Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-02-2017, 05:35   #41
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Romantyczna noc w Vegas 3/3

Obóz Poland Stronk; noc
 

Widział już światła. Światła ich obozu. Ale wydawały się zbliżać dziwnie wolno. No ale w sumie jechał jakoś wolno. Wolniej niż zazwyczaj. Jakieś wyrwy były czy inne dziury bo coś mu dziwnie Przecinak rzucał. Ale w końcu widział już poszczególne kształty i sylwetki. Był w domu. Miłe uczucie.
 
Zwolnił. Zatrzymał się. Zgasił Przecinaka. Ale nadal siedział na siodełku. Przymuliło go trochę. Noga mu chyba zesztywniała. Musiał złapać oddech. Dżo. No tak, Dżo. Była tutaj. Stała przy nim. Miał nadzieję, że nie złapał zawiechy na jakieś pytanie. Zsiadł z motocykla i stanął przed nią. Byli prawie jednakowego wzrostu patrzyli więc sobie dosłownie prosto w oczy i to jak równy z równym.
 
- Cześć Dżo. - przywitał się na początek. Zastanawiał się co dalej po tym początku. Właściwie nie miał żadnego planu. Podrapał się po zapylonej głowie. A no tak! Świeca żarowa! Przecież trzeba zrobić klimat! - Poczekaj chwilę... Mam tu świecę żarową dla ciebie. - mruknął i wrócił do motocykla, pogrzebał chwilę i odwrócił się z jakąś torbą. Z niej wyjął coś podobnego do tradycyjnego, chińskiego lampionu. - Możesz zapalić? Mi się łapy trochę trzęsą. - poprosił ją wręczając jej swoją świecę żarową. No był ciekaw czy ten stary kinoman go nie wyrolował. Obserwował jak Dżo bierze świecę, odpala i dał jej znak by postawiła na Przecinaku. Obserwował chwilę te pomarańczowo - czerwone, nieco przytłumione kloszem światło świecy. Przyjemne. Jak o to chodziło no ostatecznie mogło być. Potem zwrócił wzrok na twarz Dudy. - Świece żarowe robią romantyczny klimat. Gadałem z takim kolesiem to mi to wyjaśnił. - więc teraz on wyjaśniał to Dżo. Nie był pewny czy ona też ma taki sam romantyzm jak tamten z kina. Jak się zacznie brechtać no to pojedzie do tego fagasa z taką samą reklamacją jak do Wonga.
 
- I ten... - sprawa ze świecą jakoś tam się w końcu załatwiła. Ale teraz była główna część programu. - Słuchaj Dżo bo byłem na mieście nie? - zaczął jak zazwyczaj gdy zaczynał coś opowiadać czy przedstawiać sprawę. - I tam znalazłem taki zajebisty komplecik. To pomyślałem, że będziesz w nim wyglądać jeszcze bardziej zajebiście niż ta lala z wystawy więc ci przywiozłem. No wiesz, taki specjalny, dla specjalnej laski. Taki co żadna inna nie ma bo jest tylko jeden. No i właśnie myślę, że ty jesteś tą wyjątkową laską. - powiedział wyciągając dłoń z paczką jaką przygotowała mu mama san. *

“Byłem w mieście” brzmiało jak standardowy wstęp do opisu mordobicia, więc Duda skrzywiła się, tracąc resztki uśmiechu jaki pojawił się na jej gębie przy odpalaniu świecy, gdy zaczęła bzdurać sobie we łbie, że Podolski zrozumiał o co ma do niego pretensje, ale chyba nie. Wzruszyła ramionami czekając na dalszy ciąg opowieści o rozwałce, chlaniu, zajebistych dupach i całej standardowej reszcie, która to non stop przewijała się w podobnych opowieściach. Tym większe było jej zdziwienie, kiedy zobaczyła pomiętą paczkę i usłyszała nietypową nawijkę. Zamurowało ją na pół minuty, ale potem zebrała się w sobie i rozdarła papier.
- No ten… dzięki - mruknęła, patrząc na bieliznę. Rzeczywiście zajebista, do tej pory oglądała takie własnie na wystawach, a teraz jeden… ten był jej.
- O ja jebie - wyraziła na głos zachwyt, podnosząc wzrok na popaprańca na motorze. Zrobił coś dla niej, bo mu zależało. No sam tak powiedział! I jeszcze chyba wpierdol przy okazji obskoczył… też dla niej. - To tak dla mnie, nie ściemniasz? - spytała węsząc dowcip.*

- No pewnie. Z takim starym gadałem rano nie? Taka kompletna pierdoła. Beznadziejny. Cienias taki. No ale pogadałem z nim nie? I mi mówi jak to jest z tym romantyzmem no i wkurzył mnie bo w ogóle nie czaiłem połowy tego co gadał. A wiesz, że nie jestem głupi nie? - spojrzał na nią już bardziej zwyczajowym cwaniackim spojrzeniem. Teraz gdy widział jak i co mówi, jak się śmieje, jak się szczerzy no i co najważniejsze, jak nie robi sobie brechy z niego no to kurwa wiedział, że nie stracił dziś tego poranka. Ten stary coś tam jednak chyba kumał.

- No i wiesz, jadę potem przez miasto a tam widzę na wystawię to. I no sama widzisz. Zajebisty sobie myślę. Takiego jeszcze nie widziałem. A wiesz, widziałem już ich parę nie? No i sobie pomyślałem, że to jest właśnie to. Taki gitny komplecik właśnie dla ciebie. Bo drugiego takiego nie ma. To wiesz, chciałem go zgarnąć nim ktoś mi go zgarnie bo wtedy chujnia. nie? No ale ten… No robili trochę koło pióra… Bo za grzeczny byłem na początku. Wiesz, pewnie myśleli, że jakiś frajer przyszedł i go spławią w pięć minut gadki szmatki. A przecież im mówię, że to dla mojej foczy. Od początku mówiłem. No a nie kumali wiesz? - spojrzał na nią uważnie by dotarła do niej ta głębia jego krzywdy i rozczarowania jaką nie tak dawno odczuł od tych wszystkich złych ludzi. Sami źli ludzie wszędzie, gdzie się człowiek tylko obejrzał. No nie było sensu być grzecznym i uczciwym. Trzeba było zgarnąć rano z wystawy ten komplecik i byłby spokój. I ryj miałby cały.

- No ale w końcu udało mi się go przywieźć. I przywiozłem go specjalnie dla ciebie. Odkąd go zobaczyłem wiedziałem, że on jest właśnie dla ciebie. Dlatego tak się najarałem na niego. No wiesz, zależało mi na nim. Tak jak zależy mi na tobie. Bo wiesz, dla jakiejś tam lali to bym sobie tyle problemów nie robił nie? Postawiłbym kielona i wóz albo przewóz. No ale dla ciebie no to… - rozgadał się póki szło o wydarzenia z całego dnia i nocy to jakoś mu szło. Ale na końcówce jakoś wciąż mu łomotały słowa tego starego w głowie o tym zależeniu i wyjątkowości to starał się jakoś to powiedzieć. W sumie zmęczył się tym staniem bo mu ta noga rwała jak chuj więc oparł się o Przecinaka jak tak jej tłumaczył co jest grane z tym zajebistym komplecikiem. *

- Dla twojej foczy… - powtórzyła, robiąc maślane gały. Od razu zrobiło się jej cieplej, milej i jakoś coś ją zakręciło w żołądku. No i jeszcze gadał o tym z jakimś leszczem, byle się dowiedzieć o co chodzi z tym czym ona piła do niego że kurwa nie wie co znaczy być romantycznym jak na filmach!
Stała obracając prezent w dłoniach, gdzieś z boku paliła się świeca, rzucając ciepły blask na najbliższą okolicę, a oni gadali nie o tym kogo skroić czy sklepać, ale ten… no ja pierdolę. Dobra, może tam bajerował inne laski, ale dla żadnej innej nie dostał po ryju… żeby jej było miło i poczuła się wyjątkowo. Ryzykował, a nie musiał.
- No… dzięki… że ten… - zaburczała pod nosem i nie patrząc że reszta może się gapić i właśnie robi se siarę, przytuliła się do Przecinaka - I ta świeca. Normalnie jak Patrick Swayze - westchnęła radośnie i pociągnęła go za sobą - Chodź, trzeba ci ten ryj ogarnąć, bo co tak będziesz… ten no. Kochany jesteś. Chcesz zobaczyć czy te gacie leżą lepiej niż na manekinie? - paplała wesoło, gapiąc się na niego to na prezent. Też była ciekawa. Takich gaci aż szkoda nie przymierzyć, zwłaszcza jak za darmola i prezent i w ogóle z romantyzmu dostała.

Paweł przymknął oczy i lekko pokręcił głową. Jak Patrick Swayze?! Ten z kręcącym tyłkiem?! No ja pierdolę! Ale siara… Ale był zbyt zmęczony by to roztrząsać. Poza tym… Poza tym było… No tak miło jakoś. Inaczej. Rzadko pamiętał takie “inaczej”. Takie miłe inaczej. Bo było mu miło. Jak widział jak ona się cieszy, jak się uśmiecha i co najważniejsze wiedział, że tak uśmiecha się tylko do niego. No i cieszyła się. Jakoś tak było no miło właśnie. To to był ten romantyzm? O to tu chodziło? No świeca żarowa była, zajebisty wyjątkowy prezent był no kurwa więc chyba było romantycznie jak chuj. Aż dukała. Nie wiedziała co powiedzieć. Zamurowało ją. To też było fajne. Zajebiste. Zaskoczył ją. I to tak fajnie, że się w ogóle nie spodziewała. No. To też było zajebiste.

- Ty też… - powiedział kiwając głową widząc jak go zachęca by poszedł za nią. Z nią. Do niej. W nią. - Też jesteś kochana. - powiedział w końcu gdy przeszło mu przez gardło. Głupio się trochę z tym czuł. Ale jak ją tak widział no chuj, może to ten romantyzm, może kurwa to ta świeca żarowa, ale chuj, uznał, że tu i teraz ona jest warta takiego poświęcenia. - Chodź tu. - przywołał ją gestem i złapał ją za wyciągniętą dłoń. Przyciągnął do siebie i chwilę trzymał tak złapaną. Czuł jak jej uda opasują jego uda i jak jej kurtka szura o jego pogruchotany pancerz. Ale to docierało do niego jakoś tak z daleka. Przez tą rwącą nogę, duszący bok i piekące plery. Czuł ją. Ale widział też głównie jej twarz. Ładna była. Podobała mu się. Twarz prawdziwej ślicznotki. Ale w jakiś taki wyjątkowy sposób. Który zwrócił mu na nią uwagę już od początku. Bo przecież ślicznych i ładnych lasek albo nawet ciekawych było nie tak mało. Całkiem sporo właściwie. No ale jednak twarz Dżo i sama Dżo miała w sobie to coś. I dlatego teraz ją pocałował. I dla tej chwili. I bo czuł jak wszystko robi się jakieś ciemniejsze i przymulone.

- No pewnie Dżo. Pokaż mi się w nich. Po to ci je przywiozłem. - szepnął jej do ucha. Musieli się ruszyć. By dojść do ich miejscówy. Tylko z tym miał właśnie pewien problem. - Ale daj łapę. - powiedział opierając się swoim ramieniem o jej barki. Tak się mogli jakoś pokulać na trzy nogi. Bo sam to nie miał pojęcia jakby gdzieś doszedł. Zwłaszcza teraz jak już adrenalina z niego zeszła i czuł się coraz bardziej przymulony.

Widząc co się święci i jak typ oberwał, Duda zmieniła koncepcję.
- Jebać, rano będzie lepsze światło. Teraz się przekimaj. Nie spierdolę ci nigdzie, te gacie też. - nawijała obejmując go i przytrzymując żeby się nie wyjebał po drodze. Prawie go niosła, trochę ciągnęła i nawet jej to nie wkurwiało. Martwiła się, ale zawsze głupoty się jej w głowie lęgły - Chcesz żreć, budzić Młodą żeby cię poskładała? Posiedzę na tobie aż zaśniesz… przy tobie… a chuj tam - prychnęła.

- Niee… Nie budź reszty. Chodź… Zostań… - mruknął ciesząc się w duchu, że nie robiła scen. Przeszli przez uśpiony obóz wrócili do swojej kanciapy. Usiadł z wyraźną ulgą na materacu na jakim bazowało ich legowisko. Senność i jakaś dziwna błogość go nachodziła. Ale przypomniał sobie. No w ostatniej chwili ale sobie przypomniał. Musiał jej powiedzieć.

- Aha Dżo… - powiedział już leżąc na posłaniu. - Bo ten… Posłuchaj Dżo… eee… bo widzisz… - podrapał się po głowie zastanawiając się jak tu zgrabnie wybrnąć. - No w każdym razie jakby gdzieś zobaczyła jakiś kręcących się żółtków to daj znać dobra? - spojrzał na nią kosym wzrokiem mając nadzieję, że skuma. - Bo ten… Wiesz jak eee… byłem na mieście to ten… znaczy taka plota podobno jest nie? Że się tam jakiś sklep czy co żółtkom jakoś zjarał… No i no wiesz, pewnie będą zaraz się czepiać a wiesz, że zawsze czepiają się obcych no to może komuś strzelić do łba, że to niby my czy co… Tak tylko mówię nie? Ale w sumie rano można by już pojechać dalej nie? Załatwiliśmy co trzeba to nie ma co siedzieć i losu kusić nie? - w końcu wyłuszczył sprawę nieco dokładniej. W sumie to było jak mówił. No tak mniej więcej. Te żółtki same były sobie winne! Po co robili mu problemy? Mogli nie fikać…

Dziewczyna znieruchomiała, przestając rozpinać guziki spodni. Słuchała rewelacji póki się nie skończyły.Wtedy dalej tkwiła jak kołek z łapami przy pasie aż wciągnęła głośno powietrze.
- Spaliłeś żółtym sklep? - wyciągnęła najważniejsze informacje, składając je w zwięzłą całość - Za te gacie? - Tu pokazała paczkę z rozerwanego papieru i materiału. Parsknęła, pokręciła głową i wznowiła rozbieranie. No nie mógł ich kupić, siara tak wejść gdzieś i zostawić gamble… albo się go czepiali o coś. Znowu, bo przecież on zawsze niewinny i tylko zbiera od losu niechęć całkowicie niezasłużoną.
- Warto było - podsumowała z rozmarzoną miną, bo tak jakoś w tej chwili nie umiała mu niczego wytknąć. Ani nawrzeszczeć. Ani walnąć focha. No starał się, no. Dla niej.

- Noo… - kiwnął głową i mruknął z ulgą, że nie zaczęła się drzeć ani nic. No i te jej rozmaślone spojrzenie… Noo… Warto było. - Bo wszędzie sami źli ludzie Dżo. No zaczęli mi fikać. A ja tak chciałem. No wiesz, dla ciebie, żeby tak romantycznie było i w ogóle… No ale nie dało się Dżo. No próbowałem ale nie dało się. Zaczęli mi robić koło pióra, rolować. No to ich spaliłem. Znaczy tych drugich wysadziłem spalić nie mogłem bo mi chujki ten komplecik skitrali i musiałem szukać. Ale znalazłem. No i jak wychodziłem to jeszcze kupiłem tą świecę żarową bo prawie zapomniałem przez nich. - pokiwał głową znowu jak mówił i wreszcie chciał się jej wyżalić jakie wredne skurwysyny żyją na tym świecie co w ogóle w chuj nie są romantyczne i jeszcze innym stają na drodze do tej romantycznej miłości. No i zależało mu by chociaż ona zrozumiała, że był niewinny no i zmusili go do tego. Bo tak przecież było…

- No przecież nie twoja wina, nie? No stawiały się pizdogłazy to dostały wychowawczy wpierdol i tam na drugi raz pomyślą jak komuś zaczną fikać i te swoje chujowe zasady wprowadzać - Duda nadawała udobruchana prezentem i w tej chwili nie obchodziło ją komu i co się stało. Podolski się przyczołgał, na innych dało się wyłożyć laskę. A jutro i tak mieli stąd wyjechać.
- Kurwa - sapnęła coś sobie uświadamiając - Podolski… który konkretnie sklep puściłeś z dymem?

- Nooo… W sumie to wieesz… Ciemno było i ten… Taki tam zdenerwowany przyszłem nie? A potem to no nie miałem głowy tam patrzeć… Ale słuchaj ja myślę, że to przesada, że wszystkie żółtki pracują dla Triady nie? Przecież zobacz, muszą być jakieś normalne żółtki co dla nich nie robią. Na przykład taka Yakuza. Oni nie robią dla żółtków z Triady nie? Chyba się nawet nie lubią. No to takie tam drugie żółtki są jednak chyba co nie robią dla Triady nie? - Podolski zaczął dłubać palcem w dziurze materaca wydłubując kolejne kawałki sparciałej gąbki. Oj tam oj tam… Się coś Dżo uparła śledztwo robić. Co tam takie ważne komu tam bomba czy pożar wybuchł? Na pewno będą zajęci i nie będą pamiętać takiego tam zwykłego bezimiennego kolesia z ulicy. I chyba była jakaś szansa, że rozwalił ten procent czy dwa uczciwych żółtków co nie robią dla skośnej mafii nie? Przecież musiały gdzieś być laby robiące prochy i burdele które nie płaciły mafi prawda? No była chyba jakaś szansa na to nie?

- I tak po ciemku i w stresie ten komplecik wypatrzyłeś… tak… no tak… i jeszcze zdenerwowany przyszłeś… no jasne… no jak słońce jasne i w chuj logiczne. No od razu na pełnej kurwie tam wparowałeś… Mhmm… więc gdzie był ten sklep? - Dżo zrobiła się naraz bardzo spokojna, współczująca, milutka i wierciła temat, jakby miała w ręku ulubioną kosę. Jej uśmiech był mniej więcej tak samo ostry. Zrobiła te dwa kroki i usiadła okrakiem na Przecinaku, kolanami przyszpilając jego ręce do gleby. Złapała go za ramiona i te też unieruchomiła. - Który. Sklep. Dokładnie. Podolski.

- Oj tam, oj tam… - mruknął i na chwilę odwrócił wzrok gdzieś w kąt pokoju rozświetlonego przez świecę żarową za dwie pestki. Czuł, że się uparła. Nie rozumiał dlaczego. Przecież jej powiedział jak było nie? Co za różnica kto tam wyleciał w powietrze czy co? Uparła się normalnie… A przecież był dla niej taki romantyczny… Jak chuj normalnie… Wahał się co tu jej naściemniać więcej. Nie chciał ot, tak unieść gardy i zrezygnować póki było o co walczyć. Czy w prawdziwej młócce, czy załatwianiu sprawy, czy choćby o w takich gadkach jak teraz. Ale jak tak główkował co dalej powiedzieć dotarł do niego jej ciężar. Tak fajnie umiejscowiony i taki ciepły, gorący nawet i spojrzał na niego. Na nią. Siedziała na nim w samych majtkach i topie na cienkich ramiączkach. Lubił ją w takim komplecie. Czy na sobie, czy pod, czy w ogóle. Przesunął wzrokiem od piersi skrytych za białym kawałkiem materiału w dół, tam gdzie widział cienki pasek żywego ciała między górą i dołem jej ubrania. Zatrzymał się tam na chwilę wzrokiem a potem niespiesznie wrócił po jej brzuchu, piersiach, szyi i zatrzymał się na twarzy. Właściwie to chciał jej powiedzieć. Opowiedzieć. Powiedzieć jak było. W końcu w sumie o nią chodziło. O nich. Chuj tam. Reszcie najwyżej coś naściemnia. Zaczął myśleć. Przypominać sobie jak to się zaczęło. Dziś, właściwie wczoraj rano. No tak. A! No!

- Ej no co?! To nie moja wina! - wraz ze wspomnieniem wrócił gniew i poczucie krzywdy. Szarpnął się spod niej by uwolnić ręce do pomocy w opowiadaniu. - Bo jadę sobie od tego starego nie? Co ci mówiłem. - wskazał uwolnionym kciukiem gdzieś w bok jakby gdzieś tam stał ów starzec. - I zobaczyłem ten komplecik u Wonga. No wchodzę grzecznie, mówię, że chcę ten komplecik z wystawy dla mojej foczy a ta mama san coś problemy robi. No myślę, spróbuję po dobroci, i mówię jej by pogadała z kim trzeba bo wrócę wieczorem. No i potem wróciłem tutaj nie? Pamiętasz? No i nic nie mówiłem bo chciałem ci niespodziankę zrobić a kurwa myślałem, że będzie okey. - jęknął rozkładając wymownie ramiona i przypominając, że wrócił do obozu na większą część dnia. Dopiero wieczorem znów wyjechał.

- I kurwa wracam do Wonga i się wkurzyłem od razu bo mojego kompleciku na wystawie nie było. Pytam się co jest grane, gadam z tymi skośnymi jak z białasami no kurwa zero wdzięczności że ich prawdziwy Polak odwiedził no i chuj! Bo już się wkurzyłem na nich ostro wtedy. I mówię im, że jestem Przecinak, że chcę mój komplecik dla mojej foczy i bez niego nie wyjdę. I kurrrwaaa grzecznie się chujków pytałem do końca co za to chcą. - uniósł w górę palec wskazujący by było wiadomo jak bardzo starał się uczciwie załatwić sprawę. Dla niej.

- I Wong dał mi namiar na lokal. Mówi, że jak go rozwalę to mi da ten komplecik. Myślę sobie wiesz, jakiś stary sklep czy co, paru cieci spoko ich załatwię nie? Dobry deal. Jakby chciał prochy, ammo czy paliwo no to gorzej, już bym musiał coś wykombinować ale tam pociukać paru cieniasów myślę żaden problem. No to się zgodziłem. - wyjaśnił rozkładając ręcę i patrząc na twarz otoczoną ciemnymi włosami.

- Ale pojechałem tam a to kurwa żaden lokal! Jebana twierdza! - poskarżył się Dżo jak niecne i podstępne są te żółtki. - No już było krucho Dżo. Myślałem, że nie dam rady. Miałem was wołać. Bo może byśmy postrzelali się z nimi z pół nocy ale pewnie byśmy ich w końcu wycięli. Ale chuj. Pomyślałem sobie, że jakby chodziło o coś innego… O kogoś innego… No to chuj, pojechałbym po was. Ale nie Dżo. Chodziło mi o ciebie. I ten komplecik dla ciebie. No i myślę, a spróbuję. Bo nie szło podejść. Bo myślałem i górą i dołem, z przodu, z tyłu, po kawałku ale kurwa cwele jedne no obstawili się jakby się bali, że ich ktoś okradnie czy napadnie. No jakies kurwa jebane płoty, druty kolczaste, kraty, ściany, kolo na dachu, psy no kurwa jak tu kraść Dżo?! Skurwysyństwo. - mówił coraz szybciej gdy przypominał sobie tamten pat który w przedbiegach prawie zmusił go do odwrotu. Obstawiły się cwaniaczki z każdej strony. Sami więc zmusili go do tego co się stało.

- No ja tam dobrą część paczki wyjarałem jak główkowałem się jak tam się dostać. Wiesz, żeby tak pokojowo to rozwalić jak chciał tamten żółtek. No ale nie dało się Dżo. No kurwa próbowałem ale nie dało się. - popatrzył na nią z przejęciem zaciskając wargi w wąską kreskę i pokręcił głową by dotarło do niej w jakiej był wtedy matni. No musiał się bronić!

- No to chuj Dżo. Podjechałem Przecinakiem pod główne drzwi a tam dwóch skośnych z automatami. Wiesz musiałem ich zagadać by podejść ostatni kawałek no i w ogóle chyba bym spanikował jakbym miał iść tam tak po cichu pod te ich lufy. I kurwa podszedłem i mówię im. No mówię ci Dżo ja pokojowy chłopak jestem no znasz mnie? No zawsze jestem za pokojem. - popatrzył na nią i wyglądało, że mówi całkiem poważnie z tym zamiłowaniem do pokoju.

- Więc kurwa mówię do nich “Cześć, jestem Przecinak” i dalej im tłumaczę, że nic do nich nie mam ale muszę mieć komplecik dla mojej foczy więc dam im szansę. Jak utną sobie po paluchu z sygnetem a szef jeszcze ich ucho a potem podjarają tę budę no to mimo, że są żółtymi małpami możemy rozejść się w pokoju. Taki kurwa pokojowy i dobrotliwy dla nich byłem Dżo. - Przecinak znów pokiwał głową i wyglądało, że mówi śmiertelnie poważnie gdy tak wspominał ten fragment wydarzeń sprzed paru godzin. I by pokazać jak bardzo nie chciał tej przemocy.

- No ale nie dało się z nimi Dzo. Napdali na mnie! Musiałem sie bronić! To potem ich przeszłem ale kurwa zdążyli strzelić i się reszta zleciała. Potem no ten, poganialiśmy się tam trochę na parterze tej hali, pociachałem ich tu i tam, ammo w MAC mi się skończyło ale kurwa skumałem, że szef jest na górze a kurwa ostro obstawione były te chody no to weszłem po dźwigarze. Ale tam jakieś kurwa dwie skośne ninja czekali na mnie. No jedna z łańcuchem a drugi z mieczem. Ostro się pocięliśmy. Ona mi tu rozjebała pancerz a on mnie sieknął po plerach. Ale w końcu ich przeszłem. Potem tego szefa. No i rozwaliłem tą budę na koniec. - wrócił do normalnego tonu po łebkach opowiadając jak tam się działo w tej fabryce prochów.

- No i kurwa Dżo, no wracam do Wonga chcę ten komplecik, pokazuję mu te odcięte palce i ucho a ten się coś foch mi sadzi, że tamtej laski miałem nie zabijać. Kurwa co?! Mówię mu jeszcze grzecznie, że kurwa jestem Przecinak i jak przecinam to przecinam wszystko. I kurwa chcę mój komplecik. I dali mi. I wiesz ja nie wiedziałem, ze tam jest bomba. Ale bałem się, że mi wcisnął coś innego. Chciałem by otworzyła ta mama san i mi pokazała co jest w środku. A ta mi klepie jakieś durnoty. Już potem nie wiem jak było dokładnie bo się wkurzyłem myślę postraszę ich trochę ale jakoś wyszło, że zaczęliśmy się strzelać. No i jak rozwaliłem tych gogusiów z warkoczykami biorę mama san i każę jej zaprowadzić po ten komplecik. No i dała mi to ją szybko rozwaliłem, potem trafiłem na Wonga no to powiedziałem mu, że przyszłem z reklamacją i też ich rozwaliłem tą bombą co miała być na mnie. No i koniec. Wsiadłem na Przecinaka i przyjechałem tutaj. - wyjaśnił już koncówkę jak to było z tym zdobywaniem komplecika i stopniem zdeprawowania tych skośnych, złych ludzi.

- Wiesz, że do końca chcieli mnie rolować? Bo już wychodziłem od Wonga ale patrzę a tu ta świeca żarowa. Znaczy zauważyłem bo jakaś skośna zaczęła uciekać to jakoś mi się wystrzeliło w jej stronę i padła. Ale ta druga w czerwonym no chciała ode mnie pięć pestek. Pięć pestek! Mówię jej, że nie, bo wiesz, twardy byłem nie? No i nie dałem się jej wycyckać i dałem jej tylko dwie pestki a ona się zgodziła. Znaczy chyba bo chyba jakaś niemowa czy nawet niemota była bo nic nie mówiła. No ale tak właśnie kupiłem tą świecę dla ciebie, by romantycznie było. - przypomniał sobie o ostatnim detalu z tej nikczemności i chciwości tych rozwalonych skośnych.

- No ale jak przyjechałem i mówisz, że ci się podoba no to ok Dżo. To bardzo ok. - na koniec wreszcie uspokoił się i nawet uśmiechnął z ulgą. Założył ręce pod głowę gdy odczuł ulgę z tego, że się wreszcie mógł wygadać jaka go niesprawiedliwość od złych ludzi spotkała dzisiaj. - Lubię jak tak siedzisz w takim stroju Dżo. - wyznał jej gdy zamilkł i w oko znów mu wpadła jej półnaga sylwetka z tej jej takimi długimi, gładkimi nogami. No i reszta też.

Cisza jaka zapadła po relacji z “dnia w pracy” przedłużała się, a Duda tylko siedziała i przyszpiliła Podolskiego spojrzeniem do posłania.
- Acha - powiedziała powoli prostując plecy i krzyżując ręce na piersi z grobową miną - No tak… no świat się uparł i sami źli ludzie, co to tylko rolują i chcą wykorzystać i jeszcze ani grama wdzięczności, czy dobroci, że o człowieczeństwie nie wspomnę - kręciła ze smutkiem głową, ale gapiła się tak samo jak przed chwilą - Czyli poszedłeś i rozjebałeś pana Wonga, wafla mojego zgreda. Kumpla, wspólnika i wieloletniego partnera w comiesięcznym Safari - teraz pokiwała potakująco i powoli, wykładając kolejne fakty. Tłumaczyła mu kiedyś czym jest Safari. Brało się grupke dłużników, przebierało w kostiumy zwierząt i puszczało w pustynię dając im godzinę, a potem jechało za nimi jeepami i polowało po staroświecku, bronią czarnoprochową. No Safari, jak za starych dobrych czasów. Kto bogatemu zabroni? - Do tego zdemolowałeś sklep z którego mój stary ciągnął od lat zyski i był jego metą na upłynnianie niewygodnego w mieście towaru… no i dodatkowym, legalnie prawilnym źródłem dochodów,, obok kasyn i burdeli… wpadłeś kurwa w konflikt z Triadą i chuj wie jeszcze kim po drodze. Dałeś się łachać i wróciłeś ledwo łażąc… a wszystko żeby zdobyć dla swojej foczy wykurwisty komplecik gaci z wystawy? - spytała jakby się upewniając że dobrze kmini.

- A wiesz Dżo. W sumie to tak. - pokiwał w końcu głową gdy wysłuchał tej jej litani. Dziwne. Ale jakoś nie była to radosna litania. No ok, czuł co prawda, że może nie być zbyt różowo odkąd postawił Wongowi ultimatum no ale teraz jakoś jak Dżo co była tu na rodzimych śmiechach tak zaczęła wymieniać i wymieniać no to jakoś zabrzmiało tak poważnie czy nawet troszkę jakby ociupinkę niepokojąco. Ale mało. Zresztą. Stało sie to stało. I w sumie to tak. Jakoś tak wyszło, że rozwalił ich za ten komplecik. Ale przecież był zajebisty! I musiał go mieć dla Dżo! Więc zostało mu potwierdzić. Czekał co powie. Zgadywał, że drąży i dąży do jakiejś puenty.

- Nie zrobiłeś rozpoznania, nie dowiedziałeś się czyja to dzielnica, sklep, z kim pan Wong ma powiązania - dziewczyna tokowała dalej i tylko nozdrza jej drgały rytmicznie - Zrobiłeś rozpierdol, zostawiłeś świadka i pojechałeś w pizdu, nie przejmując się że komuś właśnie nasrałeś do portfela. A ten ktoś może nie lubić jak mu się sra do portfela. Ktoś kto mi kurwa robił pogadanki na temat tego jaki jesteś i że po chuj się z tobą bujam i w ogóle jak tak dalej pójdzie to nigdzie w życiu nie dojdę, bo trzymając się ciebie też zacznę najpierw robić potem myśleć i co najwyżej mnie wydziedziczy, żebym mu siary nie kładła na nazwisku… to zajebisty prezent i od serca. Dzięki, świetny. I ta świeca… też spoko, no. Robi klimat. A z resztą jebać… - wymusiła ruch ramion do góry i w dół - I tak mi się tu nudzi, a jak wypierdolimy gdzieś daleko, to starym w końcu wkurw przejdzie. Tylko… nie odpierdalaj już nic, dobra? Jebnij kielona i idź w kimę. Rano poprzymierzamy te kompleciki. Szkoda żeby tak w pudle leżały - parsknęła.

Przez chwilę jak tak słuchał jej puenty w oczach odbijało mu się to co czuł i pod czaszką albo pod żebrami. To to wszystko na nic?! Do dupy ten romantyzm! Od razu to wiedział ale dał się omamić! Wiedział, czuł, że czepia się go i jego wyczynów na mieście no ale jednak działał pod wpływem chwili i emocji. Pewnie, że mógł to bardziej obmyślić i przemyśleć i obadać. Ale nie chciał! A jak ktoś by mu zgarnął ten komplecik?! Przecież był zajebisty! No i bał się. Bał, się, że straci jedyną szansę na zabłyśnięcie przed nią, że kurwa wziął sobie do bani co mu mówiła. Że ją traktuje serio. A tu chuj…

Wargi mu się zwęziły w cienką linię, jedną dłoń wydobył spod głowy i zaczął stukać jakiś przypadkowy rytm jak często miał gdy był zirytowany czy wnerwiony lekko pokiwał głową i uciekł gdzieś w bok spojrzeniem. Po co mu tu suszyła baniak? Przecież wiedział, że zagrał za ostro. Nawet jak na siebie samego. Ale co? Co tam mówiła na końcu? Spojrzał z powrotem na jej twarz. Co mówiła? Że prezent jest od serca? Że to nic? Że jebać resztę? No! No właśnie! No właśnie kurwa!

- Pewnie Dżo. Jasne. - pokiwał głową raźniej i uśmiechnął się wreszcie do niej. Sięgnął po nią i przewalił na siebie by móc ją pocałować. Leżał tak chwilę pozwalając by leżała na nim i pozwalając sobie cieszyć się tą chwilą. Ale musiał. Musiał ją zapytać. - Ale słuchaj Dżo… Jestem romantyczny nie? - zapytał tak na wszelki wypadek. Z prezentem trafił nawet ta świeca żarowa jej się podobała więc chyba jakaś szansa była, że o to chodziło nie? *

- Jesteś i to bardziej niż Patrick Swayze! - odpowiedziała z twarzą tuż nad jego twarzą i szerokim wyszczerzem - Tamten dla swojej foczy nie zrobił takiego rozpierdolu… czyli moje kochanie jest romantyczny jak sam chuj, a jak ktoś sądzi inaczej to go wyfiletuję kosą od dupy po gardło - pocałowała go w czoło, potem w nos a na końcu w usta.

- Ooooo… - mruknął z zadowolenia. No wreszcie! O tak, to była jego Dżo. O tak. Z satysfakcją i zadowoleniem przyjmował dotyk jej ust zakończone pocałunkiem na swoich ustach. - No pewnie, Dżo, pewnie. - zgodził się z nią uszczęśliwiony do reszty. Ha! Dżo miała rację! Na pewno! Przecież była też romantyczna tak samo jak on. No to się znała. I mówiła, że ten wymoczek Swayze to się może schować! I miała rację! Na pewno. Dlatego uszczęśliwiony pocałował ją jeszcze raz i jeszcze a potem na wszelki wypadek po tym całowaniu to ją jeszcze raz pocałował. *

- No pewnie - zgodziła się nagle bardzo ciepło i przeczesała jego potargane włosy - A teraz uderzaj w kime. Jak mamy rano ruszać, przyda ci sie odpocząć. Romantyzm męczący - skończyła z uśmiechem wcale nie sardonicznym.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
Stary 02-02-2017, 09:14   #42
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
- Eee, jak nie ma nic do naprawy to ja spadam ale bar naprawdę niezły - Pochwalił młody kowboi na odchodne. Nie bardzo wiedział, co ma teraz zrobić, ale Bóg najraźniej miał go w opiece, bo zesłał mu Jebany Amerykański czołg! John otworzył mordę z wrażenia a oczy zrobiły mu się okrągłe jak dwa spodki.

- O żesz kurwa! Jebany Czołg! Chodźcie ludzie na pewno idą na Molocha może będzie okazja zasiąść za sterami?! Trzeba im pokazać, że Poland Stronk! Polan can has into battle! Cały ZŁOM jest nasz!!! - Nowak chyba dostał właśnie orgazmu. Wybiegł do swojego ukochanego motoru i wygrzebał z kupy złomu, który woził na pacę jakieś głośnik po chwili huknął z nich Mazurek Dombrowskiego.

Chłopak przepełniony szacunkiem dla obu ojczyzn zdjął kapelusz, który zwisał teraz na troku wokół szyj - Na motor bracia i siostry w rozpierdolu! Na pohybel robotom! - Zapuścił maszynę gotowy do drogi poczeka chwilę na resztę, ale był tak nagrzany, że raczej długo nie wytrzyma.
________
// Używam Plug & Play żeby pojechać ze stylem w rytmie Mazurka //
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 02-02-2017 o 11:02.
Brilchan jest offline  
Stary 02-02-2017, 10:04   #43
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Osiłek wyglądał na twardego zawodnika, ale ilu już takich Ryszard załatwił. Nie ta glina chłopcze, pomyślał Destylator.
I wtedy nadjechała pancerna Bestia.
Chujowy był ten hamerykański hymn. Taki bez polotu i mocy.
Ale moment... Jeżeli to chłopcy z NY jechali na północ...
To znaczyło że jadą walczyć z Molochem.

Zaakceptowanie tego faktu i wykoncypowanie tej konkluzji sprawiło że Ryszard poczuł potrzebę naoliwienia trybów. Wypił na hejnał całą flachę wódy i odstawił pustą butelkę na blat z niewyraźnym "dzięki". Na jego twarzy wykwitł stan uniesienia...

Moloch. Moloch to złom. A Złom to surowiec i uniwersalny towar z każdych czasów. Co więcej była to podstawa zarobkowa w jego czasach....

Sentyment i dawno uśpione złomiarskie niezdrowe żądze domagały się wysłuchania. A kim był Ryszard aby nie posłuchać swojej prawdziwej natury? Co z tego że natura ta kulała, ale zew Złomu był silny.

- Złom - wymamrotał - tyle Złomu...

Dlatego gdy tylko z baru wybiegł Złomokleta Młodszy to Pań Ryszard ruszył za nim. Zdjął z głowy uszak na dźwięki Mazurka.

- Jeszcze Polska nie umarła póki my żyjemy..
Co nam obca moc wydarła szablą odbierzemy...

Kazik Staszewski- Jeszcze Polska nie zginęła: https://youtu.be/MypKarYQxbo

Gnany tymi wszystkimi emocjami, uczuciami i sentymentem za ojczyzną i dawnym życiem Pan Ryszard biegiem wypadł z baru i wskoczył na motor.

I jebany nawet się po tej wódzie nie zachwiał.


*
Cecha:
Rosyjski Niedźwiedź.
+2 do Bd na czas alkoholowego rauszu. Brak kar za działanie pod wpływem

Zaleta:
"Duża miarka (1) – Wypicie z gwinta nawet i całej butelki nie stanowi żadnego problemu. Koledzy mogą się tylko krzywo patrzeć. Najlepiej robić tak tylko ze swoim trunkiem."
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 02-02-2017 o 20:04.
Stalowy jest offline  
Stary 03-02-2017, 01:13   #44
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Czołg. No właśnie, Endriu miał psa, to on musiał mieć czołg, a nie jakieś pizdy z Niu Jorka czy chuj wie jakiej innej pizdowni. Zwłaszcza że on w swoich stronach był twórcą Komitetu Eksterminacji Molocha, który tam całkiem skutecznie radził sobie z posłami Molochowej - chociaż nie mieli czołgów, ale za to mieli bazuki i inne równie dobre rozpierdalacze; a Komitet musiał się rozkręcić na dobre. Endriu to nawet cieszył się, że zaczęło się coś dziać w tym smutnym jak pizda mieście, chociaż może go jakieś cholerstwo przyćmiło, bo nie wiedział, z czego miało wynikać, że tamta chałastra z niebieskim gównem miałaby najeżdżać na Molostwo.
- A chuj wiy, kaj oni jado, ale jo to bym chyntnie zgarnol taki czołg. - stwierdził Endriu do psa, który czekał na rozkaz od pana, i na którego Endriu musiał mieć czujne oko, co by go jakiś zjeb nie drażnił, jak i do Karyny, bo siedział najbliżej niej.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 03-02-2017, 01:18   #45
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Szajbuni niezbyt interesowało to, co się działo w knajpie. No bo co? Zakłady jak zakłady, jakby to jeszcze o coś ciekawego czy chociaż krew się przy tym polała… A tak, na sucho, bez posoki to jak flaki z olejem. Porzuciła Piotra, zignorowała stan, w którym po walce znalazł się Paskud i zajęła sobie wielce wygodne miejsce na stoliku. Nie mając nic lepszego do roboty wyjęła z kieszeni figurkę Światowita. Postawiła ją przed sobą, między nogami i zaczęła obracać. Przerwała tylko raz, żeby wpakować w pyszczek fajeczkę, bo fajeczka przy słuchaniu była konieczna, każdy to wiedział. Całkiem jak wódka do zakąski, a przynajmniej Dziadunio tak gadał.
Pałeczka leżała sobie w najlepsze obok jej uda, czekając posłusznie, aż Szajbie szajba odpierdoli. Pierwsze znaki były dość wyraźne. Figurka, skupiony wzrok, głowa przechylona i okresowe jej kiwanie. Każdy kto znał Jagódkę wiedział, że były to oznaki, które każdego spoza grupy powinny skłonić do ruszenia dupy w troki. Tyle tylko, że nikt jakoś specjalnie na nią uwagi nie zwracał. A ona sobie debatowała i to debatowała na sprawy niezwykle ważne.

~ No bo widzisz, słodziutka - perorował Twardowski, cmokając z niesmakiem. ~ Tacy jak oni to wyrzutki najgorszego rodzaju. Widać to gołym okiem. No bo spójrz, maleńka, oni z kieliszków tu sobie piją zamiast jak Bóg przykazał, golić flaszkę z gwinta. To obraza jest dla wszystkich, którzy prawą drogą podążają.
~ Nie słuchaj idioty - wtrącił się Dziadunio. ~ Z kielicha pić można, bo to i kulturalnie i o umiarze świadczy.
~ Że niby po ich stronie stajesz, capie jeden? - zaperzył się ten, który ponoć na księżyc spierdolił.
~ Sam jesteś cap i to w dupę chędożony - odgryzł się Dziadunio i dalej już spokojnym głosem kontynuował. ~ Coś z nimi jednak jest nie tak i to nawet moje stare oczy widzą. No bo spójrz no, tylem czasu w knajpie siedzim i nikogo jeszcze łapa nie zaswędziała. To nienaturalne jest, ot co. Jak nic miesza w tym palce jakiś czort i sprawę tą trzeba czym prędzej naprawić.

Jagódka się zgadzała i to zgadzała z obojgiem. Po trochu, rzecz jasna, co by któryś nie nabrał podejrzeń że faworyzuje tego drugiego. To by dopiero jesień średniowiecza urządzili jej w głowie, a jakoś się jej nie paliło do uciszania ich wrzasków.

~ Ja ci mówię, słodziutka, trzeba coś podziałać - Twardowski zawzięty był tego dnia jakoś, co zdarzało mu się okresowo, zwykle gdy długo nie miał nic ciekawego do roboty. Długo zaś mogło oznaczać zarówno godzinę, dzień, jak i tydzień.

Figurka stuknęła o blat raz i drugi. Szajba powiodła wzrokiem po zebranych, na krótką chwilę wychodząc ze swojego szamańskiego transu. Transem tym było nic innego jak zlewanie wszystkich ciepłym moczem i skupienie się tylko na tym co jej we łbie siedziało. Wyszła zaś z niego na czas by usłyszeć krzyki Nowaka i zobaczyć jak on, oraz pan Rysio, zbierają swoje dupska i ruszają na zewnątrz. To zaś sprawiło, że się Jagódka od razu ożywiła. Znowu powiodła wzrokiem po gościach barowych i wybrała sobie takiego, co to wydawał się jak ona znudzony. Uśmiechnęła się, zeskoczyła ze stołu i ruszyła w jego stronę. Nie patrzył na nią, bo i za oknem ciekawsze widoki były, a przynajmniej ciekawsze dla typka. Jej uśmiech się poszerzył. Tak to gnojku jeden? Ignorujesz kobietę? Polkę? Dziedzictwo narodowe wychwalane w jakże znanych słowach, śpiewanych pod strzechami stodół i w strażnicach na terenie całej Polski!
Pałeczka zatoczyła kółko, po nim drugie, po czym zręczna dłoń skierowała ją w stronę owej gęby, która w tak ohydny sposób targnęła się na jej dumę, nie tylko narodową ale i własną, kobiecą.
- Co nam obca przemoc wzięła, szablą odbierzemy! - Zakrzyknęła, po czym wybuchła śmiechem tak szalonym, że nawet Paskud wolał spieprzyć w ślad za panem Rysiem. W głowie zaś brzmiały jej dalsze wersy hymnu, śpiewane jednym głosem przez Dziadunia i Twardowskiego.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 03-02-2017, 02:12   #46
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
A było tak pięknie i legitnie, jak w domu. Muzyka sączyła się cicho w tle, kojąc uszy oraz duszę, ciało zaś koiło zimne piwo, podawane chętnie i z odpowiednią na dwa palce pianką. Karyna łowiła aurę baru, topiąc trud i znój minionego dnia w złocistym napoju, zaś wzrokiem spoglądało za okno. Może i nazwa pedalska na pierwszy rzut oka, lecz melina okazała się pierwsza klasa... nawet płyty paździerzowe w miejscu niektórych okien nadawały odpowiedniego klimatu. Wszystko co piękne musiało się jednak w końcu skończyć, a człowiek dostawał od rzeczywistości przez ryj ścierą czystą jak rów parchatej dziwki.
Na widok powiewającej szmaty siostrę Pavulon zmierziło. Niby był orzełek, ale taki chujowy. Kolory też się nie zgadzały z jedynym słusznym wzorem, widniejącym na nieśmiertelnym symbolu gangu. Wypity trunek podszedł do gardła, razem z porcją siarczystej flegmy. Splunęła więc na podłogę, w ten symboliczny sposób dając upust niechęci do mundurowych z Nowego Jorku.
-I cały misterny plan w pizdu... - burknęła, podnosząc się ciężko i przeciągnęła się aż zatrzeszczały kości. Perspektywa kąpieli odwlekła się w czasie, trudno.
W sali zapanowało poruszenie, gdzieś z zewnątrz rozległy się dźwięki Mazurka. No i to był hymn, a nie jakieś popierdywanie na trąbce!
- Amen - westchnęła, z dumą wypinając pierś, gdy rozpoczęły się śpiewy. Prawa dłoń wylądowała na sercu, ciało wyprężyło się niczym w ostatnim stadium tężca.
- Jakby go jebnąć po gąsienicach, to stanie i nigdzie nie dojedzie. Potem granacik dymny do środka... albo Cyklon B! - popatrzyła na Golarę, a w zasłoniętych spawalniczymi okularami ślepiach rozbłysły chciwe ogniki. Zatarła zaraz łapy, poprawiła beret, przeliczając już w głowie metal na gamble, a te na prochy. Interes musiał się kręcić.
- Jadą po Wpierdol! - wrzasnęła radośnie, w podskokach gnając do auta.
No skoro sami się prosili...
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 03-02-2017, 03:01   #47
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
- Takie cuś to jo rozumiym. Trza zabrać im tego czołga, bo sia jyszcze pizdy nim pokaleczo, no i jego kaleczo tym niybieskim pedalskim chujostwem. Cho, Szarik - Endriu był rad, że mógł się ruszyć z miejsca. No i jakieś hamerykany i insze brudasy nie będą mu drażnić psa. Załatwił z jednym z kolegów w gangu, żeby Szarika przetransportować w aucie, sam Golara zamierzał dosiąść swoją maszynę i mieć coś porządnego do napierdalanki na odległość.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 03-02-2017, 06:50   #48
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Paweł "Przecinak" Podolski - Szybciej! Mocniej! Głębiej!


Źli ludzie. Wszędzie i zawsze w końcu Przecinak trafiał na złych ludzi. Jak teraz jak ten zły człowiek co Szajbę zaczepił. A taki ładny lokal był... Właśnie dopiero przecież co tłumaczył panu Bradley...

- Dokładnie tak panie Bradley, ja też jestem za tradycyjnymi wartościami rodzinnymi. Rodzina to podstawa. - Przecinak bez mrugnięcia okiem nawijał z przekonaniem jakby nigdy nie twierdził nigdy nic innego. Pokiwał nawet głową by podkreślić zażartość wiary tego twierdzenia. Starał się nie patrzeć na stojącą obok blondynę w kapeluszu. Okazała się jednak taką niedobrą, niewdzięcznicą. A był przecież dla niej tak dobry.

http://orig04.deviantart.net/9e4d/f/...ry-d3h4ufp.jpg

- Czyżby? - facet w kraciastej koszuli uniósł brew zupełnie jakby niedowierzał w szczerość Pawła. A ten starszy pan takie dobre wrażenie na początku wywarł na Podolskim. Pewnie przez tych pacanów z którymi był obstawiony co troszkę utrudniało inną politykę. Przynajmniej póki Przecinak był sam. No i była z nimi Gina.

- Ee... To ty nie jesteś tu kelnerką? - spytał przecież wtedy z zaskoczenia. Z dobroci serca i troski. By wyjaśnić te nieporozumienie którego przecież ona była autorką. Bo wiadomo, że nie Podolski. Jej wina, że nie wyjaśniła sprawy od razu gdy była okazja.

- Przecinak, przecież nie mówiłam, że jestem kelnerką. - blondi wydawała się nawet rozbawiona co Paweł nawet by przyjął za dobrą monetę ale właśnie starszego pana troszkę pomysł kelnerowania blondi jakoś niezbyt przypadł do gustu. Zupełnie jakby go obrażał nawet czy co. Co przecież Paweł musiał sprostować ze znaną sobie swadą i finezją a nawet ułańską fantazją. I naturalnie udałoby mu się gdyby właśnie nie źli ludzie. A dokładniej jeden, też w koszuli i kapeluszu ale innej. I to jeszcze bezczelny tchórzliwy i cziter. Tak wyzwać Przecinaka i nic nie powiedzieć, że nie o mordobicie chodzi. Się kurwa od razu mówi jak się jest uczciwym!

- Jasne, że umiem ujeżdżać konie! Co ty sobie myślałeś?! Że z jakimś frajerem gadasz?! - wrzasnął do niego Paweł wcale nie w strasznie odległej przeszłości, policzalnej pewnie w kwadransach. Do końca miał nadzieję, że tamten wymięknie albo spadnie z tej chabety i sobie rozwali ten teksański łeb w którym nie wiadomo dlaczego ulęgło się, że Przecinak leci na Ginę. A to była jawna gebbelsowska propaganda! To Gina leciała na Przecinaka przecież! Więc musiał mu a właściwie im poprostować. Jak przyszli po niego w kiblu i go wyszarpali w końcu na zewnątrz tylnymi drzwiami więc go pozbawili wsparcia jego ekipy i trzeba było improwizować. Właśnie ze swadą, fantazją no i sławnym, przecinakowym zamiłowaniem do pokoju.

- Hej, Gina on zawsze tak ma? Takie stężenie kompleksów? Często mu się to zdarza? - spytał stojącej obok blondi którą nawyraźniej "Kompleks" i jego pomagierzy też tu chyba ściągnęli. A tak im blondi ładnie zagrała dopiero co. Popląsali sobie z Dżo do taktu. Tu akurat Dżo go wtopiła oczywiście. Przez tamtego palanta co się do niej podwalał no i Paweł od razu "się poczuł".

- O? Już wychodzisz? - złapał frajera za chabet gdy nagle pojawił się za plecami złamasa co się podwalał do Dżo po tym jak go odwrócił brutalnie do siebie a przed tym gdy trzasnął go kantem dłoni w krtań. - No to czas już na ciebie chłopie. - litościwie i wręcz z tak oazywaną na każdą troską o bliźniego szarpnął tamtego, że poleciał póki nie zatrzymał się na jakimś blacie stołu. I dopiero wtedy Podolski zorietnował się jak bardzo Dżo go wkopała. Bo palant coś bredził, że niby chce zatańczyć z Dudą nim mu Przecinak pomógł odnaleźć odpowiedni pion i poziom nie tylko moralny a teraz w sumie stał tak przy niej na miejscu tego palanta a się tak wkurzająco wyczekująco wpatrywała w niego tymi swoimi szafirkami do których miał taką słabość. No jakby na coś czekała.

- Chodź Dżo, damy czadu. - a w sumie chuj z tym! I nimi wszystkimi! W końcu po to dopiero co zagadał z Giną by zagrała coś żwawszego. No fajnie tak było walnąć ze dwa koła. A tu mu się ten moher wtarabanił. Podłość ludzka nie znała granic. A Gina coś faktycznie zaczęła zasuwać, że nóżki same zaczynały się rwać do skoków. Właściwie to nawet lubił ale póki nie spotkał Dżo, tej romantycznej Dżo, to mu się zawsze to głupie wydawało.

Złapał ją za wyciągniętą wdzięcznie i zapraszająco tą wdzięczną i zapraszającą dłoń i jednym kicnięciem wywalił ją wokół siebie prawie na środek pomieszczenia aż zatrzymała się po tym półkolistym ruchu na bandzie z jego ramienia a czarne włosy zawinęły jej się z rozpędu na twarz. Lubił jak tak jej się zawijały. Uznał, że na początek to są zajebiści!

Potem zaczęli sunąć i lawirować przez salę. Szło im co raz śmielej i lepiej i Gina też się chyba wpasowała świetnie bo aż wstała na stół traktując go jak scenę. I dobrze. Przecinak miał jasny punkt nawigacyjny którego nie wywalać. Bo z pozostałych jakoś często wpadały mu pod nogi. Kompletnie ta knajpa miała niewłaściwy układ opracowania przestrzeni niesprzyjający kompletnie tańczącym. Więc Paweł z dobroci serca pomagał, całkowicie za darmo ustawił właścicielowi właściwy porządek. Ot, kopnął jakiś stół to się odsunął, na inny na moment zarzucił zgrabną dupkę Dżo i opadł na moment na samą Dżo wpatrzony w te jej szafirki przygniatając ją sobą do blatu na ten moment. Czuł jak tak od tego ich przyśpieszonego oddechu i jej spojrzenia budzi się w nim pożądanie.

Potem znów musieli troszkę z Dżo przemeblować salę. Bo gdy podrzucił Dżo do góry i wyskoczyła z jego ramion jak z trampoliny i zorientował się, że sufit właściwie jest na odpowiedniej wysokości na taki jeden numer z Dżo co mieli na takie okazję. Gdy spadała złapał ją ale od razu zwyobracał tak, że jej głowa spadła w dół aż zamiotła włosami podłogę a pawłowe ramiona przekierowały jej sarnie pęcinki tak, że Dżo przez ten krok czy dwa spacerowała butami po suficie zostawiając na nim ślady swoich butów.

Właściwie trochę oboje się nawzajem zwyobracali. Wtedy gdy obróciła się jakoś tak, że znalazła się za nim i wręcz zderzyła się z jego plecami łapiąc go drapieżnie za klatę aż jej dłonie klasnęły o jego pancerz a on poczuł ją na swoich plecach tak bardzo wyraźnie. Ludzie byli zaskoczeni ale chyba im się podobało bo klaskali i śmiali się co raz śmielej.

Albo gdy nawzajem się gdy podrzucił ją do góry a ona opadając oplotła go udami w pasie zamiast spaść na podłogę. Znów patrzyła na niego tymi swoimi szafirkami ale tym razem z bliska. Z tak bliska, że czuł jej wilgotny, ogrący oddech na swojej twarzy. Nie wytrzymał i pocałował ją w te jej rozedrgane, pełne i czekające usta. Całował ją trzymając za jej uda ale mu było niewygodnie mimo, że Dżo pomagała mu także ramionami oplatając je wokół jego barku i głowy. Przemierzył więc ze dwa czy trzy kroki aż przygwoździł jej plecy do ściany i miał ją tam na spokojnie i mogli nasycić swoje usta nawzajem.

Prawie na końcu zrobił jej "samolot". Czyli ten numer co niestety w chwili błędu i słabości przyznał jej się, że widział u tego trzęsidupka Swayze w finałowej scenie. Jak tamta głupawa lambadziara naskakiwała na niego a on ją łapał nad swoją głową i tak trzymał chwilę właśnie jak samolot. Paweł z czasem jednak udoskonalił tą figurę do lądowania samolotu włącznie. Teraz więc też opadł trzaskając plecami w podłogę tak, że wciąż trzymając Dżo ona wylądowała na nim i znów mogli się pocałować na koniec. Tak, ludziom się podobało. Klaskali się, gwizdali i to pomimo tych wywalonych paru stołów i krzeseł. Zwłaszcza Ginie się chyba też podobało.

- Przecinak a zatańczysz ze mną? - rozpromieniona blondi spytała go gdy ją mijał. Też wyglądała teraz na ujaraną, rozgrzaną i gotową do zgarnięcia.

- Gina... Jak będę tak czadersko tańczył z tobą to kto nam tak czadersko zagra? - oświecił dobrotliwie blondi z pokładami troskliwości w głosie i nieco złośliwym błyskiem na dnie piwnych oczu.

- A no tak... - blondi się skwasiła momentalnie i posmutniała jakby jej właśnie ulubionego cukierka zabrał z łapy. A potem poszedł do kibla no ale w kiblu już go właśnie dorwali ci od Kompleksa.

Z Kompleksem niezbyt się dobrze zaczęło z początku. Wzięli go z zaskoczenia i we trzech zaczynając od trzaśnięcia jego twarzą w ścianę przy której się odlewał co zdaniem Podolskiego było babskim zagraniem i bardzo dosłownie poniżej pasa. No chyba, że to on komuś robił takiego psikusa no ale przecież on był z tych dobrych prawda? A nie źli jak tamci. Więc mógł.

Ale na podwórzu z tymi głupimi końmi czekało jeszcze trzech. No to pół tuzina na nieco zamulonego po trzaśnięciu ze ścianą Podolskiego zmusiło go właśnie do negocjacji i sztuki kompromisów. Jedynym sojusznikiem okazała się Gina właśnie. A przynajmniej nie jechała po nim jak to głównie czynił Kompleks który jakoś dziwnie się zawziął na Pawła. I ten kompletnie właśnie nie miał pojęcia dlaczego. Przecież grzecznie się z Giną bawili prawda? Na niegrzecznie zabawy jeszcze nie mieli okazji a ten już wyskakiwał z jakimiś głupimy oskarżeniami. Cham i prostak no normalnie tyran i despota. O to też zapytał blondi a ta jawnie nie zaprzeczyła co jakoś ujęło szczere słowiańskie serce Podolskiego i wnerwiło tego Kompleksa.

- Dobra kurwa masz podobno jajka to załatw to z jajem! Zostaw ją i masz coś do mnie to wyskakuj! Zobaczymy na solo czy taki z ciebie kowboj czy fagas w kapeluszu! - warknąłw końcu Przecinak mając dość tego palanta. Musiał być sprytny i jakoś ominąć ich przewagę liczebną bo w starciach na solo czuł się dość pewnie. Ale z pół tuzinem nawet fagasów to mogło być nie teges. A coś Poland Stronk jeszcze chyba nie zorientowali się, że znów trafił na złych ludzi więc musiał coś zaimprowizować. No ale wyszła chujnia i to sam sobie strzelił w stopę z tym kowbojowaniem. Cwel wziął te wyzwanie tak dosłownie i odbił piłeczkę przyjmując wyzwanie. Ale na rodeo. Ale jak Przecinak wymięka...

- Coo?! Ja nie dam rady?! - Pawła zapiekła polska duma a biało - czerwona krew w nim się zagotowała więc bez namysłu przyjął wyzwanie. No ale jednak okazało się, że ujeżdżanie żywego wierzchowca to nie ujeżdżanie mechanicznego wierzchowca do jakiego był przywyczajony. Najpierw to nie miał pojęcia ile razy go ta chabeta zwaliła. Ale widząc drwiącą szydercę z teksańskich pysków za każdym razem podnosił się i wracał. Aż w końcu oczywiście wpieprzył się Paskud bo musiał, no kurwa musiał, wykorzystać okazję by pognębić swojego odwiecznego wroga. Bydlę wpadło w panikę i jak nie szusnęło przez ogrodzenie...

Tym Paweł był zaskoczony jak chuj bo inaczej miałby rozum to by spadł z grzbietu na początku a nie tam gdzieś w Ruinach gdzie go to bydlę poniosło. I znów do tego przy panu Bradley się nie przyznał oczywiście ale bronił tego głupiego chabeciaża z musu. Bo jebał, i jebał przez te jebane Ruiny aż się Ruiny skończyły a dokładniej to wjebał się w ślepy zaułek. I tak zdradliwie wyhamował, że Paweł nie mając żadnej uprzęży zjebał się przelatując nad jego karkiem. A potem wylazły te sparchaciałe karaczany ledwo zdołał się podneść, nawkuriwać na te głupie bydlę, główkować czy cholerę zostawić czy dosiadać jeszcze raz i gdzie właściwie go to bydlę wywiozło. I dlatego wolał Przecinaka. Z Przecinakiem nie było takich numerów. No alle jak wylazły to nie miał wyjścia. Przed nim to tałatajstwo, za nim skaczące i rżące bydlę a wokół same ściany. Musiał wyjebać sobie drogę powrotu.

W sumie nie było tak strasznie. Trochę łańcucha tam, trochę łomem przez skundlony łeb, tam z buta, tam na buta, a jeszcze jednego rzucił o ścianę czy łeb rozwalił o kant starego konteneru na śmieci. Pokiwał głową z satysfakcją patrząc na te parę nieruchomych i dogorywających ciał. Bydlę się nawet jakoś uspokoiło. A Paweł wtedy zauważył kwiaty. Jakieś rosły. O ładnych, dużych kwiatach. Żółte i niebieskie. Szkoda, że nie czerwone. Ale chuj, wiedział, że Dżo ma słabość. Dobrze się ścinały to miał już właśnie ładny bukiecik a nawet dwa w sumie to miał całe naręcze bo przyszło mu na myśl, że wybierze te jafajniejsze ale jak tak kurwa ścinał je już prawie wisząc na jednej ręce bo no duże ale rzadko rosły więc już cały róg budynku obciął z nich a miał wrażenie, że im wyżej tym były większe. Więc ścinał już wisząc na jednej ręce gdy zajechał pan Bradley. Znaczy wtedy jeszcze nie wiedział, że to pan Bradley.

Zajechał i też nie sam. Zajechał, Paweł na wszelki wypadek zeskoczył na ulicę, i po drodze stwierdził, że przy takiej przewadze ognia jaką miał pan Bradley to nie było rozsądne drażnić go machaniem nożem więc go grzecznie schował. Zaczął właśnie zbierać te ścięte kwiaty i nawet go cieszyło właśnie jak tak te naręcze mu rosło i rosło i słuchał co pan Bradley nawija. A pan Bradley był pod wrażeniem. O dziwo kowbojskich umiejętności Pawła. Taakkk?! A okazało się, ze to bydle każdego zrzuca tylko właśnie kwestia kiedy. I w co. I nie pamiętał kiedy ktoś przedrałował tak daleko na nim. Więc się pyta ile Podolski spędów bydła już ma za sobą bo go nie kojarzy. Czekaj. Już ty mnie kurwa będziesz kojarzył. No ale na razie Paweł słuchał pochwał ja to jak prawdziwy kowboj obronił zbłąkaną sztukę jak na dobrego pasterza przystało. Tak naprawdę gdyby było groźniej to Przecinak zostawiłby bydlę by ratować siebie. No ale nie było groźnie za bardzo a zwiać nie miał gdzie.

- Panie Bradley, jasne, że mam za sobą nie wiem ile spędów! Ale ja pracuję bardziej na południu po tej stronie Mississipi. - Podolski spojrzął na konnego przez naręcze zerwanych kwiatów i mówił z przejęciem jakby urodził się w teksańskim siodle. Zupełnie nie wtajemniczał Teksańczyków, skąd pochodzi bo coś po sąsiedzku Teksas i Hegemonia to często nawzajem robili sobie przykrości.

- A po co ci te kwiaty? - spytał zaciekawiony starszy kowboj patrząc na spory bukiet uciętych kwiatów.

- A bo moja focza lubi. - wyznał bez wahania wskazując na delikatne, kolorowe rośliny. Słoneczniły się jakby trzymał małe Słońce albo żółtą piłkę. Właśnie od tego zaczęła się rozmowa o wartościach rodzinnych z panem Bradley'em i dobrze im szła. Przecinak wyczuł bratnią duszę. Frajera do obrobienia.

- No panie Bradley no sam pan widzi, że jestem poważnym, biznesmenem o stonowanych poglądach no w samym Teksasie by ciężko znaleźć bardziej teksańskiego Teksańczyka. - wskazał na siebie jadąc już na jakimś normalniejszym koniu i trzymając naręcze słonecznych kwiatów dla Dżo. Przebierał je wybierając te największe i które wydawały mu się najładniejsze.

- Ale ja tu nie jestem sam. Mam tu ekpię. - wskazał na kierunek do którego zmierzali. - I no mówię panu, panie Bradley rodzina to pdostawa. Trzymajmny się razem. Pan i ja, wy i my. Za podwójną stawkę zajmiemy się każdym pana problemem. Bo za podwójną stawkę pana problemy staną się naszymi problemami. A moja ekipa ma speców na każdą okazję. Trzeba spuścić łomot, rozwalić coś lub kogoś, zdobyć informacje, uciszyć informację, zdobyć coś, zniszczyć coś, no damy radę panie Bradley. Jesteśmy Polakami panie Bradley. Przecież pan wie, że jak się nie do to znaczy, że trzeba zostawić to Polakom prawda? - spojrzał filuternie na jeźdźca obok i widział, że stary mięknie. Był już prawie obrobiony. Jeszcze trochę szmery bajery i facet mógł ich wynająć. Nie jego czy jego i Dżo ale całą ekipę! Mogli mieć hajs i zajęcie gdy się będą przygotowywać na tą "Parabellkę". Wrócili już właściwie do knajpy i szło tak pięknie gdy blondi dla odmiany postanowiła spartolić tą pięknie zapowiadającą się sytuację.

- Too dlaa mniee?! Naprawdęę! Jej Przecinak, jesteś taki kochany! - Paweł aż się zapowietrzył i na moment stracił głos gdy tak się rozmaśliła na widok olbrzymiego bukietu jaki właśnie porozkładał. Czuł jak pan Bradley sępi czujnie na niego i gdzieś w tej okolicy dowiedział, się właśnie, że Gina to Gina Bradley, jego córka. I, że taka żywa i żwawa a jaka zdolna a i tak mu zależy na jej szczęściu.

- Jasne Gina. Myślałaś, że po co popędziłem na tej... tym koniu. - uśmiechnął się nagle Podolski gdy wymyśli drobny i dobry czit. W ostatniej chwili zmienił "chabetę" na konia bo jak kit wciskał o tym zawodowym kowbojowaniu to chyba chabeta niezbyt pasowała. Wręczył jej tak z jedną trzecią bukietu by to co mu zostało było wyraźnie większe. - Te zbierałem specjalnie z myślą o tobie Gina. - wyszczerzył się do niej naprawdę radośnie wręczając jej te które uznał, za słabe i tak je miał wywalić przed wejściem. Blondi była ujarana tak bardzo, że zarzuciła mu ręce na szyje i pocałowała w policzek a gdy jej ramiona ją opuszczały puściła mu bardzo zachęcające oczko choć dyskretne by tatuś nie widział. Było dobrze. Była już prawie tak samo zrobiona jak tatuś.

Do środka wrócił więc całkiem zadowolony. Najbardziej z prawie ubitego interesu i nadal sporego naręcza słonecznych kwiatów. Przechodząc obok Szajby zatrzymał się i położył przed nią drobniejszy bukiecik. Widział, że wprawia się w ten swój trans. Współczuł jej. Przez tego czarnucha z którym się woziła. Zostawił jej więc kilka słoneczek na pocieszenie i straty moralne całując ją w policzek. Ale z głównym trofeum wrócił do Dżo.

- Cześć Dżo. Bo wiesz, na mieście byłem nie? - zaczął standardowo choć pysznił się wyraźnie z dumy. Liczył, że doceni jego romantyczność. W końcu był romantyczny jak chuj! I to bardziej od tego trzęsidupka Swayze nie? - Słuchaj bo zobaczyłem te kwiaty jak mnie ta chabeta wyjebała na asfalt to od razu pomyślałem o tobie i ci przywiozłem bo wiem, że lubisz. - powiedział kończąc relację w największym skrócie. Ale znów się zesrało złymi ludźmi. Tym razem na czołgowo. Paweł wybiegł na zewnątrz bo jadącego czołga to jeszcze nie widział. Oczka mu więc poszły w słup z ekscytacji. Ale wówczas się zesrało. Jakiś palant zaczepiał Szajbę co widział przez okno. Ba! Widział Kompleksa! Poznał tą jego głupią, dżinsową koszulę i siedział obok klienta przyatakowanego... Znaczy który zaczepiał Szajbę. Więcej Przecinakowi nie było trzeba!

- Cześć Kompleks! Pamiętasz mnie?! - wrzasnął gdy przy stole podniósł się rwetest po akcji Jagódki. Ale wszyscy patrzyli na trzaśnętego kolesia pewnie nie spodziewając się takiego numeru od "takiej miłej, cichej dziewczyny". No to kurwa niespodzianka! A Przecinak nie pozwolił im wyjść szoku. Dokładniej jego but. Trzasnął podeszwą buciora w potylicę Kompleksa poazwalając by ego twarz zderzyła się z blatem stołu. - Zaczepiacie naszą koleżankę?! To kurwa zaczepiacie nas wszystkich! Poland Strooonk! - wydarł się Przecinak wezwaniem bojowym ich bandy. Za długo byli już grzeczni i czas było się rozruszać.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 03-02-2017, 13:31   #49
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Pioter mógł wysiedzieć chwilę w barze bez burdy, mógł. Mógł nawet zignorować “dzieciaki” co im stolik przypilnowały, mógł (w końcu klepanie dzieciaków bez gambli to tylko ¼ przyjemności). Mógł nawet odpuścić frajerom co do Przecinaka mogli mieć wąty, no mógł, czasem lubił patrzeć jak ten się “męczy”, to i mu przy kocie nie pomógł. Ale tego zdzierżyć już nie dał rady.
Gdy Polski Kowboj zaczął śpiewać ich hymn, Mazurka Dąbrowskiego, Kowalski podniósł się z krzesła przy stoliku. Prawą rękę położył na sercu i dołączył się do śpiewu. Wtem zauważył kątem oka jak dryblas który chciał się próbować z Destylatorem zrobił niewybaczalną rzecz. Splunął na ziemię podczas odśpiewywania hymnu, ICH hymnu. Chuj gdyby to był inny hymn, ale to był Polski hymn. Piotrek już nie wdrażał się czy to było splunięcie na Destylatora, czy na ich hymn, czy po prostu taka zachciewajka, ważne że to było teraz, w tym momencie. Nie mógł tego odpuścić.
Jednym haustem dopił pół kufla piwa które mu zostało. Wytarł kąciki ust palcami i wpatrzony wprost w tego, za przeproszeniem, chuja ruszył do niego. Bez słowa wyjaśnienia, bez słowa zaczepki, jebnął frajerowi kuflem w michę.
 
Raist2 jest offline  
Stary 06-02-2017, 08:56   #50
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Janek wlał w siebie kolejną setę, bo piwo to miał, urwa, własne. Przecinak znowu gdzieś zniknął, tym razem z tą cizią. Dżo tym razem z pewnością spuści mu wpierdol.

Siedział zaraz przy Pioterze, kiedy przed lokal zajechał prawdziwy, ten no, czołg. Janek się uśmiechnął, nigdy jeszcze nie jechał taką maszyną. Skoro już mieli jechać na Parabelkę, to najlepiej czołgiem, nikt im, urwa, nie podskoczy!

Kowboj i Rysiek wybiegli, włączyli, ten no, hymn i w tym momencie, wiadomo, powstań i słuchaj, ale to SZCZERZE. No i wtedy ten fagas co próbował Ryśka przepić, splunął.

Ta zniewaga krwi wymaga.


Pioter lutnął jemu kuflem po facjacie, a Janek odruchowo doskoczył (i tak był blisko), i jemu, jak ten zgiął się po kontakcie ze szkłem, jednym szybkim ruchem zapoznał jego mordę ze swoim glanem. Płynnym ruchem wyciągnął maczetę, idealnie naostrzone ostrze zaświeciło w słabym świetle lokalu.
-Ty mi tu urwa nie fikał! - stanął ramię w ramię z Pioterem.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172