Shira powoli, jak przystało na kalekę, zaczęła przeglądać okolicę wozu, podczas gdy Dzikus zaglądał do juków martwych koni... i członków ekipy Osiki. Wspólnie znaleźli kilka manierek - choć większość niestety pustych) z których udało się napełnić do pełna dwie. Były też jakieś zioła i przyprawy - te jednak niewiele mówiły o swoich właściwościach dziewczynie, której prawie całe życie usługiwano. Bardziej Shirę ucieszyło znalezienie zapasów Dziadunia, który chyba lubił sobie podjadać między posiłkami. Do tego znalazła sporą płachtę w miarę czystego, lnianego materiału. Siadając z trudem na ziemi podarła go na długie pasy. Kiedy jednak zrobiła już bandaże, pojawił się problem z ich założeniem - w końcu trzeba to było zrobić ciasno i w miarę dokładnie.
Dziewczyna podniosła niepewnie głowę na Danaekeshera. - Mógłbyś... mógłbyś mi pomóc? - zapytała niepewnie, wiedząc, że wymaga to przynajmniej częściowego odkrycia ciała przed mężczyzną.
Ten podszedł do niej bez słowa. Wziął jeden z pasów materiału i usiadł tuż za plecami dziewczyny. - Zdejmij kurtkę.
Spojrzała na niego niepewnie, próbując wyczytać emocje z twarzy Dzikusa. Ostrożnie rozpięła kurtkę i zdjęła z siebie. Koszula, którą kiedyś miała na sobie, praktycznie przestała istnieć, wisząc w strzępach, wobec czego Shira zdecydowała się również ją zdjąć, pozostając jedynie w obciskającej jej materii - teraz już nieco pobrudzonej i poszarpanej na brzegach, jednak wciąż spełniającej swoją rolę.
Twarz mężczyzny, jak zwykle nie zdradzała żadnych uczuć. Nie był w najmniejszym stopniu skrępowany sytuacją. Gdy tylko dziewczyna się rozebrała, zaczął przewiązywać ją kolejnymi kawałkami bandaża. Shira uniosła ręce do góry, a on obwiązywał jej żebra raz za razem, przekładając paski materiału z ręki do ręki. Przez cały czas widział tylko jej plecy i na swój sposób chciał być delikatny - jeśli można tak powiedzieć krępując kogoś mocno, za pomocą prowizorycznego gorsetu. Szło mu nadzwyczaj sprawnie i musiała przyznać, że sama pewnie nie zrobiłaby tego lepiej, nawet gdyby mogła. Ostatnim fragmentem tkaniny zabezpieczył zrobiony przez siebie opatrunek robiąc na brzuchu dziewczyny prosty, solidny węzeł.
- Jeśli potrzebujesz, możesz zacisnąć go mocniej lub trochę poluźnić. - poinstruował ją wstając.
- Dziękuję - powiedziała cicho i nie chodziło jej tylko o usztywnienie, ale także o całą sytuację, która rozegrała się wyjątkowo naturalnie. Po chwili ubrała się. - Możemy ruszać? - spytał Danaekeshar po raz kolejny spoglądając w niebo.
Wstała powoli. Wciąż bolało, jednak dzięki usztywnieniu miała nieco większą swobodę ruchów. Choć i tak nie wyobrażała sobie spędzenia dnia w marszu. Ale... jaki miała wybór? - Możemy iść. - przytaknęła, mocując pochwę z mieczem do paska i pociągając spory łyk wody z manierki. Śniadanie mogli zjeść w drodze.
__________________ Konto zawieszone. |