- Ale skąd?! - zakrzyknął Starr, biegając od okna do okna, w poszukiwaniu zagrożenia. Patrzył w górę i w dół, na boki.
- Jesteśmy przecież poza zasięgiem… - urwał nagle Jacob i spojrzał znacząco na Denisa, po czym zaczął nerwowo chodzić po pokładzie.
- Za duże straty! Za duże! Operacja staje pod znakiem zapytania. To był bardzo ważny ładunek. Zbyt ważny - kontynuował już do siebie nie ustając w marszu rozwierając i zaciskając lewą pięść tuż przy własnej głowie.
- Potrzebujemy czegoś równoważnego… Czegoś równoważnego albo silniejszego… Silniejszego? - zatrzymał się nagle, jakby doznawał olśnienia.
- Zawracamy! Lecimy cesarzowej na ratunek! Tylko poza zasięgiem ostrzału! - zwrócił się do wszystkich, a następnie już do samego Denisa, ale nie zmieniało to faktu, iż wszyscy mieli usłyszeć jego wypowiedź:
- Pachołki Shagreena zrobiły coś niespodziewanie destrukcyjnego. Niespodziewanie! To była gwardia pałacowa skierowana przeciwko nam, ale w samym epicentrum też musieli narobić zamieszania. Być może niszczyli co popadło, a może mieli więcej niż jeden cel. Jakby nie było, siedziba cesarzowej nie może być w dobrym stanie, część jej przybocznych z pewnością poległo. Miasto się rozpada dzielnica po dzielnicy. Nie sądzę, by ktokolwiek z konstruktorów brał właśnie taką ewentualność pod uwagę. Cesarzowa może nie mieć drogi ucieczki, może być zagrożona, a przynajmniej nie jest już bezpieczna. Przekonam ich, żeby wzięła całą swoją ochronę i załadowała się do nas na pokład. Wywieziemy ją stąd w bezpieczne miejsce i będą w obowiązku wspomóc naszą sprawę. Z ciosu ludzi Shagreena uczynimy naszą broń, ale... - zaprezentował następną część własnego planu, choć opakowanego w prokrzyżowcową argumentację.
- … wszyscy na pokładzie muszą złożyć broń. Sabotażyści nie mogą tego zniszczyć. Chyba, że będą chcieli się rzucić na ochronę cesarzowej z pięściami - roześmiał się z absurdu wyboru, jaki by pozostał.
- A jeśli ktoś nie będzie chciał złożyć broni, ujawni nieczyste sumienie oraz niecne zamiary. I winny ujawni się sam, a wtedy ja się nim zajmę - rzekł Cooper z okrutnym, zimnym uśmiechem. Prawie wszystko, jak do tej pory, toczyło się zgodnie z jego przewidywaniami. Różnicą było to, iż spodziewał się, że wszystkie balony spadną.
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. |