Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2017, 17:55   #104
Nortrom
 
Nortrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Nortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputację
Dymy na wod... horyzoncie

- Rozdajmy wszystkim broń, lepiej żeby ciągle mieli ją przy sobie, niż zabierali na szybko, gdy nadejdzie zagrożenie - zaproponowała Crilia, biorąc jeden z łuków, który miał zastąpić jej poprzednią broń.
- Sądzicie, że będziemy musieli walczyć dziś w nocy czy dopiero jutro? - Erwin z niepokojem patrzył na smugę dymu. - Rozdać broń lub kije jeżeli broni braknie i liczyć na najlepsze z naszą liczebnością i poziomem wyszkolenia ciężko mówić o taktyce. Możemy najwyżej wykopać rów na plaży no i może mamy dostęp do jakiś czarów. Znacie jakieś zaklęcia działające na grupy? - To pytanie było ogólne a kolejną część wypowiedzi adresował do półdrowki. - Powinnaś porozmawiać zresztą kapłanów i przygotować ich do walki.
- Porozmawiam. - zgodziła się kapłanka, kiwając przy tym głową i natychmiast skierowała swoje kroki w kierunku reszty grupy, aby poszukać innych kapłanów.
- Mam złe przeczucia - odezwał się Pleufan, również ruszając z nimi.
Nastroje wśród ocalonych nie były zbyt dobre. Wszyscy widzieli walkę, która miała miejsce chwilę wcześniej, choć z pewnością nie mogli dostrzec kim był tajemniczy wędrowiec. Co gorsza, ciemne widmo zagrożenia na horyzoncie dodatkowo wywoływało wśród nich niepokój. “Nie powinniśmy się ruszać z bezpiecznej jaskini”, “wszyscy tu zginiemy” i tym podobne zdania padały półgłosem.
W końcu jednak śmiałkowie, będący podporą tej grupy, odnaleźli stojących na uboczu kapłanów. Ich spojrzenia przepełniał niepokój.
- Dobry boże, co tam się stało? - odezwał się wzburzony, lecz niemniej zlękniony Nathan. - Z kim walczyliście i dlaczego spaliliście ciało?
Tymczasem tuż obok niego przesunęła się zmizerniała postać Geoffreya, dla którego najwidoczniej tak ciężka wyprawa była wyjątkowo ciężkim doświadczeniem. Spojrzał na Raula i niemalże sine pręgi na szyi, pozostawione przez łapska zmory. Wcześniejsza magia lecząca Crilii jedynie w minimalnym stopniu pomogła zaleczyć ranę.
- Ten świat skrywa w sobie wiele niebezpieczeństw. Musicie być silni, jeżeli chcecie przetrwać - powiedział zasępiony, kładąc rękę na jego ramieniu. Nagle ręka starego kapłana rozbłysła lekkim światłem, a Raul poczuł jak ból szyi nieco łagodnieje.
- Dziękuję, kapłanie - powiedział Raul. - To był jakiś nowy rodzaj nieumarłego - mówił dalej cicho, tak by tylko kapłani go słyszeli. - To była Anna. Na dodatek natychmiast się odrodziła, ledwo zdołaliśmy ją zabić. Stale odgrażała się, że powróci. Dlatego ją spaliliśmy.
- Uznaliśmy, że musimy zmienić sposób pochówku na ćwiartowanie i palenie zwłok. Chcemy też rozdać wszystkim broń, żeby mogli się bronić w razie jakiegokolwiek zagrożenia. - dodała Crilia, wymownie spoglądając w kierunku czarnego dymu.
- Co to za chory świat - mruknął z niedowierzaniem w głosie Nathan.
- Myślicie, że to coś przyjdzie dziś w nocy? - zapytał Geoffry spoglądając w tą samą stronę co Crilia.
- W miejscu nie stoi. Powinniśmy się przygotować na najgorsze. - Raul skinął głową.
Do rozmawiającej grupy dołączył Ruppert. Podszedł nerwowo a na jego twarzy rysował się nieokreślony niepokój.
- Musimy wracać. Nie możemy iść dalej na wschód. Tam czeka nas coś gorszego niż śmierć. Nie możemy tam iść. - Przekonywał grupę Ruppert a jego głos przepełniony był lękiem.
- Skąd to wiesz? - zapytała zaniepokojona Crilia.
- Skąd to wiem?! - Niemalże krzyknął łotrzyk. - Wiem to bo tam byłem. W białej świątyni na horyzoncie. Nie możemy tam iść. Wracajmy na zachód.
Po usłyszeniu słów Rupperta, Pech na chwilę ożyła i spojrzała na niego, ale szybko wróciła do do swoje beznamiętnej, obojętnej pozy, którą przyjmowała od początku powrotu.
- Zachód był zbyt ryzykowny, dlatego ruszyliśmy na wschód. I nie musimy iść do tej świątyni, możemy ją ominąć. Jesteśmy w sytuacji, gdzie każdy wybór jest zły, dlatego ryzykujemy akurat ten kierunek. - przypomniała mu kapłanka. - I co masz na myśli przez “coś gorszego niż śmierć”?
- Ten kierunek, to najgorszy z możliwych! - Wskazał wschód Ruppert. - Ta wiadomość, którą dostała Pech na lodzie jest pułapką. Tam nie tylko stracimy życie. Tam stracimy nasze dusze.
- Ale ty nie straciłeś? - Raul spojrzał na Ruperta. - No to chyba nie jest tam aż tak źle, żeby nie można było przejść obok tej świątyni. Tak jak Crilia powiedziała.
Erwin przyglądał się relacji Rupperta czyszcząc zbroję przed zbliżającą się bitwą.
- Czy to ta chwila gdy mam powiedzieć „a nie mówiłem, że ufanie magicznemu napisowi na lodzie jest złym pomysłem”? - Wojak wskazał na dym. - O traceniu duszy nic nie wiem ale wiem, że zanim stracę duszę to pewnie będę się musiał zmierzyć z tym czymś co nas goni. Powinniśmy z tych skromnych tobołków, które mamy zbudować choć kawałek barykady i wystawić podwójne jeśli nie potrójne warty.- Splunął na polerowany kawałek metalu.
- Mówiłem, że nie można ufać jej słowom! Przez cały czas prowadzi nas ku zgubie! - wzburzył się nagle Nathan, spoglądając gniewnie na Pech.
- Nie czas teraz na to, Nathanie - przemówił Geoffry, spoglądając z niepokojem na wszystkich. - Musimy przygotować się na najgorsze…
- Taaa, jasne... Trzeba było tam zostać.
- Głos Raula był pełen ironii. - Jestem pewien, że już byś się witał z tym czymś, co dymem ogłasza swą obecność.
- Zgadzam się z Raulem. Cokolwiek to jest, zdaje się wiedzieć gdzie jesteśmy. Tak, czy inaczej musielibyśmy z tym walczyć, a jaskinia byłaby pułapką. Przed atakiem to coś mogłoby wziąć nas głodem i wybić, gdy będziemy wyczerpani. Tu chociaż możemy stanąć do walki w pełni sił, zamiast zdawać się na łaskę wroga. - stwierdziła pół-drowka. - Zamiast jałowo dyskutować i narzekać na decyzję, których i tak już nie możemy zmienić, lepiej przygotujmy wszystkich. Rozdajmy broń, wystawmy warty. Proponuję po dwie osoby. Możemy też rozpalić ogień. Skoro to coś i tak wie, gdzie jesteśmy to nie ma sensu, żebyśm marzli po ciemku. - dodała.
- Po sześć. - Erwin liczył na palcach. - Dwóch wysuniętych na północny wschód. Jeden się chowa drugi patrzy, przy obozie jeden kontrolujący wzrokiem wysuniętych i pozostała trójka obstawiająca pozostałe kierunki. Skoro palimy ogień to lepiej więcej niż jeden, będzie się wydawało, że jest nas więcej i lepiej oświetlą ewentualne pole bitwy.
-Chcecie szykować się do walki a nawet nie wiecie co nadciąga? - Ruppert zapytał zaskoczony. - Przecież jeśli to horda goblinów to jest to czyste szaleństwo. Zbierajmy manatki i wiejmy stąd ile sił w nogach.
- Jeśli to coś faktycznie wie gdzie jesteśmy to ucieczka nie da nam wiele. Będziemy jedynie bardziej zmęczeni podczas starcia. Poza tym większość musi odpocząć, nie mają już sił. Jeśli jednak dadzą się przekonać, żeby ruszyć w dalszą drogę, to nie będę się kłóciła. Musisz ich jednak najpierw przekonać. - wyjaśniła mu Crilia.
- Uciekać, w noc, z krasnoludami, dziećmi, chorymi, starcami i ciężarną. Kończy nam się jedzenie, więc i tak będziemy musieli się zatrzymać i go poszukać. Nie mamy szans uciec nie porzucając sporej części grupy. Poruszamy się od nich wolnej więc albo nas dogonią i nas wybiją w marszu albo spróbujemy walczyć na własnych warunkach. Zawsze możesz spróbować swych sił samemu w dziczy. - Erwin spojrzał na kolumnę dymu. - Biorąc pod uwagę okoliczności, nie winiłbym cię.
- Co za przeklęty świat! - wrzasnął sfrustrowany Ruppert.
 
__________________
"Alea iacta est." ~ Juliusz Cezar
Nortrom jest offline