Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2017, 04:26   #107
kinkubus
 
kinkubus's Avatar
 
Reputacja: 1 kinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputację
Przynajmniej już nikogo więcej nie zabijesz...

Na razie Pech kazała wierzchowcowi chodzić za nią. Zamierzała zostawić go przed wejściem, ale słyszała od Rupperta, że są dwa. Zwróciła się do Raula, żeby ułożyć jakiś plan. Jakikolwiek.

W środku jest strażnik. Żeby go zniszczyć, trzeba wywabić go na zewnątrz. Ja... nie wiem jak on wygląda... ale z opowieści Rupperta wynika, że musi być straszny... Wchodząc od tyłu trafimy na strażnika, więc może powinniśmy wejść przodem? Tam pewnie nie ma przejścia do głównej komnaty, bo inaczej broniłby go strażnik, ale możemy się rozejrzeć, może znajdziemy coś wartościowego — niby pytała, ale zaraz dokończyła. — Chodźmy.

Czarodziejka żałowała, że nie jest w stanie zapamiętać większej ilości zaklęć. Musiała polegać na swoim instynkcie, zamiast talencie. Było to niewygodne, szczególnie, gdy miejsca broniła jakaś istota.

Skoro tam jest strażnik, to może powinniśmy byli przyjść tu w więcej osób? — zasugerował Raul ruszając w stronę wejścia. — Mówisz, że to jest główne wejście?

Przecież pytaliśmy, nikt nie chciał przyjść... Nikt nie chciał przyjść przeze mnie...
Dziewczynie zrobiło się przykro z powodu tego, jak bardzo nią wzgardzali. Pierwszy raz w życiu, gdyż wcześniej stroniła od innych, karmiona przestrogami macochy. Wskazała palcem w stronę głównego wejścia.
Tak, to powinno być główne wejścia. Wchodźmy.

Ciągnięcie kogoś na siłę zdało się Raulowi mało skutecznym sposobem na znajdywanie sojuszników, musiał więc przyznać Pech rację.

Skoro mówisz, to chodźmy.

Powoli wspinając się po ośnieżonych schodach, dwójka nie mogła mieć wątpliwości, że Ruppert opuszczał to miejsce wcześniej w wielkim pośpiechu. Wyraźnie na ziemi rysowały się ślady rozpaczliwej ucieczki łotrzyka. Jednak bardziej napawały ich grozą znacznie większe ślady na ziemi przy wejściu. Strażnik najwyraźniej zaprzestał pościgu w tym miejscu.
Następnie oboje wkroczyli spowitego w mroku wnętrza świątyni. Na środku znajdowała się studnia, tak jak mówił łotrzyk. Ślady prowadziły dalej w głąb korytarza, choć z trudem mogli je dostrzec w panujących tu ciemnościach, dlatego dziewczyna wyciągnęła pochodnię ze swojej sakwy i podała ją Raulowi. Następnie sięgnęła po narzędzia, którymi próbowała rozpalić ogień. Męczyła się z tym trochę, ale wreszcie wydobyła iskry, które zapaliły kijek, a jedna prawie wleciała za kołnierz wojownika, lecz Pech w porę ją strzepnęła.
Odebrała pochodnię z ręki towarzysza i przyjrzała się ścianom blisko wejścia, a potem od razu podeszła do studni, by i ją zbadać. Zajrzawszy do środka, Pech dostrzegła jedynie ciemną otchłań. Nie widziała co jest na dnie, jednak do jej uszu z wnętrza studni dochodził jakiś odległy, dudniący cicho odgłos. Zrobiła więc to, co zazwyczaj robi się w takich sytuacjach: wrzuciła do studni kamyk i nasłuchiwała. Zaś po kilku chwilach usłyszała, dźwięk uderzenia o twarde podłoże. Najwyraźniej studnia już dawno przestała spełniać swoje zadanie.
Wiedząc, że niewiele wskóra przy studni bez odpowiedniego zabezpieczenia, przeszła się wokoło sali, oświetlając ściany. Może chociaż na nich wyryto jakieś znaki czy symbole, które uchylą rąbka tajemnicy tego miejsca.

Jeśli to studnia życzeń, to powinnaś wrzucić monetę — zażartował Raul.

Idąc w ślady Pech zaczął się przyglądać ścianom. Co czworo oczu, to nie dwoje.
Podobnie jak wcześniej tego dnia Ruppert, Pech i Raul zdołali odczytać tylko jedną z przedstawionych na ścianach scen. Przedstawiała ona dziewiątkę postaci nachylonych nad stołem. Niczego więcej jednak nie byli w stanie odczytać.

Dalej powinien czekać strażnik, jeśli wierzyć Ruppertowi — wyszeptała Pech. — Cofnijmy się i sprawdźmy drugie drzwi. Bądźmy ostrożni...

Ale zapewne i tak będziemy musieli coś zrobić z tym strażnikiem — odparł równie cicho Raul. — Szkoda, że nie będzie można go wepchnąć do tej studni. Może jedno z nas go odciągnie, a drugie sprawdzi, czego tak pilnie pilnuje?

Ja wiem, czego pilnuje... Trzeba się go jednak najpierw pozbyć. Idź, otwórz drzwi, tylko uważaj...

Czarodziejka nagle chwyciła Raula za rękę, żeby nie szedł. Wyciągnęła w jego kierunku otwartą dłoń, na której leżał pierścień. Był dosyć topornie wykonany, ale pokryty wzorami bądź literami, ciężko było jednoznacznie określić.

Jeżeli coś się stanie... — zacisnęła nagle pięść. — Jeżeli będę musiała założyć ten pierścień, obiecaj... — spojrzała na swoje stopy, przełykając kolejne słowa. — Obiecaj... że się mną zaopiekujesz...

Dlaczego niby miałabyś założyć to okropieństwo? — zapytał Raul. — Zasługujesz na coś ładniejszego. I, oczywiście, zajmę się tobą — zapewnił.

Pech spojrzała na mężczyznę zdziwionym i zmieszanym wzrokiem. On chyba nie brał tego wszystkiego na poważnie. Chociaż swoje osiągał, bo nie potrafiła się martwić innymi sprawami, niż jego niknąca poczytalność oraz narastająca beztroska. Wypuściła strumyk ciepłego powietrza przez zaciśnięte usta.

Idź przodem, ale nie daj urwać sobie głowy...

Raul spojrzał na dziewczynę i skinął głową. Wrócił do schodów, po czym wyciągnął miecz i powoli, rozglądając się na wszystkie strony, ruszył w stronę drzwi, o których wspomniała Pech. Nie chciał ich od razu otwierać, tylko najpierw dokładnie obejrzeć - a nuż zdoła zauważyć coś ciekawego. Lub też niepokojącego. Nic interesującego jednak nie dostrzegł. Drzwi były niemal identyczną kopią tych, którymi poprzednio weszli. Stwierdził jednak, że otwarcie ich może nie być takie łatwe. Lodowa skorupa zapewne od bardzo dawna trzymała te drzwi w swoich sidłach.
Raul najpierw zaczął rękojeścią miecza delikatnie odłupywać lodową skorupę w gdzie miejscach, gdzie drzwi stykały się z futryną, by po chwili spróbować sforsować oporne drzwi na siłę. Wystarczyło jedno silne uderzenie, by zmarzlina pękła, a drzwi otworzyły się z głośnym hukiem. Wojownik wpadł do środka, z trudem utrzymując równowagę.
Zaczął rozglądać się dookoła. Pomieszczenie tak jak poprzednie było całkiem ośnieżone. Nie było tu specjalnie nic ciekawego, poza kilkoma wielkimi, zamkniętymi przykrywką wazami, stojącymi rządkiem przy jednej ze ścian pomieszczenia. Na końcu znajdowały się również drzwi prowadzące gdzieś dalej do wnętrza świątyni. Raul postąpił krok do przodu. Nagle niewyobrażalny ból przeszył jego ramię. Poczuł, jakby coś mocno w niego uderzyło i przeszyło go na wylot, mimo, że nie pozostawiło żadnej rany. Sekundę później uczucie to powtórzyło się ze zdwojoną siłą. Raul padł na kolana, chwytając się za brzuch. Pochodnia i magiczny miecz upadły na śnieg. Mężczyzna jedynie przy pomocy resztek siły woli zdołał zachować przytomność. Oczy z trudem łapały ostrość. Wojownik próbował dostrzec skrytego mordercę.
I wtedy do jego uszu doszło łopotanie malutkich skrzydeł. Raul ze zdziwieniem dostrzegł, jak po pomieszczeniu, latają zlewające się z kolorem ośnieżonych ścian nietoperzopodobne istoty. Wszystkie wyglądały jakby stworzone z lodu i śniegu. Pięć, szcześć… siedem. Z trudem zdołał je policzyć. Próbował się jeszcze podnieść. Z całych sił zacisnął ręce na rękojeści miecza. Wstał na równe nogi… i krzyknął. Nagle z piersi, w miejscu gdzie znajdowało się serce, wyleciał nietoperz. “Było ich osiem”, pomyślał, po czym padł na ziemię. Nikły blask magicznego miecza zgasł zupełnie, tak samo jak życie Raula de Foxi.

Stojąca przy drzwiach Pech stała oszołomiona tym co się stało. Zaraz jednak otrzeźwiała, kiedy jej ramię przeszyła jedna z tych latających istot. Kilka innych już zaczęło krążyć wokół niej. Musiała coś szybko zrobić, jeżeli nie chciała skończyć jak wojownik.
Czarodziejka rozpoznała te stworzenia. Jedyna forma obrony, jaką posiadała, nie działała. Nie mając innego wyjścia, sięgnęła po ostatnią, desperacką deskę ratunku. Założyła pierścień i użyła jego mocy, po czym zaczęła uciekać. Pierścień sprawił, że dziewczyna zniknęła w jednej chwili. Skołowane twory lodu i śniegu nagle rozleciały się we wszystkich kierunkach, poszukując swojej ofiary. Zaś Pech skierowała się do studni, odganiając od natarczywych istot, które po omacku szukały jej obecności. Wskoczyła do środka i zaparła się kończynami tak mocno, jak tylko była w stanie.
Otoczone lodem brzegi studni okazały się zbyt śliskie. Dziewczyna nie mogła utrzymać równowagi i po chwili zaczęła bezwładnie spadać w głąb szybu. Lecąc, duszona przez adrenalinę, nawet nie krzyknęła. Zanim uderzyła z hukiem o dno, pomyślała jedynie...

„przynajmniej już nikogo więcej nie zabijesz...”




 

Ostatnio edytowane przez kinkubus : 02-02-2017 o 04:29.
kinkubus jest offline