Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2017, 21:58   #146
Martinez
 
Martinez's Avatar
 
Reputacja: 1 Martinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputację
Tura 14 (special edition)

NOC







MIĘTOSIOWE WZGÓRZA
(Pężyrka, Remi i Gaspard)


Kliknij w miniaturkęastała chłodna, ciemna noc i grupa Remiego ostrożnie pięła się ku posiadłości Miętosiów. Mokra, długa trawa ocierała się o spodnie, a w powietrzu wisiały mokre kropelki. Remi szedł równo w szyku, razem z niedwano poznaną Pężyrką i Gaspardem, oraz psem Lokajem. Tyłów bacznie chronił poczciwy Grégoire Micheaux. Zgodnie z rozkazem, jakieś sto metrów za nimi wlókł się pododdział Bruna Mosse, - Ork, Gauthier Verninac i Patric Tourneur. Wolno szli, bo każdy z nich kuśtykał na którąś nogę.
Na szpicy zaś, przodem, zgięci w pół pomykali - orczyca Rogbuta "Rab" Batull i krasnolud, Quentin Levasseur.

Widoczność była słaba. Jedynym punktem orientacyjnym w tych ciemnościach były majaczące w oddali płomienie lamp w oknie chałupy i niewielkie ognisko przed domem. Ostrożnym krokiem oddział Remiego dotarł do przykucniętej pary ze zwiadu. Quentin przyłożył palec wskazujący do ust i wskazał na gospodarstwo. Z tej pozycji wszyscy musieli zadzierać lekko głowę. Do szczytu wzgórza brakowało 10 metrów. Na jego skraju przechadzała się nerwowo postać, wielka i tłusta.

- Ja nie wim czemu my go nie pogonili! Już dawno by nam w żołądkach siedział i w pierdy się zmieniał! Biedna Burakura.. - Krzyczała postać.
- Nie kwil tam baranie! - Odpowiedział mu głos gdzieś z głębi gospodarstwa - Mamy jeszcze tego dziwnego w klatce. Gruby jest, to go zjemy jutro. A teraz bierz pierwszą wartę. Ja idę spać!
- Ech - westchnął olbrzym , złapał rozklekotaną taczkę i z całej siły rzucił nią przed siebie, tak jak się psu rzuca patyczek. Taczka uderzyła w ziemię, urwała koło i odbijając się, świsnęła obok oddziału. Przekoziołkowała ze wzgórza gubiąc części, prosto w dół, znikając w ciemnościach.
Wszyscy na chwilę przestali oddychać i nasłuchiwali czy oddział Bruna zostanie tak banalnie rozbity…

- Nie rzucaj tam niczym Boran! Próbujemy się tu skupić gówniarzu i połatać Burakurę! - ktoś wrzasnął.

Przestrzeń była odsłonięta, więc dalszy marsz był ryzykowny. Wielkolud co chwila miotał się przy ognisku, jakby chciał wydeptać złość. Wreszcie klapnął na tyłek na niewielkim powalonym pniaku. Westchnął i patrzył w ciemną dal. Wprost na południe.

Pężyrka wyczuwała nosem padlinę. Przez ten i inne smrody przebijał się fetor z obornika oraz otwartego bimbru. Lokaj poczuł, że to miejsce z którego jeszcze niedawno czmychał z podkulonym ogonem, więc mięśnie na nim zadrżały. Cała grupa stała teraz przykucnięta w trawie gotowa zapewne na wszystko, co może się teraz wydarzyć.





DOM AMANDY
(Chloe)

- Ostrożnie - powiedziała pani Roland do Barbary, którą przykryła pieżyną. Skrzacia pociumkała ustami i wlepiła ślepe oczy w sufit. Prawdopodobnie.
Za oknem zapadła już noc, która do najcieplejszych nie należała.. W pokojach nie było ciepło, gdyż Amanda nie naniosła dziś drewna do pieca.
Kobieta pogłaskała koleżankę po siwej głowie i ruszyła ku wyjściu.
- Niech pośpi - powiedziała do Chloe szeptem i zamknęła drzwi do śpiącej Barbary - Lekarstwo powinno zaraz zacząć działać.
Obie przemieściły się korytarzem do innego pokoju, w którym paliła się tylko jedna lampa. Stał tu jeden manekin z piękną suknią z adamaszku. Wisiała na nim również peleryna, pończochy i satynowe gorsety. Stało też łóżko, prawdopodobnie należące do Amandy.
- Nie wiem co się wydarzyło w tamtym pokoju, ale chyba zrobiło to również wrażenie na ojcu Theseusie. Bardzo dziwnie się zachowywał jak wychodził… - Dziwiła się pani Rolande. Podeszła do sekretarzyka, otworzyła szufladę i wyjęła pęk listów przewiązanych sznurkiem. Przez chwilę się im przyglądała, po czym odwróciła się do panny Vergest.
- To brzemię ciążyło mi długo. Sekret, który sprowadził nieszczęście na wielu ludzi. Paczuszka, przewiązana konopnym sznurkiem czekało na to by je ktoś zobaczył. Mam nadzieję, że tą osobą jesteś ty, Chloe. I że ten konopny sznurek nie zaciśnie się wokół twojej drobnej szyi, moja droga... - Starsza kobieta zajrzała głęboko w młode oczy gosposi - Ojcu Phillipe się zacisnął…
Wyciągnęła dłoń z tajemniczą korespondencją wręczając ją Chloe.
- To listy Barbary do ojca Phillipe. Nigdy mu ich nie dała. Pisała je jak pamiętnik i chowała do szuflady... Zrób z tego użytek, dziewczyno i uważaj na siebie.





HERBATKA Z WDOWĄ GIRARD
(Rodolphe)

W domu Rodolphe zrobiło się nastrojowo. W kominku strzelał ogień dając kojące ciepło i miły dla oka blask, a w powietrzu wisiały zapachy świeżo parzonych ziół. Były to popularne szusze lipy, mięty, rumianku i dziurawca.
- Noc już zapadła - Powiedziała Simone stojąc w oknie i patrząc za szybę. W ręku ściskała kubek. Rodolphe mógł się jej przyjrzeć bez obaw, że to zauważy.
Simone Girard była atrakcyjną kobietą. Każdy zazdrościł jej mężowi swego czasu. Piękna figura, zdrowe zęby, pogodne usposobienie. Ona, jej mąż i brat to była prawdziwa trójka urwisów. Trottier pamiętał ich z młodzieńczych czasów. Trzeba było przyznać, że dokazywali. Rozrabiali. Czuć jednak było między nimi więź. Jakąś bliskość.. przyjaźń.
Życiowe dramaty zmieniają ludzi… Simone, razem z ukochanym mężem straciła dawny blask i radość z życia. Można było ją spotkać na mieście jak w zniszczonej sukni dźwiga balie z praniem, wiesza pranie.. lub idzie prać… Na tańcach już dawno je nikt nie widział…
- Bardzo ładnie pan mieszka, panie merze - odwróciła się twarzą do izby i spojrzała na Rodolphe - Nie chciałabym panu już przeszkadzać. Zresztą, nie wypada bym tak późno przesiadywała tutaj.
Kobieta odstawił niedopite ziółka. Jej słowa brzmiały fałszywie. Rodolphe widział, że Simone czuje się tu dobrze i bezpiecznie. Nie spieszyło jej się do domu.
- Powinien pan wiedzieć, panie Trottier, że nigdy nie chciałam działać wbrew interesom miasta. Pomagałam jedynie mojemu szwagrowi, gdyż był w tarapatach, ale nie chcę już brać w tym udziału. Chcę pomóc miastu... Czy jest coś co jeszcze chciałby pan wiedzieć, sir?
Kobieta postąpiła dwa kroki w kierunku gospodarza.



 

Ostatnio edytowane przez Martinez : 02-03-2017 o 16:49.
Martinez jest offline