nieumarłymi, aby go uspokoić. Ze strony Bozafa padło pytanie o rany.
-
Ja oberwałem. Kiedy miałem dogodną okazję do ustrzelenia paru gnolli, te cholerne szkielety mnie zaskoczyły.
-
Słuchajcie - rzekł Dragomir. - [i]W tej mgle mogą zaskakiwać nas cały czas. Polecę mojemu psu ostrzegać przed czymś takim... jednak pamiętajcie, że tak samo będzie informował o zagrożeniu, jak i o nieszkodliwej zwierzynie. Jednak można założyć, że to drugie będzie występowało tu rzadziej - po pierwsze, ci, którzy tu tak namieszali i ich sługi. Po drugie - większość zwierząt jest przecież teraz agresywna. Po trzecie - nie wiadomo, czego można się spodziewać po innych mieszkańcach lasu. Więc chociaż fałszywe alarmy pewnie się zdarzą, to częściej będą te prawdziwe.
Grupa zaczęła przeszukiwać okolice. Interesująca była informacja Kobuza o onyksach. Wtedy też znaleźli stos ciał. Trzy szare elfy, całkiem nagie, zabite na oko parę dni temu, może tydzień. Jeden czarny niedźwiedź, zupełnie świeży. Dwa wilki... ciężko ocenić, kiedy zginęły.
-
Jasna cholera! - zawołał myśliwy, po czym ostrożnie podszedł i przyjrzał się bliżej. -
Zginęli od jakiejś broni... rany kłute i cięte - ocenił. -
Najwyraźniej ktoś chciał ożywić to wszystko tak jak tamte wilki. Musimy coś z tym zrobić, bo możemy później mieć za plecami niespodziankę większą niż by nam przyszło do głowy. Nazbierajmy trochę suchego drewna - o ile znajdziemy, bo cholernie tu wilgotno - i to podpalmy. Jak nie znajdziemy... będziemy musieli zabawić się w rzeźników... Trupów bez kończyn nikt bez sensu nie będzie ożywiał.
Zanim zaczął szukać drewna, myśliwy zainteresował się łukiem dowódcy gnolli.
-
Całkiem dobry! - ocenił myśliwy. -
Niewiele gorszy od mojego. Nie może się zmarnować. W sumie nie wiadomo, co może nas spotkać, każdemu w którymś momencie może się przydać cokolwiek do strzelania, również te śmieci u pozostałych gnolli. Ale co do tego ostatniego, to jak uważacie.
Myśliwy rozejrzał się jeszcze za strzałami, również tymi wystrzelonymi przez niego samego i przez dowódcę gnolli.