Kobuz przyglądał się wymianie zdań wzdychając lekko. Kłócili się o takie drobiazgi, niczym przekupki na rynku. - Zwyczajny jarmark. - Sarknął pod nosem. Wykorzystując fakt, że mieli tu jeszcze chwilę zabawić, przepłukał usta solidnym haustem piwa i zamienił miecz na ciężki buzdygan wykonany ze srebra. Miecz schował do worka i zarzucił na ramię, na wypadek gdyby jednak był potrzebny. Patrząc na przygotowania, powoli coś mu zaczęło świtać. Położył na ziemi torbę i zaczął w niej szperać.
Kilka chwil później, wyciągnął na wierzch skrzynię. Ni mniej, ni więcej tylko skrzynię. Jednak zanim do niej się dostał, z magicznego pojemnika wysypało się nieco innych gratów, łom, łopata, dwie torby kolczatek. Nie zwrócił jednak na nie zbytniej uwagi, otworzył wieko i wyciągnął z niej niedużą torbę, od której z daleka można było poczuć mocny, korzenny zapach. Twarz od razu mu się rozjaśniła. Wyciągnął jeden z goździków i zaczął żuć powoli, delektując się smakiem. Następnie przesypał kilka do mniejszej sakiewki przy pasie. Potem oczywiście musiał wszystko spakować, na samym końcu złapał łopatę, która leżała wcześniej w odmętach magicznej torby. Chwilę na nią patrzył bez głębszego zrozumienia, aż jego wzrok padł na Dragomira, szykującego się do próby wyciągnięcia truchła za pomocą haka. - O, łopata, może by go po prostu wykopać? - Rzucił z autentycznym zdumieniem w głosie, jakby całkiem zapomniał że sam ją zapakował.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |