Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2017, 07:35   #492
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
- Po co miałbyś pamiętać, skoro nie ma i nie było nic znaczącego? Nic nie było, Pazury tylko robią swoje i takie już są. Trzeba się cieszyć. Carpe diem - wzruszyła ramionami, zmieniając temat. Zapaliła kolejnego papierosa, choć w ustach czuła suchość, a w żołądku mdłości - Mam gdzieś swoje bezpieczeństwo, nie dbam o nie, bo są ważniejsze sprawy niż moja wygoda… i dostaję niestrawności od powtarzania “a nie mówiłam?”. Powinnam je wytatuować na czole. Jak z Brianem… prosiłam ich, żebyśmy jak ludzie przyszli w dzień i spróbowali uzyskać pomoc… ale nie. Bo znają inną drogę i jej ufają. Przemoc, agresja… nie na tym powinno się opierać. Dowody? Wszak tu jedna wielka tajemnica! Nikt o niczym nie, wszyscy ukrywają co wiedzą i zamiatają brudy pod dywan! Zadbano o to, by dowodów nie było. Chcesz informacji? Pogadaj z Babą jak wróci, ale “wirus jest pod kontrolą”. Nie wiadomo cy Patrick żyje, czy laboratorium zniszczono, a może coś się ostało. Mam to w głębokim poważaniu, ktoś musi to sprawdzić. Działać. Zrobić... cokolwiek. Tydzień czasu, słyszałeś szeryfa. Tu trwa wojna, przez tydzień mogło się… rożnie mogło być. Nie obchodzi mnie to. Chcesz pisemnego zrzeczenia się odpowiedzialności, to ci je dam. Bali się - obróciła twarz do Daltona - Pan nie lubi nawet rozmawiać o Bunkrze, a oni tam poszli i mieszkali. Szczerze… gdyby przyszli do pana i powiedzieli że jest tak i tak, zarazili się francą, która działa w taki i nie inny sposób, mogą być konkretne powikłania? Wściekłby się pan, pogroził im, nazwał głupkami, powiedział “a nie mówiłem?”... i próbował pomóc, może dał szlaban na kontakty póki nie pokażą zaświadczenia lekarskiego o powrocie do zdrowia. Tyle. Ale i tak się bali. Ostracyzmu, wyobcowania. Może paru głupców, którzy chcieliby wyplenić zagrożenie ogniem i żelazem… więc zrobiono z tego tajemnicę. Okres inkubacji to parę dni, dłużej niż bytność Runnerów w Bunkrze. Jeśli coś złapią… może dostaną pomoc. Z naciskiem na “może”. Ale nie ma co się martwić i przejmować - powróciła uwagą do Nixa - Zdechną w większości gangerskie ścierwa, niewarte żeby psuć ten świat bardziej niż i tak go popsuła wojna. Agresor, wróg, element kryminogenny, oprawca, najeźdźca. Niech zdychają, jedno takie ścierwo będzie na tyle uprzejme by zrobić to za siedemnaście godzin i czterdzieści trzy minuty - rzuciła okiem na telefon, wyciągając go na chwilę - Nie ma dowodów tutaj, nie zdobędzie się ich, o to zadbano. Są na Wyspie, ale tam nie jedziemy bo nie ma dowodów. Mam w nosie dowody, ale to chyba już też powtarzałam. Wychodzą ci kutry to się nimi zajmij, wymyśl coś. Pogłówkuj jak sprawę rozpracować. Analitycznie, jak uczył cię przełożony. Ja na to nie zamierzam tracić czasu, wolę się upewnić nim będzie za późno. Pomylę się, albo nie. Zyskam pewność, czy konieczne jest działanie. W medycynie jest termin nazywany prewencją. Zapobieganiem, nim trzeba leczyć. Dopasuj sobie odpowiednio wojskowy odpowiednik. Trzecim słabym punktem planu jest konieczność wyłożenia kart Nowojorczykom - teraz patrzyła na Daltona, zaciągając się od serca - Czwartym danie czegoś, w co Runnerzy uwierzą. Do tego potrzeba Runnera, słów Runnera. Co daje piąty słaby punkt: któryś Runner musiałby iść do Nowojorczyków i wyłożyć sprawę. Szósty słaby punkt wynika z piątego - wojsko i gangerzy walczą ze sobą, a ten Runner prawdopodobnie zostanie zakładnikiem i kartą przetargową, którą NYA będzie chciało wykorzystać przeciwko Runnerom. Siódmy słaby punkt jest czysto hipotetyczny: po reakcji Talbota Runnerzy raczej nie mogą się spodziewać ciepłego powitania w obozie. Widzieliście jak się zachowywał widząc mnie w celi. Nie ma co liczyć na łagodniejsze traktowanie. Poza tym musiałby tam iść ktoś, komu zależy na załatwieniu sprawy. Nie… pójściu i zapytaniu się, a przy odmowie wzruszeniu ramionami i powrocie “bo przecież próbował”. Tu potrzeba kogoś upierdliwego, kto nie odpuści, kto się postara… rozwiązać problem. Kto będzie wiedział co przekazać, co przemilczeć. Kto nie zacznie machać bronią i przeklinać… z tym chłopaki i tak mają problem. Na koniec ósmy słaby punkt: przekonanie chłopaków do zostania, zignorowania transportu. Puszczenia kogokolwiek do Nowojorczyków… ale to jakiś plan. Zakładając że zostanę i będę tu siedzieć z założonymi rękami, podczas gdy bojowa, mundurowa część grupy sobie pójdzie i będzie robić co chce i uważa za słuszne. chcesz być dowódcą Nix, chwalisz się że uczył cię tata. Dobrze, co proponujesz? Optymalny plan, uwzględniający cała gamę zmiennych, nieprzychylność oby stron konfliktu, tego że żaden Runner nie zrobi niczego, by podłożyć resztę Nowojorczykom, a Nowojorczycy mogą nie chcieć gadać, przekręci treść przekazu, albo nie zostaną wysłuchani na Wyspie - westchnęła ciężko, wracając pod wejście vana. Nie odwracała oczy od Nixona, tłumiąc cisnące się na usta przekleństwa. Nie wypadało.
- Ale nie będą ostatnią suką, pomogę ci. - prychnęła, zaciągając się po raz kolejny - Talbot i jego ludzie. Kto ich dostarczy na powrót do obozu będzie miał szansę o coś poprosić. Z żołnierzy którzy myślą i mają otwarte umysły… jest Gabriel Yorda. Trzeba uderzać z prośbą do niego. Co mu powiedzieć… co powiedzieć Paulowi i Hektorowi… chodź - wyciągnęła rękę, wstając i idąc w miejsce zbiórki gangerów - Dowódca musi też umieć rozmawiać z wrogiem, negocjować. Jeżeli usłyszę jeszcze jeden epitet, zobaczę szukanie zaczepki na siłę… nasza współpraca się zakończy. Dość jątrzenia, czas zacząć… iść inną drogą.


Grupa gangerów nie pozostawała statyczna. W stronę Chebańczyków i Pazurów toczyła się para Bliźniaków do kompletu z nożowniczką.
- Nie no, patrzcie - burknęła wskazując na rudą lekarkę i wyższego, skwaszonego najemnika - Może chcą nas zaprosić na pięciokącik! - rzuciła pomysłem, żeby się wmig poprawić - No albo sześciokącik, bo ta focza Paula to się będzie w tym układzie marnować. Ale psów w to nie mieszamy. Jebać policję, ale kurwa nie dosłownie.

- Pięciokącik? Ale znowu z tym Plakatowym? Wiesz, że umawialiśmy się tylko na łódkę z nim, nie? - Hektor chyba potraktował jak najbardziej poważnie pytanie o fizyczną, obupłciową geometrię. Albo udanie udawał taką powagę co z reputacją jaką miał on i kulejący Bliźniak było równie prawdopodobne.

- Jaka focza Paul’a? - podejrzliwie spytała Boomer która chyba była już na tyle blisko, że usłyszała o czym mówiła trójka podchodzących Runnerów.

- Ale z jebaniem policji może być fajnie. Ja znam jedną taką fajną policjantkę z Downtown co dobra jest w tym jebaniu. - Paul też wydawał się poważnie podchodzić do kwestii negocjacji o orgiach wszelakich. - No ale tutejsze władze no to serio tak nie dosłownie. - wymownie dodał wskazując niechętnym gestem na grupkę chebańskich stróżów prawa.

- Do Nowojorczyków jesteś przesadnie negatywnie nastawiona. - Nix nie wyglądał na skorego do żartów i wygłupów w tej chwili. - Patrzysz skrajnie negatywnie i pesymistycznie. Jeden nowojorski szczekacz armii nie czyni. Już ci tłumaczyłem, że jak jest wojsko to jest hierarchia i rozkazy. Bez tego nie ma wojska. On nie miał żadnych rozkazów względem ciebie. Jakby miał pewnie by pokazał od razu. A nie miał. Więc jak dla mnie nie ma tam jakiś specjalnych rozkazów co do ciebie. Co ogólnie o Runnerach to nie wiem. Ale myślę, że kontakt z nimi jest możliwy tu jak się spotkamy. - młody Pazur mówił z zastanowieniem dzieląc się swoimi spostrzeżeniami.

- Heh. Jakbyście oddali tamtemu palantowi Brzytewkę to oni byliby dużo wcześniej poszatkowani w tej łodzi ale nie przez te pedalskie kutry. - wyszczerzył się z radosną złośliwością Paul jarając skręta i patrząc wyzywająco na młodego Pazura. - Ja tam byłem i wszystko słyszałem gogusiu. Was kurwa wszystkich. Nie wiem jak ale załatwiłbym was jakbyście coś naszej Brzytewce zrobili. A jak coś by zostało to by dokończył ten złamas. - wskazał żarem fajka na stojącego po drugiej strony szamanki Latynosa.

- Ale nie oddaliśmy. Ani my ani szeryf. Więc chyba nie ma o czym gadać. - z bliska było widać, że runnerski, bezczelny styl jątrzy Pazura choć chyba starał się dość udanie nie dać sprowokować do sprzeczki.

- No to kurwa wasze szczęście chłoptasiu. - Hektor dołączył do wspólnego antyplakatowego frontu jedności runnerowej cedząc słowa i wydmuchując dym w stronę Pazura. Stał za daleko by chmura doleciała do Nix’a ale prowokacja i złośliwość były oczywiste.

- Wracając do tematu kontaktu z Nowojorczykami… - Pazur zmierzył Latynosa wzrokiem i głos nadal można było mu uznać za spokojny ale żyłki na czole i szyi pulsowały mu wyraźnie.

- Ło, ło, ło, do czego?! - Paul zastopował dyskusję ruchami ramion przerywając jej wznowienie.

- Nie będziemy z nimi gadać. Chcesz to do nich zasuwaj, będzie to mniej śmierdziało klejem do tapet ale nas w to nie mieszaj. - Hektor poparł kumpla skoro chodziło o tak szczytny i wspólny cel.

- Ona może to zrobić. - Nix zawziął się i wskazał na stojącą między Bliźniakami szamankę. - Nie wygląda jak wy. Ma jaja i odwagę. Zależy jej. Nadaje się. Ona może to zrobić. - powiedział patrząc na Alice i ignorując obydwu Runnerów po bokach szamanki.

- Te. Chłopcze z plakatu. Co masz do naszej Mariny? Gadaj co jest grane. - Bliźniaki zbystrzeli i Hektor zaczął pierwszy atakować pytaniami Pazura.

- Chodzi o misję rozpoznania aktualnej sytuacji w Bunkrze. Poprzez radio Nowojorczyków więc trzeba z nimi porozmawiać. - odpowiedział Hektorowi Nix patrząc na niego.

- Jakaś bzdura. Żadne sztywniaki pana superprezydenta nie są nam potrzebne. Wracamy na Wyspę i chuj, wiemy co się tam dzieje. Nie ma o czym tu więcej gadać. - Latynos nie miał za grosz przekonania do pomysłu Nix’a.

- To pakujcie się i wracajcie. - Pazur spojrzał na Runnera i mimo, że mówił w przeciwieństwie do niego dość spokojnie to jakoś to jednak dziwnie pojedynek na spojrzenia przypominało. - To trwa za długo. - powiedział gdy Hektor odwrócił głowę gdzieś w bok kręcąc przecząco głową. - Poza tym jest szansa, że raz nawiązany kontakt będzie można użyć ponownie. Na przykład do jakiś negocjacji. Czy czegokolwiek. - Pazur tłumaczył mieszanej grupce korzyści płynące z takiego manewru.

- A co tu negocjować? Będziemy ich rozwalać aż przestaną przyłazić. - wzruszył ramionami Paul nie widząc jakoś za bardzo sensu kontaktowania się jakiegokolwiek z Nowojorczykami.

- Dobrze, że obaj macie jakiegoś szefa nad sobą. - Nix pokręcił głową z niechęcią patrząc na obydwu Runnerów i ich reakcje. - Tam na Wyspie mogą mieć megafon. Nie wiem czy mają ale może mają. Jak mają można przenieść wiadomość głosową na dalszą odległość. Bezpieczniejszą dla nadawcy. Nie wiem czy starczy od jednej linii do drugiej ale zawsze coś. A co do przekonania oprócz San Marino można przekazać zapisaną wiadomość. List. - Nix spojrzał na Alice w tym momencie bo w końcu współuczestniczył już w przekazaniu jednego listu przez linię frontu. - Wiadomość można dać krótką do przeczytania przez megafon. To nie to samo co żywy świadek na miejscu no al lepsze niż same zapewnienia wroga o dobrych intencjach. Co dalej to nie wiem Alice bo nie znam za dobrze ani jednych ani drugich poza ogólnymi informacjami. Ale wydaje mi się, że jest na to realna szansa na tyle, by tego spróbować. Zwłaszcza, że możemy to zrobić tu i teraz bez zbytniego odciągania sił od innych operacji. - najemnik przedstawił jak widzi plan działań i jak można by go wykonać posiadanymi siłami.

- Jakich kurwa innych operacji gogusiu? - Hektor spytał podejrzliwie to co mu ostatnie najbardziej wpadło w oko w wypowiedzi Nix’a.

- Nie mów do mnie gogusiu. Jestem Nix. - w końcu nie zdzierżył i warknął ostrzej na Latynosa. Ten też od razu się zjeżył co wywołało prawie synchroniczną reakcję u Paul’a. Przez chwilę trwała cisza po czym Pazur kontynuował. - Najpierw płyniemy na drugi brzeg po naszych rannych. Potem zakładamy punkt opatrunkowy w komisariacie. A jeszcze potem spróbujemy nawiązać kontakt z kutrami. - Nix wyłuszczył im swój plan już co nieco obgadany w grupce przy furgonetce ale dla trójki Runnerów nowy.

- A po chuja chcesz odnaleźć te głupie łódki? A po tamtych od nas płynie już trzech ludzi. No i San. - Paul wskazał na szamankę ale w pomyśle odnalezienia łódek widział chyba coś złowieszczego. Nix spojrzał na kręcącą się wskazaną grupkę ludzi Hivera a potem na San Marino.

- Fajnie. Ja też tam płynę. Przyda się ktoś inteligentny na pokładzie. - kiwnął głową wciąż patrząc na szamankę. - A kutry trzeba po to odnaleźć by wiedzieć co knują. By nas nie zaskoczyły nagłym pojawieniem się co w nocy i w niekorzystnych warunkach widzialności jest bardzo prawdopodobne. - odpowiedział teraz przenosząc spojrzenie na Bliźniaków.

- No pewnie, że Marina jest inteligentna. W końcu trzyma się z nami. - wyjaśnił nonszalancko Hektor wskazując najpierw na szamankę gdzie dłoń prawie zetknęła się z jej piersiami a potem na siebie. Tonem wyraźnie wskazującym, że on z Paulem są gwarantem i synonimem posiadania inteligencji jeśli się z nimi ktoś trzyma.

- A jaka szczodra i wspaniałomyślna. Wiesz, że ona jest skłonna wprowadzić sezon ochronny dla wymierających gatunków? - Paul łypnął krzywo na Nix’a by przypadkiem nie było wątpliwości o jakie zagrożone gatunki mu chodzi. Pazur przynajmniej chyba załapał albo miał podejrzenie o co chodzi po spojrzał bystro na San Marino.

- Ale powiedz no bystrzaku, tak z czystej ciekawości, co zamierzasz zrobić jak już znajdziesz te łódki? - Hektor nie dał się namyślać zbyt długi Nix’owi tylko dalej drążył temat łódek.

- Jeśli nadarzy się okazja spróbujemy je zniszczyć. - wzruszył ramionami mówiąc ja jest.

- Ty to kurwa pojebany jesteś. - Hektor z troską popatrzyła na Nix’a i pokręcił smutno głową. Paul mu zawtórował w synchronicznym geście podzielając ten smutek dla tak ciężkiego przypadku.

- Być może. Nie wiem co z tego wyjdzie. Ale spróbujemy. I bardzo przydałaby nam się wasza pomoc. - Nix wahał się chwilę nad odpowiedzią a potem na koniec nim dopowiedział prawie jako dodatek ostatnie zdanie.

- Naprawdę pojebany. Beznadziejny przypadek. - Paul pokręcił smutno głową jakby było mu naprawdę przykro widząc taką beznadzieję. Tym razem Hektor mu milcząco zawtórował podobnym gestem.

San Marino już się miała zapowietrzyć, ale odpuściła bo tematu zrobiły się za ciężkie na szukanie dymu dla samego dymu. Uśmiechnęła się półgębkiem przy fragmencie o wstrzymaniu polowań na śliczne gatunki plakatowe i uciekła wzrokiem do dłubania w paznokciach, byle się nie gapić na Pazura.
- To świetnie że się zgłaszasz do tachania zjebów od pana prezydenta. Płyniemy ty, ja i Hektor… no i Hiver z Gecko. Chromi i jest ranny i coś się kurw krzywi, no ale udaje że go nie boli, to pewnie napierdala - zazeowała na Brzytewkę - Na te kutry to ciężki sprzęt potrzebny i więcej niż garstka ludzi. Pakujesz się sam śmierci pod kosę - pokręciła głową synchronicznie z Bliźniakami - I wiesz Śliczny, ale ja się nadaję do bicia, dymania i włażenia do płonących kurników. Ale nie do gadki z żywymi. Wkurwiacie mnie, nie wy konkretnie, ale mówię ogólnie. Nie lubię ludzi i nie umiem z nimi rozmawiać. Pocisnąć frajerowi… spoko. Ponabijać się z jakiegoś lamusa… jak najbardziej - uniosła wzrok na plakatowego - Ale do negocjacji… nie kurwa. Umiem mierzyć siły na zamiary, tobie też to polecam. Nie pcham się w konflikty żywych… bo jak to robię to tylko szkodzę. Mam niby iść i truknąć Nowojorom żeby wysłali tą wiadomość? A jak zaczną drążyć? Kurwa… - splunęła pod nogi dając pozą i miną znać jak bardzo pomysł jej nie leży. Wskazała rudzielca w gangerowej kurtce - To jej brocha, jej działka. Jak ktoś ma coś od nich wygadać, to czemu nie ona? Niech zdejmie kurtkę, pod spodem ma uniform Anioła. Ten złamas też działa z partyzanta - teraz wskazała Paula - I po jakiego chuja chcecie się kontaktować z Bunkrem? Pojedziemy tam i zobaczymy co jest grane. Ten złamas - paluch powędrował do piersi Hektora i puknął w nią - Mówi że jest ok, a był tam ostatnio. To ja się kurwa pytam co jest grane? Chodzi o zarazę o której nawija Brzytewka? - na koniec przeniosła paluch i dźgała nim przez powietrze drugą Runnerkę.

- Oni wiedzą, że jestem Runnerem. Byłam u nich, na Wyspie. Przesłuchiwali mnie, zresztą ci dwaj dezerterzy co się nas uczepili również zrobili mi tam dobrą renomę, a Yorda potem pewno wszystko wyśpiewał przełożonemu. Bo wojsko - ruda skrzywiła się, posyłając Pazurowi przelotne spojrzenie. Postarał się, tu musiała mu oddać honor. Nie dawał sie prowokować i zachowywał spokój. Punkt dla niego. - Baba potwierdził, że wirus jest w Bunkrze. Opisał objawy.. ale potrzeba dowodów na jego istnienie i skalę… w razie czego znaleźć rozwiązanie i zdobyć dodatkowe środki tutaj.. Wiedzieć co dzieje pod ziemią. Czy wybuchła tam zaraza, są chorzy, czy coś sobie ubzdurałam - wzruszyła ramionami, prześlizgując wzrokiem po Nixie i podjęła wątek bez zbędnej złośliwości
- Tutaj też są ranni, którzy potrzebują pomocy. Te statki… to może być Moloch, Baba coś napomknął nim zniknął z radaru. Jeżeli to Moloch i założą tu przyczółek… lepiej zbadać sprawę...nim będzie za późno. - powtórzyła, drapiąc się po lewym przedramieniu i westchnęła ciężko, podchodząc do Bliźniaków i ściskając ich za ręce.
- Poza tym przekradanie się z nieprzytomnym tatą… nie zostawię go… ani was… i będziemy szli większą grupą, są ranni. Wy jesteście jak cienie, albo pantery. Sami się przedrzecie. Większa grupa do tego z cywilami, rannym którego trzeba mieć co najmniej we trójkę bo jest duży i ciężki… będziemy jak na patelni, a tam cała wyspa obsadzona żołnierzami… nie chcę aby… dość ofiar. Nie wy… tata się obudzi, ale potrzebuje trochę czasu. Można równolegle...coś spróbować. Zdziałać, pomóc. Jako inwestycja na przyszłość, żeby się maszynki nie plątały nam po ogródku. Proszę… Paul… Hektor - patrzyła na obu delikwentów, próbując się uśmiechnąć, ale jej to nie wyszło - Może udałoby się zdobyć przepustkę, nie wiem… za dostarczenie informacji o kutrach nowojorczykom. Wtedy daliby nam przejść do naszych. Do chłopaków… do domu. Też chcę wrócić do Guido, przecież wiecie… ale zacznie się walka… bo … nie chcę, żeby przeze mnie ktoś znowu umierał, a przy strzelaninach... Zawsze są ofiary. Proszę was, serca moje najdroższe… Nix i Boomer to dobrzy ludzie, nie trzeba zabijać nikogo od szeryfa. Nie potrzeba… żeby ktoś zranił was. Albo zabił. Nie was - przełknęła ślinę, mrugając żeby odpędzić wilgoć z oczu, choć i tak widziała jak przez mgłę - Potem weźmie się łódkę od szeryfa, na pewno pożyczy i nie będzie miał nic przeciwko, prawda? - obróciła głowę do szeryfa ale tylko na moment i znów patrzyła na Runnerów - zostaniemy niedługo, dopóki tata się nie obudzi. On też pomoże, coś wymyśli. Jest mądry. Jak Guido. I ci z wojska go szanują… ale musi się obudzić. Nie dam rady patrzeć jak ktoś… jak umieracie, jak dzieje się wam krzywda. Zostanie to kompromis. Oni nie zabiorą mnie do Hope, wy na Wyspę. Nikomu to nie pasuje, ale czasem.. trzeba iść na takie głupie, cieniackie układy i… bez was nie dadzą rady… ja nie dam rady jesteście jedyną rodziną jaką mam, wiecie o tym. Zrobiliście dla mnie więcej, niż ktokolwiek prócz taty przez te dwa lata. Zawdzięczam wam… że pierwszy raz… ktoś mi pokazał co znaczy mieć dom. Zajęliście się mną, nawet piczkowóz przełknęliście, a to przecież siara że ganger różowym nibywozem jeździ… tylko parę godzin. Damy radę, przecież jesteśmy Runnerami. Dowiemy się przy okazji co tu maja w obozie, co szykują. Coś wymyślimy… wspólnie. Nikt… nikt nie musi strzelać, ani ginąć. Już… wystarczająco. Upewnijmy się, że to nie Moloch, albo Moloch. Jeżeli w Bunkrze jest już.. źle, to w gestii Nowojorczyków też leży żeby się wirusa pozbyć. Wyleczyć, bo oni też nim oberwą. Mają tu lekarzy i sprzęt. Pogadam że będzie dobrze. Możemy działać razem, nawet jeżeli Nix i Boomer nie mają takich fajnych kurtek i nie są tak wyluzowani jak wy… i tacy dzielni i kochani. Nikt inny nie da rady - zakończyła i zacisnęła szczęki, patrząc się na parę cerberów wybitnie z dołu.

- Nie no Brzytewka no nie przejmuj się. - pod wpływem słów Alice zapanowała chwila konsternacji. Runnerzy i Pazury patrzyły to po niej, po sobie nawzajem i po ludziach w vanie i wokół. Pierwszy odezwał się Hektor i mówił trochę jakby nie do końca był pewny co i jak powiedzieć. - Nie można przesadzać z tym twoim samochodem. - powiedział z wahaniem rozkładając ręce czym od razu wywołał zdumione i podejrzliwe spojrzenie Paula. Od kiedy piczkowozy były samochodami?! Latynos też wyglądał, że czuje się nieswojo mówiąc takie detroickie herezje. - Właściwie to nie jest taki słaby. Po różowym no wiadomo czego się spodziewać. - latynoskie brwi skoczyły do góry w grymasie mówienia oczywistej oczywistości.

- Siary i pedalstwa. - kiwnął głową białasowy Bliźniak powtarzając znaną runnerową i detroicką prawdę o tym kolorze dla samochodu.

- A i tu widać jaki z ciebie złamas! - Hektor od razu nabrał pewności gdy mógł przekierować rozmowę na znane i utarte szlaki wewnątrzbliźniakowej wiecznej wojny. Teraz mina białasa wyrażała zdziwienie. - Różowy jest pedalski i siarowy ale jak jeździ nim facet! - olśnił kumpla tym oczywistym przegapionym faktem. - A Czip co? Jest pedalska? - Latynos dalej zasypywał nowe spojrzenie na piczkowóz kolejnymi faktami.

- Nie no, Czip to Czip, Czip nie jest pedalska. - pokręcił głową Paul musząc niechętnie przyznać rację adwersarzowi.

- No właśnie! - triumfował Hektor jak zawsze gdy jeden z nich zdobył choć na chwilę jakiejkolwiek przewagi nad drugim. - I co? Nasza Brzytewka jest gorsza od Czip? - Latynos dalej oświecał kumpla.

- No nie jest. - przyznał kiwając głową Paul i puszczając do Alice psikuśne oczko. Ale tym okiem które nie było widoczne dla Hektora.

- No właśnie! Więc jak Czip może no to nasza Brzytewka też może! - Hektor dalej puszył się swoim triumfem na co Paulowi zostawało tylko pokiwać głową. - Poza tym jakbyś miał tam pod kopułą jakiś mózg dostrzegł być liczne korzyści płynące z posiadania w naszym zespole różowej maszyny. - Latynos oparł pięści na biodrach i przybrał w pełni wyniosłą i triumfującą pozę. Zaś Paul przybrał minę kompletnego zaskoczenia. Od kiedy Hektor mówił w tym stylu?!

- Ta? Niby jakie? - zmrużył oczy i spojrzał wyzywająco na Latynosa chcąc pewnie jak zwykle złapać do na kolejnej ściemie czy psikusie jakie non stop sobie nawzajem albo komuś urządzali.

- Na przykład nikt się nie spodziewa kłopotów. Maszyna zwraca uwagę bo ma nietypowy kolor ale jest inna od naszych więc nie muszą wiedzieć, że od nas. Więc nadaje się do rozpoznania terenu albo udania się gdzieś gdzie nasze maszyny nie mogą. Nie jest uzbrojona więc nie wygląda groźnie. Poza tym jak się ją odpicuje, będzie miała swój styl jak maszyny Schultza. A jeszcze jak się da poznać będzie po prostu oryginalna bo będzie wiadomo, że Brzytewki. No i będzie wiadomo, że to taki ambulans więc się do niego nie strzela. - Latynos sypał kolejnymi argumentami jak z rękawa a na twarzy Paula zaskoczenie co raz bardziej ustępowało podejrzliwości.

- Od kiedy ty się kurwa taki widzący zrobiłeś, co? - spojrzał krzywo z jawną niewiarą w szczerość rozmówcy. Hektor wyglądał jakby właśnie ten mniej udany Bliźniak przekuł mu balon triumfu i dumy.

- Guido tak powiedział. - przyznał w końcu na co Paul teraz triumfował bo uderzył się z radości o bok uda gdy jego podejrzenia okazały się słuszne. Teraz więc Latynos miał minę trochę niewyraźną.

- Guido gadał o piczkowozie? - Paul mimo wszystko zdziwił się gdy już przeszedł pierwszy odcień radości z tak trudno wywalczonego zwycięstwa.

- To już nie jest piczkowóz tylko “Pink Panter”. Taka kreskówka była. - czarnowłosy ganger musiał choć trochę spróbować pognębić czy zaszachować czymkolwiek kumpla.

- Tak nazywano kiedyś pustynny kamuflaż samochodów SAS. Takich komandosów. Potem też i ich samochody zaczęto tak nazywać. - nieoczekiwanie do rozmowy wtrącił się młody Pazur. Obaj Bliźniacy spojrzeli na niego z zaskoczeniem jakby w ogóle zapomnieli, że nie są tu sami a zwłaszcza, że ich wspólny pazurowy wróg rasowy też tu jest.

- Pytał cię ktoś o zdanie? - warknął zaczepnie Hektor patrząc nieprzychylnie i nieprzyjemnie na Pazura. Nix wzruszył ramionami najwyraźniej tracąc ochotę do angażowania się w tą część dyskusji. - A ty słyszałeś moronie? Brzytewka ma komandosowy samochód. Komandosowy to kozacki nie? Chyba nawet ty to załapiesz, co? - wrócił szybko do wywalczania sobie przewagi nad drugim z Bliźniaków.

- Lubiłem tą kreskówkę. Tamten chudzielec był fajny. - Paul zinterpretował odpowiedź po swojemu. - Ale czemu Guido o tym gadał? Gadał coś jeszcze? - spytał Runnera który miał z nich wszystkich najświeższe wiadomości z Bunkra i ostatni widział szefa ich bandy.

- A bo Billy Bob nawijał takie same durnoty jak ty. - latynoski palec wskazał wyniośle na faceta w golfie i wojskowej kurtce zupełnie zapominając, że sam do niedawna był zażartym orędownikiem takich durnot. - No i akurat usłyszał to Guido jak przechodził no i mu wytłumaczył. I tak pogadał, że nawet Billy Bob skumał. Więc kurwa nie rób siary nie gadaj takich debilizmów o jakimś piczkowozie. A. No i Taylor też tam był i Guido powiedział, że jak ktoś ma jakiś problem z bryką Brzytewki to może przyjść do Taylora i Taylor mu wtedy to wytłumaczy. - Latynos wymownie zawiesił wzrok i głos na kumplu by dać przemyśleć ten moment jak to komuś Taylor coś tłumaczył.

- Nie, tam wiesz, spoko, Taylor pewnie bardzo zajęty jest i no ej, no jak Billy Bob skumał no to każdy by skumał, nie? - Paul wydawał się szyć na gorąco dobrą minę adaptując się do nowych faktów na temat charakterystycznej już bryki.

- Guido też powiedział, że Brzytewka jest wrażliwa i delikatna i inna niż my więc kurwa będzie jej smutno jak ktoś od nas będzie darł łacha z jej bryki. I że dobrze by było jakby kurwa ktoś zaczął to by mu wyjaśnić albo od razu w pysk. Więc kurwa doceń, że tracę na ciebie czas na gadanie. A jak nie to wiesz, jeszcze zawsze jest Taylor od tłumaczenia. - Hektor dodał na koniec i przez chwilę obaj Bliźniacy w mileczeniu trawli nową perspektywę spojrzenia na maszynę Brzytewki i jaka teraz jest obecnie przyjęta filozofia w bandzie. Pozwolili sobie odpalić po skręcie, znów częstując obie Runnerki a Paul nawet Boomer choć ta zaprzeczyła gestem ręki i oczywiście tylko Nix nie został uwzględniony w grzecznościowym geście zgody i pojednania.

- Ale Brzytewka z twoim starym to nie dygaj. Pójdziesz z nami to my tak pójdziemy, że na żadnych NYA nie trafimy. któryś się zawieruszy pod nóż to sie go uciszy i będzie luz. Nie przejmuj się tym no kurwa trochę chuj, że on taki duży ale no jakoś się go zaniesie. - Paul wrócił do innego wątku o jakim wspomniała Alice.

- Właśnie, to da się zrobić. Tak pójdziemy, że tam czy z nim, czy z tobą, czy z tym kulawcem nas nie namierzą. Nie przejmuj się. - Latynos też miał podobna wizję jak i jego kumpel.

- No… I nie potrzebna nam żadna chujowa przepustka od tych miękkich chujków.Przepustki są dla frajerów. - Paul machnął pogardliwie ręką zupełnie jakby nie miał za grosz szacunku czy zaufania do czegokolwiek związanego z NYA.

- A z nimi no pewnie, że nie mają fajnych kurtek. - Latynos wskazał na parę Pazurów ubranych całkiem inaczej niż Runnerzy. - Tak samo jak ten cienias. - wyniośle wskazał na białasa który obecnie też raczej słabo wpisywał się w runnerowy dress code. Bledszy z Bliźniaków spojrzał na niego z wyrzutem i pokręcił głową by było wiadomo, z jakim leszczem i tępakiem musi się użerać.

- No dobra kurwa niech stracę. - Paul wyglądał jakby przez chwilę miał się zapowietrzyć. - Znajcie swój szczęśliwy dzień fajfusy. - wskazał nagle zapalonym skrętem na parę Pazurów. - Jak nie będziecie fikać możecie płynąć z nami. Nawet ten plakatowy. - westchnął ciężko bledszy z Bliźniaków jakby była mowa o podróżowaniu w gorący dzień, wewnątrz małolitrażowego samochodu z czymś wybitnie obrzydliwym i śmierdzącym. Nix i Boomer zdążyli spojrzeć na siebie a potem na mówiącego z takimi niezgłębionymi pokładami łaski i wspaniałomyślności Bliźniaka gdy od razu przejął pałeczkę ten drugi.

- No ale plakatowy chłopcze pamiętaj, że laski cię wyratowały. Jakby nie Brzytewka i Marina inaczej byśmy tu z tobą gadali. I inaczej byś tu teraz śpiewał. Ale jak będziesz nam fikał to wiesz, nawet laski cię nie uratują. - Hektor mówił smutnym głosem ale jakoś teraz mimo ironii i prowokacji jaką prawie zawsze obydwaj z Paulem odnosili się do wszystkiego co nixowe teraz dało się wyczuć, że mówi też i do kobiet dla obopólnej świadomości i jasności proponowanego układu.

- No bo laski coś nie chcą przyjąć do wiadomości, że jesteś trefny i będziesz robił problemy. Uparły się. No nie wiem czy to ten urok gatunku na wymarciu ale wiesz, się postarasz to już nie będziesz pierwszym gatunkiem tak pięknie plakatowym, dumnym i rycerskim w chuj co wymarł. No przykra sprawa ale no tak już ten świat jest ułożony nie ma o co bić piany, nie? - Paul też nie mógł ot tak przebrnąć do porządku dziennego z tolerowaniem w pobliżu tego egzemplarza “wymierającego gatunku”.

- No i wiesz jak to z okresami ochronnymi. Raz się kiedyś zaczynają a kiedyś tam się kończą. Chyba rozumiesz, co? - Hektor dodał puentę do zabaw z okresami i gatunkami wracając do rozżalonego i smutnego tonu jaki miał wcześniej przy tym temacie.

- Ale rozumiesz, że myśliwy w każdej chwili może stać się ofiarą, co? - Nix w końcu miał okazję się wtrącić choć odkąd Bliźniacy zaczęli się czepiać go osobiście szczęki znów zaczęły mu chodzić jakby miał ochotę od razu się odszczeknąć lub im przylać.
- I tak celowo udajecie, że nie słyszycie co tu się mówi? Nie chcemy jechać z wami na Wyspę. Na pewno nie teraz. Potem się zobaczy jak i co wyjdzie. Teraz mamy problem rannych na tamtej stronie rzeki i tych kutrów. Z kutrami sprawa jest niepewna. Różnie może być. By postanowić coś dokładniej trzeba zobaczyć w jakim są stanie. Baba meldował, że jeden jest w ciężkim. Kto wie, może nawet już zatonął? Tego nie wiemy i to trzeba się dowiedzieć. Jak się dowiemy no to no się zobaczy. Może wpłynął na mieliznę, w jakieś szuwary, zacumują gdzieś to coś się z nimi będzie można zrobić więcej niż tu i teraz do tej pory. I dlatego byście się nam przydali. - Pazur wydawał się być wyraźnie zirytowany uporem w nierozumieniu faktów prezentowanym przez Bliźniaków chyba tak samo jak przy ich nieustających docinkach pod swoim adresem.

- Człowieku to są jakieś jebane łódki! Do samochodów spoko. Wiadomo jak jeżdżą, gdzie strzelać, ile uniosą, co zniosą, gdzie wrzucać granat, jak to podejść, staranować, no kurwa po prostu co to jest! Ale te pływające chujostwo? A widziałeś może jaką to rzeźnie robi? Chyba cię ostro pojebało tam iść ale chcesz to zasuwaj tutaj i tak cę nikt nie lubi. - Hektor wylał z siebie ile mógł i złości i argumentów na koniec zakładając ramię na ramię na swojej piersi i filozoficznie przyglądając się swoim paznokciom.

- I po chuja mamy tam iść? Tych sztywniaków od pana superprezydenta sobie zawołaj do pomocy. My jesteśmy Runenrami i nie będziemy aportować twoje patyki na wstążki do twoich medali. - prychnął równie niechętnie Paul kręcąc z niedowierzaniem głową. - Słyszeliście? Ma nas za frajerów. - wskazał kciukiem na Nix’a odwracając się do niego nieco profilem a frontem w stronę szamanki i Latynosa.

- Każdy środek walki ma swoje słabości i wady. Dlatego tyle i różnych ich jest. Mają miotacz ognia ale to raczej powinno mieć krótki zasięg. Wystarczy trzymać się z dala albo za osłoną. Broń maszynowa czy działka te powinna starczyć osłona. Poza tym by zaatakować trzeba mieć namiar na cel. Więc jeśli da się pozostać w ukryciu szanse na sukces rosną. Sporo zależy od tego jak tam z kryjówkami ale tu w osadzie tych domów wokół rzeki trochę jest. Powinno więc dać się to zrobić. No i podobno jesteście w tym ukrywaniu jak pantery i duchy. - Nix przedstawił nieco dokładniej jak widzi sprawę kutrów. Na koniec chyba całkiem świadomie prowokował teraz on obu Runnerów powtarzając prawie w niezmienionej formie słowa Brzytewki o ich umiejętnościach. Bliźniacy prychnęli kręcąc głowami ale jeszcze nie było widać czy na tym się skończy i w którą stronę to obrócą.

- Może nie mam takiego fikuśnego munduru i daleko mi do zajebistości jakiejkolwiek, bo jestem tylko tępakiem który nie jest Pazurem, no więc nikim wartym uwagi, poważania, albo rozumu - do rozmowy włączyła się San Marino, warcząc niskim głosem swoje gorzkie żale prosto do Ślicznego - Ale chuj w to. Masz jeden pocisk LAW i chcesz się użerać z tymi kutrami… spoko. To też czaję… wyślijcie tego czarnego mutasa za nimi, niech się na coś przyda - pokręciła głową, po raz enty splunęła pod nogi i nagle obróciła się do Bliźniaków z szyderczą radością wymalowaną na gębie.
- Ile fur rozjebaliście do tej pory, co? Ile furgonetek, vanów, chuju muju dzikich węży, co popierdalają po lądzie? No kurwa w Det tego jest od zajebania… a ilu z was rozpierdoliło pływający czołg? No kurwa, no… taka okazja się raczej nie powtórzy… i jak Śliczny w okresie ochronnym ślicznych, zagrożonych gatunków plakatowych mówi - celowo przypomniała że mimo nieprzyjemnego wstępu nadal będzie stękać żeby złamasowi krzywdy nie robić - Można to zrobić z dystansu. Jak się nie powiedzie to wyłożymy lachę i spierdalamy do nas. I kurwa no… seeeeerio?! - uniosła oczy ku sufitowi tak samo jak ręce - Wy kurwa serio chcecie nieść tego łysego kloca przez las w pizdu daleko? No kurrrrrwaaaaaa… bez jaj. Ten złamas nie będzie tego robił bo ma nogę ranną - pacnęła Paula po uchu, sprzedając mu “pochwałkę” - No to pewnie kurrrrrwaaaa ja też będę go dźwigała, no a jak będziemy go nieść to robi się w chuj że ja pierdolę ciężko i niemiło. No jak ma się obudzić to poczekajmy… będzie nam prościej… i nożem po gardle jak kogoś spotkamy? - potępiająco przeniosła wzrok z Paula na Hektora - No już widzę jak Brzytewka ot tak pozwala bez gadania i płakania i w ogóle, żeby jakiemuś leszczowi zrobić krzywdę… no ja jebie. I kurwa nie wiem jak wy, ale mnie ssie z głodu, jestem padnięta. Nie kurwa doniesiemy tego typa, bo u was pewnie podobnie. Przyda się posiedzieć w cieple, zeżreć coś, odpocząć. Ogarnąć te kutry jak już tu jesteśmy, bo nam szkodzi? Poczekać aż ten łysy przetrzeźwieje - wywróciła oczami.

W tym czasie Savage stała, uśmiechając się nieobecnie do najbliższej okolicy z miną jakby widziała przed oczami cały koszyk puchatych szczeniaczków, stanowiących jak wiadomo najlepszy możliwy antydepresant… prócz uroczego łysola o imieniu Taylor. No i Guido.
Westchnęła, lecz nie tak ciężko, bez permanentnego zmęczenia. Ciężar na barkach odrobinę zelżał, dając wyprostować plecy… odrobinkę, jednak zawsze coś. Wrażliwa, delikatna i będzie jej przykro gdy ktoś zacznie ciągnąć wała z jej bryki… więc jak ktoś zacznie to Taylor mu to wyjaśni… i nie każdy jest taki mało kumaty jak Billy Bob… Guido zadbał o wszystko, dla niej. Żeby nie czuła się wiecznie szykanowana za tą “inność”. Należała do gangu, może trochę odstawała, ale była “ich”. Nie gorsza od Czip…
Zamiast przemalować cholernego cudaka, cholerny Wilk rozpoczął propagandę mająca na celu delikatne przekierowanie światopoglądu rozmówców na inny tor. Zaczął… jak to on, z pomysłem i elastycznie. Popchnął podwładnych… resztę sami sobie dośpiewają.
- Różowa Pantera - wyszeptała, a napięcie między piegami zastąpiło rozczulenie. W uszach zaś słyszała “to-doo, to-doo” z openingu kreskówki. Guido był taki troskliwy, gdy tylko chciał, a nikt mu nie nakazywał myśleć o pierdołach podczas operacji wojennej.
- Serio Guido tak mówił przy wszystkich… że jestem wrażliwa i delikatna i się będę przejmować? I jeszcze Taylor ma tłumaczyć o Panterze… jacy oni kochani - zrobiła klasyczne “awwww” i w głosie i w minie, na krótką chwilę zapominając gdzie się znajduje, z kim i w jakich okolicznościach. Szybko jednak rzeczywistość sprzedała jej kopa na rozpęd, zrzucając z sufitu robaka prosto na głowę.
- Ekhem… - odkaszlnęła, strącając agresora z włosów i wróciła na planetę Ziemia, do przyziemnych problemów - Nix nie ma nas za frajerów, skarbie - zwracała się do Bliźniaczej części grupy - Gdy ma do wyboru specjalistów w danej dziedzinie… to zwraca się z prośbą o pomoc do nich… może żołnierze robią dobre wrażenie, lecz poprosił Runnerów. - wzruszyła ramionami, nie przestając wpatrywać się w kawalarzy naprzemiennie - I San Marino dobrze mówi… będzie ciężko dużej grupie, niebezpiecznie. Po co ryzykować niepotrzebnie, jeżeli da się przejść bezpiecznie i jeszcze może wyciągnąć coś od nich z obozu. Może gdyby… Nix… - zmarszczyła brwi, obracając twarz do najemnika i na końcu zerknęła na daltona - Szeryfie, co jeszcze z ciężkiej broni tu macie w mieście? Ktoś coś chowa po domach, może cywile…. albo Scott? Pamiętam z zimy, że jest świetnym żołnierzem. Kuleje, ale to nie zmniejsza jego zdolności strzeleckich.

- Baba nie odpowiada, straciliśmy z nim kontakt. Jak go spotkamy pewnie się przyłączy albo już ruszył za tymi kutrami. - wyjaśnił Pazur na pytanie o czarnoskórego, pokrytego futrem, łuskami i bandażami mutanta.

- Albo go te kutry załatwiły jak każdego kto im wyłazi pod lufę. - burknął Hektor dostrzegając inną możliwość. Ani jemu ani Paulowi wyraźnie było nie w smak, jak tak San Marino ciągle gadała o tym okresie ochronnym dla zagrożonych gatunków.

- A z tym nożykowaniem w lesie to tylko tak… Raczej nikogo nie spotkamy z tamtych po nocy. Już tamtędy chodziliśmy, wiemy jak i którędy iść. Ominiemy ich. - Paul wydawał się być mało przejęty możliwością spotkania jakichś żołnierzy NYA na Wyspie a więc i potrzeby ich jakiejkolwiek likwidacji

- A Guido gadał z Billy Bobem ale paru chłopaków słyszało. No i poszło po dzielni więc jak byłem to mi mówili jak to było. - Latynos zdawał się podobnie jak Bliźniak główkować nad czymś innym bo obydwaj mówili wolniej nż zwykle i jakoś trochę nieuważnie.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline