Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-01-2017, 11:28   #31
 
Kawalorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwu
Dragomir ze zdumieniem spojrzał na Furię. "Czego ona się czepia?"
- Czy ja powiedziałem, że to masz być ty? O co tobie chodzi?
Nie czekając na odpowiedź, zaczął przywiązywać jeden koniec liny do haka i zaczął rozglądać się za drzewem lub czymś innym, do czego mógłby przymocować kotwicę lub chociaż przywiązać swoją linę.

Na pytanie zadane przez Kendricka miał przemożną ochotę to zostawić. I zrobiłby to, gdyby przed chwilą nie poczynił ku temu przygotowań - wycofać się głupio...
- Trudno... może to przeżyję - odpowiedział z wyraźnym obrzydzeniem do tego, co miał właśnie zrobić. W zwłokach już się babrał, ale nie tak rozłożonych.
 
Kawalorn jest offline  
Stary 31-01-2017, 14:20   #32
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Kobuz przyglądał się wymianie zdań wzdychając lekko. Kłócili się o takie drobiazgi, niczym przekupki na rynku. - Zwyczajny jarmark. - Sarknął pod nosem. Wykorzystując fakt, że mieli tu jeszcze chwilę zabawić, przepłukał usta solidnym haustem piwa i zamienił miecz na ciężki buzdygan wykonany ze srebra. Miecz schował do worka i zarzucił na ramię, na wypadek gdyby jednak był potrzebny. Patrząc na przygotowania, powoli coś mu zaczęło świtać. Położył na ziemi torbę i zaczął w niej szperać.

Kilka chwil później, wyciągnął na wierzch skrzynię. Ni mniej, ni więcej tylko skrzynię. Jednak zanim do niej się dostał, z magicznego pojemnika wysypało się nieco innych gratów, łom, łopata, dwie torby kolczatek. Nie zwrócił jednak na nie zbytniej uwagi, otworzył wieko i wyciągnął z niej niedużą torbę, od której z daleka można było poczuć mocny, korzenny zapach. Twarz od razu mu się rozjaśniła. Wyciągnął jeden z goździków i zaczął żuć powoli, delektując się smakiem. Następnie przesypał kilka do mniejszej sakiewki przy pasie. Potem oczywiście musiał wszystko spakować, na samym końcu złapał łopatę, która leżała wcześniej w odmętach magicznej torby. Chwilę na nią patrzył bez głębszego zrozumienia, aż jego wzrok padł na Dragomira, szykującego się do próby wyciągnięcia truchła za pomocą haka. - O, łopata, może by go po prostu wykopać? - Rzucił z autentycznym zdumieniem w głosie, jakby całkiem zapomniał że sam ją zapakował.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 31-01-2017, 18:25   #33
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
28 Eleint 1273 roku, Południe
Wężowy Las


Mimo niedelikatnego traktowania, Kobuz i Dragomir z ulgą przyjęli po leczniczym ładunku od Furii. Następnie Dragomir i Aldona zajęli się wykopytaniem trupa z dołu, zaś Dijan postanowił wybrać się na krótki zwiad po okolicy.
Łotrzyk nie znalazł śladu po zbiegłych gnollach i dość szybko uznał, że czas wracać - nie radził sobie z orientacją w dziczy tak dobrze, jak Dragomir i nie chciałby zgubić się już na początku wyprawy.
Wykopane z dołu zwłoki z pewnością należały do elfiego rodzaju i należały do mężczyzny - były w tak zaawansowanym stanie rozkładu, że nie dało się wywnioskować z nich nic więcej, a ponadto powodowały odruchy wymiotne u każdego, kto zbliżył się zbyt blisko. Pozyskany wraz ze zwłokami ekwipunek też zaczął gnić, jednak była tego pozytywna strona: bardzo łatwo było rozpoznać, która część elfiego ekwipunku była magiczna: tylko buty zachowały się w nienaruszonym stanie.
Jedno jednak było pewne: to jak towarzysze poćwiartowali znalezione zwłoki (Dragomir uznał, że wzniecanie ognia w takiej wilgoci będzie zbyt czasochłonne, jeśli w ogóle możliwe) wybije każdemu z głowy pomysł wskrzeszania ich jako nieumarłych.

Burzliwe dyskusje na temat tego, czy podróżować dalej czy rozbijać obóz na odpoczynek zdawały się nie mieć końca, aż w końcu doprowadzono do pewnego kompromisu - przejdą jeszcze trochę z Aferem ostrzegającym ich o niebezpieczeństwie i przed obiadem rozbiją obóz. Przy odrobinie szczęścia mieli szansę jeszcze tego samego dnia pokonać połowę całkowitego dystansu pomiędzy miastem, a ruinami do których zmierzali.

Dwie godziny później

Pomysł Dragomiara z tym, żeby Afer szukał w okolicy żywych stworzeń przydał się dość szybko. W trakcie dalszej wędrówki pies biegał po okolicy i kiedy znalazł coś “żywego”, przybiegał do swojego właściciela szczekając radośnie. Jedno z takich odkryć znajdowało się tuż przed nimi i gdyby nie ostrzeżenie od Afera, cała drużyna pewnie wpadłaby wprost w objęcia wielkich niedźwiedzi. Tego zagrożenia udało się uniknąć, jednak ile podobnych miejsc jeszcze napotkają?

Mgła opadała, co działało wręcz zbawiennie na komfort psychiczny każdego członka drużyny. Las wciąż sprawiał wrażenie mrocznego i nieprzyjaznego, jednak teraz przynajmniej można było widzieć na odległość większą, niż długość ramienia. Atmosfera wśród drużyny nieco się rozluźniła i wszyscy zgodnie uznali, że czas zacząć rozglądać się za miejscem na odpoczynek.
Afer raz jeszcze pobiegł do przodu w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby stwarzać zagrożenie dla drużyny.
- Cholerny pies, ktoś tu się czai! - Usłyszęli Furia i Erdor, którzy jako jedyni znali język elficki. - Xon’th, ucisz kundla, reszta…
Ktokolwiek krzyczał, zaczął mówić ciszej tak, że nie dało się już go zrozumieć.
 
Gettor jest offline  
Stary 03-02-2017, 16:38   #34
 
Kawalorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwu
Po wątpliwej przyjemności grzebania się przy trupie w wilczym dole, ćwiartowania zwłok i dyskusji na temat odpoczynku i dalszej drogi Dragomir poprowadził grupę dalej przez las, wysyłając przodem psa. Całe szczęście, że to zrobił, bo gdyby nie ostrzeżenie Afera, wpadliby w łapska wielkich niedźwiedzi. Dragomir nieco skorygował trasę i, wiedząc, że ogar czuwa, pogrążył się w rozmyślaniach.

Zatem jest tu jakiś nekromanta. Z pewnością dla druidów wróg gorszy niż Bernetogh... a z tego, co powszechnie można było usłyszeć o tym typie, to również Dla Bernetogh jest to większy wróg niż druidzi. Jednak wiadomość od druidów została znaleziona przy ofiarach. Jeżeli więc list nie był fałszywy, nie było wątpliwości, że druidzi zwrócili się przeciw nim. Tylko że chyba wychodzi na to, że zaatakowali nie tego, kogo trzeba? Obcy namieszali, druidzi pomyśleli, że to wina Bernetogh, i zamordowali parę osób w odwecie...

Jak tylko druidzi zauważą (a może już zauważyli), co tak naprawdę jest zagrożeniem, wojna z ich strony nie powinna już grozić mieszkańcom miasteczka. A skoro atak druidów nastąpił w wyniku nieporozumienia, nie ma też za bardzo powodu do wszczynania wojny ze strony lorda... Tylko czy nieumyślność w spowodowaniu krzywdy całkowicie zwalnia z odpowiedzialności, a przynajmniej zadośćuczynienia wobec skrzywdzonego? Tu chodzi jednak o morderstwa... Dobrze by się bardziej zorientować w sytuacji.

Myśliwy rozejrzał się za Aldoną i zwolnił kroku, dając jej znać gestem głowy, że chce z nią porozmawiać.
- Mam pytanie - zaczął, gdy strażniczka podeszła. - Orientujesz się może, co straż ustaliła na temat ofiar tych napaści ze strony zwierząt? Byli tam miejscowi?
- Ci pokiereszowani, przy których był list? Jacyś podróżni; nie mieli przy sobie żadnych rzeczy, więc ciężko było określić skąd i po co szli. Pewnie ciała podrzucone - przecież zwierzęta im betów nie zabrały. Ale to tylko moje zdanie.
- odparła strażniczka.
- Czyli tożsamość ofiar nie została ustalona? Mają druidzi szczęście… Ale, oczywiście, tacy obcy też są pod ochroną prawa, prawda?
- Tak… przynajmniej dopóki są na terenie pod naszą jurysdykcją. A las, zasadniczo, takowym jest; przynajmniej w opinii komendanta.

Dragomir pokiwał głową.
- Dzięki za informacje. Wiesz, tak po prostu myślę o tej całej sytuacji… ale mniejsza. A tak przy okazji - ten twój pies to taki pies straży miejskiej, czy twój własny? Umie coś przydatnego, czy to tylko taki… hmm, towarzysz?
- To myśl, myślenie ma przyszłość, podobno. Tyle że nie w straży
- roześmiała się Aldona. - A Pieseł jest mój, choć niejeden chciałby się go pozbyć. Zasadniczo oddałam go kiedyś na szkolenie na psa bojowego, ale jakoś nigdy nie używał swoich umiejętności. W mieście sam jego wygląd wystarcza, by opryszki lały w gacie gdy ich ściga. Tutaj to co innego…
- A kto miałby chcieć się go pozbyć? - zdziwił się Łowczy. - No… w sumie oprychy to na pewno - uśmiechnął się.
- Moja matka, na ten przykład, jako pierwsza. Wyobrażasz sobie jak on cuchnie po wyjściu z kanałów? I wpuśc tu takiego do domu! - wyszczerzyła się Aldona, której najwyraźniej ten odór nie przeszkadzał. A przynajmniej nie bardziej niż potencjalny brak psa. Myśliwy roześmiał się.
- No tak… a szwędać się to on musi lubić również poza twoją służbą. Bo nie wiem, jak inaczej wyjaśnić to, że jakoś skumał się z Aferem.
- Nie zamykam go
- wzruszyła ramionami Aldona. Zresztą jak próbowała to po prostu rujnował komórkę. - A co, Afer to suka? Bo on to chyba pies… Nie sprawdzałam, pod tym futrem nic nie widać - uśmiechnęła się przepraszająco strażniczka, wykazując się rozbrajającą i całkowitą ignorancją w kwestii psiej fizjologii i zwyczajów. Dragomir wytrzeszczył oczy ze zdumienia i zerknął na Pieseła, który właśnie podlewał drzewo na wysokości głowy wyrośniętego sześciolatka. Zdecydowanie pies.
- Żadna suka, ani Afer, ani Pieseł. Psy też mogą się kolegować. A co do widoczności… nie wdając się w szczegóły, działa to podobnie jak u ludzi - Dragomir zamilkł na chwilę, zastanawiając się, jak to ująć. - Dzieci psów biorą się stamtąd, skąd ludzkie, i potrzeba do tego… podobnej budowy ciała w tej kwestii… - dokończył powoli. Aldona wyobraziła sobie kobietę rodzącą szczenięta i popłakała się ze śmiechu. No jak wychodzą stamtąd, skąd ludzkie… Kwicząc próbowała coś z siebie wykrztusić, ale w końcu zrezygnowała i ograniczyła się do wydukanego Aha…. A to ci dowcip!
- Taaa… - mruknął myśliwy, nie wiedząc, co w takiej sytuacji jeszcze powiedzieć, czując się przy tym niezręcznie.

Pieseł w tym czasie skończył swoje sprawy i podbiegł najpierw do Aldony, potem do Dragomira, by go dokładnie obwąchać z każdej strony. Sierściuch następnie stanął tuż przed dwójką ludzi domagając się… no właśnie, czego?
- Hmm… mogę mu dać żryć? - zapytał myśliwy. - Tak trochę.
- Chcesz to daj, tylko się potem nie dziw jak będzie za tobą łaził i wyrywał kanapki z rąk.
- kiwnęła głową Aldona, ocierając ostatnie łzy rozbawienia. - Przy jego gabarytach każde “trochę” to jest o “trochę” za mało.
- Ale ty chyba też dajesz mu jeść, więc nie uczepi się szczególnie mnie jak… no, rzep psiego ogona? A przynajmniej nie będę w tym osamotniony?
Aldona spojrzała na Dragomira i nie powiedziałą nic. Każdy, kto karmił Pieseła był sprzymierzeńcem i nie miała zamiaru zniechęcać łowczego do “oswajania” kundla w taki sposób.
-Karm go, karm… - rzekła w końcu gdy milczenie się przedłużało, a Pieseł wpatrywał się w dwójkę dwunogów coraz bardziej natarczywie. Może nie był najbardziej inteligentnym z psów, ale słowo “jedzenie” potrafił rozpoznać odmieniane przez wszystkie przypadki i stany ugotowania.
Dragomir spojrzał nieufnie na Aldonę. Chce go wrobić, psotnica jedna… ale rzeczywiście, myśliwy chciał nakarmić psa w celu niewielkiego oswojenia. “Trudno” - pomyślał. - “W razie czego zachęci się jeszcze Kobuza do oswajania”. Pocieszony tą myślą, myśliwy poluzował cięciwę łuku, schował go do swego specjalnego kołczanu, po czym zdjął plecak i otworzył go, przyciskając do siebie, aby przypadkiem pies nie próbował sam sobie “zapolować” na mięso w plecaku. Zawahał się jednak… ile by tu mu dać? Wreszcie, w obawie przed przejęciem inicjatywy przez Pieseła, wyciągnął porcję może nie na pełny obiad, ale na większą przekąskę.
- Masz, Pieseł - powiedział, rzucając mu jedzenie, po czym pospiesznie zamknął plecak i założył go na plecy. Kudłata bestia w try miga pożarła porcję i wyraźnie chciała jeszcze. Spróbowała nawet stanąć słupka, ale wielki zad przeszkodził.
- Teraz chyba nie dziabnie, jak go dotknę, co? - zapytał myśliwy.
- E skąd. Wcześniej też by nie dziabnął - odparła z rozbawieniem Aldona, ciekawa jak Dragomir rozwiąże problem proszących ślepiów. Sama pierwsza potarmosiła Pieseła po skołtunionym, pełnym liści i patyków futrze. - A twój gryzie obcych?
Myśliwy również zatrzymał się na chwilę i schylił się do psa.
- Dobry Pieseł, dobry - powiedział pieszczotliwe i poczochrał psa po grzbiecie, udając, że nie rozumie jego proszącego spojrzenia mówiącego “Pewnie, że dobry. A teraz daj żreć!”. Po chwili wstał i ruszył dalej.
- Afer może potarmosić dla zabawy. Nic groźnego, choć może być wkurzające. Raz jeden człowiek tak się na to pieklił na oczach rozbawionej grupki, gdy ten go tarmosił za nogawkę… że aż nadałem mu imię Afer, od “afery”, jaka tam była. - uśmiechnął się, po czym spojrzał na Pieseła. - Chcesz jeszcze?
Pieseł szczeknął i zamarł w oczekiwaniu na rzut kotletem.
- On zawsze chce. Jest nienażarty. Jak mu nie dasz to pewnie będzie wył.
Dragomir znów schylił się i poczochrał psa po grzbiecie.
- No masz, masz, piesku, masz - powiedział równie pieszczotliwie jak przedtem, po czym z satysfakcją i uśmiechem ruszył dalej. Pieseł też, po czym zabiegł mu drogę i usiadł, zamiatając ściółkę ogonem.
- Ale ty jesteś pieszczoch! - zawołał myśliwy, pogłaskał pospiesznie Pieseła i ominął go. Spojrzał następnie na Aldonę, mówiąc z rozbawionym wyrzutem:
- Specjalnie to zrobiłaś!
- Ja? Sam zaproponowałeś
- niewinnie oświadczyła Aldona, po czym pchnęła mocno Pieseła, który znów rozsiadł się na trasie przejścia myśliwego. - Nie nawiązuj kontaktu wzrokowego, to za chwilę… dłuższą chwilę sam się odczepi - doradziła litościwie.
- ”Karm go, karm”, usłyszałem niedawno takie słowa - odparł aluzyjnie Dragomir, wciąż się uśmiechając, po czym dodał - Ale dzięki za radę.

* * *

W wyniku "psich pogawędek" Dragomir nie myślał już na razie o druidach. Natomiast około dwie godziny po opuszczeniu polany myśliwy, znów z łukiem w ręce, wysłał Afera na zwiad jeszcze raz, aby móc znaleźć już miejsce na odpoczynek. Nagle usłyszał, jak ktoś coś krzyczy. Było to chyba jakieś zdanie, choć myśliwy nie zrozumiał ani słowa. Zdezorientowany, rozejrzał się po pozostałych członkach drużyny.
 

Ostatnio edytowane przez Kawalorn : 03-02-2017 o 16:40.
Kawalorn jest offline  
Stary 03-02-2017, 22:13   #35
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Diablica nasiedziała się, nim inni zdążyli wydobyć zwłoki, ograbić je, poćwiartować pozostałe i cholera wie co jeszcze z nimi zrobić. Furia relaksowała się niczym królewna na ziarnku grochu, gdyż co chwila się wierciła, no bo w końcu kamień był zimny no i twardy.
Kiedy w końcu ruszyli, Diablica niechętnie włóczyła nogami, a na rozmowę o psach między Aldoną i Łowczym aż zebrało jej się na wymioty. Psy były brudne i się śliniły, roznosiły choroby, zarazki i pasożyty, w dodatku pożerały zapasy jedzenia, a jedyne co z nich wychodziło, to ulatniające się z tyłka gazy, wynikające z przeżarcia i łapczywego połykania danego pożywienia. Już na samą myśl twarz kobiety wykrzywiła się w niemiłym grymasie, jej krok przyspieszył i wyrównała się z Kobuzem, który zdawał się iść jakby sztywno przed siebie. Ale może to tylko pozory. W końcu po niedługim marszu do uszów Rudej dotarły słowa leśnych czubków.
- Cś. Elfy. Wiedzą po psie, że ktoś tu jest - szepnęła Furia do pozostałych, tak aby tylko oni ją słyszeli. Stanęła w miejscu napinając mięśnie i rozglądając się na szybko.
Kiedy kowal to usłyszał, wypowiedział kilka słów w smoczym języku i rozmył się delikatnie, całkiem jakby nie do końca stał w miejscu, gdzie się znajdował. Do ręki zaś chwycił korbacz. Na elfy lepszy byłby miecz, ale nie chciał marnować czasu ściąganiem go z pleców. Był gotów do ewentualnej walki, ale chwilowo po prostu stał cicho, patrząc w kierunku z którego dochodziły dźwięki. - Ktoś zna język? - Zapytał głośniejszym szeptem.
-Ja znam ich język - szeptem odpowiedział bard.
- Elfi nie - odszepnął Dragomir, nakładając strzałę na cięciwę łuku. - Ale może te elfy znają leśny?
Furia przewróciła oczami zazenowana. No raczej to ona przetlumaczyla im, co usłyszała. Nie miała jednak zamiaru odpowiadać. Jej usta wykrzywily się w geście irytacji.
- Będziecie dłużej gdakać to będzie po psie - stwierdziła krótko Aldona. - Broń w dłoń i ławą na przód. Pieseł zostań.
- Jeśli wyjdziemy z bronią w ręku, to zapewniam was, że wynik tego spotkania będzie do przewidzenia - wtrącił się Kendrick, powstrzymując ręką Aldonę. - Pójdę sam, będę udawać zagubionego, przestraszonego i zmęczonego wędrowca. Akurat z tym ostatnim nie powinienem większych kłopotów. Bądźcie blisko, lecz nie na tyle, aby was wykryli - mruknął niebianin, po czym wyszedł z zarośli i ruszył w stronę dobiegających go odgłosów. Opierając się ciężko o swoją włócznie, głośno sapał i co kilka kroków zatrzymywał się, aby wziąć kilka głębszych oddechów. Mozolnie, acz nieubłaganie zmierzał w stronę intruzów.
- Wariat - mruknęła Aldona, ale nie oponowała. Kto głupiemu zabroni? Chyba tylko Furia…
- Słyszałem… - powiedział głośniej Kendrick zanim jeszcze na dobre się oddalił, po czym zaczął udawać napad kaszlu, aby żaden z elfów nie wpadł na to, że do kogoś mówił. Miał nadzieję, że chłopskie opowieści o ich bezlitosnym obejściu z ludźmi są choć odrobinę przesadzone. Ów akt odwagi był jego zdaniem wart ryzyka; wiedziałem bowiem, że trupy nie zdradzą im zbyt wiele, zaś rozmową zawsze mógł wydobyć od nich garść przydatnych informacji.
Niebianin nie zaszedł zbyt daleko, jednak nie sposób było stwierdzić, czy dzikie elfy już były na ich tropie, czy jego ruch stradził ich pozycję.
Zza drzew naprzeciw wyskoczyły jak oparzone trzy długouche - wszyscy byli całkowicie wypaprani czymś na twarzy, ramionach i nogach i odziani byli w skórzane zbroje poplamione ciemno-zielonym barwnikiem. Kendrick momentalnie stwierdził, że gdyby natknął się na takiego w lesie, stojącego gdzieś nieruchomo, pewnie nie odróżniłby go od leśnej flory.
- Tutaj! - Wrzasnął jeden z nich tak, że aż stojący z tyłu towarzysze Kendricka usłyszęli. Wszyscy trzej zgodnie wymierzyli do niebianina ze swoich długich łuków. Tego, co w następnej chwili wojownik wywarczał do samego niebianina, już nie zrozumiał.
Kobuz w tym czasie schował się za drzewem i starał jak najmniej ruszać, przysłuchując się rozmowie. Miał zamiar rzucić się na pomoc Kendrickowi, kiedy ten zawoła, lub zacznie wyć z bólu. Miał tylko nadzieję że odróżni je od normalnej mowy. Co innego zaś Furia, która zwinnie wdrapała się na pobliskie drzewo i zasiadła wygodnie okrakiem na grubej gałęzi, obserwując z wysoka sytuację i jednocześnie ukrywając się na wysokości. Ruda przygotowała kuszę, którą oparła na razie o udo. Nie mogła zaatakować, bo i odległość nie sprzyjała, a i Kendrick zdawał się być cały. Mimo wszystko złośliwy uśmieszek wykwitł na jej twarzy, a z dłoni wydobyła się wiązka ciemnej energii. W okolicy rozbrzmiał dźwięk miliona skrzydełek i nieznośne bzyczenie.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 12-02-2017, 19:49   #36
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Sapiąc ciężko, Kendrick upadł na jedno kolano, całym ciałem podpierając się na włóczni. Przez chwilę nic nie mówił, mierząc przerażonym spojrzeniem elfy. Wyciągnął przed siebie pustą dłoń, w pokojowym geście, po czym wymamrotał, jąkając się przy tym ze strachu:
- C-c-co tu się dz-dzieje?! P-pomóżcie, błagam! U-upiory za-zabiły mo-moich t-towarzyszy, o-ostałem tylko j-ja! - Blefował Kendrick, licząc na to, że elfy go zrozumieją i opuszczą bronie. Nie miał zamiaru atakować ich znienacka, ale jeśli napastnicy wystrzeliliby swoje strzały, tedy dałby nura za pobliskie drzewo i wezwałby pomoc, mając nadzieję, że dał Dijanowi wystarczająco wiele czasu na oflankowanie nieświadomego jego obecności wroga.
- Nie strzelajcie! P-proszę! - Jęknął z wyimaginowanego bólu, który przeszył jego ciało, po czym chwycił się za "ranny" bok. - J-jestem ranny. Żebra p-połamali mi buzdyganem. Błagam was, p-pomóżcie mi!
Elfy wyglądały jakby zgłupiały. Opuściły lekko broń, widać głupio było im celować do bezbronnego. Coś pomiędzy sobą nawet zaczęły szeptać, jednak jeden z nich nagle chwycił towarzysza za ramię i wskazał za Kendrickiem. Aldona zrozumiała w tamtym momencie, że pagórek, który stał pomiędzy nią, a długouchymi nie ukrył jej tak dobrze, jak jej się wydawało.
- Odsuń się, głupcze! - Wrzasnęły elfy do Kendricka i rzuciły się do ataku na jego towarzyszy. Ich sojusznicy też już byli blisko…
- Pierdoleni amatorzy - mruknął wyraźnie rozgniewany niebianin, po czym podniósł się z kolan, odrzucając przy tym włócznię na bok. Elfy nie zwolniły biegu, a jeden z nich rzucił się w stronę Kendricka, widząc że ten daleki jest do bycia słabowitym. Niebieskowłosy mężczyzna z surowym wyrazem twarzy przyglądał się przez chwilę zbliżającemu się przeciwnikowi, po czym przyłożył dwa złożone ze sobą palce dłoni do skroni, koncentrując na nim moc swego umysłu. Elf zdążył przebiec ledwie kilka kroków, kiedy jego głowa dosłownie eksplodowała na oczach jego towarzyszy.
- Nie chciałem tego - powiedział Kendrick pozbawionym emocji głosem, po czym skupił się na następnym przeciwniku. - Ale nie dajecie mi innego wyboru…

Istotnie, dzikie elfy walczyły z wyraźną żądzą mordu w oczach. Do pierwszej trójki dołączyło jeszcze dwóch łuczników. Przemieszczali się szybko i starali się osaczyć członków drużyny, jednak ci nie pozostali im dłużni. Furia (schowana na drzewie) przywołała rój gryzących i zajadłych pająków, które oblazły długouche wybijając je z rytmu walki. W tym samym czasie padały już pierwsze trupy po stronie długouchych - były jednak na bieżąco uzupełniane posiłkami dobiegającymi wciąż z południowego-wschodu, gdzie elfy musiały mieć swój obóz.


Wraz z elfim czarownikiem na scenę wbiegły również dwa leśne wilki i sprowadzony został trzeci, czarci. Ze wschodu nadciągnął wielki elfi wojownik, który wyróżniał się na tle pobratymców większą krzepą i innymi barwami wojennymi na twarzy i ramionach. Zagrożenie z jego strony zostało potraktowane bardzo poważnie przez członków drużyny, bowiem został dosłownie zalany atakami ze wszystkich stron i stracił życie zanim zdołał cokolwiek zrobić. W tym samym czasie Furia zorientowała się, że jej rój pająków nie rozróżnia sojuszników od przeciwników i zaatakował Kobuza oraz Kendricka. Natychmiast je odwołała i resztę walki prowadziła w bardziej tradycyjny sposób.

Wisienką na torcie wrogich oddziałów okazał się być druid zakamuflowany przez cały ten czas jako drzewo. Momentalnie pojawił się tuż obok Kobuza i zaatakował go zaklęciem sprowadzającym błyskawice. Dodatkowo oszołomiony przez czarownika kowal zobaczył przed sobą niemalże własną śmierć i poważnie zaczął się zastanawiać czy przetrwa to spotkanie…

Dragomir w tym czasie starał się porozumieć z elfami, zwłaszcza w obliczu obecnego wśród nich druida:
- Głupcy! Druidzi nas tu wezwali! - Krzyknął we wspólnym, a potem dodał jeszcze w języku leśnym - wezwali nas druidzi! Stać!
Odpowiedział mu tylko drwiący śmiech i drwina elfiego powiernika natury.
- Sam jesteś głupcem! Zatkniemy twoją czaszkę na pal ku chwale władcy bestii! - Zaryczał druid przyzywając kolejnego potwora. Myśliwy postanowił prewencyjnie się cofnąć w krzaki słysząc groźbę, samemu zaś się odcinając:
- Spróbuj, ścierwojadzie!
- To ścierwo jest odporne na ogień i lód! - Wrzasnął Kobuz, mając na myśli przywołaną czarcią małpę. - Druid przyzywa błyskawice, Malaryta futrzasta jego mać!
W tamtym momencie walka przechylała swe szale już jednoznacznie na stronę drużyny z Bernetogh: na scenie zostali przy życiu jedynie elfi druid i czarownik wraz z przyzwanymi przez siebie wilkiem oraz małpą. Wtedy stało się to, czego towarzysze obawiali się najbardziej: czarownik dał znak druidowi, żeby ten uciekał i sprowadził “Przybysza”, na co ten przystał i zamienił się w wilka, pokonując pod nową postacią kilkanaście metrów zanim ktokolwiek zdołał się zorientować.

Furia jako pierwsza zareagowała różdżką oplatającą. Drzewa zatrzeszczały, gałęzie się wygięły, korzenie wyrwały się spod ziemi by na ogromnym obszarze (z druidem w wilczej postaci w centrum) opleść, zgnieść i zatrzymać wszystko, co miało czelność żyć i się ruszać. Kendrick dopilnował też, by umysł druida nie zdołał zbyt sprawnie pracować, chociażby przez chwilę - skoncentrowany ładunek psioniczny posłał zdolność druida do podejmowania decyzji na łopatki.
Elfi czarownik zdawał się wtedy stracić całą wolę walki. Dragomir krzyczał, żeby się poddał, a kiedy elf sięgnął po jakieś zawiniątko, strzelił żeby mu to wytrącić z ręki. Nie trafił - czarownik wyjął coś z sakwy i włożył sobie do ust. Po chwili zaczął się trząść spazmatycznie i padł na ziemię, zaś z jego ust zaczęła toczyć się piana.

Odniesione zwycięstwo zostało przypieczętowane związaniem i zatknięciem wilczemu druidowi na łeb worka na kilka minut, by ten nie mógł wzywać więcej błyskawic. Dopiero wtedy towarzysze mogli się zorientować w okolicy z której przybiegły elfy.

Obóz myśliwych, tak to wyglądało na pierwszy rzut oka, a raczej jego pozostałości. Rozrzucone posłania, niedopalone ognisko, na wpół oskurowany niedźwiedź (zdaniem Dragomira: straszne partactwo), sterta już gotowych skór i innych zwierzęcych fantów: kości, kły, mięso. Wyglądały tak, jakby wcześniej były porządnie poukładane, jednak ktoś zepchnął je na wspólną stertę.
Byli też obecni sami myśliwi - a raczej kłusownicy. Elfy najwyraźniej wyrżnęły ich co do ostatniego i ułożyli ciała na osobną kupkę, być może po to by je spalić albo rytualnie złożyć w ofierze Malarowi.
Jedna z ofiar nie była jednak martwa i wyróżniała się znacząco na tle pozostałych. Młoda dziewczyna, ludzka, leżała przy zwłokach i wiła się na wszystkie strony - tylko tyle mogła zrobić, bo była całkowicie związana i zakneblowana. A także goła i cała we krwi, choć nie wyglądało na to, żeby była ranna.

Elfi czarownik wyglądał wtedy już koszmarnie. Policzki mu się zapadły, żyły powychodziły na wierzch i przybrały obrzydliwy, zielony kolor. Był zdecydowanie martwy.
Dragomir zajął się nim pobieżnie. Myśliwy nie był medykiem, jednak w obliczu reszty drużyny był najbliższą jednostką jaką mieli do doświadczonego cyrulika. Ostrożnie sięgnął do sakwy z której elf wyciągnął coś co go powaliło. Powąchał, obejrzał zawartość. Następnie zbadał pobieżnie samego elfa. Nic. Nic mu to nie mówiło. Na wszelki wypadek dokładnie umył po tym wszystkim ręce.

Odnalazł się również Afer. Psiak leżał na ściółce sczernionej od jego krwi. Dragomir rzucił się natychmiast w jego kierunku. Zwierzę żyło. Ledwo, ale żyło. Podbiegł do niego również Pieseł, który zaczął żałośnie zawodzić. Do oczu myśliwego napłynęły łzy radości i rozpaczy jednocześnie - jeśli Afer zginie tu i teraz, po tym jak już go odnalazł żywego...
 

Ostatnio edytowane przez Gettor : 12-02-2017 o 22:49.
Gettor jest offline  
Stary 13-02-2017, 04:02   #37
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Kiedy przeciwnicy padli, a druid został pojmany, przyszedł moment o którym bardowie zwykle nie śpiewają pieśni a księgi nic nie wspominają, o ile nie są spisami rannych i zabitych. Kobuzowi huczało w uszach, oberwanie piorunem nie należało do przyjemniejszych i mimo, że nie trafił centralnie w niego, a raczej w ziemię tuż obok, to i tak poczuł na sobie mocne uderzenie. Nie chciałby przeżyć tego ponownie. Słyszał o tym zaklęciu i był świadom, że gdyby nie to, że druid siedział związany w worku, mogło być z nimi krucho, zwłaszcza z nim. Kowal nie czuł się za specjalnie. Zarówno pająki, które zdawały się mieć w sobie truciznę, jak i razy jakie dzisiaj otrzymał, dawały o sobie znać. Gdy tylko dotarli do czegoś, co musiało być resztkami obozu kłusowników, jedynie pozdrowił lekkim uniesieniem dłoni kobietę, która zdawało się żyła i padł bez sił na jedno z posłań, z mieczem u boku.


Czuł się słaby jak niemowlę, gorzej nawet, niż kiedy złapał gorączkę i przez kilka dni majaczył. Nie był jednak martwy, co dało się łatwo poznać po marudzeniu dochodzącym z jego strony. - Przeklęte elfy, malaryci i ich futrzaste czworonogie dzieci. Zawszony druid i pająki, jak się dowiem który magiczny pomiot je przywołał, to obedrę ze skóry, znajdę i zamorduję do trzeciego pokolenia wstecz. Powstawiam do żelaznych klatek i wrzucę na ruszt, żeby się piekli jak najdłużej, a potem nakarmię ich nawzajem ich własną pieczenią, jeśli jeszcze będą jakimś cudem żyli. - Tyradę na temat sposobów radzenia sobie z właścicielem przyzwanych wcześniej pająków, już i tak dość mocno upstrzoną przerwami na rzężenie i łapanie oddechu, przerwał mu mocny kaszel i konieczność splunięcia krwią. To, czy spełniłby choćby część gróźb, było wątpliwe, co mógł potwierdzić każdy, kto go lepiej znał. Czyli jakieś pięć osób w okolicy kilku dni drogi. Gdy podniósł głowę by pozbyć się mieszanki posoki i flegmy, jego wzrok padł na nagą kobietę, którą elfy ewidentnie porwały i w jakimś konkretnym celu zostawiły przy życiu. - Żeby chłop, nie mógł z gołą babą, w lesie. - Mruknął pod nosem na wydechu, tak by nikt inny nie usłyszał, a następnie wrócił do pomstowania na leśnych mieszkańców. - Jak znajdziemy więcej tej długouchej zmory, ponadziewam na pal jak jeszcze będą żywe, kiedy wpadną mi w ręce, niech sobie długo umierają. - Kontynuował marudzenie i pomstowanie pod różnymi postaciami, przypominając reszcie że jeszcze żyje i nie ma się wcale najlepiej. Cała reszta mogła poczekać, co prawda nie był martwy, ale czuł się tak, jakby mocniejszy podmuch miał go wykończyć, więc leżał. Nie miał zamiaru narażać się na to, że w którymś momencie faktycznie całkiem opadnie z sił i runie nieprzytomny na ziemię. Jego znajomość trucizn była mizerna, wolał przecenić jej potencjał, niż popełnić błąd i jej nie docenić.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 13-02-2017, 23:09   #38
 
Kawalorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwu
Adrenalina po strzelaniu do elfów, oberwaniu jedną niespodziewaną strzałą i unikaniu ugryzienia czarciego wilka nie zdążyła jeszcze opaść, gdy nagle pojawił się jej drastyczny skok.
- AFER!!! - zawołał Dragomir na widok dogorywającego psa, ruszając do niego biegiem. Natychmiast zajął się wstępnym opatrywaniem zwierzęcia. Nie był w tym może ekspertem, ale wiedział, że potrafi przy tym przynajmniej nie zaszkodzić. Myśliwemu udało się zatamować krwawienie - jednak stan ogara był wciąż fatalny.
- Furia! - zawołał do towarzyszki z błagalnym wzrokiem. - Różdżka, szybko!
- No i co się drzesz, nie jestem psem! - zaczęła bezczelnie, podchodząc bliżej i zakładając ręce krzyżem na piersiach. Obleciała nienawistnym wzrokiem psa oraz jego właściciela. “Jaka różdżka, jeszcze pchły mi przeniesie na sprzęt!”, pomyślała, jednak ugryzła się w język. Z jej gardła wydobyło się ciche syknięcie bólu. Popatrzyła jeszcze chwilę na cierpienie Łowcy, po czym westchnęła ostentacyjnie. Nie podchodząc do psa, wyciągnęła daleko rękę w której dzierżyła różdżkę i pacnęła kundla po sierści aż dwa razy. Szybko odskoczyła, żeby pies jej nie dotknął. Myśliwy odetchnął z ulgą i powiedział cicho:
- Dziękuję… Bardzo ci dziękuję…
Psiak w pierwszej chwili zaczął machać ogonem. Dopiero potem ostrożnie otworzył ślepka. Zamrugał kilka razy i rozejrzał się. Widząc swojego Pana przy sobie zerwał się na równe łapy i zaatakował Dragomira lizaniem i radosnym obszczekiwaniem. Próbował też podejść do Furii i ją obwąchać, ta jednak nie dała do siebie podejść.
Pieseł, który dotąd żałośnie zawodził, również zaczął szczekać swoim niskim, psiakowym basem. Naskoczył na Afera i zaczął mu oblizywać pysk. Nastąpiła też tradycyjna wymiana obwąchań pomiędzy sierściuchami.
Rogata kobieta odsunęła się jak najdalej, nie chcąc by psy ją pobrudziły czy w ogóle do niej podeszły. I tak uważała, że jej wyczyn był heroiczny, gdyż odważyła się podejść do jednego z nich. Teraz było trzeba tylko wytrzeć koniec różdżki o jakiś materiał… Wzrok rudej powędrował na skrawek materiału ubrań łowcy. Jej oczy zwęziły się na kształt wąskich szparek, a kąciki ust pognały wysoko.
Z jednego z posłań w resztkach obozowiska z kolei dobiegało ciche przeklinanie. Niezbyt głośne, bo najwyraźniej kowal nie miał siły na wiele więcej niż leżenie w obecnej chwili, nie mniej jednak, nie można było pomylić tego tonu z niczym innym. Kowal żył i mimo że wyglądał jakby miał zamiar się przewrócić na nice, ale z tego co było słychać, mogło to jeszcze poczekać jakąś miarkę świecy.
 
Kawalorn jest offline  
Stary 13-02-2017, 23:21   #39
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
- Następnym razem upewnij się, że nie trafisz swoim zaklęciem kogoś ze swoich, dobra? - Rzucił w stronę rudej, wyraźnie pogniewany Kendrick.
- Czep się drzewa, to nie moje! - burknęła z oburzeniem.
- A… to jednak wiesz o co chodzi! To były Twoje pajączki, miały Twoją rudą, wredną twarzyczkę! Teraz jestem cały pokąsany… - mruknął z niezadowoleniem, odciągając rękaw, aby odsłonić całe przedramię w czerwonych krostach.
- Ty wszędzie widzisz mój ryj, ale to nie mój problem, że masz obsesje! Jeszcze powiedz, że ci w gaciach gmerały, bo przecież to moje, phe. Burak jesteś i tyle, to druid rzucił tym gównem!
- Te piekielne pająki faktycznie były twoje?!
- Ryknął Kobuz i padł ponownie wyzuty z sił, jakby ten jeden ostateczny krzyk wściekłości wyzuł go z resztek sił.
- No mówię, że nie! To, że jestem rogata nie znaczy, że wszystko co złe jest ode mnie - twardo upierała się przy swoim.
- Nie unoś się na moją kobietę, łachudro! - Krzyknął Kendrick na Kobuza, po czym przeniósł wściekłe spojrzenie na Furię. - Już się znam na twoich kłamstewkach i wiem, że to były Twoje pajączki. Jak wrócimy do domu to obowiązkowo kupujesz mi maść - pogroził palcem.
- Akt własności masz że mówisz że twoja? Z tego co mi się widzi, to ona swoja jest. - Rzucił cicho. - Ale jak jeszcze raz mnie takie pajączki trafią, to mnie będziecie nieść, a tego chyba nie chcecie, o ile dacie radę. - Rzucił gderliwie.
- Bredzisz jak zwykle - zbył go słowem Kendrick. - Zostawimy cię w lesie. My nie tragarze, pomyliłeś adresy, koleś.
- Zapamiętam, przypomne ci to samo.
- Odparł Kobuz przysiegając sobie że Kendricka nieść nie będzie, nawet jeśli ten będzie zdychał.
- Jeszcze penisy wywalcie na wierzch i mierzcie długość, czuby - skomentowała niemiło odwracając się do nich plecami, żeby nie musieć na nich patrzeć. No wystarczyło, że musiała słuchać.
- Widzisz coś narobił? Nie dość, że pokąsany, to jeszcze baba zła. Brakuje jeszcze watahy goblinów - mruknął niezadowolony Kendrick.
- Idź sobie humor popraw tą gołą dupą, co tam uwiązana jakaś. - warknęła obrażona Furia.
- To do mnie? Nie interesują mnie inne dupy. Zresztą… Dajcie mi spokój, muszę iść przesłuchać tego leśnego dziada - rzekł Kendrick, po czym oddalił się od reszty i ruszył w stronę związanego druida.
- To mu powiedz, by następnym razem nie traktował innych rojem pająków, to nie było moje! - tupnęła nóżką i odeszła usiąść na kamieniu. Początkowo miała posmyrać Kobuza różdżką po nagim torsie, ale jej się odechciało, bo był niemiły.
- To się zdecydujcie czyje w końcu były, chcę wiedzieć, kogo obedrzeć ze skóry. - Rzucił kowal.
- Druida - burknęła krótko, odwracając głowę w drugą stronę. W końcu była obrażona.
- To na przyszłość, jeśli znasz to zaklęcie, nie używaj go w mojej okolicy, bo jak mnie to świństwo pogryzie, kiedyś padnę i faktycznie będzie trzeba mnie nieść. - Powiedział ciężko i splunął krwią. - Mogłabyś użyć na mnie różdżki? Ta błyskawica nie była miła. - Dodał po chwili. - Jeszcze mi w uszach szumi.

Ruda założyła nogę na nogę i zaczęła oglądać paznokcie. Jej chuda, acz zgrabna, dupa, nawet nie uniosła się z twardego siedziska, jakim był głaz. Być może nie usłyszała tej sugestii wyzbytej słowa “proszę”, a może - tak po prostu - była złośliwa

Widząc że rogata się nie rusza, odezwał się tylko pod nosem. - To nie wstaję, tak będę leżał. - Zdjął hełm, spod którego wyskoczyła kula naelektryzowanych włosów, okalających jego głowę niczym aureola i położył się z powrotem.
Po krótkiej chwili wrócił Kendrick. - Nie jestem zbyt obeznany w wilczej mowie, ale ten jeden osobnik wyraźnie nam groził - mówiąc to wskazał czubkiem zakrwawionej włóczni truchło leżące na małej polance. - Upewniłem się, że już nigdy więcej się to nie powtórzy…
- Rozumie ktoś elficki?
- Dodał po chwili, unosząc przed ich oczami wiadomość spisaną na pożółkłym ze starości papierze. Furia jednak się nie odezwała, wciąż będąc obrażoną oglądała swoje paznokcie i cieszyła się z bolesnych jęków Kobuza.
Kendrick westchnął, po czym pomachał jej przed twarzą liścikiem. - CZY. KTOŚ. ZNA. ELFICKI? - Powtórzył już na głos, nie kryjąc przy tym uśmiechu rozbawienia. Kobieta pacnęła go ręką w nadgarstek.
- Pewnie ten druid, co pająkami ciskał - burknęła.
- O co się znowu fochasz? - Spytał się Kendrick, po czym przeniósł spojrzenie na Kobuza. - Coś jej powiedział, że taka nie w humorze? - Zapytał, udając, że nie wie o co chodzi.
Kobuz tylko rozłożył ręce sam nie wiedząc o co rudej mogło chodzić.
- Prosimy…? - Powiedział najgrzecznej jak potrafił Kendrick, po czym wręczył jej wiadomość do ręki.
- Prosi to się świnia, ale twój Baleron został w chlewie - odparła z nieukrywalną wzgardą, po czym niemal wyszarpała notatkę, jak lis ze wścieklizną. Zerknęła na krótką chwilę, aby przeczytać te bohomazy na głos.
- Zawsze to działa - mruknął Kendrick do Kobuza, tak by Furia go nie usłyszała.
Przeczytawszy całość, Furia nie do końca wiedziała co sądzić o tej “wiadomości”.
Na tym zwitku papieru została opisana procedura używana przez dzikie elfy, a dokładniej to przez ważne osobistości wśród ich społeczności.
Zgodnie z zapiskami każda z wysoko postawionych osób wśród nich ofiaruje część swojego ciała do tajnej skrytki - wystarczająco dużą, żeby dało się ją magicznie utrzymać przy życiu.
- Następnie jest napisane, że jeśli taka osoba nie zamelduje się co najmniej raz na Shillgaroth, zostanie uznana za zmarłą i ofiarowana część ciała zostanie użyta by ją zreinkarnować w nowe ciało.
"Tylko czym jest Shillgaroth?", przeszło kobiecie przez myśl.
- No chodź, pokaż mi jak dobrze operujesz różdżką. - Powiedział Kobuz z diablikami w oczach. - Proszę? - Dodał pytająco, stwierdzając że nie w duchu że na pomocnika w kuźni dziewczyna by się za nic nie zdała.
Furia przewróciła oczami. Zaczynali ją wkurzać, wszyscy na raz i każdy z osobna.
- To zdejmuj te łachy, ten metal… Ubrałeś się jakbyś na smoki szedł polować - warknęła karcącym tonem i uniosła jędrne pośladki, aby podejść do wylegującego się wojownika. Po drodze oddała notatkę Kendrickowi, w końcu już ją przeczytała i każdy znał treść, nie potrzebowała jej
Kobuz popatrzył na nią z lekkim zdziwieniem. - Oczywiście że tak sie ubrałem, lepiej żeby się zadławił mną, niż cię schrupał w całości, ale to chwilę zajmie, sporą chwilę. - Powiedział kowal z wolna rozpinając paski zbroi i wyłuskując się z pancerza.

Furia nie spieszyła się, podobnie jak mężczyzna w swej czynności. Wstała bardzo leniwie i obserwowała jego poczynania swym surowym spojrzeniem. Jej czarne jak węgiel tęczówki pochłaniały źrenice tego samego koloru, dopełniając całokształt jej Diablego wyglądu. Śmiać jej się chciało, kiedy wojownik szarpał za paski i pozbawiał się blachy, co było kompletnie zbędne w procesie leczenia magicznym badylem. Mimo wszystko chętnie przyglądała się i stała nad nim niczym kat, czekając aż ten obnaży przed nią swój tors. No trzeba było przyznać, że mięśnie miał lepsze niż Kendrick, a co Rogata sobie popatrzy, to jej. Tyle mogła i w sumie tyle chciała. W końcu uklęknęła obok leżącego i wyjęła zza pasa jedną z wielu różdżek, jakie posiadała. Chwyciła ją delikatnie i poczęła sunąć drugim końcem po umięśnionym barku Kobuza, wędrując przez obojczyk oraz mostek. Później zjechała różdżką niżej, zataczając koło wokół pępka i kończąc tuż przy samej sprzączce paska, który utrzymywał spodnie na odpowiedniej wysokości. Wszystko robiła to niespiesznie, zagryzając przy tym swoją dolną wargę do czerwoności. Czynności tej towarzyszyło jej silne skupienie, wzrok wędrował tuż za ruchami różdżki sunącej po ciele. Kobuz mógł poczuć przyjemne ciepło płynące z magii zaklętej w przedmiocie.

Kobuzowi zdarzało się już widzieć kapłanów przy rzucaniu zaklęć, ale tak pełnego skupienia graniczącego z seksualnym podtekstem jeszcze nie widział. Zastanawiał się czy kobieta robiła to celowo, żeby rozwścieczyć Kendricka, z którym podobno mieszkała, czy z innego powodu. Nie miał jednak nic przeciwko takiemu podejściu. Było… interesujące. Kowal przywołał iskry magii skrzące się w jego krwi i zajął się pozbywaniem krwi, najpierw ze swojego ciała i zbroi, a potem liści z włosów kobiety, które wplątały się tam gdy ta wdzierała się na drzewo.
- Dziękuję, czuję się dużo lepiej. - Powiedział siląc się na uśmiech.
- No nie wątpię - odparła z pewną dozą pychy w głosie, podnosząc się i chowając swój sprzęt. Na tym jej działalność się zakończyła
- Dobrze, pora się pozbierać. Po kolei się ustawiać, pora usunąć krew z wszystkich. - Powiedział z przywróconą zaklęciem energią.
- Wierz mi… do tego też się zdążyłem przyzwyczaić - zaśmiał się Kendrick widząc pytające spojrzenie Kobuza zaraz po tym jak Furia skończyła bawić się różdżką leczenia. - Gdybyś miał na karku tyle lat, co ja, to też zacząłbyś patrzeć na kobiety z lekkim dystansem i zrozumieniem. Pokrętne to stworzenia - uśmiechnął się nieznacznie, po czym podszedł do Kobuza i pomógł mu założyć pancerz.
- W pełni jednak nigdy ich nie poznasz - mruknął szeptem, tak aby stojąca dwa metry przed nimi Furia go nie usłyszała. - Choćbyś miał żyć wieki…
- Pies cię trącał, Kendrick! Idę od was. Pobędę w nieco bardziej inteligentnym towarzystwie; swoim własnym
- po tych słowach obrażona Rogata odeszła od nich i poczęła sobie coś badać, mamrocząc do siebie i delikatnie ruchami dłoni rysując w powietrzu okręgi.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 15-02-2017, 11:33   #40
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
W czasie kiedy inni zajmowali się rannym psem i pojmanym druidem, Aldona postanowiła zaopiekować się jedynym żywym jeńcem elfów - spętaną ludzką dziewczyną, którą nie dość że związano i zakneblowano, to jeszcze pozbawiono wszelkich ubrań. Nie mogła mieć więcej niż szesnaście lat i wyglądała tragicznie - jakby straciła wszelką ochotę do życia i postanowiła zaakceptować najgorszy los, jaki miał na nią spaść.

[media]http://pcmreviews.com/news/wp-content/uploads/2011/10/The-Woman-Still2.jpg[/media]

Jako-tako uleczona przez Furię, Aldona nie miała zamiaru roztkliwiać się nad dziewoją; nieco brakowało jej na to empatii. Nie na tyle jednak, by zupełnie ją zignorować! Krzywiąc się z powodu świeżo zasklepionych ran strażniczka podeszła szybko do nastolatki i nakryła ją swoim płaszczem - cóż, brudniejszy od krwi i ziemi już nie będzie. Dopiero potem wyjęła knebel i zaczęła rozcinać pęta.
Kobuz burczał coś o bestiach i Malarytach. Aldona się tam nie znała na druidzkich wierzeniach, ale stan dziewoi sugerował, że miała być złożona w ofierze. No, chyba że to była także kłusowniczka? A może jeniec kłusowników, który stał się jeńcem elfów? Cóż, zaraz się dowie.
- No już dobrze, jesteś bezpieczna - wydeklamowała klasyczną śpiewkę bohatera i nieco sztywno pogłaskała niewiele młodszą od siebie dziewczynę po głowie. Miała trzech braci i ani jednej siostry, więc kobiece czułości były jej obce, ale chyba tak było trzeba.
- Co tutaj robiłaś, w środku lasu? - spytała odruchowo, zastanawiając się co oni zrobią z tą dziewoją? Wypadałoby ją odstawić do miasta. Ciekawe czy była stąd? Aldona nie słyszała o żadnych zaginięciach.
Dziewczyna wyglądała jakby na początku nie wiedziała co się stało - nie spodziewała się zostać uwolniona, a gdy już zrozumiała swoją nową sytuację, zaczęła spazmatycznie rzucać rękami i nogami na wszystkie strony próbując uciekać. Po chwili usiadła wreszcie na zadku i cofnęła się pod najbliższe drzewo, takie na granicy obozu. Obserwowała Aldonę uważnie i wykonywała gwałtowne ruchy głową za każdym razem kiedy któryś z jej towarzyszy lub towarzyszek poruszył się gdzieś na drugim planie.
- B-bezpieczna? - Wydukała powstrzymując płacz, choć już zaczynała łkać. - N-nie chcecie mnie za-zabić? Wy-wypatroszyć?
“Aż taka głodna to nie jestem”, miała ochotę odpowiedzieć Aldona, ale w porę zaświtało jej, że żart może nie zostać doceniony. Odchrząknęła.
- Jestem strażniczką z Beregnoth. Ci ludzie - wskazała towarzyszy - działają na polecenie komendanta… Wiem, że w większości nie wyglądają na godnych zaufania - uśmiechnęła się przepraszająco - ale ważne, że są skuteczni. Pokonaliśmy elfy, prawda? I zobacz jakiego przyjaznego mamy psa, a nawet dwa. Chodź Pieseł! -zawołała, mając (zapewne płonną) nadzieję, że widok kudłacza uspokoi dziewoję. W końcu to było takie przyjazne bydle!
- A ty jak znalazłaś się tu w… takiej sytuacji?

To było takie przyjazne bydle… tym bardziej Aldona nie rozumiała tego, co się stało w następnej chwili. Pieseł z wielkiej przytulanki stał się nagle groźnym drapieżnikiem. Przykucnął, obnażył kły i zaczął warczeć kiedy tylko zbliżył się do nieznajomej dziewczyny.

[media]http://www.holidogtimes.com/wp-content/uploads/2016/04/tibetan-mastiff-facts-cover-1.png[/media]

A ta o dziwo próbowała odpowiedzieć tym samym! Płaszcz zsunął się z niej samoistnie, stanęła na czworaka i starała się przewarczeć Pieseła. Aldona miała wrażenie, że to się może źle skończyć, jeśli czegoś nie zrobi.

Dragomir tymczasem, słysząc niespodziewane powarkiwania, oderwał się od tarmoszenia Afera za uszy (“Nie sądziłem, że aż tak lubię to psisko…”, pomyślał) i przyjrzał się niecodziennej scenie. Sama reakcja Pieseła była raczej, jak na niego, dziwna, ale reakcja dziewczyny… W tym momencie przypomniał sobie rozmowę z Baggnockle’em o srebrnej broni.
- O psia trąba… - powiedział powoli. Co tu robić?, rozmyślał gorączkowo. Dobrze, że wziął te srebrne strzały… no ale zaraz, przecież jej tak po prostu nie zastrzeli teraz. No i nie można jej spłoszyć…
Zajrzał do swojego plecaka i wyciągnął dwa duże kawałki mięsa. Jeden dał Aferowi, żeby nie był zazdrosny, i kazał mu zostać w miejscu. Trzymając drugi kawałek, zawołał “Pieseł, jedzenie! Mięso!”, miał jednak obawę, że to nie wystarczy. Może i obibok i żarłok, ale to jednak pies obronny, a tu ma zagrożenie dla swej pani… Spojrzał z naciskiem w oczach na Aldonę, po czym opanował mimikę i przyjrzał się bardziej Piesełowi i dziewczynie, postanawiając, że tej drugiej nie spuści z oczu na zbyt długo.
- Pieseł? - zdumiała się Aldona i już miała odciągać kudłacza od dziewczyny, gdy jej dziwaczne zachowanie powstrzymało strażniczkę. Widać nie na darmo kundel był psem obronnym… Nim się zdecydowała co dalej podskoczył do nich Dragomir, wywijając połciem mięsa i robiąc dziwne miny.

- Może jej rzuć - zasugerowała niepewnie strażniczka, chwytając Pieseła za obrożę. - Siad, spokój! Oboje! Bo żreć nie dostaniecie! - huknęła swoim “roboczym” tonem zarówno na psa, jak i na golaskę.
Pieseł przestał aż tak warczeć, choć nie schował ostrych kłów i zaczął względnie się słuchać swojej właścicielki. Dziewczyna natomiast utrzymywała stały dystans kilku metrów od Aldony i Dragomira (i przede wszystkim: od Pieseła). Słysząc zdecydowane polecenie Aldony przypatrywała jej się przez dłuższą chwilę, po czym potrząsnęła głową i wróciła do swojego starego wyrazu twarzy - rezygnacji i rozpaczy.
- Mięso? - Spytała widząc co Dragomir ma w ręce. - M… mogę?
- Ale masz się zachowywać. Niektórzy to tu mają ciężką łapę… znaczy rękę - ostrzegła Aldona. Kurde, i co oni z nią teraz mają zrobić?! Bezradnie spojrzała na Dragomira.

Dragomir rzucił kawałek mięsa Piesełowi, po czym zwrócił się do dziewczyny:
- Ech, no cóż, zwierzęciu czasami coś odbije, zdarza się. A mięso jeszcze mamy, starczy i dla ciebie. Nie stój tak na uboczu, rozgość się. Elfów nie ma, jesteś z nami bezpieczna. Jak ktoś się umie zachować, nic nikomu nie grozi - uśmiechnął się, mając nadzieję, że to ostatnie nie zabrzmiało jak groźba, ale nie chcąc też osłabiać ostrzeżenia Aldony.

Dziewczyna wysunęła szyję do przodu próbując obwąchać wszystko dookoła, jednak szybko stwierdziła, że jej próby są nieskuteczne. Następnie próbowała przemknąć się obok Dragomira i Aldony na czworakach - po kilku “krokach” doszła najwyraźniej do wniosku, że coś jest nie tak z takim sposobem poruszania się i spróbowała wstać na nogi. Przewróciła się, poleciała na Łowczego, który całkiem zręcznie ją złapał. Przerażenie znów zagościło na jej twarzy, jednak nie uciekła od niego. Zamiast tego rozpłakała się do reszty. Dragomir poczuł się całkowicie bezradnie. Wilkołaczka tak blisko to jedno… ale co tu zrobić z płaczącą dziewczyną? Każda reakcja, jaka przychodziła mu do głowy, wydawała się głupią. Korzystając z tego, że rozpłakana nieznajoma nie patrzy, spojrzał rozpaczliwym wzrokiem na Aldonę.

- No już, już - Aldona niezgrabnie poklepała golaskę po plecach i odciągnęła od Dragomira. Nie wypadało tak. - Chodź na stronę, podzielę się z tobą ubraniami. Utopisz się w nich, ale przynajmniej wiatr ci nie będzie piździł po zadku, ani ci piachu nie najdzie w niewymowne. I jeść też dostaniesz, choć może nie surowizny, co?
Strażniczka nie wiedziała jak powinna traktować ex-jeńca. Dziewczyna zachowywała się tak nieporadnie jak pies zmieniony w człowieka, ale co z tym zrobić? Tu trzeba było mądrzejszych od Aldony i to nie takich, co by wyrzynali wszystko dokoła. Póki co postanowiła traktować golaskę jak normalną dziewczynę.
Nieznajoma potrzebowała jeszcze kilku minut, żeby się uspokoić. Przytaknęła Aldonie przez łzy i nader chętnie przystanęła na propozycję podzielenia się z nią ubraniami, choć nadal potykała się o własne nogi. Wystraszyła się na nowo Furii, która akurat przechodziła obok nich by czarować dookoła obozu - schowała się wtedy za Dragomirem dopóki diablica ich nie minęła.

[media]http://imgur.com/x3UY23V.jpg[/media]

- Diabeł…! - Westchnęła bardziej z zainteresowaniem niż strachem.

Dragomir miał ochotę się zabić, gdy nieznajoma znowu przyskoczyła do niego, ale zaraz zaniepokoił się zainteresowaniem w głowie dziewczyny… Może to bardziej znośne, ale żeby nie okazało się mniej bezpieczne…
- Tak jakby, choć nie do końca - odrzekł Dragomir. - Spokojnie. To może idźcie po te ubrania, a ja zaraz rozpalę ognisko.
Jak powiedział, tak zrobił, mając nadzieję, że gdy dziewczyna usiądzie przy ognisku i zajmie się jedzeniem, będzie czas na rozmowę z drużyną o całej sytuacji.

Jak zostało powiedziane, tak zrobili - w czasie kiedy Aldona odziewała dziewczynę w ubranie, Dragomir zadbał o rozpalenie ogniska na nowo. Wyglądało też na to, że reszta drużyny skończyła (przynajmniej chwilowo) wydzierać się na siebie nawzajem, zaś Furia skończyła magiczny zwiad dookoła obozu i niedawnego miejsca potyczki.
Dziewczyna była zdecydowanie zbyt drobna jak na ubrania Aldony, jednak nikomu nie zdawało się to przeszkadzać. Usiadła przy ognisku i zaczęła się wpatrywać w płomienie, jednocześnie kiwając się powoli w przód i w tył.


- P-pewnie chcecie wiedzieć kim jestem? - Domyśliła się, zorientowawszy się, że wszyscy się jej przyglądają. - Nazywam się… kiedyś nazywałam się Sasha. Pochodzę… chyba… z jakiegoś miasta przy lesie, być może przy tym lesie. Ale to było tak dawno… równie dobrze to mógł być las na drugim końcu świata. - Wysiliła się na słaby uśmiech. - I w zasadzie to tułam się po tym lesie… znaczy tułałam się, bo teraz to już nie wiem co ze mną będzie. Pewnie mnie zabijecie i to będzie koniec…
- A jak się tak… spsiłaś? - spytałą Aldona z braku lepszego określenia.
Sasha spojrzała na strażniczkę i przez dłuższą chwilę jej mina zmieniała się z niezdecydowania na smutek, aż wreszcie stanęło na wybuchu gniewu:
-Jestem wilkołakiem! - Wrzasnęła. - To chciałaś usłyszeć? Żebym się wreszcie przyznała i żebyście mnie mogli bez wyrzutów sumienia zamordować jak… jak psa?!
- No wiesz? Psy tu mają lepiej niż ludzie! - obraziła się Aldona, głaszcząc zdenererwowanego Pieseła. Poza tym głupio by jej było tak po prostu zadźgać dziewczynę. W wilczej formie pewnie by było łatwiej… choć kto wie? Tylko co z nią zrobić - luzem puścić w las? A jak kogoś zeżre? Strażniczka zupełnie nie znała się na zwyczajach likantropów, więc dyskretnie spojrzała po towarzyszach. Pewnie nie wszyscy będą mieć takie opory jak ona. A może Sasha chciała być zabita? Wilkołactwo sprawiało, że jej życie nie było raczej wymarzonym życiem nastoletniej dziewczyny.
- Nie po to ci pomogliśmy, żeby zabijać! - odparował Dragomir. - Gdyśmy chcieli, już byśmy to zrobili! - zamilknął na chwilę, po czym westchnął. - Jak to się właściwie stało? - zapytał już spokojniej, mając jednak podobne odczucia, co Aldona. Miał nadzieję wybadać, czy dziewczyna poddaje się swej klątwie dobrowolnie, czy może jednak nie jest z tych, co chętnie mordują.

Sasha skuliła się i skrzyżowała ręce na piersiach.
- Zgubiłam się jako dziecko w lesie. Chyba. - Powiedziała, patrząc się gdzieś w bok. - Przez długi czas nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Nocami traciłam świadomość, rano budziłam się w zupełnie innym miejscu. Aż znalazł mnie Tatulek. Też był wilkołakiem, wyjaśnił mi co i jak, przyjął do swojego stada. Powiedział, że nie ma dla nas miejsca w cywilizacji, bo ludzie by nas zamordowali na miejscu. Więc żyliśmy sobie spokojnie w głębi lasu, czasami dla zabawy polowaliśmy na te szpiczastouche.

- Ale ostatnio coś się zepsuło. - Kontynuowała, blednąc nagle. - Węch był nie ten co trzeba, wszędzie czuliśmy krew. Żądza mordu zaczęła brać górę. Tatulek mówił też, że zaczął słyszeć głosy… ja też. Pobiegłam raz za zapachem i takim głosem, odłączyłam się od stada. Chciałam mordować, zabić, rozszarpać cokolwiek co powodowało… Ten. Irytujący. Dźwięk. - Dziewczyna znów obnażyła kły i warknęła, grzebiąc sobie jednocześnie w uchu. - I skończyłam tutaj. Pokonana, schwytana jak zwierz. - Spojrzała nagle na Furię. - A ty czego się gapisz? Patrzysz może na swoje przyszłe zimowe futerko? Po moim trupie, Diable!
- Raczej rozumiem co masz na myśli - odparła nader spokojnie, co innych mogło zdziwić.
- Też mam wrażenie, że każdy chce mnie dobić - wzruszyła ramionami i zmrużyła oczy nie odrywając spojrzenia od dziewczyny. To jednak było już normalne, po prostu wgapiała się po złości.
- Teraz słyszysz ten dźwięk? Wiesz może z której strony nosi się wyraźniej?
- Nie, teraz nie. - Dziewczyna nadal wwiercała wzrok w Furię i marszczyła nos. - Jak jestem wilkiem to słyszę. Co jakiś czas pojawia się i znika, zawsze z innej strony. Doprowadza mnie do szału! Aż w końcu nie wytrzymałam i musiałam z tym skończyć. Gonić. Znaleźć. Rozszarpać. - Potrząsnęła głową. - Zły pomysł…
- Musisz gonić dźwięk czy po prostu wszystko co żywe napotkasz na drodzę? - spytała wyraźnie zniecierpliwiona i zaczęła się irytować spojrzeniem likantropki. Odchrząknęła trącając łokciem będącego obok Kendricka, dając mu znać, że zaraz to ona będzie miała silną potrzebę, by kogoś rozszarpać.
- Ja nic nie muszę, Diable! - Warknęła zajadle dziewczyna. - Jestem wolna i robię co mi się podoba! A w tamtym momencie uznałam, że chcę rozszarpać to co wydaje ten przeklęty dźwięk!
Dziewczyna zaczęła mimowolnie wbijać paznokcie w kłodę na której siedziała, aż krew zaczęła jej lecieć z palców. Kiedy tylko się zorientowała, pisnęła głośno i obejrzała swoją dłoń, a następnie znów spojrzała na Furię wzrokiem mówiącym “i patrz coś narobiła!”.
- No pokurwi mnie… - wymamrotała Furia ledwo słyszalnie pod nosem i miała ochotę zdzielić dziewczynę kamieniem w łeb. Albo głazem. Tak, głazem.
- Aha, czyli jesteś wilkołakiem i coś w lesie działa na przemienionych albo zwierzęta, wzbudzając w nich żądzę mordu? - Podsumował dotychczasową relację Kobuz. Aldona zachichotała, bo najwyraźniej i Furię zaliczył do kategorii zwierząt.- Wiesz chociaż ile masz lat? - Zapytał z innej strony.
- Mogę użyczyć Ci włóczni, Furio - rzekł Kendrick z uśmiechem na twarzy. - Mnie też irytują zbuntowane nastolatki, ale chyba tym razem daruję sobie przesłuchiwanie, bo nie mam do tego nerwów i zwykle to nie wpływa najlepiej na ich zdrowie.
- Powiedziałbym że jak na dyplomatę, masz ekstremalne sposoby negocjacji. - Odparł kowal z namysłem spoglądając w kierunku trupa druida.
- Tak, ja też to zauważyłem - zgodził się Kendrick. - Choć może to kwestia tego, że nie czuję się zagrożony i daję upust żądzy dominacji, czy coś… Może powinienem poważnie porozmawiać z jakimś terapeutą - dodał po chwili nie kryjąc rozbawienia.
- Terpenco? Na co ci nalewka dla owiec? - Kobuz zamrugał ze zdziwienia.
Kendrick jedynie wywrócił oczami.
- A widziałeś kogoś rozmawiającego z… nalewką dla owiec? - Zapytał, po czym przesylabował mu słowo. - Te-Ra-Peuta! Taki koleś, na przykład twój dobry znajomy, do którego masz zaufanie i któremu się zwierzasz ze swoich problemów, a on służy ci radą.
Furia już drugi raz w przeciągu krótkiego czasu, czekała aż obydwoje wywalą penisy na wierzch i zaczną się kłócić, który jest większy. Nie komentowała wymiany zdań.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 17-02-2017 o 08:42.
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172