Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2017, 05:00   #39
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Romantyczna noc w Vegas 1/3

Zrujnowane kino; kiedyś



- To głupie. To w tym romantyzmie chodzi o to by robić się na frajera? Na mięczaka? I to tak by wszyscy widzieli? Przecież to bez sensu! - młodszy z mężczyzn w zaniedbanym pomieszczeniu kiedyś chyba biurowym, powiedział z mieszaniną niedowierzania i frustracji. O to tu chodziło? O to chodziło Dżo? By się wyfrajerzył? Mowy nie ma!

 

- Nie, nie to nie tak. - zapewnił szybko starszy z rozmówców w zaniedbanym i uwalanym pyłem ze ścian prochowcu jaki nosił mimo ciepłej pory dnia. - Po prostu kobiety inaczej na to patrzą. Choćby przez połączenia neuronowe w półkulach mózgowych oraz najczęściej inną proporcję aktywności w różnych rejonach mózgów co też jest ciekawym zagadnieniem... - stary zaczął tłumaczyć by skorygować wcześniejszą wypowiedź i naprostować reakcję młodszego. Ten jednak jak często ostatnio to robił znów mu się agresywnie wtrącił w wywód.

 

- Ej! Mów normalnie! Co? Myślisz, że taki mądry jesteś? A ja może głupi co? A chcesz w ryja? - Podolski łypnął na gospodarza groźnie naprostowując go od razu do poprawnego poziomu dyskusji. Co on się zaczynał tak wozić z jakimiś kosmicznymi gadkami? - Poza tym ja jestem facetem i patrzę na to po swojemu. A to co mówisz dla mnie brzmi jak frajerstwo. - odpowiedział na bardziej merytoryczną część tego co mówił ten stary niedołęga.

 

- Tak, rozumiem i przepraszam, nie chciałem cię zdenerwować. - stary brodacz zaczął obronną gadkę od ugłaskania rozmówcy. Ten nie widząc więcej zaczepek i głupich wkrętów dał się ugłaskać. - Ale chodzi o kobiety. No i tą twoją. One... No one mają trochą inną budowę mózgów i co za tym idzie inne postrzeganie i hierarchię wartości. No i jeszcze wychowanie i różne oczekiwania społeczeństwa. No to wszystko jakiś tam zauważalny wpływ ma. Dla nich więc wiele spraw wygląda inaczej niż dla nas. - stary próbował jakoś rozwinąć wcześniejszą wypowiedź w bardziej zrozumiały dla przybysza sposób.

 

- Czyli, że mają inne mózgi? - podrapał się po czarnej czuprynie Podolski. No to już było coś. Sądził przez chwilę, że już coś wie ale w końcu dotarło do niego, że różnica w mózgach czy czymś tam innym jakoś niespecjalnie tłumaczy jego podstawowego pytania: O co do cholery chodzi z tym cholernym romantyzmem! Wszystko przez Dżo. Czepiała się go i teraz miał zagwostkę co z tym zrobić. Trafiła się okazja coś załatwić no ale na razie jakichś rewolucyjnych przełomów w tych chaszczach wątpliwości nie widział. - No dobra, mają albo nie, olać to. Ale co z tym romantyzmem? O co jej chodzi? - spojrzał na faceta siedzącego na poszarpanym krześle i czekał na wyjaśnienia. Sensowne kurwa wyjaśnienia a nie jakieś mądralińskie dyrdymały.

 

- Musisz być jak Patrick Swayze w "Dirty Dacing". - stary wskazał na białe prześcieradło robiące za ekran dla stojącego przy nim projektora.

 

- Nie czaję. - wyznał młody mężczyzna gdy przegryzł się przed odpowiedź tego starszego. Fajne było to Vegas. Było światło to i kina były. Jak to w którym byli teraz. Zapuszczone i właściwie nieczynne ale jednak w sumie skończył właśnie tutaj. Dostał cynk, że stary dziwak z tego lokalu skupuje stare taśmy właśnie do puszczana filmów. Wszedł w posiadanie pewnego pudła z takimi filmami to przypomniał sobie o tej cynie. Na miejscu jednak z zapłatą nie wyglądało najlepiej. Facet płacił w naturze. A dokładniej można było sobie i cały dzień oglądać jakieś filmy co już miał w kolekcji czy się właśnie przywiozło. No to nie było całkiem w smak z początku Podolskiemu no ale filmy jednak go zwabiły. Potem jakoś no siłą rzeczy zaczęli gadać z tym dziadygą o tym i o tamtym i jakoś w końcu wyszło o tym babskim romantyzmie.


- No ale przecież właśnie widziałeś. - facet wskazał na biały ekran zrobiony chyba z prześcieradła. W końcu oglądali w jakiejś kanciapie bo pełnowymiarowa sala kinowa było trochę nie teges. Jakby po pożarze czy co. - Musisz być jak Patrick Swayze w "Dirty Dancing". - powtórzył to samo co przed filmem. Film tymczasem mocno rozczarował Pawła. Ani się nie ganiali, ani nie strzelali, ani nawet nie rypali. Po co oglądać taką głupotę? No nazwa z początku chociaż go zaciekawiła. Miał nadzieję na jakieś foczki przy rurkach albo coś równie ciekawego no a tu nic z tych rzeczy.


- Weź przestań. Jak ten złamas? Z tą sztywniarą? Co to miały być za problemy? On to widzi jako problem? Ja bym tam wpadł zaraz bym zrobił porządek. Od razu byłby spokój i nikt by mi nie fikał. Na takich cieniasów nawet bym spluwy nie potrzebował. - Polak był dość zirytowany stratą czasu na tak głupawy film i nie miał ochoty tego ukrywać. Co w tym było fajnego? Kozackiego? I gdzie tu kurwa niby był ten romantyzm? Po chuja to było oglądać jak nic z tego nie wynika? Bez sensu.


- No ale widziałeś jak tańczył? Wiesz dużo lasek lubi tańczyć. Jakbyś tak… - stary zaczął tłumaczyć młodemu jak to działa z tą romantycznością.

 

- Mam tak po pedalsku kręcić tyłkiem? Odpada chłopie, po prostu odpada. Jak to jest cały ten romantyzm te kręcenie tyłkiem to nie dla mnie. Laski ok, laski są od kręcenia tyłkiem i fajnie wyglądają przy tym no ale kurwa nie faceci. Chyba, że jakieś cioty. - Podolski wyjaśnił gospodarzowi jeden z filarów swojej świadomości i filozofii życiowej. Mówił przy tym energicznie w takt mówienia machając dłonią rozwalony wygodnie na trzech siedzeniach. Nawet w tej kanciapie na dwóch to było aż nadto miejsca by się ściskać na jednym siedzeniu.

 

- No nie, to nie wszystko z tą romantycznością. No ale widzę, że naprawdę masz z tym problem. - stary kinoman pokiwał w zamyśleniu głową zastanawiając się jak jeszcze można by ugryźć temat.

 

- Eejj! Ja nie mam żadnych problemów jasne!? Ani z romantycznością ani niczym! - Paul wciął mu się ostro w słowo wskazując go oskarżycielsko palcem. Stary pierdoła uniósł w górę ręce w obronnym geście nie szukania zwady. - Tylko ona coś mnie się czepia. W ogóle nie wiem o co jej chodzi. Coś mi miauczy, że tam właśnie nie jestem romantyczny czy ki chuj. No to kurwa masz tyle tych filmów i ci jeszcze przywiozłem to się kurwa pytam normalnie o co chodzi z tym romantyzmem i by do foczy dotarło, że kumam czaczę ok? - Paweł też się irytował, że po raz kolejny musi tłumaczyć po co tu już późny ranek siedzi z tym pierdołą zamiast robić coś ciekawego. Ścigać się na Przecinaku, załatwiać interesy, rozwalać coś czy kogoś no albo właśnie bajerować Dżo. Tylko Dżo coś ostatnio wyskoczyła mu z tym romantyzmem i kompletnie nie wiedział jak cholerę teraz ugryźć. Ale jak tu przyjechał i zobaczył na jakimś plakacie "komedia romantyczna" to mu się przyszło do baniaczka, że może film jakiś o tym jest co będzie wiadomo o co tu biega. Przecież nie czytałby jakiś głupich książek nie? A tu kurwa nawet z filmami nie było łatwo.

 

- Dobrze, dobrze, spokojnie. - starszy próbował uspokoić młodszego. Milczał chwilę gdy umoczył usta w chłodnym piwie. Fajne było te Vegas. Było światło to i lodówki działały. - Dobrze, to może inaczej. Na przykład spacer boso po plaży jest romantyczny. Wiesz, tak we dwoje, przy zachodzącym Słońcu. - dziadek spróbował z innej strony.

 

- Spacer po plaży? Boso? A koniczenie boso? Po co zdejmować buty? Poza tym wiesz, no piachu to tu wszędzie od cholery ale z wodą to już kurwa trochę gorzej. Po samym piachu też się liczy? I w sumie to daleko trzeba iść? Długo? Trzeba do czegoś dojść tak w ogóle? - Podolski pokiwał uważnie głową słysząc kolejny pomysł starego. No brzmiał już lepiej. Ale jak go wziął na tapetę okazało się, że jest sporo niejasności. Łatwo się było wkopać. Najgorzej z tą wodą. Skąd do cholery na tej pustyni miał wziąć jebaną wodę z plażą?! Piachu było pełno i w mieście i poza no ale woda to już był towar dość deficytowy.

 

- Właściwie chodzi o przebywanie z drugą osobą. Wiesz, tak sam na sam. Cieszyć się z bliskości drugiej osoby. Przeżywać to razem. - dziadek podjął edukacyjny trud wyjaśnienia młodemu umysłowi co jest grane z tym spacerem. Młodszy z mężczyzn zadumał się na chwilę z oznaką myślenia na twarzy.

 

- Ej no to ja jestem romantyczny jak chuj! Zawsze się cieszę jak jestem z Dżo. I przeżywamy to razem. Ale nie czaję po chuja łazić na ten piach. Jak zostaniemy w pokoju albo obozie to też się liczy? Przecież będziemy sami. - Polak nie do końca był pewny czy dobrze pojął to o czym mówił gospodarz. Ale jeśli chodziło o bycie we dwójkę no to tym bardziej zgadzało mu się, że Dżo się go czepia. Bezpodstawnie! Przecież był taki kurwa romantyczny no dokładnie tak jak ten stary tu nawijał.

 

- Eee... Hm... Dobra, zostawmy ten spacer. Można spróbować inaczej. Na przykład świece. Świece są romantyczne. - stary poczochrał się po skołtunionej szarej czuprynie i westchnął popijając kolejny łyk z browara. Paweł upił swój łyk ze swojej butelki.

 

- Świece? Świece są romantyczne? Znaczy świece zapłonowe? - a nie mówiła. Po co jej świece? Ale jak lubi to czemu nie powiedziała wcześniej? Przecież by jej załatwił. Choć nie miał pojęcia jak powiązać świece zapłonowe z romantycznością. W życiu by na to nie wpadł. Ale jeśli o to chodzi to nie było problemu! Mógł jej nawet całe pudło świec zapłonowych załatwić. Żaden kurwa problem. Nawet w sumie by dość fajnie wyszło, w sumie to znał taki jeden warsztat gdzie...

 

- Nie, nie, nie, żadne świece zapłonowa! No co ty... Zwykłe świece. Takie do świecenia, do palenia, by światło było no takie zwykłe. - starzec zakaszlał i szybko próbował wyprowadzić gościa z błędu. Ten dedukował o co mu chodzi. Taka zwykła świeca? To gdzie był myk?

 

- Ale co? Tą zwykłą świecę to trzeba zrobić z zapłonowej? No wiesz, trzeba by trochę podłubać ale chyba by się dało... - Przecinak odpowiedział niepewnie po chwili wahania. Powinien dać radę. Jak nie to chyba Destylator albo Kowboj powinni dać radę. No taka przeróbka już miała sens bo nie była taka oczywista. Nie wpadłby na to gdyby mu ten dziadyga nie objaśnił.

 

- Jeezuu... - jęknął kinoman jakoś tak smutno i żałośnie, że przerwał Polakowi i ten się stropił. Nie był pewny ani co myśleć, ani co robić, ani co mówić więc czekał aż tamten rozwinie jakoś temat. - Jak zapalisz świece i jesteście we dwoje to świece robią romantyczną atmosferę. Robi się miło no i przyjemnie. To relaksuje, odpręża, sprawia, że czujemy się bezpiecznie no i właśnie jeśli jest kobieta z mężczyzną to robi się romantycznie. Wiesz, dużo kobiet lubi świece. - dziadek zaczął wyjaśniać dalej jak to jest z tymi świecami i ich wpływem na romantyczność.

 

- Aaaa! To czekaj to wczoraj było romantycznie! - Paweł prawie krzyknął wskazując trzymaną butelka na rozmówcę. Wreszcie coś miał! - Zajęliśmy taki motel, my z Dżo wzięliśmy pokój na solo bo pełno było nie? No i tam ktoś zostawił świece to rozpaliliśmy. To ten, to było romantyczne nie? - wyjaśnił gospodarzowi dzieje swojej przygody z romantyzmem.

 

- No nieźle, nieźle. A co robiliście potem po rozpaleniu tych świec? - dziadek też wydawał się być zaciekawiony co się działo dalej.

 

- No pogadaliśmy trochę a potem ja miałem wartę to poszłem. - Paweł powiedział jak było trochę zaniepokojonym głosem, że znowu może być coś nie tak.

 

- Ehh... No to nie byliście razem. No to raczej nie wpisuje się w romantyczny standard. - wyjaśnił ostrożnie gospodarz niosąc gościowi niezbyt radosną wieść.

 

- Ej no co? Wartę miałem! Moja kolej była. Co zrobię, kolejka jest. - wzruszył ramionami rozkładając bezradnie ręce. Na tym przecież to polegało, że mieli dyżury to każdy mógł trochę pospać spokojnie. - Poza tym do dupy te twoje rady. Ja ci tyle rzeczy powiedziałem jaki jestem romantyczny a tobie się nic nie podoba. Gorzej jak z babą. Pytam się normalnie to mi kurwa coś czarujesz cały ranek, puszczasz jakieś durne filmy i kurwa nic z tego nie wynika. Jestem tak samo głupi jak wcześniej. A coś mi świta, że nie jestem całkiem głupi więc chyba to twoje tłumaczenia są chujowe. Pytam się ostatni raz o co do chuja chodzi z tym romantyzmem!? Tak kurwa krótko, jednym zdaniem a nie jakaś cwaniacka gadka szmatka! - Paweł miał już dość. Coś czuł, że nawet jakby spędził z tym starym cały dzień to pod wieczór nadal nie wiedziałby o co do cholery biega z tą romantycznością. Więc wóz albo przewóz.

 

- Chodzi o to by ona poczuła, że robisz coś dla niej. Że ci zależy. Że zależy ci tylko na niej i robisz coś dla niej czego nie robisz dla nikogo innego. - kinoman struchlał widząc wybuch swojego gościa ale przemyślał pytanie przez chwilę i ostrożnie odpowiedział patrząc nieco z obawą na swojego agresywnego gościa.

 

- Ej. Serio? Tylko tyle? - Paweł był naprawdę zaskoczony. To jak tak to był domu! Ten romantyzm to jednak był prostszy niż sądził. O co tu tyle szumu? Ale jak tak, to miał za złe Dżo bo w sumie na serio się go czepiała. - No to mówię ci, że jestem romantyczny jak chuj. - kiwnął z przekonaniem głową. - No zobacz nawet ostatnio. Paliwo załatwiłem. Lotnicze z wojskowych magazynów. Koleś zarzekał się, że nie i nie ale jak co do czego to go zbajerowałem. I kućwa całe dwa kanisterki lotniczej oktanówki. I kurwa pod Bogiem mówię ci, że co do kropelki oddałem jej połowę. Jak żadnej innej. A wiesz jej maszyna niezła jest ale nie ma takiej różnicy jak u mnie na Przecinaku. Wiesz jakiego on ma kopa na lotniczej? Człoowieeniuu! Zrzuca z siodła! I wiesz jak mnie bolało jak jej oddawałem? Normalnie jakby tam do jej baku własne serce i duszę przelewał. Takie marnotrawstwo. Jej maszyna to tak coś ją targnie trochę mocniej ale nie to co Przecinak. U niego to naprawdę widać różnicę. Ale kurwa myślę sobie no nic to. Dla mojej foczy... No kurwa niech stracę... I słowa jej nie powiedziałem jak jej dawałem ten kanisterek. A wiesz by była jakąś tam foczką pomieniałbym co trzeba nawet by nie wiedziała co jest grane. Więc kurwa co? Romantyzm jak chuj nie? - spojrzał bystro na starego z wyraźnym triumfem. Wreszcie go miał! No i co? Będzie musiał przyznać, że Paweł jest romantyczny jak kurwa chuj i tyle! Jak to nie dba o swoją foczę? Jak to nie traktuje jej specjalnie i wyjątkowo? No teraz to starego załatwił. I będzie ok. Teraz jakoś się z Dżo ułoży i będzie git.

 

- Eee...No wiesz... No niezupełnie o to chodziło... - stary z ociąganiem i bardzo ostrożnie odpowiedział kryjąc twarz i siebie za łykiem z butelki. Polak w skórzanej kurtce spojrzał na niego przez zaciśnięte zęby. Ten szybko więc podjął wątek by jakoś zejść z niebezpiecznego momentu. - Znaczy wiesz, to na pewno bardzo miłe co zrobiłeś i sporo cię to kosztowało no ale... Chodzi o coś specjalnego. Wiesz, żeby ona poczuła się zajebiście. Tak jak żadna inna kobieta na świecie. No jak królowa balu i księżniczka. Wiesz, kobiety lubią takie sprawy. Jakiś detal czy coś co zrobisz albo powiesz, że to tak właśnie dalej, taka promocja na tle innych by było wiadomo, że jest dla ciebie kimś wyjątkowym. - stary szybko nawijał ale rozmowa w końcu się urwała bo Paweł przypomniał sobie, że promocja to chyba taka wyprzedaż była po obniżkach jakiegoś przeterminowanego czy felernego towaru i niezbyt mu się to porównanie do jego Dżo spodobało więc stracił do reszty cierpliwość do starego i jego głupiego gadania.

 

 

---

 

Sklep Wonga; przedpołudnie

 

 

Jechał Przecinakiem przez puste, zaludnione, na wpół puste i na wpół zaludnione i ulice i mijane domy. Stary go w sumie wkurzył. Stracił cały ranek u niego i niewiele to mu coś wyjaśniło. A mimo to jechał ułamkiem mocy Przecinaka i zastanawiał się mimo wszystko na tym co wałkował z tym kinomanem cały ranek. A może coś miał trochę racji? Tego z piachem nie kumał za cholerę i nie będzie ja ta ćwiara machał tyłkiem. Świece zapłonowe. No to był konkret co rozumiał. Coś z silnika co mu się kojarzyło konkretnie. Nie był pewny jednak jak to ma się do romantyczności Dżo. Ma jej dać świece żarową i będzie dobrze? No zapaloną bo to robi romantyczną atmosferę. W sumie mógł. Z tego co tamten nawijał to się wydawało najprostsze. No i ta wyjątkowość. Miał zrobić czy dać dla niej coś co nie dał dla innych lasek? I nie chodziło o paliwo czy prochy? No to kurwa o co?!

 

Jechał, jechał i nagle jakiś palant się zatarasował przed nim. Paweł bezmyślnie zatrzymał się leniwie rozglądając się i zastanawiając czy to będzie prędzej poczekać czy zawrócić i objechać tego frendzla. Ale jak się rozglądał wzrok zawiesił mu się na wystawie sklepu. To było to! To było coś wyjątkowego, zajebistego i specjalnego! Spojrzał na komplecik koronek prezentowany na jakimś udekorowanym manekinie. Zajebisty! Ale na Dżo by wyglądał jeszcze bardziej zajebiście! Staremu na pewno o takie coś chodziło! Ucieszony Paweł kopnął motor i z ułańską fantazją wierzgnął nim o parę długości zatrzymując się przed sklepem. Zeskoczył zwinnie i wparował do środka. Widział jakieś azjatyckie laski i jedna z nich podrobiła rączkami do niego pytając się czym może służyć.

 

- Tamten komplecik z wystawy. Chcę go. Dla mojej foczy. Co za niego chcecie? - zaczął podjarany wskazując wesoło ręką na ten jeden z ubranych manekinów na wystawie. Azjatka spojrzała w tym kierunku i grzecznie skinęła główką.

 

- Ale to tylko wystawa. Ale proszę pana mamy tutaj mnóstwo, różnych, bardzo ciekawych i wyjątkowych... - zaczęła mówić sprzedawczyni. W sumie zorientował się, że chyba to był po części sklep, po części salon masażu i pewnie więc i burdel.

 

- Nie, nie, mama - san. Chcę ten komplecik z wystawy. Co za niego chcecie. - wciął jej się w słowo zniecierpliwionym głosem wykonując przeczące ruchy i głową i dłonią. Nie interesowało go tu nic innego! Tylko ten zajebisty komplecik z wystawy dla Dżo.

 

- Ale przykro mi proszę pana ale to jest wystawa. Nie sprzedajemy rzeczy z wystawy. Ale naprawdę mamy mnóstwo innych i na pewno znajdziemy panu coś równie odpowiedniego. Dla kogo pan szuka takiej bielizny? - zapewniła go sprzedawczyni czy kim ona tu była mówiąc wciąż uprzejmym i łagodnym tonem.

 

- Przecież mówię. Dla mojej foczy. I przecież mówię mama san. Nie chcę nic innego. Chcę ten komplecik z wystawy. Grzecznie pytam co za niego chcecie. - w ton, minę i styl Polaka wdarła się już wyraźnie widoczna nieprzyjemna irytacja. Co ona robi problemy?! Co ona opóźnia?! Przecież kurwa grzecznie prosi jak na białego człowieka przystało! I do cholery mówi jej po co tu przyszedł to co głupią udaje!?

 

- Proszę pana ale nie sprzedajemy rzeczy z wystawy. Takie są zasady tego lokalu. Naprawdę mi przykro ale jeśli możemy panu jakoś wynagrodzić to... - mała azjatycka kobietka nadal mówiła tym cichym, skromnym, grzecznym głosem który już też dodatkowo zaczynał wkurzać Podolskiego.

 

- No pewnie, że możesz mi wynagrodzić mama san. Kto ustala zasady tego lokalu? Jakiś szef? - znów jej przerwał kobiecie widząc, że z nią nic sensownego nie załatwi. Ale pojawiła się inna opcja gdy kiwnęła potakująco głową w pytaniu o szefa. - No i kurwa zajebiście. Daj go tutaj. - kiwnął też głową kończąc swoją wypowiedź.

 

- Bardzo przepraszam ale w tej chwili szefa nie ma. Jeśli możemy panu jakoś pomóc... - zaczęła znowu swoje grzeczne mamrotanie mama san ale znów coraz bardziej wkurzony Podolski jej się wciął.

 

- Dość tego mama san. - wykonał uciszający gest ręki. - Jestem Przecinak. Chcę ten komplecik z wystawy. Dla mojej foczy. Przyjadę po niego wieczorem. Gadaj z kim chcesz ale ja po niego przyjadę wieczorem. - wskazał znowu na manekina na wystawie. Nawet rozważył czy by po prostu go nie zabrać. Kto by go powstrzymał? Te dwie czy trzy lalunie co było je tu widać? Ale jakoś uparł się załatwić sprawę w cywilizowany sposób. Skoro chodziło o ten durny romantyzm dla Dżo. Wyszedł więc zostawiając za sobą spłoszoną mama san i odpalił Przecinaka.

 

 

Sklep Wonga - wieczór

 



Przecinak znów zaparkował przed znanym już sobie sklepem. Już było ciemno i Miasto Neonów oddawało swoją nazwę i wyjątkowość w pełni zauważalnie. Choć w tym sklepie dominowały ciepłe barwy lamp, lampionów i innych takich cudeniek. Nie wszedł do sklepu w dobrym humorze bo od razu zauważył, że "jego" manekin jest przybrany teraz jakimś badziewiem a nie "jego" komplecikiem jaki upatrzył sobie dla Dżo. Ale postanowił nie zaczynać o awantury. Może zdjęli by mu przygotować? Trzeba było być optymistą nie?

 

- Jestem. Gdzie mój komplecik? - zapytał ledwo gdy dzwoneczek u drzwi wciąż drżał po jego wejściu. Mama san wyszła znowu na jego spotkanie tak samo jak rano. Wskazał kciukiem za siebie w stronę wystawy nie spuszczając wzroku z drobiącej ku niemu Azjatki.

 

- Tamten komplet bielizny jest w tej chwili na zapleczu. Ale rozmawiałam z szefem i niestety możemy zaoferować panu całkiem spory asortyment naszych wyrobów ale nie tamten. Tamten nie jest na sprzedaż. - mama san mówiła cicho i grzecznie jak i rano. Wydawała się uprzejma ale Paweł wyczuwał, że jest spięta. Jakby spodziewała się awantury. Kłopotów nawet. Widać była całkiem doświadczoną kobietą i znała się na ludziach. Pewnie dlatego też w rogu stał jakiś wygolony chłystek z warkoczykiem. Jakoś ta w pozie ochroniarza lokalu i po wypukłości na brzuchu pod ubraniem Podolski zgadywał, że miał tam gnata. No ale on sam też miał. I zamierzał zrobić awanturę.

 

- Nie jest na sprzedaż bo jest zajebisty nie? Unikalny i specjalny. No i kurwa właśnie dlatego go chcę dla mojej foczy. Chodzi o romantyzm mama san. Jak mężczyzna dla kobiety. To może uratować nasz związek. To dla nas bardzo ważne. Dla mnie kurwa jest to bardzo ważne. Dlatego mama san muszę mieć ten komplecik. - Paweł wyłuszczył sprawę o co biega. Liczył, że może ta skośna też jest romantyczna, może nie tak bardzo jak on no ale kurwa chociaż trochę. Że skuma jako laska. I jego tragedię w jaką Dżo go wpakowała i w ogóle może nawet samą Dżo no i kurwa, że będzie człowiekiem a nie skośną małpą.

 

- Proszę poczekać. Ja poproszę szefa. - powiedziała po chwili trawienia jego wypowiedzi mama san. Odwróciła się i podreptała gdzieś na zaplecze. Paweł skorzystał z okazji i rozejrzał się po frontowej części lokalu w jakiej był. Poza tym skośnym co miał dziwne uczucie, że jest tu w związku z jego zapowiedzianą wizytą, była jakaś jedna skośna za ladą, nawet w sumie fajna i druga co gdzieś tam coś tam robiła. Ale miał wrażenie, że wszyscy są spięci i mają na niego baczenie.

 

- Dobry wieczór panu. Jestem Wong i jestem tu szefem. - przedstawił się niski, łysiejący żółtek jaki przybył z powracającą mamą san. - Sprawa jest mi znana ale niestety nie możemy sprzedać tego kompletu o jakim pan mówi. Mamy za to mnóstwo innych i jestem przekonany... - Azjata zaczął gadkę w podobnym stylu jak ta skośna dotąd ale już na początku powiedział co najważniejsze więc Podolski dalej nie słuchał.

 

- Niby dlaczego? Nie jest już na wystawie. Jestem Przecinak. Chcę ten komplecik dla mojej foczy. Mówcie co za niego chcecie. Nie wyjdę stąd bez niego. - Paweł przestał się bawić w grzeczności i skrócił sprawę. Albo się z nim wymienią albo sam weźmie. Sprawa się trochę skomplikowała jak go chujki schachmęciły z wystawy ale nic to. Jak będzie trzeba to go kurwa znajdzie. Kwestia po ilu trupach ale znajdzie.

 

- No cóż panie Przecinak, skoro tak pan stawia sprawę... - Wong odpowiedział po chwili i jakoś nie zabrzmiało to zbyt przyjaźnie. - Właściwie to jest pewna możliwość. Może porozmawiamy w moim biurze? To raczej poufna sprawa. - Azjata odsunął się nieco i zachęcająco wskazał na drzwi przez które dopiero co przeszli z mama san.

 

- Ja jestem tutaj. Masz do mnie interes to mów tutaj. - odparł Paweł wracając spojrzeniem od drzwi do twarzy szefa lokalu. Odpowiedź mu się wyraźnie nie spodobała. Ale Podolskiemu nie uśmiechało się pakować w głąb jego terenu z chuj wie iloma fagasami skrytymi po kątach. Spiął się zastanawiając się czy tamten da sygnał do ataku czy sam sprowokuje do ataku Podolskiego. Ale nie. Tamten zaczął mówić o co chodzi.

 

- Dobra kurwa to ja załatwiam sprawę a wy dajecie mi ten zajebisty komplecik dla mojej foczy. Jak mnie wyrolujecie to was kurwa też załatwię. Jestem Przecinak. - Paweł zgodził się ale ostrzegł skośnych jakby ich głupie myśli nachodziły. Jednak oni też się zgodzili. Więc wyszedł na ulicę, odpalił Przecinaka i odjechał w głąb nocnego, miejskiego życia w Vegas.

 

 

Wytwórnia narkotyków; wieczór

 

- Ale mnie cwel wyrolował. - burknął niezadowolonym głosem Polak. Siedział na siodełku Przecinaka i sklecił kolejnego skręta. Przy okazji obserwował budynek w środku, palił kolejne skręty i obserwował. I im dłużej obserwował, im więcej wiedział to tym bardziej się wkurzał na tego cholernego Wonga. No i na siebie, że tak łatwo dał się wyrolować. Toż to była jakaś twierdza!

 

Przejechał zwyczajnie z jednej strony i potem z wolno z drugiej. Poobserwował z ulicy, chodnika, z głębi budynków i bram. I zżymał się coraz bardziej gdy odkrywał kolejne przeszkody i zawady. Zaczęło się od płotu. No z kolczatką na górze ale przeskoczyłby przy cichej akcji. Przy głośniej Przecinak by staranował tą przeszkodę. Ale już nie dałby rady ścianom i kratom na parterze. Na piętrze były słabsze i tam by pewnie sobie poradził jak i z płotem. Ale tam nie było żadnej rampy by doskoczyć. Mógł się wbić przez drzwi. Ale tam stało dwóch palantów z automatami nie był pewny czy zdąży ot, tak prując im pod lufy. Mogliby się poczuć czy co dajmy na to ostrzelać go czy nawet trafić co już mogło być dość przykre dla niego.

 

Więc cicha akcja. A po dachu łaził strażnik. Dałby pewnie radę wyczaić moment ale kurwa wewnątrz luźne psy latały. Dałby radę je skroić ale no właśnie strażnik by się skapnął widząc ciała albo nie widząc psów czy słysząc skowyt konających zwierząt. Gdyby ktoś wchodził mógłby go zdjąć i się podszyć choć na tyle by się zbliżyć. Ale nikt jakoś się tam nie kwapił. I chuj. Ta cholerna wytwórnia prochów wydawała się nie do ruszenia.

 

Główkował czy ściągnąć resztę. Z ekipą pewnie daliby radę. I karabinek Cichego mógłby zdjąć strażnika, i Destylator mógł coś zapodać kundlom, i na zamki by Dżo coś pomogła i w ogóle by już się sensowniej zrobiło. No ale po namyśle doszedł do wniosku, że nie. Chodziło o komplecik dla jego laski. Sprawa była osobista. Indywidualna. I kurwa romantyczna jak chuj. Nie. Musiał ją załatwić sam. Osobiście.

 

- Chuj w to, wchodzimy frontowymi drzwiami. - powiedział spokojnie odpalając skręta i chwilę potem Przecinaka. Przeniósł Mac'a z olstra przy motocyklu za własny pasek. Było nie wygodne ale poręczne. I zamierzał podjechać kawałek a nie na trasę. Ruszył na wolnym biegu w stronę starego magazynu gdzie obecnie przerabiano półprodukty na gotowe prochy.

 

- Cześć. Jestem Przecinak. - powiedział na dobry wieczór do pary azjatyckich strażników zatrzymując i gasząc motocykl. Był jeszcze jeden myk zwiększający ryzyko. Może przypadek ale ci dwaj wyglądali mu na cholernych żółtków. Ten na dachu chyba też. Jeśli w środku też tak było to był lokal skośnych. Tamci ze sklep wyglądali mu na chinolską Triadę więc jak mieli coś do tych żalu to ci pewnie byli z Yakuzy skoro też skośnookie małpy. Nieźle go ten Wong wyrolował. Ale chuj. Za komplecik dla Dżo...

 

- Słuchajcie skośnookie małpy. - zaczął Podolski przechodząc przez chodnik i skracając odległość do drzwi. - Sprawa wygląda tak. Potrzebuję mieć komplecik dla mojej foczy więc wziąłem na was zlecenie. Mam tu wszystko rozjebać. - powiedział swobodnym tonem wieczornej pogawędki wskazując dłonią mniej więcej na ścianę budynku za plecami strażników. Ci zaś wytrzeszczyli te swoje skośne gały w zdziwieniu totalnym. I zaraz złapali mocniej w swoje łapy te swoje automaty.

 

- Ale, ale! Spokojnie. - podniósł do góry obie dłonie pulsującym ruchem w uspokajającym geście. - Możemy się dogadać. I załatwić sprawę polubownie. - powoli opuścił dłonie tak samo jak oni lufy. Czekali.

 

- Więc kurwa tak. Obcinacie sobie palce z tymi tandetnymi sygnetami. - wskazał gestem na charakterystyczne sygnety na ich palcach jako pierwszy warunek. To chciał Wong jako dowód. - Wasz szef ma dodatkowo obciąć sobie te pedalskie ucho z tym jego pedalskim wisiorkiem. - dodał drugi warunek polubownego załatwienia sprawy. Ucho też chciał Wong. Podolski zastanawiał się po co? Chyba nie zbierał na dodatki do zupy? - A potem na koniec podpalicie to wszystko. I jak ok to wtedy rozstajemy się jak przyjaciele. To co? Jak będzie? - Paweł był w końcu miłujacym pokój obywatelem i miłośnikiem dyplomacji i sztuki negocjacji. Dlatego nawet nim rozległy się pierwsze strzały był taki kurwa wspaniałomyślny i pokojowy. Ale oczywiście jak zwykle, trafił na złych ludzi. Lubujących się w naużywaniu przemocy. No tak się do nich przyjaźnie odezwał a ci od razu chwytali za broń! No to przecież musiał się bronić nie?

 

Na tych żółtkach dyplomatyczne petycje Pawła musiały wywrzeć odpowiednio mocne wrażenie bo patrzyli jakby w zaskoczeniu czy nawet panice to na niego, to na siebie nawzajem, nawet coś pojedynczo próbowali gdakać po swojemu ale też brzmiało to jak zaskoczenie. Jednak gdy skończył zrobili głupie ruchy łapami z automatami co Podolskiemu wystarczyło za uznanie to za wrogi akt deklaracji wojny z nim takim zażartym młośnikiem i obrońcą pokoju na świecie. Złapał lewą ręką za automat tego po lewej stronie opuszczając go w dół. Prawą zaś nogą wysoko kopnął podeszwą buciora w twarz tego po prawej. Protektor podeszwy zderzył się i zmiażdżył tkanki nosa, zagłebił się w wargi i torował sobie drogę dalej. Dalej jednak głowa Azjaty zaczęła od uderzenia uciekać w tył. Póki potylica nie przygrzmociła w drzwi. Wówczas but dokończył dzieła miażdząc wargi i krusząc zęby. Paweł zaś trzasnął prawą ręką w twarz tego po lewej co go na chwilę spacyfikowało.

 

Drugiej już nie miał bo w pojedynkę rzadko kto mógł dorównać Podolskiemu w zwarciu. Pięść Polaka trzasnęła w azjatycką twarz raz, i jeszcz raz. Tamten już trochę przytłumiony zaczął się zasłaniać dość skutzecznie ale wówczas Paweł kopnął go w brzuch swoim buciorem co zwinęło strażnika w scyzoryk. Polski ganger dobił go łapiąc go za pochyloną głowę i trzaskając kolanem w twarz. A potem jeszcze raz i jeszcze.

 

Tuż przy nim i od dołu rozległa się seria z automatu. Pociski wizgnęły tuż obok niego. Cholera! A chociaż chciał wejść po cichu! Odwrócił się by zobaczyć jak ten po prawej, wciąż siedząc tyłem na schodach i z zmasakrowaną twarzą trzyma automat posyłając kolejne pociski w jego stronę. Schylił się by stanowić mniejszy cel i jednocześnie kopnął tamtego jak podleci. Trafił akurat w jego ramię i siła uderzenia trząsnęła tamtym w drugi bok. Zachwiał się i przestał strzelać ale wciaż trzymał automat. Drugie kopnięcie, już tym razem w bok głowy, powaliło go na posadzce. Na wszelki wypadek powalonemu wrogowi, Paweł jeszcze na koniec z impetem zmiażdżył podeszwą bok głowy. Droga była wolna.

 

Drzwi okazały się otwarta ale ze dwa kroki za nimi były kolejne drzwi. Te jednak też o dziwo były otwarte. Podolski zobaczył przed sobą jakiś korytarz. Wszedł energicznym krokiem w głąb. Spodziewał się reakcji i pewnie komitetu powitalnego więc wyjął sprzęt. W prawej dłoni pojawił się jego Mac a w lewej łom. Długo nie czekał. Z jakieś pół korytarza.

 

Miał szczęście. Na końcu korytarza musiała być chyba jakaś większa sala, może nawet hala. Oczywiście rozświetlona jak to w Vegas. Cienie nadbiegających żółtków więc zobaczył na chwilę nim się pokazali zza zakrętu. Podolski zdążył przypaść za jakiś załom korytarza i wycelować w jeszcze przez moment pusty prześwit korytarza. Strzelił gdy dwie sylwetki pojawiły się ale jeszcze pewnie nie zdołały ogarnąć sytuacji w korytarzy. Korytarz przecięły wizgi automatu Przecinaka. Z kilkunastu kroków, stężenie ołowiu było zabójcze. Pierwszy obrany na cel żółtek padł jakby go sama śmierć ścięła. Drugi chyba oberwał ale tego Paweł nie był już pewny. Przekierowywał lufę w jego stronę, widział jak smugi pocisków ścigają cel, jak zaczynają szatkować podłogę i ściany wokół niego ale tamten mając ten ułamek sekundy więcej czmychnął za jakąś skrzynię znikając mu z pola widzenia. Czy go trafił czy nie tego Polak nie był pewny ale pewnie raczej tamten wciąż dychał.

 
Szybko się okazało, że jednak trafił mu się jakiś źle wychowany typ bo nie dość, że dychał, że się chował to jeszcze się odstrzeliwał! Cham jeden... W ten sposób tamten walił w głąb korytarza i musiał już zlokalizować improwizowaną kryjówkę Polaka bo jego pociski gęsto łupały po filarze za jakim się schował. Poza jednak obsypaniem odłamkami i pyłem ze starego, brudnego tynku nic Pawłowi nie zrobił. Sam Paweł też wytracił magazynek do reszty bo ten Mac miał kozacki power ale żarł te ammo na automacie jak głupi. Udało mu się potrzaskać dechy skrzyń za jakimi tamten się kitrał ale nie wiecej. Gdy ołów sypał po oczach a tamten co chwila się chował trochę utrudniało to Polakowi trafienie go. Zmienił mag a swoim automacie i doszedł do wniosku, że tamten go zablokował. Musiał coś wymyślić. Szybko! Bo coś się jakby więcej kroków i głosów zbliżało w stronę korytarza. Zaskoczenie się widocznie już skończyło i zaczynała się reakcja. Wiedział, że póki by ich wyłapywał po jednym czy dwóch powinno być w porządku ale całej zgrai musiał ustąpić. A nie miał zamiaru!
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline