Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2017, 07:35   #493
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
- To jest nasza cała ciężka broń Cheb. - szeryf wskazał na grupkę Hivera wciąż objuczonych ciężką bronią zabraną z biura szeryfa. W głosie dało się wyczuć niechęć gdy musiał skonfrontować fakty ze stanem posiadania sprzed paru godzin. Wówczas grupka Hivera była za kratami a broń w magazynie. - A Sandersa nie widziałem od kilku dni więc nie wiem gdzie w tej chwili przebywa. - uzupełnił kolejny fragment w pytaniu Alice.
- Odpocząć i ogrzać się możemy wszyscy u nas w biurze. Zmieścimy się tam wszyscy. Woda też jest. Ale z jedzeniem będzie krucho. Ale możemy tam się wszyscy przenieść. Jest w centrum osady więc czy tam czy stamtąd da się dotrzeć do każdego miejsca w Cheb w podobnym czasie. Rzeka kieruje się na południe więc o ile te kutry się jakoś nie zatrzymają albo nie zawrócą będą co raz bardziej oddalać sie od tego miejsca. Nasze biuro zaś jest bliżej. - szeryf objaśnił co nieco lokalną geografię i warunki bytowe. Biuro było na pewno gdzieś w centrum osady i budynek był jednym z solidniejszych i na tyle pojemny by swobodnie pomieścić wszystkie osoby przebywające obecnie w garażu.

- Ale kurwa, Brzytewka, chyba nie uważasz tego plakatowego za jakiegoś speca od rozwałki co? Co myślisz? Że niby coś by rozjebał bardziej niż my? - Paul w końcu nie wytrzymał i dał znać swojemu poruszeniu samym takim pomysłem na podejrzenie, że “plakatowy” mógłby coś robić tak jak i oni. Nie mówiąc już, że lepiej.

- Właśnie! Dokładnie tak jak ten cienias mówi. My jakbyśmy chcieli już dawno byłoby tu posprzątane tylko ten… No kurwa nie nasza sprawa. Co to nam pływają po ogródku t głupie łódki? My tu jesteśmy po Brzytewkę. - Hektor też zawtórował w końcu obruszony takie niesłuszne insynuacje pod adresem Nixa i na niekorzyść swoich.

- San w sumie ma rację. Można się przejść i rzucić okiem. Może wyjdzie coś dobrego? Na przykład szlag kogoś trafi? - dodał Paul jakby poważnie sie nad tym zastanawiał a przy trafianiu szlagiem spojrzał z zastanowieniem ewidentnie na Pazura.

- Właśnie złamas dobrze mówi, plakatowy chłopcze. Tak chcesz sobie baretek poprzypinać a pewnie zapomniałeś, że je najczęściej przypinają pośmiertnie. Ale ja ci nie wróg, chcesz być rozwałkowany przez te głupie łódki to co ja ci będę bronił. Ale nie przejmuj się tak jak Brzytewka mówiła nikt nie będzie cię tu miło wspominał a ja pogłębię znajomość z Mariną już bez twojego żałosnego udziału. - czarnowłosy Runner nie omieszkał dorzucić kolejnych szpil w ulubiona ostatnio poduszkę na te narzędzie. Pazurowi znów zapulsowały mięśnie szczęk i patrzył wrogim i gniewnym wzrokiem na obydwu Bliźniaków choć i przy wspomnieniu szamanki na nią też rzucił okiem choć spojrzenie było raczej pytająco - niedowierzające.

- Ale wy jesteście głupki! - nagle wcięła się milcząca dotąd Boomer. Stała niby tuż obok i wszyscy ją widzieli ale jak zazwyczaj nie angażowała się w rozmowy za wiele co najczęściej zostawiała Nix’owi. Dlatego obydwaj Bliźniacy i Nix chyba też zareagowali zupełnym zdziwieniem, prawie podskoczyli gdy usłyszeli jej zdenerwowane warknięcie. - Nix ani ja nie robimy tego dla żadnych głupich medali! Ani nic takiego! Powinniśmy stąd spadać póki jest okazja! Ale zostaliśmy by tu zrobić porządek z tymi kutrami. I to on rozkazał. Złamał rozkaz. I to on beknie w pierwszej kolejności jak się szef obudzi. A nie dla jakichś głupich blaszek. - Boomer zaczęła mówić nagle i szybko przepełniona buzującymi emocjami ale w trakcie jakby zorientowała się, że wszyscy patrzą na nią i zwalniała, zaczęła tracić wątek aż przy końcówce przeszła w zirytowane burczenie. Grupka poczuła się chwilę zmieszana tym wybuchem ale pierwszy odzyskał głos drugi z Pazurów.

- Spokojnie, może się uda. Ja się streścimy i załatwimy sprawę szybko to może się uda z tego jakoś wybrnąć. - powiedział uspokajającym tonem Nix kładąc w pocieszającym geście dłoń na ramieniu miłośniczki balonówek.

- Ja pierdolę… To ty to robisz za frajer?! Jaa pieeerdolę. - Hektor wyglądał na prawie szczerze zszokowanego stopniem zaprezentowanego frajerstwa u “plakatowego chłopca”. Kręcił z niedowierzaniem głową zaś Nix poczerwieniał i wydawał się być na krawędzi samokontroli.

- Hektor… skarbie - Savage przywołała na twarz miły uśmiech, robiąc krok do tyłu potem jeszcze jeden, aż znalazła się obok Nixa. Ujęła go za rękę i uniosła lewą brew ku górze, spoglądając to na niego, to na parę kawalarzy.
- Przecież wam tłumaczyłam, że to dobry człowiek i serio idzie go polubić. Nie jest taki… jak żołnierze z Nowego Jorku… a wiecie jaki on zdolny? Trzech Nowojorczyków uzbrojonych pokonał! Ot tak, zanim się spostrzegli i jeszcze sierżantowi w twarz pięścią przyfasolił, co nie było co prawda zbyt uprzejme, ale… no należało się, skurczybykowi - parsknęła, odgarniając wolną ręką włosy z twarzy -. Widziałam jak się rusza… jak Chuck Norris! I umie kopać z półobrotu! Nie wiem, czy poradziłby sobie lepiej od was z ową… rozwałką kutrów, naprawdę - sprzedawała kolejne rewelacje o młodym Pazurze, celowo wchodząc chłopakom na ambicję - Bo kutrów jeszcze nie rozwalaliśmy. Nie widziałam w każdym razie i ciężko porównać, ale Nix to porządna firma, więc naprawdę ciężko rozstrzygnąć tę kwestię kierując się tylko domysłami. Nikt tak nie ściąga długów, rozwala frajerów na poboczach jak wy - uśmiechała się ciepło do Bliźniaków, kiwając z namaszczeniem rudą głową - Ale tu mamy trochę większy kaliber, prawda? Poza tym jeżeli te kutry zawrócą, albo wrócą z kolegami? To już się stanie naszym problemem. Trzeba zobaczyć z czym mamy do czynienia, żeby potem móc to raportować Guido. Wiecie… szef będzie chciał wiedzieć czy ma pod nosem maszynki, czy inne… hm, tałatajstwo. Bo wtedy je wciągnie w swoje plany i będzie wiedział co robić. Nie zaskoczą go...i skoro umiecie pozbyć się problemów tych “łódek”... pokażcie jak się to robi, może się czegoś przy was nauczą. Albo wy przy nich - na koniec przeniosła ciepłe, ufne spojrzenie na parę Pazurów - Czasem idzie się pozytywnie zaskoczyć. Działając wspólnie mamy większe szanse na sukces bez strat własnych… a Brzytewka wam nigdzie nie ucieknie. Zajmie rannymi, pomyśli nad wiadomością dla Nowojorczyków. Jeśli San Marino sobie życzy… pójdę z nią, albo… niech oni przyjdą do nas… ale to potem. Teraz trzeba rannych przewieźć łodzią… i co z Chromim, możesz opisać dokładniej objawy? Co się dzieje? - na koniec spojrzała na nożówniczkę.

- Eeeeeej, chyba się nie dygacie tych łódek, co? - San Marino sprzedała obu degeneratom w skórach po sójce pod żebra, za pomocą łokci. - Śliczny to robi za darmola! Bohatersko! No kurwa no… serio miękną kolana i się robi mokro - pokręciła niedowierzająco głową, gapiąc się na wskazany obiekt w mundurze i uśmiechając się do niego jakoś tak jakby na niego leciała za tą postawę, bohaterskość i w ogóle - No i serio sobie zajebiście poradził na tej ławeczce, ja kurwa nie narzekam, a wiem co mówię bo to mnie tam obrabiał - skończyła celując kwaśną miną w Latynosa. - No jak typ ma tyle odwagi żeby tam polecieć za darmochę i jeszcze mieć przez to problemy… a wy się potem dziwicie, że laski za takimi stają w obronie - podzieliła się babską tajemnicą, klepiąc się w pierś, potem pokazując na Brzytewkę i Boomer. Jeden typ, a tyle samic miał pod ręką i tam wyłaziły z siebie żeby mu było dobrze… no kurwa. Mogli się uczyć i sami wyciągnąć wnioski.
- A Chromi coś tam sapie i się krzywi, no ale gada że jest git i spoko… bo to siara się przyznać że coś boli. Pewnie go tam telepie po tych odłamkach. Weź go tam zbadaj, dobra? Szkoda chłopa… jest zabawny. I w Duchy wierzy - wyszczerzyła się do Brzytewki.

Dyskusję we wzajemne przekonywanie wygrały cycki. Przynajmniej takie można było odnieść wrażenie. Nix z początku wydawał się bliski punktu krytycznego więc pewnie albo by rzucił wszystko i poszedł w cholerę, albo w końcu wzięłaby go cholera na bezczelnych i złośliwych Bliźniaków w miarę jak mówiły obie kobiety uspokajał się i zimna krew coraz bardziej mieszała się z tą gorącą. Przy paru momentach jak wtedy gdy Alice wspomniała o Chucku Norrisie, o jego “przygodzie” z żołnierzami NYA w mieszkaniu Kate, o tym jak San Marino mówiła o robieniu się mokrą do bohaterów właściwie Pazur odzyskał panowanie nad sobą a nawet humor mu się zdecydowanie poprawił. Dopełniło to też pewnie do karkołomnych wyczynów w dyskusji jaką odstawiały Bliźniaki.

- Ja tam na pewno też bym załatwił trzech sztywniaków Collinsa. - rzucił na początek Hektor machając pogardliwie ręką by dać znać, że taki wyczyn to dla niego nie sztuka ani wrażenia nie robi.

- Guido wysłała nas po ciebie a o kutrach to już trochę mamy mu do powiedzenia. - zauważył jego kumpel choć nie wydawał się jakoś specjalnie uparty przy tym punkcie.

- I eejjj! No pewnie, że się nie dygamy, żadnych głupich łódek! - Hektor najwyraźniej “poczuł się” sugestią Mariny, że może być inaczej. - Znaczy ja się nie dygam ale ten cienias to kto go tam wie… - wskazał wymownie oczywiście na Paul’a by było wiadomo kto w z ich kompletu jest bardziej odważny a kto krewi jak zwykle. - I ej, Marina no nie wydurniaj się, ja na tamtej ławce też cię obrabiałem. Nie mów, że zapomniałaś. Takich zajebistości nie da się zapomnieć. - Latynos wydawał się dodatkowo nadąsany o tym, co San Marino zapamiętała głównie z tamtej ławkowej przygody. Zupełnie jakby nie doceniała jego wkładu w tamtą przygodę.

- Serio robisz się mokra na takie frajerstwo? - podgolony Bliźniak zdążył już przetrawić co która powiedziała i spojrzał po wskazanych cyckach jakby je widział pierwszy raz w życiu. Co jak co ale obaj z Hektorem wszelkie cyckowe i ławkopodobne przygody traktowali jak najbardziej poważnie.

- Ale ej foczki, słuchajcie, to żaden problem! Jak to was jara i się robicie mokre no to ej, ten plakatowy da radę no to kurwa co?! My nie damy rady!? - Hektor też chyba najwięcej uwagi przywiązywał do tego odpowiedniego robienia wrażenia i szacunu u foczek bo wyglądał na całkiem przekonanego.

- No pewnie! Załatwimy te głupie łódki i ten plakatowy chłopiec coś tam może popatrzeć. Właściwie to na chuj on nam potrzebny? Sami załatwimy te kutry, a on to jak zwykle będzie ludzi wkurwiał i robił problemy. - białasowy Runner machnął ręka w stronę Nix’a który wyglądało jakby nagle okazywał się zbędnym balastem w wyprawie na te kutry. Nix uniósł oczy ku ciemnemu sufitowi i pokręcił tylko głową.

- No to postanowione. W takim razie pójdziemy przygotować te łódki, przeprawimy się na drugi brzeg i spróbujemy odnaleźć kogoś żywego po drugiej stronie. - Pazur widząc, wreszcie choć na moment zgodę powszechną w grupce wykorzystał moment by zakończyć jakimiś sensownymi ustaleniami. Wtedy niespodziewanie za sobą usłyszeli głos szeryfa.

- Myślę, że powinniście tu przyjść. Pan Rewers się obudził. - powiedział do mieszanej grupki stojącej w pobliżu oblezionego przez robactwo furgonu.

Wystarczyło jedno proste zdanie, by rudą lekarkę przeszył prąd. Wzdrygnęła się, zmęczenie odeszło w zapomnienie, a zielone oczy automatycznie obróciły się we wskazanym kierunku. Przestała się uśmiechać, obróciła na pięcie i pędem pognała tam, gdzie jeszcze parę minut temu spoczywał nieprzytomny najemnik. Co prawda do niezbyt kulturalnych zachowań dało się podciągnąć nagłe obrócenie i ewakuacje w trybie natychmiastowym, lecz w tej chwili miała to wybitnie gdzieś. Obudził się… wreszcie się obudził.

San Marino patrzyła z krzywym uśmiechem jak gangerka znika w vanie, powtarzając jedno słowo. Prychnęła, ale gdzieś tam w klacie zrobiło się jej cieplej. Ojciec dobra rzecz, jeden problem się sam rozwiązał i nie będą go musieli nieść. Prychnęła po raz drugi, odkopując myśli, że sama też chętnie objęła swojego starego, no ale się nie dało. Na to było za późno.
- No kurwa, nie da się zapomnieć - wyszczerzyła się do Latynosa, obejmując go za kark ramieniem i wieszając się na nim - Obaj byliście zajebiści, do chuja Stanleya. Bo jak razem działacie to zajebiste rzeczy wam wychodzą - potoczyła się ciągnąć gangera za sobą prosto do Ślicznego. Jego też przyciągnęła ramieniem - Będzie git, zobaczycie. Ogarniemy, szacun u lasek wam skoczy. Całej trójce - łypnęła przyjaźnie do Białasa i posłała mu buziaka przez powietrze - A teraz kurwie sympatyczne, mamy coś do zrobienia… i dajmy im chwile, niech se pogadają - machnęła głową na Vana.

Chyba wszyscy w otoczeniu vana spodziewali się podobnej reakcji po Alice bo droga stanęła otworem. Mimo, że musiała minąć parę Pazurów, stojących obok zastępców szeryfa, samego szeryfa siedzącego w otwartym, bocznym przejściu pojazdu i wreszcie dostrzegła w bladym świetle podsufitowej lampki samego Tony’ego. Siedział na podłodze samochodu ze zdjętą już obok maską tlenową. Oparł się o burtę wozu tak, że gdy ona wparowała do środku spotkali się spojrzeniami. Potem nastąpił bardziej bezpośredni kontakt.

-Tato! - wskoczyła do wnętrza furgonetki, dopadając olbrzyma, jakby chciała się przekonać na własne oczy, że już nie śpi. Przykleiła się do niego, wczepiając kurczowo palcami w mundur na jego piersi. Tyle chciała mu powiedzieć, przeprosić, podziękować i wyjaśnić. Zamiast tego trwała w milczeniu, przełykając kolejne łzy i po prostu patrząc mu w twarz.

- Alice - powiedział łysy olbrzym gdy swoją potężnym ramieniem przygarnął i otulił drobne, kobiece ciałko do swojej sylwetki. Przez chwilę tak znieruchomieli prawie całkowicie wtuleni w swoją bliskość ciesząc się kontaktem którego ostatnio mieli dla siebie tak niewiele. Reszta grupki udała robiącą coś bardzo ważnego i nawet najbliżej siedzący nich szeryf raczej zerkał częściej na to co się dzieje na zewnątrz niż wewnątrz.

San Marino widziała zniknięcie Brzytewki wewnątrz vana i reakcji jakie poza tym wywołało krótkie zdanie Chebańczyka ze złotą gwiazdą w klapie. Runnerzy skorzystali z okazji by się ponapawać wspaniałą, świetlaną przyszłością jaka ich czekała. No i tymi zastępami rozmaślonych do nich foczy. Paulowi też zdecydowanie skoczył słupek samozadowolenia gdy “oberwał” buziakiem szamanki. Zupełnie jakby nagle wszystko zaczęło być piękne.

Inaczej zaś zareagowała para Pazurów. Ci jako jedyni nieśpiesznie pokonali parę kroków do bocznych, otwartych drzwi furgonetki i czekali na to co się stanie. Boomer wyglądała na spiętą i bardzo poważną. Ale Nix to wyraźnie zbladł i zesztywniał jakby czekał na ścięcie. Pazur położyła mu pocieszająco dłoń na ramieniu ale chyba nie wiedziała co powiedzieć więc wlewała w niego otuchę i pokrzepienie głównie dotykiem i spojrzeniem.

- Spoko, Alice tam pogada i ten… No pogadam z szefem. - Pazur starał się zachować spokój ale wyraźnie był zdenerwowany. Podrapał się kciukiem po skroni co też nie wyglądało na do końca świadomy odruch.

W tym czasie nożowniczka złapała pod skrzydło drugiego Bliźniaka, odciągając ich na bezpieczną od podsłuchów odległość.
- Musimy pierdolnąć śmieci Hollyfielda nim zacznie się cyrk - powiedziała bardzo spokojnie, nie odwracając wzroku od vana - Zaczną się burzyć, mają ciężką broń w łapach i są wkurwieni o Pike’a. Albo chociaż Hivera… Hivera na bank zdejmujemy. Chromi i Gecko to wszarze, patrzą co zrobi ten trzeci kutas. On będzie się pluł że znowu odwlekamy powrót do Guido. Na razie mordy w kubeł, niech pomogą przenieść Nowojorów, ale potem… chuj. Śliczny i focza Paula mogą nam pomóc. Skoro wszystkim tu kurwa zależy na równości i jedności, trza się wysilić. Tylko co z Brzytewką, co jej powiedzieć? Że się zgubili? - popatrzyła na Latynosa i Białasa, a minę miała niepewną.

Na parę oddechów całe zło świata wzięło wolne, odchodząc poza horyzont, niczym zły sen. Lekarka trwała w bezruchu, otoczona ciepłem i znajomym zapachem. Zszargane nerwy koił niski głos, słaby jeszcze, lecz… mówił do niej, tylko to sie liczyło.
- Jak się czujesz, co cię boli, jak ręka? Duszno ci, zimno, gorące, chcesz pić, jeść? - wyrzuciła serię szybkich pytań, nie odrywając się od wielkoluda ani na sekundę. Przesunęła tylko ramię, by móc objąć go za szyję, znalazła wygodniejszą pozycję na jego kolanach, łapiąc się na bezwiednym kołysaniu z prawa na lewo.
- Co się stało… czemu… nie zostawiaj mnie, więcej tego nie rób. Drugi raz w przeciągu doby widziałam jak… jak cię niosą i nie mogłeś otworzyć oczu, a ja nie wiedziałam co robić. Proszę… tato… chyba rozumiem skąd w tobie ta złość i wytykanie wieku. Szeryf… rozmawialiśmy trochę i ma teorię… - nawijała chcąc wyrzucić jak najwięcej informacji w jak najkrótszym czasie. Naraz drgnęła i jeszcze mocniej wtuliła się w opiekuna - Nie obchodzi mnie ile lat temu się urodziłam, dla mnie zawsze będziesz tym najważniejszym, najbliższym… który uczył, dbał, opiekował się. Jesteś moim tatą i nic tego nie zmieni. Zawsze nim będziesz, nawet jak się okaże, że rocznikowo… a do Diabła z tym! Bez ciebie… nic tu nie ma sensu… Nigdy nie miałam w planach żebyś przeze mnie cierpiał, ani został ranny, ani się denerwował, martwił… i przepraszam. - zakończyła kulawo, przyciskając czoło do rozległej klatki piersiowej.

- Daj spokój San takie problemy to my załatwiamy na jednym półszlugu. - białas pogardliwie machnął ręką słuchając propozycji szamanki. - Pójdą z nami na akcję i my wrócimy a oni nie. Nie ma co komplikować i główkować na zapas. - wzruszył ramionami i miał tak dobry humor z tego obejmowania się pospołu z San, ze wolną ręką wyjął tą swoją pękatą paczkę skrętów i w przypływie dobrego humoru i dobroci poczęstował ją a nawet Hektora.

- No wreszcie kurwa się domyśliłeś i przypomniałeś sobie o koledze. - sapnął mu w odpowiedzi Latynos sięgając po skręta. Sam dokompletował zestaw do jarania ogniem z zapalniczki. - Tamtemu plakatowemu może daj bo się zaraz zesra ze strachu i chujowo będzie z nim gdzieś się ciągać. A Hivera się załatwi gdzieś po drodze. Zgubi się, zostanie w tyle albo coś się wymyśli. - pokiwał głową wodząc wzrokiem za podchodzącym grubasem i dwójką jego ludzi których też przywabiło zamieszanie przy furgonie tak samo jak Lenina i Tweety.

- Napiłbym się. - odpowiedział olbrzym siedzący przy ścianie furgonetki. - Poza tym w prządku. - dodał i gdy Alice pomogła mu się napić, gdy woda przepłukała wypalone pożarem gardło pewna dawka chrypienia i zmęczenia ubyła z głosu jej przybranego ojca.
- Dostaliśmy się pod ostrzał. Ciężki kaliber, zawalił budynek. Nic nam się nie stało ale nie mogliśmy się wydostać. No a potem podpalili naszą ruinę. - skrócił w najszybszej wersji wydarzenia z ostatnich paru godzin. Rozejrzał się po wnętrzu pojazdu i dostrzegł te kilka nieruchomych ciał i jedno przytomne.
- Mówiłem ci, że nie zdążysz. - powiedział w ramach przywitania do siedzącego na podłodze szeryfa.

- Mówiłem ci, że chodzi o zasady. - odpowiedział z ćwierć uśmiechem Dalton.

- Co u ciebie Alice? Jesteś cała? Nie jesteś. Co się stało? - dowódca Pazurów zdołał nieco obejrzeć postać przybranej córki i dojrzał widocznie nowe bandaże i ubytki w ubraniu jakich nie miała przy ich ostatnim spotkaniu.

- Jest w porządku, nie martw się tato. Już nawet nie boli - Savage wzruszyła ramionami, chcąc zbagatelizować problem. Nowe rany, rozcięcia i siniaki, raptem parę godzin od ich ostatniego spotkania. Uśmiechała się do olbrzyma, głaszcząc go po głowie i twarzy - Wpadliśmy pod ostrzał, gdy jechaliśmy po ciebie. Chyba… jakieś odłamki, ale żyjemy, nikt nie zginął. Tylko… trochę nas poszarpało. Samochód też oberwał, ale nadaje się do jazdy. Ten drugi też - pokazała brodą i oczami wnętrze vana - Nix, San Marino i Hektor cię wynieśli. Bo widzisz… - westchnęła, przymknęła oczy, by zaraz pokręcić głową i rozpocząć zdawanie raportu. Opisała akcję pod komisariatem, pojawienie się Paula, a także późniejszą próbę Nixa by odbić ją i Bommer. Napomknęła o scysji na drodze, szybko dorzucając, że udało się im wszystkim dojść do porozumienia i wspólnie przyjechali do portu. Mówiła o wirusie, o fiolce jaka pokazał jej Baba. O Aaronie, co się z nim stało. O braku dowodów i wierceniu dziury w brzuchu pozostałym Pazurom… bo przecież nie można tak zostawić ludzi w potrzebie, zwłaszcza gdy nie ma dowodów, a są tylko przesłanki przez co nie idzie jednoznacznie potwierdzić skali zagrożenia. O dzieciach w Bunkrze, Patricu który walczył z infekcją, a także o jego wiedzy i tym, że może pomoże i w jej przypadku. Opowiadała o przyniesieniu Daltona i Talbota, o tym co powiedział na temat żołnierzy po drugiej stronie. O Nico, zastępczyni szeryfa, akcji aby po nich popłynąć. Wspólnie, tak samo jak sprawdzić, czym są kutry, bo Baba miał podejrzenia o Molochu. O wymianie zdań między lekarzem a Pazurem, zimnej krwi tego drugiego i upierdliwości pierwszego… którego przez ciężki charakter i upartość nie sposób przekonać do logiki, jeżeli w grę wchodzą pacjenci… i bliscy ludzie. Ale próbował. Kombinował i analizował, podawał dziesiątki alternatyw i nie walnął w łeb, ani nie powyrywał rudych kłaków. O Boomer czatującej na dachu i pilnujących ich z góry podczas akcji na parkingu… tej z domem. O ławce nic nie wspominała. Pokazała współpracę miedzy Runnerami, Pazurami i miejscowymi stróżami prawa. Dla czegoś więcej, niż własna wygoda. Skończyła ostatnimi ustaleniami, ciągnięciem dalej współpracy. Opcją z przekazaniem wieści przez Nowojorczyków.
-... ale do rozmów z nimi… ciebie posłuchają. Proszę… wiem, że mieliśmy jechać jak najszybciej do Hope… ale nie mozemy tego tak zostawić, udać że nic sie tu nie dzieje. Że to nic nie znaczy. Jeżeli masz kogoś winić za opóźnienia - wiń mnie, nie swoich ludzi. Wiesz, że… potrafię mieszać w głowach. Starałam się tego nie robić… tylko… tu są ludzie. Dzieci, cywile… a tam na rzece… jeśli to Moloch i ich zabiorą? Albo zaraza dopadnie Guido i chłopaków? Nie mają tu lekarza, a są ranni. Chociaż… zorganizować punkt medyczny. Wreszcie, po tylu miesiącach scysji… Runnerzy i Chebańczycy chociaż próbują współpracować, mimo dawnych waśni i wojen. Jeszcze… jest nadzieja - zakończyła, ostatnie słowa wypowiadając do grdyki łysola.

- Pewnie za mało jara - San Marino wyraziła opinię na temat Ślicznego, patrząc ze złośliwą uciechą jak Para Pazurów się poci. Szkoda ich, ale i tak gapienie się na cudzą krzywdę tak odruchowo poprawiało szamance humor - Dobra, będziemy kombinować na bieżąco. Broń w pogotowiu i chuj… co będzie to będzie - podsumowała wykańczanie Elyty nim ta się doczłapała w zasięg słuchu.

Łysy olbrzym siedział i słuchał zapoznając się z wydarzeniami z ostatnich godzin. Słuchał i nie przerywał. Trzymał ją w objęciu, czasem poprawił jej jakiś kosmyk włosów czy ubrania ale już po spojrzeniu widziała, że znów analizuje sytuację tym swoim strategicznym umysłem.
- Muszę z nimi porozmawiać. - powiedział i zaczął gramolić się do pionu ale, że było to człowiek - góra to był to cały proces połączony z efektami ubocznymi jak skrzypienie resorów których jego ciężar już wprawiał w skrzypienie czy opadająca z niego kaskada insektów. Przestąpił pochylony przez podłogę furgonetki i wyszedł na zewnątrz stając przed bocznymi drzwiami vana. Był tak wysoko, że czubek głowy wydawał się sięgać prawie do czubka dachu samochodu który większość śmiertelników jednak zauważalnie przewyższał.

Para Pazurów natychmiast zareagowała na pojawienie się dowódcy. Oboje wyprężyli się jak struny i zasalutowali strzelając do tego obcasami.
- Na rozkaz szefie! - krzyknęli co sił w płucach, że aż echo poszło od pustych ścian dawnego garażu na łodzie.

- Spocznij. - dał rozkaz dowódca i para żołnierzy prawie synchronicznie trzepnęła buciorami rozgniatając kolejne robali. Stanęli w nieco mniej spiętej pozie choć dalej mieli obecnie grację i finezję nieruchomych posągów.

- Alice mi streściła co się tu działo. - największy z Pazurów wskazał na rudowłosą kobietę za swoimi plecami. - Nix, mianowałem cię dowódcą tej operacji. Czy samochód jest sprawny? - Rewers zapytał spokojnie ale jakoś i tak nie dało się zlekceważyć jego słów czy potraktować sobie lekko.

- Tak jest szefie! - potwierdził wyprężony jak struna Pazur.

- Czy zespół był zgrupowany w komplecie? - drążył temat szef komandosów.

- Tak jest szefie! - głos Nix’a znów zaszczekał w odpowiedzi wywołując przytłumione komentarze złośliwych Bliźniaków.

- Czy mieliście swobodę manewru Nix? - dowódca spytał o kolejną rzecz swojego podwładnego.

- Tak jest szefie! - Nix wyprężony jak struna wykrzyczał kolejną odpowiedź. Bliźniacy zaczęli się zastanawiać czy warto robić zakłady.

- Jakie zostawiłem wam ostatnie rozkazy Nix? - Rewers po kolei odcinał kolejną i kolejną szansę ratunku dla podwładnego.

- Wywieźć stąd Alice i przewieźć ją bezpiecznie do Hope szefie! - szczeknął ponownie młodszy z Pazurów. Bliźniacy dochodzili właśnie do wniosku, że warto bo zawsze warto się zakładać i ustalali właśnie o co by warto gdy trzepnięcie szamanki w jeden i drugi łeb spacyfikowało ich choć na chwilę.

- Czyli środek transportu był sprawny, oddział był w komplecie, była swoboda manewru i jasność co do otrzymanych rozkazów. Czyli niesubordynacja na polu walki. Znasz regulamin Nix. Wiesz jakie są konsekwencje. - dowódca spojrzał prosto na na twarz Nixa i ten zaczął wyglądać jakby się topił pod tym spojrzeniem.

- Tak jest szefie! - przesunął językiem po wargach nim odpowiedział a w głosie dało mu się słyszeć wyraźny odcień desperacji.

- Czyli świadomość i poczytalność też była.
- kiwnął głową dowódca patrząc na zesztywniałych podwładnych. - Dobrze Nix. W takim razie jakie jest twoje wyjaśnienie tej sytuacji? - zapytał szef już nielicho spoconego młodszego Pazura.

- Ja… - Nix zaczął po chwili mielenia śliny mięśniami szczęk ale zaciął się, usta mu chodziły jakby próbowały się tam uformować jakieś słowa ale cisza przedłużała się coraz bardziej i dłużej. Stawała się coraz bardziej wymowna sama w sobie.

- To moja wina szefie! To ja chciałam, żebyśmy zostali! Ja go prosiłam szefie! - Boomer nie wytrzymała presji i odezwała się wyszczekując swoją odpowiedź.

- Dlaczego? - szef przeniósł ciężkie spojrzenie na najemiczkę i ta wyglądała pod nim jeszcze bardziej nieszczęśliwie niż Nix.

- Nie, to nie jej wina szefie. Ja kazałem jej zostać. Znaczy nam. Bo… - Nix się w końcu przemógł i zaczął mówić jak na niego to dość mało pewnie. Jak jakiś dzieciak w cudzym ogrodzie przyłapany przez gospodarza. - Uznałem, że wykonanie tego rozkazu w tych okolicznościach byłoby niemoralne szefie. Po prostu nie mogliśmy tego tak tu zostawić. - Nix oddychał jakby już przebiegł dobry kawałek mimo, że nie zrobił ani kroku. Odważył się też spojrzeć szefowi prosto w oczy choć wydawał się wić pod tym spojrzeniem z każdym, szybkim oddechem. - Z militarnego punktu widzenia szefie wiem, że powinniśmy odjechać jak była okazja. Ale nie byłem w stanie wydać takiego rozkazu. Przykro mi szefie. Jeśli mógłbym prosić to ja jako dowodzący, poniosę wszelkie konsekwencje ale Boomer wykonywała tylko moje rozkazy. Ona się nadaje na Pazura szefie. - młodszy z Pazurów w końcu skończył i zarówno on jak i ona wydawali się gotowi zaraz wyleźć ze skóry gdy czekali na reakcję szefa.

- Nix. Rozkaz to rozkaz. Gdzie by wylądowała jakakolwiek armia gdyby żołnierze zaczęli dyskutować nad moralnością i sensownością rozkazu? - szef jakoś nie wyglądał na zbytnio poruszonego okolicznościami podanymi przez podwładnych.

- Tak jest szefie! - krzyknęły obydwa Pazury przeczuwając raczej mało wesołe zakończenie tego przesłuchania. Rewers chwilę się nie odzywał stojąc przed drzwiami vana i przesuwając się wzrokiem ponad głowami Pazurów, Runnerów i Chebańczyków. W końcu usiadł na podłodze furgonetki traktując ją jak siedzisko.

- Twoja ocena sytuacji była prawidłowa Nix. Zarówno militarnie jak i moralnie. - powiedział w końcu siedzący na progu wozu mężczyzna czym wywołał zdumiony popłoch spojrzeń u obydwu wciąż wyprężonych Pazurów. - Masz unikalny zestaw cech psychofizycznych oraz pożądany kościec moralny. Wykazujesz zaangażowanie, lojalność i koleżeństwo w stosunku do swoich ludzi. A oni ci się odwzajemniają tym samym to buduje świetny, silny zespół. Właśnie kogoś takiego od dłuższego czasu szukałem. - powiedział wyjaśniająco dowódca Pazurów znowu wracając wzrokiem do sylwetki młodszego Pazura.

- Szefie? - Nix wyglądał jakby nie wierzył w to co właśnie słyszy. Bliźniacy też nie. Byli rozczarowani. Już wreszcie ten plakatowy chłopiec byłby ugotowany, a tu takie rozczarowanie!

- Jak wygląda twój plan do dalszych działań Nix? - Rewers odezwał się po chwili milczenia z jakiej odważył się wyrwać Nix.

- Noo więęc szefie… Teraz to zamierzaliśmy popłynąć w parę osób, znaczy z Eliottem, Erykiem. San Marino i dwoma, trzema Runnerami na drugi brzeg. Spróbujemy odnaleźć Nico i może jakiś rannych jeśli są. Boomer widziała ognisko w jednym z domów. To tam spróbujemy zacząć, może to oni. Potem spróbujemy jechać do biura szeryfa bo wydaje mi się najlepsze na tymczasową bazę i punkt opatrunkowy. No właśnie tam zamierzaliśmy zostawić szefa i Alice. No ale jak teraz szef już jest w porządku to… To co robimy szefie? - Nix wyglądał już na trochę uspokojonego, choć dalej nie był spokojny. Stres i spięcie widać było cały czas w każdym słowie i fragmencie twarzy. Przedstawił po kolei kolejne kroki planu by w końcu spytać szefa o rozkazy.

- A co dalej zamierzasz Nix? - szef zamiast wydać rozkazy znów spytał o kolejne kroki.

- No cóż szefie… - młodszy z Pazurów przejechał językiem po spierzchniętych nagle wargach. - No dalej zamierzałem sprawdzić co z tymi kutrami szefie. Odnaleźć je i sprawdzić gdzie są, w jakim stanie i co robią. No i spróbować zniszczyć jeśli będzie okazja. Jak nie to obserwować i czekać na taką okazję. - wyznał w końcu Nix tą część planu która dotąd w mieszanej pazurowo - runnerowej grupce wzbudziła najwięcej kontrowersji.

- Dobrze Nix. To dobry plan jak na sytuację i możliwości jaki mamy w tej chwili. Dobierz więc zespół i spróbuj go zrealizować. - szef Pazurów wydawał się być tak łagodny i zgodny, że parze podwładnych znów zagościło niedowierzanie i podejrzliwość.

- My? A szef? A Alice? Jak my pójdziemy na akcję nie będziemy mogli wyjechać do Hope. - młodszy z Pazurów zwrócił uwagę szefowi na to niedomówienie.

- Obawiam się, że nasza współpraca tutaj się zakończy. - Tony znowu spojrzał prosto na zdezorientowanych podwładnych. - Myślę, że ukończyliście szkolenie. Jesteście obydwoje Pazurami. Cała szóstka. Nie jestem więc już waszym dowódcą. Wasze patenty czekają na was w naszej bazie. Wszystko jest przygotowane. - siedzący na progu vana Rewers szokował swoim spokojnym głosem dwójkę młodych podwładnych.

- Ale szefie… Ja chyba czegoś nie rozumiem. Szef nas wywala? To szefie, chociaż Boomer szef zostawi. Boomer się szefowi przyda. Ona tylko robiła moje rozkazy. - Nix wydawał się być kompletnie zmieszany. Boomer zresztą też. Patrzyli na siebie równie często jak na siedzącego na progu furgonetki szefa. I oba zestawy spojrzeń były równie rozkojarzone i zdezorientowane.
 

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 29-01-2017 o 10:17.
Zombianna jest offline