Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-01-2017, 22:02   #31
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Knajpa, jak knajpa… Jagódka jakoś specjalnie lokalem się nie podniecała. Konie jednak… Zoofilką nie była, a przynajmniej takowych zabaw pamięć jej nie podsuwała, jednak zobaczyć takie okazy i to w gównianym D? Nic zatem dziwnego, że nie od razu ruszyła w stronę zapraszająco otwartych drzwi. Zamiast tego podeszła wpierw do zwierząt. Paskud, niezbyt zainteresowany konkurencją, w sposób nader wyraźnie dał do zrozumienia, że wolałby odzyskać wolność. Wolność tą zaraz też odzyskał, bo Szajbie jakoś się nie uśmiechało łazić z kolejnymi odznakami miłości futrzaka na ciele. Odsuwając kurtkę odetchnęła z ulgą. Jakoś nie przepadała za zbyt dużą ilością odzienia zakrywającego jej kształty. Wbrew temu co jej babcia Jaga stale doradzała. Skoro Bozia dała to przecież wstydzić się jego darów nie powinna, nie?

Konie jednak… Podpierając się pałeczką, wpatrywała się w te zwierzęta, jakby nie była do końca pewna czy to co widzi, widzi naprawdę.
- Konie! - Oświadczyła radośnie reszcie, jakby kto miał problem ze wzrokiem i sam ich zobaczyć nie mógł. No, chyba że faktycznie miała fazę i nie mogli. Obchodziło ją to jednak tyle co gówno, które owe konie produkowały.
- Dziadunio, konie - cieszyła się dalej, przytakując głową, w odpowiedzi na sobie tylko słyszalne słowa. - No widzę przecież, widzę. No ale… KONIE!

Nagle odwróciła się w stronę knajpy, jakby jej istnienie dopiero teraz dotarło do jej pogrążonej w chaosie głowy. Pałeczka uniosła się z ziemi i wywinęła młynka, poruszana zwinną dłonią swej właścicielki. Uśmiech Szajby zmieniać się począł, z dziecinnego niemal, przeradzając w coś całkiem przeciwnego.
- To my się z Twardowskim zabawimy - stwierdziła, a jej oczy zalśniły blaskiem, który zwykle nie wróżył niczego dobrego. - Ktoś jeszcze chętny?
I mimo, iż rzuciła owe pytanie do reszty, to wcale na odpowiedź czekać nie zamierzała. Zamiast tego ruszyła w ślady Kowalskiego, jednak po przekroczeniu progu, zamiast wparadować głębiej, obróciła się i stanęła za plecami mężczyzny, przyciskając do nich to, czego Ten Na Górze jej nie poskąpił. Nie pytając o zgodę oparła brodę na jego barku, a dłonie wsunęła pod jego kurtkę.
- Znalazłam - wyszeptała mu do ucha, nawiązując do chwil na placu zabaw. Goście w knajpie co prawda jeszcze na guzy nie zasłużyli, ale z posiadanej przez Szajbę wiedzy wynikało, że prędzej czy później zasłużą. Przy czym prędzej brzmiało w jej myślach o wiele lepiej.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 25-01-2017, 06:33   #32
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Paweł "Przecinak" Podolski - Szybciej! Mocniej! Głębiej!



Jechali, jechali, jechali aż dojechali. Paweł już tu był. Jak nie na tej ulicy to innej, jak nie na tym kwartale to sąsiednim a jednak jechali i jechali i choć nie wszystko się zmieniło to jednak sporo. Wiele nie poznawał. Wiele zapomniał. Wiele przypominał sobie dopiero gdy ponownie zobaczył. No i ogrom. Ogrom dawnej metropolii. Całe kilometry Ruin. Porzuconych wraków, stojących, leżących, walących się ale Ruin. Jedne za drugimi, niekończący się ocean najróżniejszych odcieni, kształtów, wielkości i odległości ale Ruin. Pierwsze wrażenie wjazdu do jakiegokolwiek dawnej metropolii zawsze go trochę przytłaczało. Nie mniej jednak minęli niskopienne przedmieścia, potem południowe podejścia do właściwego miasta, okolice Lincoln Park aż wreszcie znaleźli się na terenach opanowanych przez Schultzów co od razu widać było po bardziej cywilizowanym wyglądzie Ruin i jako takim porządku. Nawet szyby w zamieszkałej części Ruin bywały całkiem nierzadko.


Ale po paru kwękach i jękach dojechali do LGBT. Nie znał tego lokalu ale rozpiska jak się okazała skrótowca a nie nazwy dziwnej była dość obiecująca. Paweł wkroczył za Piotrkiem do środka i właściwie ocenił, że powinno być całkiem w porządku. Dostrzegł to gdy zauważył całkiem hoże dziewczę w kapeluszu i jakoś kojażącym się z westernowym klimatem.


http://orig04.deviantart.net/9e4d/f/...ry-d3h4ufp.jpg


Stała przy jakimś stole i rozmawiała kiwając głową z siedzącymi tam gośćmi. Paweł uznał, że jeśli w tym lokalu jest taka obsługa to nazwa nie kłamie. Wparował się więc do środka i musiał tylko trochę zrobić jeszcze więcej miejsca.


- Dzięki chłopaki za zajęcie nam miejsca. Ale już jesteśmy więc… - para młokosów zajmowała strategicznie ważne miejsca które gdyby znikli akurat by były dla nich wszystkich do obsadzenia w sam raz. Wiadomo. Nie był wieczór więc miejsc wolnych było sporo i do tłoku daleko. Ale co mu szkodziło dla własnej satysfakcji pogonić kota nie tylko Paskudzie? - Okey, możecie wziąć piwo, dobra robota z tymi miejscami. - Podolski widząc zdziwienie i wahanie na twarzy młodziaków pomógł im powziąć decyzję patrząc wymownie spode łba z przyklejonym mało sympatycznym uśmieszkiem i złapał za oparcia przechylając siedzenia tak, że musieli zasiąść czy nawet zeskoczyć z nich by nie rypsknąć na dechy podłogi. Obydwaj wydawali się mało szczęśliwi z takiego rozwoju wypadków ale widząc i jak Przecinak jest dla nich uprzejmy i że ma więcej kolegów ostatecznie uznali wyższość jego argumentów i poszli dalej gdzieś w kącik zżymać się na nowych brutali i drani przybyłych do tego przybytku.


Paweł zasiadł na wywalczonych w bólach miejscu i lustrował półki ze szkłem za barem. Szybko jednak znów ujawniła się jego wadliwa osobowość i nieprzyjemne nawyki. Ledwo paczka z biało - czerwonymi naszywkami się rozsiadła Paweł dał znać swoim scenotwórczym talentom.


- Ej ale czemu tak psujesz renomę tego lokalu? - zapytał przechodzącej obok baru blondynie wypatrzonej zaraz na wejściu. Wyglądała, że wracała z jakiś bocznych drzwi pewnie z kibla czy jakiegoś zaplecza. Przechodziła za plecami Polaka gdy ten ją zaczepił tą odzywką. Dziewczyna zatrzymała się patrząc zdziwiona na mężczyznę w skórzanej kurtce. Ten widząc, że focza nie kuma zaczął wyjaśniać dalej.


- Źle idziesz. Za daleko. Słuchaj jak mają cię klienci klepać po tyłku jak tak daleko idziesz. No sama zobacz. - wyjaśnił jej sięgając w jej stronę swoją dłonią i gdyby ona wyciągnęła swoją pewnie by mogli się złapać ale gdy tego nie robiła, a nie robiła, była poza zasięgiem dłoni Podolskiego. Blondyna prychnęła ni to z rozbawienia ni to z irytacji, pokręciła głową i zaczęła się odwracać by znów wznowić swój marsz.


- Hej, spoko, mówię ci to dla twojego dobra. Widzę, że masz spore atuty. - akurat gdy się zdążyła odwrócić mógł ją sobie obejrzeć też i z tyłu. I z tyłu też miała niezłe te atuty. - Ale zrozum ładna buzia i długie nogi to nie wszystko w tej branży. Ale mogę ci pomóc. Jestem dobrym człowiekiem. Mam miękkie serce i czułe oko do wschodzących gwiazd. Ale rozumiesz, wschodzących gwiazd jest wiele ale prawdziwych gwiazd już nie. Trzeba mieć w sobie to coś. To magiczne coś. - dziewczyna wciąż się uśmiechała i kręciła głową jakby nie dowierzała w to co słyszy. Widział jak się uśmiecha bo choć wciąż się oddalała od niego to z wolna i szła coraz wolniej cofając się tyłem i patrząc na niego koso. Czuł, że wstęp jest na tyle dobry, że ją zaciekawił. Inaczej poszłaby dalej. Skoro sprawa nie była przesądzona atakował dalej.


- No właśnie te magiczne coś. Magia zaczyna się od imienia. Więc zacznijmy od podstaw. Sprawdźmy czy jesteś magiczna i masz w sobie to coś. Powiedz mi jak się nazywasz? - zapytał rozkładając wyczekująco ręce i unosząc brwi. Czekał co powie, i jak, i czy cokolwiek.


- Gina. Jak Geena Davis - dziewczyna zatrzymała się i z wahaniem odpowiedziała w końcu na jego pytanie.


- O, i oczytana! Niezłe na początek. Ale no niestety trzeba nad tym imieniem popracować. Gina brzmi właśnie jak zwykła dziewczyna z baru jakich miliony więc no wybacz ale nie wpada zbytnio w ucho. Trzeba by to dopracować wiesz? No ale nawet po dopracowaniu musi pasować do ciebie i musisz czuć się z nim swobodnie i zwyczajnie je lubić. Więc musiałabyś mi poopowiadać co lubisz byśmy znaleźli coś takiego. No chodź, pogadamy. - machnął do niej zachęcająco ręką i czekał. Uda się czy nie? Widział, że się waha. Pewnie główkowała kim jest i jak bardzo ściemnia. Ale w końcu chyba nie wyglądało tak tragicznie bo podeszła na tych sarnich nogach do baru obok niego.


- Ty myślisz, że ja ci uwierzę? Pewnie każdej tak kit wciskasz. - spytała z wyraźnie zaznaczonymi wątpliwościami. Ale jednak podeszła i stała obok niego.


- Moja droga Gino. Teraz sprawdzamy czy jesteś magiczna. I masz w sobie to magiczne i specjalne coś. Ale jak chcesz zostać jedynie kolejną dziewczyną z baru jakich miliony to ja cię zatrzymywał i więcej zaczepiał nie będę. Daję ci szansę na życiowy przełom. Otwieram drzwi o jakich wcześniej nawet nie wiedziałaś, że są. Ale wejść musisz sama. Tego za ciebie nie zrobię. -
odparł całkiem spokojnie. Sam nigdy nie był pewny dlaczego zaczyna takie numery. Jakoś je dostrzegał i nie potrafił oprzeć się pokusie by nie spróbować. A gdy próbował to próbował maksymalnie angażując się całkowicie. Czasem sam się potem dziwił o jakie głupoty potrafił się ganiać, walczyć czy użerać. W sumie gdyby nie ta blondi pewnie zamówiłby piwo i tyle.


- No dobrze. To co dalej z tymi drzwiami? - rozmyślania przerwała mu Gina gdy też widocznie musiała przetrawić to co powiedział. I dalej stała obok niego.


- Na sucho ciężko się gada. Dziabnij. - machnął dłonią na wąsacza za barem wskazując trzy palce. - Nie bój się, szef nie będzie miał nic przeciwko. Prawda? - łypnął zakapiorskim spojrzeniem na faceta po drugiej strony baru. Ten spojrzał na niego z zdziwionych brwi ale polał trzy kielonki. Paweł udał, że nie dostrzega nieco zmieszania na twarzy kobiety. Widocznie zaskoczył ją ale nie na tyle by robić z tego scenę. Rozsunął napełnione kielonki dla Dżo, blondyny i dla siebie. Blondyna spojrzała na Dżo pytająco a potem takie same spojrzenie posłała na Podolskiego. - To jest Dżo. Moja dziewczyna. - wyjaśnił bez zgrzytu wahania motocyklista.


- Cześć. Jestem Gina. - przywitała się z Dudą blondyna w kapeluszu. Potem szkło śmignęło do góry i wróciło lżejsze z powrotem na blat stołu. Paweł swoim zwyczajem stuknął dnem kielonka dość głośno.


- I właśnie widzisz w tym jest problem Gina. - zaczął mówić Polak nakierowując na siebie od razu uwagę blond kelnerki. - Słyszysz jak to brzmi? Te twoje “cześć, jestem Gina”? Ładnie i przyjacielsko no ale zwyczajnie i monotonnie. Bardzo zła kombinacja dla przyszłej gwiazdy. Jako twój manager zdecydowanie ci to odradzam. Po co sobie komplikować życie? No ale jako twój manager będę zmuszony utrzymać profesjonalny poziom usług czyli pobierać prowizję. Ale nie przejmuj się na razie sobie przyjacielsko rozmawiamy i o finansach porozmawiamy później. - uspokoił ją widząc, że niepotrzebnie zbystrzało jej spojrzenie gdy zaczął się temat hajsu. Zupełnie jakby sprawdziło się jej jakieś podejrzenie, że jest oszustem czy inne takie brzydkie myśli.


- Ale teraz rozmawiamy po przyjacielsku? Za darmo? - brwi blondi powędrowały do góry gdy na twarz spłynęła czujna podejrzliwość.


- Naturalnie Gina, naturalnie. Pierwsze konsultacje są zawsze podobne i naprawdę wiele trzeba ich przeprowadzić by wyłuskać prawdziwą gwiazdę. Byłoby i stratą czasu i bardzo nieuczciwe pobierać prowizję od tylu młodych dziewczyn co może i mają atuty jak i ty czy nawet większe ale niestety nie mają w sobie tego magicznego czegoś. Wówczas na takiej jednorazowej i darmowej konsultacji się nasza znajomość kończy. Nie ma drugiej szansy. Brutalne no ale uczciwe. Ja zawsze stawiam na uczciwość. - Paweł przybrał smutny i tak bardzo profesjonalny ton jaki dał radę. Dziewczyna słuchała z coraz większymi oczami jakby naprawdę łyknęła wszystko jak leci.


- A myślisz, że ja mam w sobie to coś? Nadaję się na gwiazdę? - spytała zupełnie jakby była już naprawdę zaciekawiona albo nawet przejęta. Potem zaczęła się gadka. A dziewczyna się w nią wczuła i zaczęła opowiadać o sobie jakie to rzeczy lubi lubić i jaka jest wyjątkowa. Paul prawie się nie odzywał i wyglądał jakby słuchał choć jak bardzo wyjątkowa może być kelnerka z choćby najlepszymi cyckami? W końcu już naprawdę przejęta musiała skoczyć za potrzebą.


Czarnowłosa kobieta z kaskiem ZOMO na kolanach też milczała, patrząc ostentacyjnie w stronę baru i całą postawą dając do zrozumienia jak bardzo w dupie ma kelnerkę i nawijkę Przecinaka, z nim samym na czele. Wybijała na obtłuczonej niebieskiej powierzchni hełmu rytm. Krzywiła się przy tym jakby jej coś lewak zdechł pod nosem i musiała patrzeć jak się kurw rozkłada złośliwie tuż obok. Laska się wdzięczyła, Paweł pewnie chował w gaciach stojącego drąga, a Dudę wkruw brał od przodu, od tyłu i pod każdym możliwym kątem. Siedziała jednak na dupie w olewczej pozie, aż do momentu jak tamta sobie polazła. Ale wtedy też nic się nie zmieniło w jej podejściu i postawie.


- Co się fochasz Dżo? - spytał Paweł wracając do zwyczajowego tonu i patrząc na profil kobiety w kasku.


- Nie focham się - odpowiedziała nawet na niego nie patrząc.


- No to jak się nie fochasz to spójrz na mnie. - powiedział patrząc na jej profil.


Dżo obróciła powoli głowę, wciąż z tą samą miną i uniosła brew, czekając sama nie wiedziała na co, ale z pewnością coś wkurwiającego. Z miną pod tytułem “przecież patrzę” tkwiła na krześle, wygrywając palcami rytm na kasku jakby intensywniej.


- O. I zajebiście. Wiesz, że z frontu wyglądasz dużo lepiej niż z profilu? Dawaj, dziabniemy po maluchu. - machnął znowu na kolejkę do barmana by poleciała kolejna kolejka. Poczekał aż szkło się napełni i uniósł szkiełko w górę. - Dawaj Dżo. Za nas. - wyszczerzył się do niej zwyczajowym wyszczerzem.

- Z Giną się napij - burknęła nie robiąc najmniejszego ruchu w kierunku kielicha. Zamiast tego odłożyła hełm i wyciągnęła harmonijkę, zaczynając na niej przygrywać smętną melodię Rybiego Puzonu.

- Z pozycji do robienia loda pewnie wygląda jeszcze lepiej niż… a pierdol się, Podolski - warknęła robiąc przerwę i podjęła grę.


- Rany daj spokój. Co sie fochasz? Bajerowałem ją tylko. Sama widziałaś. - zirytował się widząc, że focha się dalej.


- Widziałam. Znowu - przyznała rację grobowym tonem i powróciła do gry.


---




Sprawy zaczęły się komplikować gdy Gina opuściła główną salę. Paweł poczuł jak coś ociera się o jego nogę. Coś! Bez patrzenia wiedział co! Musiał być szybki jak błyskawica bo wiedział, że Paskud długo się tak nie pomyli. Pewnie liczył, że jego rasowy wróg się schyli czy co by go kopnąć, złapać czy odgonić ale nie ma głupich! Paweł ze złośliwą satysfakcją kopnął czarną cholerę i z jeszcze większą poczuł jak parokilogramowy ciężar zaczyna opuszczać jego nogę z początkiem kociego miauczącego lamentu. Dorwał kociego gada!


Ale właśnie wówczas sprawy zaczęły się komplikować. Odruchowo jakoś dostrzegł w lustrze Szajbę i liżącego się na barze Paskuda. Bestia wyczuła instynktownie spojrzenie swojego wroga rasowego i zamarło posyłając mu czujne i złowieszcze żółto - czarne ślepia. Nawet z pyska wystawał mu koniuszek znieruchomiałego języka. ~ O kurwa to co ja kopnąłem?! ~ głowa Polaka błyskawicznie powędrowała w stronę rozmazanej rudej smugi. Rudej?! Zwierzak poleciał przez salę i wylądował na jakimś facecie. Ten i warczący pocisk zakotłował się by po chwili rudy sierściuch czmychnął a ludzie zaczęli rozglądać się i za zwierzakiem i za tym skąd ich napadł. Paweł nie był głupi. Też rozglądał się za tym kto rzucił tego głupiego kota.


- Przecinak widziałeś?! Ktoś rzucił moim kotkiem! - zamieszanie by może i ucichło no ale wpadała rozgorączkowana Gina i narobiła rabanu. Za kopnięcie głupiego sierściucha?! I to był jej sierściuch?! A nie mógł być czyjkolwiek inny?!


- Spokojnie Gina zajmę się tym. - uspokajająco uniósł rękę i wstał ze swojego miejsca. - Dobra kto kopnął tego biednego kotka? - krzyknął po sali rozglądając się wyzywająco po twarzach. Ludzie patrzyli w zamieszaniu to na siebie nawzajem, to na niego i szmer rósł. - No pytam się! - huknął ponownie łypiąc na najbardziej szmerowych. Sporo twarzy odwracało wzrok od jego spojrzenia. Czuł, że ludziom zbytnio nie zależy na kłopotach w imię jakiegoś, obcego kota więc liczył, że szanse na wyślizganie się są duże. Ale Gina uparła się zjebać sprawę.


- Przecinak a skąd wiesz, że ktoś go kopnął? - zza jego pleców doszło go blond pytanie. A miała być taką łatwą głupią blondynką! No tak dobrze jej szło i zjebała. Odwrócił się do niej i dostrzegł znów na twarzy rosnący poziom podejrzliwości o niecne zachowanie. Jak ona mogła być tak niewdzięczna?!


- Tak mi się wydawało Gina. Ale nie jestem pewny kto to się pytam. - wyjaśnił tonem skrzywdzonej niewinności wskazując dłońmi na swoją opancerzoną samoróbkowym pancerzem pierś. - No daj spokój Gina. Ja kocham zwierzeta. Zwłaszcza koty. Nie skrzywdziłbym żadnego. My też mamy kota. O tam. - wskazał na miejsce przy Szajbie gdzie przed chwilą lizał sobie miejsce pod ogonem Paskud ale oczywiście złośliwej gnidy już tam nie było. Blondi spojrzała właściwie na Szajbę ale nie dostrzegła zwierzaka.


- Gdzie jest mój kot? - spytała patrząc z powrotem na Przecinaka. Co za zouza. Patrzyła jakby nagle stał się ucieleśnieniem całego zua tego świata. Ale była nadzieja.


- O tam jest, zobacz! I Paskud! To nasz! Widzisz? Będą kolegami! - nagle przy podłodze baru dostrzegł rudego sierściucha. I dostrzegł również sierściucha Szajby. Dopiero gdy ich wskazał zorientował się, że dwa sierściuchy chyba właśnie nie zamierzały zostać kolegami. Stały naprzeciw siebie wpatrzone w słup jeden w drugiego, ogony miały sztywne jakby tam im w środek ktoś kij wsadził a sierść nastroszyła się i oba warczały na siebie coraz głośniej próbując przepłoszyć jeden drugiego.


- Przecinak! One się zaraz pobiją! Zrób coś! - pisnęła blondi jakby naprawdę bała się o stan sierściucha. Paweł nie wiedział dlaczego. Wyglądał jakby był trochę większy od Paskuda. Może spuści mu łomot w jego imieniu? A jak nie no to co? Paskud spuści łomot rudemu. O co tu panikować? Ale wtedy miał przebłysk geniuszu. Gdy zobaczył, że odkąd zaczął się drzeć a dołączyła do tego jeszcze cycata blondyna i para sierściuchów w naturalny sposób byli w centrum uwagi w saloonie. I była walka! I byli w Det! No pewnie, że wiedział co trzeba zrobić!


- No pewnie Gina! - dotknął pocieszająco jej ramienia i zrobił szybki krok i dwa w stronę sierściuchów. - Paanieee i panoowie! Pierwszy w tej stolicy motoryzacji, najszybszych Wyścigów, jedynej, prawdziwej Ligi, i najseksowniejszych kobiet świata jakie są tu z nami Catfight! W czarnym narożniku przybysz z Pustkowi, w czerwonym ulubieniec blondynek! Kto zwycięży?! Przyjmuję zakłady! 20% dla banku! Śmiało, śmiało, kto da więcej! Zakłady zamykamy wraz z zaczęciem walki! Pierwsze zakłady do Catfight w tym mieście! Macie szansę brać udział w tworzeniu nowej legendy! - Paweł nawijał coraz szybciej i głośniej niczym rasowy bukmacher. W końcu szybko tama pękła. Gorączka zakładów była uniwersalna i chodziło o zakłady a nie o to o co się zakłada. Na tym opierał się pomysł Podolskiego. Ale nie pomylił się! Ledwo zaczął zapowiedź, ledwo krzyknął magiczne hasło “zakłady” a już zerwały się pierwsze ręce w górę.


Podolski ruszył ku nim i ku kolejnym Gina coś miauczała za jego plecami ale nie słyszał bo wokół sierściuchów robiło się coraz więcej widzów a pula trzymana przez Polaka rosła. W końcu zwierzaki albo miały dość tłumów albo czegokolwiek. Rudy zaczął ruch jakby chciał zwiać na co czekał Paskud który rzucił się na niego. Oba podskoczyły, szczepiły się w locie i odskoczyły i dały się ponieśc instynktom. Paweł udawał, że nie zauważa początku walki i dalej z wyciągniętych rąk zbierał chętne do wzięcia gamble. Ale nie mógł być stratny nie? Przypadkiem jakoś przepchnął się wśród wrzeszczących, rozgorączkowanych ludzi do Dżo i dyskretnie wcisnął jej część otrzymanych bonów. Nie za dużo bo chciwość miała krótkie nogi ale akurat na wszelki wypadek by w szkody nie wleźli. *




---


Paweł miał wyczucie bo zwierzaki potarzały się po dechach ledwo chwile i gdy tylko wrzask tłumów zagłuszył instynkt terytorialny czmychnęły gdzieś między nogami ludzi. Paweł miał cichą nadzieję, że Paskud oberwał jakąś mało widoczną ale oby śmiertelną ranę. No albo chociaż zdechnie wreszcie na zakażenie czy co. W każdym razie walka się skończyła i ludzie zaczęli się bezczelnie dopytywać o gamble z zakładów. Chamy jedne.


- Dobra, pierwszy zwiał czarny więc przegrywa! Czarne przegrywa, czerwone wygrywa! Proszę, proszę o to nagrody dla zwycięzców! Pierwszy światowej klasy turniej Catfight został zakończony! Pogratulujmy wybrańcom losu i dzisiejszym zwycięzcom! - dola szybko zmieniła właściciela, rozochoceni ludzie zaczęli się rozchodzić i wracać do swoich stolików a Paweł z satysfakcją i też nieźle ujarany przeliczał dzienny utarg. Nieźle. Szału nie było ale powinno starczyć na kolejkę dla wszystkich. Wreszcie ten Paskud się do czegoś przydał. A może by tak…


- Hej kolego. - jakaś dłoń złapała go za ramię. Podniósł głowę i zobaczył jednego z facetów który wciąż trzymał zwycięskie gamble. Czyżby się coś skapnął o tajnym funduszu emerytalnym u Dżo? - Niezły występ. Słuchaj wyglądasz mi na ogarniętego. Przydałby nam się ktoś taki. Wiesz, mamy walki psów. I nie tylko. A nasza morda ostatnio niedomaga a wzięliśmy kogoś raz czy dwa ale wiesz, to nie to. - facet wyglądał na zadowolonego i wyglądało jakby miał robotę dla zapowiadacza i bukmachera. Na ucho Pawła brzmiało to całkiem interesująco.


- A jaki procent dla mnie? Za jakość się płaci rozumiesz? Za mniej niż 25% to mi się nie opyla. - Paweł jak chciał to potrafił przejść do biznesów w mgnieniu oka.


- 25%? Ale ten co jest teraz bierze 15%. - zawahał się obcy i radość mu już wyraźnie przygasła.


- No bierze 15% i sam mówisz, że jest chujowy. A o mnie sam mówisz, że ja jestem zajebisty. No płacić zajebistemu tyle samo co chujowemu to sam przyznasz, że to grzech i przeciw zasadom handlu, biznesu a nawet moherowego szabasu ze szwajcarskich banków Alpen Gold nie? - spojrzał uważnie na potencjalnego pracodawcę. Nie był pewny jakie dokładnie chodzą teraz bukmacherskie stawki i o jaki kaliber sum mówią. Spuścić zawsze mógł a żądać więcej już zawsze kłopotliwie brzmiało. A nikt nie lubił kłopotów.


- Musiałbym pogadać z chłopakami. - powiedział już poważnie i z zastanowieniem obcy gdy Paweł chował zarobione bony do kieszeni.


- A w ogóle to gdzie te walki? Nazywacie się jakoś? - zaczął od złapania kontaktu nieco trwalszego niż przypadkowa rozmowa.


- Ja jestem Anton. Pytaj o Antona. A walki prowadzimy pod Muzeum Historii Naturalnej. Wiesz gdzie to jest? I jak ciebie zwą? - Anton zrewanżował się podobnym zestawem pytań i odpowiedzi jak Podolski.


- Jestem zajebisty i nie słyszałeś o mnie? - spojrzał czujnie na Antona a ten uniósł brwi z przepraszającą miną. Podolski z rezygnacją i przesadnie opuścił ramiona. - Ale się zapuściło to miejsce. A kiedyś sława mnie wyprzedzała. - pokręcił głową ze smutkiem i Anton miał już minę jakby zamierzał go pocieszyć albo coś w ten deseń. - Człowieku ja jestem Przecinak! - wskazał na siebie. - Tamta najfajniejsza laska tutaj to Dżo. Przecinak i Dżo? Przecinak i Dżoana? Rraanyyy… - Paweł pokręcił głową widząc kolejne stężenia przepraszających spojrzeń u czekającego i już nieźle zmieszanego Antona. - A o moim zespole? Poland Stronk? - wskazał kciukiem na siedzącą bandę w skórzanych kurtkach. Anton jednak znów pokręcił przecząco głową z przepraszającym spojrzeniem. - No to sobie lepiej zapamiętaj na przyszłość Anton. Przyjechałem obrobić schultzoową “Parabelkę”. - bezczelnie uśmiechnął się Przecinak a Anton też się roześmiał z takiego dowcipu. - No ale dobra Anton, nim obrobię “Parabelkę” mogę też poprowadzić te wasze walki za te 25%. - klepnął przyjacielsko Antona po ramieniu.


- A wiesz gdzie? Trafisz? - Anton chciał się upewnić czy rozmawiają o tym samym.


- Muzeum Historii Naturalnej? No pewnie, że wiem. To tam gdzie w 41-szym Dziki się wjebał nie jak już chciał skrótem przez muzeum przejechać a tam te chujowe filary chuj wie po co nastawiane nie? - Podolski też chciał się upewnić no i pochwalić, i poszpanować, że nie jest jakimś wsiowym obszczymurem z przypadkowej bandy tylko człowiekiem na poziomie któremu ciekawostki najważniejszego sportu i sensu życia Detroitczyków - Wyścigi Ligii - nie są obce. W końcu był na poziomie nie?


- Tak! Dokładnie tam! Tam nadal jego wrak leży. Byłeś tam wtedy? - Anton od razu się rozpromienił jakby znalazł dawno nie spotkanego krajana.


- Czy byłem?! Człowieniu nie obrażaj mnie! Myślisz, że kim był tamten kolo kto wskoczył do płonącego wraku i wyciągnął Dzikiego na zewnątrz?! - huknął na niego Podolski patrząc z wyższością na niższego mężczyznę. Z satysfakcją obserwował budzące się na jego twarzy wrażenie.


- To byłeś tyy!? - Anton wytrzeszczył oczy wręcz zszokowany z kim rozmawia. - Heej! Chłopakii! Ty jest ten koleś co w 41-szym wyciągnął Dzikiego z wraku w Muzeum! - wydarł się na całe gardło Anton raczej do stolika gdzie chyba czekali na niego jego kumple ale wydarł się tak głośno, że pewnie cała sala go słyszała. Najpierw panowała cisza gdy do kopułek mózgowych drążyła drogę ta informacja a potem rozległy się okrzyki, wrzaski, i wiwaty. W końcu Dziki był jednym z najsławniejszych i najbardziej popularnych rajdowców z Ligi. I znakiem firmowym było to, że w większości Wyścigów się rozpierdalał. Ale za to jak spektakularnie! I za to Detroitczycy go uwielbiali.


- Pozwól Przecinak, że postawię ci kolejkę! Rany to właśnie ty. Nie do wiary. A się zastanawialiśmy zawsze kim był tamten koleś a teraz z nim gadam. - Anton był wciąż pod wrażeniem tego odkrycia i Paweł nie omieszkał tego skorzystać.


- Ale ja tu nie jestem sam Anton. - wymownie wskazał gestem na stolik zajmowany przez Poland Stronk. Anton zawahał się ale chyba miał dobry humor bo machnął ręką na drogę. Nieźle. Paskud pozwolił zarobić Pawłowi na jedna kolejkę, Dżo na drugą a Anton właśnie fundował im trzecią. Jak się człowiek umiał ustawić w tym mieście to życie było tu piękne.

Rozmawiali potem chwilę o biznesach. Paweł zbystrzał gdy okazało się, że Anton ma chyba podejrzenia co do uczciwości co niektórych swoich ziomków i podejrzewa ich o pracę dla Schultz’ów. I, że Huroni wystawiają ostatnio jakieś dziwne psy. Ciekawe, ciekawe.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 25-01-2017, 09:43   #33
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
John zdziwił się, że jego pytanie tak zezłościło staruszka wzruszył ramionami i wsiadł na swój motor, który przy maszynach pozostałych wyglądał jak koszmarny potwór frankensteina.

Wielka maszyna sklecona ze złomu, który udało mu się wygrzebać na posterunku każda część z innej parafii, ale jakimś cudem udało mu się to ustrojstwo złożyć do kupy i jeździło całkiem nieźle, choć nie robiło na ludziach wielkiego wrażenia John z dumą mówił o swoim cacku Babel ze złomu sklecony na cześć biblijnej wieży zawsze w nim coś ulepszał i szukał nowych części.

Z początku myślał, że trafili na Gay bar w sumie najchętniej zostawiłby pedalstwo w spokoju nie obchodziło go, kto co tam robi w łóżku póki nikt nikogo nie przymuszał i nie podrywał jego, ale znając resztę ekipy pewnie puszczą budę z dymem, kiedy podjechali bliżej roześmiał się w głos z przedniego żartu właściciela.

Jako samozwańczego Kowboja konie wzbudziły fascynacje chudzielca, która potrwała do momentu, gdy zawiał w jego stronę wiatr przynosząc ze sobą smród stajni, czyli gówna i końskich szczyn. John, czym prędzej wszedł do baru dochodząc do wniosku, że zwierzaki bardzo ładne pod warunkiem, że obserwuje się je z daleka on raczej zostanie przy tych mechanicznych.

Paweł już znalazł jakąś fuchę a Jagoda z Piotrem zaczynali szukać zaczepki nie chcąc być gorszym od Przecinaka podszedł do lady i spytał - Barman macie może coś, co potrzebuje naprawy? Dobrze sobie radzę z pojazdami a i napędy do świateł czy inny złom też problemu nie sprawi - Miał nadzieje, że znajdzie się jakaś robótka dla speca za parę gambli.
 
Brilchan jest offline  
Stary 27-01-2017, 14:40   #34
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Cichy uśmiechnął się widząc rozwinięcie skrótu
-Dobre - mruknął. Osobiście nie miał nic przeciwko homoseksualnym, jak dla niego wszyscy pozostali faceci mogliby być homo, byleby nie startowali do niego.

Po wejściu otaksował wnętrze wzrokiem i znalazał miejsce nabardziej dogodne do obserwowania otoczenia. Odwrócił się plecami do baru oparł się o blat i obserwował otoczenie. Skrzywił się gdy przecinak kopnął sierściucha. Nie lubił przemocy wobec zwierząt, zasadniczo uważał że w odróżnieniu od ludzi nie zasługiwały na przemoc. Ludzie to co innego... dajcie mi człowieka a znajde powód żeby mu przypierdolić. Kiedy zamieszanie z walką się rozkręcało Cichy przyglądał się sprzętowi gości, raczej nie widział broni długiej, miejscowi raczej nie odczuwali potrzeby chodzenia z karabinami do baru było parę klamek choć większość miała typowo imprezową broń ręczną, klasyczne łańcuchy, kosy, pałki. W końcu zawiesił wzrok na jednej z kabur i mruknął do Karyny
-Popatrz no, nieczęsto się to paskudztwo widuje...
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline  
Stary 27-01-2017, 15:13   #35
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
- No i takie LGBT to ja rozumiym - a Endriu nie lubił pedałów. Nie lubił i tolerował żadnego pedalstwa, tak samo jak nie tolerował wszelkich oznak lewactwa. W końcu Moloch to dzieło szatana i lewactwa, a w zasadzie lewactwo to było, jest i będzie synonimem szataństwa. [Endriu] Tak bardzo nie akceptował lewactwa, że zamówił wódkę, ponieważ piwo było wynalazkiem szkopskim i atrybutem lewactwa, nie chciał za żadne ganble tknąć "szczyn". Lepsza była kacapska wóda niż krewny i znajomy Molocha.
Szarika oczywiście wprowadził do baru i Endriu nie tolerował żadnego sprzeciwu, że nie może wprowadzić psa [jeśli takowy był, a jeśli był, to nieważne, bo Endriu i tak wszedł z psem i resztą gangu do lokalu]. W końcu Szarik był i tak bardziej cywilizowany niż jakieś pedalskie, ciapate i czarne zdziczałe kurwiszony, a w dodatku zachowywał się o wiele grzeczniej niż Paskud, choć wcale nie było powiedziane, że nie mógł ugryźć. Mógł i to w dodatku o wiele boleśniej niż Paskud i jego nowy kolega, z którym [Paskud] nakurwiał się gdzieś po lokalu. Przecinak się wkręcił. Jebany, ten to miał dopiero gadane i to tak, że już co niektórych powkręcał w jakieś zakłady. A Endriu pił wódę i zamówił wodę Szarikowi - a co, Szarik jest w gangu, to i on może pić razem z resztą. I dużo nie mówił. Endriu podobnie jak Cichy nie mówił wiele - a jak mówił, to wtedy gdy miał coś do powiedzenia albo odpowiadał na pytania. Częściej obserwował sytuację i wolał mieć oko na to, czy ktoś nie szuka wpierdolu u Poland Stronk.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 27-01-2017 o 15:16.
Ryo jest offline  
Stary 27-01-2017, 18:57   #36
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Silnik Junaka ryczał mu między nogami, a husarskie pióra własnej roboty powiewały w pędzie kolumny. Detroit, urwał, chyba lepsze niż Vegas. Janek nigdy nie był w Vegas, ale co tam. Objechali już z kilka knajp, ale każda była do dupy. Nawet jednego cygana, coby mu wklepać.
Jak byli pod LGBT, to Janek się napalił, coby pobawić się w podpalacza i tych cweli puścić z dymem. Jak zobaczył pełną nazwę lokalu, uśmiechnął się jeszcze szerzej. Teksas, urwa! To jednak porządny lokal, żadnego murzyna pewnie nie będzie, ale że mają tu klasę.
Wpierdol poczeka, do wieczora ktoś na pewno sobie na niego zasłuży. Względnie dużo czasu zajęło mu parkowanie, bo stawiać przodem to każdy głupi potrafi i potem jojczy, bo nie może szybko odjechać.
Konie, zadbane. Janek opanował się i w oczach innych po prostu wszedł do knajpy, ignorując zwierzęta. Ma się klasę i nie szczerzy do wszystkiego co się nawinie.
-No dobra barman, lej to samo! - zaczął pokojowo, jednym ruchem przystawił sobie siedzisko pod bar.
A Przecinak już wariował. Tornado musiał go jeszcze, urwał, trzymać. Jak zawsze robił cyrk. A nich gada, niech urwa ściąga na siebie uwagę. Uśmiechnął się, kiedy Dżoana zaczęła się fochać za przymilanie się do tej, no, cizi. Ciekawe kto komu urwa wklepie?

A ten cały Anton coś mu śmierdział Ruskiem. Nie żeby miał coś przeciwko Ruskim, chyba że naprawdę wygląda jak Rusek, w podrabianym dresie i durnym uśmiechem. Wtedy takiemu trzeba, urwał, pokazać, urwał, kto tu jest kim.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest teraz online  
Stary 28-01-2017, 22:31   #37
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Zajechawszy swoim wehikułem pod bar Pan Ryszard zdjął z oczu gogle i zsunął chustę. Trochę się napatrzył na wspaniałości Detroit.
Wyglądało na to że jest to ciekawe miejsce i na pewno rozrywkowe.

Niestety fajnością nie umywało się nawet do pustostanu na Świetlanej. Imprezowa i mieszkalna funkcja tego miejsca była tak srodze eksploatowana, że intensyfikowało to jego aurę. Tak. Wchodząc do ich pustostanu można było poczuć jak promile same regenerują się we krwi. Słabeusze od razu zaczynali się zataczać... Dla niego i jego ferajny zaś były to zaledwie łaskotki i przedsmak uczty dla podniebienia, jaką miała stanowić konsumpcja niedrogich, ale smacznych win.

Jak tylko przekroczył próg lokalu Ryszard skierował się do baru. Co prawda uważał, że są to przybytki kapitalizmu. Przykładowo w spożywczaku dobry napój kosztował czasem już 4 złote, a w barze za coś takiego samego płaciło się kilkakrotnie drożej.

Destylator palnął się w łeb. To przecież były Stany. Tutaj ludzie chodzili pić do baru. Całkiem inna kultura. Świńska, otyła i kapitalistyczna.

Rozważając tak swoje poglądy polityczne i fakt, że nie potrzebował Tornada, aby mieć cofki do przeszłości, Ryszard zamówił browara. Od tak, bo w końcu dobrze jest najpierw sobie czymś gardło opłukać przed poważniejszą konsumpcją. Piwa były dobre, bo odrobina alkoholu była jak delikatne muśnięcia dziewczęcej dłoni po policzku, a bogaty bukiet smakowy wywodzący się z ekstraktu i pozostałości po procesie fermentacji był niczym uczta.
Za napój zapłacił nie byle gamblem - kilka torebek przedwojennej herbaty, jakie zakitrał w blaszanej puszce było towarem deficytowym.

A potem poszła kolejka załatwiona od Przecinaka... i powoli zaczynało się robić weselej.

Dlatego Pan Rysiu postanowił odstawić numer, który odstawiał w każdym barze, którym się zatrzymywali po przyjechaniu do miasta. Szczególnie, że jego towarzysze już tutaj strzelali wzrokiem kogo by lutować, już tu szpanowali i odstawiali inne dziwne czynności.

- Hej, młodzieży, pora może jeszcze wczesna, ale kto chce pograć w zerowanie półlitra?- zapytał donośnie - A może ktoś inny? Przegrany płaci za obie flaszki! Nie ma chętnych? To może ktoś chociaż spróbuje mnie przepić?

Przepijanie lokalsów było taką ryśkową tradycją. A tradycja to było coś ekstra - ekstradycja! Oczywiście czasem próbowała się z nim młodzież. Czasem zapominał się i próbował uczyć młodzieńców i małolaty sztuk bimbromantycznych, bo picie przypominało mu o dobrych starych czasach, kiedy bimbromancja jeszcze działała. A nie... może to było dlatego że wziął tą sztukę z tradycji Wstępujących Magów?
Tą niesamowitą zagadkę starał się rozwiązać już od dwóch dekad, ale nie szło mu za dobrze. Próba nawiązania kontaktu z własną naturą kończyła się zwykle na spaniu i porannym leczeniu kaca. Może to tylko polskie trunki tak działały, że rozbudzały moc? A może w hameryce mieli zbyt gówniane surowce?

No, ale nie wszystek stracone. Jakby było tak źle to już dawno by wykitował na wątrobę, albo na coś innego. Jego przeznaczenie było inne. Kto wie. Może właśnie tutaj w Detroit znajdzie jakieś poszlaki, co uczynić, aby odzyskać pełnię swoich okrutnych mocy?
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 28-01-2017 o 22:53.
Stalowy jest teraz online  
Stary 01-02-2017, 09:13   #38
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację

Nie trzeba było długo czekać, aby wąsaty barman sięgnął pod ladę i polał każdemu to co było zamawiane. Co było ciekawe, mieli tutaj nawet kieliszki! Takie typowe pięćdziesiątki! Gangerzy spostrzegli, że obsługa najwidoczniej znała się na prawilnych tradycjach, gdyż chwilę później przezroczysta płyn, który u niektórych powodował przed wojną chorobę Filipińską wesoło czekał na przechylenie naczynia. Pojawił się tylko jeden mały problem. Kielonów nie starczyło dla każdego. Oczywiście nie chodziło o alkohol, ale o szkło. Twarz barmana nie była jednak zmartwiona. Chyba wiedział, że w niektórych miejscach świata lubi się pić wódę z jednego kieliszka.

Kuflopodobne coś z piwem też znalazło swoje pięć minut. Naczynie chyba było w klimacie lokalnego fokloro... fokolor... folkloru kurwa, bo de facto były to tłumiki lub wydechy od ciężarówek z przyspawanym dnem i uchem. Wyglądały koszer... prawilnie. Mimo, że smaki Texańskie to jednak widać naleciałości z Det. Takie trochę multi-kulti.

Na pytanie Nowaka barman uśmiechnął się i popatrzył na pusty kufel, który właśnie odstawił jeden z klientów.
- To jedyna rzecz wymagająca tutaj naprawy, ale tym to już ja się zajmuję.

Anton, który przed momentem jeszcze wychwalał Przecinaka bardziej niż ksiądz Jezusa podszedł do gospodarza i coś mu powiedział. Właściciel lokalu kiwnął głową, dając znać, że zrozumiał i na chwilę zniknął na zapleczu, gdy tylko filmik z murzynem strzelającym do białego zaczął odtwarzać się od początku. W momencie wypowiadania słów "And I will strike down upon thee with great vengeance and furious anger those who attempt to poison and destroy My brothers. And you will know I am the Lord when I lay My vengeance upon you." barman wrócił z taką zajebistą bułą z mięchem! Zbliżył się do Podolskiego i podał mu nachylając się:
- Od Antona na początek współpracy.

To był kurwa prawdziwy burger z serem! Taki trochę Rojal łif cziz!


W międzyczasie Gina zaczęła robić swoje. Wyciągnęła taką małą gitarkę i usiadła na jednym ze stolików prezentując swoje nogi ku uciesze męskiej (i nie tylko) części lokalu. Po krótkim czasie gospodarz ściszył muzykę z radia, a w barze rozległ się głos i gra dziewczyny.


Do Rycha przysiadł się jeden facet. Wyglądał na takiego solidnego, co by te wszystkie konie przed barem byłby w stanie złapać gołymi rękami. W dłoniach trzymał dwie butelki. Jego spojrzenie wyrażało dużą pewność siebie. Chyba nie wiedział na co się pcha. Prawdopodobnie w głowie osiłka zrodziła się myśl w stylu "Eee... ja dziadkowi nie dam rady?". Postawił butelczyny na stoliku, po czym usiadł.
- Szykuj dziadku gamble! - powiedział zaczepnie.

Tak też spora część spojrzeń w lokalu została przyciągnięta przez ten pojedynek. Wszyscy z pewnością obserwowaliby starcie, gdyby nie coś dziwnego...

Z zewnątrz dało się usłyszeć jak coś dużego i ciężkiego jedzie przez okoliczne uliczki. Nawet wrzaski ścigających się, na które nikt nie zwracał już uwagi z przyzwyczajenia ucichły. Zupełnie jakby całe Det na moment się uspokoiło, by oglądnąć coś nawet jak na nich dziwnego. Poza rykiem silników dało się usłyszeć coś jeszcze... Przez jeden z mostów przejechał kurwa czołg. Prawdziwy kurwa czołg. Jak z czterech pancernych. Tylko psa im brakowało... chyba...
Za tym mechanicznym kolosem przewinęło się kilka innych wozów. Wszystkie miały jedną wspólną rzecz. Chorągiewkę albo wymalowane godło... bardzo chujowe godło...

 
__________________
Sanity if for the weak.
Aeshadiv jest offline  
Stary 02-02-2017, 05:00   #39
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Romantyczna noc w Vegas 1/3

Zrujnowane kino; kiedyś



- To głupie. To w tym romantyzmie chodzi o to by robić się na frajera? Na mięczaka? I to tak by wszyscy widzieli? Przecież to bez sensu! - młodszy z mężczyzn w zaniedbanym pomieszczeniu kiedyś chyba biurowym, powiedział z mieszaniną niedowierzania i frustracji. O to tu chodziło? O to chodziło Dżo? By się wyfrajerzył? Mowy nie ma!

 

- Nie, nie to nie tak. - zapewnił szybko starszy z rozmówców w zaniedbanym i uwalanym pyłem ze ścian prochowcu jaki nosił mimo ciepłej pory dnia. - Po prostu kobiety inaczej na to patrzą. Choćby przez połączenia neuronowe w półkulach mózgowych oraz najczęściej inną proporcję aktywności w różnych rejonach mózgów co też jest ciekawym zagadnieniem... - stary zaczął tłumaczyć by skorygować wcześniejszą wypowiedź i naprostować reakcję młodszego. Ten jednak jak często ostatnio to robił znów mu się agresywnie wtrącił w wywód.

 

- Ej! Mów normalnie! Co? Myślisz, że taki mądry jesteś? A ja może głupi co? A chcesz w ryja? - Podolski łypnął na gospodarza groźnie naprostowując go od razu do poprawnego poziomu dyskusji. Co on się zaczynał tak wozić z jakimiś kosmicznymi gadkami? - Poza tym ja jestem facetem i patrzę na to po swojemu. A to co mówisz dla mnie brzmi jak frajerstwo. - odpowiedział na bardziej merytoryczną część tego co mówił ten stary niedołęga.

 

- Tak, rozumiem i przepraszam, nie chciałem cię zdenerwować. - stary brodacz zaczął obronną gadkę od ugłaskania rozmówcy. Ten nie widząc więcej zaczepek i głupich wkrętów dał się ugłaskać. - Ale chodzi o kobiety. No i tą twoją. One... No one mają trochą inną budowę mózgów i co za tym idzie inne postrzeganie i hierarchię wartości. No i jeszcze wychowanie i różne oczekiwania społeczeństwa. No to wszystko jakiś tam zauważalny wpływ ma. Dla nich więc wiele spraw wygląda inaczej niż dla nas. - stary próbował jakoś rozwinąć wcześniejszą wypowiedź w bardziej zrozumiały dla przybysza sposób.

 

- Czyli, że mają inne mózgi? - podrapał się po czarnej czuprynie Podolski. No to już było coś. Sądził przez chwilę, że już coś wie ale w końcu dotarło do niego, że różnica w mózgach czy czymś tam innym jakoś niespecjalnie tłumaczy jego podstawowego pytania: O co do cholery chodzi z tym cholernym romantyzmem! Wszystko przez Dżo. Czepiała się go i teraz miał zagwostkę co z tym zrobić. Trafiła się okazja coś załatwić no ale na razie jakichś rewolucyjnych przełomów w tych chaszczach wątpliwości nie widział. - No dobra, mają albo nie, olać to. Ale co z tym romantyzmem? O co jej chodzi? - spojrzał na faceta siedzącego na poszarpanym krześle i czekał na wyjaśnienia. Sensowne kurwa wyjaśnienia a nie jakieś mądralińskie dyrdymały.

 

- Musisz być jak Patrick Swayze w "Dirty Dacing". - stary wskazał na białe prześcieradło robiące za ekran dla stojącego przy nim projektora.

 

- Nie czaję. - wyznał młody mężczyzna gdy przegryzł się przed odpowiedź tego starszego. Fajne było to Vegas. Było światło to i kina były. Jak to w którym byli teraz. Zapuszczone i właściwie nieczynne ale jednak w sumie skończył właśnie tutaj. Dostał cynk, że stary dziwak z tego lokalu skupuje stare taśmy właśnie do puszczana filmów. Wszedł w posiadanie pewnego pudła z takimi filmami to przypomniał sobie o tej cynie. Na miejscu jednak z zapłatą nie wyglądało najlepiej. Facet płacił w naturze. A dokładniej można było sobie i cały dzień oglądać jakieś filmy co już miał w kolekcji czy się właśnie przywiozło. No to nie było całkiem w smak z początku Podolskiemu no ale filmy jednak go zwabiły. Potem jakoś no siłą rzeczy zaczęli gadać z tym dziadygą o tym i o tamtym i jakoś w końcu wyszło o tym babskim romantyzmie.


- No ale przecież właśnie widziałeś. - facet wskazał na biały ekran zrobiony chyba z prześcieradła. W końcu oglądali w jakiejś kanciapie bo pełnowymiarowa sala kinowa było trochę nie teges. Jakby po pożarze czy co. - Musisz być jak Patrick Swayze w "Dirty Dancing". - powtórzył to samo co przed filmem. Film tymczasem mocno rozczarował Pawła. Ani się nie ganiali, ani nie strzelali, ani nawet nie rypali. Po co oglądać taką głupotę? No nazwa z początku chociaż go zaciekawiła. Miał nadzieję na jakieś foczki przy rurkach albo coś równie ciekawego no a tu nic z tych rzeczy.


- Weź przestań. Jak ten złamas? Z tą sztywniarą? Co to miały być za problemy? On to widzi jako problem? Ja bym tam wpadł zaraz bym zrobił porządek. Od razu byłby spokój i nikt by mi nie fikał. Na takich cieniasów nawet bym spluwy nie potrzebował. - Polak był dość zirytowany stratą czasu na tak głupawy film i nie miał ochoty tego ukrywać. Co w tym było fajnego? Kozackiego? I gdzie tu kurwa niby był ten romantyzm? Po chuja to było oglądać jak nic z tego nie wynika? Bez sensu.


- No ale widziałeś jak tańczył? Wiesz dużo lasek lubi tańczyć. Jakbyś tak… - stary zaczął tłumaczyć młodemu jak to działa z tą romantycznością.

 

- Mam tak po pedalsku kręcić tyłkiem? Odpada chłopie, po prostu odpada. Jak to jest cały ten romantyzm te kręcenie tyłkiem to nie dla mnie. Laski ok, laski są od kręcenia tyłkiem i fajnie wyglądają przy tym no ale kurwa nie faceci. Chyba, że jakieś cioty. - Podolski wyjaśnił gospodarzowi jeden z filarów swojej świadomości i filozofii życiowej. Mówił przy tym energicznie w takt mówienia machając dłonią rozwalony wygodnie na trzech siedzeniach. Nawet w tej kanciapie na dwóch to było aż nadto miejsca by się ściskać na jednym siedzeniu.

 

- No nie, to nie wszystko z tą romantycznością. No ale widzę, że naprawdę masz z tym problem. - stary kinoman pokiwał w zamyśleniu głową zastanawiając się jak jeszcze można by ugryźć temat.

 

- Eejj! Ja nie mam żadnych problemów jasne!? Ani z romantycznością ani niczym! - Paul wciął mu się ostro w słowo wskazując go oskarżycielsko palcem. Stary pierdoła uniósł w górę ręce w obronnym geście nie szukania zwady. - Tylko ona coś mnie się czepia. W ogóle nie wiem o co jej chodzi. Coś mi miauczy, że tam właśnie nie jestem romantyczny czy ki chuj. No to kurwa masz tyle tych filmów i ci jeszcze przywiozłem to się kurwa pytam normalnie o co chodzi z tym romantyzmem i by do foczy dotarło, że kumam czaczę ok? - Paweł też się irytował, że po raz kolejny musi tłumaczyć po co tu już późny ranek siedzi z tym pierdołą zamiast robić coś ciekawego. Ścigać się na Przecinaku, załatwiać interesy, rozwalać coś czy kogoś no albo właśnie bajerować Dżo. Tylko Dżo coś ostatnio wyskoczyła mu z tym romantyzmem i kompletnie nie wiedział jak cholerę teraz ugryźć. Ale jak tu przyjechał i zobaczył na jakimś plakacie "komedia romantyczna" to mu się przyszło do baniaczka, że może film jakiś o tym jest co będzie wiadomo o co tu biega. Przecież nie czytałby jakiś głupich książek nie? A tu kurwa nawet z filmami nie było łatwo.

 

- Dobrze, dobrze, spokojnie. - starszy próbował uspokoić młodszego. Milczał chwilę gdy umoczył usta w chłodnym piwie. Fajne było te Vegas. Było światło to i lodówki działały. - Dobrze, to może inaczej. Na przykład spacer boso po plaży jest romantyczny. Wiesz, tak we dwoje, przy zachodzącym Słońcu. - dziadek spróbował z innej strony.

 

- Spacer po plaży? Boso? A koniczenie boso? Po co zdejmować buty? Poza tym wiesz, no piachu to tu wszędzie od cholery ale z wodą to już kurwa trochę gorzej. Po samym piachu też się liczy? I w sumie to daleko trzeba iść? Długo? Trzeba do czegoś dojść tak w ogóle? - Podolski pokiwał uważnie głową słysząc kolejny pomysł starego. No brzmiał już lepiej. Ale jak go wziął na tapetę okazało się, że jest sporo niejasności. Łatwo się było wkopać. Najgorzej z tą wodą. Skąd do cholery na tej pustyni miał wziąć jebaną wodę z plażą?! Piachu było pełno i w mieście i poza no ale woda to już był towar dość deficytowy.

 

- Właściwie chodzi o przebywanie z drugą osobą. Wiesz, tak sam na sam. Cieszyć się z bliskości drugiej osoby. Przeżywać to razem. - dziadek podjął edukacyjny trud wyjaśnienia młodemu umysłowi co jest grane z tym spacerem. Młodszy z mężczyzn zadumał się na chwilę z oznaką myślenia na twarzy.

 

- Ej no to ja jestem romantyczny jak chuj! Zawsze się cieszę jak jestem z Dżo. I przeżywamy to razem. Ale nie czaję po chuja łazić na ten piach. Jak zostaniemy w pokoju albo obozie to też się liczy? Przecież będziemy sami. - Polak nie do końca był pewny czy dobrze pojął to o czym mówił gospodarz. Ale jeśli chodziło o bycie we dwójkę no to tym bardziej zgadzało mu się, że Dżo się go czepia. Bezpodstawnie! Przecież był taki kurwa romantyczny no dokładnie tak jak ten stary tu nawijał.

 

- Eee... Hm... Dobra, zostawmy ten spacer. Można spróbować inaczej. Na przykład świece. Świece są romantyczne. - stary poczochrał się po skołtunionej szarej czuprynie i westchnął popijając kolejny łyk z browara. Paweł upił swój łyk ze swojej butelki.

 

- Świece? Świece są romantyczne? Znaczy świece zapłonowe? - a nie mówiła. Po co jej świece? Ale jak lubi to czemu nie powiedziała wcześniej? Przecież by jej załatwił. Choć nie miał pojęcia jak powiązać świece zapłonowe z romantycznością. W życiu by na to nie wpadł. Ale jeśli o to chodzi to nie było problemu! Mógł jej nawet całe pudło świec zapłonowych załatwić. Żaden kurwa problem. Nawet w sumie by dość fajnie wyszło, w sumie to znał taki jeden warsztat gdzie...

 

- Nie, nie, nie, żadne świece zapłonowa! No co ty... Zwykłe świece. Takie do świecenia, do palenia, by światło było no takie zwykłe. - starzec zakaszlał i szybko próbował wyprowadzić gościa z błędu. Ten dedukował o co mu chodzi. Taka zwykła świeca? To gdzie był myk?

 

- Ale co? Tą zwykłą świecę to trzeba zrobić z zapłonowej? No wiesz, trzeba by trochę podłubać ale chyba by się dało... - Przecinak odpowiedział niepewnie po chwili wahania. Powinien dać radę. Jak nie to chyba Destylator albo Kowboj powinni dać radę. No taka przeróbka już miała sens bo nie była taka oczywista. Nie wpadłby na to gdyby mu ten dziadyga nie objaśnił.

 

- Jeezuu... - jęknął kinoman jakoś tak smutno i żałośnie, że przerwał Polakowi i ten się stropił. Nie był pewny ani co myśleć, ani co robić, ani co mówić więc czekał aż tamten rozwinie jakoś temat. - Jak zapalisz świece i jesteście we dwoje to świece robią romantyczną atmosferę. Robi się miło no i przyjemnie. To relaksuje, odpręża, sprawia, że czujemy się bezpiecznie no i właśnie jeśli jest kobieta z mężczyzną to robi się romantycznie. Wiesz, dużo kobiet lubi świece. - dziadek zaczął wyjaśniać dalej jak to jest z tymi świecami i ich wpływem na romantyczność.

 

- Aaaa! To czekaj to wczoraj było romantycznie! - Paweł prawie krzyknął wskazując trzymaną butelka na rozmówcę. Wreszcie coś miał! - Zajęliśmy taki motel, my z Dżo wzięliśmy pokój na solo bo pełno było nie? No i tam ktoś zostawił świece to rozpaliliśmy. To ten, to było romantyczne nie? - wyjaśnił gospodarzowi dzieje swojej przygody z romantyzmem.

 

- No nieźle, nieźle. A co robiliście potem po rozpaleniu tych świec? - dziadek też wydawał się być zaciekawiony co się działo dalej.

 

- No pogadaliśmy trochę a potem ja miałem wartę to poszłem. - Paweł powiedział jak było trochę zaniepokojonym głosem, że znowu może być coś nie tak.

 

- Ehh... No to nie byliście razem. No to raczej nie wpisuje się w romantyczny standard. - wyjaśnił ostrożnie gospodarz niosąc gościowi niezbyt radosną wieść.

 

- Ej no co? Wartę miałem! Moja kolej była. Co zrobię, kolejka jest. - wzruszył ramionami rozkładając bezradnie ręce. Na tym przecież to polegało, że mieli dyżury to każdy mógł trochę pospać spokojnie. - Poza tym do dupy te twoje rady. Ja ci tyle rzeczy powiedziałem jaki jestem romantyczny a tobie się nic nie podoba. Gorzej jak z babą. Pytam się normalnie to mi kurwa coś czarujesz cały ranek, puszczasz jakieś durne filmy i kurwa nic z tego nie wynika. Jestem tak samo głupi jak wcześniej. A coś mi świta, że nie jestem całkiem głupi więc chyba to twoje tłumaczenia są chujowe. Pytam się ostatni raz o co do chuja chodzi z tym romantyzmem!? Tak kurwa krótko, jednym zdaniem a nie jakaś cwaniacka gadka szmatka! - Paweł miał już dość. Coś czuł, że nawet jakby spędził z tym starym cały dzień to pod wieczór nadal nie wiedziałby o co do cholery biega z tą romantycznością. Więc wóz albo przewóz.

 

- Chodzi o to by ona poczuła, że robisz coś dla niej. Że ci zależy. Że zależy ci tylko na niej i robisz coś dla niej czego nie robisz dla nikogo innego. - kinoman struchlał widząc wybuch swojego gościa ale przemyślał pytanie przez chwilę i ostrożnie odpowiedział patrząc nieco z obawą na swojego agresywnego gościa.

 

- Ej. Serio? Tylko tyle? - Paweł był naprawdę zaskoczony. To jak tak to był domu! Ten romantyzm to jednak był prostszy niż sądził. O co tu tyle szumu? Ale jak tak, to miał za złe Dżo bo w sumie na serio się go czepiała. - No to mówię ci, że jestem romantyczny jak chuj. - kiwnął z przekonaniem głową. - No zobacz nawet ostatnio. Paliwo załatwiłem. Lotnicze z wojskowych magazynów. Koleś zarzekał się, że nie i nie ale jak co do czego to go zbajerowałem. I kućwa całe dwa kanisterki lotniczej oktanówki. I kurwa pod Bogiem mówię ci, że co do kropelki oddałem jej połowę. Jak żadnej innej. A wiesz jej maszyna niezła jest ale nie ma takiej różnicy jak u mnie na Przecinaku. Wiesz jakiego on ma kopa na lotniczej? Człoowieeniuu! Zrzuca z siodła! I wiesz jak mnie bolało jak jej oddawałem? Normalnie jakby tam do jej baku własne serce i duszę przelewał. Takie marnotrawstwo. Jej maszyna to tak coś ją targnie trochę mocniej ale nie to co Przecinak. U niego to naprawdę widać różnicę. Ale kurwa myślę sobie no nic to. Dla mojej foczy... No kurwa niech stracę... I słowa jej nie powiedziałem jak jej dawałem ten kanisterek. A wiesz by była jakąś tam foczką pomieniałbym co trzeba nawet by nie wiedziała co jest grane. Więc kurwa co? Romantyzm jak chuj nie? - spojrzał bystro na starego z wyraźnym triumfem. Wreszcie go miał! No i co? Będzie musiał przyznać, że Paweł jest romantyczny jak kurwa chuj i tyle! Jak to nie dba o swoją foczę? Jak to nie traktuje jej specjalnie i wyjątkowo? No teraz to starego załatwił. I będzie ok. Teraz jakoś się z Dżo ułoży i będzie git.

 

- Eee...No wiesz... No niezupełnie o to chodziło... - stary z ociąganiem i bardzo ostrożnie odpowiedział kryjąc twarz i siebie za łykiem z butelki. Polak w skórzanej kurtce spojrzał na niego przez zaciśnięte zęby. Ten szybko więc podjął wątek by jakoś zejść z niebezpiecznego momentu. - Znaczy wiesz, to na pewno bardzo miłe co zrobiłeś i sporo cię to kosztowało no ale... Chodzi o coś specjalnego. Wiesz, żeby ona poczuła się zajebiście. Tak jak żadna inna kobieta na świecie. No jak królowa balu i księżniczka. Wiesz, kobiety lubią takie sprawy. Jakiś detal czy coś co zrobisz albo powiesz, że to tak właśnie dalej, taka promocja na tle innych by było wiadomo, że jest dla ciebie kimś wyjątkowym. - stary szybko nawijał ale rozmowa w końcu się urwała bo Paweł przypomniał sobie, że promocja to chyba taka wyprzedaż była po obniżkach jakiegoś przeterminowanego czy felernego towaru i niezbyt mu się to porównanie do jego Dżo spodobało więc stracił do reszty cierpliwość do starego i jego głupiego gadania.

 

 

---

 

Sklep Wonga; przedpołudnie

 

 

Jechał Przecinakiem przez puste, zaludnione, na wpół puste i na wpół zaludnione i ulice i mijane domy. Stary go w sumie wkurzył. Stracił cały ranek u niego i niewiele to mu coś wyjaśniło. A mimo to jechał ułamkiem mocy Przecinaka i zastanawiał się mimo wszystko na tym co wałkował z tym kinomanem cały ranek. A może coś miał trochę racji? Tego z piachem nie kumał za cholerę i nie będzie ja ta ćwiara machał tyłkiem. Świece zapłonowe. No to był konkret co rozumiał. Coś z silnika co mu się kojarzyło konkretnie. Nie był pewny jednak jak to ma się do romantyczności Dżo. Ma jej dać świece żarową i będzie dobrze? No zapaloną bo to robi romantyczną atmosferę. W sumie mógł. Z tego co tamten nawijał to się wydawało najprostsze. No i ta wyjątkowość. Miał zrobić czy dać dla niej coś co nie dał dla innych lasek? I nie chodziło o paliwo czy prochy? No to kurwa o co?!

 

Jechał, jechał i nagle jakiś palant się zatarasował przed nim. Paweł bezmyślnie zatrzymał się leniwie rozglądając się i zastanawiając czy to będzie prędzej poczekać czy zawrócić i objechać tego frendzla. Ale jak się rozglądał wzrok zawiesił mu się na wystawie sklepu. To było to! To było coś wyjątkowego, zajebistego i specjalnego! Spojrzał na komplecik koronek prezentowany na jakimś udekorowanym manekinie. Zajebisty! Ale na Dżo by wyglądał jeszcze bardziej zajebiście! Staremu na pewno o takie coś chodziło! Ucieszony Paweł kopnął motor i z ułańską fantazją wierzgnął nim o parę długości zatrzymując się przed sklepem. Zeskoczył zwinnie i wparował do środka. Widział jakieś azjatyckie laski i jedna z nich podrobiła rączkami do niego pytając się czym może służyć.

 

- Tamten komplecik z wystawy. Chcę go. Dla mojej foczy. Co za niego chcecie? - zaczął podjarany wskazując wesoło ręką na ten jeden z ubranych manekinów na wystawie. Azjatka spojrzała w tym kierunku i grzecznie skinęła główką.

 

- Ale to tylko wystawa. Ale proszę pana mamy tutaj mnóstwo, różnych, bardzo ciekawych i wyjątkowych... - zaczęła mówić sprzedawczyni. W sumie zorientował się, że chyba to był po części sklep, po części salon masażu i pewnie więc i burdel.

 

- Nie, nie, mama - san. Chcę ten komplecik z wystawy. Co za niego chcecie. - wciął jej się w słowo zniecierpliwionym głosem wykonując przeczące ruchy i głową i dłonią. Nie interesowało go tu nic innego! Tylko ten zajebisty komplecik z wystawy dla Dżo.

 

- Ale przykro mi proszę pana ale to jest wystawa. Nie sprzedajemy rzeczy z wystawy. Ale naprawdę mamy mnóstwo innych i na pewno znajdziemy panu coś równie odpowiedniego. Dla kogo pan szuka takiej bielizny? - zapewniła go sprzedawczyni czy kim ona tu była mówiąc wciąż uprzejmym i łagodnym tonem.

 

- Przecież mówię. Dla mojej foczy. I przecież mówię mama san. Nie chcę nic innego. Chcę ten komplecik z wystawy. Grzecznie pytam co za niego chcecie. - w ton, minę i styl Polaka wdarła się już wyraźnie widoczna nieprzyjemna irytacja. Co ona robi problemy?! Co ona opóźnia?! Przecież kurwa grzecznie prosi jak na białego człowieka przystało! I do cholery mówi jej po co tu przyszedł to co głupią udaje!?

 

- Proszę pana ale nie sprzedajemy rzeczy z wystawy. Takie są zasady tego lokalu. Naprawdę mi przykro ale jeśli możemy panu jakoś wynagrodzić to... - mała azjatycka kobietka nadal mówiła tym cichym, skromnym, grzecznym głosem który już też dodatkowo zaczynał wkurzać Podolskiego.

 

- No pewnie, że możesz mi wynagrodzić mama san. Kto ustala zasady tego lokalu? Jakiś szef? - znów jej przerwał kobiecie widząc, że z nią nic sensownego nie załatwi. Ale pojawiła się inna opcja gdy kiwnęła potakująco głową w pytaniu o szefa. - No i kurwa zajebiście. Daj go tutaj. - kiwnął też głową kończąc swoją wypowiedź.

 

- Bardzo przepraszam ale w tej chwili szefa nie ma. Jeśli możemy panu jakoś pomóc... - zaczęła znowu swoje grzeczne mamrotanie mama san ale znów coraz bardziej wkurzony Podolski jej się wciął.

 

- Dość tego mama san. - wykonał uciszający gest ręki. - Jestem Przecinak. Chcę ten komplecik z wystawy. Dla mojej foczy. Przyjadę po niego wieczorem. Gadaj z kim chcesz ale ja po niego przyjadę wieczorem. - wskazał znowu na manekina na wystawie. Nawet rozważył czy by po prostu go nie zabrać. Kto by go powstrzymał? Te dwie czy trzy lalunie co było je tu widać? Ale jakoś uparł się załatwić sprawę w cywilizowany sposób. Skoro chodziło o ten durny romantyzm dla Dżo. Wyszedł więc zostawiając za sobą spłoszoną mama san i odpalił Przecinaka.

 

 

Sklep Wonga - wieczór

 



Przecinak znów zaparkował przed znanym już sobie sklepem. Już było ciemno i Miasto Neonów oddawało swoją nazwę i wyjątkowość w pełni zauważalnie. Choć w tym sklepie dominowały ciepłe barwy lamp, lampionów i innych takich cudeniek. Nie wszedł do sklepu w dobrym humorze bo od razu zauważył, że "jego" manekin jest przybrany teraz jakimś badziewiem a nie "jego" komplecikiem jaki upatrzył sobie dla Dżo. Ale postanowił nie zaczynać o awantury. Może zdjęli by mu przygotować? Trzeba było być optymistą nie?

 

- Jestem. Gdzie mój komplecik? - zapytał ledwo gdy dzwoneczek u drzwi wciąż drżał po jego wejściu. Mama san wyszła znowu na jego spotkanie tak samo jak rano. Wskazał kciukiem za siebie w stronę wystawy nie spuszczając wzroku z drobiącej ku niemu Azjatki.

 

- Tamten komplet bielizny jest w tej chwili na zapleczu. Ale rozmawiałam z szefem i niestety możemy zaoferować panu całkiem spory asortyment naszych wyrobów ale nie tamten. Tamten nie jest na sprzedaż. - mama san mówiła cicho i grzecznie jak i rano. Wydawała się uprzejma ale Paweł wyczuwał, że jest spięta. Jakby spodziewała się awantury. Kłopotów nawet. Widać była całkiem doświadczoną kobietą i znała się na ludziach. Pewnie dlatego też w rogu stał jakiś wygolony chłystek z warkoczykiem. Jakoś ta w pozie ochroniarza lokalu i po wypukłości na brzuchu pod ubraniem Podolski zgadywał, że miał tam gnata. No ale on sam też miał. I zamierzał zrobić awanturę.

 

- Nie jest na sprzedaż bo jest zajebisty nie? Unikalny i specjalny. No i kurwa właśnie dlatego go chcę dla mojej foczy. Chodzi o romantyzm mama san. Jak mężczyzna dla kobiety. To może uratować nasz związek. To dla nas bardzo ważne. Dla mnie kurwa jest to bardzo ważne. Dlatego mama san muszę mieć ten komplecik. - Paweł wyłuszczył sprawę o co biega. Liczył, że może ta skośna też jest romantyczna, może nie tak bardzo jak on no ale kurwa chociaż trochę. Że skuma jako laska. I jego tragedię w jaką Dżo go wpakowała i w ogóle może nawet samą Dżo no i kurwa, że będzie człowiekiem a nie skośną małpą.

 

- Proszę poczekać. Ja poproszę szefa. - powiedziała po chwili trawienia jego wypowiedzi mama san. Odwróciła się i podreptała gdzieś na zaplecze. Paweł skorzystał z okazji i rozejrzał się po frontowej części lokalu w jakiej był. Poza tym skośnym co miał dziwne uczucie, że jest tu w związku z jego zapowiedzianą wizytą, była jakaś jedna skośna za ladą, nawet w sumie fajna i druga co gdzieś tam coś tam robiła. Ale miał wrażenie, że wszyscy są spięci i mają na niego baczenie.

 

- Dobry wieczór panu. Jestem Wong i jestem tu szefem. - przedstawił się niski, łysiejący żółtek jaki przybył z powracającą mamą san. - Sprawa jest mi znana ale niestety nie możemy sprzedać tego kompletu o jakim pan mówi. Mamy za to mnóstwo innych i jestem przekonany... - Azjata zaczął gadkę w podobnym stylu jak ta skośna dotąd ale już na początku powiedział co najważniejsze więc Podolski dalej nie słuchał.

 

- Niby dlaczego? Nie jest już na wystawie. Jestem Przecinak. Chcę ten komplecik dla mojej foczy. Mówcie co za niego chcecie. Nie wyjdę stąd bez niego. - Paweł przestał się bawić w grzeczności i skrócił sprawę. Albo się z nim wymienią albo sam weźmie. Sprawa się trochę skomplikowała jak go chujki schachmęciły z wystawy ale nic to. Jak będzie trzeba to go kurwa znajdzie. Kwestia po ilu trupach ale znajdzie.

 

- No cóż panie Przecinak, skoro tak pan stawia sprawę... - Wong odpowiedział po chwili i jakoś nie zabrzmiało to zbyt przyjaźnie. - Właściwie to jest pewna możliwość. Może porozmawiamy w moim biurze? To raczej poufna sprawa. - Azjata odsunął się nieco i zachęcająco wskazał na drzwi przez które dopiero co przeszli z mama san.

 

- Ja jestem tutaj. Masz do mnie interes to mów tutaj. - odparł Paweł wracając spojrzeniem od drzwi do twarzy szefa lokalu. Odpowiedź mu się wyraźnie nie spodobała. Ale Podolskiemu nie uśmiechało się pakować w głąb jego terenu z chuj wie iloma fagasami skrytymi po kątach. Spiął się zastanawiając się czy tamten da sygnał do ataku czy sam sprowokuje do ataku Podolskiego. Ale nie. Tamten zaczął mówić o co chodzi.

 

- Dobra kurwa to ja załatwiam sprawę a wy dajecie mi ten zajebisty komplecik dla mojej foczy. Jak mnie wyrolujecie to was kurwa też załatwię. Jestem Przecinak. - Paweł zgodził się ale ostrzegł skośnych jakby ich głupie myśli nachodziły. Jednak oni też się zgodzili. Więc wyszedł na ulicę, odpalił Przecinaka i odjechał w głąb nocnego, miejskiego życia w Vegas.

 

 

Wytwórnia narkotyków; wieczór

 

- Ale mnie cwel wyrolował. - burknął niezadowolonym głosem Polak. Siedział na siodełku Przecinaka i sklecił kolejnego skręta. Przy okazji obserwował budynek w środku, palił kolejne skręty i obserwował. I im dłużej obserwował, im więcej wiedział to tym bardziej się wkurzał na tego cholernego Wonga. No i na siebie, że tak łatwo dał się wyrolować. Toż to była jakaś twierdza!

 

Przejechał zwyczajnie z jednej strony i potem z wolno z drugiej. Poobserwował z ulicy, chodnika, z głębi budynków i bram. I zżymał się coraz bardziej gdy odkrywał kolejne przeszkody i zawady. Zaczęło się od płotu. No z kolczatką na górze ale przeskoczyłby przy cichej akcji. Przy głośniej Przecinak by staranował tą przeszkodę. Ale już nie dałby rady ścianom i kratom na parterze. Na piętrze były słabsze i tam by pewnie sobie poradził jak i z płotem. Ale tam nie było żadnej rampy by doskoczyć. Mógł się wbić przez drzwi. Ale tam stało dwóch palantów z automatami nie był pewny czy zdąży ot, tak prując im pod lufy. Mogliby się poczuć czy co dajmy na to ostrzelać go czy nawet trafić co już mogło być dość przykre dla niego.

 

Więc cicha akcja. A po dachu łaził strażnik. Dałby pewnie radę wyczaić moment ale kurwa wewnątrz luźne psy latały. Dałby radę je skroić ale no właśnie strażnik by się skapnął widząc ciała albo nie widząc psów czy słysząc skowyt konających zwierząt. Gdyby ktoś wchodził mógłby go zdjąć i się podszyć choć na tyle by się zbliżyć. Ale nikt jakoś się tam nie kwapił. I chuj. Ta cholerna wytwórnia prochów wydawała się nie do ruszenia.

 

Główkował czy ściągnąć resztę. Z ekipą pewnie daliby radę. I karabinek Cichego mógłby zdjąć strażnika, i Destylator mógł coś zapodać kundlom, i na zamki by Dżo coś pomogła i w ogóle by już się sensowniej zrobiło. No ale po namyśle doszedł do wniosku, że nie. Chodziło o komplecik dla jego laski. Sprawa była osobista. Indywidualna. I kurwa romantyczna jak chuj. Nie. Musiał ją załatwić sam. Osobiście.

 

- Chuj w to, wchodzimy frontowymi drzwiami. - powiedział spokojnie odpalając skręta i chwilę potem Przecinaka. Przeniósł Mac'a z olstra przy motocyklu za własny pasek. Było nie wygodne ale poręczne. I zamierzał podjechać kawałek a nie na trasę. Ruszył na wolnym biegu w stronę starego magazynu gdzie obecnie przerabiano półprodukty na gotowe prochy.

 

- Cześć. Jestem Przecinak. - powiedział na dobry wieczór do pary azjatyckich strażników zatrzymując i gasząc motocykl. Był jeszcze jeden myk zwiększający ryzyko. Może przypadek ale ci dwaj wyglądali mu na cholernych żółtków. Ten na dachu chyba też. Jeśli w środku też tak było to był lokal skośnych. Tamci ze sklep wyglądali mu na chinolską Triadę więc jak mieli coś do tych żalu to ci pewnie byli z Yakuzy skoro też skośnookie małpy. Nieźle go ten Wong wyrolował. Ale chuj. Za komplecik dla Dżo...

 

- Słuchajcie skośnookie małpy. - zaczął Podolski przechodząc przez chodnik i skracając odległość do drzwi. - Sprawa wygląda tak. Potrzebuję mieć komplecik dla mojej foczy więc wziąłem na was zlecenie. Mam tu wszystko rozjebać. - powiedział swobodnym tonem wieczornej pogawędki wskazując dłonią mniej więcej na ścianę budynku za plecami strażników. Ci zaś wytrzeszczyli te swoje skośne gały w zdziwieniu totalnym. I zaraz złapali mocniej w swoje łapy te swoje automaty.

 

- Ale, ale! Spokojnie. - podniósł do góry obie dłonie pulsującym ruchem w uspokajającym geście. - Możemy się dogadać. I załatwić sprawę polubownie. - powoli opuścił dłonie tak samo jak oni lufy. Czekali.

 

- Więc kurwa tak. Obcinacie sobie palce z tymi tandetnymi sygnetami. - wskazał gestem na charakterystyczne sygnety na ich palcach jako pierwszy warunek. To chciał Wong jako dowód. - Wasz szef ma dodatkowo obciąć sobie te pedalskie ucho z tym jego pedalskim wisiorkiem. - dodał drugi warunek polubownego załatwienia sprawy. Ucho też chciał Wong. Podolski zastanawiał się po co? Chyba nie zbierał na dodatki do zupy? - A potem na koniec podpalicie to wszystko. I jak ok to wtedy rozstajemy się jak przyjaciele. To co? Jak będzie? - Paweł był w końcu miłujacym pokój obywatelem i miłośnikiem dyplomacji i sztuki negocjacji. Dlatego nawet nim rozległy się pierwsze strzały był taki kurwa wspaniałomyślny i pokojowy. Ale oczywiście jak zwykle, trafił na złych ludzi. Lubujących się w naużywaniu przemocy. No tak się do nich przyjaźnie odezwał a ci od razu chwytali za broń! No to przecież musiał się bronić nie?

 

Na tych żółtkach dyplomatyczne petycje Pawła musiały wywrzeć odpowiednio mocne wrażenie bo patrzyli jakby w zaskoczeniu czy nawet panice to na niego, to na siebie nawzajem, nawet coś pojedynczo próbowali gdakać po swojemu ale też brzmiało to jak zaskoczenie. Jednak gdy skończył zrobili głupie ruchy łapami z automatami co Podolskiemu wystarczyło za uznanie to za wrogi akt deklaracji wojny z nim takim zażartym młośnikiem i obrońcą pokoju na świecie. Złapał lewą ręką za automat tego po lewej stronie opuszczając go w dół. Prawą zaś nogą wysoko kopnął podeszwą buciora w twarz tego po prawej. Protektor podeszwy zderzył się i zmiażdżył tkanki nosa, zagłebił się w wargi i torował sobie drogę dalej. Dalej jednak głowa Azjaty zaczęła od uderzenia uciekać w tył. Póki potylica nie przygrzmociła w drzwi. Wówczas but dokończył dzieła miażdząc wargi i krusząc zęby. Paweł zaś trzasnął prawą ręką w twarz tego po lewej co go na chwilę spacyfikowało.

 

Drugiej już nie miał bo w pojedynkę rzadko kto mógł dorównać Podolskiemu w zwarciu. Pięść Polaka trzasnęła w azjatycką twarz raz, i jeszcz raz. Tamten już trochę przytłumiony zaczął się zasłaniać dość skutzecznie ale wówczas Paweł kopnął go w brzuch swoim buciorem co zwinęło strażnika w scyzoryk. Polski ganger dobił go łapiąc go za pochyloną głowę i trzaskając kolanem w twarz. A potem jeszcze raz i jeszcze.

 

Tuż przy nim i od dołu rozległa się seria z automatu. Pociski wizgnęły tuż obok niego. Cholera! A chociaż chciał wejść po cichu! Odwrócił się by zobaczyć jak ten po prawej, wciąż siedząc tyłem na schodach i z zmasakrowaną twarzą trzyma automat posyłając kolejne pociski w jego stronę. Schylił się by stanowić mniejszy cel i jednocześnie kopnął tamtego jak podleci. Trafił akurat w jego ramię i siła uderzenia trząsnęła tamtym w drugi bok. Zachwiał się i przestał strzelać ale wciaż trzymał automat. Drugie kopnięcie, już tym razem w bok głowy, powaliło go na posadzce. Na wszelki wypadek powalonemu wrogowi, Paweł jeszcze na koniec z impetem zmiażdżył podeszwą bok głowy. Droga była wolna.

 

Drzwi okazały się otwarta ale ze dwa kroki za nimi były kolejne drzwi. Te jednak też o dziwo były otwarte. Podolski zobaczył przed sobą jakiś korytarz. Wszedł energicznym krokiem w głąb. Spodziewał się reakcji i pewnie komitetu powitalnego więc wyjął sprzęt. W prawej dłoni pojawił się jego Mac a w lewej łom. Długo nie czekał. Z jakieś pół korytarza.

 

Miał szczęście. Na końcu korytarza musiała być chyba jakaś większa sala, może nawet hala. Oczywiście rozświetlona jak to w Vegas. Cienie nadbiegających żółtków więc zobaczył na chwilę nim się pokazali zza zakrętu. Podolski zdążył przypaść za jakiś załom korytarza i wycelować w jeszcze przez moment pusty prześwit korytarza. Strzelił gdy dwie sylwetki pojawiły się ale jeszcze pewnie nie zdołały ogarnąć sytuacji w korytarzy. Korytarz przecięły wizgi automatu Przecinaka. Z kilkunastu kroków, stężenie ołowiu było zabójcze. Pierwszy obrany na cel żółtek padł jakby go sama śmierć ścięła. Drugi chyba oberwał ale tego Paweł nie był już pewny. Przekierowywał lufę w jego stronę, widział jak smugi pocisków ścigają cel, jak zaczynają szatkować podłogę i ściany wokół niego ale tamten mając ten ułamek sekundy więcej czmychnął za jakąś skrzynię znikając mu z pola widzenia. Czy go trafił czy nie tego Polak nie był pewny ale pewnie raczej tamten wciąż dychał.

 
Szybko się okazało, że jednak trafił mu się jakiś źle wychowany typ bo nie dość, że dychał, że się chował to jeszcze się odstrzeliwał! Cham jeden... W ten sposób tamten walił w głąb korytarza i musiał już zlokalizować improwizowaną kryjówkę Polaka bo jego pociski gęsto łupały po filarze za jakim się schował. Poza jednak obsypaniem odłamkami i pyłem ze starego, brudnego tynku nic Pawłowi nie zrobił. Sam Paweł też wytracił magazynek do reszty bo ten Mac miał kozacki power ale żarł te ammo na automacie jak głupi. Udało mu się potrzaskać dechy skrzyń za jakimi tamten się kitrał ale nie wiecej. Gdy ołów sypał po oczach a tamten co chwila się chował trochę utrudniało to Polakowi trafienie go. Zmienił mag a swoim automacie i doszedł do wniosku, że tamten go zablokował. Musiał coś wymyślić. Szybko! Bo coś się jakby więcej kroków i głosów zbliżało w stronę korytarza. Zaskoczenie się widocznie już skończyło i zaczynała się reakcja. Wiedział, że póki by ich wyłapywał po jednym czy dwóch powinno być w porządku ale całej zgrai musiał ustąpić. A nie miał zamiaru!
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 02-02-2017, 05:02   #40
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Romantyczna noc w Vegas 2/3

Wytwórnia narkotyków; wieczór



Ale wymyślił. Dostrzegł, ze ściana przy którj przycupnął jest zewnętrzną ścianą lokalu. Ale ta druga to chyba jakaś samoróbka. Jakby ktoś dech i dykt i blach nastawiał w mniej więcej koślawą ścianę. Na mocną mu nie wyglądała. Zebrał się w sobie i jak tylko żółtek przestał łupać ze swojej broni Podolski runął w poprzek korytarza. Parę kroków szerokości starczyło by mógł się rozpędzić. Z impetem zderzył się ze ścianą. Ta huknęła, trzasnęła, wyłamała się i przebił się! Ale stracił równowagę i upadł razem z odłamkami improwizowanej ściennej konstrukcji na zimny, zapiaszczony beton.

 

Uniósł głowę. Był w jakimś pomieszczeniu. Zauważył dwie czy trzy sylewtki w białych kitlach i maskach chirurgicznych na twarzach. Znieruchomieli widząc te wtargnięcie. On nie. Uniósł automat i pociągnął po nich serią. Pierwsza postać oberwała prawie od razu, druga dostała w plery gdy odwróciła się by uciec i też upadła. Trzecia, najbliżej drzwi po drugiej stronie pomieszczenia zdołała zwiać ścigana ołowiowym rojem szerszeni. Podolski podniósł się zwalając z siebie ścienne odłamki. Słyszał jak tamci z korytarza krzyczeli do siebie. Za dużo ich tam było. Ruszył więc śladem uciekiniera w białym kitlu.

 

Uznał, że szło mu całkiem nieźle. Co prawda musiał wyrzucić dość szybko Mac'a bo się do niego pestki skończyły. Ale Colt, łom, łańcuch oraz ułańska fantazja i śmiałość w sercu całkiem nieźle torowały mu drogę. Był w ruchu, cały czas w ruchu. Szedł, biegł, chował się i nie wdawał się w żadną dłuższą strzelaninę czy walkę. Powoli walka przemeniała się w ganianinę i chowaninę w hali zawalonej jakimiś mechanizmami do robienia prochów, pełna skrzyń, wraków samochodów i chyba sprawnych samochodów. Jeden dla zabawy Podolski wysadził majstrując z kawałkiem gazety, folii i zapałkami. Zrobiło się od razu cieplej i zadyma wreszcie zrobiła się dosłowna. Niemniej tamtych choć ubywało wciąż było ich więcej niż Przecinaka. Paweł też niezbyt miał orientację gdzie może być ten cholerny szef żółtków. Mógł co prawda już go skasować bo do nie każdego ciała miał okazję podejść a przy szybkim strzelaniu nie było zbyt okazji do przyglądania się tym patafianom do których się strzela. Zauważał ruch to strzelał.

 

Zorientował się jednak, że chyba przestali go ganiać i coś kombinują. Albo skoncentrowali się przy jakichś schodach na górę. Biuro! Pewnie szefa! Taka piętrowa nadbudówka w rogu od poziomu gruntu do prawie sufitu. Tylko jedne schody. Ale tam czekali na niego. Trochę za dużo ich tam było. Ale znalazł myk. Jakiś dźwigar prowadził blisko ściany. A na wysokości pierwszego czy drugiego piętra była szyba jakby idealna do puszczania żurawia na halę. To było to!

 

Wspinaczka nie była tak łatwa jakby Paweł sobie życzył. Czuł jak połamał sobie paznokcie i starł skórę na palcach gdy mocował się z zimnym, bezdusznym metalem. Do tego złośliwie śliskim! Ale parł do przodu, wciąż wyżej i wyżej aż dotarł mniej więcej na wysokość okna. Spojrzał w dół. Ze dwa piętra jak chuj. Chujowo byłoby teraz się zjebać. A okno było za daleko by ot, tak się złapać. Musiał skoczyć. Jak się zjebie te dwa piętra... Głupie. Ryzykowne. Ale chuj, to chyba znaczyło, że romantyczne nie? A przecież o to w końcu chodziło. No i o komplecik dla Dżo. No to trudno... Ale jak się zjebie te dwa piętra...

 

Odległość do okna nie była taka duża. Jakby było na ziemi i po prostej to z rozbiegu by przeskoczył bez zawahania i problemów. Ale teraz musiał skakać właściwie w bok i po z niewygodnej pozycji. I bez żadnego rozbiegu. Nawet łańcuchem cieżko było coś zdziałać. Ale przecież nie będzie wracał jak frajer na dół nie?

 

Puścił łańcuch przodem. Hak przebił brudną i mętną szybę i szkło z hukiem pospadało i do wnętrza pokoju, i dużo niżej, na dno hali gdzie rozbryzgło się też w efektownych rozbryzgach. Przecinak skoczył odbijając się od ściany i filaru i zawisł z pół kroku od dolnej krawędzi okna. Zaczął się wspinać po kolejnych oczkach łańcucha gdy nagle poczuł, że ktoś zaczyna majstrować przy haku. Chcieli go zwalić w przepaść chamy jedne! Sięgnął po Colta. Wybił się w górę i złapał dłonią za dolną krawędź okna której resztki szkła od razu przecięły mu tą dłoń. Wyrzut reszty ciała pozwolił mu jednak wybyć się ponad framugę i od razu wystrzelił trzy szybkie strzały do żółtka majstrującego nad odczepieniem haka. Ten wrzasnął czy z bólu czy strachu i upadł na podłogę.

 

Paweł gramolił się przez ramę okna a żółtek bezczelnie sięgał po swoją klamkę. Podolski nie zamierzał patrzeć na to spokojnie więc wystrzelił resztę colciego maga. Żółtek wierzgnął zawył i spod jego ciała wyłoniła się szybko powiększająca się szkarłatna kałuża. Przecinak zdołał wpakować się do środka. Był sam. W jakimś przeoltowym pomieszczeniu bo widział drzwi z obu, przeciwnych stron. Z lewej słyszał metaliczne dźwięi wbiegających po schodach butów. Z prawej jakieś skośne, zaniepokojone zapytanie.

 

- Spokojnie! To tylko ja! Przecinak! Zaraz się wami zajmę! - krzyknął rzucając się do drzwi od schodów. Miały zasówkę. Gównianą ale zawsze coś. Zasunął ją. Rozejrzał się i dostrzegł biurko. Te było już solidniejsza zawalidrogą. Dosunął je w pobliże drzwi. Teraz planował zmienić mag w Colcie i zajrzeć...

 

Ostrza właściwie nie zauważył. Coś go tknęło, coś skrzypnęło, dostrzegł jakiś cień ruchu. Zdołał odturlać się po przesuniętym już prawie na docelowy adres meblu gdy ostrze katany przecięło rant biurka gdzie przed chwilą był. Żóltek z kataną?! No co na nudna sztampa! Jednak była jakaś wada tych wszystkich filmów i kin w tym Vegas.

 

Paweł wciąż leżąc plecami na biurku próbował kopnąć tamtego w brzuch. Ale żółtek uskoczył i jego ostrze znów opadało. Paweł postanowił zaryzykować bo choć chyba niezły ten skośny majcher mu się trafił. Zastawił się ramieniem. Ostrze z impetem trafiło w jego nadstawione ramię ale zamiast je przeciąć jak biurko zblokowało się na ukrytym pod rękawem kurtki łomie którego tam Paweł kitrał właśnie na takie okazje. Teraz był ten ułamek sekundy nim miecznik wyhamuje i cofnie ostrze po silnym uderzeniu, gdy ramię Polaka już wyhamowało na jego piersi ale jeszcze nie odbiło z powrotem. I wtedy Paweł drugą ręką złapał nadgarstek tamtego. Jakby dobrze poszło to mógłby...

 

Ale nie poszło. Żółtek był naprawdę niezły to mu Paweł musiał przyznać. Zareagował błyskawicznie i mając uwięzione dłonie w chwycie przeciwnika i na trzymaniu katany kopnął go w piszczel. Paweł zawył i osłabił chwyt na tyle, że tamten zdołał się wyswobodzić. Znów uniósł miecz by wykończyć osłabionego przeciwnika. Ten jednak przewalił się bokiem po blacie i kuśtykając uciekł w bok zwiększając dystans. Musiał złapać oddech. Po tej całej wspinaczce, skokach i walce przydałaby mu się kapeczka przerwy. A potem ich załatwi. Wtedy dostrzegł drugiego przeciwnika. Jakaś skośna. Z też z łańcuchem. I też z dodatkami na końcu. Chociaż ona preferowała kolczaste kule.

 

- Słuchaj mała, będziesz miła to pozwolę ci się obciagnąć. Będę zadowolony to cię nawet bzyknę. Wiesz taki ostatni, najlepszy seks twojego skośnego życia. Co ty na to? - Paweł uznał, że w sumie ten romantyzm może poćwiczyć na tej skośnej. Poza tym wypadało mieć dla lasek specjalne względy prawda? No i ułańska tradycja tego wymagała by traktować je z szacunkiem jak chuj. Mała jednak okazała się niewdzieczną, głupia suką. Stała w tych drugich drzwiach co dotąd były zamknięte. Gdy Paweł wycofał się w wolny fragment pokoju oboje ruszyli na niego każde od wolnej ściany.

 

Colta gdzieś zgubił przy biurku. Zdołał jednak dobyć swój łańcuch. Żółtek z mieczem dał się już poznać jako wymagający przeciwnik. Skośna była albo stuknięta i nie odczuwała strachu albo pewna swoich umiejętności by wierzyć, że sobie poradzi więc nie okazywała strachu. I kurwa tu był problem bo ich przeciwnik też na przestraszonego nie wyglądał. Za to wiedział, że nie ma co czekać aż go dopadną z dwóch stron. Więc zaatakował.

 

Łańcuch Pawła poszybował przez kila kroków pokoju i trzasnął żółtka z mieczem w żołądek. Ten był szybki bo zdołał sie prawie uchylić i zamiast centralnie w bamber to dostał w bok biodra. Jeszcze trochę i by się uchylił całkiem. Ale jak oberwał to oberwał, kilogramy ciśniętego metalu przygięły go i zastopowały a on jęknął boleśnie. Upadł na kolano podpierając się mieczem by nie upaść. Podolski widział, że skośna cizia też wprawia w ruch swoją łańcuchową kulę ale chciał wykończyć tego z mieczem na dobre. Liczył na swój refleks i fart. Szarpnął lecący łańcuch z powrotem cofając go do siebie a posłała w skośnego drugą końcówkę. Hak puszczony po poziomym łuku zdeformował swój lot po tym jak natrafił na twarz i głowę Azjaty zgarniając tego towaru trochę ze sobą , wyszarpując szkarłatne łuki posoki i powalając go na podłogę pokoju.

 

Nie zdołał jednak zrobić nic więcej. Okazało się, że fart chyba mu troszkę przygasł a sośna jest szybsza niż to ocenił. Stalowa kula trzasnęła go w prawy bark ze straszliwym impetem. Zawył boleśnie gdy siła uderzenia powaliła go na kolana. Pancerz ochronił go nieco od miażdżących efektów kuli ale jej kolce przeszły przez niego wbijając się w żywe ciało. Odruchowo złapał za łańcuch łączący kulę z właścicielką. Wówczas tamta szarpnęła za swój łańcuch wyszarpując fragment pancerza, skóry, krwi i ciała ze sobą. Paweł stracił równowagę i upadł na podłogę.

 

Z dołu widział jak tamta zwija swój łańcuch i rozpędza go do kolejnego uderzenia. Jeszcze jedno czy dwa takie i będzie po nim. Dwa czy trzy kolejne go wykończą na dobre. Jeśli tu zostanie na tej podłodze, jeśli nic nie zrobi to będzie po nim. Ta skośna cizia go wykończy.

 

- Oj nie jesteś dla mnie miła. Prosisz się o przecwelowanie dupki mała... - jęknął ciężko w sumie do siebie. Musiał odzyskać rezon. Azjatka nie znała się chyba ani na bzykaniu ani na jego świetnych dowcipach bo nie zareagowała. Tylko dalej szykowała ten swój łańcuch obchodząc powalonego przeciwnika po łuku. Paweł zaczął czołgać się bo siła uderzenia wybiła mu dech z płuc. Ciężko było mu złapać oddech jakby płuca zapomniały co mają robić. Dostrzegł jednak swoją szansę. Żeby tylko zdążyć!

 

Świst stalowej kuli i połączonych oczek zapowiedział finalne uderzenie. Paweł dłużej nie czekał. Kopnął upatrzone biurowe krzesło na kółkach które potoczyło się w stronę skośnej zderzając się z nią. Nic jej nie zrobiło to uderzenie meblem ale nieco musiało zdekoncentrować. Kula świszczała już jednak przez biurowe powietrze gdy trzasnęła w metalowy śmietnik. Ostatnia desperacką obronna tarczę Podolskiego. Rozpędzona kula bez trudu zniszczyłą biurowy detal i przebiła się na wylot. Ale trafiła nie do końca tam gdzie planowała uderzona nagle krzesłem właścicielka a i trafiła osłabiona tak, ze tym razem też wbiła się w napierśnik Przecinaka ale już nie zdołała go spenetrować.

 

- Chodź tu mała! Poznamy się bliżej! - warknął do niej drapieżnie powalony mężczyzna i szarpnął za jej łańcuch. Tamta nie spodziewała się tak szybkiej kontry po nagłym atau krzesłem więc straciła równowagę i poleciała na twarz. I tą swoją azjatycką twarzyczkę raczyć posadziła tuż przy butach motocyklisty. Zdążyła spojrzeć na niego by zorientować się w sytuacji gdy on z impetem trzasnął ją podeszwą w twarz. A potem jeszcze raz. Przed trzecim zdołała się zasłonić ale musiało ją co nieco wytłumić. Paweł nie odpuszczał i zerwał się z podłogi. Tamta próbowała też zebrać się korzystając z przerwy w jego atakach. Ale napastnik był o te włos szybszy. Dopadł ją jeszcze na podłodze i wreszcie mógł wykorzystać przewagę własnej masy by przygnieść ją do podłogi.

 

- I co teraz mała? Teraz zabawimy się po mojemu! - warknął do niej ze złością bo mu naprawdę nieźle wyjebała w ten bark. Wciaż czuł jakby miał półtorej ręki i to właśnie prawej. Posługiwał się nią jakby był po paru, mocnych kolekach w barze albo zdrętwiałą od zimna. Skośna próbowała się bronić i zastawiać ale przygnieciona do ziemi, gdzie jej refleks i zwinność niewiele jej pomagały została od początku zepchnięta do rozpaczliwej defensywy. Choć i ta długo potrwać nie mogła. I wtedy, jak już zaczynało iść dobrze z tą skośną małą, Paweł zdążył zarejestrować ruch i prawie od razu poczuł przeszywający ból na plecach. To ten z mieczem! Podniósł się! Co za cwel!

 

Podolski trzasnął już mocno sponiewieraną małą na do widzenia kastetem w twarz upewniając się, że po nie skończy tej nocy taka ładniutka jaką była przed i zdołał zasłonić się znów łomoramieniem przed kolejnym śmignięciem katany. Wstał zostawiając powaloną skośną i odwrócił się frontem do miecznika. Ten ciężko dyszał i ze zmasakrowanej twarzy cały czas bąblowała mu się krwawa piana. Syczał dziwnie przez zniekształcony początek dróg oddechowych zaczynajacych się przy twarzy.

 

- Oj ty na ruchanie to teraz będziesz musiał chyba na dziwki chodzić... - oświecił Paweł przeciwnika widząc jak obrzydliwie w tej chwili wygląda z tą krwawą miazgą zamiast twarzy. W sumie zagadnienie jak i z urodą małej, było czysto teoretyczne. Przecież i tak za chwilę zabije ich oboje.

 

Obydwaj byli już jednak poranieni i zmęczeni. Ciężko było im trafić się nawzajem więc dużo rzadsze niż wcześniej ataki nie mogły znacząco zmienić sytuacji. Pawła łańcuch był jednak bronią bardziej uniwersalną od wyspecjalizowanej katany i łańcuchem stopniowo udało mu się zagnać przeciwnika w kąt pomieszczenia przy rozbitym niedawno oknie. Nie mógł jednak zadać decydującego ciosu by wykończyć tamtego a tamten mimo prób nie mógł wydostać się z matni. W końcu Paweł poszedł po rozum do głowy.

 

Szarpnął za rant jednego z biurek i przewalił je pionowo w górę. Te opadło z hukiem na Azjatę. Ten nie chcąc dać się przywalić czmychnął narożnika ale na to Paweł był przygotowany. Będąc w rogu tamten miał tylko jeden kierunek do ucieczki. A tu wpadł na niego taranem Przecinak przyszpilając go do framugi.

 

- Sajonara frajerze! - syknął mu Paweł. Nie zamierzał się z nim siłować. Po przygnieceniu złapał go za pas, za wszarż i zwyczajnie wywalił za okno. Z satysfakcją słyszał szybko oddalający się pełen panii wrzask i gruchnięcie na dole. Dwa piętra niżej. Jednak dobrze oszacował skutki ewentualnego upadku z tej wysokości. Na pewno był niezdrowe.

 

Odwrócił sie z powrotem do pokoju. I wkurzył się gdy zauważył, że miejsce po tej skośnej jest puste. Biurko nadal przygniatało drzwi od schodów więc mogła czmychnąć tylko do tego drugiego pokoju. Co za skośna sucz. Ganger z biało czerwonymi opaskami ruszył ostrożnie w stronę tych drzwi. Właściwie to musiał ostrożnie bo wciąż go łomotało nieźle. Zwłaszcza w barku i plerach. Zdołał ostrożnie wychylić się z paru kroków poza obręb drzwi by puścić żurawia. Wtedy musiał sie od razu cofnąć swój polski łeb bo przywitały go strzały z jakiejś klamki. Zdołał zarejestrować sylwetkę skitraną za biurkiem z wycelowanym gnatem w stronę drzwi. Ale nigdzie nie widział tej Azjatki z kulą a gdzieś tam musiała być.

 

- Czego chcesz? Zapłacę! Zapłacę ci dwa razy więcej! Kto cię wynajął?! - głos ze środka był chyba nieźle spanikowany jak na ucho Pawła i postanowił słowami wspomóc siłę swoich ołowiowych argumentów.

 

- Ale widzisz kolego nie chodzi o hajs. Chodzi o komplecik dla mojej foczy. I no ja próbowałem się z wami dogadać polubownie ale nie chcieliście. Jestem Przecinak. Jak przecinam to przecinam wszystko. - Paweł wyjaśnił tamtemu o co t biega. Uznał, że skoro zaraz ma pomóc odwalić tamtemu kitę to wypada by wiedział za co. Trzeba było być kimś z klasą prawda? Zbliżył się nieco do ściany i framugi drzwi kombinując jak wedrzeć się do środka nim tamten by go postrzelił. Oldegłość od drzwi do biurka była na parę kroków ale pusta. Tamten zdążyłby strzelić a jak by zdążył to mógł trafić a tego Paweł wolał nie testować na sobie. Nad drzwiami było małe okienko. Nawet dałoby się przez nie przejść ale nie widział sensu. Nawet jakby się tam dostał to i tak lądowałby przy drzwiach a dłużej byłby pod lufą. Bez sensu.

 

Świst łańcucha zapowiedział powrót skośnej. Paweł nie stał jednak tak blisko framugi jak chyba się spodziewała. Kula pojawiła się w przejściu, zawinęła się o framugę, i trzasnęła w ścianę obok. Azjatka musiała stać wewnątrz pomieszczenia z tej samej strony co Paweł. Od razu szarpnęła łańcuchem by wrócić kulę z powrotem ale mocno utkwiła w ścianie. Teraz dopiero Polak dopadł do ściany i wsadził ramię do środka łapiąc za jej łańcuch. Szarpnął i tamta z jękiem i łomotem przewaliła się na podłodze. Podolski zauważył burzę jej ciemnych włosów opadającą na ramiona tuż przy wejściu. Tamten zza biurka jednak zaczął strzelać, na szczęście niecelnie. Ganger kucnął i złapał Azjatkę za te jej ciemne kudełki. Wyszarpał ją na zewnątrz co ta przywitała płaczliwym wrzaskiem. Ten umilkł gdy na zewnątrz kastet znów zderzył się z jej twarzą. Spacyfikowało ją to na tyle, że już po swojej stronie ściany Przecinak uniósł ją do pionu. Była niższa i drobniejsza od niego ale na to co planował nie przeszkadzało mu to.

 

Wpadli do środka oboje. On trzymał wciąż ją za włosy trzymając przed sobą jak żywą tarczę. Tamten zza biurka nie wytrzymał i strzelił szybko kilka razy z czego większość weszła w ciało żywej tarczy Pawła. Czuł jak drobniejsze ciałko szarpie się pod kolejnymi trafieniami aż w końcu wiotczeje. Ale spełniła swoje zadanie! Przecinak odrzucił ją na bok i był już przy samym biurku. Jego łom trzasnął w rękę trzymającą broń. Azjata wrzasnął rozdzierająco gdy twardy metal zgruchotał mu mięśnie i kości ramienia czyniąc je bezwładnym.

 

- Nie! Przestań! Dogadajmy się! - jęczał przeraźliwie niezdatny już do stawiania oporu i był zbyt spanikowany by go stawiać.

 

- Taa... Pewnie... - mruknął Przecinak wskakując na biurko i biorąc wymach łomem. Metal trzasnął w czaszkę Azjaty bez trudu pokonując kość i rozchlapując po fotelu, już trupie, biurku i samym Przecinaku swoją zawartość. Paweł na chwilę znieruchomiał podobnie jak ofiara. W końcu wyszarpał łom z czaszki pozwalając by ciało bezwładnie zwaliło się z fotala na podłogę. Był kolczyk. Z tym pedalskim wisiorkiem. Poodcinać jeszcze tym fajfusom co trzeba i mógł wracać po komplecik dla Dżo.







Sklep Wonga; późny wieczór

 

- No to ja swoją dolę zrobiłem. - mruknął podając Wong'owi pochlapaną czerwienią reklamówkę. Ten wzdrygnął się gdy odbierał pakunek ale zaczął ją rozwiązywać. - Gdzie jest mój komplecik? - spytał spokojnie jak na swój standard. W sumie dostał tam niezły łomot. Prawe ramię już wróciło mu do normy ale nadal czuł, że jest trochę odrętwiałe. Piekły go niemiłosiernie plery po tym sieknięciu mieczem. No i ogólnie był nieźle "zrobiony" po tym wszystkim.

 

Wong i mama san jednak nie odpowiadali z przejęciem oglądając zawartość zakrwawionej reklamówki. Coś gdakali w tym swoim małpim języku pokazując sobie nawzajem kolejne odcięte innym Azjatom palce z sygnetami. Najwięcej pocieszenia tak jak spodziewał się Paweł wywołało ucho szefa rozpoznawalne po charakterystycznym wisiorku. Same żółtki w sklepie i ich przywitanie niezbyt nastroiły pozytywnie Podolskiego do tej ponownej wizyty. Wyglądali jakby jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności nie nastawiali się na jego powrót. Wydawali się być bardzo zdziwieniu gdy wszedł ponownie do sklepu dzyndzając dzwoneczkiem w drzwiach. To, że w jednym kącie pomieszczenia wciąż tkwił jakiś ochroniarski fajfus ani drugi który wyszedł z zaplecza i staną w przeciwnym krańcu też jakoś nie podpasowało polskiemu gangerowi. No kurwa. Zupełnie jakby chcieli móc wziąc go w krzyżowy ogień. Jak mogło mu się to podobać?

 

- Nie mówiłeś, że to lokal Yakuzy. - powiedział Przecinak patrząc jak dwójka szefów rozgląda i ogląda wciąż kolejne amputowane elementy ciał.

 

- Nie pytałeś co to za lokal. - odpowiedział mu Wong na chwilę podnosząc wzrok na wykonawcę wyroku.

 

- Chuj w to. I tak ich załatwiłem. - machnął w końcu lekceważąco ręką. W sumie faktycznie nie pytał bo nie było to dla niego istotne kogo trzeba załatwić. I nawet jakby wiedział to chyba wiele by to nie zmieniło. - Chcę mój komplecik dla mojej foczy. - przypomniał jedna dlaczego wizytową nocną zmianę wciąż płonącego przybytku zaopatrujacego dilerów i kluby na ulicach.

 

- Co to jest?! Czemu ją zabiłeś?! Jej miałeś nie zabijać! Tylko ludzi z sygnetami! - Wong i mama san nagle podniecili się strasznie gdy w reklamówce znaleźli jeden smuklejszy, drobniejszy palec o pomalowanym paznokciu. Biała czaszka na czarnym tle. Paweł nawet chwilę zawahał się nad tamtą skośną suczą. Ale uznał, że dzielnie stawała i należy ją potraktować jak i resztę. Więc jej palec też odciął.

 

- Chłopie jestem Przecinak. Jak przecinam to przecinam wszystko. - burknął zmęczonym i zirytowanym głosem na przedłużanie tej hecy. - Mój komplecik. - w znaczącym geście wyciągnął dłoń. Pustą. By dać im znać, że nie powinna być zbyt długo taka pusta. I, że jak jej nie zapełnią komplecikiem to on ją czymś zapełni. Przyznawał przed samym sobą, że mogli trochę źle odebrać gdy tak wszedł do ich sklepu z ponownie pełnym Mac za pasem i łomem z którego wciąć coś ściekało co jakiś czas w lewej ręcę. W prawej miał torbę prezentów i teraz wystawiał ją na wymianę na ich torbę.

 

Wong spojrzał na niego jakby go oceniał czy główkował nad czymś. W końcu coś zdecydował po szczeknął coś do mama san i ta podrobiła tym azjatyckim chodem za drzwi na zaplecze. Gość i szef lokalu stali chwilę czekając na jej powrót i nie odzywali się do siebie. Po chwili Azjatka wróciła niosąc pakunek.

 

- Proszę o to komplet bielizny na jakim panu tak bardzo zależało. - uśmiechnęła się miło i dygnęła grzecznie podając mu w obu dłoniach pakunek zapakowany jak prezent.

 

- Fajnie. Otwórz. - mruknął do niej Podolski kiwając głową i wcale się nie uśmiechając.

 

- Ależ proszę pana to jest firmowy papier w jaki zawsze pakujemy zakupy naszych specjalnych gości. Jeśli się otworzy to się go zniszczy. Proszę mi wierzyć, że w tej nienaruszonej postaci wygląda jak prawdziwy prezent i każda kobieta chciałaby go dostać właśnie w takim nienaruszonym stanie. - mama san zaczęła grzecznie tłumaczyć złożoność problemu co i jak i dlaczego otwieranie tego zakupu byłoby błędem i nietaktem.

 

- No, no mama san... - zgodził się grzecznie klient. - Otwórz. - Podolski skinął brodą na trzymany przez kobietę podarek. Ta wydawała się być stropiona jego uporem.

 

- Ależ panie Przecinak. Mam nadzieję, że nie posądza nas pan o jakąś nieuczciwość? Ten delikatny komplet wyjątkowej bielizny musi być podany w odpowiedni sposób by zachować jego urok i powab. - Azjatka z troską tłumaczyła dlaczego tak jej zależy na dobru Pawła, Dżo i ich naprawie ich związku dzięki temu podarkowi.

 

- Otwieraj tą cholerną paczkę. - Paweł zaczął cedzić przez zęby a jego spojrzenie nabierało coraz więcej wrogości i agresji. Jeszcze były trzymane za łeb ale widać było jak z każdą chwilą napięcia podnoszą łeb wyżej i śmielej szczerząc swoje kły.

 

- Panie Przecinak, zasady naszego sklepu zabraniają personelowi otwierać już spakowanych zakupów. Dla nas to rzecz święta. Proszę nie wymagać od nas, że ktoś z nas otworzy te zakupy. Tylko pan, jako klient może to zrobić. - do rozmowy wtrącił się Wong mówiąc miłym i profesjonalnym głosem.

 

- To nie są moje zasady. Otwórzcie tą cholerną paczkę. Chcę zobaczyć co jest w środku. - warknął nieprzyjaznym głosem obtłuczony motocyklista. Patrzył wyzywająco na szefa lokalu i na paczkę trzymaną przez mama san.

 

Potem Paweł sam już nie był pewny jak to się zaczęło. Czy to on pierwszy położył dłoń na automacie czy to ci ochroniarze. Czy mama san i Wong spojrzeli na siebie porozumiewawczo czy tylko mu się tak zdawało. Czy ta dwójka dała jakiś znak tym pajacom z gnatami czy nie. Pewny był tylko tego, że znów próbował się porozumieć w cywilizwany sposób ale trafił na złych ludzi. Znowu.

 

Zaczął od mama san. Przewalił ją szarpnięciem lewej ręki na podłogę bo mu blokowała linię strzału. Prawą nakierował Mac na tego Azjatę co właśnie dobywał klamki i rozpruł mu tors licznymi pociskami. Faceta rzuciło z powrotem na ścianę przy której się dotąd kleił. Wong odwrócił się i zaczął zwiewać. Podolski najchętniej posłał by za nim ołowiowy pościg ale tamten drugi palant już zdołał dobyć givery był więc groźniejszy. Strzelili prawie na raz. I obaj trafili. Tyle, że tamten miał tylko klamkę a Przecinak rozpylacz. Tamten więc oberwał całą serią pocisków a Podolski jednym. Ale zabolał go ten jeden gdy trafił go w bok brzucha. Wrzasnął i zachwiał się gdy pociemniało mu w oczach. To wystarczyło by Wong zwiał za drzwiami. Ale ganger zorientował się, że na podłodze próbuje czmychnąć mama san.

 

- Wstawaj dziwko! - sapnął ganger próbując wytłumić ból wściekłością. Szarpnął podnoszącą się Azjatkę za bark i brutalnie przyciągnął ją do siebie. Spojrzała w panice na niego mamrocząc coś prosząco. - Gdzie... Mój komplecik... Dla mojej foczy? - wysyczał jej rozzłoszczony w twarz. Azjatka wskazała szybko i bez wahania gdzieś na te drzwi do zaplecza.

 

- Nie zabijaj mnie! Prosze, nie zabijaj! Zaprowadzę cię! Dam ci ten komplecik! - jęczała przerażonym głosem zalewajac twarz błagalnymi łzami.

 

- Pewnie, że dasz... Pewnie, że zaprowadzisz. - kiwnął głową czarnowłosy ganger i odwrócił ją brutalnym ruchem. Wykręcił jej boleśnie ramię na plecy aż się przygięła. Sam szedł za nią i w drugiej ręce miał wycelowany przed siebie automat. Szedł sztywno i niespiesznie bo poza tym, że prowadził jeńca blokował go ten promieniujący ból z postrzału w brzuch. Czuł jak momentalnie ciało zlało mu się zimnym potem a usta wyschły. Oddychało się też jakoś ciężej. Ale szedł. Czuł, że jest już blisko. Gdy zrobili pierwszy krok jego but natrafił na coś dziwnie miękkiego. Zatrzymał sie i zerknął w dół. To ta paczka co przynieśli. Pod jego butem rozdarła sie ukazując wnętrze. Dostrzegł jakiś materiał ale na pewno nie ten z komplecika Dżo. A pod materiałem szarawa, plastelinowa masa. Plastik. No tak. Jakby go jebnęli mieliby czyste konto. Yakuza by szukała białasa na motorze i znaleźliby jego trupa to trop do tych żółtków tutaj by im się pewnie urwał. Nawet szprytne.

 

- Podnieś! - warknął zmuszając trzymaną kobietę poprzez jej unieruchomione ramię do przyklęknięcia obok bomby. Łkała i przepraszała ale nie ustępował więc w końcu wzięła tą paczkę którą przed chwilą tak chętnie mu wręczała.

 

Wznowili marsz przez korytarz zaplecza. Nikt ich nie atakował. Minęli kilka drzwi. Jedne były otwarte inne zamknięte. W jednych mijanych widział jakiegoś spanikowanego grubasa w ręczniku i półnagą o wiele drobniejszą Azjatkę też w ręczniku i też spanikowaną. Ale szli dalej. Nie tak znowu daleko do kolejnych drzwi.

 

- To tutaj. Tu go zostawiłam. - wydukała przez łzy mama san. Drzwi jakoś nie różniły się na oko Pawła od innych. Nie miał powodów by wierzyć tej azjatyckiej zdzirze albo by ni wierzyć.

 

- To otwórz. - syknął do niej ale trochę przemieścił się po korytarzu by stanąć przy ścianie. Ona musiała nieco wystawać poza framugę ale no cóż, lepiej by ołów zgarnęła ona a nie on. Drzwi otworzyły się bez problemu w ze środka nikt nie strzelał. Podolski wepchnął Azjatkę do środka i ta poprowadziła go do jakiegoś stołu. Jest! Leżał tam! Komplecik dla Dżo! Zamknął za sobą drzwi i pchnął kobietę na stół - Spakuj. Szybko! - pogonił ją do roboty. Ta trzęsącymi się dłońmi zabrała jakąś torbę, owinęła jakimś papierem ten komplecik, wsadziła do torby i odwróciła się z powrotem twarzą do Podolskiego trzymając w obu dłoniach torbę z pakunkiem jak jakiś talizman.

 

- Daj mi go. - machnął przyzwająco dłonią do siebie. Azjatka zaczęła łkać jeszcze głośniej ale zbliżyła się powoli do napastnika.

 

- Proszę... Pomogłam ci... Nic nie mogłam zrobić... To Wong tu rządzi. Musiałam robić co mi kazał. - zaczęła tłumaczyć się gdy podała mu torbę z komplecikiem Dżo.

 

- Taa... Pewnie... - kiwnął głową Polak i zabrał jej też torbę z bombą. - Jak to działa? - spytał pozbywając się okrywającej plastik szmaty i papieru.

 

- Wong ma detonator. Jak wciśnie to wybuchnie. - powiedziała płacząca Azjatka.

 

- A ten zegar? - łypnął na nią podejrzliwie wskazując na mały zegareczek z wskazówkami.

 

- To zegar czasowy. Na wszelki wypadek jakby detonator nie zadziałał. - Podolski spojrzał na zegareczek. Zgadywał, że eksplozja nastąpiłaby o 12. Brakowało do niej jakiś paru minut. Proszę jaką chcieli mieć pewność.

 

- Proszę, nie rób mi krzywdy. Już masz co chciałeś. Dałam ci to. Oszczędź mnie. Ja ci nie zagrażam. - chlipała mama san wyglądając teraz jak ucieleśnienie kobiecego nieszczęścia.

 

- Oj to nie do końca tak mama san. Nie dałaś mi tylko sam sobie wziąłem. I jak mi nie zagrażasz? Właśnie chciałaś mi wcisnąć bombę w prezencie. Kozacką. Z detonatorem. I zegarkiem na wszelki wypadek. - spojrzał na nią wilczo kręcąc do tego głową. Zdumiewający poziom wciskania kitu miała ta skośna, że tak łgała w żywe oczy bez zająknięcia i z tymi całymi łezkami.

 

- Przepraszam! To Wong! To Wong mi kazał! Pokażę ci gdzie on jest! Zaprowadzę cię! Tak jak do tego prezentu dla twojej dziewczyny! - zajęczała rozpaczliwie główna gospodyni tego lokalu.

 

- Oj, nie słuchałaś mama san. - mężczyzna pokręcił głową patrząc nieprzychylnym wzrokiem na schwytaną kobietę. - Jestem Przecinak. Jak przecinam to przecinam wszystko. - wycelował swój automat w jej twarz która jeszcze zdążyła przybrać ostatni, rozpaczliwy wyraz twarzy i pociągnął za spust. Seria z bliska przepiłowała glowę kobiety i jej już bezwładne ciało opadło na podłogę pokoju. Rzucił jej krótkie spojrzenie i schował zawiniątko z komplecikiem za pazuchę kurtki. Plastik wziął w drugą rękę i skorzystał z okazji by przeładować znowu Mac'a.

 

- Wong! Heej Woongg! Gdzie jesteś?! Wyłaź! - wydarł się wytaczając się z pokoju. Musiał ją zabić. Przydałaby mu się teraz do znalezienie tego fujary. Ale czuł, że jak jej nie zabije teraz to potem pewnie zmięknie. Miał przecież taką słabość do pięknych kobiet zwłaszcza płaczących i w potrzebie. Instynkt rycerski mu się włączał bo przecież był wrażliwym na piękno mężczyzną. Zwłaszcza na kobiece piękno. Pewnie przez ten romantyzm. Bo przecież okazało się, że jest romantyczny jak chuj więc pewnie dlatego. Więc te piękno jego natura wolała konesować niż niszczyć no ale cóż... Jak mimo to jakaś tak się prosiła jak ta tutaj... No cóż można było poradzić? Widocznie mimo pięknej powłoki należała jednak do złych ludzi.

 

Na ślad Wong'a pomógł mu natrafić jego fart. Doszedł go odgłos odpalanego silnika. Co prawda mógł to być ktokolwiek no ale mógł być i Wong. Dokuśtykał do rogu zza jakiego powitał go ogień broni i z klamek i z automatów. Zdążył jednak puścić żurawia. Wong tam był. Na zewnątrz. Próbował odjechać samochodem z paroma ludźmi. Na dworze przy wejściu częściowo skryci za nim stali dwaj skośni a wewnątrz korytarza jeszcz dwaj. Łącznie dwa automaty i dwie klamki. Sporo jak na jednego Podolskiego.

 

- Ej Wong! Przyszłem z reklamacją! - wydarł się do niego podnosząc do swojej twarzy bryłke plastiku. - Daliście mi złą paczkę! Ale spoko mama san dała mi już co trzeba! - wydarł się za róg i palcem przesunął wskazówkę na zegarku. Zbliżyła się prawie do dwunastki a sekundnik pokonywał ostatnie sekundy. - To słuchaj Wong ja nie potrzebuję dwóch paczek nie? To tą złą wam oddaję! - wrzasnął prawie wesoło jak zawsze gdy miał komuś wywinąć zabawny numer i cisnął plastikową bryłkę za róg. Sam zaczął truchtać bo biec już nie miał siły byle dalej od tamtego rogu. Dochodził go odgłos spanikwanych żółtków a potem nastąpił huk, coś go zmiotło i zrobiło się ciemno.

 

Jęknął i kaszląc zaczął podnosić się na nogi. Czuł dym i pył wszędzie. I w oczach, i uszach, i ustach, włosach, pod ubraniem i wszędzie dookoła. Nieźle pizgnęło. Wciąż kaszlał gdy spróbował powstać. Teraz ta prosta czynność to się cały proces zrobił. W końcu jednak powstał na nogi i musiał odpocząć opierając się o ścianę. Coś mu się przypomniało. Sięgnął nieśpiesznie pod kurtkę. Ale jest. Był tam gdzie trzeba. Teraz jeszcze tylko się upewnić. Zaczął sunąć się wzdłuż ściany do rogu z którego kiedyś tam, przed chwilą i wieki temu próbował odbiec. Wyjrzał za róg. Dostrzegł w dymie jaśniejszą światłość rozwalonych drzwi. Posunął się po ścianie w jego kierunku. Pierwsza para żółtków nie zdradzała oznak życia. Kolejny też. Czwarty jednak próbował wciąż się odczołgać. Automat podolskiego puścił krótką serię która zastopowała tamtego ostatecznie. Dotarł do samochodu. Oparł się w zmęczeniu o jego burtę. Musiał odsapnąć. I się znów rozkasłał choć tu na zewnątrz dymu było mniej. Zajrzał w końcu przez wybite eksplozją szyby do środka.

 

- Po chuj ci to było skośna małpo? No nie mogłeś dać mi co chcę i żyć dalej? - zapytał siedzącego na przednim siedzeniu poharatane ciało żółtka. Żył jeszcze. Był na granicy światów. Spojrzał swoją zakrwawioną twarzą z kawałkami szkła i zdartej skóry na Pawła. Nie odezwał się jednak. - Przecinam wszystko. - wysapał Podolski i znów uruchomił automat. Głową Azjaty szarpnęło i siedzenie pasażera zarzygała fontanna kości, krwi i mózgu a moment później i trup kierowcy. No i koniec. Posprzątane. Teraz na Przecinaka i do Dżo.

 

Podolskiemu wydawało się, że wieki i całe kilometry przegina po tym burdelu. A niby tylko przejść kamienicę na wylot. Ale w końcu wrócił z powrotem do tej frontowej sali gdzie sie wszystko zaczęło. Zauważył uciekający ruch więc strzelił bez zastanowienia. Ciało z długimi czarnymi włosami upadło na podłogę znikając mu z pola widzenia. Drugie w czerwonym wrzasnęło piskliwie. Podolski przekierował lufę w jego stronę. Ciało umilkło. Trochę miał kłopotów z widzeniem. Chyba kobieta. Chlipała i kuliła się w kącie lady. Nie miała już jak ani gdzie uciec bo on stał przy jedynym wyjściu. Mogłaby jeszcze próbować przefikać przez ladę jak ta druga przed chwilą ale no jak tamta skończyła to chyba widziała z bliska.

 

Wahał się. Strzelać? Nie strzelać? To chyba była ta sama co ją widział w dzień za ladą. Poznawał po tym czerwonym ubraniu zapiętym pod szyję na tą skośną modłę. Dziewczyna prawie całkowicie znieruchomiała i chlipała cicho. Nie dawała mu pretekstu do otwarcia ognia. Dlatego nie był pewny co z nią zrobić. Musiał jechać. Ale przecież przecinał wszystko. Ale nie fikała mu i go nie rolowała. Rozwiązanie przyszło zza jej głowy. Świeca zapłonowa! To już wiedział co trzeba zrobić.

 

- Daj mi tą świecę zapłonową. - wysapał do niej ciężkim oddechem wskazując na światełko. Dziewczyna spojrzała ponad swoją głowę w kierunku jaki wskazywał potem na niego, znów w górę i pokręciła przepraszająco głową w nierozumieniu i strachu czego od niej chce.

 

- No to co się pali! Świeca zapłonowa! - warknął na nią wkurzony, że tak do końca mu tu wszystko utrudniają. Znowu wskazał lufą automatu na czerwone światełko. Przecież stało tuż obok jej głowy! Musiała je widzieć! Zaczynała mu bruździć? Ale nie. Podniosła się co bardziej patrząc na niego niż na świecę zapłonową i trzęsącymi się dłońmi jej dotknęła. W twarzy wyczytał nieme, przestraszone pytanie.

 

- Tak ta. Ona jest romantyczna? - Podolski nieco się uspokoił widząc, że Azjatka, mimo, że skośna jak cała zgraja tutaj i tam w magazynie, to jednak zaczęła jakąś współpracę. Dziewczyna wzięła świecącą na pomarańczową czerwień świecę zapłonową i spojrzała na niego niepewnie nie wiedząc co dalej robić i o co pyta.

 

- No kurwa, pytam się czy ta świeca jest romantyczna. Czy robi romantyczny klimat jak się zapali? Bo ja kurwa jestem romantyczny, moja focza też to szukamy romantycznej świecy żarowej. Chyba kurwa proste nie? - skoro była skłonna współpracować więc postanowił ją oświecić o co mu chodzi. Choć chyba nie była bystra i romantyczna, ze tego w lot nie pojęła no ale ze skośnymi to wiadomo ani spojrzeć prosto w oczy ani nic takiego. Azjatka w czerwonym ubranku spojrzała znowu jednak na niego zdezorientowana. Zupełnie jakby w ogóle nie jarzyła o czym mówi.

 

- Kurwa to jest romantyczna ta świeca czy nie?! - huknął na nią ganger w skórzanej kurtce. Znów go zaczęła wkurzać tym swoim biernym oporem. Tym razem jednak dziewczyna gwałtownie, wręcz desperacko zaczęła twierdząco kiwać głową. No! Wreszcie.

 

- Dobra. Co za nią chcesz? - spytał z ulgą, ze dochodzą do jakiejś ugody. Ale ona znów wybałuszyła na niego te skośne oczka jakby nie jarzyła o co mu chodzi. - No kurwa... Pytam się co chcesz za tą świecę. Na co się wymienisz? - w głosie zapylonego i potarganego mężczyzny znów zaczęła dominować irytacja i zniecierpliwienie. Dziewczyna zaczęła mrugać oczami jakby prócz łez coś jeszcze jej tam się ulungło i w końcu ostrożnie uniosła pustą dłoń. Chyba pokazywała palce choć tak jej się trzęsły, że Paweł nie był pewny ile ich właściwie pokazuje.

 

- Pięć? Za jedną świecę? Nie no, pięciu ci za nią nie dam. A dwa? Dwa mogą być? No powiedzmy trzy bo w sumie jesteś spoko. Podobasz mi się nie tak jak tamci. - no pięć to było stanowczo za dużo jak na zwykłą świecę ale dwie no niech straci, mógł jej dać. I jeden za to, że była taka sympatyczna i nie robiła problemów. Nie jak reszta tej zgrai co właśnie musiał im zareklamować jakość usług. A taka wysoka i profesjonalna miała być. A tu proszę! No nie można wierzyć tym ludziom, nie można, same skurwysyny dookoła. I źli ludzie. Dobrze, że chociaż Paweł był z tych dobrych. Dziewczyna zareagowała gwałtownymi potakującymi ruchami swojej czarnej główki.

 
- Dobra ale za ten jeden to mi to ładnie zapakuj. No i zgaś wcześniej. - Przecinak przybił ten deal i szczęknął zamkiem broni. Dziewczyna drgnęła jakby ją chlasnął co najmniej czy co. Ale zaczęła mu pakować. I dobrze, że o tym pomyślał. Bo jak dojrzał teraz swoje dłonie to widział, że czego by się nie dotknął to by teraz ujebał. A tak jak ujebie to opakowanie a świeca będzie bez tych pyłów, kurzu i krwawego błota co miał właśnie na rękach. Wziął od niej paczkę i wykuśtykał się na zewnątrz do czekającego Przecinaka.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172