Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2017, 18:45   #1
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
[storytelling] Welcome to the new world order

PROLOG: PAS RDZY



Man sleeps by a campfire under the bridge
The shelter line stretchin' around the corner
Welcome to the New World Order!

Families sleepin' in their cars out in the Midwest
No job, no home, no peace, no rest, no rest...

- Bruce Springsteen "The Ghost of Tom Joad"






Delray, Detroit, Michigan, USA
pierwszy tydzień czerwca 2016

Powietrze było ciepłe i nieruchome; nagrzane połacie spękanego betonu, nagrzane słońcem jak płyta piernika, pod wieczór oddawały zgromadzoną za dnia energię, przynosząc miastu duchotę i gorąc.

Słońce powoli wędrowało za horyzont, nadając niebu pomarańczowo-czerwoną barwę, kiedy Kelly wysiadała z auta Jacoba Twigga, nauczyciela muzyki z Western International, szkoły, w której spędziła ostatnie lata. To był koniec roku; czekały ją długie, zasłużone wakacje, a potem zupełnie nowy rozdział w życiu, jakim było przejście z junior do senior high school.

Reszta jej koleżanek i kolegów rozjechała się do domów ze swoimi rodzicami; Kelly nie miała tego komfortu. Matka była daleko stąd, a ojciec zapewne leżał przed telewizorem z nieodłączną puszką piwa w dłoni, niewiele uwagi poświęcając na cokolwiek innego niż bezmyślnie gapienie się w ekran i frustrujące rozpamiętywanie własnych porażek. Zresztą dziewczynka nie utrzymywała szczególnie bliskich kontaktów z rówieśnikami; wszyscy byli dla niej mniej lub bardzie obcy. Ogarnięte kryzysem Detroit kurczyło się w zastraszającym tempie z miesiąca na miesiąc; ludzie porzucali swoje domy, wyprowadzając się do lepiej prosperujących stanów. Sąsiedztwo O'Brynów pustoszało; od pewnego czasu dziewczynka była w klasie jedyną osobą ze swojej dzielnicy, a resztę stanowili uczniowie przekierowani z innych, równie opuszczonych, części umierającego miasta.

Kelly szła powoli po rozgrzanym asfalcie, patrząc jak zachodzące słońce ciepłą barwą maluje mijane domy, na chwilę pozwalając nie widzieć wybitych okien, zniszczonych ścian czy zarośniętych trawników. Jej własny dom też nie wyglądał lepiej; bez pieniędzy na remont, z apatycznym ojcem i nie nadającym się do niczego bratem, nawet Kelly, która jak mogła, starała się utrzymać wszystko w porządku, była bezradna. Krok za krokiem zbliżała się do miejsca, w którym mieszkała i w którym czekała na nią rodzina - ale nie był to bynajmniej radosny powrót. Podświadomie zwolniła; jej trampki plaskały miękko na dziurawym asfalcie, czasem po butem zachrzęściło rozbite szkło. Gdzieś w oddali przejmująco zawył pies.

Dwa miesiące... ponad dwa miesiące czekania na rozpoczęcie się szkoły, która poniekąd była jej ucieczką od nieprzyjemnej rzeczywistości. Inne dzieciaki cieszyły się na to, co je czeka w wolnym czasie - wycieczki, zabawa, czas spędzony z rodziną i znajomymi. A co czekało Kelly...?

Pogrążona w czarnych myślach, nie zauważyła nawet kiedy dotarła na swoją ulicę. Ostrożnie ominęła piętrząca się na chodniku cuchnąca górę długo niewywożonych śmieci i weszła na zachwaszczone podwórko. Tu przynajmniej zaniedbanie miało jakiś pozytywny efekt - Natura odebrała co swoje i na miejscu niegdyś równo przystrzyżonego, nudnego trawnika wyrósł niemalże magiczny ogród, pełen kwiatów, wysokich chwastów i wypełniony bzyczeniem zapracowanych owadów.

Dziewczynka pchnęła wzmocnione dyktą drzwi i weszła do wnętrza domu. Wnętrze było przestronne i jasne; podniesione rolety wpuszczały do środka dość światła, by jeszcze przez jakiś czas nie trzeba było palić świeczek - energii od kilku dni nie było w całym sektorze. Gdzieś z garażu dobiegło ją ciche pyrkanie, oznaczające że przenośny generator prądu pracuje; w domu pachniało trochę spalinami, ale przynajmniej mogła zagrzać sobie wodę i nie martwić się tym, że jedzenie w lodówce zgnije.

Ostrożnie ominęła plamę wody na środku korytarza - z sufitu znów kapało, a miejsce, gdzie znajdowała się pęknięta rura, zarosło już zielonkawym nalotem pleśni - i miała już wejść na schody, prowadzące na piętro, gdzie znajdował się jej pokój - kiedy hałas z kuchni zwrócił jej uwagę.

To mógł być jeden z tych zdziczałych kotów, które ktoś dokarmiał niedaleko; czasem tylko swoimi znanymi sposobami dostawały się do środka, w panice zrzucając naczynia i sikając po kątach.

Ale to był tylko jej ojciec. Stojąc w drzwiach do kuchni, widziała jego pochyloną sylwetkę - zgarbione plecy na które narzucił poplamioną, kraciastą koszulę. Jedną ręką mierzwił włosy, jakby na czymś się intensywnie zastanawiał; w drugiej trzymał żarzącego się papierosa, z którego dym wypełniał pomieszczenie gryzącym oparem. Przed nim, na blacie, obok zgniecionej puszki taniego piwa, leżała jakaś karta papieru, wyglądająca jak list. Joshua wziął ją do ręki, pokręcił powoli głową i zaciągnął się głęboko papierosem. Westchnął i wstał; wtedy dopiero zobaczył stojącą w przejściu córkę.

- Cześć Kelly, skarbie... eee... jak było w szkole? - spojrzał na nią zmieszany. Wyglądał na zmartwionego i zmęczonego, ale o dziwo był trzeźwy. Jego dłoń z papierosem lekko drżała, kiedy nie czekając na odpowiedź rzucił szybko:
- Zawołasz na dół brata? Muszę... muszę wam coś powiedzieć. Coś ważnego. Proszę. - dodał z trochę wymuszoną grzecznością.


***


Muzyka wypełniała uszy i umysł Marka; w połączeniu z dobroczynnym wpływem jointa, którego niespiesznie palił tworzyła mieszankę, która pozwalała mu na chwilę oderwać się od rzeczywistości i zapomnieć o wszystkim, co spotkało go w ciągu ostatnich kilku dni... i w ogóle w życiu.

O palenie w zrujnowanym mieście było zaskakująco łatwo; o wszystko inne - trudno. Po ostatniej awanturze z ojcem, w której epitet "pasożyt bez jaj" był najłagodniejszym określeniem, jakie w jego kierunku padło, wziął się poważniej za szukanie pracy - tylko po to, żeby okazało się, że czeka go tylko nieustająca spirala frustracji. Pracy w Detroit po prostu nie było; ostatnia fucha, którą udało mu się złapać, skończyła się tym, że po tygodniu ciężkiego tyrania jako dostawca pizzy, musiał dołożyć do interesu, bo na jednym z osiedli jakieś złośliwe dzieciaki przebiły mu wszystkie opony, a pracodawca kazał mu zapłacić za wulkanizację z własnych pieniędzy.

Ale nie można przegrać, jeśli się nie gra. Mark wiedział to, dlatego opanował sztukę takiego przemieszczania się po domu i nasłuchiwania, co robią inni domownicy, że nie musiał się spotykać ani ze swoim zidiociałym ojcem, ani autystyczną siostrą. Gdzieś tam były problemy z długami, walący się dom, strzelający do siebie na ulicy ludzie - ale on miał to teraz głęboko w dupie, tak po prostu. Leżał na plecach, wpatrując się w kurz na suficie, który pod wpływem THC nabrał głębi i zadawał się bardzo interesujący do studiowania, a ze ścian spoglądały na niego plakaty ulubionych wykonawców. Jego pokój był jego własną, prywatną twierdzą; specjalnie o to zadbał, zakładając w drzwiach porządny zamek, do którego tylko on miał klucz.

Coś zaburzyło jego odpoczynek; z dołu usłyszał jakieś głosy i skrzypienie. To pewnie mała wróciła i jak zwykle będzie robić raban pod pozorem sprzątania albo jakiejś innej, równie bezsensownej czynności, która i tak nie powstrzyma postępującego wokół rozkładu. Otaczali go ślepi na rzeczywistość idioci...

Chłopak wyciągnął się wygodniej na łóżku i pogłośnił odtwarzacz.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 09-02-2017 o 19:51.
Autumm jest offline