Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2017, 22:19   #119
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Załoganci Fenixa zajmowali się swoimi sprawami na pokładzie statku, czasem mniej, czasem bardziej profesjonalnymi... naprawiano corvettę wspólnymi siłami, by jak najszybciej opuścić te cholerny, lodowy padół, jakim był Księżyc Argians. No i oczywiście po raz kolejny nie mogli mieć spokoju. Te 3 godziny to było stanowczo za dużo, los miał ich zmęczenie za nic.

Na statku rozległy się alarmy, a w intercomach głos Leeny:
- Uwaga wszyscy! Zwiad wykrył nowe siły Napavans zmierzające w naszą stronę! Statek wciąż nie jest naprawiony, nie pozostaje nam więc nic innego, jak po raz kolejny przywitać ich w okopach!. Wszyscy, powtarzam, wszyscy potrafiący walczyć zająć stanowiska obronne przed Fenixem!

Więc się zesrało. Po raz kolejny.

Tym razem mieli zaś do pomocy ludzi ślimaka, nieco lepiej uzbrojonych od zwykłych trepów, z którymi załoga Fenixa już wcześniej walczyła ramię w ramię. Walki te były jednak bardzo wyczerpujące, krwawe, i nie obyło się bez strat i we własnych szeregach. Zniszczony TRX, okaleczona i w śpiączce Becky... jak będzie tym razem? Oby nie podobnie. Były inne opcje? Raczej nie. Wystartować uszkodzonym poważnie statkiem i liczyć na cud nie-trafienia jakąś salwą rakiet? Opuścić pokład statku, własnego niejako domu, i zostawić go na pastwę cholernych jaszczurek, które prędzej czy później znajdą sposób, by do niego wejść lub zniszczyć?. Ukryć się w kopalniach z cywilami, modląc się o uniknięcie wspólnej masakry, czy może uciekać pieszo w siną dal, w śniegu po pas, mając nadzieję iż się nie zamarznie? Opcji naprawdę nie było wiele, a co kolejna, to gorsza.

Nightfall rozbił kolbą karabinu panel sterowniczy drzwi łazienki, a tym samym utknęła w niej Isabell. Teraz nie było czasu na wyjaśnienia, nie było raczej innej możliwości, musiał ją chronić przed tym całym syfem i... przed samą sobą. Dziewczyna była nieco szalona, co już kilka razy pokazała, a on nie chciał, nie chciał za żadne bogactwa wszechświata, by stała jej się krzywda. Nie widział w tej chwili lepszego rozwiązania sytuacji, powinna zrozumieć, a na pokładzie Fenixa nie zostanie w tej chwili całkiem sama.

- Około dwóch plutonów(50 piechurów??), 4-5 pojazdów, 4-5 Mecha - Nieubłagany głos pani kapitan wyjawiał coraz to bardziej przygnębiające fakty. Napavans z miasta rzuciły chyba już niemal wszystko co miały... będzie bardzo ciężko.

***

Jeszcze 500 metrów.

Nerwowe sprawdzanie po raz kolejny stanu amunicji, granatów, rozmieszczenia kilku ładunków wybuchowych. Przygryzanie wargi, zwalczanie własnego strachu, walka z instynktami, ostatnie rozkazy, zajmowanie dogodniejszej pozycji...

Już było słychać wrogie pojazdy, jeszcze nieco przyciszone dudnienie kroków nadchodzących Mecha.

Za chwilę się zacznie. Ogłuszająca kanonada z obu stron, strzały, wybuchy, krzyki, wrzaski zabijanych i ranionych... mimo mrozu, na czole pojawiły się krople potu. Palce sztywniały blisko spustu, umysły pełne szalejących myśli.

I nagle, nad ich głowami coś głośno i przeciągle zaświszczało, i było tego naprawdę sporo.

Mega-salwa rakiet, lecąca prosto na siły Napavans. Za nimi zaś myśliwce, które je wystrzeliły. Na tyłach obrońców lądował z kolei naprawdę pokaźnych rozmiarów... desant Military Protectorate of Galaxies, lub mówiąc prościej - sił wojskowych Union of Galaxies. Przybyły posiłki, pokonano więc siły Napavans na orbicie?


Czas się zbierać w ekspresowym tempie??

~


Ledwie 10 minut później było po wszystkim.

Jaszczurki zostały zmiecione w jasną cholerę, wszędzie szwendało się wojsko, a załoganci Fenixa i ludzie ślimaka mieli nieco nietęgie miny. Otaczało ich tak wielu mundurowych, tak wielu przedstawicieli Unii... a oni mieli na bakier z prawem. I to poważnie, poważnie na bakier z prawem.

- Niiiiiiiight - Zanuciła w Unicomie Leena, przepuszczając przed sobą jakiś przejeżdżający czołg - Zbierajcie wszystkich na statek... - I musiała nagle przybrać wielce sztuczny uśmiech, w jej kierunku maszerował bowiem jakiś cholerny generał, czy tam inna szycha w towarzystwie obstawy.


- Poszebujem pomoszy... - Wycedziła pani kapitan przez zęby.






***

Wkrótce odleciano w siną dal, zostawiając cały ten burdel za sobą. Z dala od śniegu, Napavans, i sił Unii, wymykając się im sprzed nosa. I była jedna, dobra wiadomość: jeszcze ich nie szukano, jeszcze nie powiązano jednego faktu z drugim, na ich głowy nie wyznaczono nagrody. Czas się jednak zdecydowanie kończył...

Celem podróży nieco podreperowanego Fenixa był księżyc Erebus 2, na którym to Crazass Krayal Eldire miał swoją tajną kryjówkę, gdzie można było dokończyć naprawy statku, zająć się podleczeniem Becky, utylizacją... no albo naprawą TRX, oraz w końcu było to miejsce, gdzie mogli odsapnąć na nawet 2 dni, a sam ślimak ponoć mógł im pomóc odnośnie ich wielkiej gafy dotyczącej pewnej stacji rządowej.

Co było wiadomo oficjalnie o samym Erebus 2? Ano nic ciekawego, ot niewielki księżyc, brak jakichkolwiek przydatnych surowców, kawał skały, zmniejszona grawitacja, brak atmosfery, nic interesującego. Dobrze, dobrze. Erebus 1? Ten z kolei był gazowym gigantem, wielce niestabilnym, toteż również nikogo ta planeta nie interesowała. W samym systemie Erebus nie było już nic więcej... Erebus System otaczało z kolei... "Nic". "Nic" było zaś naprawdę sporych rozmiarów pasmem niewielkich planetoid. Mówiąc zaś prostym językiem, cały ten system był totalnym zadupiem z masą nic nie wartych kamieni, Crazass znalazł sobie więc dosyć dobrą kryjówkę.

Do celu podróży mieli 10 godzin podczas skoku nadprzestrzennego, można więc było wrócić do mniej stresująco-bojowych czynności (choć nie u wszystkich było tak kolorowo).



~


Bullit zajrzał do Becky. W ciszy i spokoju panującym w laboratorium medycznym, pilotka dochodziła do siebie po operacji. Krok po kroku, szanse kobiety na powrót do pełni zdrowia wzrastały coraz bardziej. Co prawda, ręka była utracona, jednak całość nie prezentowała się aż tak źle... Wkrótce powinna wybudzić się z narkozy, a niedługo może i nawet stanąć na własnych nogach. Ustawił odpowiednie alarmy, gdyby stan Becky zmienił się w jakikolwiek sposób, po czym w końcu mógł odpocząć nieco dłużej.

Zjadł syty posiłek, wziął prysznic, a następnie najzwyczajniej w świecie zdrzemnął się, wykończony ostatnimi wydarzeniami.

....

Dwie godziny później kowboj czuł się już o wiele lepiej. Ponownie zajrzał do Becky, u której nic się nie zmieniło, a następnie... szukał sobie zajęcia na pokładzie Fenixa. Snując się tak korytarzami statku, natrafił w końcu na zaryglowane drzwi prowadzące do ładowni. Kie licho? Z reguły były one przecież odbezpieczone, i wystarczyło nacisnąć przycisk w panelu obok, by się otworzyły. Tym razem jednak ktoś je zamknął, i to od środka. Dave wstukał więc swój kod dostępu, a zapora grzecznie ustąpiła.

W ładowni ktoś pracował, sądząc po odgłosach.

Wyminął hooverbike Becky, kilkadziesiąt skrzyń, beczek i tym podobnych, po czym natrafił na dosyć niezwykły, i wielce miły dla oka widok. Skąpo ubrana Vis, zajmująca się zdobycznym Mecha od jaszczurek...







~

Jednostka specjalna przegrała potyczkę z terrorystami. Negocjacje zakończyły się totalną kleską, drzwi od łazienki pokonane sprytnie dzięki pogrzebaniu w panelu obok nich... przynajmniej nie było ofiar cywilnych. Isabell po opuszczeniu swego małego więzienia, rzuciła tylko jedno zdanie do Nightfalla, cedząc przez zęby, by ją zostawił w spokoju, po czym poszła w cholerę. Gdzie obecnie znajdowała się na Fenixie, tego mężczyzna nie wiedział. Nie było w chwili obecnej sensu z nią rozmawiać i tłumaczyć wcześniejszego postępowania, nie było również sensu jej powstrzymywać przed opuszczeniem kajuty. Co bowiem miał zrobić, zatrzymać ją siłą, choćby tylko przytrzymując w miejscu? Nie, tak się nie robiło, tak nie wypadało...

Siedział więc sam na łóżku, wpatrując się tępo w ścianę.

Miał ochotę na flaszkę mocnych procentów, których jednak nie posiadał. Może powinien się przejść do Leeny lub Doca, oni na pewno by coś mieli... westchnął przeciągle, przecierając dłońmi czoło. No cóż, czasami tak bywało, i nic w sumie na to nie można było zaradzić. Dziewczynie powinno przejść, sama się uspokoi, w końcu ze sobą ponownie porozmawiają i wszystko będzie w normie, jak do tej pory... heh, to była ich pierwsza kłótnia.


~


Becky zamrugała oczami. Raz, drugi, trzeci. Próbowała się poruszyć, czy i coś powiedzieć, poczuła jednak ból w całym ciele, a gardło było wysuszone niemal na wiór. Powoli dochodziła do siebie, przypominając sobie, co też się stało, i zastanawiając się, gdzie też jest w obecnej chwili. Z całą pewnością znajdowała się w jakiejś kapsule medycznej... Rozległ się cichy alarm, coś migotało przed jej twarzą na czerwono, a cichy, kobiecy głos komputerowy uspokajał ją i powstrzymywał przed zrobieniem jakiś głupot.
- Proszę się nie ruszać, proszę nie wychodzić. Personel medyczny jest już powiadomiony. Stan stabilny, brak zagrożenia. Proszę się nie ruszać, proszę nie.... - I tak w kółko.

Już nie było piratek, delfinów, arbuzów i tym podobnych, zwariowanych rzeczy. Bolało ją za to właściwie to całe ciało, a najbardziej ręka. Cholerne jaszczurki, już ona im kiedyś odpłaci.

- Hej Becky... - Pilotka usłyszała w końcu znajomy głos. Leena. Kapitan wyłączyła upierdliwy alarm medyczny, po czym otwarła kapsułę - Nie ruszaj się jeszcze przez chwilę...


Leena delikatnie, samymi palcami, pogładziła Becky po policzku.
- Jak się czujesz? Baliśmy się o Ciebie - Uśmiechnęła się do niej czule, choć w oczach kapitan migotały dziwne ogniki. To lekko zaniepokoiło pilotkę, wyglądało to bowiem, jakby Leena powstrzymywała się od płaczu?


~


- Pij! Pij! Pij! Pij! - Skandowało kilku najemników ślimaka, zebranych wokół stołu z uczestnikami pijackiej zabawy. Bix wlał więc w siebie kolejną dawkę, czując już niezłe zawroty głowy, nie miał jednak zamiaru tak łatwo się poddać! Moment, ale jak on się w to wpakował?

Ano bardzo prosto.

Cyber-laseczka, co to do niej wyrywał, kusiła go swoimi wdziękami, obiecankami o tym i owym, aż Młotkowi zrobiły się przyciasne spodnie. Z tego więc co zrozumiał, umówili się na spotkanie zakrapiane alkoholem, a wielkolud zacierał już łapska, wyobrażając sobie co to będzie później, gdy panienka będzie już nieźle wstawiona... no i do spotkania doszło, a on sam nawet załatwił co niezłego do picia na tą okazję.

Jeeeeeednak... Verity (bo tak się lala zwała) miała ochotę na zabawę. Pojedynek z rodzaju kto wychleje więcej, stawką zaś były właśnie igraszki cielesne. Niewiele myśląc, wgapiony dla odmiany w jej cycuszki Bix, zgodził się od razu. A jak się zgodził, to pękać nie wypadało, nawet gdy okazało się, że owe zawody z procentami nie będą miały miejsca w jego kajucie, a w stołówce Fenixa.







***
Komentarze i inne takie raczej jutro
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline