Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2017, 05:35   #41
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Romantyczna noc w Vegas 3/3

Obóz Poland Stronk; noc
 

Widział już światła. Światła ich obozu. Ale wydawały się zbliżać dziwnie wolno. No ale w sumie jechał jakoś wolno. Wolniej niż zazwyczaj. Jakieś wyrwy były czy inne dziury bo coś mu dziwnie Przecinak rzucał. Ale w końcu widział już poszczególne kształty i sylwetki. Był w domu. Miłe uczucie.
 
Zwolnił. Zatrzymał się. Zgasił Przecinaka. Ale nadal siedział na siodełku. Przymuliło go trochę. Noga mu chyba zesztywniała. Musiał złapać oddech. Dżo. No tak, Dżo. Była tutaj. Stała przy nim. Miał nadzieję, że nie złapał zawiechy na jakieś pytanie. Zsiadł z motocykla i stanął przed nią. Byli prawie jednakowego wzrostu patrzyli więc sobie dosłownie prosto w oczy i to jak równy z równym.
 
- Cześć Dżo. - przywitał się na początek. Zastanawiał się co dalej po tym początku. Właściwie nie miał żadnego planu. Podrapał się po zapylonej głowie. A no tak! Świeca żarowa! Przecież trzeba zrobić klimat! - Poczekaj chwilę... Mam tu świecę żarową dla ciebie. - mruknął i wrócił do motocykla, pogrzebał chwilę i odwrócił się z jakąś torbą. Z niej wyjął coś podobnego do tradycyjnego, chińskiego lampionu. - Możesz zapalić? Mi się łapy trochę trzęsą. - poprosił ją wręczając jej swoją świecę żarową. No był ciekaw czy ten stary kinoman go nie wyrolował. Obserwował jak Dżo bierze świecę, odpala i dał jej znak by postawiła na Przecinaku. Obserwował chwilę te pomarańczowo - czerwone, nieco przytłumione kloszem światło świecy. Przyjemne. Jak o to chodziło no ostatecznie mogło być. Potem zwrócił wzrok na twarz Dudy. - Świece żarowe robią romantyczny klimat. Gadałem z takim kolesiem to mi to wyjaśnił. - więc teraz on wyjaśniał to Dżo. Nie był pewny czy ona też ma taki sam romantyzm jak tamten z kina. Jak się zacznie brechtać no to pojedzie do tego fagasa z taką samą reklamacją jak do Wonga.
 
- I ten... - sprawa ze świecą jakoś tam się w końcu załatwiła. Ale teraz była główna część programu. - Słuchaj Dżo bo byłem na mieście nie? - zaczął jak zazwyczaj gdy zaczynał coś opowiadać czy przedstawiać sprawę. - I tam znalazłem taki zajebisty komplecik. To pomyślałem, że będziesz w nim wyglądać jeszcze bardziej zajebiście niż ta lala z wystawy więc ci przywiozłem. No wiesz, taki specjalny, dla specjalnej laski. Taki co żadna inna nie ma bo jest tylko jeden. No i właśnie myślę, że ty jesteś tą wyjątkową laską. - powiedział wyciągając dłoń z paczką jaką przygotowała mu mama san. *

“Byłem w mieście” brzmiało jak standardowy wstęp do opisu mordobicia, więc Duda skrzywiła się, tracąc resztki uśmiechu jaki pojawił się na jej gębie przy odpalaniu świecy, gdy zaczęła bzdurać sobie we łbie, że Podolski zrozumiał o co ma do niego pretensje, ale chyba nie. Wzruszyła ramionami czekając na dalszy ciąg opowieści o rozwałce, chlaniu, zajebistych dupach i całej standardowej reszcie, która to non stop przewijała się w podobnych opowieściach. Tym większe było jej zdziwienie, kiedy zobaczyła pomiętą paczkę i usłyszała nietypową nawijkę. Zamurowało ją na pół minuty, ale potem zebrała się w sobie i rozdarła papier.
- No ten… dzięki - mruknęła, patrząc na bieliznę. Rzeczywiście zajebista, do tej pory oglądała takie własnie na wystawach, a teraz jeden… ten był jej.
- O ja jebie - wyraziła na głos zachwyt, podnosząc wzrok na popaprańca na motorze. Zrobił coś dla niej, bo mu zależało. No sam tak powiedział! I jeszcze chyba wpierdol przy okazji obskoczył… też dla niej. - To tak dla mnie, nie ściemniasz? - spytała węsząc dowcip.*

- No pewnie. Z takim starym gadałem rano nie? Taka kompletna pierdoła. Beznadziejny. Cienias taki. No ale pogadałem z nim nie? I mi mówi jak to jest z tym romantyzmem no i wkurzył mnie bo w ogóle nie czaiłem połowy tego co gadał. A wiesz, że nie jestem głupi nie? - spojrzał na nią już bardziej zwyczajowym cwaniackim spojrzeniem. Teraz gdy widział jak i co mówi, jak się śmieje, jak się szczerzy no i co najważniejsze, jak nie robi sobie brechy z niego no to kurwa wiedział, że nie stracił dziś tego poranka. Ten stary coś tam jednak chyba kumał.

- No i wiesz, jadę potem przez miasto a tam widzę na wystawię to. I no sama widzisz. Zajebisty sobie myślę. Takiego jeszcze nie widziałem. A wiesz, widziałem już ich parę nie? No i sobie pomyślałem, że to jest właśnie to. Taki gitny komplecik właśnie dla ciebie. Bo drugiego takiego nie ma. To wiesz, chciałem go zgarnąć nim ktoś mi go zgarnie bo wtedy chujnia. nie? No ale ten… No robili trochę koło pióra… Bo za grzeczny byłem na początku. Wiesz, pewnie myśleli, że jakiś frajer przyszedł i go spławią w pięć minut gadki szmatki. A przecież im mówię, że to dla mojej foczy. Od początku mówiłem. No a nie kumali wiesz? - spojrzał na nią uważnie by dotarła do niej ta głębia jego krzywdy i rozczarowania jaką nie tak dawno odczuł od tych wszystkich złych ludzi. Sami źli ludzie wszędzie, gdzie się człowiek tylko obejrzał. No nie było sensu być grzecznym i uczciwym. Trzeba było zgarnąć rano z wystawy ten komplecik i byłby spokój. I ryj miałby cały.

- No ale w końcu udało mi się go przywieźć. I przywiozłem go specjalnie dla ciebie. Odkąd go zobaczyłem wiedziałem, że on jest właśnie dla ciebie. Dlatego tak się najarałem na niego. No wiesz, zależało mi na nim. Tak jak zależy mi na tobie. Bo wiesz, dla jakiejś tam lali to bym sobie tyle problemów nie robił nie? Postawiłbym kielona i wóz albo przewóz. No ale dla ciebie no to… - rozgadał się póki szło o wydarzenia z całego dnia i nocy to jakoś mu szło. Ale na końcówce jakoś wciąż mu łomotały słowa tego starego w głowie o tym zależeniu i wyjątkowości to starał się jakoś to powiedzieć. W sumie zmęczył się tym staniem bo mu ta noga rwała jak chuj więc oparł się o Przecinaka jak tak jej tłumaczył co jest grane z tym zajebistym komplecikiem. *

- Dla twojej foczy… - powtórzyła, robiąc maślane gały. Od razu zrobiło się jej cieplej, milej i jakoś coś ją zakręciło w żołądku. No i jeszcze gadał o tym z jakimś leszczem, byle się dowiedzieć o co chodzi z tym czym ona piła do niego że kurwa nie wie co znaczy być romantycznym jak na filmach!
Stała obracając prezent w dłoniach, gdzieś z boku paliła się świeca, rzucając ciepły blask na najbliższą okolicę, a oni gadali nie o tym kogo skroić czy sklepać, ale ten… no ja pierdolę. Dobra, może tam bajerował inne laski, ale dla żadnej innej nie dostał po ryju… żeby jej było miło i poczuła się wyjątkowo. Ryzykował, a nie musiał.
- No… dzięki… że ten… - zaburczała pod nosem i nie patrząc że reszta może się gapić i właśnie robi se siarę, przytuliła się do Przecinaka - I ta świeca. Normalnie jak Patrick Swayze - westchnęła radośnie i pociągnęła go za sobą - Chodź, trzeba ci ten ryj ogarnąć, bo co tak będziesz… ten no. Kochany jesteś. Chcesz zobaczyć czy te gacie leżą lepiej niż na manekinie? - paplała wesoło, gapiąc się na niego to na prezent. Też była ciekawa. Takich gaci aż szkoda nie przymierzyć, zwłaszcza jak za darmola i prezent i w ogóle z romantyzmu dostała.

Paweł przymknął oczy i lekko pokręcił głową. Jak Patrick Swayze?! Ten z kręcącym tyłkiem?! No ja pierdolę! Ale siara… Ale był zbyt zmęczony by to roztrząsać. Poza tym… Poza tym było… No tak miło jakoś. Inaczej. Rzadko pamiętał takie “inaczej”. Takie miłe inaczej. Bo było mu miło. Jak widział jak ona się cieszy, jak się uśmiecha i co najważniejsze wiedział, że tak uśmiecha się tylko do niego. No i cieszyła się. Jakoś tak było no miło właśnie. To to był ten romantyzm? O to tu chodziło? No świeca żarowa była, zajebisty wyjątkowy prezent był no kurwa więc chyba było romantycznie jak chuj. Aż dukała. Nie wiedziała co powiedzieć. Zamurowało ją. To też było fajne. Zajebiste. Zaskoczył ją. I to tak fajnie, że się w ogóle nie spodziewała. No. To też było zajebiste.

- Ty też… - powiedział kiwając głową widząc jak go zachęca by poszedł za nią. Z nią. Do niej. W nią. - Też jesteś kochana. - powiedział w końcu gdy przeszło mu przez gardło. Głupio się trochę z tym czuł. Ale jak ją tak widział no chuj, może to ten romantyzm, może kurwa to ta świeca żarowa, ale chuj, uznał, że tu i teraz ona jest warta takiego poświęcenia. - Chodź tu. - przywołał ją gestem i złapał ją za wyciągniętą dłoń. Przyciągnął do siebie i chwilę trzymał tak złapaną. Czuł jak jej uda opasują jego uda i jak jej kurtka szura o jego pogruchotany pancerz. Ale to docierało do niego jakoś tak z daleka. Przez tą rwącą nogę, duszący bok i piekące plery. Czuł ją. Ale widział też głównie jej twarz. Ładna była. Podobała mu się. Twarz prawdziwej ślicznotki. Ale w jakiś taki wyjątkowy sposób. Który zwrócił mu na nią uwagę już od początku. Bo przecież ślicznych i ładnych lasek albo nawet ciekawych było nie tak mało. Całkiem sporo właściwie. No ale jednak twarz Dżo i sama Dżo miała w sobie to coś. I dlatego teraz ją pocałował. I dla tej chwili. I bo czuł jak wszystko robi się jakieś ciemniejsze i przymulone.

- No pewnie Dżo. Pokaż mi się w nich. Po to ci je przywiozłem. - szepnął jej do ucha. Musieli się ruszyć. By dojść do ich miejscówy. Tylko z tym miał właśnie pewien problem. - Ale daj łapę. - powiedział opierając się swoim ramieniem o jej barki. Tak się mogli jakoś pokulać na trzy nogi. Bo sam to nie miał pojęcia jakby gdzieś doszedł. Zwłaszcza teraz jak już adrenalina z niego zeszła i czuł się coraz bardziej przymulony.

Widząc co się święci i jak typ oberwał, Duda zmieniła koncepcję.
- Jebać, rano będzie lepsze światło. Teraz się przekimaj. Nie spierdolę ci nigdzie, te gacie też. - nawijała obejmując go i przytrzymując żeby się nie wyjebał po drodze. Prawie go niosła, trochę ciągnęła i nawet jej to nie wkurwiało. Martwiła się, ale zawsze głupoty się jej w głowie lęgły - Chcesz żreć, budzić Młodą żeby cię poskładała? Posiedzę na tobie aż zaśniesz… przy tobie… a chuj tam - prychnęła.

- Niee… Nie budź reszty. Chodź… Zostań… - mruknął ciesząc się w duchu, że nie robiła scen. Przeszli przez uśpiony obóz wrócili do swojej kanciapy. Usiadł z wyraźną ulgą na materacu na jakim bazowało ich legowisko. Senność i jakaś dziwna błogość go nachodziła. Ale przypomniał sobie. No w ostatniej chwili ale sobie przypomniał. Musiał jej powiedzieć.

- Aha Dżo… - powiedział już leżąc na posłaniu. - Bo ten… Posłuchaj Dżo… eee… bo widzisz… - podrapał się po głowie zastanawiając się jak tu zgrabnie wybrnąć. - No w każdym razie jakby gdzieś zobaczyła jakiś kręcących się żółtków to daj znać dobra? - spojrzał na nią kosym wzrokiem mając nadzieję, że skuma. - Bo ten… Wiesz jak eee… byłem na mieście to ten… znaczy taka plota podobno jest nie? Że się tam jakiś sklep czy co żółtkom jakoś zjarał… No i no wiesz, pewnie będą zaraz się czepiać a wiesz, że zawsze czepiają się obcych no to może komuś strzelić do łba, że to niby my czy co… Tak tylko mówię nie? Ale w sumie rano można by już pojechać dalej nie? Załatwiliśmy co trzeba to nie ma co siedzieć i losu kusić nie? - w końcu wyłuszczył sprawę nieco dokładniej. W sumie to było jak mówił. No tak mniej więcej. Te żółtki same były sobie winne! Po co robili mu problemy? Mogli nie fikać…

Dziewczyna znieruchomiała, przestając rozpinać guziki spodni. Słuchała rewelacji póki się nie skończyły.Wtedy dalej tkwiła jak kołek z łapami przy pasie aż wciągnęła głośno powietrze.
- Spaliłeś żółtym sklep? - wyciągnęła najważniejsze informacje, składając je w zwięzłą całość - Za te gacie? - Tu pokazała paczkę z rozerwanego papieru i materiału. Parsknęła, pokręciła głową i wznowiła rozbieranie. No nie mógł ich kupić, siara tak wejść gdzieś i zostawić gamble… albo się go czepiali o coś. Znowu, bo przecież on zawsze niewinny i tylko zbiera od losu niechęć całkowicie niezasłużoną.
- Warto było - podsumowała z rozmarzoną miną, bo tak jakoś w tej chwili nie umiała mu niczego wytknąć. Ani nawrzeszczeć. Ani walnąć focha. No starał się, no. Dla niej.

- Noo… - kiwnął głową i mruknął z ulgą, że nie zaczęła się drzeć ani nic. No i te jej rozmaślone spojrzenie… Noo… Warto było. - Bo wszędzie sami źli ludzie Dżo. No zaczęli mi fikać. A ja tak chciałem. No wiesz, dla ciebie, żeby tak romantycznie było i w ogóle… No ale nie dało się Dżo. No próbowałem ale nie dało się. Zaczęli mi robić koło pióra, rolować. No to ich spaliłem. Znaczy tych drugich wysadziłem spalić nie mogłem bo mi chujki ten komplecik skitrali i musiałem szukać. Ale znalazłem. No i jak wychodziłem to jeszcze kupiłem tą świecę żarową bo prawie zapomniałem przez nich. - pokiwał głową znowu jak mówił i wreszcie chciał się jej wyżalić jakie wredne skurwysyny żyją na tym świecie co w ogóle w chuj nie są romantyczne i jeszcze innym stają na drodze do tej romantycznej miłości. No i zależało mu by chociaż ona zrozumiała, że był niewinny no i zmusili go do tego. Bo tak przecież było…

- No przecież nie twoja wina, nie? No stawiały się pizdogłazy to dostały wychowawczy wpierdol i tam na drugi raz pomyślą jak komuś zaczną fikać i te swoje chujowe zasady wprowadzać - Duda nadawała udobruchana prezentem i w tej chwili nie obchodziło ją komu i co się stało. Podolski się przyczołgał, na innych dało się wyłożyć laskę. A jutro i tak mieli stąd wyjechać.
- Kurwa - sapnęła coś sobie uświadamiając - Podolski… który konkretnie sklep puściłeś z dymem?

- Nooo… W sumie to wieesz… Ciemno było i ten… Taki tam zdenerwowany przyszłem nie? A potem to no nie miałem głowy tam patrzeć… Ale słuchaj ja myślę, że to przesada, że wszystkie żółtki pracują dla Triady nie? Przecież zobacz, muszą być jakieś normalne żółtki co dla nich nie robią. Na przykład taka Yakuza. Oni nie robią dla żółtków z Triady nie? Chyba się nawet nie lubią. No to takie tam drugie żółtki są jednak chyba co nie robią dla Triady nie? - Podolski zaczął dłubać palcem w dziurze materaca wydłubując kolejne kawałki sparciałej gąbki. Oj tam oj tam… Się coś Dżo uparła śledztwo robić. Co tam takie ważne komu tam bomba czy pożar wybuchł? Na pewno będą zajęci i nie będą pamiętać takiego tam zwykłego bezimiennego kolesia z ulicy. I chyba była jakaś szansa, że rozwalił ten procent czy dwa uczciwych żółtków co nie robią dla skośnej mafii nie? Przecież musiały gdzieś być laby robiące prochy i burdele które nie płaciły mafi prawda? No była chyba jakaś szansa na to nie?

- I tak po ciemku i w stresie ten komplecik wypatrzyłeś… tak… no tak… i jeszcze zdenerwowany przyszłeś… no jasne… no jak słońce jasne i w chuj logiczne. No od razu na pełnej kurwie tam wparowałeś… Mhmm… więc gdzie był ten sklep? - Dżo zrobiła się naraz bardzo spokojna, współczująca, milutka i wierciła temat, jakby miała w ręku ulubioną kosę. Jej uśmiech był mniej więcej tak samo ostry. Zrobiła te dwa kroki i usiadła okrakiem na Przecinaku, kolanami przyszpilając jego ręce do gleby. Złapała go za ramiona i te też unieruchomiła. - Który. Sklep. Dokładnie. Podolski.

- Oj tam, oj tam… - mruknął i na chwilę odwrócił wzrok gdzieś w kąt pokoju rozświetlonego przez świecę żarową za dwie pestki. Czuł, że się uparła. Nie rozumiał dlaczego. Przecież jej powiedział jak było nie? Co za różnica kto tam wyleciał w powietrze czy co? Uparła się normalnie… A przecież był dla niej taki romantyczny… Jak chuj normalnie… Wahał się co tu jej naściemniać więcej. Nie chciał ot, tak unieść gardy i zrezygnować póki było o co walczyć. Czy w prawdziwej młócce, czy załatwianiu sprawy, czy choćby o w takich gadkach jak teraz. Ale jak tak główkował co dalej powiedzieć dotarł do niego jej ciężar. Tak fajnie umiejscowiony i taki ciepły, gorący nawet i spojrzał na niego. Na nią. Siedziała na nim w samych majtkach i topie na cienkich ramiączkach. Lubił ją w takim komplecie. Czy na sobie, czy pod, czy w ogóle. Przesunął wzrokiem od piersi skrytych za białym kawałkiem materiału w dół, tam gdzie widział cienki pasek żywego ciała między górą i dołem jej ubrania. Zatrzymał się tam na chwilę wzrokiem a potem niespiesznie wrócił po jej brzuchu, piersiach, szyi i zatrzymał się na twarzy. Właściwie to chciał jej powiedzieć. Opowiedzieć. Powiedzieć jak było. W końcu w sumie o nią chodziło. O nich. Chuj tam. Reszcie najwyżej coś naściemnia. Zaczął myśleć. Przypominać sobie jak to się zaczęło. Dziś, właściwie wczoraj rano. No tak. A! No!

- Ej no co?! To nie moja wina! - wraz ze wspomnieniem wrócił gniew i poczucie krzywdy. Szarpnął się spod niej by uwolnić ręce do pomocy w opowiadaniu. - Bo jadę sobie od tego starego nie? Co ci mówiłem. - wskazał uwolnionym kciukiem gdzieś w bok jakby gdzieś tam stał ów starzec. - I zobaczyłem ten komplecik u Wonga. No wchodzę grzecznie, mówię, że chcę ten komplecik z wystawy dla mojej foczy a ta mama san coś problemy robi. No myślę, spróbuję po dobroci, i mówię jej by pogadała z kim trzeba bo wrócę wieczorem. No i potem wróciłem tutaj nie? Pamiętasz? No i nic nie mówiłem bo chciałem ci niespodziankę zrobić a kurwa myślałem, że będzie okey. - jęknął rozkładając wymownie ramiona i przypominając, że wrócił do obozu na większą część dnia. Dopiero wieczorem znów wyjechał.

- I kurwa wracam do Wonga i się wkurzyłem od razu bo mojego kompleciku na wystawie nie było. Pytam się co jest grane, gadam z tymi skośnymi jak z białasami no kurwa zero wdzięczności że ich prawdziwy Polak odwiedził no i chuj! Bo już się wkurzyłem na nich ostro wtedy. I mówię im, że jestem Przecinak, że chcę mój komplecik dla mojej foczy i bez niego nie wyjdę. I kurrrwaaa grzecznie się chujków pytałem do końca co za to chcą. - uniósł w górę palec wskazujący by było wiadomo jak bardzo starał się uczciwie załatwić sprawę. Dla niej.

- I Wong dał mi namiar na lokal. Mówi, że jak go rozwalę to mi da ten komplecik. Myślę sobie wiesz, jakiś stary sklep czy co, paru cieci spoko ich załatwię nie? Dobry deal. Jakby chciał prochy, ammo czy paliwo no to gorzej, już bym musiał coś wykombinować ale tam pociukać paru cieniasów myślę żaden problem. No to się zgodziłem. - wyjaśnił rozkładając ręcę i patrząc na twarz otoczoną ciemnymi włosami.

- Ale pojechałem tam a to kurwa żaden lokal! Jebana twierdza! - poskarżył się Dżo jak niecne i podstępne są te żółtki. - No już było krucho Dżo. Myślałem, że nie dam rady. Miałem was wołać. Bo może byśmy postrzelali się z nimi z pół nocy ale pewnie byśmy ich w końcu wycięli. Ale chuj. Pomyślałem sobie, że jakby chodziło o coś innego… O kogoś innego… No to chuj, pojechałbym po was. Ale nie Dżo. Chodziło mi o ciebie. I ten komplecik dla ciebie. No i myślę, a spróbuję. Bo nie szło podejść. Bo myślałem i górą i dołem, z przodu, z tyłu, po kawałku ale kurwa cwele jedne no obstawili się jakby się bali, że ich ktoś okradnie czy napadnie. No jakies kurwa jebane płoty, druty kolczaste, kraty, ściany, kolo na dachu, psy no kurwa jak tu kraść Dżo?! Skurwysyństwo. - mówił coraz szybciej gdy przypominał sobie tamten pat który w przedbiegach prawie zmusił go do odwrotu. Obstawiły się cwaniaczki z każdej strony. Sami więc zmusili go do tego co się stało.

- No ja tam dobrą część paczki wyjarałem jak główkowałem się jak tam się dostać. Wiesz, żeby tak pokojowo to rozwalić jak chciał tamten żółtek. No ale nie dało się Dżo. No kurwa próbowałem ale nie dało się. - popatrzył na nią z przejęciem zaciskając wargi w wąską kreskę i pokręcił głową by dotarło do niej w jakiej był wtedy matni. No musiał się bronić!

- No to chuj Dżo. Podjechałem Przecinakiem pod główne drzwi a tam dwóch skośnych z automatami. Wiesz musiałem ich zagadać by podejść ostatni kawałek no i w ogóle chyba bym spanikował jakbym miał iść tam tak po cichu pod te ich lufy. I kurwa podszedłem i mówię im. No mówię ci Dżo ja pokojowy chłopak jestem no znasz mnie? No zawsze jestem za pokojem. - popatrzył na nią i wyglądało, że mówi całkiem poważnie z tym zamiłowaniem do pokoju.

- Więc kurwa mówię do nich “Cześć, jestem Przecinak” i dalej im tłumaczę, że nic do nich nie mam ale muszę mieć komplecik dla mojej foczy więc dam im szansę. Jak utną sobie po paluchu z sygnetem a szef jeszcze ich ucho a potem podjarają tę budę no to mimo, że są żółtymi małpami możemy rozejść się w pokoju. Taki kurwa pokojowy i dobrotliwy dla nich byłem Dżo. - Przecinak znów pokiwał głową i wyglądało, że mówi śmiertelnie poważnie gdy tak wspominał ten fragment wydarzeń sprzed paru godzin. I by pokazać jak bardzo nie chciał tej przemocy.

- No ale nie dało się z nimi Dzo. Napdali na mnie! Musiałem sie bronić! To potem ich przeszłem ale kurwa zdążyli strzelić i się reszta zleciała. Potem no ten, poganialiśmy się tam trochę na parterze tej hali, pociachałem ich tu i tam, ammo w MAC mi się skończyło ale kurwa skumałem, że szef jest na górze a kurwa ostro obstawione były te chody no to weszłem po dźwigarze. Ale tam jakieś kurwa dwie skośne ninja czekali na mnie. No jedna z łańcuchem a drugi z mieczem. Ostro się pocięliśmy. Ona mi tu rozjebała pancerz a on mnie sieknął po plerach. Ale w końcu ich przeszłem. Potem tego szefa. No i rozwaliłem tą budę na koniec. - wrócił do normalnego tonu po łebkach opowiadając jak tam się działo w tej fabryce prochów.

- No i kurwa Dżo, no wracam do Wonga chcę ten komplecik, pokazuję mu te odcięte palce i ucho a ten się coś foch mi sadzi, że tamtej laski miałem nie zabijać. Kurwa co?! Mówię mu jeszcze grzecznie, że kurwa jestem Przecinak i jak przecinam to przecinam wszystko. I kurwa chcę mój komplecik. I dali mi. I wiesz ja nie wiedziałem, ze tam jest bomba. Ale bałem się, że mi wcisnął coś innego. Chciałem by otworzyła ta mama san i mi pokazała co jest w środku. A ta mi klepie jakieś durnoty. Już potem nie wiem jak było dokładnie bo się wkurzyłem myślę postraszę ich trochę ale jakoś wyszło, że zaczęliśmy się strzelać. No i jak rozwaliłem tych gogusiów z warkoczykami biorę mama san i każę jej zaprowadzić po ten komplecik. No i dała mi to ją szybko rozwaliłem, potem trafiłem na Wonga no to powiedziałem mu, że przyszłem z reklamacją i też ich rozwaliłem tą bombą co miała być na mnie. No i koniec. Wsiadłem na Przecinaka i przyjechałem tutaj. - wyjaśnił już koncówkę jak to było z tym zdobywaniem komplecika i stopniem zdeprawowania tych skośnych, złych ludzi.

- Wiesz, że do końca chcieli mnie rolować? Bo już wychodziłem od Wonga ale patrzę a tu ta świeca żarowa. Znaczy zauważyłem bo jakaś skośna zaczęła uciekać to jakoś mi się wystrzeliło w jej stronę i padła. Ale ta druga w czerwonym no chciała ode mnie pięć pestek. Pięć pestek! Mówię jej, że nie, bo wiesz, twardy byłem nie? No i nie dałem się jej wycyckać i dałem jej tylko dwie pestki a ona się zgodziła. Znaczy chyba bo chyba jakaś niemowa czy nawet niemota była bo nic nie mówiła. No ale tak właśnie kupiłem tą świecę dla ciebie, by romantycznie było. - przypomniał sobie o ostatnim detalu z tej nikczemności i chciwości tych rozwalonych skośnych.

- No ale jak przyjechałem i mówisz, że ci się podoba no to ok Dżo. To bardzo ok. - na koniec wreszcie uspokoił się i nawet uśmiechnął z ulgą. Założył ręce pod głowę gdy odczuł ulgę z tego, że się wreszcie mógł wygadać jaka go niesprawiedliwość od złych ludzi spotkała dzisiaj. - Lubię jak tak siedzisz w takim stroju Dżo. - wyznał jej gdy zamilkł i w oko znów mu wpadła jej półnaga sylwetka z tej jej takimi długimi, gładkimi nogami. No i reszta też.

Cisza jaka zapadła po relacji z “dnia w pracy” przedłużała się, a Duda tylko siedziała i przyszpiliła Podolskiego spojrzeniem do posłania.
- Acha - powiedziała powoli prostując plecy i krzyżując ręce na piersi z grobową miną - No tak… no świat się uparł i sami źli ludzie, co to tylko rolują i chcą wykorzystać i jeszcze ani grama wdzięczności, czy dobroci, że o człowieczeństwie nie wspomnę - kręciła ze smutkiem głową, ale gapiła się tak samo jak przed chwilą - Czyli poszedłeś i rozjebałeś pana Wonga, wafla mojego zgreda. Kumpla, wspólnika i wieloletniego partnera w comiesięcznym Safari - teraz pokiwała potakująco i powoli, wykładając kolejne fakty. Tłumaczyła mu kiedyś czym jest Safari. Brało się grupke dłużników, przebierało w kostiumy zwierząt i puszczało w pustynię dając im godzinę, a potem jechało za nimi jeepami i polowało po staroświecku, bronią czarnoprochową. No Safari, jak za starych dobrych czasów. Kto bogatemu zabroni? - Do tego zdemolowałeś sklep z którego mój stary ciągnął od lat zyski i był jego metą na upłynnianie niewygodnego w mieście towaru… no i dodatkowym, legalnie prawilnym źródłem dochodów,, obok kasyn i burdeli… wpadłeś kurwa w konflikt z Triadą i chuj wie jeszcze kim po drodze. Dałeś się łachać i wróciłeś ledwo łażąc… a wszystko żeby zdobyć dla swojej foczy wykurwisty komplecik gaci z wystawy? - spytała jakby się upewniając że dobrze kmini.

- A wiesz Dżo. W sumie to tak. - pokiwał w końcu głową gdy wysłuchał tej jej litani. Dziwne. Ale jakoś nie była to radosna litania. No ok, czuł co prawda, że może nie być zbyt różowo odkąd postawił Wongowi ultimatum no ale teraz jakoś jak Dżo co była tu na rodzimych śmiechach tak zaczęła wymieniać i wymieniać no to jakoś zabrzmiało tak poważnie czy nawet troszkę jakby ociupinkę niepokojąco. Ale mało. Zresztą. Stało sie to stało. I w sumie to tak. Jakoś tak wyszło, że rozwalił ich za ten komplecik. Ale przecież był zajebisty! I musiał go mieć dla Dżo! Więc zostało mu potwierdzić. Czekał co powie. Zgadywał, że drąży i dąży do jakiejś puenty.

- Nie zrobiłeś rozpoznania, nie dowiedziałeś się czyja to dzielnica, sklep, z kim pan Wong ma powiązania - dziewczyna tokowała dalej i tylko nozdrza jej drgały rytmicznie - Zrobiłeś rozpierdol, zostawiłeś świadka i pojechałeś w pizdu, nie przejmując się że komuś właśnie nasrałeś do portfela. A ten ktoś może nie lubić jak mu się sra do portfela. Ktoś kto mi kurwa robił pogadanki na temat tego jaki jesteś i że po chuj się z tobą bujam i w ogóle jak tak dalej pójdzie to nigdzie w życiu nie dojdę, bo trzymając się ciebie też zacznę najpierw robić potem myśleć i co najwyżej mnie wydziedziczy, żebym mu siary nie kładła na nazwisku… to zajebisty prezent i od serca. Dzięki, świetny. I ta świeca… też spoko, no. Robi klimat. A z resztą jebać… - wymusiła ruch ramion do góry i w dół - I tak mi się tu nudzi, a jak wypierdolimy gdzieś daleko, to starym w końcu wkurw przejdzie. Tylko… nie odpierdalaj już nic, dobra? Jebnij kielona i idź w kimę. Rano poprzymierzamy te kompleciki. Szkoda żeby tak w pudle leżały - parsknęła.

Przez chwilę jak tak słuchał jej puenty w oczach odbijało mu się to co czuł i pod czaszką albo pod żebrami. To to wszystko na nic?! Do dupy ten romantyzm! Od razu to wiedział ale dał się omamić! Wiedział, czuł, że czepia się go i jego wyczynów na mieście no ale jednak działał pod wpływem chwili i emocji. Pewnie, że mógł to bardziej obmyślić i przemyśleć i obadać. Ale nie chciał! A jak ktoś by mu zgarnął ten komplecik?! Przecież był zajebisty! No i bał się. Bał, się, że straci jedyną szansę na zabłyśnięcie przed nią, że kurwa wziął sobie do bani co mu mówiła. Że ją traktuje serio. A tu chuj…

Wargi mu się zwęziły w cienką linię, jedną dłoń wydobył spod głowy i zaczął stukać jakiś przypadkowy rytm jak często miał gdy był zirytowany czy wnerwiony lekko pokiwał głową i uciekł gdzieś w bok spojrzeniem. Po co mu tu suszyła baniak? Przecież wiedział, że zagrał za ostro. Nawet jak na siebie samego. Ale co? Co tam mówiła na końcu? Spojrzał z powrotem na jej twarz. Co mówiła? Że prezent jest od serca? Że to nic? Że jebać resztę? No! No właśnie! No właśnie kurwa!

- Pewnie Dżo. Jasne. - pokiwał głową raźniej i uśmiechnął się wreszcie do niej. Sięgnął po nią i przewalił na siebie by móc ją pocałować. Leżał tak chwilę pozwalając by leżała na nim i pozwalając sobie cieszyć się tą chwilą. Ale musiał. Musiał ją zapytać. - Ale słuchaj Dżo… Jestem romantyczny nie? - zapytał tak na wszelki wypadek. Z prezentem trafił nawet ta świeca żarowa jej się podobała więc chyba jakaś szansa była, że o to chodziło nie? *

- Jesteś i to bardziej niż Patrick Swayze! - odpowiedziała z twarzą tuż nad jego twarzą i szerokim wyszczerzem - Tamten dla swojej foczy nie zrobił takiego rozpierdolu… czyli moje kochanie jest romantyczny jak sam chuj, a jak ktoś sądzi inaczej to go wyfiletuję kosą od dupy po gardło - pocałowała go w czoło, potem w nos a na końcu w usta.

- Ooooo… - mruknął z zadowolenia. No wreszcie! O tak, to była jego Dżo. O tak. Z satysfakcją i zadowoleniem przyjmował dotyk jej ust zakończone pocałunkiem na swoich ustach. - No pewnie, Dżo, pewnie. - zgodził się z nią uszczęśliwiony do reszty. Ha! Dżo miała rację! Na pewno! Przecież była też romantyczna tak samo jak on. No to się znała. I mówiła, że ten wymoczek Swayze to się może schować! I miała rację! Na pewno. Dlatego uszczęśliwiony pocałował ją jeszcze raz i jeszcze a potem na wszelki wypadek po tym całowaniu to ją jeszcze raz pocałował. *

- No pewnie - zgodziła się nagle bardzo ciepło i przeczesała jego potargane włosy - A teraz uderzaj w kime. Jak mamy rano ruszać, przyda ci sie odpocząć. Romantyzm męczący - skończyła z uśmiechem wcale nie sardonicznym.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline