Chociaż Harl niełatwo popadał w zdumienie - przez blisko dwa wieki sporo można zobaczyć i usłyszeć - mag zdołał zbić go tego ranka z tropu. Jedna rzecz, że szeryfowi do głowy by nie przyszło, żeby przetrząsać krzaki wokół wieży w poszukiwaniu kamyków. Co fachowiec, to jednak fachowiec i tu na dobrą sprawę jeszcze nie było czemu się dziwić. Ale takiego śledczego zapału się po nim nie spodziewał. Może w sprawie wieży, w końcu była magowa i to do niej przyjechał. Co innego oględziny trupów.
Takie zainteresowania nie kojarzyły się najlepiej. Poza tym, jeśli Harl dobrze pamiętał, przynajmniej od paru lat to nie chuderlawy czarokleta pierdział w stołek szuwarowego szeryfa. Ani nawet zydelek zastępcy. A ten tu poczynał sobie, jakby był u siebie. Manhattan sposępniał z początku, zaraz jednak machnął ręką na gliniarską dumę, a skojarzenia odłożył na spokojniejszy moment. Ani chybi Szuwary potrzebowały maga. Możliwe, że nawet bardziej, niż mu się kiedykolwiek zdawało. - No. Co połaziliśmu po krzakach, to nasze. Wygląda, że przynajmniej na razie ominie was kopanie - powiedział do pomocników, odbierając bandolet Vince'owi, któremu powierzył go na czas kamykobrania. - Wasze szczęście. Teraz pójdę zobaczyć, o co ten krzyk... - Ściągnął brwi na uwagę Mosse'a, że o trupa chyba, po czym przykazał surowo, żeby w tym czasie kamyków nie próbować ruszać ani nie podchodzić bliżej do wieży. Sprawdził i wprawnie załadował broń.
- A najlepiej idźcie Pod Kocura. Tylko się nie uchlejcie - dodał ciut łagodniej i z bandoletem w ręce pomaszerował żwawo za grabarzówną i Kastorem.
W miejsce, jak się okazało, dla zmarłych najwłaściwsze. Ha, przynajmniej raz stary pijaczyna zachował się przyzwoicie i odwalił kitę od razu na cmentarzu, oszczędzając innym zachodu. Choć, tak po prawdzie, raczej nie z własnej woli. Pusta, rozłupana jak orzeszek czaszka to dość jasna wskazówka. - Lisa, biegnij do Marianny, nic tu po tobie. I przyślij Fresnela, jeśli jeszcze tam siedzi. Harl liczył, że tropiciel dalej grzał dupsko w karczmie i - chętnie czy nie - dołączy do nich, zanim zabiorą się za szukanie śladów. Tymczasem nie bronił Kastorowi dostępu do zwłok, choć baczył, co ten z nimi robi nie gorzej niż na to, co działo się wokół. Na jego oko Milet leżał tak przynajmniej od nocy, ale jakby to wyglądało, gdyby jeden z chłopaków starego Odo dał się zaskoczyć w biały dzień jakiejś nienażartej paskudzie. Miał zresztą do swojego mózgu sentyment. |