Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2017, 09:52   #488
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację

Trzech zarośniętych, brudnych i śmierdzących leszczy nie było tym, z czym San Marino chciała się bliżej zapoznać czy to grupowo czy pojedynczo. Nie tknęłaby ich nawet gdyby ktoś jej zapłacił. Co innego para złamasów, no i Śliczny, ale ten ostatni został sprawdzony i wbrew niechęci Latynosa, całkiem nieźle sobie poradził. Brak kurtki i przynależności do gangu stawiał szamankę na słabszej pozycji, ale znowu para kawalarzy wzięła ją w obronę na swój sposób. Patrzyła na nich, ale nagle jej uwagę przyciągnęła rozmyta sylwetka gdzieś po lewej stronie. Obróciła się ku niej i patrzyła nie mrugając długo, kiedy gangerzy przerzucali się docinkami. Przekrzywiła szyję pod karkołomnym kątem gapiąc się uparcie na coś, co dla pozostałych było ścianą i kupką cegieł.
- Żywi… zawsze kurwa to samo… muszę? - warknęła nieprzyjemnie, nie zmieniając obiektu zainteresowania aż do chwili w której wyprostowała kark i mruknęła do widma - Skoro taka jest twoja wola - kiwnęła głową i dopiero obróciła się do Runnerów.
- Patrzycie i nie widzicie. Słuchacie, a pozostajecie głusi. Otaczają was duchy, mówią do was a wy jesteście ślepi i głusi. Ignorujecie znaki nawet jak napierdalają was po ryjach. Nie chodzi dupa spoza grupy, z grupy czy inna sucz. Padł rozkaz, a ten zlekceważono… tak jak ostrzeżenia i znaki - przeleciała wzrokiem po każdym po kolei, zatrzymując się na Gecko - Krew na ziemi… ciepła, buchająca z przestrzelonego gardła. Gorąca, o metalicznym posmaku. Ziemia pod policzkiem… twarda, chropowata. Robaki żerujące na ścierwie nim pada martwe… a umiera. Z każdym oddechem, każdą kroplą uciekającej juchy. Nie da się zatamować… nie da przetrwać. Chłód… chłód którego nie da się przegonić. Dotyk śmierci, jej ramiona wokół szyi - przeniosła wzrok na Hivera - Ból. Cierpienie jakie przynosi każdy oddech, błoto w ustach. Niewładne nogi, bijące o rudą ziemię. Gacie mokre od szczyn, łzy na policzkach. Kurz w powietrzu. Morze krwi… w ustach, uszach… agonia i drapanie paznokciami kamieni… deszcz. - skierowała pusty wzrok ku Chromiemu - Wstęgi jelitów parujące na glebie. Wypływające z rozprutego kałduna. Nie da się ich wpakować na powrót w bebechy, gówno na łapach… i jucha. Z Duchów nie wolno drwić, nie wolno żartować. Mają wielką moc…- wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Nie śmierć na wodzie wam pisana, Duchy to widzą. Wiedzą, mówią… wystarczy słuchać. Otworzyć oczy, spojrzeć w płomienie i mgłę. Posmakować popiołu i przejść przez granicę ich świata. Wtedy mówią… i słuchają. Ruszanie tych przez których przemawiają nie jest zdrowe. Są mściwe, nie wybaczają. Zwłaszcza rzeczy wyrządzonych ich posłańcom. Ruchanie Mówców Umarłych przynosi zajebistego pecha. Ściągamy nieszczęścia i klątwy, taka karma. Ten zjeb z plakatu i tak niedługo zdechnie, więc mu to nie zaszkodzi, a tego - machnęła ręką na Latynosa - Duchy go lubią… a wy? Tknijcie mnie, a szybko odpadną wam kutasy o które tak się martwicie, broń zatnie się w najgorszym momencie. Dołączycie do Duchów nim zajdzie słońce i na wieczność będziecie przeżywać moment własnego końca. - wyszczerzyła się wyjątkowo radośnie co z warkotem i dziesiątkami przyczepionych do ubrania kości robiło obłąkańcze wrażenie. Klekotały w rytm słów, żyjąc własnym życiem i poruszając się mimo tego, że w garażu nie było wiatru - Jestem ich głosem, łącznikiem między światem Popiołu i światem Żywych. Są łaskawe dla Guido i tym którym ufa, przychylne przemawiającym w jego imieniu. - spojrzała na Bliźniaków i wróciła do wpatrywania w brzuchacza - Jeszcze nie noszę kurtki, ale to kwestia czasu. Kazały mi go znaleźć, a im się nie odmawia, bo to zawsze kończy się tragicznie. Płyniemy do niego, jak zostało powiedziane. Widziałam co się tu działo, pokazały mi… i Łosia i całą resztę. Dużo śmierci w krótkim czasie. Czerwień na śniegu, kostniejące od mrozu palce. Zawieję i nieruchome ciała przysypane białym puchem. Czarne rozbryzgi, krzyki i dym palonego prochu. Na wojnie nie da się doliczyć zabitych, ale żyjecie. Nikt was nie zostawił, wróciliśmy po was, a mogliście nadal gnić w celi. A jesteście tu. Duchy przyprowadziły nas do was, pokazały łaskę i wsparcie - zwróciła się do Gecko i Chromiego.
- Nic nie dzieje się przez przypadek. Dostaliście dowód poparcia dla wspólnego celu, trzymacie go w rękach. Byliście na dole, razem ze mną i Leninem. Widzieliście, słyszeliście… pamiętacie. Wskazały drogę, obdarowały bronią abyśmy dotarli do waszego szefa… ale łaska szybko może przemienić się w niełaskę. Nikt kto rozgniewał Duchy nie dożył szczęśliwego końca. Chcecie dup, dragów i wódy? Odbić półroczny post jak ktoś ważny, nie frajerzy rzucający się na ochłapy? Wolicie być tymi, co dali się złapać lamusiastym kundlom i przetrzymywać jak głupie pizdy bez jaj i dymać do Towarzysza Dowódcy z podkulonymi ogonami? A może wolicie wrócić na pełnej kurwie, jako ci którzy wzięli wieśniackich buraków za mordy, wydostali się i mimo pałętających się po okolicy żołdaków, dotarli jako zwycięzcy prosto do niego, pomagając wykonać zadanie wysokiego priorytetu? Guido jest na Wyspie, a te dwa złamasy wiedzą gdzie i jak się tam dostać. Mają bilet prosto pod jego nos. Bilet do zwycięstwa i tylu dup, że zejdziecie na zawał zanim wszystkie wyruchacie. O ile wcześniej nie zachlacie się i przećpacie z tego dobrobytu. - rzuciła szybkie spojrzenie w bok, na kłąb dymu pod ścianą i parsknęła - Tu Duchy nie są zgodne. Każdy z nas ma swoją próbę. Od nas zależy czy wyjdziemy z niej zwycięsko, czy wpierdolimy się prosto do grobu na własne życzenie. Też kurwa nie chce tu siedzieć na piździe i latać jak pierdolnięta po rowach z burakami, ale to przejściowe. Cel pozostaje ten sam. Wyspa. Bunkier. Guido. - zmrużyła oczy i powstrzymała się przed splunięciem w kierunku jojczących gangerów.

Atmosfera była tak gęsta, że można było ją kroić nożem. Albo rzucać. Piątka facetów w podobnych, skórzanych kurtkach stała naprzeciw siebie i jeszcze nie mierzyła ewidentnie otwarcie do siebie nawzajem. Niemniej etap ten wydawał się niebezpiecznie blisko. Póki nie przemówiła szamanka.
Z początku wydawała się w ogóle zaskoczyć wszystkich, zwłaszcza trójkę z ciężką bronią, że w ogóle się odezwała. Gdy już jednak się odezwała i nadal mówiła pojawiło się najpierw w zdziwienie a potem twarze, łącznie z Bliźniakami, zaczęli chyba główkować co, kto, i co właściwie mówi. Gdy mówiła z początku i śmierci i umieraniu Hiver i Gecko zdawali się być zirytowani czy zaskoczeni, może próbowali pojąć o czym do cholery nawija. Właściwie Bliźniacy chyba trochę też. Ale Chrome chyba się przejął. Widziała jak cofnął się minimalnie i na wpół świadomie o ćwierć kroków. Ale też i przesunął się nieco tak, jakby w pierwszej kolejności przy otwieraniu ognia zamierzał pociągnąć po San Marino.
Gdy mówiła przepowiednię co do ich losów jakie ma od duchów Chrome i Gecko wydawali się wahać. Hiver za to nie wyglądał na specjalnie przejętego. Za to całkiem radosny i pewny siebie był Hektor.

- No! Słyszeliście palanty?! Nie zadzierajcie ze mną bo mnie duchy lubią! - wyszczerzył się nagle wypogodzony Latynos.

- Jego?! A mnie?! - duchy nie duchy, powaga sytuacji z prawie na progu strzelaniny czy nie białas najwyraźniej nie zamierzał ani na chwilę zapominać o ich odwiecznej wojnie z drugim Bliźniakiem.

Hektor w odpowiedzi pokręcił lekko głową by było jasne z jakim nieudacznikiem musi się wozić. Gdy jednak San Marino zaczęła mówić o wizji, o planach, o celach znów zrobiło się cicho gdy piątka mężczyzn w skórzanych kurtkach słuchała tego co mówi. Trójka mężczyzn popatrzyła na siebie nawzajem.

- Dobra chuj w to. Niech będzie. Ale jak tak duchy takie pewne, że na łódce nic nikomu nie będzie to płyniesz z nami. - po zdawałoby się nieskończenie długiej chwili Hiver splunął ze złością, zły najwyraźniej, że dał się przekonać i w końcu postawił swój warunek.

- Chujowo wyszła ci ta prośba Hiver. Poćwicz ją jeszcze trochę. - Paul odezwał się ponownie do drugiego gangera znów nie spuszczając z tonu ani na trochę i ani na chwilę.

- Złamas ma rację. Ja tu mam z nią jeszcze do pogadania. Bez świadków. - Hektor dołączył się do swojej części pertraktacji.

San Marino zarechotała i w jednej chwili spoważniała, pozbywając się zbędnych emocji z gęby.
- Stal i ogień. Wiedźmy się pali, nie topi. Znam mój los, żywi - wyjaśniła jakby mówiła coś oczywiście oczywistego w odniesieniu do podróży łodzią - Sprężcie rowy, a wy mówcie o co chodzi - zwróciła się do Bliźniaków.

- No ej, zaraz! To we trzech mamy płynąć? Nie wiemy nawet po chuja! - Hiver znów wylał swoją złość wskazując gdzieś na ścianę gdzie pewnie była rzeka i reszta tego gdzie mowa była, że mają się udać. Hektor który już prawie odwracał się do szamanki znów przekierował swoją uwagę na trójkę Runnerów.

- Płyniecie po tych fajfusów pana prezydenta. I jak tam jeszcze jest ktoś żywy to też go zgarnijcie jak się da nie to niech tam zdycha. - Paul odpowiedział nie siląc się ani na grzeczność ani na ceregiele.

- Żeby kurwie nie próbowały skakać. Niech wiedzą po której stronie jest siła. I chujki żywi mają pozostać. Duchy nie zawsze są sprawiedliwe… to niech ich czas - dziewczyna z Kalifornii westchnęła ciężko, żeby znać dać pozostałym jak jej też leżą podobne wariacje, ale przyjmuje ciężar losu na klatę. Zgarnęła Latynosa pod ramię, drugie wyciągnęła do Białasa - My tu jeszcze mamy deala życia do ubicia - warknęła ironicznie, gapiąc się na obu i nie mrugając.

Trójka mężczyzn wydawała się niezadowolona z takiego przebiegu sytuacji, najbardziej Gecko. Hiver wodził po odchodzącej trójce złym spojrzeniem. Chrome miał chyba dość całej scysji. Dwójka Bliźniaków ruszyła trzymając San Marino w środku zostawiając drugą trójkę za plecami. Dopiero po przejściu kawałka usiedli pod jakąś podpaloną beczką.

- Ej powiedz, ale mnie to duchy też lubią nie? - Paul nie mógł odpuścić by drugi Bliźniaków zyskał samotnie taki autorytet i mistyczne wsparcie duchów a on co tyle się z nim naużerał nie.

- Aha i z tym odpadaniem fiutów po ruchaniu z tobą to ich robiłaś w wała, nie? - Hektora najwyraźniej też coś zainteresowało cz nawet zainteresowało z tego co wcześniej mówiła szamanka.

Kobieta wyciągnęła rękę i powiodła nią przed twarzą Białasa, mrucząc coś pod nosem. Nie patrzyła na niego, ale gdzieś w bok i to kiwała, to kręciła głową, aż westchnęła z ciężkim sercem.
- Nie ma lipy, złamasie. Nie musisz dygać, z Duchami u ciebie jest git - mruknęła do Paula i zaraz posłała Hektorowi poważne skrzywienie brwi - Mówiłam poważnie, żadna ściema. Jak mnie wkurwisz to ci uschnie i odpadnie, ale na razie nie wkurwiasz, więc też nie dygaj. Co robimy ze Ślicznym i jego dupą? Nie ma ich co zdejmować, ale trzeba coś wykminić. Już raz Brzytewkę podpierdolili, nie chce mi się za nimi uganiać po tym zadupiu. Znajdziemy ich, ona zacznie jęczeć i gadać i nigdy do Guido nie dotrzemy - prychnęła, prostując nogi i zwalając ze spodni robactwo. - Wezmę go na stronę, powiem że spierdalam łodzią bo to nie moja piaskownica i chcę się pożegnać i mu daruje to piwo, ale chce co innego. Szybki numerek na pożegnanie, nie jestem wybredna. Walnę go usypiaczem, ty się zajmij foczą ale po cichu - wskazała na Paula. - Nikt nie ginie. Tu i tak za dużo Duchów.

- A ten Plakatowy? On cię wkurwia prawda? Jemu fiut odpadnie, no nie? - Hektor zaczął od najważniejszego w tej historii elementu. Paul też wydawał się być zaciekawiony takim rozwiązaniem. Jak zwykle gdy chodziło o coś złośliwego względem Nixa. Odkąd San Marino mu powiedziała, że ma takie same mistyczne zaplecze jak drugi z Bliźniaków wydawał się być całkiem radosny.

- Z Plakatowym nie wiem co się obie tak użarłyście, żeby mu nic nie robić i takie tam. - dodał po chwili z wyczuwalną urazą Paul mając świeżo w pamięci te wszystkie ich nie i nie, żeby coś robić Nixowi. - Ale fakt, trzeba coś zrobić bo kurwa mu źle z gęby patrzy. I może coś odwalić. - zgodził się białasowy Bliźniak kiwając głową.

- A powiedz, ten szybki numerek to byś mu zrobiła z tym odpadającym fiutem? Jak tak to na pewno świetny pomysł jest. Jakoś to przeżyje gdy chodzi o dobro nas wszystkich. - Hektor też zainteresował się kolejnym detalem z pomysłu szamanki.

Nożowniczka wzniosła oczy i ramiona do sufitu jakby biorąc sypiący się gruz na świadka niedoli.
- Co was tak boli Śliczny, co? - burknęła wracając do normalnej pozycji i gapiąc się na obu pacanów spod byka - Głupi jest, naiwny… ale z gęby niezła dupa i ten fiut mu się przyda. Kto wie, może jeszcze będę go używać w bliskiej przyszłości nim kojfnie, a szkoda marnować jak taki chętny i zaangażowany. Przecież do was się nie umywa, to nie wiem o co te wąty - udała że się nad tym zastanawia - Nieee, nie odpadne mu fiuta. Ale go unieszkodliwię.Jego, bojowo, nie kutasowo. Weźcie kurwa przyszykujcie jakieś sznurki i kajdanki, to się go zwiążę i przestanie fikać naszym biznesom. I Brzytewkę trzeba od nich zabrać, bo jak tak siedzi u nich na wyciągnięcie ręki to korci do głupot. Starego nie zostawi, ale chuj tam wie co tym deklom zaszwargocze pod kopułą - skrzywiła się i założyła ręce na piersi - Nie lubię jak facetom fiuty odpadają przy dymaniu, to wkurwiające. Jak już się pałę wyjmuje to niech chociaż będzie z niej użytek, a nie tak wietrzyć wora żeby wietrzyć… i Hivera trzeba kurwa usadzić też, ale to potem. Za długo chujek w pierdlu siedział i mu się klepki poprzestawiały. Szkoda żeby tak żył w błędnym przekonaniu że coś znaczy.

- On coś znaczy. Dlatego tak się sadzi. - ostudził ją Paul wskazując głową na kierunek z jakiego dopiero co przyszli. - Oni są od Hollyfielda. Samego szefa. Dlatego od początku tak się wożą. Wiesz, że elyta i takie tam. - białas machnął lekceważąco ręką najwyraźniej nie mając zbytniego uznania dla tej “elyty”.

- Ale załatwić ich by nie było złe. W sumie nikt chyba nie wie, że tam kiblowali. To by jak to zostało między nami… - Hektor dodał po chwili zastanowienia wyjmując znowu zmiętoloną paczkę. Coś już trochę cienko wyglądała ta paczka co wyraźnie martwiło Latynosa sądząc po jego twarzy.

- Trzeba by załatwić ich z dala od Brzytewki. Wiecie ona z tych wrażliwych, zaraz zacznie płakać i szlochać, że nie wolno i ich szkoda i takie tam głupoty. Za bardzo się przejmuje a za mało jara zioła. - Paul dodał kolejny detal i spojrzał przelotnie na zmiętoloną paczkę kumpla. Sam zaczął sięgać po własną.

- Dasz radę zająć się tą foczą by się nie skapła co jest grane? - zapytał Hektor wyjmując zębami wytrząchniętego z paczki skręta. Miał już przypalać gdy dojrzał w pomrokach paczkę kumpla. Nieprzyzwoicie grubszą i pełniejszą. Spojrzenie Latynosa nagle stało się zdecydowanie bardziej potępiające i oskarżycielskie. Paul miał jeszcze tyle fajek a on już tylko kilka!

- No pewnie. Leci na mnie tak samo jak San Marino. - uśmiechnął się Paul niezbyt wiadomo czy do własnego dowcipu, porównania wielkości paczek z rakotwórczymi pałeczkami czy jeszcze czegoś innego.

- Już ci tyle razy mówiłem, że żadna foczka nie poleciałaby na takiego złamasa jak ty. No jakaś desperatka po pijaku i paru kreskach to może, może… - Hektor wyraźnie nie przegapił okazji do szpili pod adresem kumpla i zmrużył oczy jakby obliczał właśnie ile takich desperatek mogłoby się jeszcze uchować na tym świecie. I sądząc po minie pewnie niewiele. - To ja i Marina byśmy zajęli się tym gogusiem. Ale to jego też trzeba by załatwić tak by się Brzytewka nie skapnęła. Jej się wydaje, że chyba go zaraz zadźgany czy co bo gada, że go lubi. Pewnie z litości. Wiesz jaka ona jest, nad każdym się lituje. Pewnie tak beznadziejny, że złapało to dziewczynę za serce ta litość. I daj pojarę. - Hektor snuł sobie swoje domysły po cwaniacku w międzyczasie chowając swojego skręta z powrotem do paczki i na koniec sępiąc od kumpla fajkę jakby żadnej, paczki już w ogóle nie miał.

- Dobra masz. - powiedział spokojnie Paul i płynnym ruchem wyciągnął poczęstunek w stronę San Marino. - No tak, trzeba ich rozdzielić. Niech San weźmie go na stronę. I tam go się jakoś będzie musiało załatwić. Znaczy wy we dwójkę ja wezmę na siebie tą foczę. Chętnie ją na siebie wezmę. - Paul mówił spokojnie i rozważnie póki jak zwykle nie skojarzyło mu się coś z całkiem jednoznacznym braniem. - Widzieliście jaką zajebistą kurtałkę mi dała? Jak dała to leci jak chuj. - wyszczerzył się z zadowoleniem Paul.

- Słuchaj Marina weź tak na serio odpadł jakiemuś fiut jak się z tobą ruchał? - Hektor jakby przypomniał sobie nieco wcześniejszą wypowiedź szamanki.

San Marino wzięła fajka od bielszego z gangerów i zapaliła z zadowoleniem.
- Było paru takich - pokiwała głową, patrząc na dym unoszący się do góry - Myśleli że mogą wsadzać chuja gdzie popadnie. Przeliczyli się - parsknęła - Wezmę Ślicznego na bok i tam uśpię. Potem go przeniesiemy. Usypiamy, nie robimy mu wypadku - zmrużyła oczy, celując fajkiem w Latynosa - Najpierw załatwimy to, potem się zastanowimy jak wyruchać bez mydła cieci Hollyfielda. Nie wiem, daj mi parę minut, potem po prostu go przyniesiemy i zwiążemy. Brzytewka nie będzie się pluć, bo mu włos ze ślicznej głowy nie spadnie. Same plusy, kurwa.

- O ja pierdolę… - Hektor był chyba pod wrażeniem odpowiedzi bo zgapił ten krytyczny moment gdy Paul schował paczkę z powrotem do kurtki. - I co zrobiłaś? Wyjmowałaś jakoś chyba te odpadnięte fiuty, co? - Latynos wydawał się być wręcz zafascynowany detalami o jakich mówiła szamanka.

- Tak, weźmiesz na bok ok, to ma sens. Ale jak chcesz go uśpić? Wygląda na szybkiego, ciężko będzie coś dobyć szybciej niż on coś skuma. - Paul nadal był skoncentrowany na planowaniu pozbycia się Nixa. - I jak szybko działa ten usypiacz? - zapytał San Marino o kolejny szczegół.

- Mam coś specjalnego - szamanka klepnęła się po klapie płaszcza - parę sekund i będzie leżał jak kłoda… i nie dygaj, wybiorę odpowiedni moment - machnęła od niechcenia ręka w której pojawił się znikąd niewielki nożyk. Zamachała drugi raz i nożyka nie było - Ciężko mu się będzie skupić jeżeli zajmie się posuwaniem. - wyszczerzyła się złośliwie, ale szybko znów była markotna, wychylając się do Hektora - Musiałam je wydłubywać jak za głęboko siedziały, inaczej wystarczyło chwycić za jaja i same wychodziły.

- A przy robieniu laski? Został ci kiedyś jakiś? - tym razem zaciekawił się Paul choć Hektor też słuchał uważnie zaciekawiony odpowiedzią szamanki.

- Zacznij mnie wkurwiać, a sam się przekonasz - prychnęła, podnosząc się i przekazując Latynosowi pojarę - Na razie ciecie od Hollyfielda się nam przydadzą. W kupie siła, a użerać się jeszcze z chebańskimi kundlami… dla ich spokoju ducha niech widzą nasz w większej grupie, nie będą im głupoty chodzić po głowie. Zawsze możemy ich jebnąć na łodzi, jak wasz Krogulec przypadkiem zapatrzy się na wiosła, albo inny chuj. Zostawmy Chromiego tutaj, oberwał i lepiej ich rozdzielić. Powie się Brzytewce, że on tam się krzywi i go boli, a już ona się nim zajmie i nie odpuści. A teraz do roboty, awantura sama się nie nakręci - wyszczerzyła się szeroko, kucając przy Białasie i korzystając z osłony, wyjęła z kieszeni niewielką fiolkę i strzykawkę, przelewając zawartość z jednego szkiełka w drugie.

- Czyściej by ich było załatwić wzorowo i kompletnie zanim przypłynie Krogulec. Im mniej osób o nich wie tym dla nas lepiej. A jak już załatwić to wszystkich. Do napsucia krwi i zrobienia smrodu wystarczy jeden. Tego no… Tego od wyrzutni trzeba będzie jeszcze jakoś sięgnąć. - Paul podrapał się po głowie gdy rozważał pomysł San Marino. Coś widocznie nie był zbytnio przekonany do jej pomysłu. Spojrzał na Hektora a ten wzruszył ramionami nie mając wyraźnych obiekcji przed takim rozwiązaniem.

- To musimy ich rozdzielić - kobieta skończyła przygotowania, pakując strzykawkę w rękaw - Jest ich trzech, nas jest trójka. Tego od wyrzutni wezmę na dupę. Widzieliście jakie ma chłopak ciśnienie - wzruszyła ramionami - Mogę działać na polu jakie u was odpada. Mów co ci chodzi po łbie, złamasie - popatrzyła na jaśniejszego Bliźniaka bez złości - Możemy ich też nie ruszać, zostawić i mieć więcej spluw. A w bunkrze jak taka zaraz to przypadkowo na nich trafi. Wtedy nikt nam niczego też nie zarzuci, a tu zyskamy mięso armatnie - myślała na głos.

- Tak ale wiesz, jak popłyną we trzech to jest nadzieja, że ich coś skosi na raz. Te łódki albo co. A tak zawsze jakiś zostaje. - powiedział Hektor zezując sobie na klatę kurtki Paul’a gdzie ten przed chwilą podstępnie wykorzystał jego zafrapowanie i schował swoje fajki. A niby kolega…

- Fakt, można by ich załatwić i potem. Po drodze czy jeszcze potem. Ale potem to już by ich trochę osób widziało. By poszła plota, że tu byli ludzie Hollyfielda i coś im się stało. Niby nic ale sama wiesz jak to wygląda. A tak tutaj to tylko my wiemy. No bo co? Ty, ja, ten cienias - kuternoga i nawet nie wiem czy Brzytewka kojarzy kim oni są. A dla reszty to jacyś tam Runnerzy. A krogulec i reszta to już skuma. Kumasz czaczę? - białas wyłuszczył szamance kolejne zawiłości tego pozbywania się Hivera i reszty. Sami chyba teraz zaczęli się zastanawiać nad różnymi za i przeciw.

- Dzięki kurwa że mi tak dobrze życzysz - nożowniczka pokręciła ze złością głową i syknęła przez zaciśnięte zęby - Też z nimi płynę na tej jebanej łajbie po tych jebanych debili. Pytanie czy Krogulca będzie to obchodzić. Co mogą zrobić realnie, jak zaszkodzić?

- Właściwie niby nic. Ale sama widzisz jak im odpierdala. Serio chcesz płynąć z nimi? - Hektor odpowiedział i zapytał przy okazji chyba zdziwiony z deklaracji szamanki. Paul coś nie domyślił się jak na razie, że powinien już dawno poczęstować kumpla skrętem ze swoich zasobów.

- No więc ich rozdzielmy
- wzruszyła ramionami - Popłynę z Gecko i Hiverem, na spółkę z tym złamasem - palec kobiety pokazał Latynosa - I może jeszcze… - nagle się wyszczerzyła bardzo wesoło i aż się przeciągnęła, wprawiając kości na ubraniu w klekot - Weźmiemy Ślicznego. Dobrze się nam współpracowało i w płonącym pierdolniku i na ławeczce - szczerzyła się Hektorowi prosto w twarz - Paul i jego focza przypilnują Chromiego i Brzytewki. Może dupa na niego nie leci, a kurtkę dostał z litości, ale warto to wykorzystać. A wyłączyć Ślicznego to go wyłączymy zanim się rozejdziemy, po powrocie z nowojorskimi kutasiarzami. Niech się jeszcze na coś przyda. Ogarniemy to i pomyślimy co ze śmieciarską elytą.

- A chuj, niech będzie. - Paul zgodził się gdy przemyślał sprawę. Zaraz po tym gdy zgodnie z Hektorem skrzywili się kwaśno i przewrócili oczami na pomysł jakiegokolwiek zaangażowania w cokolwiek, młodego Pazura.

- Ej no weź, no co ty! Po chuja nam ten gnojek?! Bez niego będzie więcej miejsca i po chuja nam ten gnojek?! - Hektor któremu wedle planu przypadała rola osoby współpracującej z Nixem nie był już tak swobodny i spokojny jak Paul który miał “zająć się” drugim Pazurem.

- Bo chcę mieć go pod ręką i o to w chuj ładnie że ja pierdolę proszę? - San Marino uniosła brwi i wychyliła się do przodu, żeby zawisnąć twarzą tuż przed twarzą Latynosa. Głos ściszyła do szeptu - I w zamian za straty moralne dam ci się potem obrobić od strony i pod kątem jaki będziesz chciał. Samemu, żeby nikt nie przeszkadzał. Pasuje?

- Dobra! - Hektor podskoczył prawie dosłownie jakby go prąd popieścił albo doznał jakiegoś adrenalinowego szoku czy zastrzyku. Nagle wydawał się całkiem rozświergotany i pełen miłości wszelakiej do świata wszelakiego. Zwłaszcza właśnie obiecanej do Mariny. Nawet nagle ten Nix jakoś zdawał mu się przestać przeszkadzać. Paul spojrzał podejrzliwie na nich oboje. Na twarzy zaczęło mu kiełkować pewne podejrzenie widząc kontrast w zachowaniu kumpla, znaczy tego patałacha, zwłaszcza, że dopiero co była mowa o zabraniu Pazura na wiosłową przejażdżkę a tu nagle taka radosna zgoda.

- Obiecałaś mu dać dupy? Tylko jemu?! Ej, ja też chcę! Poza tym on już raz był a ja nie. - Paul od razu wylał swoje zażalenie na ten element planu i układu. Jakże to jeden z nich miałby być w czymś lepszy od drugiego. Jawna niesprawiedliwość i potwarz.

- Ty miałeś numerek ze swoją foczą od kurtki, więc sklej rowa… złamasie - kobieta podniosła się do pionu i podparła boki pięściami - Swędzi cię, to niech ona cię drapie, co nam się tu z pretensjami wpierdalasz do deali? Moja dupa i mogę jej dawać komu chcę! - obruszyła się i naburmuszyła i w ogóle patrzyła nieprzychylnie na Białasa, któremu się ubzdurało rozporządzanie nie swoją tylną częścią ciała.

- Ejjj nooo… - Paul był wyraźnie rozczarowany taką odmową co dla odmiany dodatkowo zdawało się uskrzydlać Hektora. Wreszcie zdobył przewagę! Rozmowa więc właściwie zacięła się.

- No kurwa dziś się świat kończy? - czarnowłosa ofuknęła Białasa, poprawiając mankiet i bandaże robiące jej za rękawiczki - Skoro mam się z wami bujać to jeszcze niejednego deala ubijemy i będziemy go świętować... a teraz, do chuja Stanleya, podnoście obaj dupy i idziemy do tych kurwi co to myślą że jak są Pazurami, to mogą się wozić jak alfons w cabrio - bez skrępowania pokazała paluchem vana, czekając aż Bliźniacy zbiorą się w sobie.
I wreszcie pójdą nakręcać burdę.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.

Ostatnio edytowane przez Czarna : 28-01-2017 o 00:50.
Czarna jest offline