|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
31-01-2017, 11:28 | #31 |
Reputacja: 1 | Dragomir ze zdumieniem spojrzał na Furię. "Czego ona się czepia?" - Czy ja powiedziałem, że to masz być ty? O co tobie chodzi? Nie czekając na odpowiedź, zaczął przywiązywać jeden koniec liny do haka i zaczął rozglądać się za drzewem lub czymś innym, do czego mógłby przymocować kotwicę lub chociaż przywiązać swoją linę. Na pytanie zadane przez Kendricka miał przemożną ochotę to zostawić. I zrobiłby to, gdyby przed chwilą nie poczynił ku temu przygotowań - wycofać się głupio... - Trudno... może to przeżyję - odpowiedział z wyraźnym obrzydzeniem do tego, co miał właśnie zrobić. W zwłokach już się babrał, ale nie tak rozłożonych. |
31-01-2017, 14:20 | #32 |
Reputacja: 1 | Kobuz przyglądał się wymianie zdań wzdychając lekko. Kłócili się o takie drobiazgi, niczym przekupki na rynku. - Zwyczajny jarmark. - Sarknął pod nosem. Wykorzystując fakt, że mieli tu jeszcze chwilę zabawić, przepłukał usta solidnym haustem piwa i zamienił miecz na ciężki buzdygan wykonany ze srebra. Miecz schował do worka i zarzucił na ramię, na wypadek gdyby jednak był potrzebny. Patrząc na przygotowania, powoli coś mu zaczęło świtać. Położył na ziemi torbę i zaczął w niej szperać. Kilka chwil później, wyciągnął na wierzch skrzynię. Ni mniej, ni więcej tylko skrzynię. Jednak zanim do niej się dostał, z magicznego pojemnika wysypało się nieco innych gratów, łom, łopata, dwie torby kolczatek. Nie zwrócił jednak na nie zbytniej uwagi, otworzył wieko i wyciągnął z niej niedużą torbę, od której z daleka można było poczuć mocny, korzenny zapach. Twarz od razu mu się rozjaśniła. Wyciągnął jeden z goździków i zaczął żuć powoli, delektując się smakiem. Następnie przesypał kilka do mniejszej sakiewki przy pasie. Potem oczywiście musiał wszystko spakować, na samym końcu złapał łopatę, która leżała wcześniej w odmętach magicznej torby. Chwilę na nią patrzył bez głębszego zrozumienia, aż jego wzrok padł na Dragomira, szykującego się do próby wyciągnięcia truchła za pomocą haka. - O, łopata, może by go po prostu wykopać? - Rzucił z autentycznym zdumieniem w głosie, jakby całkiem zapomniał że sam ją zapakował.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
31-01-2017, 18:25 | #33 |
Reputacja: 1 |
|
03-02-2017, 16:38 | #34 |
Reputacja: 1 | Po wątpliwej przyjemności grzebania się przy trupie w wilczym dole, ćwiartowania zwłok i dyskusji na temat odpoczynku i dalszej drogi Dragomir poprowadził grupę dalej przez las, wysyłając przodem psa. Całe szczęście, że to zrobił, bo gdyby nie ostrzeżenie Afera, wpadliby w łapska wielkich niedźwiedzi. Dragomir nieco skorygował trasę i, wiedząc, że ogar czuwa, pogrążył się w rozmyślaniach. Zatem jest tu jakiś nekromanta. Z pewnością dla druidów wróg gorszy niż Bernetogh... a z tego, co powszechnie można było usłyszeć o tym typie, to również Dla Bernetogh jest to większy wróg niż druidzi. Jednak wiadomość od druidów została znaleziona przy ofiarach. Jeżeli więc list nie był fałszywy, nie było wątpliwości, że druidzi zwrócili się przeciw nim. Tylko że chyba wychodzi na to, że zaatakowali nie tego, kogo trzeba? Obcy namieszali, druidzi pomyśleli, że to wina Bernetogh, i zamordowali parę osób w odwecie... Jak tylko druidzi zauważą (a może już zauważyli), co tak naprawdę jest zagrożeniem, wojna z ich strony nie powinna już grozić mieszkańcom miasteczka. A skoro atak druidów nastąpił w wyniku nieporozumienia, nie ma też za bardzo powodu do wszczynania wojny ze strony lorda... Tylko czy nieumyślność w spowodowaniu krzywdy całkowicie zwalnia z odpowiedzialności, a przynajmniej zadośćuczynienia wobec skrzywdzonego? Tu chodzi jednak o morderstwa... Dobrze by się bardziej zorientować w sytuacji. Myśliwy rozejrzał się za Aldoną i zwolnił kroku, dając jej znać gestem głowy, że chce z nią porozmawiać. - Mam pytanie - zaczął, gdy strażniczka podeszła. - Orientujesz się może, co straż ustaliła na temat ofiar tych napaści ze strony zwierząt? Byli tam miejscowi? - Ci pokiereszowani, przy których był list? Jacyś podróżni; nie mieli przy sobie żadnych rzeczy, więc ciężko było określić skąd i po co szli. Pewnie ciała podrzucone - przecież zwierzęta im betów nie zabrały. Ale to tylko moje zdanie. - odparła strażniczka. - Czyli tożsamość ofiar nie została ustalona? Mają druidzi szczęście… Ale, oczywiście, tacy obcy też są pod ochroną prawa, prawda? - Tak… przynajmniej dopóki są na terenie pod naszą jurysdykcją. A las, zasadniczo, takowym jest; przynajmniej w opinii komendanta. Dragomir pokiwał głową. - Dzięki za informacje. Wiesz, tak po prostu myślę o tej całej sytuacji… ale mniejsza. A tak przy okazji - ten twój pies to taki pies straży miejskiej, czy twój własny? Umie coś przydatnego, czy to tylko taki… hmm, towarzysz? - To myśl, myślenie ma przyszłość, podobno. Tyle że nie w straży - roześmiała się Aldona. - A Pieseł jest mój, choć niejeden chciałby się go pozbyć. Zasadniczo oddałam go kiedyś na szkolenie na psa bojowego, ale jakoś nigdy nie używał swoich umiejętności. W mieście sam jego wygląd wystarcza, by opryszki lały w gacie gdy ich ściga. Tutaj to co innego… - A kto miałby chcieć się go pozbyć? - zdziwił się Łowczy. - No… w sumie oprychy to na pewno - uśmiechnął się. - Moja matka, na ten przykład, jako pierwsza. Wyobrażasz sobie jak on cuchnie po wyjściu z kanałów? I wpuśc tu takiego do domu! - wyszczerzyła się Aldona, której najwyraźniej ten odór nie przeszkadzał. A przynajmniej nie bardziej niż potencjalny brak psa. Myśliwy roześmiał się. - No tak… a szwędać się to on musi lubić również poza twoją służbą. Bo nie wiem, jak inaczej wyjaśnić to, że jakoś skumał się z Aferem. - Nie zamykam go - wzruszyła ramionami Aldona. Zresztą jak próbowała to po prostu rujnował komórkę. - A co, Afer to suka? Bo on to chyba pies… Nie sprawdzałam, pod tym futrem nic nie widać - uśmiechnęła się przepraszająco strażniczka, wykazując się rozbrajającą i całkowitą ignorancją w kwestii psiej fizjologii i zwyczajów. Dragomir wytrzeszczył oczy ze zdumienia i zerknął na Pieseła, który właśnie podlewał drzewo na wysokości głowy wyrośniętego sześciolatka. Zdecydowanie pies. - Żadna suka, ani Afer, ani Pieseł. Psy też mogą się kolegować. A co do widoczności… nie wdając się w szczegóły, działa to podobnie jak u ludzi - Dragomir zamilkł na chwilę, zastanawiając się, jak to ująć. - Dzieci psów biorą się stamtąd, skąd ludzkie, i potrzeba do tego… podobnej budowy ciała w tej kwestii… - dokończył powoli. Aldona wyobraziła sobie kobietę rodzącą szczenięta i popłakała się ze śmiechu. No jak wychodzą stamtąd, skąd ludzkie… Kwicząc próbowała coś z siebie wykrztusić, ale w końcu zrezygnowała i ograniczyła się do wydukanego Aha…. A to ci dowcip! - Taaa… - mruknął myśliwy, nie wiedząc, co w takiej sytuacji jeszcze powiedzieć, czując się przy tym niezręcznie. Pieseł w tym czasie skończył swoje sprawy i podbiegł najpierw do Aldony, potem do Dragomira, by go dokładnie obwąchać z każdej strony. Sierściuch następnie stanął tuż przed dwójką ludzi domagając się… no właśnie, czego? - Hmm… mogę mu dać żryć? - zapytał myśliwy. - Tak trochę. - Chcesz to daj, tylko się potem nie dziw jak będzie za tobą łaził i wyrywał kanapki z rąk. - kiwnęła głową Aldona, ocierając ostatnie łzy rozbawienia. - Przy jego gabarytach każde “trochę” to jest o “trochę” za mało. - Ale ty chyba też dajesz mu jeść, więc nie uczepi się szczególnie mnie jak… no, rzep psiego ogona? A przynajmniej nie będę w tym osamotniony? Aldona spojrzała na Dragomira i nie powiedziałą nic. Każdy, kto karmił Pieseła był sprzymierzeńcem i nie miała zamiaru zniechęcać łowczego do “oswajania” kundla w taki sposób. -Karm go, karm… - rzekła w końcu gdy milczenie się przedłużało, a Pieseł wpatrywał się w dwójkę dwunogów coraz bardziej natarczywie. Może nie był najbardziej inteligentnym z psów, ale słowo “jedzenie” potrafił rozpoznać odmieniane przez wszystkie przypadki i stany ugotowania. Dragomir spojrzał nieufnie na Aldonę. Chce go wrobić, psotnica jedna… ale rzeczywiście, myśliwy chciał nakarmić psa w celu niewielkiego oswojenia. “Trudno” - pomyślał. - “W razie czego zachęci się jeszcze Kobuza do oswajania”. Pocieszony tą myślą, myśliwy poluzował cięciwę łuku, schował go do swego specjalnego kołczanu, po czym zdjął plecak i otworzył go, przyciskając do siebie, aby przypadkiem pies nie próbował sam sobie “zapolować” na mięso w plecaku. Zawahał się jednak… ile by tu mu dać? Wreszcie, w obawie przed przejęciem inicjatywy przez Pieseła, wyciągnął porcję może nie na pełny obiad, ale na większą przekąskę. - Masz, Pieseł - powiedział, rzucając mu jedzenie, po czym pospiesznie zamknął plecak i założył go na plecy. Kudłata bestia w try miga pożarła porcję i wyraźnie chciała jeszcze. Spróbowała nawet stanąć słupka, ale wielki zad przeszkodził. - Teraz chyba nie dziabnie, jak go dotknę, co? - zapytał myśliwy. - E skąd. Wcześniej też by nie dziabnął - odparła z rozbawieniem Aldona, ciekawa jak Dragomir rozwiąże problem proszących ślepiów. Sama pierwsza potarmosiła Pieseła po skołtunionym, pełnym liści i patyków futrze. - A twój gryzie obcych? Myśliwy również zatrzymał się na chwilę i schylił się do psa. - Dobry Pieseł, dobry - powiedział pieszczotliwe i poczochrał psa po grzbiecie, udając, że nie rozumie jego proszącego spojrzenia mówiącego “Pewnie, że dobry. A teraz daj żreć!”. Po chwili wstał i ruszył dalej. - Afer może potarmosić dla zabawy. Nic groźnego, choć może być wkurzające. Raz jeden człowiek tak się na to pieklił na oczach rozbawionej grupki, gdy ten go tarmosił za nogawkę… że aż nadałem mu imię Afer, od “afery”, jaka tam była. - uśmiechnął się, po czym spojrzał na Pieseła. - Chcesz jeszcze? Pieseł szczeknął i zamarł w oczekiwaniu na rzut kotletem. - On zawsze chce. Jest nienażarty. Jak mu nie dasz to pewnie będzie wył. Dragomir znów schylił się i poczochrał psa po grzbiecie. - No masz, masz, piesku, masz - powiedział równie pieszczotliwie jak przedtem, po czym z satysfakcją i uśmiechem ruszył dalej. Pieseł też, po czym zabiegł mu drogę i usiadł, zamiatając ściółkę ogonem. - Ale ty jesteś pieszczoch! - zawołał myśliwy, pogłaskał pospiesznie Pieseła i ominął go. Spojrzał następnie na Aldonę, mówiąc z rozbawionym wyrzutem: - Specjalnie to zrobiłaś! - Ja? Sam zaproponowałeś - niewinnie oświadczyła Aldona, po czym pchnęła mocno Pieseła, który znów rozsiadł się na trasie przejścia myśliwego. - Nie nawiązuj kontaktu wzrokowego, to za chwilę… dłuższą chwilę sam się odczepi - doradziła litościwie. - ”Karm go, karm”, usłyszałem niedawno takie słowa - odparł aluzyjnie Dragomir, wciąż się uśmiechając, po czym dodał - Ale dzięki za radę. * * * W wyniku "psich pogawędek" Dragomir nie myślał już na razie o druidach. Natomiast około dwie godziny po opuszczeniu polany myśliwy, znów z łukiem w ręce, wysłał Afera na zwiad jeszcze raz, aby móc znaleźć już miejsce na odpoczynek. Nagle usłyszał, jak ktoś coś krzyczy. Było to chyba jakieś zdanie, choć myśliwy nie zrozumiał ani słowa. Zdezorientowany, rozejrzał się po pozostałych członkach drużyny. Ostatnio edytowane przez Kawalorn : 03-02-2017 o 16:40. |
03-02-2017, 22:13 | #35 |
INNA Reputacja: 1 |
__________________ Discord podany w profilu |
12-02-2017, 19:49 | #36 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Gettor : 12-02-2017 o 22:49. |
13-02-2017, 04:02 | #37 |
Reputacja: 1 | Kiedy przeciwnicy padli, a druid został pojmany, przyszedł moment o którym bardowie zwykle nie śpiewają pieśni a księgi nic nie wspominają, o ile nie są spisami rannych i zabitych. Kobuzowi huczało w uszach, oberwanie piorunem nie należało do przyjemniejszych i mimo, że nie trafił centralnie w niego, a raczej w ziemię tuż obok, to i tak poczuł na sobie mocne uderzenie. Nie chciałby przeżyć tego ponownie. Słyszał o tym zaklęciu i był świadom, że gdyby nie to, że druid siedział związany w worku, mogło być z nimi krucho, zwłaszcza z nim. Kowal nie czuł się za specjalnie. Zarówno pająki, które zdawały się mieć w sobie truciznę, jak i razy jakie dzisiaj otrzymał, dawały o sobie znać. Gdy tylko dotarli do czegoś, co musiało być resztkami obozu kłusowników, jedynie pozdrowił lekkim uniesieniem dłoni kobietę, która zdawało się żyła i padł bez sił na jedno z posłań, z mieczem u boku. Czuł się słaby jak niemowlę, gorzej nawet, niż kiedy złapał gorączkę i przez kilka dni majaczył. Nie był jednak martwy, co dało się łatwo poznać po marudzeniu dochodzącym z jego strony. - Przeklęte elfy, malaryci i ich futrzaste czworonogie dzieci. Zawszony druid i pająki, jak się dowiem który magiczny pomiot je przywołał, to obedrę ze skóry, znajdę i zamorduję do trzeciego pokolenia wstecz. Powstawiam do żelaznych klatek i wrzucę na ruszt, żeby się piekli jak najdłużej, a potem nakarmię ich nawzajem ich własną pieczenią, jeśli jeszcze będą jakimś cudem żyli. - Tyradę na temat sposobów radzenia sobie z właścicielem przyzwanych wcześniej pająków, już i tak dość mocno upstrzoną przerwami na rzężenie i łapanie oddechu, przerwał mu mocny kaszel i konieczność splunięcia krwią. To, czy spełniłby choćby część gróźb, było wątpliwe, co mógł potwierdzić każdy, kto go lepiej znał. Czyli jakieś pięć osób w okolicy kilku dni drogi. Gdy podniósł głowę by pozbyć się mieszanki posoki i flegmy, jego wzrok padł na nagą kobietę, którą elfy ewidentnie porwały i w jakimś konkretnym celu zostawiły przy życiu. - Żeby chłop, nie mógł z gołą babą, w lesie. - Mruknął pod nosem na wydechu, tak by nikt inny nie usłyszał, a następnie wrócił do pomstowania na leśnych mieszkańców. - Jak znajdziemy więcej tej długouchej zmory, ponadziewam na pal jak jeszcze będą żywe, kiedy wpadną mi w ręce, niech sobie długo umierają. - Kontynuował marudzenie i pomstowanie pod różnymi postaciami, przypominając reszcie że jeszcze żyje i nie ma się wcale najlepiej. Cała reszta mogła poczekać, co prawda nie był martwy, ale czuł się tak, jakby mocniejszy podmuch miał go wykończyć, więc leżał. Nie miał zamiaru narażać się na to, że w którymś momencie faktycznie całkiem opadnie z sił i runie nieprzytomny na ziemię. Jego znajomość trucizn była mizerna, wolał przecenić jej potencjał, niż popełnić błąd i jej nie docenić.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
13-02-2017, 23:09 | #38 |
Reputacja: 1 | Adrenalina po strzelaniu do elfów, oberwaniu jedną niespodziewaną strzałą i unikaniu ugryzienia czarciego wilka nie zdążyła jeszcze opaść, gdy nagle pojawił się jej drastyczny skok. - AFER!!! - zawołał Dragomir na widok dogorywającego psa, ruszając do niego biegiem. Natychmiast zajął się wstępnym opatrywaniem zwierzęcia. Nie był w tym może ekspertem, ale wiedział, że potrafi przy tym przynajmniej nie zaszkodzić. Myśliwemu udało się zatamować krwawienie - jednak stan ogara był wciąż fatalny. - Furia! - zawołał do towarzyszki z błagalnym wzrokiem. - Różdżka, szybko! - No i co się drzesz, nie jestem psem! - zaczęła bezczelnie, podchodząc bliżej i zakładając ręce krzyżem na piersiach. Obleciała nienawistnym wzrokiem psa oraz jego właściciela. “Jaka różdżka, jeszcze pchły mi przeniesie na sprzęt!”, pomyślała, jednak ugryzła się w język. Z jej gardła wydobyło się ciche syknięcie bólu. Popatrzyła jeszcze chwilę na cierpienie Łowcy, po czym westchnęła ostentacyjnie. Nie podchodząc do psa, wyciągnęła daleko rękę w której dzierżyła różdżkę i pacnęła kundla po sierści aż dwa razy. Szybko odskoczyła, żeby pies jej nie dotknął. Myśliwy odetchnął z ulgą i powiedział cicho: - Dziękuję… Bardzo ci dziękuję… Psiak w pierwszej chwili zaczął machać ogonem. Dopiero potem ostrożnie otworzył ślepka. Zamrugał kilka razy i rozejrzał się. Widząc swojego Pana przy sobie zerwał się na równe łapy i zaatakował Dragomira lizaniem i radosnym obszczekiwaniem. Próbował też podejść do Furii i ją obwąchać, ta jednak nie dała do siebie podejść. Pieseł, który dotąd żałośnie zawodził, również zaczął szczekać swoim niskim, psiakowym basem. Naskoczył na Afera i zaczął mu oblizywać pysk. Nastąpiła też tradycyjna wymiana obwąchań pomiędzy sierściuchami. Rogata kobieta odsunęła się jak najdalej, nie chcąc by psy ją pobrudziły czy w ogóle do niej podeszły. I tak uważała, że jej wyczyn był heroiczny, gdyż odważyła się podejść do jednego z nich. Teraz było trzeba tylko wytrzeć koniec różdżki o jakiś materiał… Wzrok rudej powędrował na skrawek materiału ubrań łowcy. Jej oczy zwęziły się na kształt wąskich szparek, a kąciki ust pognały wysoko. Z jednego z posłań w resztkach obozowiska z kolei dobiegało ciche przeklinanie. Niezbyt głośne, bo najwyraźniej kowal nie miał siły na wiele więcej niż leżenie w obecnej chwili, nie mniej jednak, nie można było pomylić tego tonu z niczym innym. Kowal żył i mimo że wyglądał jakby miał zamiar się przewrócić na nice, ale z tego co było słychać, mogło to jeszcze poczekać jakąś miarkę świecy. |
13-02-2017, 23:21 | #39 |
INNA Reputacja: 1 |
__________________ Discord podany w profilu |
15-02-2017, 11:33 | #40 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Sayane : 17-02-2017 o 08:42. |