W końcu, nie bez wysiłku, udało mu się uwolnić jedną nogę. Zaraz też oparł ją o bok potwora i zacisnąwszy zęby zaczął go z siebie spychać, by uwolnić drugą kończynę. Po kilku chwilach takiej szarpaniny zwierze obróciło się na bok i stoczyło z jego stopy.
Dzikus odetchnął z ulgą, powoli wstał i schował miecz do pochwy przy lewym boku.
Mężczyzna wydawał się być w niezłej formie, biorąc pod uwagę walkę jaką musiał niedawno stoczyć. Owszem, miał parę nowych sińców i otarć, a na prawym boku ślad po pazurach bestii, z którego krew spłynęła mu na spodnie znacząc je ciemnoczerwonym pasem ciągnącym się aż do kolana. Nie wpłynęło to jednak w widoczny sposób na szybkość i sprężystość jego ruchów.
-
Musimy iść. Dasz radę? "Nie" - miała ochotę odpowiedzieć, wiedziała jednak że zostając w środku głuszy niczego nie osiągnie.
-
Powoli... - powiedziała niepewnie -
Może znajdziemy w obozie coś żeby szczelniej obwiązać mi żebra, to na pewno mi pomoże... trzymać się. - starała się zgrywać twardzielkę, choć na wspomnienie swojego stanu znów chciało jej się płakać, to zaś przypomniało jak bardzo wysuszone ma podniebienie -
Może też znajdziemy jakieś manierki z wodą. Albo jedzenie... - podsunęła, modląc się w duchu o to, by Dzikus miał tego rodzaju ludzkie potrzeby. Ona sama czuła się spragniona i głodna jak wilk.
Danaekeshar zastanowił się przez chwilę, popatrzył w niebo.- Dobrze - kiwnął w końcu głową - Poszukajmy. Później spróbuję coś upolować, ale dopiero jak się stąd oddalimy. W okolicy nie ma już nic... Nic żywego.