Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2017, 19:00   #19
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Od ich ostatniej rozmowy minęły dwa dni.
Między Nveryiothem, a Chaayą trwała zaciekła cisza.
Urażona i zraniona do żywego zachowaniem Zielonego tancerka, odgrodziła się wysokim murem oziębłej obojętności wobec swojego partnera. A ten po sprezentowaniu przez bardkę rewelacji na temat jego ewentualnej przemiany w człowieka, która była przez nią, na potrzeby sytuacji, dodatkowo podkoloryzowana, po prostu zerwał kontakt ze światem.
To znaczy… zanim to zrobił, ówcześnie uskutecznił iście diabelską i szczurzą wojnę z karczemną kłótnią na czele.
Zrobił to… bo wiedział, że jego statek i tak pójdzie na dno i miał nadzieję… właściwie, to chyba sam nie wiedział na co ją miał, ale nie mógł się tak po prostu poddać.
Wydarzyło się to równo dwa dni temu.
Od tamtej pory nikt nie wiedział i nikt nie słyszał naczelnego gryzonia parostatku. Nikt się też zbytnio nie pytał o niego, bo sama tawaif nie wyglądała owym faktem zniknięcia jakoś zanadto przejęta. Gotowała, zmywała, uśmiechała się i uprzejmie rozmawiała gdy ktoś ją zaczepił. Zachowywała się tak jak zawsze… z tymże, że nie miała na ramieniu szczura.
Fakt pojawienia się na horyzoncie statku… a raczej jego wraku, też jakoś nie wpłynął na zachowanie kobiety. Zdezelowana łajba nie wyglądała dla niej ani na kuszącą, ani na ciekawą, to też nie dołączyła swej osoby do targowania się o wejściówkę na nią.
Oparta o reling, przysłuchiwała się jak smoczyca walczy z Yasavi o miejsce w ekipie zwiedzających, zastanawiając się co przyrządzić na obiad, wszak zapasy powoli zaczynały im się kończyć.
~ Chcesz dołączyć? Czy może zostać tutaj z Godivą do towarzystwa? ~ zapytał telepatycznie czarownik.
~ Czy wyglądam na taką co by chciała? ~ odparła uszczypliwie Chaaya, krzyżując ręce na piersi. ~ Weź Godivę… Yasavi niech zostanie tutaj… za to jej płacą.
~ Problem tkwi w tym, że to, iż zostanie z tobą mogłoby skłonić Godivę do odpuszczenia sobie rywalizacji z ewentualną kochanką. I zakończenia tego sporu ~ stwierdził z pewnym ironicznym tonem Jarvis. ~ W pozostałych przypadkach albo się pobiją, albo się pobiją i potem wyżyją w łóżku.
~ Rób jak chcesz. I tak będę siedzieć w kuchni. ~ I tak jak zakomunikowała, odepchnęła się plecami od balustrady i ruszyła w kierunku każdemu dobrze znanym, czyli do mesy.
~ Zgoda. ~ Telepatyczne przesłanie czarownika doszło do Chaai dopiero po kilku minutach. Gdy już dotarła do mesy… w przypadku tego statku na świeżym powietrzu. Stamtąd mogła obserwować wybierających się na ów statek badaczy. Kapitana, Jarvisa i Yasavi.
Została więc na tym okręcie wraz Joeffrem, obecnie przesiadującym w sterówce, Godivą, której jeszcze nie było widać w pobliżu i Nveryiothem gdzieś... pod pokładem.
Nie tracąc czasu zajęła się za obieranie cebuli, ziemniaków i dużych rzodkwi. Im więcej przygotuje teraz, ty mniej będzie miała do roboty w porze obiadowej.
Godiva zjawiła się po kilku minutach od rozpoczęcia przez nią tej pracy. Zjawiła się jarvisowym kosturem i bacznie przyglądała jej robocie. Po czym spytała z uśmiechem. - Nie nudzi cię to? Mnie by nudziło. Wiem czemu ludzie wkładają tyle roboty w przygotowanie jedzenia, ale… mimo smaków jakie dzięki temu uzyskują… mnie by się nie chciało.
- Wbrew pozorom jestem osobą cierpliwą - odparła pół żartem, pół serio Chaaya.
- Przy robocie… nawet takiej, czas szybciej płynie, a co za tym idzie, niedługo dzień mi się skończy, pójdę spać… i wstanę jutro, a kto wie co przyniesie jutro.
- Jutro… albo pojutrze… albo popojutrze… dopłyniemy do miasta. I tam będziemy mogły zabłysnąć podczas poszukiwań rozwiązania naszego problemu z tym smokiem w głowie - rzekła z entuzjazmem Godiva i spytała. - Bywałaś na balach?
“Nie, siedziałam w domu i haftowałam…” pomyślała zgryźliwie tancerka, ale odezwała się dopiero, kiedy przestało ją ssać od zaczątków gniewu.
- Starzec nie jest taki zły gdy się nudzi… - mruknęła, krojąc cebulę w dużą kostkę. - ...w mieście może się ożywić - mówiła jakby do siebie. Na chwilę jej dłoń z tasakiem zatrzymała się na śliskiej skórce warzywa, a sama bardka zapatrzyła się przed siebie, ogarniając to co sama sobie powiedziała.
W mieście starzec może się podniecić… ożyć, powinna powoli dojrzewać do tej myśli i zacząć się przygotowywać. Po chwili kontynuowała siekanie.
- Bywałam na balach… - odparła z cieniem żartobliwości. - Niemal codziennie, taka praca. - Wzruszyła ramionami, mrugając załzawionymi, od cebulowych wyziewów, oczami.
- Takich z muzykami na podeście, bufiastymi koronkowymi sukniami i flirtami za wachlarzami? - wyraźnie zaciekawiła się Godiva. - Bo Jarvis nie bywał.
Po czym szybko zmieniła temat. - Uważasz, że to dobrze, żeby on się w tobie obudził? Chyba jest dość wybuchowy.
Wprawdzie tancerka pochodziła z innej kultury, przodowała w innej modzie i obchodziła zupełnie inne zwyczaje niż te praktykowane w mieście czarownika. Ale Bal… to Bal. Nie ważne gdzie, zawsze przodowała zabawa, seks, alkohol. Skoro jednak smoczyca nie drążyła tematu, to i Chaaya nie miała zamiaru dalej go ciągnąć.
- To przeczyłoby mojej wcześniejszej tezie… nie słuchasz mnie Godivo - odmrukneła z przekąsem, wycierając oczy w rękaw. - Wolałabym, by się dalej nudził, ale przecież nie ucieknę samotnie na szczyt góry w nadziei przeżycia spokojnej starości…
- No… nie. Nie uciekniesz - zgodziła się z nią Godiva. - Ale dotąd był spokojny, więc póki będziemy szukać sposobu, na to by cię opuścił i wszedł do jakiegoś innego ciała… to chyba nie będzie sprawiał nam problemów… - rozejrzała się dookoła.
- A propo problemów… jakoś Nveryiotha ostatnio nie widziałam. Jak planuje kolejne ukradnięcie mi bielizny to… obiecuję, że wytnę mu podobny złośliwy numer.
Chaaya pozwoliła swoim oczom trochę popłakać, zanim rozgromi ostatnią z cebul.
- Dalej nie nosisz majtek? - spytała pociągając głośno nosem i ponownie ocierając policzki z łez o ramię.
- Eee… no… nie noszę. Lubię chodzić bez… - odparła zaskoczona jej pytaniem Godiva. Przesunęła dłonią po swych piersiach napinając materiał ubrania. - Nadal jestem smokiem pod tym uroczym, miękkim ciałkiem. Lubię się stroić w materiały… i piękne suknie, ale nagość uważam za swój stan naturalny. Bielizna wydaje mi się bez sensu. Po co nosić coś, co i tak nie będzie widoczne?
- A powinnaś nosić. Jako smok twoje ciało okrywa łuska, chroni cię przed brudem. W ciele człowieka jesteś wystawiona w całości na działania czynników zewnętrznych. Mężczyźni są inaczej skonstruowani. Ich penis jest cały okryty skórą… my mamy problem. Jesteśmy “otwarte”… jakkolwiek to brzmi… a dodatkowo - tu tancerka obróciła się do smoczycy, uśmiechając się. - Jak już zapewne wiesz… nie jesteś tam sucha, moja droga. Troszeczkę się podniecisz widokiem rogatej Yasavi i od razu płyniesz… to niehigieniczne. Majtki osłaniają cię przed piachem, kurzem, roślinnością… i chronią twój ubiór jak i uda. Dbaj o nie i pierz codziennie, nie chcesz chyba złapać jakiegoś świństwa… wiesz później jak ciężko jest się z niego wyleczyć? A jak boli, albo swędzi? - Chaaya pokręciła głową, uśmiechając się od ucha do ucha. Nie sądziła, że taką pogadankę wyprawi dorosłej smoczycy. Swojej małej córeczce owszem… ale nie komuś takiemu jak Godiva. - Ciekawe czy będziesz krwawić… co miesiąc. Trzeba by się spytać Jarvisa… może wie.
- Akurat Yasavi nie… pobudza mnie tak często jak… - uśmiechnęła się łobuzersko Godiva. - ... ktoś inny. Choć ma piękne ciało… takie bardziej… twarde i sprężyste. Mniej delikatne niż twoje.
I dodała smętnie. - Jarvis zaś twierdzi, że powinnam się teraz częściej moczyć w wodzie i myć. A ja nie jestem Nilamem. Nie cierpię wody.
- Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. - Roześmiała się tancerka wracając do krojenia reszty warzyw.
- Oj nie jest... nie jest - zamruczała Godiva, wpatrując się w bardkę i mając z pewnością inną kwestię na myśli. - Nie wiem jak to jemu wychodzi, albo tobie… że się z Jarvisem rzucacie w namiętność. Nie wiem gdzie tkwi tajemnica. - Po czym westchnęła głośno. - Ach… nie powinnam o tym wspominać. Głupia jestem…
- Nie ma żadnej tajemnicy głuptasie… po prostu ja już nie mam nic do stracenia - odpowiedziała łagodnie Chaaya, skupiona na wrzucaniu kostek ziemniaka do wielkiego gara. - Pierwszy raz jest zawsze najtrudniejszy… niby człowiek go oczekuje i pragnie, ale coś nie pozwala mu tak łatwo przekroczyć tej “niewidzialnej” granicy. Później już jest z górki, a gdy robisz to zbyt często, staje się rutyną - odparła kwaśno, płucząc ręce w wodzie i wycierając je w spódnicę. - Nie sugeruj się tak wspomnieniami swojego partnera, a już zwłaszcza tymi w których ja występuję… jestem tawaif, zostałam wyszkolona do tego by dawać przyjemność klientowi o każdej porze dnia. Takie zachowanie nie jest ani powszechne, ani jak sądzę normalne i to cię może mylić. - Tancerka popatrzyła w zatroskaniu na rozmówczynię. W życiu nie było nic gorszego od gorzkiego rozczarowania swoimi wyobrażeniami, czy marzeniami. Godiva ewidentnie myliła siebie z Jarvisem, być może sama nawet nie wiedziała czego chce i pragnie, zbyt mocno wpatrzona we wspomnienia czarownika. Powinna rozgraniczać te dwa światy jakim było życie jej i jej partnera.
Godiva zamilkła i zmrużyła oczy podejrzliwie przyglądając się bardce. - Nooo… tak wspominałaś, że jesteś tawaif. - Po czym zaśmiała się głośno.
- Więęęc… może powinnam cię porwać do kajuty i poprosić ładnie byś mnie wszystkiego nauczyła? - przechyliła głowę na bok.
- Ale… nie… Nie chcę. Nie zamierzam być… no… Nie chcę byś ze mną była profesjonalna, jeśli wylądujemy pod kocem. Byś sama tego chciała.
Machnęła dłonią wyraźnie zaczerwieniona. - Ale zejdźmy z tego tematu. Gdzie jest Nveryioth? Lepiej żeby się znalazł przed dopłynięciem do portu, bo… Jarvis mówił, że sprawdzą ładunek w porcie i odszczurzą. I wybiją karaluchy, pająki, węże… i wszystko co się mogło zalęgnąć w ładowni.
- Służyłam mężczyznom, nie znam się na kobietach, mogłabym cie tylko rozczarować. - Chaaya wróciła do krojenia kolejnych warzyw. - Nie wiem gdzie jest Nveryioth, pewnie gdzieś się szlaja. - Wzruszywszy ramionami, umilkła bo nie miała ochoty rozmawiać na temat jej smoka. - Jak skończę, możemy wziąć kąpiel, zaparzę wody i pomoczymy nogi w miednicy, co ty na to?
- Kąpiel… to akurat bierze się nago… - odparła z łobuzerskim uśmiechem Godiva i pokiwała głową. - Ale nogi pomoczyć możemy. I… - przybliżyła twarz ku bardce, cmokając ją w czubek nosa. - ...ty mnie nie rozczarujesz nigdy. Nawet jeśli… co najwyżej będziemy się trzymać za rączkę. Nie przejmuj się tym. - Po czym rozejrzała się po stanowisku pracy Chaai, dodając. - No to jak ci mogę pomóc?
Poziom kojarzenia faktów u smoczycy, czy podstawowego przewidywania, o erudycji nie wspominając, pozostawał wiele do życzenia.
Te szczeniackie i natrętne umizgi przyprawiały tancerkę o nie lada mdłości. Chaai nie mieściło się w głowie jak taka kobieta, mogła posługiwać się najbardziej wyświechtanymi gadkami, kojarzącymi się tylko ze szczurowatymi odszczepieńcami, co to ani w młodości, ani w życiu dorosłym, nie mogli się pochwalić żadnym wyczynem, choćby najbardziej miałkim jak na przykład ugotowanie potrawki czy ubicie karalucha.
W swoich czasach kobieta miała w zwyczaju tępić takich nieboraczych amantów i rozgniatać ich pod swymi złotymi sandałkami. Szczerze gardziła nie tylko ich mizernowatej postawy i aparycji, ale także ich pieniędzmi i podarkami. Na szczęście... rzodkiew była chrupka i soczysta i kroiło się ją z przyjemnością. Zapatrzona w ostrze tasaka, pozwoliła stać Godivii w chwili ciszy, by w końcu odezwać się pogodnym głosem.
- Nie kłopocz się, już prawie kończę… ale jak bardzo chcesz możesz wstawić wodę do grzania się.
- Zgoda - odparła wesoło smoczyca i zabrała się do tej roboty z całym entuzjazmem jaki w sobie miała. A miała go dużo.
Chaaya przyglądała się kompance z cieniem uśmiechu na ustach. Gdy Godiva miała sposobność bycia Godivą, która więcej robi niż mówi, bardka odczuwała do niej całkiem wysokie pokłady empatii. Dość wysokie, by czuć zażenowanie własnymi myślami, kiedy to miała ochotę ponabijać się i poznęcać psychicznie nad smoczycą, kiedy tak jej truła nad uchem.
Korzystając z okazji, gdy niebieskoskrzydła nie widziała, tancerka ukryła na chwilę oczy w zagięciu łokcia, pozwalając odpocząć wzrokowi.
Po chwili wrzuciła ostatnią rzodkiew do garnka. Zostały już tylko pomidory oraz przyprawy. Wyłuskując główkę czosnku oraz obskrobując trzy kawałki różnokolorowych korzeni, wrzuciła je do czegoś, co od biedy można było nazwać moździerzem, po czym zabrała się do ucierania pasty.
Godiva zajęta pilnowaniem wody i przyglądaniem się jej… nie zwracała za bardzo uwagi na Chaayę, pozwalając bardce zerknąć na nią od czasu, do czasu, nie będąc zauważoną. I porównać to, co już widziała. Smoczyca ubierała się tak jak na początku… czyli w te śmieszne stroje amazonek. Yasavi tak jej poradziła. Były to jej stroje na walki i na treningi. I choć nadal wydawały się bardce absurdalne, to pozwalały stwierdzić, że treningi sprawiały, że ludzka postać Godivy nabierała cech wojowniczki. Mięśnie były wyraźniejsze, sama smoczyca była bardziej gibka i chyba silniejsza niż na początku.
Brązowowłosa nie przerywała ciszy, ponownie skupiając całą uwagę na tym co robiła. Przyprawy były gotowe. Zostały więc tylko pomidory, które z łatwością obcinała w ćwiartki wprost nad garem. Zanim się obie kobiety obejrzały. Robota była skończona, przynajmniej ta od strony posiłkowej.
- I jak tam woda? - spytała nagle dołączając się do hipnotyzowania wesoło bulgoczącej tafli cieczy.
- Jest już chyba dość ciepła - oceniła smoczyca przyglądając się bacznie wodzie. - Gdybym była smokiem… uderzyłabym oddechem błyskawic. Taka mała sadzawka by się zagrzała. Życie w miękkim ciele jest… skomplikowane.
- Nawet nie wiesz… jak bardzo - odparła z lekkim namysłem bardka. Było w tej wypowiedzi coś mrocznego i niepokojącego, ale znikło równie szybko jak się pojawiło. - W pokoju Jarvisa jest miednica, możemy się tam umyć, no i Joff nie będzie nas podglądać - dodała żartobliwie, sprawdzając, czy pokrywki są dobrze zabezpieczone przed robactwem.
- Chodźmy więc - rzekła smoczyca sięgając po garniec z wodą. - Choć pewnie i tak się naoglądał jak z Yasavi pływamy w wodzie nago.
Uśmiechnęła się dodając. - Jeszcze kilka dni i będziemy mogły wypróbować luksusy rodzinnego miasta Jarvisa. Pokaże nam je wszystkie.
Chaaya pokiwała głową, choć wyraz twarzy miała smutny. Na szczęście Godiva nie mogła tego zobaczyć, gdyż bardka prowadziła ją do małej kajutki. Gdy przepuszczała koleżankę w drzwiach, ponownie była uśmiechnięta i wesoła. - Nie powinnaś pozwalać by cię podglądano, niech się chłopiny trochę namęczą i nakombinują by móc ujrzeć skrawek twego ciała - dodała kąśliwie, klepiąc przechodzącą obok w pupę.
- Acha… - rzekła zdziwiona Godiva i pokiwała głową. - Będę pamiętać, choć nie wiem czemu mieliby kombinować, by zobaczyć… kawałek mojego ciała. Ale zapamiętam.
Postawiła naczynie na środku izby i usiadła na łóżku czarownika. - Nie daje się chyba we znaki za bardzo w nocy? W każdym razie… w negatywny sposób?
Bardka zamknęła drzwi, po czym kucnęła przed Godivą by wyciagnąć miednicę.
- Co? Łóżko? - spytała, opierając brodę o jej kolana i wyciągając stare jak świat cynowe naczynie. Wyraźnie się droczyła, gdyż na pewno wiedziała, o co chodziło smoczycy. - Skąd taki głupi pomysł wpadł ci do głowy? - Odsunąwszy się kawałek, zajęła się przelewaniem wody. - Rozbieraj się, jak się umyjemy to… - Na chwilę się zwiesiła.
Na koniec kąpieli, mogłyby natrzeć swe włosy olejkiem… niestety olejek nosił Nveryioth, który był szczurem.
- ...to się umyjemy. - Wzruszyła bezradnie ramionami. - Niestety nie mam przy sobie swoich rzeczy, więc będzie nam to musiało wystarczyć…
- Możemy użyć… pachnideł Yasavi. Parę od niej pożyczyłam - odparła łobuzersko smoczyca, wyciągając małe fiolki ukryte przy pasie. - Tak... z ciekawości… A co do Jarvisa. Nie mogę wejść do jego snów, ale czuję gdy śnią mu się koszmary. Tylko nie wiem, czy się wtedy rzuca w nocy.
Chaaya nie należała do fanów pachnideł, ale podczas suszy i szarańcza jest owocem.
- Czemu nie, wypróbujemy ichniejszych specyfików - mruknęła odpinając zapięcia spódnicy.
- Nie rzuca się, ani nie skarży… - “Właściwie to nic nie robi” pomyślała z goryczą, mocząc dłoń w ciepłej wodzie. - Ile bym dała za kafelkowy basen z ciepłą wodą… - Na chwilę się rozmarzyła, ściągając bluzeczkę i ochlapując twarz wodą.
- Wierz mi, ma twardą skorupkę… - zaśmiała się Godiva, szybko rozbierając się ze swego stroju.
- Ciężko mi wchodzić do jego wspomnień, instynktownie je blokuje nie ułatwiając mi zadania. Ale w końcu… poddaje się mojej sile.
I spojrzała na bardkę dodając. - Pływanie w rzece też jest przyjemne. Mogłabyś spróbować.
- Nie ma się czym chwalić… - odparła nieco karcąco bardka, zajmując się myciem w miednicy. - Choć ja przed Nveryiothem nie mam tajemnic i ma wgląd do wszystkich moich wspomnień, to jednak szanuje on fakt, że niektóre są dla mnie zbyt bolesne by je wynajdywać i ponownie rozdrapywać… - Kobieta ochlapała rozmówczynię, uśmiechając się przyjacielsko. - Zdecydowanie więcej możesz uzyskać po dobroci, niż na siłę… - dodała cieplej.
- Uważaj, żebym nie zaczęła praktykować… twych nauk na tobie. Poza tym… wiesz, że nie lubię wody. - Zaśmiała się Godiva w udawanym oburzeniu, już całkiem golutka i trochę mokra. - Małe to naczynie. Nie zmieścimy się naraz razem.
- Jeśli chcesz mnie kiedykolwiek mieć… musisz być czyściutka i pachnąca. - Zawyrokowała dumnie brązowowłosa. - Nie musimy wchodzić do miednicy by się umyć… robimy to nad nią. Ręce, szyja, dekolt, później głowa… o! kubeczek nam potrzebny i na końcu dopiero nogi i reszta ciała… - Tancerka pokazywała na swoim przykładzie obmywając sie pierwsza, nie myjąc jednak włosów, a czekając by Godiva nadrobiła swoje.
- Nauki naukami… wratoby było byś poćwiczyła… w mieście Nvery będzie człowiekiem. Zdziwiłabyś się ile jesteś w stanie uzyskać od tego jaszczura, gdy jesteś odrobinę miła… Może nawet by ci coś o mnie opowiedział… znając jego byłoby to coś wstydliwego. - Zamyśliła się na chwilę Chaaya, po raz pierwszy od dwóch dni, zastanawiając się gdzie mógł podziać się wredny gryzoń.
Godiva wykorzystała to, by odsłonić pukle włosów znad jej ucha i przytuliwszy się szepnąć jej tam. - Jak mi opowie, to ja w rewanżu zdradzę ci jak wyglądał Jarvisa pierwszy raz. Boki można zrywać.
Uśmiechnęła się i dodała. - Ja znam żywot mego partnera, też jest tam wiele złych i wstydliwych zdarzeń. Nie przejmuj się jak twe porażki będą wyglądały w moich oczach.
- W takim razie postaraj się być pojętna uczennicą, gdyż jestem tego bardzo ciekawa. - Zachichotała psotliwie Chaaya. - Mój pierwszy raz nie był zabawny… - dodała nieco rozrzewnieniem tonem. - Ciekawe jaki będzie twój. Jak myślisz?
- Lepiej żeby się ona postarała by był wyjątkowy, bo Jarvis twierdzi, że nie potrafię utrzymać swego języka na wodzy. - Zaśmiała się Smoczyca, myjąc całe ciało tak jak jej Chaaya pokazała. I po chwili dodała. - Będę dla Nverusia… uprzejma. Może i miła, ale… tylko tyle. I jak mnie wkurzy to mu przyłożę. No bo… nie jestem taka jak ty, czy Jarvis. Nie panuję nad sobą… - Po czym uśmiechnęła się lubieżnie. - W każdym razie… wolałabym by wyście też nad sobą częściej tracili panowanie. Wspomnienie te są potem słodkim kąskiem dla mnie.
Tancerka pogładziła Godivę po policzku uśmiechając się, ale w oczach miała smutek. - Może to i lepiej… że nie jesteś taka jak “my”. Wykrzyczysz się, wysłościsz zawczasu… i zaczynasz od nowa, wolna od negatywnych emocji. Ja swój gniew, złość czy frustracje tłumie w sobie… nie uwalniam jej. Gromadzę… a ona krąży we mnie psując mnie od środka. To samo robi Nveryioth… dlatego jest jaki jest… - Pokręciła głową, wzruszając ramionami.
- Ty gniew on ból, może ja was powinnam uczyć jak się z tych oków wyzwalać? - zapytała retorycznie Godiva, poddając się zabiegom pielęgnacyjnym. - On myśli, że ból go wzmacnia… że rozpamiętywanie porażek i błędów, pozwoli nie popełnić ich w przyszłości. Że jesteś delikatna… i jesteś… ale myślę, że i stal masz w sobie. Nie można wyjść z piekła i nie stwardnieć choć trochę.
- Miałam kiedyś klienta, był bardzo dziwny… to znaczy. - Zafrapowała się na chwilę Chaaya, rozsiadając wygodniej na deskach pokładu. - Nie był filozofem, ale dużo myślał… ale myślał o uczuciach w człowieku. Analizował charaktery. Typował różne wzorce zachowań… Oczwiście mnie też wziął na swój pulpit i rozkładął na czynniki pierwsze. Zadziwiające, jak bardzo był w tym dobry. To on mi powiedział, że gromadzenie w sobie jest złe… że jest jak trucizna i że przedemną są dwie drogi… jedna to taka, kiedy w końcu czara goryczy się przeleje i wybuchnę, ale nie wiadomo, czy to mnie wzmocni czy zabije… a druga, że nigdy tego nie zrobię, że się od tego ciężaru nie uwolnię… ale nie dlatego, że jestem tak pojemna, tylko dlatego, że to polubię… Że… nie będę znała innego życia, że będę pielęgnować ten jad w sobie, bo to jest jedyne co znam… i w końcu się stoczę. - Bardka zamyśliła się na chwilę, zastanawiając się, czy doszła już w swym życiu do tego kulminacyjnego skrzyżowania, czy jeszcze go ma przed sobą.
- No to nie dopuścimy do tego… i tego zabicia i tego stoczenia - odpowiedziała z pewnością siebie Godiva. Dla niej sprawa była prosta. Nie dopuści do krzywdy Chaai… i już.
Natychmiast zmieniła temat mówiąc. - Jako smoczyca oczekuję od mego partnera odrobiny drapieżności i dominacji. By mnie przyparł… przycisnął lekko. Ale w końcu jestem smokiem, nie będę sie parzyła z niedojdą, a ty?
Uśmiechnęła się łobuzersko Godiva.
- Wolisz bym lekko zasugerowała Jarvisowi by był bardziej odważny i przycisnął cię czasem do ściany obsypując pocałunkami. Mnie by się to spodobało. Ale… ja jestem smokiem. I ta postać tego faktu nie zmienia.
Zmiana tematu lekko zbiła Chaayę z tropu. Patrzyła na niebieskoskrzydłą, marszcząc lekko czoło i nie potrafiąc przez kilka sekund zogniskować na niej spojrzenia.
- Ja… hmmm… nie wiem. To znaczy… - Kobieta spojrzała w sufit zasępiając się. - Nie chciałabym się czuć samotna. Tak… tak duchowo. Chciałabym umieć rozmawiać z nim o wszystkim lub o niczym, albo wspólnie coś robić, a nie koniecznie parzyć sie jak króliki po kątach. - Westchnęła przeciągle na wspomnienie swojego ukochanego. O tym jak Ranveer pomógł jej odkryć jaki jej jej ulubiony owoc i kolor, o tym jak dodała mu odwagi by robił to co chciał robić od dziecka, czyli malować, a nie walczyć. To były piękne chwile, równie piękne co ich długie noce.
- Acha… - zamyśliła się Godiva zamierając na moment i dodała. - No to będziemy musieli waszą dwójkę zostawić… sam na sam w mieście. Jest tam duuużo do pokazywania. Jarvis żył tam przez pół życia, a i tak całego nie poznał. A i pewnie wiele się zmieniło. Może zdołasz go przy okazji otworzyć. Albo on ciebie?
- Stąpasz po bardzo cienkim lodzie Godivo… - ostrzegła ją bardka, pochmurniejąc. - Bawisz się ludzkimi uczuciami… wiem, że nie chcesz zrobić nieczego złego, ale… lepiej, lepiej by było jakbyś przestała. - Chaaya nie chciała zrobić przykrości smoczycy, ale co by nie mówić, Niebieska nie znała się na ludziach, ani ich uczuciach, nie była też delikatna, nie była finezyjna, bawiła się w swatkę z nie do końca wiadomych dla tawaif przyczyn.
Na razie jej zachowanie łapało się w granicach akceptowalnej i mało szkodliwej normy, ale jeszcze chwila, a potężne cielsko gada zacznie naginać dwa żywoty podłóg własnej woli. Raniąc i siebie i ich.
- Czasem warto odpuścić, mniej przy tym cierpienia.
Godiva uśmiechnęła się ciepło przyglądając się bardce. I dodała wesoło. - Oj… po prostu chcę byś się częściej uśmiechała.
- Nie zmuszaj mnie, a zacznę to częściej robić. - Wiedziała, że smoczyca nie zrozumiała, lub nie chciała zrozumieć, ukrytego przesłania. Ostrzeżenie jednak padło. Chaaya nie miała zamiaru tańczyć tak jak jej zagra Godiva. Miała też cichą nadzieję, że Jarvis potrafi być choć trochę asertywny wobec swojej smoczej partnerki i również się nie da jej naciskom.
- Słowo… - Uśmiechnęła się wesoło smoczyca. I dodała potulniej. - Ale przecież nie zmuszam, tylko próbuję poprawić ci humor. To źle?
- Nawet kobrę można zagłaskać na śmierć, a sfinksa zagadać - mruknęła pod nosem i lekko pochmurnie, opierając głowę na ramieniu. - U was pewnie inaczej brzmi to powiedzenie, u Janusa zagłaskać można kota i zaszczekać psa…
- Hmmm…. gdzie to… było… u Jarvisa ponoć brzmi coś jak… nadmiar dobroci zabija, ale nie wiem czy to samo. La Rasquelle jest dziwne na wiele sposobów. Trochę ci przez to zazdroszczę, przez wspomnienia Jarvisa ja już nie będę mieć niespodzianki. Ty tak. - Zachichotała cicho Godiva i spytała. - Wracamy do mycia?
Chaaya nie była pewna, czy spodoba jej się to całe, owiane mgłą i wspomnieniami czarownika, miasto. Gdy Janus zabrał ją do swojego domu by pokazać jej niezapominajki, po tygodniu miała dość zielonych łąk i złotych pół z pszenicą. Nie była typem wiejskiej kobiety, ale za miastami również nie przepadała… lubiła umiar i równowagę. Harmonię.
- Wracamy, wracamy. - Dodała skwapliwie. - Nachyl się, umyję ci włosy - dodała weselej, przysuwając się do naczynia z wodą.
Godiva posłusznie się nachyliła, poddając dłoniom bardki i lekko się uśmiechając. Kobieta delikatnie myła jej głowę, cicho nucąc pod nosem.
- Masz takie ładne włosy… i długie, moje po ścięciu te kilka lat temu w niewoli nie chcą urosnąć do starej długości - dodała z żalem, masując opuszkami jej skórę. - Miałam je do ud… uwielbiałam zaplatać warkocza i okadzać go dymem z ulubionej mirry.
- Naprawdę? Moje też dłuższe nie urosną. Bo to moje kolce grzbietowe… a one też dłuższe nie będą. Musiałaś ślicznie wyglądać z długimi - mruczała pod nosem. I nagle spięła się mocno. - Coś się dzieje…
Potwierdził to huk broni palnej.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline