Wszyscy zajęli swoje miejsca. Rolf także ustawił się za pobliskim drzewem z napiętym łukiem gotowym do strzału. Nie raz popełnił błąd zbyt blisko stojąc przy drzwiach więc teraz zostawił to bardzie zbrojnym towarzyszom. Sam osłaniał ich.
Zagrzmiał róg i po ucieczce spłoszonych ptaków nastała przedłużająca cisza. W końcu drzwi się otworzyły i wyszedł potwór z piekła rodem. Hasmans nie raz widział mutanta a u sporo skavenów swego czasu miał nieprzyjemność poznać dość boleśnie. Teraz mimo początkowego szoku, który trwał zaledwie pół uderzenia serca opanował się i wypuścił strzałę w wplątującego się w sieć mutanta. Strzała pomknęła ze świstem wbijając się w bark jednej z prawych rąk. A może czegoś innego? Nie wiedział bo towarzysze, a dokładnie Emmerich już zaczął szpikować chaosytę ze swojej powtarzalnej kuszy.
Zwiadowca chwycił drugą strzałę i napiął ponownie swój długi łuk. Teraz wypatrywał czy z innych części budowli nikt nie wychodzi i czy z okolicznych krzaków nie przybywają kompani zastrzelonego monstrum.