- Uratowani! - darł się Bodo podskakując z radości w lesie gotów uściskać wszystkich.
***
Wanker wiele przkonanym był, iż kluczowym elementem przetrwania były jego liny i sznurki. Nocami leśne tałatajstwo lękało się szczurzołapych pułapek, a i przecie sprawnie związał kulasy Czarnego Kunia!
Przeto w każdej wolnej chwili, a nawet podczas marszu traktem, Bodo plótł ze swych lin mocną sieć, na wzór tej rybackiej, którą znalazł zaplątaną w rzeczce. Jego miała większe oczka, takie w które łapać można było grubsze obiekty.
Jako, że jeździć na konno jako-tako umiał, pożyczał sobie dyskretnie Berwinowego rumaka, z którego grzbietu również ćwiczył rzucanie siecią i lassem do celu.
Pewnego ciepłego popołudnia drogi powrotnej do domu, zobaczył wielkiego, opasłego trzmiela bzyczącego leniwie.
- Juki pikny bonk… - szepnął z zachwytem.
Bez namysłu postanowił Wanker zapolować na powietrznego grubasa i pochwalić się innym zdobyczą. Zaczął ganiać za owadem, który rychło przystąpił do kontrataku.
Biegł zatem Bodo z machając siecią nad głową, sadząc susy ponad trawy drząc się z boleścią pokąsanej rzyci.
- Juuu!!! Piikkkkk!! A!!!!! Ejjj!!!!! - Co on wrzeszczy? – zapytał panicz Gerhartd skofundowany.
- Nu jak to co? Jaki pikny bąk, przecie gada… - Lutefiks wzruszył brwiami.