Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-01-2017, 19:17   #151
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Arno nie odzywał się za bardzo przez większość drogi. Nie potrafił zrozumieć, jak można było zapłacić zbirowi za to, że nawet nie kiwnął palcem. Krasnolud wolałby stokrotnie mocniej otruć skurwiela, żeby więcej na życie ludzkie i nieludzkie nie następował.

Khazad nawet przeszukiwał dom Voltera w poszukiwaniu azalii, ale jej nie znalazł. Nie znalazł również kosztowności ani pieniędzy w domu wynalazcy, a chciał przekazać je na nowy start dla niego i Magdaleny.
Niemniej rozmowa z ową dwójką oraz kolejna z rodziną Turbinów nieco poprawiła humor khazadowi.

W podróży jednak stracił go ponownie. Było zimno i biało wszędzie. Zaczynał żałować, że nie załapał się do jakiejś przytulnej kuźni.
Nocami ze snu budziły go wilcze kołysanki. Siadał wtedy na posłaniu z igliwia z młotem w dłoni i dorzucał drwa do ognia, by ten nadal odstraszał drapieżniki.

Kiedy zobaczył kapliczkę Ulryka, zgodnie z instrukcjami mieszkańców Weisslagerbergu, zyskał przynajmniej pewność, że idą we właściwym kierunku.

W końcu dotarli do Belsdorfu i natychmiast skierowali swe kroki do karczmy, niech chwała będzie Grungniemu za tak piękny widok tego ciemniejącego już dnia.
Choć sam Hammerfist był ostrożny. Zbyt dużo już widział, by dać ponieść się radosnej euforii. Mogli właśnie zamieniać jedno zagrożenie na drugie i najprawdopodobniej tak właśnie się działo. Z drugiej strony jednak patrząc, każde skupisko miejskie czy wiejskie niosło ze sobą pewne niebezpieczeństwa. Trzeba było się zawsze mieć na baczności...

W karczmie również nie zabrał głosu. Zajedno było mu czy indor gotowany będzie, czy pieczony. Najważniejsze, żeby było dużo i można było się najeść do syta. Grzańcem również krasnolud nie miał zamiaru gardzić.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 21-01-2017, 10:35   #152
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację

Kiedy Stirlandczycy zasiedli miejscowi pozdrawiali ich rękoma i dobrym słowem. Zdawali się być życzliwi, a nawet przyzwyczajeni do obcych, którzy przybywali w okolice głównie ze względu na opactwo. Moritz starał się nie pokazywać swojego dawnego ja. Nie mówił za dużo, starał się ograniczać do zwrotów grzecznościowych - chociaż gdzieś wewnątrz siedział gawędziarz czekający tylko aby opowiedzieć jakąś kolorową historię. Z tego co dało się usłyszeć od miejscowych okolicę terroryzowały wilki porywając wieśniakom zwierzęta. Abe Schafer uważał natomiast, że w głębi lasu czaiło się jakieś nienaturalne zło. Jedno z dzieci - najmłodsza córka Kachelów - cierpiała na nocne mary już od roku. Podejrzanym Moritzowi wydało się, że trzy mile od wioski leżała farma, z której nie ginęły żadne zwierzęta. Normalnie Wagner od razu zacząłby śledztwo, ale jego priorytetem tutaj było zdrowie, a dokładniej wyjście z nałogu. Czeladnik liczył, że siostry z opactwa mu w tym pomogą. Po około kwadransie do stolika podeszła dziewczynka.

- Dobry wieczór. - dziewczynka dygnęła bardzo niezgrabnie, nieprzyzwyczajona i nienauczona prawdziwej etykiety. - Nazywam się Ulryka Kachel. - mówiła rozstawiając naczynia, talerze, miski na stole. - Podam zaraz piwo i przekąski. Indor będzie gotowy za kilka godzin.

Niezgrabne dziecko po chwili położyło na stole dzban grzańca, garniec rosołu, chleb, masło, ogórki kiszone, śliwki suszone, ser, konfitury i pęto kiełbasy.

- Dobry wieczór. - odparł Moritz. - Zdaje się, że póki co nigdzie się nie wybieramy. Tym bardziej, że to jadło wygląda na smakowite.

- Piękne imię Ulryko, w taką pogodę bóg wilków pewniakiem dogląda ciebie z godnością. - Detlef uśmiechnął się do dziewczynki. - Jesteś najstarsza ze swojego rodzeństwa?

- Dziękuję. Jam najmłodsza. - odpowiedziała jakby z żalem, że najmłodsza.

- A czemu się smucisz? - dopytywał nowicjusz.

- Najmłodsi w rodzinie czasami mają najgorzej. - stwierdził Kaspar.

- Najmłodsi czasami tak, ale czy najmłodsze? - zapytał przekornie Moritz. - Ja jestem najstarszy z rodzeństwa i powiem Ci, drogi przyjacielu, że to najmłodsi zwykle są rozpieszczani. My nie mamy tych problemów, ale u szlachty doszłyby jeszcze zatargi o spuściznę po ojcu. Pierwszeństwo zwykle ma najstarszy, ale jak historia pokazuje ten też najczęściej kończy z bełtem w plecach - uśmiechnął się krzywo czeladnik. - Jak dobrze, że nie mam arystokratycznych korzeni… - dodał z ulgą Moritz.

- Byłabym starsza, to podróżować z przygodami bym mogła. - powiedziała nowicjuszowi.

- Jesteś pewna, że podróże i przygody to taka wspaniała rzecz? - z lekkim uśmiechem spytał Kaspar. - Przygody to często woda lejąca się z nieba, zimno, głód i podejrzliwe spojrzenia tych, których spotykasz podczas wędrówki. - O tym, co może spotkać na szlaku młodą kobietę, wolał nawet nie wspominać. - Dlaczego przygody, a nie mąż i dzieci? - spytał. - Albo taka sama karczma w innej miejscowości?

- Oj zaraz zakładasz, że dziewczyna to musi gary szorować i dzieci rodzić? Dajże naszej dzielnej Ulryce spokój, jeżeli będzie chciała podróżować tak też się stanie. Ale widzę, że mądra już jesteś. Musisz być starsza, to prawda i tego się trzymaj. - nalany Morryta stuknął pięścią dziewczynkę w drobny bark.

- Dlaczego gary szorować? - zdziwił się Kaspar. - Własna karczma i ludzie do pomocy.

- Oj tak mi się powiedziało, ale wiecie o co mi chodzi. Mała Ulryka na pewno też załapała.

Dziewczynka zalśniła uśmiechem białych, mocnych zębów.

- Ojciec mnie mówi, że po jego trupie, ale ja do armii wstąpię i świat zobaczę! - nabrała odwagi i entuzjazmu.

- Ulryka! - krzyknął Eberz z zaplecza. - Gary szorować!

Ona westchnęła, ramionka opadły jej niżej i ruszyła do kuchni, zanim Kaspar zdążył jej powiedzieć, że armia to ostatnie miejsce o jakim należy myśleć, gdy się chce zwiedzać świat.

Moritz nie byłby sobą gdyby nie dowiedział się jakie są koszty pobytu w karczmie. Wspólna izba kosztowała jedynie 3 Szyligi za noc, pokój z pojedynczym łożem 1 Karla i 1 Szyling, a pokój z podwójnym łożem dwa razy tyle. Za noc konia w stajni Morryta miał zapłacić aż 15 Pensów, bo Eberz uznał Śmierdziulę za chorą. Pierdziała i srała trzy razy tyle co inne konie, ale Moritz wiedział, że to nadal połowa tego na co było ją stać. Czeladnik obawiał się co powie karczmarz kiedy Śmierdziulka będzie miała gorszy dzień. Liczył na to, że za konia nie idzie wylecieć z oberży...


Tego samego wieczoru, podczas jedzenia soczystego indyka, kiedy alkohol jeszcze za mocno nie trafił Wagnera ten postanowił pomówić z karczmarzem. Skoro mieli jakiś czas spędzić w okolicy czeladnik musiał coś robić i dobrze jakby tym samym zapewnił sobie tańszy nocleg i strawę.

- Herr Eberz mogę zająć chwilę? - zapytał grzecznie czeladnik.

- No słucham. Potrzeba czego wam? - zapytał odgarnąwszy długie włosy na plecy.

- Póki co nic mi nie potrzeba jednak kiedy dostrzegłem Pana jadłospis… - Moritz pokazał ręką na ścianę gdzie wisiało wspomniane dzieło. - Wpadłem na pewien pomysł. Tak się składa, że z zawodu jestem kaligrafem. Zajmuję się ładnym, wyraźnym pisaniem i, co ważniejsze, ozdabianiem liter. Czy nie chciałby Herr abym w kilka wieczorów wykonał jadłospis w nowej, upiększonej postaci? - zapytał czeladnik. - Wiadomo, że tak biegły czytelnik jak Pan bez problemu odczyta co jest na tablicy, ale chodzi tu o ozdobę. Jestem pewien, że każdy doceni kaligrafowany jadłospis. Za robotę nie wezmę dużo. Dogadamy się na pewno. Co Herr na to?

- Hmm… Tutejsi ceny na pamięć umiejom. Większość nawet czytać nie umi. - rzekł po zastanowieniu. - A na wiosne ceny zmienie i co wtedy panie kagralifie? - zapytał.

- Dlatego też Herr Eberz kaligrafowane będą jedynie nazwy dań, a ceny damy prostą i czytelną pisownią. - odparł Moritz. - Mogę też wykonać drugi jadłospis jakby Herr chciał zmienić ten na bardziej odpowiadający innym porom roku.

- A umiłbyś to wydłubać w pięknej desce? Papier to się zniszczyć może. - stwierdził zainteresowany.

- Pergamin jest dość wytrzymały, ale w sumie mogę to wykonać na desce. Może mój przyjaciel Grimm, jako krasnolud, da mi jakieś wskazówki. U nich tylko to stolarze, kamieniarze i kowale. - odpowiedział Moritz. - To jak będzie na desce jesteśmy umówieni? Ile mógłby Herr za takie dzieło dać?

- Hymmm… Dziesieć procent zniżki dla pana na jedzenie i noclegi póki jestem tu właścicielem, oraz darmowe trunki.

- I nie ma to nic wspólnego z tym, że akurat rzucam picie? - zaśmiał się Moritz wyciągając rękę. - To jesteśmy umówieni. Robota zajmie mi kilka dni. - dodał po chwili zastanowienia.

Czeladnikowi nie pozostało nic innego jak wykonać prototypy jadłospisów na pergaminie, a następnie udać się do Grimma aby ten pomógł w naniesieniu ich na deski. Pergaminy nie powinny zająć mu dłużej jak jeden wieczór, ale z drewnem mogło być zdecydowanie więcej roboty. Ceny miały być wykonane standardowym, prostym pismem, a nazwy dań nadal czytelnym, ale ozdobionym.
 
Lechu jest offline  
Stary 22-01-2017, 06:59   #153
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielkie Księstwo Middenlandu, Belsdorf


Zimowa ciemność zapadła nad białym Drakwaldzkim Lasem.
Jasnowłosa żona karczmarza stukała w bęben umilając gościom czas w gospodzie pieśniami w obcej mowie. Z dalekiej północy języku, jak to Chłopcom ze Stirlandu pochwalił się z dumą jej mąż, Eberz.

Kiedy Winkel wieczorową porą gładkim językiem nagabywał karczmarza na wskroś przesiąknięty ojcowską smykałką domokrążcy, Morryta zaspokoiwszy pierwszy głód mlasnął, oklepał brzuch, dopił kielich i zajął się posilaniem drugiej porcji, a może niedojedzonej przez pogrążonego w targach Biberhofiana, co za różnica. W końcu Edmund zwany Detlefem, zapragnął zaspokoić również głód ciekawości, gdyż plotka dotyczyła notorycznie złych snów jednej osoby, co wszak mogło nie być zbiegiem okoliczności. Wszak Morr sen miał dla każdego. Niezbadane są Jego mary, kimy i gary. Najedzony po uszy nowicjusz jak na wspomnienie ziewnął pełną gębą od ucha do ucha. Wyglądał dziewczyny, aby zapytać o naturę owych snów, lecz się nie doczekał.

- Ulryka już dawno poszła spać. - wyjaśnił mu Eberz. - Lecz starym, to noc jeszcze młoda. - zaśmiał się. - Doniosę winka.

Nieco więcej do powiedzenia w temacie miał jegomość przy stole obok.

- Ja nie wiem co to za koszmary. Jak ja mogem wiedzieć, kiedy ona ich nie pamięta. Cierpi, bo krzyczy jednak. Budzi siem zlana potem i lęka zamknąć oczy. Szkoda dzieciaka. - miejscowy rolnik smutno zwiesił głowę nad kuflem.

- Aye. - przytaknął mu towarzysz. - A czy to nie dwanaście już zim, kiedy Kachelowie jom znaleźli i przygarnęli.

- Trzynaście. Trzynaście powiadam ci, co do nocy nawet, bo jutro mego najmłodszego som urodziny, to pamiętam.

- No jak to znaleźli? Gdzie znaleźli dobrzy ludzie, co wy powiadacie? - Morryta poczęstował się serdelkiem ze stołu i urwał grubą piętę chleba.

- We wiosce, pod lasem. Pod opactwem. Porzucił kto, lub stracił jom, gdy maluczkim noworodkiem była. Kachelowa znalazła i jom z Antonem wychowali jak swoje.

- Aye. Dobre dziecko. Udane.
- Bardzo.




Wieczór dawno zamienił się w noc, gdy strudzeni podróżnicy udali się na zasłużony spoczynek. Pierwszy od wielu dni w suchym łożu pod dachem. Jak wszyscy spali, tak i wszystkich, łącznie z Kanincherem, obudziło zamieszanie z zewnątrz pod karczmą. Gromada miejscowych stała w śniegu z pochodniami, widłami i włóczniami dookoła werandy „Basiora”.

- Nie przesadzaj Anton! - krzyczał Eberz w nocnej koszuli. - Ludziskom powiedz, coby spać poszli do domów…Ulryka pewnie zaszyła się gdzieś w samotności, coby znowu schować się przed jej tymi koszmarami!

- Mówię wam! Ślady wilcze som w wiosce! Bestie jom wzięły! – odparował przejęty Anton w kożuchu.

- Toć to ślady łap psa Millerów pewnikiem. No jak wilki niby mieliby porwać dziecko ze wsi?

- To som ślady wilka Eberz! – surowo ryczał ojciec Ulryki. - Pytam ja się raz ostatni, idziesz topić bestie i pozbyć się ich raz, a na zawsze?!

- Nie! – Eberz był równie stanowczy.

Karczmarz zwrócił się do zgromadzonej gawiedzi.

- I wam takoż samo radzę. Idźta do domów i zapomnijta o tym durnowatym pomyśle polowania.

- Córa mnie zaginęła i idem jom znaleźć z twom pomocom kumo najbliższy, lub bez niej! Kto jest ze mną?

- Aye!
- Pomożemy!
- Dalej chopy!

Tłum był głośno zgodny.

- Czekaj choć do rana. - karczmarz próbował uspokoić Antona. - Siem Ulryka nie znajdzie to pomogem szukać. Lepszom szanse będziem mieli tropić po wschodzie słońca.

- Idź do wyrka Eberz! Znajdziem Ulryke i zatłuczem bestie bez twej pomocy!

Zdenerwowany Anton obrócił się do tłumu.
- Idziemy!

Zerknął ku górze, a widząc w oknie wędrowców krzyknął.
- Pomożecie?!

Eberz głośno trzasnął karczemnymi drzwiami.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 22-01-2017 o 07:01.
Campo Viejo jest offline  
Stary 25-01-2017, 11:23   #154
 
Evil_Maniak's Avatar
 
Reputacja: 1 Evil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputację


Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Middenlandu, Stara Leśna Droga
Belsdorf


- Co o tym sądzicie towarzysze? Idziemy pomóc czy rzeczywiście lepiej poczekać na słońce? - zapytał Moritz patrząc odklejając twarz od okna.

- Ulryka może nie dotrwać do poranka - skwitował Detlef. - Łapmy pochodnie i w drogę.

Gawędziarz ku swojemu zdumieniu zauważył, że wszyscy podzielali zdanie nowicjusza. Każdy z członków drużyny szybko kompletował brakujące części garderoby.

- No i z odpoczynku byłoby tyle… Pochodnie macie wy, a mnie oczy wystarczą zaledwie - rzekł khazad, przyczepiając młot do pasa.

Detlef Luden przeklinał w duchu to miejsce naciągając drugą parę pantalonów. Pieprzona dziura, gdzie wilki gwiżdżą na palcach, a mgła konie dusi. „Jedna cholerna noc, a tutaj już dzieci porywają” – pomyślał Morryta narzucając szybko kurtkę skórzaną dla ochrony. Znając wspólne szczęście Stirlandczyków mogą się spodziewać wilkołaków albo jakieś strzygi.

- Nijak nie można dziewuszki samej w lesie ostawić - powiedział Kaspar, ubierając się do końca i buty wciągając. - Jeśli durnie tropów nie zadepczą, to na śniegu każdy ślad widać będzie, szczególnie że to niewielkie stopy, więc i niewielkie ślady będą. No chyba że - ciszej dodał, chociaż sami byli - znów się kłopoty szykują i panienka w wilka się zmieniła i uciekła.

- Jak się zmieniła to trzeba będzie zabrać pieczeń jakąś większą aby ją do powrotu skusić - zaśmiał się Wagner.

Śmiech ten jednak był pełen niepewności. Likantropopizm małej pomocy kuchennej chodził wszystkim po głowach. Bez względu jak niedorzecznie brzmiała ta idea.

- Powstrzymać pójdę resztę, bo najważniejszym, coby Jost pierwszym ślady zobaczył i nimi podążył. I o pochodnię zadbać pójdę - rzekł Hammerfist, zabierając się do wyjścia.

- Idę z Tobą. W rozmowach z tutejszymi przyda się moja prostota - rzekł Wagner i ruszył za krasnoludem.

Kaspar i Aldric zatrzymali się jeszcze w izbie, a potem kolejnych kilka chwil w jadalni zabawił. Wrócili z trzema latarniami, które powinny się okazać bardziej przydatne, niż zwykłe pochodnie. Detlef ubrał swoje szaty i szczelnie opatulił szyję, aby uchronić fałdki tłuszczu od gryzącego zimna. Schodząc po schodach złożył szybką modlitwę do swojego boga.

Chłopy pod przywództwem Antona podzielili się na dwie grupy. Każda składała się z dwóch łuczników, główny tropiciel i pięciu albo sześciu myśliwych. Wszyscy wiedzieli dokładnie co mają robić, najwyraźniej walki z wilkami w tych okolicach były chlebem powszednim dla wszystkich mieszkańców. Patrząc na ich zorganizowanie Stirlandczycy rośli w przekonaniu o powodzeniu dzisiejszej misji. Anton zwrócił się do zebranych przybyszów.

- Damy wam łucznika i dwóch ludzi. We trzy grupy szybko przeczeszemy okolice – Kaspar otrzymał róg. - Tak będziem siem nawoływać. Dostanieta jeszcze dwa psy, coby trop może złapały.

Detlef poczuł nagły przypływ kapłańskiego powołania.

- Chciałbym, żebyśmy odmówili krótką modlitwę do Ulryka i Taala, za pomyślne poszukiwania – nowicjusz nie był jednak przekonany swoich racji, a słychać to było w jego głosie. Wzrok wszystkich zebranych spoczął na grubym nowicjuszu, którego policzki nabrały koloru wstydu.

- Tu działać trza, a nie Ulrykowi rzyć zawracać zawczasu! My jom znaleźć mamy, nie on! - ktoś rzekł zniecierpliwiony nieco grubiańskim tonem.

- No tak, racja – zmieszany Morryta opuścił wzrok i zajął się czymś bardziej przyziemnym.

Mieli racje, nie teraz czas na modlitwy. Trzeba poświęcić wszystkie siły na odnalezienie Ulryki, a nie kajać się przed bogami. Dużo czasu jeszcze minie zanim Detlef będzie wiedział co to wyczucie chwili.
 
Evil_Maniak jest offline  
Stary 29-01-2017, 13:21   #155
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację

- Pomożecie?! - krzyknął Anton, stojąc w śniegu.

- Pomożemy, pomożemy - burknął do siebie khazad i nie był w tej opinii osamotniony. Wszyscy jego przyjaciele i Edmund wydawali się być jednomyślni. W końcu trzeba szukać dziecka.

Tak na prawdę jednak, w tym całym zamieszaniu, najważniejsze było, aby Jost coś widział. On był najbardziej wyspecjalizowany w tropieniu, zaś Hammerfist mógłby co najwyżej takie ślady zadeptać nie wiedząc o ich istnieniu.

Arno pospiesznie sprawdził stan swojego uzbrojenia, po czym z Bertem podążył na dół. Choć sam widział w ciemności całkiem nieźle, to zdawał sobie sprawę jak ważne były pochodnie i niezatarte ślady. Dlatego musieli załatwić źródło światła oraz to, by poczekali na człowieka znającego się na tropieniu.

Po jakimś czasie marszu w lesie, cały zespół silny w chłopa podzielił się na trzy grupki. Do nich dołączyło dwóch łuczników - Hugo i Bene Moss, jeden z ledwie trzymającym się mieczem - Karl Weiss oraz jeden z drwalskim toporem - Bruno Knucklehead. Taka wesołą kompanią podążyli na północ, za śladami. Od czasu do czasu jakieś cienie poruszały się w ciemności, ale za każdym razem okazywało się, iż nie stanowiły zagrożenia. Raz poruszyło się coś większego, ale Jost szybko stwierdził, iż jest to sarna.

Ciszę panującą podczas marszu przerwał Bruno, zaś Karl podjął temat. zdradzając pogłoskę o wiedźmie mieszkającej w kniei, jednakże czy rzeczywiście istniała, a jeśli tak, to czy piła krew z ludzkich czaszek, to ciężko było stwierdzić. Plotki mają to do siebie, że lubią okazywać się nieprawdą.
Niemniej krasnolud podzielał ciekawość Berta. Chętnie sam by sprawdził czy rzeczywiście jest w tym ziarno prawdy. Choć może nie koniecznie w tej chwili. W końcu wyruszyli na poszukiwanie Ulryki.

Nagle Hammerfist usłyszał tętent kopyt. W środku lasu. Przez krótką chwilę zastanawiał się, czy to nie jego umysł płata mu figle podsuwając taką odpowiedź dla innego, mniej oczywistego źródła dźwięków, lecz myśl ta nie zagościła długo pod kudłatym czerepem.

Wielkie stworzenie nie będące tym razem sarną, szarżowało wprost na nich. Mogło mieć z dziesięć stóp wzrostu, niewątpliwie bycze rogi na łbie tego samego zwierzęcia, ale humanoidalny, zarośnięty tors z kopytami zamiast stóp. To jednak nie czerwone oczy przyciągnęły wzrok Arno, lecz lewe udo, w przeciwieństwie do prawego, z odsłoniętymi mięśniami.
Nie miał wątpliwości, choć nigdy wcześniej nie widział takiego stworzenia oko w oko. Raz kiedyś z nudów miał okazję przejrzeć księgę, w której takie stworzenie występowało.

Minotaur.

Ktoś z tyłu posikał się w portki, zaś Grimm miał szczerą nadzieję, iż tym kimś nie był Winkel. Spojrzał na niego kątem oka, tylko przez chwilę. Zarówno on jak i Eryk stali jak wryci, zaś minotaur najwyraźniej szykował się do szarży.
Jost zdejmował łuk, Edmund stał z mieczem, natomiast krasnolud wiedział, iż w tym starciu ważniejsza była osłona niż siła ataku. Zdecydował się na młot i tarczę.

Mogliby próbować umknąć między drzewa, otoczyć i zaatakować stwora, ale ten w tym czasie mógł zmieść nieprzygotowanych Berta i Eryka. Na to khazad nie mógł pozwolić. Musiał zderzyć się z tą kupą futra choćby po to, by dać im możliwość otrząśnięcia się.

Jakie mógł mieć szanse z minotaurem w pojedynkę? Nie wiedział, nigdy nie walczył z takim czymś, ale nie sądził, by były oszałamiająco duże. Ale bez wątpienia większe niż mieli jego towarzysze.

- Wszyscy na skurwysyna! - wrzasnął i ruszył do przodu uprzedzając stwora własną szarżą. Usłyszał z lewej strony nieszczęśliwy jęk Edmunda ruszającego razem z nim.
Kątem oka dostrzegł również Josta wznoszącego łuk.

Jednakże ledwie zaczęli biec, a dookoła rozległy się odgłosy zbliżających się istot. W tej chwili Hammerfist nie miał czasu, by zastanawiać się kto do nich biegnie, choć nie spodziewał się pomocy. W końcu nikt nie wezwał pozostałych grup. Mało pocieszający był również fakt, iż na jednego zwierzoluda przypadał jeden człowiek i jeden krasnolud, ponieważ reszta została w miejscu. A przynajmniej Arno nie słyszał żadnych odgłosów przeczących tej myśli.

Słyszał za to nadciągające odgłosy... wilków. Te wypadły zewsząd, przemknęły obok nich i całą watahą wpadły na minotaura.
Zupełnie niespodziewana pomoc i to ze strony, na którą polowali. Mało tego, wyglądało to jak starcie równego z równym. Czasem jakiś wilk wyleciał w powietrze trafiony przez wściekłego przeciwnika, a czasem to minotaur leżał na śniegu.

Jeszcze większym zaskoczeniem było to, iż trafiony przez jednego z bliźniaków wilk zmienił się w Ulrykę. Na szczęście w jej obronie stanął Jost i Eryk. To ostatecznie rozwiało wątpliwości w sprawie tego, co należało zrobić. Gonić minotaura.

- Bruno, Hugo! Za mną! - krzyknął Arno, biegnąc w kierunku przenoszącej się wgłąb lasu walki. Krasnolud miał zamiar włączyć się dopiero wtedy, gdy będzie widział, że swoimi atakami nie zrani żadnego z wilków. W końcu miał zamiar im pomóc, a nie szkodzić.
I trzeba było pozbyć się rogatego skurwiela.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 30-01-2017, 08:43   #156
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Poszukiwanie śladów w mroku - zdecydowanie nie było to coś, o czym Kaspar mógłby powiedzieć, że to proste zadanie. Prawdę mówiąc znalezienie Ulryki było równie prawdopodobne, co znalezienie igły w stogu siana. No ale nie można było wrócić do łóżka i spać do samego rana. Trzeba było się ciepło ubrać i iść na poszukiwania, bez względu na to, co mówił rozum i co powiadali niektórzy co rozsądniejsi (lub też bardziej leniwi).

Wędrówka nocą, przez ciemny las, nie należała do najrozsądniejszych, nawet jeśli jedynym napotkanym zwierzęciem była zwykła, zaskoczona obecnością ludzi, sarna.
W bajania o mieszkającej w głębi lasu wiedźmie Kaspar nie wierzył, chociaż uważał, że takie opowieści lepiej było snuć przy piwie i ogniu płonącym na kominku, niż napędzać stracha co poniektórym.
Jeśli zaś chodzi o wilki, to obecność sarny sugerowała, że tych w pobliżu nie ma...

Miast wilków coś innego pojawiło się na drodze poszukiwaczy Ulryki.
Stwora takiego, rogatego, wielkiego jak dąb, Kaspar nigdy w życiu nie wiedział, lecz i tak wiedział, że nic to przyjaznego. Nim jednak zdążył latarnię odstawić i strzelić, dwaj zapalczywi kompani, co nie wiedzieli, iż najpierw z dystansu zapał przeciwnika trzeba ostudzić, zaatakowali. I jak można było po nocy strzelać, gdy równa szansa była swoich, jak i przeciwnika trafić?
Na dodatek, nie wiadomo skąd, wilki nagle się pojawiły. O dziwo - nie ludzi, a rogatego stwora zaatakowały.
Do sojusznika, nawet takiego dziwnego, strzelać nie wypadało, więc Kaspar czekał cierpliwie, aż jedna ze stron zwycięży, by potem podjąć decyzję, co robić dalej.

Strzał jednego z wieśniaków sprawił, że Kaspar otworzył szeroko oczy, widząc jak spełniają się jego, wypowiedziane półżartem przepowiednie, gdy trafiony wilk zamienił się w dziewczynę. I jeszcze szerzej otworzył usta, z których po chwili rozległ się okrzyk:
- Nie strzelać! Trza ją do świątyni zaprowadzić!

Wieśniacy co prawda o Chaosie powiadali, lecz Kaspar uważał, że nie całkiem tak to z Ulryką jest, że niekoniecznie to wpływ Chaosu właśnie. Ale również nie do końca wierzył w słowa Detlefa o Dziecięciu Ulryka.
Cokolwiek jednak się działo z Ulryką, Kaspar uważał, że nie wolno podejmować pochopnych decyzji i miał zamiar powstrzymać wieśniaków przed takowymi.
Czekał cierpliwie, aż Moritz skończy opatrywać ranę dziewczynki, stojąc równocześnie między ranną a wieśniakami. Potem miał zamiar zawinąć Ulrykę w płaszcz i jak najszybciej ruszyć do świątyni. Nie był pewien, czy mieszkańcy wioski zniosą obecność zamieniającej się w wilka dziewczynki.
 
Kerm jest offline  
Stary 30-01-2017, 23:29   #157
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny

Belsdorf
teraźniejszość
Początkowo jeszcze nie rozbudzony Aldric był oczywiście całkiem za bezzwłocznym rozpoczęciem poszukiwań Ulryki. Póki śladów nie zasypał śnieg mieli jakiekolwiek szanse przynajmniej na obranie dobrego kierunku, chociaż tak czy siak jedynym rozsądnym kierunkiem okazała się być północ. Czym prędzej przygotowali się do drogi i dołączyli do tych uczynnych mieszkańców wsi, zostawiając dziwnie obojętnego oberżystę i resztę leni.

W nieokreślonym międzyczasie Aldric zastanawiał się, jak wilki mogły porwać dziewczynę. Śladów krwi nie było, wszak ojciec by o tym wspomniał, więc co, przemówiły ludzkim głosem i zaszantażowały ją? Okrążyły i powarkując zmuszały do pójścia w pożądaną stronę? To nie miało sensu, tak jak sprawa niezauważonego dostania się ich do wioski. Sigmaryta obawiał się, że w opowieściach o złych mocach czy czarownicy mieszkającej w lesie może być nawet więcej niż ziarno prawdy. A dodawszy do tego koszmary Ulryki wychodził obraz nader niepokojący.

Czy nie ma w Imperium spokojnej wsi na ich drodze do Middleheimu? Czasami Sigmaryta myślał, że te wszystkie nieszczęścia które napotykają na swojej drodze są dziełem bogów. Pytanie tylko, co miało to znaczyć? Czy te, jak ktoś mógłby je nazwać, przygody, miały sprawdzić wartość ich idei, czystość i lojalność prawom boskim, czy może były karą za dawne przewiny, którą musieli ponieść przed docelowym odkupieniem? A może na końcu wcale nie czekała ich łaska i odkupienie?

Gdy już w lesie mieli rozdzielić się na mniejsze grupy, zaproponowano, aby wybrali swojego lidera. W jakim celu? Szczerze, Eryk nie wiedział, zgłosił się jednak po chwili ogólnej ciszy. Arno byłby w tym dobry, jednak miejscowi przydzieleni do ich grupy jakoś średnio przychylnie zerkali na niego, gdy padła propozycja. A że potrzeba było kogoś, kto do ewentualnej walki ruszy na czele, dając przykład męstwa reszcie, Bert odpadał. Kapłani Morra budzili w ludziach często skrajne emocje, i przeważnie nie te pozytywne, a Jost miał skupić się na śladach, nie na szeroko pojętym dowodzeniu. Z perspektywy Aldrica, był on najlepszym kandydatem w tej sytuacji, bo miejscowych skreślił już na starcie, w końcu ich nie znał, a stawka była wysoka.

Niedługo już miało się okazać, że męstwem dorównywał Winkelowi, mimo iż jeszcze przed godziną dałby sobie rękę uciąć, że paraliż podczas walki mu nie grozi. Ale jednak, wystarczył jeden Minotaur, bestia Chaosu niebywale niebezpieczna, nawet mimo iż w lesie osłabiona, i ohydna ponad wszelką miarę. Historie jakie czytał o tych bestiach w czytelni świątynnej nagle uderzyły go i sprowadziły nań wizje tak przerażające, iż niemożnością było choćby głos z siebie wydać.

Ale inni działali, szykowali się do walki, być może nieświadomi zagrożenia, z jakim przyjdzie im się zmierzyć.

Niespodziewanie, z odsieczą przyszły wilki. Winkel zdołał odzyskać panowanie nad ciałem i zadął w róg, nawołując pozostałe grupy jak to było ustalone.

- Arno! - Detlef krzyknął do krasnoluda - Poczekajmy na zwycięzcę tej walki, zajmiemy się niedobitkami - Morryta uniósł rękę, aby reszta myśliwych również się zatrzymała.
- Zsikałem się w spodnie? - zapytał odejmując róg od ust Wagner.
To nie Wagner popuścił, bo to spodnie jednego z bliźniaków wciąż parowały.

- Zignorowały nas - powiedział w zadumie Aldric. - Zupełnie, jakby nie widziały w nas zagrożenia. Nie atakujcie, póki same nie zbliżą się do nas - krzyknął do towarzyszy. - Stańmy bliżej siebie, na wypadek ataku - dodał jeszcze, po czym w pełni skupił się na trwającej przed nimi walce.

Jost powiesił latarnię na najbliższej gałęzi, potem zaczął obserwować walkę, postanawiając poczekać z wtrącaniem się do jej końca.
- Hugo i Bene, przygotujcie strzały - rozkazał Detlef. - Wszyscy, przygotujcie się do walki.
Arno podrapał się po czerepie.
- Nie pojmuję - pokręcił głową.- Tylko teraz to wilków bronić tych trzeba będzie, jako pozostali zlecą się. O ile przynajmniej następni po minotaurze w kolejce nie jesteśmy - burknął khazad.

Walka przenosiła się jednak z dala od ludzi, a jedyny wilk jaki został w pobliżu, po ustrzeleniu przez nadgorliwego miejscowego okazał się być... poszukiwaną Ulryką.

Bogowie chyba sobie z nich kpią...


 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 31-01-2017, 00:03   #158
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Wagner z uśmiechem kładł się w suchym, wygodnym i solidnym łóżku. Ostatnie dni nie obfitowały w podobne rozrywki dlatego czeladnik chwilę poleżał nim zasnął. Zastanawiał się jak to by było na powrót być tym samym nie pijącym na umór chłopakiem, na którego kompani zawsze mogli liczyć. Ostatnie śledztwo ekipy niemal nie zakończyło się katastrofą przez jego picie. Zrewanżował się co prawda akcją ze zniknięciem Kislevczyka, ale czy to miało jakieś znaczenie?

Moritz nie wiedział kiedy zasnął i ile spał, ale był pewien, że obudził go jakiś rozgardiasz na dole. Kiedy tylko się otrząsnął okazało się, że zaginęła Ulryka, a miejscowi uzbrojeni w pochodnie i widły chcieli ją odszukać. Eberz wolałby znaleźć dziewczynkę po świcie, ale ekipa poszukiwawcza była nieugięta. Moritz wiedział, że tropienie po nocy pewnie nie było łatwe, ale w tylu chłopa mogli dość szybko przeczesać okolicę. Oby tylko znaleźli dziewczynkę, a nie jakieś surowe licho...


Ciemna noc w lesie wydarta była przez migoczące płomienie latarni i pochodni, skąpo oświetlając dookoła śnieg i posępne, milczące drzewa. Cisza przerywana chrzęstem spod butów i skupiony wzrok myśliwych na ciemnych kształtach. Wtem Kaspar przystanął i uniósł rękę do góry. Wytężył wzrok i wskazał palcem w kierunku między jałowce. Coś tam się poruszyło. Dla Wagnera były to jedynie jakieś kształty, które po chwili zniknęły w ciemnościach.

- Sarna - mruknął Kaspar. - Widać wilki daleko stąd.

- Nie lubię naszego lasu. - mruknął Bruno kiedy zahuczała sowa. W odpowiedzi gdzieś z oddali zawył przeciągle wilk.

- Jakieś zło siem czai w kniei. - splunął Weiss. - Ponoć gdzieś tam w mateczniku stara wiedźma mieszka. Wiekowa. Z ludzkich czaszek krew pije… Czarostwo przeklęte. - zrobił szybki znak Ulryka.

- Aye. Starzy ludzie gadajom, że z ludzkich ofiar naciąganej skóry mości se pościel na łożu…

- Może warto przy okazji sprawdzić te pogłoski? - zapytał Wagner ciekawsko.

- Dość ma noc swej biedy. - mruknął Knuklehead.

Po jakimś czasie podążania wilczym tropem, który na północy grupa podjęła w lesie… Nagle, zupełnie znienacka, wszyscy usłyszeli tętent kopyt. W oddali, poza zasięgiem blasku czarna bryła przecięła im drogę. Chwilę potem, wprost na grupę myśliwych szarżował… No właśnie co?

Bestia była wysoka na ponad dziesięć stóp. Potężne nogi należeć musiałyby do byka, ale torso pokryte czarną sierścią było humanoidalne. W potężnie umięśnionych ramionach zwierzolud trzymał oburącz wielki buzdygan. Na muskularnej szyi tkwił wielki łeb byka z długimi, ponad czerostopowymi, niemal prostymi, lekko zakrzywionymi na końcach, ostrymi rogami. Z czerwonych oczu biła nienawiść, gdy zatrzymał się przed ludźmi kilkanaście metrów przed nimi. Lewe udo pozbawione było sierści odsłaniając różowe mięśnie, nieznacznie mniej okazałe niż prawej nogi. Bestia kopała kopytem lewej nogi w śnieg, jakby gotując się do ataku.

Wagner nie miał pojęcia z czym miał do czynienia ani nie miał zamiaru się przekonywać. Bał się tak bardzo, że kiedy tylko opanował szok zaczął uciekać za najsolidniejsze drzewo w okolicy. Biegnąc czeladnik nie oglądał się na nikogo. Skupił się na biegu i sięgnięciu po róg, w który miał zadąć gdy coś pójdzie nie tak.

Czeladnik odbiegł może ze dwa kroki, gdy zewsząd dobiegły odgłosy czegoś zbliżającego się. Wagner chciał biec dalej, ale jak to były wilki wiedział, że i tak nie zdoła zbiec. Musiał zadąć i powiadomić resztę. Teraz albo nigdy!

I wtedy… Dookoła z lasu wypadły wilki. W locie mignęły z różnych stron rzucając się na zwierzoluda. Zaczęła się brutalna walka, która zaczynała się przenosić w głąb lasu. Ciężko było rozeznać się kto wygrywał. Walczący wpadali na drzewa, w zaspy, a zwierzolud raz stał na ziemi, a raz upadał. Kurzawa ze śniegu sypała się wszędzie wokoło.

Czeladnik złapał róg oburącz. Długi, giętki, cętkowany instrument trafił do ust Moritza. Za pierwszym razem wyszedł mu skrzekliwy i wątły pierd, ale już za drugą próbą zadął pięknie, głośno i donośnie. Wiedział, że jedynie chwila dzieliła go i jego kompanów od otrzymania wsparcia.

Walka zaczęła przenosić się w głąb lasu. Minotaur zaczął to uciekać, to gonić wilki. Jeden z czworonogów, młody, zatrzymał się i obserwował ludzi z ciekawością przechylając głowę. Ku niemu właśnie pomknęła strzała bliźniaka. Wilczek zaskowytał trafiony w zad. Upadł w śnieg. I wtedy… na oczach wszystkich… wilk zmienił się w nagą Ulrykę ze sterczącą z pośladka strzałą.

- Nie zabijajcie mnie! - poprosiła.

Kaspar otworzył szeroko oczy, widząc jak spełniają się jego, wypowiedziane półżartem przepowiednie... I jeszcze szerzej otworzył usta, z których po chwili rozległ się okrzyk:

- Nie strzelać! Trza ją do świątyni zaprowadzić!

- Chaos! - warknął Karl Weiss. - Jakiej świątyni? To pomiot Chaosu! - splunął z odrazą.

- Jakiego Chaosu, czempiona błogosławionego przez samego Ulryka nie poznajesz?! Nawet, kurwa, nie próbować tknąć dziewczyny! - wrzasnął Aldric. Była możliwość, że miał rację, ale teraz powiedział to przede wszystkim, żeby uratować dziewczynę przed wieśniakami. - Wagner, obejrzyj ją. - poprosił przyjaciela, sam zaś z mieczem w dłoni obserwował miejscowych.

Khazad szczerząc się nieprzyjemnie ruszył kierunku minotaura, wypatrując dogodnej okazji do włączenia się do walki. Nie można było dopuścić, żeby to uciekło, zaś jego towarzysze całkiem nieźle radzili sobie z wieśniakami. W razie czego Edmund mógł wypalić własną bronią klątwy Morra. Dlatego Arno posuwał się do przodu razem z walczącymi, ale nie włączał się, póki nie będzie pewien, że nie zrani żadnego wilka.

- Oczywiście, że zajmę się raną. - powiedział Wagner od razu zabierając się za swoją robotę. - Dobrze, że zawsze mam przy sobie narzędzia i środki opatrunkowe. Tylko upewnijcie się, że Ulryka nie otrzyma dodatkowych ran. - dodał zerkając na miejscowych Moritz.

- Nie ma obawy. - zapewnił Jost, skupiając uwagę nie na dziewczynce, a na wieśniakach, którzy w końcu nie musieli lubić zamieniającej się w wilka dziewczynki, nawet jeśli wilki pomogły w walce z rogatym potworem.

- Nie martw się, dziecko. Może nieco zaboleć. Muszę oczyścić ranę, a później dokładnie opatrzyć. - powiedział Moritz do dziewczyny.

Detlef odgrodził wieśniaków od młodej Ulryki.
- Mój przyjaciel Aldric tylko po części ma racje. Nie jest to czempion. - Morryta wskazał mieczem postrzeloną dziewczynkę. - Oto Dziecię Ulryka. Pan zimy uwodzi kobiety w całym imperium i z ich związku powstają takie oto hybrydy. Prawdziwe błogosławieństwo spadło na nas, iż jesteśmy godni spotkać jednego z nich.

Pewnie żaden z nich nie miał racji, ale – aby wyjść na dobrego przyjaciela – czeladnik jedynie pokiwał głową z aprobatą. Nie miał czasu rozmyślać czy Ulryka wykluła się z jaja smoka czy powstała z ikry kitajskiego suma. Póki co musiał jej pomóc, a aby to móc zrobić dobrze wolałby aby jej fizjonomia była możliwie podobna do ludzkiej.
 
Lechu jest offline  
Stary 04-02-2017, 19:21   #159
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielkie Księstwo Middenlandu,
Las przy Belsdorfie


Rana Ulryki była powierzchowna, gdyż grot nie wbił się ani głęboko, ani nie uszkodził żadnych ważnych organów. Wagner z wprawą opatrzył skostniałymi od mrozu dłońmi dygocące ciało nagiej dziewczynki.

W międzyczasie okolica rozświetliła się bardziej na większym obszarze ograbiając las z mroku dzięki licznym pochodniom, które nieśli nabiegający miejscowi.

- Ulryka! - Anton rzucił się ku dziecku. - Już dobrze! Wszystko będzie dobrze... - mówił zdejmując kożuch, aby okryć nim dziewczynę.

- To dziecie Chaosu. - rzekł stanowczo Karl Weiss. - Wiesz co trza zrobić!
- Ani mnie się waż! - odparował ojciec.
- Oni mówią, że Ulryka to Dziecko Ulryka… - szepnął blady Bene Moss i wypuścił z ręki łuk.

Na jego twarzy malowało się przerażenie. Z odrazą patrzył na porzuconą broń.

- Jak wam odwagi nie staje, ja to zrobię. - Weiss ruszył z mieczem ku nastolatce. – Porządek mieli my zrobić raz a na wieki! - ryknął.

Anton bez broni, zagrodził mu drogę szeroką piersią.

- Po moim trupie. - syknął Anton.

- Panowie, spokojnie. - zaczął dyplomatycznie Wagner wstawszy z klęczek. - Wszystko da się wszak wyjaśnić.

- Dalej chopy! Pogromić odmieńca. Zaraza Chaosu! - podburzał Weiss.

Reszta miejscowych przystępowała z nogi na nogę, nie bardzo wiedząc co robić.

- Uciekaj! - krzyknął ojciec.

Ulryka przybrała postać wilka i nim Moritz zdołał ją powstrzymać, zwinnie czmychnęła między drzewa skacząc przez śnieg, lekko kulejąc.

Anton uderzył Karla pięścią w twarz, lecz cios nie był potężny. Głowa Weissa odchylił się do tyłu na moment. Chłop odrzucił miecz i zwarł się z sąsiadem z żelaznym uścisku. Upadli w śnieg tarzając się, lądując ciosy kułaków, kolan i łokci.

Reszta miejscowych nerwowo patrzyła po sobie. Widok Ulryki zmieniającej się w wilka zostawił na ich twarzach szok, przerażenie, emocje chwiejące się na krawędzi paniki, szaleństwa, nienawistnego strachu.




Hammerfist brnął przez las wytężając wzrok i słuch. Więcej słyszał niż widział, co się dzieło przed nim w oddali. Przedzieranie się przez las ze śniegiem po pas, z młotem bojowym w rękach, nie było tym, do czego krasnoludy zostały stworzone.
Dotarł na niewielką polankę. Stratowany śnieg czerwienił się wielkimi plamami. To tutaj odbyła się decydująca bitwa wilków z gigantycznym zwierzoludem. Minotaur uciekł w to miejsce znacznie wyprzedzając Hammerfista, zostawiając go w oddali. Wilki nie odpuściły dotrzymując bestii towarzystwa.

Arno dyszał oglądając pustą polanę. Nie znał się na tropieniu i czytaniu śladów, ale owe były w świetle gwiazd oczywiste nawet dla niego. Kopyta w krwawym tropie wiodły na północny zachód. Na wschód prowadziły liczne ślady stóp, których nie spodziewał się zobaczyć wcale. Krew lała się ciurkiem głęboko wsiąkając w śnieżną biel. Podążać widocznymi tropami było łatwo.






 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 04-02-2017, 21:03   #160
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wzywające do rozsądku, umiaru i pojednania słowa zawiodły i tak oto, w prosty sposób, Chłopcy z Biberhof ponownie wpakowali się w szambo. Kolejny raz... Zaiste, bogowie ich kochali w przedziwny sposób...

* * *

Jeśli ktoś chciał zrobić Ulryce krzywdę, to wybrał najgłupszą na świecie metodę. Zamiast cierpliwie poczekać, aż dziewczynka znajdzie się pod dachem, bez możliwości ucieczki, i wtedy ją złapać... A tutaj, w lesie, gdzie nic nie ograniczało jej swobody, akcja przypominała łapanie wiatru w polu.
Oczywiście dla Ulryki było to zdecydowanie lepsze - miała szansę ocalenia życia, bowiem Kaspar nie był pewien, czy Siostrzyczki uznałyby zamieniajacą się w wilka dziewczynkę za Dziecię Urlyka, czy czasem nie zamknęłyby Ulryki w piwniczce i czy nie posłałyby po łowców czarownic, a nie po kapłanów Ulryka.

Dla przybyszów w zasadzie najlepszym wyjściem byłoby pozostawienie wszystkiego w rękach Antona i Weissa (i pozostałych wieśniaków) i oddalenie się dyskretnie w dowolnym kierunku. Wszak rzeczą wiadomą było, iż w przypadku lokalnego konfliktu gniew przed chwilą jeszcze skłóconych 'tubylców' mógł się łatwo obrócić przeciwko obcym.

Czy jednak kompani pójdą na łatwiznę i pozostawią dalsze losy Ulryki w rękach mieszkańców wioski? Kaspar wątpił...
- Przestańcie! - zawołał. Być może powinien spróbować rozdzielić walczących, nie wiedział jednak, czy był to najlepszy pomysł. - Nie dziewczynka jest z najważniejsza, choć samo imię świadczy o tym, że spoczęła na niej łaska Ulryka. Wielka bestia krąży wokół wioski, to nią trzeba się zająć. Sami widzieliście - zwrócił się do wieśniaków, którzy byli świadkami starcia wilków i rogatą bestią. - Potwór o połowę wyższy od każdego z nas. To jego trzeba dopaść!

Gdyby wieśniacy pozostali obojętni, miał zamiar sam ruszyć śladem potwora. I krasnoluda, który pobiegł za bestią.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172