Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2017, 11:06   #27
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Anlaf odetchnął z ulgą po czym zwrócił się z uśmiechem do Hargara. - Niezły pokaz wielkoludzie. Nie raz widziałem co potrafi w walce skandycki wojownik, ale to było naprawdę rewelacyjne. - Po czym odwrócił się w stronę miejsca w którym stał posąg Gorklu dodając: - coś mi się widzi, że na tej wyspie nawet kamienne posągi chętnie wystrychną nas na dudka.

Gdy orkowie wyszli wojownik z północy usiadł ciężko na ziemi.
- Uczono mnie latami do walki. Gdybym był kiepskim wojownikiem nie mógłbym odzyskać wolności mojej krainy i odzyskać korony moich przodków. - Popatrzył po wszystkich i oparł się o ścianę.

Rashad powoli wstał, zbierając siły. W duchu był wściekły - na Katona, na to jak jedno zaklęcie szamana wyeliminowało go z walki, na zniknięcie Gorklu, był jednak zbyt zmęczony i przytłoczony bliskim kontaktem ze śmiercią z rąk potwornych przeciwników - który to już raz w tak krótkim czasie - by dać upust wściekłości... Niepewnym spojrzeniem obrzucił znikające w wyjściu z jaskini orki.
- Drugi raz radzę zostawić dyplomację tym, którzy się na tym znają, jak Amira albo Minerva - syknął do Katona. - A tobie dziękuje Shillen. - W stronę elfki posłał słaby uśmiech.

Katon popatrzył bez słowa na Rashada po czym wzruszył tylko ramionami. - Orki... kto zrozumie te bydlęta… - po czym kiwnął głową do skandyckiego wojownika z szacunkiem i poszedł wypoczywać do obozu. Zboczył jednakże na podwyższenie, by zwyczajowo, odprawić rytuał wykrywający magię nad ciałem zabitego orkowego wodza. Tak potężny wojownik mógł mieć przy sobie trofea o wiele cenniejsze niż głowa. Nic jednak nie wykrył.
Zebrał jednak po drodze kilka ciekawie wyglądających kawałków kości, najpewniej ofiar bazyliszka. Jako wróżbita wiedział, że szczątki takie czasem przechowywały mistyczne wspomnienia owych osób, co mogło być przydatne we wróżeniu.”Możnaby ich pomścić i upolować tego skorpioliszka…..” pomyślał i poszedł do obozu odpoczywać i uspokoić myśli struganiem małych i wielkich arkan na kawałkach kości.

Rashad powoli podszedł do zwłok zabitego wodza orków. - Gorklu zniknął, a zadeklarował mi się, że zbada amulet Awe… może wróci do rana. Chciał abym ofiarował czaszkę godnego przeciwnika jego Bogowi-Gorylowi, czy macie coś przeciwko aby była to głowa tego plugawego orczego pomiotu?

- Czemu nie, sądzę, że pierwotnemu właścicielowi już się nie przyda - Shillen rzuciła żartem do Rashada, wyciągając przy tym dłoń do wracającej do siebie Amiry. - Chodź, pomogę Ci wstać... - elfka nie darzyła szlachcianki sympatią, ale spotkanie z orkami uświadomiło ją, że mimo niechęci jaką do siebie czują, na tej wyspie muszą sobie pomagać.

Amira wyciągnęła rękę do elfki i po raz pierwszy szczerze się uśmiechnęła
- Dziękuję - odpowiedziała zduszonym głosem - tak cichym, że chyba tylko Shillen mogła go usłyszeć.

- Nie ma za co... - elfka pociągnęła za dłoń zaklinaczki podnosząc ją z ziemi - Nie spodziewałam się, że to powiem, ale nawet cieszę się, że żyjesz. - powiedziała trochę żartobliwie, po czym przeciągnęła się i ziewnęła - Cóż… dopóki na razie mamy spokój i nic nie próbuje nas zabić powinniśmy odpocząć. - upewniwszy się, że Amira potrafi sama ustać na nogach oddaliła się do miejsca gdzie przed starciem z orkami Mawashii rozpalił ogień, aby odpocząć.

- Bierz ją jeśli chcesz. Nie zbieram plugawych trofeów. - Odparł Hargar i splunął krwią na kamienie pod stopami. - Oby bogowie dali nam wypocząć bo widzę, że ta kraina tylko walką cuchnie. - Kto zerknął na barbarzyńcę zobaczył błysk w jego oku.

- Zaiste, ta wyspa jest niczym koszmar szalonych bogów, dobrze, że przynajmniej zesłali nam takiego potężnego sprzymierzeńca jak ty Hargarze… My przybyliśmy tutaj szukać właśnie tego miecza, Spragnionego, o którego znalezienie prosił Gorklu. - Rashad nadludzkim wysiłkiem starał się nie słaniać na nogach, zawsze musiał pamiętać kim jest... - odciął rapierem głowę Rotskara i ułożył przy miejscu gdzie znajdował się posąg Gorklu.

- Potężny Gullahu, Boże-Gorylu, przyjmij od nas tę ofiarę z czaszki wielkiego orczego wojownika, dziękujemy ci i twemu słudze Gorklu za gościnę w twoim świętym miejscu. - Powiedział z szacunkiem szlachcic, klękając.

Zdeformowana chorobą głowa Rotskara patrzyła martwymi oczami na Rashada. Jedyną odpowiedzią na jego modlitwę była wszechobecna martwa cisza. Lejąca się na kamieniste podłoże ciemna krew spływała pod buty arystokraty i pod fundament, na którym jeszcze do niedawna stał pomnik.

Hargar patrzył z kwaśną miną jak Rashad klęka i dziękuje bożkowi. Nie było mu w smak jego zachowanie, ale cóż. Ta kompania jest tak zróżnicowana. - Opowiedz mi o tym mieczu.- Zapytał Rashada gdy ten skończył. Wskazał kamień obok siebie dając do zrozumienia by siadŁ obok.

Zaniepokojony Rashad po chwili oczekiwania odszedł od miejsca gdzie stał pomnik i udał się do sadzawki w celu obmycia po dotykaniu obrzydliwego truchła orka. Po drodze odpowiedział Hargarowi
- myślę że okazanie szacunku bóstwu tego miejsca nie zaszkodzi tym bardziej, że poprosiłem Gorklu o zbadanie dla mnie amuletu mrocznego czarnoksiężnika, może sprawa rano się wyjaśni…. - Jeżeli chodzi o miecz to legendy mówią że dał on wielką moc władcy starożytnego Tlan w którego ruinach jesteśmy, spijał moc i życie pokonanych wrogów, Gorklu też nam o nim opowiadał, zgodnie z jego słowami przeklęty król czeka z mieczem w swoim grobowcu pokutując za swoje zbrodnie… - wracajmy do odpoczynku, nie mam już sił na rozmowy nawet, może kolejny dzień okaże się mniej szalony.

Patrząc na puste miejsce w którym stał Gorklu Anlaf miał ochotę puścić kilka kąśliwych dowcipów na temat decyzji o wręczeniu amuletu posągowi, czy żądania trybutu od orków. Kiedy jednak odwrócił się do Rashada szybko zmienił zdanie. Widząc w jak opłakanym stanie znajduje się się kuzynostwo i Hargar przypomniał sobie jakie więzi potrafią stworzyć wspólnie stoczone bitwy. Wyrecytował zaklęcie przywołując sporą garść magicznych jagód po czym wręczył je rannym towarzyszom zwracając się do szlachcica - Obaj z Katonem chcieliście zwiększyć nasze szanse na tej wyspie. Nie wiń elfa. Kiepski z niego dyplomata, ale nie raz jego pomysły uratowały nam tyłki i tak pewnie jeszcze będzie.

Rashad skinął głową z lekkim uśmiechem, przyjmując jagody od Anlafa - Dziękuje, bez ciebie byśmy tu chyba z głodu pomarli albo musieli na bazyliszki albo makintory dla mięsa polować. I masz rację, nie mamy czasu na przerzucanie się winą i wzajemne urazy.

Kiedy zagrożenie jakby troszkę się oddaliło, Minerva cichutko i ostrożnie zbliżyła się do ocalałych. Ujęła w dłonie instrument i podjęła kojącą pieśń snując lecznicze gusło.
“Jest bezpiecznie
jest spokojnie
serce tak czyste
oczy powolne
jest bezpiecznie
jest spokojnie
usta tak krwawe
słowa bezdomne
i tylko ten wiatr…”

Głos Minervy był słodki i dźwięczny a ciało Amiry tak obolałe, że nie przeszkadzały jej rozmowy, kamienie wpijające się w plecy, leżące wokół trupy czy nawet bałwochwalstwo krewniaka. Nawet nie wiedziała kiedy zasnęła wdzięczna, że przynajmniej we śnie nie ścigały ją potwory.
 
Lord Melkor jest offline