|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
17-01-2017, 19:17 | #151 |
Reputacja: 1 | Arno nie odzywał się za bardzo przez większość drogi. Nie potrafił zrozumieć, jak można było zapłacić zbirowi za to, że nawet nie kiwnął palcem. Krasnolud wolałby stokrotnie mocniej otruć skurwiela, żeby więcej na życie ludzkie i nieludzkie nie następował. Khazad nawet przeszukiwał dom Voltera w poszukiwaniu azalii, ale jej nie znalazł. Nie znalazł również kosztowności ani pieniędzy w domu wynalazcy, a chciał przekazać je na nowy start dla niego i Magdaleny. Niemniej rozmowa z ową dwójką oraz kolejna z rodziną Turbinów nieco poprawiła humor khazadowi. W podróży jednak stracił go ponownie. Było zimno i biało wszędzie. Zaczynał żałować, że nie załapał się do jakiejś przytulnej kuźni. Nocami ze snu budziły go wilcze kołysanki. Siadał wtedy na posłaniu z igliwia z młotem w dłoni i dorzucał drwa do ognia, by ten nadal odstraszał drapieżniki. Kiedy zobaczył kapliczkę Ulryka, zgodnie z instrukcjami mieszkańców Weisslagerbergu, zyskał przynajmniej pewność, że idą we właściwym kierunku. W końcu dotarli do Belsdorfu i natychmiast skierowali swe kroki do karczmy, niech chwała będzie Grungniemu za tak piękny widok tego ciemniejącego już dnia. Choć sam Hammerfist był ostrożny. Zbyt dużo już widział, by dać ponieść się radosnej euforii. Mogli właśnie zamieniać jedno zagrożenie na drugie i najprawdopodobniej tak właśnie się działo. Z drugiej strony jednak patrząc, każde skupisko miejskie czy wiejskie niosło ze sobą pewne niebezpieczeństwa. Trzeba było się zawsze mieć na baczności... W karczmie również nie zabrał głosu. Zajedno było mu czy indor gotowany będzie, czy pieczony. Najważniejsze, żeby było dużo i można było się najeść do syta. Grzańcem również krasnolud nie miał zamiaru gardzić.
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. |
21-01-2017, 10:35 | #152 |
Reputacja: 1 | Kiedy Stirlandczycy zasiedli miejscowi pozdrawiali ich rękoma i dobrym słowem. Zdawali się być życzliwi, a nawet przyzwyczajeni do obcych, którzy przybywali w okolice głównie ze względu na opactwo. Moritz starał się nie pokazywać swojego dawnego ja. Nie mówił za dużo, starał się ograniczać do zwrotów grzecznościowych - chociaż gdzieś wewnątrz siedział gawędziarz czekający tylko aby opowiedzieć jakąś kolorową historię. Z tego co dało się usłyszeć od miejscowych okolicę terroryzowały wilki porywając wieśniakom zwierzęta. Abe Schafer uważał natomiast, że w głębi lasu czaiło się jakieś nienaturalne zło. Jedno z dzieci - najmłodsza córka Kachelów - cierpiała na nocne mary już od roku. Podejrzanym Moritzowi wydało się, że trzy mile od wioski leżała farma, z której nie ginęły żadne zwierzęta. Normalnie Wagner od razu zacząłby śledztwo, ale jego priorytetem tutaj było zdrowie, a dokładniej wyjście z nałogu. Czeladnik liczył, że siostry z opactwa mu w tym pomogą. Po około kwadransie do stolika podeszła dziewczynka. - Dobry wieczór. - dziewczynka dygnęła bardzo niezgrabnie, nieprzyzwyczajona i nienauczona prawdziwej etykiety. - Nazywam się Ulryka Kachel. - mówiła rozstawiając naczynia, talerze, miski na stole. - Podam zaraz piwo i przekąski. Indor będzie gotowy za kilka godzin. Niezgrabne dziecko po chwili położyło na stole dzban grzańca, garniec rosołu, chleb, masło, ogórki kiszone, śliwki suszone, ser, konfitury i pęto kiełbasy. - Dobry wieczór. - odparł Moritz. - Zdaje się, że póki co nigdzie się nie wybieramy. Tym bardziej, że to jadło wygląda na smakowite. - Piękne imię Ulryko, w taką pogodę bóg wilków pewniakiem dogląda ciebie z godnością. - Detlef uśmiechnął się do dziewczynki. - Jesteś najstarsza ze swojego rodzeństwa? - Dziękuję. Jam najmłodsza. - odpowiedziała jakby z żalem, że najmłodsza. - A czemu się smucisz? - dopytywał nowicjusz. - Najmłodsi w rodzinie czasami mają najgorzej. - stwierdził Kaspar. - Najmłodsi czasami tak, ale czy najmłodsze? - zapytał przekornie Moritz. - Ja jestem najstarszy z rodzeństwa i powiem Ci, drogi przyjacielu, że to najmłodsi zwykle są rozpieszczani. My nie mamy tych problemów, ale u szlachty doszłyby jeszcze zatargi o spuściznę po ojcu. Pierwszeństwo zwykle ma najstarszy, ale jak historia pokazuje ten też najczęściej kończy z bełtem w plecach - uśmiechnął się krzywo czeladnik. - Jak dobrze, że nie mam arystokratycznych korzeni… - dodał z ulgą Moritz. - Byłabym starsza, to podróżować z przygodami bym mogła. - powiedziała nowicjuszowi. - Jesteś pewna, że podróże i przygody to taka wspaniała rzecz? - z lekkim uśmiechem spytał Kaspar. - Przygody to często woda lejąca się z nieba, zimno, głód i podejrzliwe spojrzenia tych, których spotykasz podczas wędrówki. - O tym, co może spotkać na szlaku młodą kobietę, wolał nawet nie wspominać. - Dlaczego przygody, a nie mąż i dzieci? - spytał. - Albo taka sama karczma w innej miejscowości? - Oj zaraz zakładasz, że dziewczyna to musi gary szorować i dzieci rodzić? Dajże naszej dzielnej Ulryce spokój, jeżeli będzie chciała podróżować tak też się stanie. Ale widzę, że mądra już jesteś. Musisz być starsza, to prawda i tego się trzymaj. - nalany Morryta stuknął pięścią dziewczynkę w drobny bark. - Dlaczego gary szorować? - zdziwił się Kaspar. - Własna karczma i ludzie do pomocy. - Oj tak mi się powiedziało, ale wiecie o co mi chodzi. Mała Ulryka na pewno też załapała. Dziewczynka zalśniła uśmiechem białych, mocnych zębów. - Ojciec mnie mówi, że po jego trupie, ale ja do armii wstąpię i świat zobaczę! - nabrała odwagi i entuzjazmu. - Ulryka! - krzyknął Eberz z zaplecza. - Gary szorować! Ona westchnęła, ramionka opadły jej niżej i ruszyła do kuchni, zanim Kaspar zdążył jej powiedzieć, że armia to ostatnie miejsce o jakim należy myśleć, gdy się chce zwiedzać świat. Moritz nie byłby sobą gdyby nie dowiedział się jakie są koszty pobytu w karczmie. Wspólna izba kosztowała jedynie 3 Szyligi za noc, pokój z pojedynczym łożem 1 Karla i 1 Szyling, a pokój z podwójnym łożem dwa razy tyle. Za noc konia w stajni Morryta miał zapłacić aż 15 Pensów, bo Eberz uznał Śmierdziulę za chorą. Pierdziała i srała trzy razy tyle co inne konie, ale Moritz wiedział, że to nadal połowa tego na co było ją stać. Czeladnik obawiał się co powie karczmarz kiedy Śmierdziulka będzie miała gorszy dzień. Liczył na to, że za konia nie idzie wylecieć z oberży... Tego samego wieczoru, podczas jedzenia soczystego indyka, kiedy alkohol jeszcze za mocno nie trafił Wagnera ten postanowił pomówić z karczmarzem. Skoro mieli jakiś czas spędzić w okolicy czeladnik musiał coś robić i dobrze jakby tym samym zapewnił sobie tańszy nocleg i strawę. - Herr Eberz mogę zająć chwilę? - zapytał grzecznie czeladnik. - No słucham. Potrzeba czego wam? - zapytał odgarnąwszy długie włosy na plecy. - Póki co nic mi nie potrzeba jednak kiedy dostrzegłem Pana jadłospis… - Moritz pokazał ręką na ścianę gdzie wisiało wspomniane dzieło. - Wpadłem na pewien pomysł. Tak się składa, że z zawodu jestem kaligrafem. Zajmuję się ładnym, wyraźnym pisaniem i, co ważniejsze, ozdabianiem liter. Czy nie chciałby Herr abym w kilka wieczorów wykonał jadłospis w nowej, upiększonej postaci? - zapytał czeladnik. - Wiadomo, że tak biegły czytelnik jak Pan bez problemu odczyta co jest na tablicy, ale chodzi tu o ozdobę. Jestem pewien, że każdy doceni kaligrafowany jadłospis. Za robotę nie wezmę dużo. Dogadamy się na pewno. Co Herr na to? - Hmm… Tutejsi ceny na pamięć umiejom. Większość nawet czytać nie umi. - rzekł po zastanowieniu. - A na wiosne ceny zmienie i co wtedy panie kagralifie? - zapytał. - Dlatego też Herr Eberz kaligrafowane będą jedynie nazwy dań, a ceny damy prostą i czytelną pisownią. - odparł Moritz. - Mogę też wykonać drugi jadłospis jakby Herr chciał zmienić ten na bardziej odpowiadający innym porom roku. - A umiłbyś to wydłubać w pięknej desce? Papier to się zniszczyć może. - stwierdził zainteresowany. - Pergamin jest dość wytrzymały, ale w sumie mogę to wykonać na desce. Może mój przyjaciel Grimm, jako krasnolud, da mi jakieś wskazówki. U nich tylko to stolarze, kamieniarze i kowale. - odpowiedział Moritz. - To jak będzie na desce jesteśmy umówieni? Ile mógłby Herr za takie dzieło dać? - Hymmm… Dziesieć procent zniżki dla pana na jedzenie i noclegi póki jestem tu właścicielem, oraz darmowe trunki. - I nie ma to nic wspólnego z tym, że akurat rzucam picie? - zaśmiał się Moritz wyciągając rękę. - To jesteśmy umówieni. Robota zajmie mi kilka dni. - dodał po chwili zastanowienia. Czeladnikowi nie pozostało nic innego jak wykonać prototypy jadłospisów na pergaminie, a następnie udać się do Grimma aby ten pomógł w naniesieniu ich na deski. Pergaminy nie powinny zająć mu dłużej jak jeden wieczór, ale z drewnem mogło być zdecydowanie więcej roboty. Ceny miały być wykonane standardowym, prostym pismem, a nazwy dań nadal czytelnym, ale ozdobionym. |
22-01-2017, 06:59 | #153 |
Northman Reputacja: 1 |
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 22-01-2017 o 07:01. |
25-01-2017, 11:23 | #154 |
Reputacja: 1 |
|
29-01-2017, 13:21 | #155 |
Reputacja: 1 | - Pomożecie?! - krzyknął Anton, stojąc w śniegu. - Pomożemy, pomożemy - burknął do siebie khazad i nie był w tej opinii osamotniony. Wszyscy jego przyjaciele i Edmund wydawali się być jednomyślni. W końcu trzeba szukać dziecka. Tak na prawdę jednak, w tym całym zamieszaniu, najważniejsze było, aby Jost coś widział. On był najbardziej wyspecjalizowany w tropieniu, zaś Hammerfist mógłby co najwyżej takie ślady zadeptać nie wiedząc o ich istnieniu. Arno pospiesznie sprawdził stan swojego uzbrojenia, po czym z Bertem podążył na dół. Choć sam widział w ciemności całkiem nieźle, to zdawał sobie sprawę jak ważne były pochodnie i niezatarte ślady. Dlatego musieli załatwić źródło światła oraz to, by poczekali na człowieka znającego się na tropieniu. Po jakimś czasie marszu w lesie, cały zespół silny w chłopa podzielił się na trzy grupki. Do nich dołączyło dwóch łuczników - Hugo i Bene Moss, jeden z ledwie trzymającym się mieczem - Karl Weiss oraz jeden z drwalskim toporem - Bruno Knucklehead. Taka wesołą kompanią podążyli na północ, za śladami. Od czasu do czasu jakieś cienie poruszały się w ciemności, ale za każdym razem okazywało się, iż nie stanowiły zagrożenia. Raz poruszyło się coś większego, ale Jost szybko stwierdził, iż jest to sarna. Ciszę panującą podczas marszu przerwał Bruno, zaś Karl podjął temat. zdradzając pogłoskę o wiedźmie mieszkającej w kniei, jednakże czy rzeczywiście istniała, a jeśli tak, to czy piła krew z ludzkich czaszek, to ciężko było stwierdzić. Plotki mają to do siebie, że lubią okazywać się nieprawdą. Niemniej krasnolud podzielał ciekawość Berta. Chętnie sam by sprawdził czy rzeczywiście jest w tym ziarno prawdy. Choć może nie koniecznie w tej chwili. W końcu wyruszyli na poszukiwanie Ulryki. Nagle Hammerfist usłyszał tętent kopyt. W środku lasu. Przez krótką chwilę zastanawiał się, czy to nie jego umysł płata mu figle podsuwając taką odpowiedź dla innego, mniej oczywistego źródła dźwięków, lecz myśl ta nie zagościła długo pod kudłatym czerepem. Wielkie stworzenie nie będące tym razem sarną, szarżowało wprost na nich. Mogło mieć z dziesięć stóp wzrostu, niewątpliwie bycze rogi na łbie tego samego zwierzęcia, ale humanoidalny, zarośnięty tors z kopytami zamiast stóp. To jednak nie czerwone oczy przyciągnęły wzrok Arno, lecz lewe udo, w przeciwieństwie do prawego, z odsłoniętymi mięśniami. Nie miał wątpliwości, choć nigdy wcześniej nie widział takiego stworzenia oko w oko. Raz kiedyś z nudów miał okazję przejrzeć księgę, w której takie stworzenie występowało. Minotaur. Ktoś z tyłu posikał się w portki, zaś Grimm miał szczerą nadzieję, iż tym kimś nie był Winkel. Spojrzał na niego kątem oka, tylko przez chwilę. Zarówno on jak i Eryk stali jak wryci, zaś minotaur najwyraźniej szykował się do szarży. Jost zdejmował łuk, Edmund stał z mieczem, natomiast krasnolud wiedział, iż w tym starciu ważniejsza była osłona niż siła ataku. Zdecydował się na młot i tarczę. Mogliby próbować umknąć między drzewa, otoczyć i zaatakować stwora, ale ten w tym czasie mógł zmieść nieprzygotowanych Berta i Eryka. Na to khazad nie mógł pozwolić. Musiał zderzyć się z tą kupą futra choćby po to, by dać im możliwość otrząśnięcia się. Jakie mógł mieć szanse z minotaurem w pojedynkę? Nie wiedział, nigdy nie walczył z takim czymś, ale nie sądził, by były oszałamiająco duże. Ale bez wątpienia większe niż mieli jego towarzysze. - Wszyscy na skurwysyna! - wrzasnął i ruszył do przodu uprzedzając stwora własną szarżą. Usłyszał z lewej strony nieszczęśliwy jęk Edmunda ruszającego razem z nim. Kątem oka dostrzegł również Josta wznoszącego łuk. Jednakże ledwie zaczęli biec, a dookoła rozległy się odgłosy zbliżających się istot. W tej chwili Hammerfist nie miał czasu, by zastanawiać się kto do nich biegnie, choć nie spodziewał się pomocy. W końcu nikt nie wezwał pozostałych grup. Mało pocieszający był również fakt, iż na jednego zwierzoluda przypadał jeden człowiek i jeden krasnolud, ponieważ reszta została w miejscu. A przynajmniej Arno nie słyszał żadnych odgłosów przeczących tej myśli. Słyszał za to nadciągające odgłosy... wilków. Te wypadły zewsząd, przemknęły obok nich i całą watahą wpadły na minotaura. Zupełnie niespodziewana pomoc i to ze strony, na którą polowali. Mało tego, wyglądało to jak starcie równego z równym. Czasem jakiś wilk wyleciał w powietrze trafiony przez wściekłego przeciwnika, a czasem to minotaur leżał na śniegu. Jeszcze większym zaskoczeniem było to, iż trafiony przez jednego z bliźniaków wilk zmienił się w Ulrykę. Na szczęście w jej obronie stanął Jost i Eryk. To ostatecznie rozwiało wątpliwości w sprawie tego, co należało zrobić. Gonić minotaura. - Bruno, Hugo! Za mną! - krzyknął Arno, biegnąc w kierunku przenoszącej się wgłąb lasu walki. Krasnolud miał zamiar włączyć się dopiero wtedy, gdy będzie widział, że swoimi atakami nie zrani żadnego z wilków. W końcu miał zamiar im pomóc, a nie szkodzić. I trzeba było pozbyć się rogatego skurwiela.
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. |
30-01-2017, 08:43 | #156 |
Administrator Reputacja: 1 | Poszukiwanie śladów w mroku - zdecydowanie nie było to coś, o czym Kaspar mógłby powiedzieć, że to proste zadanie. Prawdę mówiąc znalezienie Ulryki było równie prawdopodobne, co znalezienie igły w stogu siana. No ale nie można było wrócić do łóżka i spać do samego rana. Trzeba było się ciepło ubrać i iść na poszukiwania, bez względu na to, co mówił rozum i co powiadali niektórzy co rozsądniejsi (lub też bardziej leniwi). Wędrówka nocą, przez ciemny las, nie należała do najrozsądniejszych, nawet jeśli jedynym napotkanym zwierzęciem była zwykła, zaskoczona obecnością ludzi, sarna. W bajania o mieszkającej w głębi lasu wiedźmie Kaspar nie wierzył, chociaż uważał, że takie opowieści lepiej było snuć przy piwie i ogniu płonącym na kominku, niż napędzać stracha co poniektórym. Jeśli zaś chodzi o wilki, to obecność sarny sugerowała, że tych w pobliżu nie ma... Miast wilków coś innego pojawiło się na drodze poszukiwaczy Ulryki. Stwora takiego, rogatego, wielkiego jak dąb, Kaspar nigdy w życiu nie wiedział, lecz i tak wiedział, że nic to przyjaznego. Nim jednak zdążył latarnię odstawić i strzelić, dwaj zapalczywi kompani, co nie wiedzieli, iż najpierw z dystansu zapał przeciwnika trzeba ostudzić, zaatakowali. I jak można było po nocy strzelać, gdy równa szansa była swoich, jak i przeciwnika trafić? Na dodatek, nie wiadomo skąd, wilki nagle się pojawiły. O dziwo - nie ludzi, a rogatego stwora zaatakowały. Do sojusznika, nawet takiego dziwnego, strzelać nie wypadało, więc Kaspar czekał cierpliwie, aż jedna ze stron zwycięży, by potem podjąć decyzję, co robić dalej. Strzał jednego z wieśniaków sprawił, że Kaspar otworzył szeroko oczy, widząc jak spełniają się jego, wypowiedziane półżartem przepowiednie, gdy trafiony wilk zamienił się w dziewczynę. I jeszcze szerzej otworzył usta, z których po chwili rozległ się okrzyk: - Nie strzelać! Trza ją do świątyni zaprowadzić! Wieśniacy co prawda o Chaosie powiadali, lecz Kaspar uważał, że nie całkiem tak to z Ulryką jest, że niekoniecznie to wpływ Chaosu właśnie. Ale również nie do końca wierzył w słowa Detlefa o Dziecięciu Ulryka. Cokolwiek jednak się działo z Ulryką, Kaspar uważał, że nie wolno podejmować pochopnych decyzji i miał zamiar powstrzymać wieśniaków przed takowymi. Czekał cierpliwie, aż Moritz skończy opatrywać ranę dziewczynki, stojąc równocześnie między ranną a wieśniakami. Potem miał zamiar zawinąć Ulrykę w płaszcz i jak najszybciej ruszyć do świątyni. Nie był pewien, czy mieszkańcy wioski zniosą obecność zamieniającej się w wilka dziewczynki. |
30-01-2017, 23:29 | #157 |
Reputacja: 1 | Belsdorf teraźniejszość Początkowo jeszcze nie rozbudzony Aldric był oczywiście całkiem za bezzwłocznym rozpoczęciem poszukiwań Ulryki. Póki śladów nie zasypał śnieg mieli jakiekolwiek szanse przynajmniej na obranie dobrego kierunku, chociaż tak czy siak jedynym rozsądnym kierunkiem okazała się być północ. Czym prędzej przygotowali się do drogi i dołączyli do tych uczynnych mieszkańców wsi, zostawiając dziwnie obojętnego oberżystę i resztę leni.
__________________ – ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł. – Nie wiedziałem, że chorował. |
31-01-2017, 00:03 | #158 |
Reputacja: 1 | Wagner z uśmiechem kładł się w suchym, wygodnym i solidnym łóżku. Ostatnie dni nie obfitowały w podobne rozrywki dlatego czeladnik chwilę poleżał nim zasnął. Zastanawiał się jak to by było na powrót być tym samym nie pijącym na umór chłopakiem, na którego kompani zawsze mogli liczyć. Ostatnie śledztwo ekipy niemal nie zakończyło się katastrofą przez jego picie. Zrewanżował się co prawda akcją ze zniknięciem Kislevczyka, ale czy to miało jakieś znaczenie? Moritz nie wiedział kiedy zasnął i ile spał, ale był pewien, że obudził go jakiś rozgardiasz na dole. Kiedy tylko się otrząsnął okazało się, że zaginęła Ulryka, a miejscowi uzbrojeni w pochodnie i widły chcieli ją odszukać. Eberz wolałby znaleźć dziewczynkę po świcie, ale ekipa poszukiwawcza była nieugięta. Moritz wiedział, że tropienie po nocy pewnie nie było łatwe, ale w tylu chłopa mogli dość szybko przeczesać okolicę. Oby tylko znaleźli dziewczynkę, a nie jakieś surowe licho... Ciemna noc w lesie wydarta była przez migoczące płomienie latarni i pochodni, skąpo oświetlając dookoła śnieg i posępne, milczące drzewa. Cisza przerywana chrzęstem spod butów i skupiony wzrok myśliwych na ciemnych kształtach. Wtem Kaspar przystanął i uniósł rękę do góry. Wytężył wzrok i wskazał palcem w kierunku między jałowce. Coś tam się poruszyło. Dla Wagnera były to jedynie jakieś kształty, które po chwili zniknęły w ciemnościach. - Sarna - mruknął Kaspar. - Widać wilki daleko stąd. - Nie lubię naszego lasu. - mruknął Bruno kiedy zahuczała sowa. W odpowiedzi gdzieś z oddali zawył przeciągle wilk. - Jakieś zło siem czai w kniei. - splunął Weiss. - Ponoć gdzieś tam w mateczniku stara wiedźma mieszka. Wiekowa. Z ludzkich czaszek krew pije… Czarostwo przeklęte. - zrobił szybki znak Ulryka. - Aye. Starzy ludzie gadajom, że z ludzkich ofiar naciąganej skóry mości se pościel na łożu… - Może warto przy okazji sprawdzić te pogłoski? - zapytał Wagner ciekawsko. - Dość ma noc swej biedy. - mruknął Knuklehead. Po jakimś czasie podążania wilczym tropem, który na północy grupa podjęła w lesie… Nagle, zupełnie znienacka, wszyscy usłyszeli tętent kopyt. W oddali, poza zasięgiem blasku czarna bryła przecięła im drogę. Chwilę potem, wprost na grupę myśliwych szarżował… No właśnie co? Bestia była wysoka na ponad dziesięć stóp. Potężne nogi należeć musiałyby do byka, ale torso pokryte czarną sierścią było humanoidalne. W potężnie umięśnionych ramionach zwierzolud trzymał oburącz wielki buzdygan. Na muskularnej szyi tkwił wielki łeb byka z długimi, ponad czerostopowymi, niemal prostymi, lekko zakrzywionymi na końcach, ostrymi rogami. Z czerwonych oczu biła nienawiść, gdy zatrzymał się przed ludźmi kilkanaście metrów przed nimi. Lewe udo pozbawione było sierści odsłaniając różowe mięśnie, nieznacznie mniej okazałe niż prawej nogi. Bestia kopała kopytem lewej nogi w śnieg, jakby gotując się do ataku. Wagner nie miał pojęcia z czym miał do czynienia ani nie miał zamiaru się przekonywać. Bał się tak bardzo, że kiedy tylko opanował szok zaczął uciekać za najsolidniejsze drzewo w okolicy. Biegnąc czeladnik nie oglądał się na nikogo. Skupił się na biegu i sięgnięciu po róg, w który miał zadąć gdy coś pójdzie nie tak. Czeladnik odbiegł może ze dwa kroki, gdy zewsząd dobiegły odgłosy czegoś zbliżającego się. Wagner chciał biec dalej, ale jak to były wilki wiedział, że i tak nie zdoła zbiec. Musiał zadąć i powiadomić resztę. Teraz albo nigdy! I wtedy… Dookoła z lasu wypadły wilki. W locie mignęły z różnych stron rzucając się na zwierzoluda. Zaczęła się brutalna walka, która zaczynała się przenosić w głąb lasu. Ciężko było rozeznać się kto wygrywał. Walczący wpadali na drzewa, w zaspy, a zwierzolud raz stał na ziemi, a raz upadał. Kurzawa ze śniegu sypała się wszędzie wokoło. Czeladnik złapał róg oburącz. Długi, giętki, cętkowany instrument trafił do ust Moritza. Za pierwszym razem wyszedł mu skrzekliwy i wątły pierd, ale już za drugą próbą zadął pięknie, głośno i donośnie. Wiedział, że jedynie chwila dzieliła go i jego kompanów od otrzymania wsparcia. Walka zaczęła przenosić się w głąb lasu. Minotaur zaczął to uciekać, to gonić wilki. Jeden z czworonogów, młody, zatrzymał się i obserwował ludzi z ciekawością przechylając głowę. Ku niemu właśnie pomknęła strzała bliźniaka. Wilczek zaskowytał trafiony w zad. Upadł w śnieg. I wtedy… na oczach wszystkich… wilk zmienił się w nagą Ulrykę ze sterczącą z pośladka strzałą. - Nie zabijajcie mnie! - poprosiła. Kaspar otworzył szeroko oczy, widząc jak spełniają się jego, wypowiedziane półżartem przepowiednie... I jeszcze szerzej otworzył usta, z których po chwili rozległ się okrzyk: - Nie strzelać! Trza ją do świątyni zaprowadzić! - Chaos! - warknął Karl Weiss. - Jakiej świątyni? To pomiot Chaosu! - splunął z odrazą. - Jakiego Chaosu, czempiona błogosławionego przez samego Ulryka nie poznajesz?! Nawet, kurwa, nie próbować tknąć dziewczyny! - wrzasnął Aldric. Była możliwość, że miał rację, ale teraz powiedział to przede wszystkim, żeby uratować dziewczynę przed wieśniakami. - Wagner, obejrzyj ją. - poprosił przyjaciela, sam zaś z mieczem w dłoni obserwował miejscowych. Khazad szczerząc się nieprzyjemnie ruszył kierunku minotaura, wypatrując dogodnej okazji do włączenia się do walki. Nie można było dopuścić, żeby to uciekło, zaś jego towarzysze całkiem nieźle radzili sobie z wieśniakami. W razie czego Edmund mógł wypalić własną bronią klątwy Morra. Dlatego Arno posuwał się do przodu razem z walczącymi, ale nie włączał się, póki nie będzie pewien, że nie zrani żadnego wilka. - Oczywiście, że zajmę się raną. - powiedział Wagner od razu zabierając się za swoją robotę. - Dobrze, że zawsze mam przy sobie narzędzia i środki opatrunkowe. Tylko upewnijcie się, że Ulryka nie otrzyma dodatkowych ran. - dodał zerkając na miejscowych Moritz. - Nie ma obawy. - zapewnił Jost, skupiając uwagę nie na dziewczynce, a na wieśniakach, którzy w końcu nie musieli lubić zamieniającej się w wilka dziewczynki, nawet jeśli wilki pomogły w walce z rogatym potworem. - Nie martw się, dziecko. Może nieco zaboleć. Muszę oczyścić ranę, a później dokładnie opatrzyć. - powiedział Moritz do dziewczyny. Detlef odgrodził wieśniaków od młodej Ulryki. - Mój przyjaciel Aldric tylko po części ma racje. Nie jest to czempion. - Morryta wskazał mieczem postrzeloną dziewczynkę. - Oto Dziecię Ulryka. Pan zimy uwodzi kobiety w całym imperium i z ich związku powstają takie oto hybrydy. Prawdziwe błogosławieństwo spadło na nas, iż jesteśmy godni spotkać jednego z nich. Pewnie żaden z nich nie miał racji, ale – aby wyjść na dobrego przyjaciela – czeladnik jedynie pokiwał głową z aprobatą. Nie miał czasu rozmyślać czy Ulryka wykluła się z jaja smoka czy powstała z ikry kitajskiego suma. Póki co musiał jej pomóc, a aby to móc zrobić dobrze wolałby aby jej fizjonomia była możliwie podobna do ludzkiej. |
04-02-2017, 19:21 | #159 |
Northman Reputacja: 1 |
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |
04-02-2017, 21:03 | #160 |
Administrator Reputacja: 1 | Wzywające do rozsądku, umiaru i pojednania słowa zawiodły i tak oto, w prosty sposób, Chłopcy z Biberhof ponownie wpakowali się w szambo. Kolejny raz... Zaiste, bogowie ich kochali w przedziwny sposób... * * * Jeśli ktoś chciał zrobić Ulryce krzywdę, to wybrał najgłupszą na świecie metodę. Zamiast cierpliwie poczekać, aż dziewczynka znajdzie się pod dachem, bez możliwości ucieczki, i wtedy ją złapać... A tutaj, w lesie, gdzie nic nie ograniczało jej swobody, akcja przypominała łapanie wiatru w polu. Oczywiście dla Ulryki było to zdecydowanie lepsze - miała szansę ocalenia życia, bowiem Kaspar nie był pewien, czy Siostrzyczki uznałyby zamieniajacą się w wilka dziewczynkę za Dziecię Urlyka, czy czasem nie zamknęłyby Ulryki w piwniczce i czy nie posłałyby po łowców czarownic, a nie po kapłanów Ulryka. Dla przybyszów w zasadzie najlepszym wyjściem byłoby pozostawienie wszystkiego w rękach Antona i Weissa (i pozostałych wieśniaków) i oddalenie się dyskretnie w dowolnym kierunku. Wszak rzeczą wiadomą było, iż w przypadku lokalnego konfliktu gniew przed chwilą jeszcze skłóconych 'tubylców' mógł się łatwo obrócić przeciwko obcym. Czy jednak kompani pójdą na łatwiznę i pozostawią dalsze losy Ulryki w rękach mieszkańców wioski? Kaspar wątpił... - Przestańcie! - zawołał. Być może powinien spróbować rozdzielić walczących, nie wiedział jednak, czy był to najlepszy pomysł. - Nie dziewczynka jest z najważniejsza, choć samo imię świadczy o tym, że spoczęła na niej łaska Ulryka. Wielka bestia krąży wokół wioski, to nią trzeba się zająć. Sami widzieliście - zwrócił się do wieśniaków, którzy byli świadkami starcia wilków i rogatą bestią. - Potwór o połowę wyższy od każdego z nas. To jego trzeba dopaść! Gdyby wieśniacy pozostali obojętni, miał zamiar sam ruszyć śladem potwora. I krasnoluda, który pobiegł za bestią. |