Megan nadludzką siłą woli powstrzymała się, aby nie podbiec do mężczyzny. Oczywiście wiedziała, że.. jakkolwiek dziwnie to nie brzmiało.. że zaraz zmartwychwstanie, ale oglądanie jego śmieci nie było łatwe. A jeśli tym razem nie ożyje? Choć dla niego to byłoby pewnie błogosławieństwo, to dla niej dramat. Czy poradzi sobie tu sama?
Otrząsnęła się i podeszła do kobiety. Przyklękła, aby ocenić jej stan.
Poszarpane ciało, pokłute, krwawiące, wyglądało potwornie. Kobieta krwawiła obficie. Dławiła się własną krwią. Ujrzała nad sobą Megan i jej twarz wykrzywił grymas który mógł być uśmiechem. Uniosła dłoń, jakby chciała coś wskazać lub jakby chciała, by Megan chwyciła ją za rękę.
- Spokojnie, spokojnie … nie wstawaj - Megan ujęła dłoń kobiety. Szybko przesunęła spojrzeniem po ciele rannej - jeśli tamta nie posiadała zdolności regeneracji to jej szanse dramatycznie spadały.
- Nie ruszaj się.. . Spokojnie - powtórzyła. Niewiele mogła zrobić. - Kamień … matek … trzy mile… w stronę … wodospadów … pył… jaskinia… tam szukaj...
Zamknęła oczy. Oddychała powoli i ciężko. - Zapamiętałam - powiedziała Megan. Nie chciała, żeby kobieta traciła siły na mówienie. - Odpoczywaj. - powiedziała. Jej dłoń ściskająca rękę kobiety stała się nagle cieplejsza. Megan wzmogła produkcję endorfin i enkefalin w organiźmie rannej. Delikatnie przekręciła jej głowę, żeby krew mogła swobodnie wypływać z ust. Nie miała sali operacyjnej ani sprzętu niezbędnego do zatamowania wewnętrznych krwotoków. Mogła tylko patrzeć. Czy gdyby nie zwlekała z atakiem udałoby się zapobiec tej śmierci? Me’Ghan była przekonana, że tak i aż się trzęsła w środku z bezsilnej wściekłości.
Kobieta znieruchomiała. Nadal żyła lecz iskra życia tliła się w niej bardzo, bardzo słabo. Jak płomyczek na wietrze.
Za plecami Megan usłyszała ciche westchnienie a potem głośniejszy jęk. Żałosny i pełen bólu. Domyśliła się, że Cahr Nar Cahr powrócił do życia.
Po chwili padł na nią cień potężnego mężczyzny. - Lud Nar musi się dowiedzieć, że Jóns z Gniazda znów zdradził. Przeżyje?
- Nie wiem… mogę zaszyć jej rany, ale ma też obrażenia w środku. Mogę zmobilizować jej siły do samoleczenia, ale czy to wystarczy? Nie wiem… z drugiej strony - myślała na głos - skoro lud Nar zmartwychwstaje po każdej śmierci, to może i ona potrzebuje tylko trochę pomocy?
Me’Ghan odeszła a Megan sięgnęła po swój plecak. Wyjęła gazę, bandaże, i zaczęła tamować krwawienie.
- Myślę, że ona odejdzie w Płomień - powiedział ciężko Cahr. - Nawet nie znam jej imienia. Jóns zdradził naszą sprawę. muszę poinformować Var Nar Vara. Może zrezygnujesz ze spotkania z Ludem Niri i wrócisz ze mną?
Megan potrząsnęła głową.
- Są tu wodospady? - spytała.
- Tak. Są.
- Dobrze. Poczekaj. - Megan przez chwilę pracowała w milczeniu. Nie przejmowała się wyglądem linii szycia, liczyła się szybkość. Kiedy skończyła na zewnątrz, przyłożyła ręce do ciała kobiety. Ciepło przepłynęło przez jej dłonie, rozlało się po poszarpanych naczyniach i narządach, mobilizując siły organizmu rannej. Megan miała nadzieję, że to wystarczy. Me’Ghan za to warczała, żeby w końcu ruszyła swój cholerny tyłek.
Podniosła się na nogi.
- Trzy mile w stronę wodospadów - powiedziała. - Powinna tam być jaskinia. Zaprowadź mnie, potem wrócimy do ludu Nar.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |