-
Już mówiłem, z jednym z nich sobie pogawędziłem i ten raczej do rozmowy się już nie nadaje. Przynajmniej przez jakiś czas - Bretończyk wymownie potarł szczękę. -
Pozostałych dwóch, pewnie jak się zwiedziało o problemach kolegi, to się zmyło i trudno ich będzie teraz odszukać. Ale spróbować można. Wszyscy są pracownikami Gildii Transportowej... - Wszyscy zniknęli - odpowiedział stary doker, odpowiedzialny za zmianę w miejskich magazynach i na nabrzeżu. -
Na Ranalda! Huncwoty i zaprzańce! Uciekli z roboty. A to przecie nie pierwszy raz. Jak tylko wrócą, skórę im na grzbietach wygarbuję tym oto kijem! No widzicie, panowie, nic wam nie pomogę, bo z powietrza ich nie wytrzasnę.
Ten trop okazał się prowadzić do nikąd. Pozostawała kwestia barki. Najlepszym miejscem, aby dowiedzieć się coś o ruchu statków w porcie, jak słusznie zauważył pochodzący przecież z Delberz Marius były biura portowe. Udali się tam natychmiast po opuszczeniu magazynu, w którym rozmawiali z brygadzistą.
Portowe biura mieściły się w dwupiętrowej kamienicy, wzniesionej tuż za ostatnimi magazynami. Przed budynkiem znajdował się długi, wychodzący w rzekę pomost, przy którym zwyczajowo cumowały statki pasażerskie. Teraz przy pomoście nie było żadnego.
Wewnątrz życie toczyło się ospale. Urzędnicy tu pracujący byli równie leniwi co muchy wolno i bez celu krążące pod sufitem. Nawet za bardzo nie chciało się im odpowiadać na postawione pytania. Dopiero krzyki, groźby i zaciśnięte pięści skłoniły ich do współpracy.
-
Wszystek ruch jest zapisywany w księgach dziennych - odpowiedział jeden z nich, wychylając się zza biurka. -
Dostęp jednak do nich nie jest publiczny. Macie Panowie jakieś pismo nakazujące nam, przykładnym sługom Imperatora udostępnienie tych akt?