Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2017, 00:03   #158
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Wagner z uśmiechem kładł się w suchym, wygodnym i solidnym łóżku. Ostatnie dni nie obfitowały w podobne rozrywki dlatego czeladnik chwilę poleżał nim zasnął. Zastanawiał się jak to by było na powrót być tym samym nie pijącym na umór chłopakiem, na którego kompani zawsze mogli liczyć. Ostatnie śledztwo ekipy niemal nie zakończyło się katastrofą przez jego picie. Zrewanżował się co prawda akcją ze zniknięciem Kislevczyka, ale czy to miało jakieś znaczenie?

Moritz nie wiedział kiedy zasnął i ile spał, ale był pewien, że obudził go jakiś rozgardiasz na dole. Kiedy tylko się otrząsnął okazało się, że zaginęła Ulryka, a miejscowi uzbrojeni w pochodnie i widły chcieli ją odszukać. Eberz wolałby znaleźć dziewczynkę po świcie, ale ekipa poszukiwawcza była nieugięta. Moritz wiedział, że tropienie po nocy pewnie nie było łatwe, ale w tylu chłopa mogli dość szybko przeczesać okolicę. Oby tylko znaleźli dziewczynkę, a nie jakieś surowe licho...


Ciemna noc w lesie wydarta była przez migoczące płomienie latarni i pochodni, skąpo oświetlając dookoła śnieg i posępne, milczące drzewa. Cisza przerywana chrzęstem spod butów i skupiony wzrok myśliwych na ciemnych kształtach. Wtem Kaspar przystanął i uniósł rękę do góry. Wytężył wzrok i wskazał palcem w kierunku między jałowce. Coś tam się poruszyło. Dla Wagnera były to jedynie jakieś kształty, które po chwili zniknęły w ciemnościach.

- Sarna - mruknął Kaspar. - Widać wilki daleko stąd.

- Nie lubię naszego lasu. - mruknął Bruno kiedy zahuczała sowa. W odpowiedzi gdzieś z oddali zawył przeciągle wilk.

- Jakieś zło siem czai w kniei. - splunął Weiss. - Ponoć gdzieś tam w mateczniku stara wiedźma mieszka. Wiekowa. Z ludzkich czaszek krew pije… Czarostwo przeklęte. - zrobił szybki znak Ulryka.

- Aye. Starzy ludzie gadajom, że z ludzkich ofiar naciąganej skóry mości se pościel na łożu…

- Może warto przy okazji sprawdzić te pogłoski? - zapytał Wagner ciekawsko.

- Dość ma noc swej biedy. - mruknął Knuklehead.

Po jakimś czasie podążania wilczym tropem, który na północy grupa podjęła w lesie… Nagle, zupełnie znienacka, wszyscy usłyszeli tętent kopyt. W oddali, poza zasięgiem blasku czarna bryła przecięła im drogę. Chwilę potem, wprost na grupę myśliwych szarżował… No właśnie co?

Bestia była wysoka na ponad dziesięć stóp. Potężne nogi należeć musiałyby do byka, ale torso pokryte czarną sierścią było humanoidalne. W potężnie umięśnionych ramionach zwierzolud trzymał oburącz wielki buzdygan. Na muskularnej szyi tkwił wielki łeb byka z długimi, ponad czerostopowymi, niemal prostymi, lekko zakrzywionymi na końcach, ostrymi rogami. Z czerwonych oczu biła nienawiść, gdy zatrzymał się przed ludźmi kilkanaście metrów przed nimi. Lewe udo pozbawione było sierści odsłaniając różowe mięśnie, nieznacznie mniej okazałe niż prawej nogi. Bestia kopała kopytem lewej nogi w śnieg, jakby gotując się do ataku.

Wagner nie miał pojęcia z czym miał do czynienia ani nie miał zamiaru się przekonywać. Bał się tak bardzo, że kiedy tylko opanował szok zaczął uciekać za najsolidniejsze drzewo w okolicy. Biegnąc czeladnik nie oglądał się na nikogo. Skupił się na biegu i sięgnięciu po róg, w który miał zadąć gdy coś pójdzie nie tak.

Czeladnik odbiegł może ze dwa kroki, gdy zewsząd dobiegły odgłosy czegoś zbliżającego się. Wagner chciał biec dalej, ale jak to były wilki wiedział, że i tak nie zdoła zbiec. Musiał zadąć i powiadomić resztę. Teraz albo nigdy!

I wtedy… Dookoła z lasu wypadły wilki. W locie mignęły z różnych stron rzucając się na zwierzoluda. Zaczęła się brutalna walka, która zaczynała się przenosić w głąb lasu. Ciężko było rozeznać się kto wygrywał. Walczący wpadali na drzewa, w zaspy, a zwierzolud raz stał na ziemi, a raz upadał. Kurzawa ze śniegu sypała się wszędzie wokoło.

Czeladnik złapał róg oburącz. Długi, giętki, cętkowany instrument trafił do ust Moritza. Za pierwszym razem wyszedł mu skrzekliwy i wątły pierd, ale już za drugą próbą zadął pięknie, głośno i donośnie. Wiedział, że jedynie chwila dzieliła go i jego kompanów od otrzymania wsparcia.

Walka zaczęła przenosić się w głąb lasu. Minotaur zaczął to uciekać, to gonić wilki. Jeden z czworonogów, młody, zatrzymał się i obserwował ludzi z ciekawością przechylając głowę. Ku niemu właśnie pomknęła strzała bliźniaka. Wilczek zaskowytał trafiony w zad. Upadł w śnieg. I wtedy… na oczach wszystkich… wilk zmienił się w nagą Ulrykę ze sterczącą z pośladka strzałą.

- Nie zabijajcie mnie! - poprosiła.

Kaspar otworzył szeroko oczy, widząc jak spełniają się jego, wypowiedziane półżartem przepowiednie... I jeszcze szerzej otworzył usta, z których po chwili rozległ się okrzyk:

- Nie strzelać! Trza ją do świątyni zaprowadzić!

- Chaos! - warknął Karl Weiss. - Jakiej świątyni? To pomiot Chaosu! - splunął z odrazą.

- Jakiego Chaosu, czempiona błogosławionego przez samego Ulryka nie poznajesz?! Nawet, kurwa, nie próbować tknąć dziewczyny! - wrzasnął Aldric. Była możliwość, że miał rację, ale teraz powiedział to przede wszystkim, żeby uratować dziewczynę przed wieśniakami. - Wagner, obejrzyj ją. - poprosił przyjaciela, sam zaś z mieczem w dłoni obserwował miejscowych.

Khazad szczerząc się nieprzyjemnie ruszył kierunku minotaura, wypatrując dogodnej okazji do włączenia się do walki. Nie można było dopuścić, żeby to uciekło, zaś jego towarzysze całkiem nieźle radzili sobie z wieśniakami. W razie czego Edmund mógł wypalić własną bronią klątwy Morra. Dlatego Arno posuwał się do przodu razem z walczącymi, ale nie włączał się, póki nie będzie pewien, że nie zrani żadnego wilka.

- Oczywiście, że zajmę się raną. - powiedział Wagner od razu zabierając się za swoją robotę. - Dobrze, że zawsze mam przy sobie narzędzia i środki opatrunkowe. Tylko upewnijcie się, że Ulryka nie otrzyma dodatkowych ran. - dodał zerkając na miejscowych Moritz.

- Nie ma obawy. - zapewnił Jost, skupiając uwagę nie na dziewczynce, a na wieśniakach, którzy w końcu nie musieli lubić zamieniającej się w wilka dziewczynki, nawet jeśli wilki pomogły w walce z rogatym potworem.

- Nie martw się, dziecko. Może nieco zaboleć. Muszę oczyścić ranę, a później dokładnie opatrzyć. - powiedział Moritz do dziewczyny.

Detlef odgrodził wieśniaków od młodej Ulryki.
- Mój przyjaciel Aldric tylko po części ma racje. Nie jest to czempion. - Morryta wskazał mieczem postrzeloną dziewczynkę. - Oto Dziecię Ulryka. Pan zimy uwodzi kobiety w całym imperium i z ich związku powstają takie oto hybrydy. Prawdziwe błogosławieństwo spadło na nas, iż jesteśmy godni spotkać jednego z nich.

Pewnie żaden z nich nie miał racji, ale – aby wyjść na dobrego przyjaciela – czeladnik jedynie pokiwał głową z aprobatą. Nie miał czasu rozmyślać czy Ulryka wykluła się z jaja smoka czy powstała z ikry kitajskiego suma. Póki co musiał jej pomóc, a aby to móc zrobić dobrze wolałby aby jej fizjonomia była możliwie podobna do ludzkiej.
 
Lechu jest offline