Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2017, 10:52   #148
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
- Jak uważasz, dziecko - odparł bez żalu i ponownie wbił spojrzenie przed siebie, prowadząc ich krawędzią rynku w stronę budowli kościoła.
- Choć w tym przypadku nie było to konieczne, cieszę się, że zareagowałaś tak szybko na harmider, który wywołałem. Czy to przez wzgląd na ciekawość, czy troskę o nas.
Chloe pokręciła głową, nie zgadzając się z jego oceną jej reakcji.
- Zwiodła mnie ciekawość. Powinnam była być wtedy przy ojcu - stwierdziła, surowo oceniając swoje zachowanie. - Gdyby ojcu się wtedy coś stało... westchnęła. Wydawać się by mogło, że dziewczyna tak jakby skurczyła się w sobie, pod wpływem tego co teraz miała w myślach.
Kapłan mruknął cicho do siebie, widocznie nie spodziewając się takiej reakcji gosposi.
- Nie musisz się ganić, lilium. Wiem, że mogę na tobie polegać - przytaknął sobie i posłał Chloe coś, co od biedy można było nazwać przyjaznym uśmiechem.

Zanim gosposia zdołała odpowiedzieć, oboje znaleźli się już przed drzwiami świątyni. O tej porze już praktycznie wszyscy spali, a przynajmniej dzieci. Ale dziewczyna nie sięgnęła jednak od razu za klamkę.
- Ufa mi ojciec? - zapytała szeptem Chloe, rozchylając nieco połę swojego płaszczyka. Uniosła dłoń ku swojemu dekoltowi.
Cicerone obdarzył swoją gosposię lekko zaniepokojonym spojrzeniem, mimowolnie omiatając nim wskazywaną przez dłoń część ciała dziewczyny. Zaraz jednak wbił wzrok w oczy Chloe, starając się zachować przyzwoitość.
- Jesteś moją najbardziej zaufaną osobą w Szuwarach, lilium. Ufam też, że Wielki Budowniczy nie złączył naszych ścieżek bez powodu.

- Tak też i ja myślę - mruknęła Chloe i rozpięła dwa pierwsze guziki swojej koszulki, odsłaniając część swojego dekoltu. Na jej skórze wystąpiła gęsia skórka, zapewne od przenikliwego zimna, jakim cechowała się ta noc. Dziewczyna pociągnęła za łańcuszek, który miała uwieszony na szyi i wtedy oczom duchownego ukazał się wisiorek. Bardzo charakterystyczny medalion. Panna Vergest wzięła go w dłoń i obróciła ku rewersowi. Grawerowane litery, które się ukazały jednoznacznie wskazywały, skąd mógł pochodzić. Kanton Inkwizycji.
Jeśli panna Chloe kiedykolwiek widziała ojca Theseusa zaskoczonego, to teraz był zdumiony jak nigdy przedtem. Zamrugał dwukrotnie, jakby próbując się upewnić, że to, co zobaczył, istniało naprawdę.
- Ja… ty… - wybełkotał, zbierając myśli. - Należysz do Kantonu Inkwizycji? - zapytał, patrząc teraz na młodą dziewczynę z niespotykanym wcześniej dystansem, czy raczej respektem.
Chloe nieco posmutniała widząc, jak zmieniło się spojrzenie cicerone. Schowała medalion i opatuliła się szczelnie płaszczem, aż po samą brodę. Skinęła głową.
- Jestem tu, by ojca chronić - odparła.
Glaive złożył pokornie dłonie i pochylił głowę, oddając należytą cześć Inkwizytorowi.
- Proszę o wybaczenie moich poprzednich zażyłości, Chloe Vergest. Nie byłem świadom tego, z kim przyszło mi pracować. - Kapłan najwidoczniej przyjął całkiem na poważnie oświadczenie “gosposi” i zastosował się do formalności, funkcjonujących w szeregach kościoła. Jako tylko Cicerone stał niżej od każdego Inkwizytora, z którym przyszłoby mu mieć do czynienia.
Dziewczyna uniosła dłoń i przytknęła palec wskazujący do ust w geście milczenia. Wyglądała na nieco przybitą, jakby skrępowaną zmianą nastawienia duchownego do jej osoby. Pokręciła głową.
- Nie ojcze. Proszę, nie. Ja... - chciała coś powiedzieć, ale nie była w stanie tego z siebie wydusić. - Porozmawiamy rankiem, dobrze?
- Jak sobie życzysz, Mieczu - odparł, ściszając swój ton i rozglądając się ukradkiem, czy ktoś przypadkiem ich nie podsłuchał. Spojrzał jeszcze raz na Chloe, a ona mogła dostrzec w jego oczach walczące niedowierzanie z wyćwiczonym posłuszeństwem. Podszedł do drzwi i otworzył je dla… no właśnie, kogo?
Dziewczyna podeszła do duchownego spoglądając mu w oczy.
- Ojcze, proszę... Nie jestem Inkwizytorem - "jeszcze" zdawało się, że chciała dodać. - I nikt nie może się dowiedzieć. Jestem ojca gosposią. Dobrze? - powiedziała zadziwiająco niepewnie jak na kogoś, za kogo miał ją cicerone.
- Dobrze - pokiwał powoli głową, choć jego spojrzenie wiele się nie zmieniło. Może kogoś kandydującego na Inkwizytora uważał za równie wymagającego szacunku, a może uraziło go to, że Chloe do tej pory nie mówiła mu całej prawdy.
- Zachowam tajemnicę. Możesz mi wierzyć… Chloe.
Panna Vergest - jeśli w ogóle jej imię i nazwisko było prawdziwe - skinęła duchownemu głową i weszła do budynku. Kroki stawiała niezwykle cicho, wydawać by się mogło, że stąpała bezgłośnie niczym kot.
- Dobranoc ojcze - powiedziała zatrzymując się w połowie korytarza na chwilę, ale nie odwróciła się, by na niego spojrzeć.

Thesues zamknął drzwi i spojrzał za kobietą. Odchrząknął cicho.
- Dobranoc.... - “dziecko” pchało mu się na usta. Ale czy mógł być pewny nawet jej wieku? Zreflektował się więc i nie dokończył.
Wkrótce cichutko zaskrzypiały drzwi i gosposia zniknęła w swoim pokoju.
Glaive zaś pogłaskał swoją brodę i ruszył wolnym krokiem do komnaty Cicerone.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline