Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2017, 11:32   #497
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 65 2/2

Cheb; rejon północny; port zachodni; Dzień 8 - noc 4 h do świtu; ciemność; b.zimno.




San Marino



- Odejdę. Ale wrócę. Wrócę jak to wszystko się skończy. Teraz robotę mam. Teraz nie mogę. Wrócę po tym no i… No zobaczymy. - Nix odpowiedział też cicho, prawie szeptem głaskając ją po twarzy i włosach. Jego palce przesuwały się po jej pokrytej już gęsią skórką skórze. Na koniec jeszcze przesunął dłonią po sprezentowanych tak wdzięcznie kobiecych wdziękach jakby chciał je zapamiętać i zabrać ze sobą na drogę. Potem mróz końcu wygrał z ludzkimi ciałami i emocjami zmuszając oboje do powstania i pozbierania porozrzucanych ubrań. Zakładało się je już zimne i zesztywniałe co było nieprzyjemne w zetknięciu z rozgrzanym żywym ciałem ale po chwili przynosiło prawdziwą ulgę. Mróz coraz bardziej zakryte ciała kąsał coraz rzadziej i słabiej choć myśl o rozpalonych beczkach czy ciepłym wnętrzu nagrzanego vana wydawała się pojawiać w głowach wręcz samoistnie.


- Słuchaj Emily… - powiedział najemnik gdy już ubrani ale wciąż poprawiający swoje ubrania wyszli z przybudówki na oszronioną ulicę. Sam zaczął szukać czegoś po swoich kieszeniach. - Bo wiesz, różnie może być… - dodał jakby tonem wyjaśnienia i wydobył portfel a z niego jakąś złożoną kartkę. Podał jej tą kartkę. - Tu jest gotowa pocztówka. - powiedział tłumacząc co jest grane. - Tu jest podany adres naszej bazy. Każdy kurier czy Pazur to skuma. Albo jakiś konwój 8 Mili oni prawie wszędzie jeżdżą. Jakby… coś… no chciała albo no… - urwał gdy chwilę szukał odpowiednich czy jakichkolwiek słów. - W każdym razie to już jest adres naszej bazy. My tam prędzej czy później zawsze wracamy. Oni mi to jakoś przekażą. Znajdą mnie. - powiedział z wyciągniętą kartką. - Albo poczekaj… - zabrał już wyciągniętą kartkę, wydłubał jakiś ogryzek ołówka i coś tam jeszcze zaczął pisać. - Napiszę ci mój numer. Każdy z nas ma swój. Ja tam w biurze gdzieś coś z numerem jest to wiesz, tak bardziej osobiście i na serio wygląda. - dodał szybko kończąc gryzdanie i oddał jej kartkę.


Kartka była jak mała składana dawna kartka z życzeniami czy dziecięca laurka. Po złożeniu niewiele wystawała poza dłoń dorosłego, po rozłożeniu miała mniej więcej wielkość dawnych banknotów dlatego mieściła się w portfelu. Sam kartonik był jednak sztywny jak dawne wizytówki co jak na wyrób papierowy zapewniało mu dość dobrą trwałość i solidność. Zewnętrzną część wyglądała bardzo ważnie i służbowo bo wyglądał na zestaw adresów podobnych do tych zapisywanych sprzed wojny. Był jeden większy z Nevady i cztery mniejsze rozsiane po całych stanach. Najbliższe były z Nowego Jorku i St. Louis.


Potłumaczył jej chwilę przez drogę gdy wracali do garażu jak to jest z tymi kartkami. Dostawali po jednej czy dwie do żołdu a i mogli zabrać z bazy na misję czy co. Wedle niego jak któryś z Pazurów chciał to miał takie kartki. I system był nastawiony tak bardzo jak tylko w tym świecie się dało. Pazury były najczęściej odbierane raczej pozytywnie więc ich logo i adres na papierze miał swój urok zwracania uwagi. Bardziej niż jakiś bezimienny list czy kartka od jakiegoś John’a czy Jane Doe. Pazury traktowały te sprawę poważnie więc gdy jeden gdzieś spotkał kogoś kto miał taką kartkę dla innego najczęściej zgadzał się pomóc ją dostarczyć. No i poza tym był standard czyli kurierzy i 8 Mila której regularne konwoje po regularnych trasach często były wykorzystywane też do przesyłania poczty wszelakiej.



Alice Savage



- Nix zostanie szefem? - Boomer powtórzyła swoje pytanie i zdziwienie. Tym razem jednak wydawała się nad tym zastanawiać już na poważnie. - Nie wiem. Nie myślałam o tym. Za trudne dla mnie. Ale on zawsze wie co robić. - wzruszyła w końcu ramionami upiła z butelki kolejny łyk wina. Oddała butelkę Alice i przesiadła się na pakę terenówki i odgarniając biegające robale zaczęła grzebać w jakimś pojemniku.


- A szef nie wiem, może i ma rację, że tak zrobił. Może to jakaś jego strategia czy plan. Pewnie i słuszna skoro on tak zrobił. Ale dla mnie to nie było w porządku. Powinien nam powiedzieć. A teraz to nie wiem co teraz będzie. - Boomer pyknęła wesoło do raczej smutnego tonu słyszalnego w jej głosie. Wydawała się być niepewna co czynić dalej niż na następne kilka kwadransów. Na razie jednak wróciła na miejsce obok Alice z jakimiś puszkami i pakunkami.


- Chodź, zjemy coś bo na pusto to się zaraz nabzdryngolimy tym winem. - powiedziała zabierając się za otwieranie kolejnych puszek. Przyniosła też jakieś placki pewnie służące za odpowiednik chleba, słoik z dżemem i kolejny co było jakąś pastopodobnym wyrobem. Jedna pachniała jak pasta rybna, druga chyba kiedyś była ziemniakami lub czymś podobnym.


- E tam, ten Paul… - powiedziała wgryzając się w placek posmarowany dżemem. Przeżuwała chwilę nim wznowiła kolejny wątek. - Lubi, nie lubi… Ale on chyba wiele dziewczyn lubi. A nie, że tak mnie tylko. - mruknęła przegryzając kolejny kęs i w głosie znów kwitło w pełni ten typowy dla niej spokojny pesymizm. - Takiego wstydu mi narobił. Tam na dachu. - jedzenie chyba utknęło jej gulą w ustach bo przestała na chwilę mówić i pokręciła przecząco głową.


- Jak tam do mnie przyszedł na dach… - zaczęła zwierzać się drugiej kobiecie. Szczęki wznowiły w końcu pracę gdy sceneria zalewanego wtedy deszczem dachu znów widocznie stanęła jej przed oczami. - A ten ględził te swoje głupoty aż nie wiedziałam co powiedzieć. Gada tak głupio i bez przerwy w ogóle nie wiadomo co robić. To nic nie robiłam. Ale padało a on był tylko w tym golfie. Już widziałam, że zaczyna nim rzucać. To mi się go szkoda zrobiło i zdjęłam płaszcz i okryłam nas oboje. A ten ledwo odżył zaczął pchać te swoje zimne łapy… To się wydarłam na niego… Ale zapomniałam, że radio mam na odbiór nastawione bo na obserwacji byłam… I wszyscy nas usłyszeli… Znaczy Nix… Pewnie myśli, że coś było tam na dachu… - Boomer zmarkotniała do reszty i po chwili bezruchu pociągnęła z gwinta kolejny łyk.


- Chciałam mu powiedzieć. Ale wkurzył mnie z tamtą ławką. I naskoczył potem na mnie jakby sam był lepszy. To mnie wkurzył i mu kazałam się odwalić. I pewnie wkurzył się na mnie. I wszystko przez tego głupka. - wymamrotała cicho Pazur siedząc w półmroku terenówki. Zamilkła na chwilę po czym zaczęła przygotowywać sobie kolejną plackową kanapkę tym razem z którąś z past.


- Ale wtedy przy tamtym komisariacie… Nie poradziłabym sobie z nimi wszystkimi ze związanymi rękami… Może Nix ale nie ja. - pokręciła przecząco głową smarując placka pastą. - Albo jak mnie wyniósł wtedy z samochodu po tym zderzeniu… Nie wiem… - najemniczka mówiła jakby wciąż nie mogła sobie wyrobić jednoznacznej opinii o Paul’u jego tak sprzecznych dla nie zachowaniach.


- Weź ty go zawołaj. Bo jak ja to zaraz będzie głupio gadał, że na niego lecę. A przecież nie. Przecież jak się mu tam na dachu dałam raz pocałować to nic. A nie, że tam lecę na niego. Na takiego głupka. - machnęła ręką i zafrasowała się trochę gdy fragment pasty spał jej na udo i ześlizgnął się niżej na podłogę Land Rovera.



Alice Savage i San Marino



San Marino z Nix’em wrócili po jakimś czasie do wnętrz agarażu i skierowali się do obydwu kobiet wewnątrz pojazdu Pazurów. Pomysł i z winem i z tym kolacyjnym śniadaniem bardzo podpasował Nix’owi. Obecność Bliźniaków już znacznie mniej. Im zaś widok powracającej pary też był niezbyt w smak.


Atmosfera początkowo koncentrowała się na jedzeniu. Zarządzająca jedzeniem Boomer znalazła się w naturalny sposób w centrum zainteresowania wszystkich. Paul i Hektor jak zwykle byli wzorcowo niepoważni i złośliwi, Boomer małomówna i pykająca balonówy a Nix wydawał się być zadowolony i zrelaksowany najbardziej z nich wszystkich choć nie dało się nie wyczuć spiny między nim a Bliźniakami. Ale ta obecnie dzięki wspólnemu posiłkowi, butelce wina, toastowej niezbyt mądrej ale za to dość pociesznej gadce Bliźniaków żartujących z awansu, wina, sztywniaków, szefów wydawała się przejść w utajone, zamrożone stadium.


- Nix? To co teraz robimy? - zapytała Boomer swojego kompana.


- Czemu się mnie pytasz? Wszystko się posypało. Jak nie ma naszego oddziału to nie ma jego rozkazów ani szefa ani dowódcy. Znaczy teraz oboje jesteśmy Pazurami o tym samym stopniu. Nie mogę ci już rozkazywać, masz ten sam stopień co ja a żadnych rozkazów nie mamy. - Pazur wydawał się wrócić do normalnego głosu ale, że mówił o raczej niezbyt wesołej sytuacji to i nie zabrzmiało to radośnie.


- Daj spokój Nix, wiem to. Ale co dalej robimy? Przecież zawsze trzymaliśmy się razem. A teraz jak szef nas zostawił to jesteśmy tu sami. I no daj spokój. I tak wszyscy zawsze czekaliśmy co powiesz. To co teraz? - Boomer kiwnęła głowa i pyknęła balonówą gdy usłyszała odpowiedź partnera ale jednak nie do końca jej wydawała się jasna więc dopowiedziała resztę.


- Hej mała, ja ci powiem co! Jego się nie pytaj z nim to same kłopoty. - powiedział wesoło Hektor. Paul na razie pochłonięty pożeraniem placka z obydwoma masami i jeszcze dżemem na razie był wyłączony z dyskusji. Za to łypał pożądliwie na butelkę którą obecnie przetrzymywał latynoski Bliźniak. - Przyłączcie się do nas! - olśnił ich genialnością swojego pomysłu. - Skombinujecie sobie czaderskie kurtki zamiast tych sztywniackich co żaden prawdziwy Runner by na siebie nie włożył. - tu ewidentnie spojrzał na kumpla któremu szczęki zamarły a spojrzenie nabrało pretensjonalnego wyrazu gdy wzrok Hektora spoczął na jego pożyczonej przez Boomer “sztywniackiej kurtce której nie założyłby żaden prawdziwy Runner”. Mając zajęte obie ręce i usta kopnął więc tylko zdrową nogą nogę kumpla. - Właśnie i trochę bajerów i wiecie, będzie w naszej bandzie. No dobra ty mała to mi pasujesz bo ten plakatowy chłopiec no to wiesz, my nie lubimy problemów nie? - Hektor spojrzał na Boomer dobrotliwie a na Nix’a złośliwie. Na ramieniu najemniczki położył swoje troskliwe i opiekuńcze ramię a najemnikowi posłał smutne kiwanie głowy gdy często towarzyszyło mu podczas omawiania beznadziejnie smutnych przypadków.


- Jakbym chciał ganiać w skórzanej kurtce to bym ganiał już dawno. - prychnął siedzący naprzeciw Bliźniaków najemnik też kręcąc głową na niedorzeczność propozycji gangera. Boomer zaś pokiwała zgodnie swoją ciemnowłosą głową. - Teraz Boomer spróbujemy popłynąć na drugi brzeg. A potem namierzyć te kutry. Szef i tak zabiera Alice na Wyspę więc się pewnie rozstaniemy. - komandos wrócił do pytania partnerki i ta pokiwała głową energiczniej zgadzając się na taki plan bez specjalnych zastrzeżeń.


- Nix? Boomer? Mogę was prosić na chwilę? - od furgonetki zbliżyła się olbrzymia, łysa sylwetka dotychczasowego dowódcy dwójki Pazurów. Para Pazurów zauważyła zbliżającą się sylwetkę tak samo jak cała grupka wewnątrz terenówki. Pazury spojrzały po sobie i spojrzenie Boomer miało wyraźnie pytający charakter. Nix prawie niedostrzegalnie skinął głową po czym dwójka w kamuflujących mundurach wystrzeliła z pojazdu stanęła przed łysym olbrzymem prężąc się na baczność.


- Na rozkaz szefie! - oboje krzyknęli zgodnie tak jak zawsze. Jakby żadnego zdarzenia sprzed paru kwadransów w ogóle nie było. Rewers przygryzł wargi i chwilę kiwał lekko głową nim się odezwał. Przez ten jeden moment znów wyglądało jakby nadal im dowodził i mógł poprowadzić ich do walki czy akcji. Ale już nie był ich dowódcą i nic nie miało być takie jak przed paroma kwadransami.


- Spocznij! - Rewers dał komendę i obydwoje młodszych Pazurów posłusznie zmienia postawę. Hektor i Paul pokręcili w zdumieniu głowami mając chyba problemy ze zrozumieniem takiego zachowania u całej trójki. Spotkanie nie trwało długo. Rewers wręczył młodym Pazurom jakieś drobiazgi. Wyglądało to mimo scenerii rozwalonego i zarobaczonego garażu na łodzie jakoś trochę jednak oficjalnie i formalnie. Największy z Runnerów pogratulował i uścisnął dłonią każdego z nich i chwilę porozmawiał i z Nix’em i Boomer. Na koniec znów sobie zasalutowali i trójka pełnoprawnych Pazurów rozeszła się. Rewers do furgonetki a młodsze Pazury do terenówki.


- No to teraz już nie jesteśmy równi stopniem. - uśmiechnęła się Boomer pykając dużo weselej swoją balonówę. Nix też wydawał się wrócić w dużo bardziej zadowolonym humorze. Oboje mieli w dłoniach naszywki z jakimiś znaczkami, kartki zapisanego papieru które wyglądały jak wyrwane z notesu podobnego jaki miał szeryf.


- No teraz już nie. - uśmiechnął się Nix zapatrzony w trzymane przez siebie precjoza mówiące, że jest już oficjalnie Pazurem.


- Czemu mu salutowaliście? Przecież was wyjebał i wyrolował. - Hektor nie mógł przejść do porządku dziennego z zachowaniem Pazurów więc musiał spytać.


- Bo jesteśmy Pazurami. A on jest starszy stopniem. - odpowiedział Nix wciąż głaszcząc swoją trzymaną naszywkę.


- Mógł dać ci chociaż pełnego porucznika. - mruknęła Boomer patrząc też na trzymany metalowy elemencik w dłoni najemnika.


- Pewnych rzeczy nawet on nie może przeskoczyć. Podporucznik też jest świetny. - pokiwał głową z lubością patrząc na drobny żółtawy prostokącik.


- A czemu wciąż mówicie do niego szefie? - Paul też wydawał się dołączać do niezrozumienia tej formalnej kompletnie innej etykiety niż ta która obowiązywała Runnerów. Mimo, że korzenie tej bandy z Detroit też były wojskowe to jednak tą część wojskowej tradycji Runnerzy odrzucili precz jak najdalej i zostawili za sobą najczęściej kpiąc i szydząc z wojskowego drylu którego stali się wręcz przeciwieństwem. Mimo to zamiłowanie i słabość do wojskowych elementów wciąż była wyraźnie widoczna w ich sposobie ubierania się bo nawet z daleka wyglądali na jakąś paramilitarną organizację poubieraną w gangrskie skórzane kurtki i takież maniery.


- Chyba z przyzwyczajenia. - odparł Pazur i spojrzał po zebranej grupce. - Przypniesz mi? - spojrzał na San Marino i wskazał na miejsce przy kołnierzyku wyciągając w drugiej dłoni dwa, małe metaliczne prostokąciki z zaczepami do przypinania w ubranie.


---



Grupka typów ludzkich zebranych pod częściowo już zawalonym dachem garażu na dawne łodzie zamarła słysząc odległy dźwięk. Wydawał się mruczeć niskim, silnikowym basem jak jakaś machina. Ludzie mniej lub bardziej okazując zaskoczenie zerwali się z miejsc niepewni jak zareagować na te nowe zjawisko. Jednak większość była obyta z zagrożeniami i żyjąca z udziału w mierzeniu się z nimi. Większość w pierwszej chwili chwyciła za broń. Większość też czekała na ekipę z terenówki. Jedynie ludzie szeryfa trzymający się w pobliżu vana mogli być przez niego pokierowani bezpośrednio. Runnerzy czekali na to co zarządzą Bliźniacy. Pazury ruszyły się również gdzie Nix zakomenderował bez większej chwili zwłoki by Boomer biegła na dach a Alice do Tony’ego którego wciąż nazywał szefem.


Potem większość uzbrojonych ludzi znalazła się przy staranowanej bramie oblezionej przez robactwo. Zbliżało się coś ciężkiego. I co wywoływało konsternację zbliżało się od strony portu i jeziora. Szybko przeszło w głuchy łoskot i zgrzyt gąsienic. I muzykę. To coś co nadjeżdżało musiało mieć głośniki i to nieliche bo muzyka przebijała się przez łoskot gąsienic i warkot silnika częściowo je zagłuszając. Nix, Runnerzy, Chebańczycy obsadzający co kto znalazł za przeszkodami spoglądali na siebie niepewnie słysząc takie dziwne połączenie punkowej muzyki i ciężkiego sprzętu. Pojazd musiał być już na tyle blisko, że muzyka i słowa były już jak najbardziej rozpoznawalne.


Mam dwie lewe ręce! Robić nie chcę wcale!

Ale za to w głowie, mam poukładane!

Mam dużo pieniędzy! I paru kolegów!

Są wśród nich złodzieje! I paru morderców!


Gdy ja piję wódę, oni piją ze mną!

Gdy trzeba coś skroić, są zawsze przede mną!

Gdy ja piję wódę, oni piją ze mną!

Gdy trzeba coś skroić, są zawsze przede mną!


Mam dwa samochody! I ładne mieszkanie!

Laski lecą na mnie! Pozwalam se na nie!

Miałem kiedyś żonę! Truła o sumieniu!

Prosiła, błagała, mówiła o więzieniu!


Raz nie wytrzymałem, w mordę dziwce dałem!

Zabrała dzieciaka, już jej nie widziałem!

Raz nie wytrzymałem, w mordę dziwce dałem!

Zabrała dzieciaka, już jej nie widziałem!


Sprzedać, ukraść, kupić! Kogoś wykołować!

Głowę mam na karku! Umiem kombinować!

A do tego jestem! Silny i pazerny!

Gdy mnie wkurwi ktoś to mu walę w zęby!


Sprzedać, ukraść, kupić! Kogoś wykołować!

Głowę mam na karku! Umiem kombinować!

A do tego jestem! Silny i pazerny!

Gdy mnie wkurwi ktoś to mu walę w zęby!



Zdążyli wysłuchać chyba większość puszczanego utworu gdy krótkofalówka Nix’a szczęknęła głosem Boomer. - To M 113. Wiezie jakichś ludzi na pace. - podzieliła się swoją obserwacją najemniczka. Pazur sądząc po minie solidnie się zdziwił.



- To taki transporter. Na gąsienicach. - powiedział do grupki rozłożonej od bramy do pobliskiego rowu gdzie leżeli z wycelowaną w ciemność różnoraką bronią. Chwilę potem sami mogli zauważyć zbliżający się kanciasty cień.


- Aaa! - Paul nagle wydał z siebie okrzyk ulgi i wykuśtykał zza framugi rozwalonej bramy za jakiej się chował na środek ulicy. Trzymany dotąd wycelowany w ciemność karabinek opuścił swobodnie wzdłuż nogi. Szczerzył się jakoś wybitnie kawalarsko. - Wołaj Brzytewkę. - mruknął do drugiego z Bliźniaków nonszalancko sięgając do kieszeni kurtki po zmiętoloną paczkę fajek.


- Brzyyteeewkaaa! Do ciebie! - Hektor też zaczął się szczerzyć jakby wszystko szło zgodnie z planem. Powstał zza jakiejś starej beczki i wydarł się w głąb garażu. Zachowanie Bliźniaków wywoływało powszechną konsternację zarówno u Pazurów, Chebańczyków jak i pozostałych Runnerów. Lenin i Tweety wydawali się tak samo zaskoczeni jak Hiver i dwóch jego ludzi.


- Co jest grane?! Kto to jest?! - krzyknął zirytowanym głosem Nix widząc, że od Bliźniaków więcej wyjaśnień sam z siebie nie otrzyma. Alice zdołała dotrzeć do większości zdezorientowanych ludzi pełnych nerwowego oczekiwania z palcami na spustach gdy olbrzymi cień huczącej maszyny był już o kilkanaście metrów od stojących na środku ulicy Bliźniaków. Wyglądało jakby obydwaj byli święcie przekonani, że samą swoją obecnością gwarantują, że pojazd się zatrzyma. I pojazd faktycznie się zatrzymał. Szczęknęły mechanizmy przekładni, zgrzytnęły na asfalcie gąsienice, transporter szarpnął się jeszcze raz i zatrzymał ostatecznie o kilka ostatnich kroków od tarasujących sobą drogę Bliźniaków. Moment później zgasł silnik pojazdu i ściszono muzykę na tyle, że przestała być istotna.


Z zatrzymanego pojazdu zaczęły zeskakiwać na oszroniony kolejne sylwetki z bronią w rękach i skórzanych kurtkach na grzbietach. Jedną Alice rozpoznała od razu. Krogulec. Więc pewnie i jego ludzie. Ale nie miała pojęcia skąd wytrzasnęli taki nietypowy środek transportu który wciąż ociekał świeżymi kaskadami jeziornej wody. Obydwie grupki zdążyły do siebie poszczerzyć się zębiskami w bezczelnych uśmiechach, pomachać łapą na przywitanie gdy właz na górze, z przodu pojazdu szczęknął, odchylił ukazała się dłoń, potem głowa aż wreszcie cała sylwetka szefa gangu stała się widoczna gdy stanął w rozkroku na dachu pojazdu.


- No co tak długo wam tu zajmuje? Długo mam czekać? - Guido wyszczerzył się radośnie stojąc w tej bezczelnej pozie zwycięzcy i jakby się to odetkało głos u wszystkich. Bliźniacy razem z Krogulcem złapali Brzytewkę i właściwie zanieśli ją na rękach do stojącego transportera by ją podsadzić na górę. Tam czekały już na nią wyciągnięte dłonie, wilcze spojrzenie i chciwe wargi na przywitanie.


---



Sytuacja i scena utonęła w radosnym chaosie. Przybycie Guido w tak niecodziennym środku transportu, przybycie jego oddziału specjalnego za jaki uchodzili ludzie Krogulca, przybycie reszty Runnerów wywołało euforię u ludzi w skórzanych kurtkach. I ci przybyli z Wyspy i ci co już byli w Cheb wydawali się wierzyć, że teraz mogą zdziałać wszystko. Pazury wydawały się zachowywać bardziej stonowane zachowanie a dwaj zastępcy szeryfa miny mieli trochę niewyraźne. Dotąd gdyby liczyć Runnerów i nie Runnerów jako całość rachunki wyglądałyby dość podobnie. Teraz zaś Runnerzy zdobyli zdecydowaną przewagę i liczebną i jakościową. W sytuacji tak niepewnej, że użycie słowa “sojusz” mogło być dużym nadużyciem wszyscy nie-Runnerzy mieli prawo czuć co najmniej dyskomfort psychiczny.


Gdy minęła pierwsza euforia przez Runnerów jak jedna fala przebiegło jedno ale uparte pytanie: Co robimy? Pytanie ogniskowało się teraz na szefie bo skoro przybył to pewnie wiedział po co. Wiedział i nie omieszkał tego ogłosić publicznie.


- Gdzie są te kutry?! Chcę je dla siebie! - Guido nie bawił się w ukrywanie swoich zamiarów tylko od razu zaspokoił ciekawość swoich ludzi i reszty przy okazji. I znowu jak to wcale nierzadko bywało zaskoczył ich kompletnie. Patrzyli to na siebie to na niego podobnie jak wówczas gdy obwieszczał im wyprawę do Bunkra czy plan zadomowienia się w nim na dłużej. Znów nie byli pewni co tak naprawdę kryje się za prostymi słowami. Najbardziej zdziwieni wydawali się być Bliźniacy. Synchronicznie spojrzeli na Nix’a który też wydawał się być zaskoczony słowami szefa gangerów ale widząc bliźniacze spojrzenia uśmiechnął się do nich triumfująco. Paul i Hektor więc natychmiast odwrócili się do niego plecami udajac, że na pewno nigdy na niego w tym momencie nie patrzyli. Tymczasem Guido jako świetny mówca wyśmienicie pozwolił im się podgotować w tej niepewności tak by czekali na to co będzie dalej.


- Co się gapicie jakbyście skrzyni biegów nigdy nie rozbierali!? - wyszczerzył się do nich traktując dach transportera jak mównicę. Patrzył się na zebrane twarze wyzywającym wzrokiem jakby prowokował wręcz zebranych ludzi do stawiania się okoniem. Taylor był w pobliżu choć z wciąż z ręką na temblaku wybrał pozycję na dole, tuż przed frontem transportera.


- Ale Guido nie wiem co tam o nich wiesz ale te kutry są trochę mocne. - pierwszy odezwał się Hektor zadzierając głowę do góry by spojrzeć na szefa stojącego na transporterze.


- Właściwie to robią niezłą rzeźnię. - dodał Paul również chyba mając wątpliwości co do pomysłu szef. W końcu co jak co ale jakby Guido powiedział, że wracają na Wyspę to by wrócili na Wyspę i mieliby spokój z tymi cholernymi rzeźnikami grającymi na rzece. A z wszystkich Runnerów właśnie Paul miał najwięcej możliwości obserwacji kutrów i ich działań.


- Dokładnie tak! Robią rzeźnię! Tego właśnie chcę! To jest nam właśnie potrzebne! - krzyknął Guido wskazując palcem na Paul’a w takt każdego zdania. Runnerzy spojrzeli po sobie i nadal chyba większość nie ogarniała powodów o wykonania tak ryzykownego planu szefa. Więc im wytłumaczył.


- Rozejrzyjcie się! Skurwiele z Collinsowa mają śmigłowce! - krzyknął wskazując mniej więcej w stronę rzeki i jeziora gdzie pewnie byli jacyś Nowojorczycy. - Czaicie?! Sprowadzili cholerne, latające śmigłowce! Jak żyję nie widziałem lecącego śmigłowca! Wraki tak tu czy tam ale do cholery nie sprawnego i lecącego! - uniósł w górę obydwa ramiona by podkreślić ten fakt. Głowy zaczęły patrzeć na siebie i kiwać gdy przypomnieli sobie ten detal z ostatniej nocy. No tak, rzadko kto mógł się pochwalić z zauważeniem jakiegokolwiek latacza na niebie.


- To co jeszcze mogą nimi sprowadzić?! I to szybko! W jeden dzień?!Dwa?! A ile jedzie konwój stąd do Nowego Jorku?! - zapytał raczej retorycznie patrząc po twarzach. Teraz już u szeregowych Runnerów zaczęło coś świtać po twarzach. Wzmianka o konwojach, trasach, odległościach, silnikach i zużyciu paliwa była czymś co znali więc przemawiała do nich. Szeregowy Runner wokół transportera zaczął już więc ogarniać zagrożenie jakie dostrzegł szef.


- A my nic na te ich cholerne śmigłowce nie mamy! Nie mamy jak ich zniszczyć czy zatrzymać! A musimy mieć! Musimy mieć broń która je sięgnie! Która robi rzeźnię! Musimy mieć broń z tych kutrów! Musimy mieć te kutry! I Paul co ty masz za chujowa kurtkę?! - Guido po wskazaniu zagrożenia wskazał im teraz też sposób w jaki można je zażegnać. Mówił zdecydowanym głosem i pewnością, że zdawało się oczywistością, że Runnerzy mogą sięgnąć po te kutry skoro tego chcą. A chcą bo on tego chce a jak chcą to sięgną. Przecież byli Runnerami! Na końcu zakończył runnerowym żarcikiem gdy najwyraźniej nie nie zauważył odmiennego ubioru Paul’a który w tym gąszczu skórzanych kurtek wyglądał wyraźnie inaczej w tej wojskowej, panterkowej kurtce od Boomer. Złośliwa uwaga szefa wydała się większości bandy zabawna więc roześmiali się.


- Zostaw go Guido. Paul ma nową dziewczynę i wlazł jej pod pantofel, że już ledwo piszczy. - Hektor poklepał przyjacielsko białasa po barach jednocześnie próbując wstawić się za nim i sprzedać tradycyjna szpilę w tych ich odwiecznych słownych przepychankach.


- Ale to nie jest jedyna przewina Paul’a że bawi się w udawanie Runnera! - rozległ się nagle nowy głos, wywołujący reakcję wśród zebranych Runnerów. Głowy i twarze odwróciły się w stronę grubasa w skórzanej kurtce i ciężką bronią na ramieniu. Przez tłumek gangerów przebiegł szmer gdy rozpoznali krzykacza. Hiver. Hollfield. Gunship. Co on tu robi?!


- Hiver. - tym razem Guido choć też zaskoczony to jednak pokiwał głową. Wymienione imię i spojrzenie było raczej z tych jak się mówi o kuzynie przybyłym z niezapowiedzianą wizytą. O niechcianym kuzynie z którym jednak trzeba się liczyć. - No cześć Hiver. Co masz do Paul’a? - szef popatrzył z góry na Hiver’a który podchodził coraz bliżej.


- A to, że ten chuj zabił Pike’a! Naszego Pike’a! - krzyknął Hiver oskarżycielsko wskazując na postać w wojskowej obszernej kurtce. Przez resztę Runnerów przebiegł szmer, tym razem zaskoczenia i niedowierzania. Jeszcze zbyt mało wiedzieli i obraz był niejasny. To, że jeden Runner zabił innego rzadkością w gangu nie było. Gang był zbudowany na śmierci, przemocy lub groźbie ich swobodnego użycia. Więc czyjaś śmierć sama w sobie wrażenia na tych mężczyznach i kobietach w skórzanych kurtkach wrażenia nie robiła. Ważne były jednak okoliczności by sobie wyrobić zdanie. Wokół Paul’a zrobiło się jakby luźniej gdy on i Hiver stali się jakby adwersarzami. Tylko Hektor nadal nie ruszał się ani na krok od kumpla.


- A tak! Paul zabił Pike’a! Naszego Pike’a! Bezbronnego bo nie miał Pike broni! Wszyscy wtedy jeszcze byliśmy bez broni! I Paul go zastrzelił na środku ulicy! Jak psa! I dlaczego?! Dla tej swojej dupy! O tamtej na dachu! Ta której barwy teraz nosi! Zdradził nasze barwy! Zdradził nas wszystkich! - Hiver rozkręcał się coraz bardziej i cały czas oskarżycielsko wskazywał na bledszego z Bliźniaków. Ten poczerwieniał i zaczął kuśtykać w stronę pyskacza a razem z nim Hektor. Tłum jednak był pod wrażeniem. Jaką kurtkę ma Paul wszyscy widzieli. Zabić kogoś z gangu by chronić kogoś spoza gangu było bardzo źle widziane. Nawet teraz widzieli jak Paul w tej krytycznej chwili nie zrzucił z siebie tek wojskowej kurtki a swojej skórzanej nie miał nawet pod spodem tylko zwykły, czarny golf. W końcu sam szef mu zwrócił na to uwagę a teraz sprawa się wyjaśniła dzięki słowom Hivera. Wskazał nawet na stojącą z karabinem przy krawędzi dachu Boomer która też miała podobną kurtkę jak Paul czy Nix.


- Ja zdradziłem?! Ja nie jestem Runnerem! Kurwa chodź tu, wyfiletuję cię jak kurczaka spaślaku! - sapał rozwścieczony Paul kuśtykając ku oponentowi i sięgając do pochwy przy boku po nóż.


- Zamknąć ryje! - tłum aż zatrząsł się i posłusznie znieruchomiał od wrzasku Pittbull’a. Nawet rozwścieczony Paul się zatrzymał gdy Taylor ruszył ku nim i stanął mniej więcej pośrodku między Bliźniakami a Hiverem. Sytuacja choć na chwilę unormowała się. Prawie automatycznie wszyscy spojrzeli na stojącego wciąż na transporterze szefa.


- Gadaj jak było Paul. - rozkazał poważnym głosem Guido wskazując na młodego Runnera z podgoloną głową. Sytuacja diametralnie się zmieniła i przez euforię spotkania, zaskoczenie nowym celem jaki wskazał szef bandy, teraz zrobiło się poważnie gdy życie jednego z członków bandy wisiało na włosku.


- Kazałem im ją puścić! Kazałem! Nie posłuchali! No to kurwa rozjebałem jednego! Akurat poszło w Pike’a! A mówiłem im, że ja rządzę! I nie posłuchali! - krzyczał wciąż targany wściekłością jak i powagą sytuacji Paul. Musiał się bronić bo oskarżenia były poważne. Stado gangerów nie było zbyt tolerancyjne dla kapusiów, zdrajców i odstępców.


- A ona kim dla ciebie jest? To ta twoja nowa panna? - Guido wciąż stojąc na dachu pojazdu wskazał głową na też stojącą ale na krawędzi dachu Boomer. Paul wydawał się kompletnie zaskoczony pytaniem. Właściwie wyglądał jakby go zamurował ten pomysł. Spojrzał w górę na stojącą na dachu najmniczkę jakby ją pierwszy raz na oczy widział. Chwila ciszy zaczynała się przedłużać gdy dostał zachęcające klepnięcie w bark o Hektora.


- No pewnie! A co nie widać?! - Paul jakby się pod tym klepnięciem odblokował i znów nawijał bezczelnie i pewnie jak zazwyczaj to z hektorem uskuteczniali.


- Łże! Łże jak pies! Szyje ba bierząco! Wcale jej nie znał i w samochodzie musiał ją przywiązać! Niech ona pokaże nadgarstki to sami zobaczycie! - krzyknął rozeźlony Hiver bojąc się, że mu zemsta na Paul’u się odwlecze.


- No to wszystko jasne! O co kurwa chodzi Hiver? Facet bronił swojej kobiety! Jak każdy facet! Chyba pamiętasz jeszcze co to oznacza?! - krzyki Hivera przerwał okrzyk Guido. Uwaga na końcu wywołała drobny pośmiechowy pomruk wśród Runnerów. - I jak zawiodły słowne metody no to kurwa nie zostawiliście Paul’owi wyboru. Bronił się. Musiał strzelać. Powiedz Paul czy po zastrzeleniu Pike’a posłuch i spokój był? - Guido zwrócił się się zjadliwym głosem do grubasa i dopiero przy pytaniu do Bliźniaka głos mu znormalniał do neutralnych barw. Paul skinął głową na co Guido wyszczerzył się w złośliwym uśmiechu. - Widzisz Hiver? Zadziałało. Więc to jest dobra metoda. - szef bandy rozłożył ramiona oznajmując, że sprawa została właśnie zakończona jego zdaniem. Emocje tłumu też się odmieniły gdy sympatia przy takim przedstawieniu sprawy przechyliła się na stronę dopiero co oskarżonego Bliźniaka. Z bliska jednak Brzytewka widziała, że Guido m bardzo złe spojrzenie na Hivera. Takie które nie wróżyło niczego dobrego osobom obdarzonym takim spojrzeniem. Ale adresat pewnie był zbyt daleko od transportera by je dostrzec.


- No. Słyszałeś Hiver? Masz kurwa jeszcze jakiś problem? - Taylor jako prawa i główna egzekucyjna ręka Guido spytał z wyzywającym spojrzeniem grubasa w kurtce. Pittbull wyglądał jakby nawet wolał usłyszeć potwierdzenie od runnerowego ważniaka.


- Dobra chuj w to! - rozzłoszczony Hiver splunął na zarobaczony asfalt. - Dobra Guido, twój cyrk i twoje małpy ale baw się tu po swojemu. Daj mi jakąś brykę, może być ta leninowa, i ja biorę chłopaków i wracamy do Det. - gruba zdawał się być bardzo niezadowolony z takiego obrotu sprawy ale widząc, że nie przeforsuje swojej sprawy chciał się stąd ulotnić. Mówił też jakby swoje warunki uważał za niezbyt wygórowane. Co innego mówiły zaskoczone i gniewne spojrzenia Lenina i Tweety. Spojrzenie Guido zaś co widziała z bliska Brzytewka przeszło z oziębłego w mordercze.


- Oj Hiver, Hiver… Za dużo krzyczysz Hiver. - Guido pokręcił głową w smutnym geście ale nie spuszczając celownika oczu z grubego. Taylor musiał też perfekcyjnie wyczuć nastrój szefa bo zaczął leniwym krokiem flankować go od strony ulicy. - Ty chyba się tu zasiedziałeś i nie czaisz chłopie aktualnej sytuacji. - szef bandy pokręcił znowu głową i zrobił pół kroku w stronę krawędzi transportera. - Pozwól, że ci to wyjaśnię Hiver. - czarnowłosy szef zeskoczył na zmrożony asfalt a szeregowi Runnerzy rozstąpili się czując, że szykuje się kolejna konfrontacja. Choć tym razem stronami miały być runnerowe szychy więc zwykli członkowie bandy zamarli w oczekiwaniu.


- Od zimy Hiver sytuacja się u nas bardzo zmieniła. - Guido rozłożył ramiona ruszajac w stronę grubszego Runnera. - Na przykład to, że jesteś dowódcą gunshipa. Bez gunshipa. - zauważył szef bandy wymownie unosząc brwi i posyłając swój cwaniacki uśmieszek. Celna uwaga wywowłała znowu falę złośliwej radości u runnerowej braci.


- Albo to, że jesteś człowiekiem Hollyfielda. Bez Hollyfielda. - brunet pokonał nie śpiesząc się z połowę drogi między transporterem a stojącym grubym Runnerem. Teraz pomruk tłumu zrobił się poważniejszy. Poza Gecko i Chrome pozostali Runnerzy byli z bandy Guido. Jeśli nie brało się pod uwagę protekcyjnego zaplecza głównego szefa Sand Runners to pozycja trójki gangerów była beznadziejnie słaba. Tyle, że takie spojrzenie godziło w dumę i oko samego Hollyfielda. Gdyby się o tym dowiedział. Kaliber rzucony swobodnym tonem przez szefa gangu przygwoździł więc wszystkich. Zwłaszcza Hivera.


- Hiver a pewnie nie wiesz ale w Det panuje święte przekonanie, że cała obsłgua gunshipa poległa mężnie podczas zimowych walk do końca nie opuszczając swoich stanowisk. Przecież taka elita na pewno nie dałaby się załatwić jakimś wieśniakom z końca świata prawda? A na pewno tak elitarny i dumny oddział nie dałby się wziąć do niewoli prawda? - Guido doszedł już do grubasa który nagle zaczął się bardzo pocić gdy zaczął odkrywać obraz budowli z cegiełek układanych przez szefa bandy. Mimo, że te układane w złudnie życzliwej i przyjacielskiej atmosferze jakoś dziwnie zaczynały się w szafot układać.


- To nie były żadne wieśniaki! To był Dziki! Sam wiesz co on potrafi! Przecież on jest z Ligii! No człowieku co mogliśmy zrobić przeciw Dzikiemu?! - Hiver zaczął się bronić przywołując imię jednego z najznamienitszych rajdowców z Ligi który w zimie tu był i walczył przeciwko Runnerom. Umiejętności Dzikiego do niszczenia pojazdów i kraks były wręcz przysłowiowe i żywą legendą nie tylko na torach Ligi. Zostać pokonanym przez takiego przeciwnika to nie był żaden wstyd.


- Ci, ci, ciii… No już, już… Ja teraz mówię Hiver. - Guido uspokoił przyjacielskim klepaniem po hiverowych plecach ich właściciela. Ten faktycznie zamilkł. - Kolejną rzeczą którą chyba powinieneś wiedzieć jest to, że to ja. JA! - nagle krzyknął z bliska prosto w ucho drugiego gangera. - To JA stałem tam w hali Forda przed Hollyfieldem i to JA tłumaczyłem mu się czemu wróciłem bez jego gunshipa! JA! Ja Hiver a nie ty! Gdzie wtedy byłeś Hiver?! Wylegiwałeś się w celi?! Gdzie byłeś gdy trzeba było się wytłumaczyć z utraty podobno TWOJEGO gunshipa?! Dlaczego to JA musiałem się tłumaczyć Hollyfieldowi, że stracił swoją ulubioną zabaweczkę?! - szef gangerów złapał za ramiona Hivera i brutalnie odwrócił go w swoją stronę a potem prawie przy każdym, dobitnym “JA” dźgał palcem napierw w pierś Hivera a potem swoją.


- I to JA wciąż płacę za tego gunshipa więc wiesz co Hiver? Ten gunship jest teraz mój. - powiedział już zwykłym głosem choć wciąż zjadliwym tonem obwieszczając kolejną rewelację wyzwoleńcowi. - Ludzie którzy go obsadzają też są moi. Słyszysz to Hiver? Należysz do mnie palancie! - krzyknął łapiąc na koniec za hiverowe gardło a wskazujący palec drugiej ręki wylądował o centymetry przed twarzą spaślaka. Ten cofnął sie od tego nagłego ataku ale za jego plecami stał już Taylor który zablokował mu ten nagły odwrót przytrzymując jedyną sprawną dłonią za kark.


- A teraz kurwa Hiver słucham. Dlaczego rozjebałeś mi niespłaconego jeszcze gunshipa? - Guido puścił gardło drugiego Runnera i wysyczał mu pytanie prosto w twarz. Zarzut był poważny tak samo jak w zimie gdy te same pytanie zadał Hollyfield do wezwanego na dywanik Guido.


- Spokojnie Guido. Na pewno się dogadamy. Weź wyluzuj dobra? Zapalimy skręta pogadamy jak starzy przyjaciele. - Hiver wydawał się być bardzo spocony i bladł to czerwieniał na przemian. Wyglądał jakby się starał być tak mały i przyjacielski jak tylko się da.


- Przyjaciele? Ogłuchłeś Hiver? Nie słyszałeś puszczanego kawałka? Z przyjaciółmi to ja wódkę piję. A coś kurwa nie pamiętam cię z ostatniego rozlewania. - Guido parsknął ironicznie jakby słowa grubego gangera rozbawiły go szczerze. Uwaga znowu wydała się tłumowi w kurtkach zabawna bo rozległy się śmiechy z celnej riposty szefa.


- Dobra to słuchaj Guido ja ci nie wróg. Wezmę tego vana i wrócę do Det dobra? - Hiver próbował się wyślizgać z matni i wycofać z tego pola jego oczywistej klęski.


- Aa… Widzisz Hiver widzę, że nie skumałeś jeszcze jednej rzeczy. To. Jest. Moje. Ci ludzie pracują dla mnie. - wskazał na Lenina i Tweety. - Należą więc do mnie. Ich van też więc należy do mnie. Mam ci dać swój van Hiver? Jesteś na moim terenie Hiver. Tu wszystko należy do mnie. Ja tu decyduję kto może żyć dalej. A kto umiera. - czarnowłosy szef popatrzył odpowiedział poważnym i nieprzychylnym wzrokiem i głosem wpatrzony w drugiego Runnera jak w ofiarę.


- Okey, okey Guido tak mi się głupio powiedziało z tym vanem. Spoko nie będę go ruszał. Po prostu sobie pójdę dobra? Znajdę sobie coś innego jak wrócić do Det. Nie musisz nic mi dawać, poradzę sobie. Ok? - Hiver otarł rękawem pot z czoła widząc o jaką stawkę toczy teraz grę. Chciał już tylko ujść cało z tej cholernej osady i wyjść poza zasięg tego typa co zarządzał tą bandą.


- Nie, nie ok Hiver. Należysz do mnie. Jesteśmy na akcji. Spierdolenie z akcji to dezercja za którą rozwalam łeb. Chcesz to idź. - Guido cofnął się o krok i drugi i położył dłoń na wsadzonym za pasek pistolecie. Grubas spojrzał na tą rękę i przełknął nerwowo ślinę nim się odezwał.


- No dobra. Jak tak jest jak mówisz no to dobra Guido spokojnie. Nie ma sprawy. To powiedz co robimy. Wiesz przecież, że ja mam doświadczenie i umiem dowodzić ludźmi. Mogę się przydać. - ramiona grubego gangera uniosły się w uspokajającym geście. Było raczej dla każdego obserwatora pewne, że Guido na pewno ręka nie zadrży przy takiej okazji do pozbycia się kłopotliwego członka bandy. W końcu wiedzieli, że w takich warunkach nigdy nie drżała mu ręka.


- No faktycznie Hiver umiesz dowodzić ludźmi. Nie bój się Hiver nie zapomnę o tobie gdy będę przydzielał zadania. Przydziele je pod twój poziom doświadczenia i przydatności. - Guido uśmiechnął się wreszcie ale był to jakiś taki wilczy uśmiech na widok tłustej owcy. Nie było wiadomo jakie zadanie przypadnie Hiverowi ale zapowiadało się, że będzie w samym centrum wydarzeń.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 30-01-2017 o 20:40. Powód: Poprawa linków na prośbę MG
Pipboy79 jest offline