Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-02-2017, 09:38   #91
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
- Ale czy to przekreśli moje poprzednie życie? Czy to coś zmieni? - nadal dopytywała coraz bardziej wątpiąca w siebie Patricia. - Chcę wiedzieć co to oznacza dla mojego życia w pieprzonych Stanach Zjednoczonych.
Kobieta nie odpowiedziała. Możliwe, że czuła się tak, jak czuła Patrcia, kiedy przy niej mówiono o Dominium, Masce czy innych dziwacznych miejscach. Albo, co gorsza, nie znała odpowiedzi na pytanie.
Patricia wzruszyła ramionami.
- Nie chcesz gadać, to masz jednego oświeconego mniej - oznajmiła, robiąc krok w tył.
Wzruszyła ramionami w dość bezradnym geście.
- Pewnych słów nie da się powiedzieć chociażby się chciało. Magia Maski.
- Tak mogłabyś wytłumaczyć wszystko - odparła, lekko prychając. - Nie zjem tego co mi dajesz, póki nie dostanę w jakiś sposób swoich odpowiedzi - dodała, zaplatając ręce na swoich piersiach.
Tak, może było jej żal kobiety, może rzeczywiście chciała pomóc i wyjaśnić, gdyby mogła, ale nie mogła. Co też nie wróżyło dobrze, zważając na to, że rzekomo byli w bezpiecznym miejscu.
Patricia spojrzała na Kenta, jakby oceniając, czy będzie w ogóle zdatny do jakiejkolwiek rozmowy.
- Zjedzenie da ci odpowiedzi. Innej drogi nie ma. Nie w tym miejscu.
- Ale ja chcę część odpowiedzi teraz. Co zjedzenie tego… czegoś - wskazała palcem na plaster miodu. - Zmieni w moim OBECNYM życiu. Nie interesują mnie przeszłe, przyszłe, interesuje mnie TERAZ. - Odpowiedziała w miarę spokojnie, można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że łagodnie.
- Zrozum mnie Szalona Dox. Nie pamiętamy dokładnie tego, co było. Zaklęcie Maski wiąże nam usta. Nie możemy powiedzieć niczego bo słowa nie przejdą przez nasze gardła zdławione mocą czaru. Taka jest prawda. Ale znaleźliśmy sposób. Miód z Puszczy Umarłych. On budzi to, co uśpione. Pozwoli ci zrozumieć to, czego teraz zrozumieć nie możesz.
Kobieta też mówiła łagodnym tonem. Cierpliwa i spokojna. Jakby nawet tłumaczyła się przed Patricią.
Nagle zdenerwowana Patricia podeszła do kobiety i wyrwała jej z ręki przedmiot sporu. Podniosła rękę gwałtownie, jakby przymierzając się do rzutu za plecy, ale tak naprawdę rękę powędrowała do jej ust. Nim jednak włożyła Miód do ust, rzuciła jeszcze przez zaciśnięte zęby:
- Jeśli zapomnę o moim synu, to przysięgam, że sobie to przypomnę i cię rozszarpię.
Po czym zjadła swoją część.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline  
Stary 02-02-2017, 22:29   #92
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Megan nadludzką siłą woli powstrzymała się, aby nie podbiec do mężczyzny. Oczywiście wiedziała, że.. jakkolwiek dziwnie to nie brzmiało.. że zaraz zmartwychwstanie, ale oglądanie jego śmieci nie było łatwe. A jeśli tym razem nie ożyje? Choć dla niego to byłoby pewnie błogosławieństwo, to dla niej dramat. Czy poradzi sobie tu sama?
Otrząsnęła się i podeszła do kobiety. Przyklękła, aby ocenić jej stan.

Poszarpane ciało, pokłute, krwawiące, wyglądało potwornie. Kobieta krwawiła obficie. Dławiła się własną krwią. Ujrzała nad sobą Megan i jej twarz wykrzywił grymas który mógł być uśmiechem. Uniosła dłoń, jakby chciała coś wskazać lub jakby chciała, by Megan chwyciła ją za rękę.
- Spokojnie, spokojnie … nie wstawaj - Megan ujęła dłoń kobiety. Szybko przesunęła spojrzeniem po ciele rannej - jeśli tamta nie posiadała zdolności regeneracji to jej szanse dramatycznie spadały.
- Nie ruszaj się.. . Spokojnie - powtórzyła. Niewiele mogła zrobić.
- Kamień … matek … trzy mile… w stronę … wodospadów … pył… jaskinia… tam szukaj...
Zamknęła oczy. Oddychała powoli i ciężko.

- Zapamiętałam - powiedziała Megan. Nie chciała, żeby kobieta traciła siły na mówienie. - Odpoczywaj. - powiedziała. Jej dłoń ściskająca rękę kobiety stała się nagle cieplejsza. Megan wzmogła produkcję endorfin i enkefalin w organiźmie rannej. Delikatnie przekręciła jej głowę, żeby krew mogła swobodnie wypływać z ust. Nie miała sali operacyjnej ani sprzętu niezbędnego do zatamowania wewnętrznych krwotoków. Mogła tylko patrzeć. Czy gdyby nie zwlekała z atakiem udałoby się zapobiec tej śmierci? Me’Ghan była przekonana, że tak i aż się trzęsła w środku z bezsilnej wściekłości.
Kobieta znieruchomiała. Nadal żyła lecz iskra życia tliła się w niej bardzo, bardzo słabo. Jak płomyczek na wietrze.

Za plecami Megan usłyszała ciche westchnienie a potem głośniejszy jęk. Żałosny i pełen bólu. Domyśliła się, że Cahr Nar Cahr powrócił do życia.
Po chwili padł na nią cień potężnego mężczyzny.
- Lud Nar musi się dowiedzieć, że Jóns z Gniazda znów zdradził. Przeżyje?
- Nie wiem… mogę zaszyć jej rany, ale ma też obrażenia w środku. Mogę zmobilizować jej siły do samoleczenia, ale czy to wystarczy? Nie wiem… z drugiej strony
- myślała na głos - skoro lud Nar zmartwychwstaje po każdej śmierci, to może i ona potrzebuje tylko trochę pomocy?

Me’Ghan odeszła a Megan sięgnęła po swój plecak. Wyjęła gazę, bandaże, i zaczęła tamować krwawienie.
- Myślę, że ona odejdzie w Płomień - powiedział ciężko Cahr. - Nawet nie znam jej imienia. Jóns zdradził naszą sprawę. muszę poinformować Var Nar Vara. Może zrezygnujesz ze spotkania z Ludem Niri i wrócisz ze mną?

Megan potrząsnęła głową.
- Są tu wodospady? - spytała.
- Tak. Są.
- Dobrze. Poczeka
j. - Megan przez chwilę pracowała w milczeniu. Nie przejmowała się wyglądem linii szycia, liczyła się szybkość. Kiedy skończyła na zewnątrz, przyłożyła ręce do ciała kobiety. Ciepło przepłynęło przez jej dłonie, rozlało się po poszarpanych naczyniach i narządach, mobilizując siły organizmu rannej. Megan miała nadzieję, że to wystarczy. Me’Ghan za to warczała, żeby w końcu ruszyła swój cholerny tyłek.

Podniosła się na nogi.
- Trzy mile w stronę wodospadów - powiedziała. - Powinna tam być jaskinia. Zaprowadź mnie, potem wrócimy do ludu Nar.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 03-02-2017, 20:51   #93
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
W sumie nawet już nie zdziwił się na widok niewielkiej istotki obdarowanej skrzydełkami niczym motyl. Jakimś sposobem przyzwyczajał się. Stawało się to dla niego normalne, wbił sobie do głowy, że to są jakieś fantastyczne wariacje niczym z bajek dla dzieci. Nie, nie dla dzieci. To z czym miał tutaj do czynienia to były raczej jak baśnie dla dorosłych. Potrafiły być piękne jak ta mała istota niedaleko niego i przerażające jak ten Łowczy będący na jego tropie.

- Tak Dzwoneczku. Zgubiłem się i dodatkowo chciałbym się ukryć - pokazał palcem w kierunku zbliżającego się Łowcy i jego kamratów - I mam jeszcze wiele pytań do zadania, na które chciałbym uzyskać odpowiedzi - dodał po chwili

Jakoś tak nazwanie tej istotki “Dzoneczekiem” przyszło mu łatwo, instynktownie. No bo z czym innym mogła się skojarzyć ta istotka. Kurdę on prawie latał, więc był niczym Piotruś Pan.

“I jeszcze to moje wdzianko, choć nie zielone. Niczym Wieczny Chłopiec” - rozważał w myślach.

- Dzwoneczek? - zdziwiła się mała kobietka. - Nie nazywam się tak. Potrzebujesz kryjówki? To dobrze się składa. Znam ten las jak nikt inny. Chodź. Pokażę ci miejsce, gdzie nikt cię nie będzie szukał.

- A jak się nazywasz? - ruszył za nią - W sumie głupie jest to, że idę za Tobą choć nie wiem kim jesteś i jakie masz zamiary. Nie pozostaje mi jednak nic innego jak ci zaufać - rozważał na głos.

- Tyś wielki chłop, ja mała sylfida - zachichotała jak podlotek. - Cóż mogłoby się wydarzyć. Złego lub dobrego? Frywolnego lub nie frywolnego? - leciała machając skrzydełkami, jak motyl lub dziwaczna efemeryda motyla. - A nazywam się Trikia. Trikia Wunderschettel.

- Nie obrazisz się jak zostaniemy przy Dzwoneczku? Jeżeli mogę się tak do Ciebie zwracać - Tobias rozglądał się często za siebie starając się wypatrzyć czy Łowca nadal podąża jego śladem. Szedł za Sylfidą ufnie choć mogło się okazać, że idzie jak baran prowadzony na rzeź - Dokąd idziemy?

- Do kryjówki, panie Dyndadło – rzuciła krótko latająca istotka, chrzcząc Tobiasa nowym mianem

Cyrkowiec się uśmiechnął i prawie wybuchnął śmiechem na głos.

- Ok. Zasłużyłem. A ten Dyndadło to za co? Za ładnie brzmiącego Dzwoneczka? - mimo wszystko ściszył lekko głos, bo cholera wie jak tam w jego wymyślonym narkotycznym świecie niesie się dźwięk - I dlaczego Dyndadło? - nie przestawał się uśmiechać.

- Ja Dzwoneczek to ty Dyndadło. Masz bardzo obcisłe gatki, panie kolorowy.

Latające stworzenie prowadziło szybko, szybując między drzewami. Las zmieniał się w coraz gęstszy matecznik. I coraz ciemniejszy. Teren robił się też wilgotniejszy. Po chwili stanęli nad brzegiem rzeki i Trikia poszybowała na drugą stronę.

“Cholera” - Tobias zatrzymał się przed wodą patrząc w jej nurt. Otaczały go piękne kolory i cuda przyrody. miejsce w którym można było się zakochać.
“Nurt na środku jest całkiem szybki. Z brzegu nie wygląda na głęboką ale dalej to cholera wie. Wolałbym też nie być mokry. Zrobić to czy nie….?” - myślał intensywnie a latająca mała Sylfida zatrzymała się i przypatrywała się mu zaciekawiona z drugiego brzegu rzeki.
Akrobata cofnął się by wziąć rozbieg. Wziął głęboki oddech. Sapnął. Ruszył sprintem w kierunku rzeki. Tuż przed samą jej taflą skoczył i……

Poszybował nie gorzej niż jego przewodniczka skokiem długim na dobre dziesięć metrów. Bez większego problemu wylądował na drugiej stronie rzeki. Stopy zapadły się w rozmiękły brzeg. Uśmiechnął się patrząc na pozostawiony za sobą odcinek. Zaczynało mu się to wszystko podobać.

“Śnie trwaj”

- No dobra Dzw.. Trikia - poprawił się szybko nie chcąc być nazywany przez dziewczynę Dyndadłem - możemy ruszać dalej. Opowiesz mi coś więcej o Sylfidach? Nie wiem nic a nic o Was.

- Nie wiesz nic - w głosie małej istotki pojawiła się kpiarska nutka. - Jesteśmy najpotężniejszym ludem w Dominium. Niech nie zmyli cię nasz wzrost. Nasz spryt, wdzięk i inteligencja nie mają sobie równych. A magi boi się sam Maska. Tylko tego mu akurat nie powtarzaj, dobrze.

Za ich plecami rozległ się dziwny dźwięk. Jak zawodzenie kundla lub granie na jakimś instrumencie dętym.

- Łowca Maski poluje na ciebie - stwierdziła spokojnie. - Przyzywa duchy. Niedobrze. Niedobrze. Jak mówiłeś, że się nazywasz panie kolorowy?

- Tobias Greyson Pani piękna - z lekką obawą patrzył raz za razem za siebie - Czym albo kim jest ta cholerna Maska - mówił na tyle cicho by słyszała go jedynie skrzydlata istotka - I o co chodzi z tym przyzywaniem duchów? To one mają mnie znaleźć? Jak do jasnej cholery można się schować duchom? I skąd on bierze na to zdolności? Z cholernych rogów? - Tobias zasypywał pytaniami Trikię jakby ta stanowiła źródło wiedzy wszelakiej. Chciał jednak dowiedzieć jak to wszystko działa. To był jego sen i to powinny być jego zasady

- Dużo gadasz, panie Tobias. Mniej gadania, więcej machania skrzydłami, jak mawiała moja mama. - Zaśmiała się. - Kim jest Maska to przecież każde dziecko w Dominium wie, że nie wiadomo kim jest Maska. Dobra. Przebieraj nogami szybciej. I uważaj. Teren jest zdradziecki.

Weszli pomiędzy starodrzew. Przez gęstwę liści nad ich głowami przebijały się strumienie słonecznego światła, ale las tonął w chłodnym półmroku. Triki leciala szybko, zwinnie omijając przeszkody. Pomiędzy krzaki, drzewa i pola paproci. W pewnym momencie znikła Tobiasowi z oczu.

Tam gdzie było można, to znaczy tam gdzie teren pozwalał Tobias biegł lub podbiegał, ale niestety utrudnienia terenu głównie były dla tych chodzących a nie latających. Koniec końców zwolnił i zgubił Sylfidę z oczu.

“To przez to cholerne patrzenie za siebie straciłem ją z oczu” - obwiniał się w myślach

- Trikia - starał się dziewczynę nawoływać tak cicho jak tylko wydawało mu się to dopuszczalne by nie słyszał go nikt umiejscowiony daleko za nim - dziewczyno gdzie jesteś?

Odpowiedziała mu cisza i szmer drzew jak również coraz bliższe granie tego dziwnego instrumentu. Las pociemniał jeszcze bardziej, jakby gdzieś wysoko, nad starodrzewem, gęste chmury przesłoniły słońce.

“Kurwa jego mać” - przeklął w myślach. Nie wiedział gdzie jest, nie wiedział gdzie ma iść, wiedział, że został sam i że jest ścigany. Na początku poczuł panikę, potem spacyfikował się w myślach i zmusił ciało do ruchu. Nie będzie tutaj stał i czekał, aż go dopadną.
“Dam sobie radę. Dam sobie radę” - powtarzał w kółko idąc przed siebie. Kiedy coraz trudniej się szło bo robiło się coraz ciemniej Tobias postanowił jeszcze raz spróbować nagiąć prawa fizyki do swojej woli. Ponownie jak przy skoku na dach, jak przeskakując przez jezioro chciał zmusić miejsce w którym się znalazł, żeby uwierzyło, że on Tobias Greyson cholerny cyrkowiec bez lęku wysokości wzbije się wskoczy, jakkolwiek to można nazwać i sięgnie wyższych parti drzewa a potem niczym niektóre zwierzęta będzie się przemieszczał od drzewa do drzewa z dala od ziemi, tak jak lubił, na wysokości.

Nim to jednak zrobił usłyszał głos swojej przewodniczki

-Hej, zgubiłeś się panie pierdoła? - pojawiła się z dziupli rozległego, na pół spróchniałego drzewa. - Wchodzisz?

Odetchnął.

Zauważalnie.

- Ano zgubiłem się. Zniknęłaś tak nagle - przyjrzał się drzewu i spojrzał wokół siebie - pewnie, że wchodzę

“Nie mam innego wyjścia” - pomyślał

Wszedł
 
Sam_u_raju jest offline  
Stary 03-02-2017, 23:37   #94
 
cyjanek's Avatar
 
Reputacja: 1 cyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputację
Prawda nie pasowała i nie chciał się nią dzielić. Szczere zainteresowanie olbrzymów, przynajmniej tej części, która garnęła się do niego, wymagało odpowiedzi innej niż szczera. Więc kłamał. Że był królem, czy wodzem, czy innym wielkim bossem, że swoim wrogom łby urywał i sikał do szyi. Później to przemocą, to osobistym urokiem zniewalał ich kobiety, a dzieci sprzedawał. Co dziwne mu wierzyli, z aplauzem, co czyniło całą sytuację jeszcze bardziej niezręczną. Mimo to dalej brnął w kłamstwa. Choć to było jak jątrzenie rany, nie mógł się powstrzymać.
- … i wtedy Żelazny Człowiek w swej golemiej zbroi zrozumiał, że go zajebię. Miotał się jak mucha po pokoju, obijał od ścian i sufitu, a ja napierdalałem w jego dupę aż iskry leciały. Kilknunastu wciąż słuchających go Nar chórem zarechotało, tak jakby powiedział coś zabawnego. Po chwili sam buchnął gromkim śmiechem, bozdał sobie sprawę, co uczynił IronManowi.
Nar byli inni niż pamiętał. Żywotność nieśmiertelnego ludu zatraciła swą świeżość i jechała trupim odorem, nawet gdy się śmiali. Na całe szczęście była muzyka i mocny alkohol. Nie żałował sobie ani jednego, ani drugiego i w rytm bębnów pochłaniał kolejne puchary nieprzyjemnego w smaku trunku. Wszystko zaczynało mieć sens.
Wyglądała jak Halle Berry i roztańczone na modłę Elvisa nogi same poniosły go w jej kierunku. Przez krótką, chłodną chwilę jego zamglone oczy szukały skaz na ciemnej skórze i martwoty w oczach. Bezowocnie, więc i biodra w tańcu się rozkołysały. Zatopił palce w krótkich, sztywnych niczym miedziane drut, kręconych włosach i zachłannie nachylił się do pełnych warg. Były miękkie i chętne, i odurzające.
- Pamiętasz mnie - szept między pocałunkami sączył się w jego usta - wiedziałam, że śmierć to za mało, że wrócisz. To nie była prawda, lecz nie czuł się na siłach by ją prostować. Bez słów całował dalej, dłońmi zapewniając o swojej szczerości.
- Jesteś jedyna w swoim rodzaju - wymruczał rozpinając rozporek - Jedyna… tak… ty…
Później sobie przypomniał - Helena, znał ją od wieków i rzeczywiście nieraz byli ze sobą, choć ostatnio, przez wieki, jednak nie.
- Spotkamy się później, teraz muszę lecieć - kłamstwo stare jak związek gładko przemknęło mu przez usta - nigdy nie zapomnę tego wieczoru. - Tego akurat był całkowicie pewien, choć z niejednej przyczyny.
Żal w jej oczach był równy zrozumieniu, lecz i tak nachylił się by raz jeszcze poczuć te pełne usta. Czuł się jak złodziej i dobrze mu z tym było.
Być może przez kontrast z wrażeniami sprzed chwili, z piękną i żywotną Heleną, lecz ludzie Nar coraz bardziej przypominali mu zombie. Pogodne przez parę chwil czoło, przesłaniały coraz gęstsze chmury zwątpienia. Dlatego, gdy w końcu odnalazł Var Nar Vara, nie powstrzymywał się by nie spytać - Nieśmiertelność nie wszystkim służy?
 
cyjanek jest offline  
Stary 10-02-2017, 00:31   #95
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Spodziewała się tego. Tak. Spodziewała. Później, kiedy Aria już na spokojnie rozmyślała o tym, co właściwie się wydarzyło zaczęła wmawiać sobie, że tego właśnie oczekiwała. Przecież próbowała ożywić martwego człowieka, więc musiała założyć, iż istniała, chociaż niewielka szansa na przywrócenie go do życia a zatem musiała się tego spodziewać. Prawda?

Jak się człowiek mocno postara to potrafi sobie wmówić prawie wszystko. A ona bardzo się starała.

Niemniej jednak, kiedy Thark Nar Thark najpierw usiadł, a potem wstał jednocześnie próbując prowadzić z nią normalną konwersację tak jakby jego wnętrzności jeszcze chwilę wcześniej wcale nie ozdabiały okolicy Arii udało się wykrztusić tylko:

- Bee, eee, yyyy, ten tego, yyy.

Przełknęła ślinę i wbiła wzrok w wyciągniętą w jej stronę dłoń mężczyzny.

- Yyyy, co się, yyy, co tu się, co ty, i co, yyy - spróbowała jeszcze raz.

- Ech. - Westchnęła i podała rękę wojownikowi.

Pomógł jej wstać. Potem szeroki uśmiech dzikusa pojawił się na jego twarzy.

- Nie wiesz, kim jestem, prawda?

- Thark nas coś tam? Tak?

- Z Ludu Nar. Wiesz czym jest Lud Nar?

Aria pokręciła przecząco głową.

- Jesteśmy związani Przysięgą. Nie możemy zginąć. Jeśli obawiałaś się o moje życie, już dawno temu ktoś poniósł śmierć w moim imieniu. Wielokrotnie. - Te ostatnie zdanie powiedział z jakimś dziwnym ciężarem w głosie, jak ktoś opłakujący bolesną stratę. - Dzięki temu możemy walczyć z Maską. Maską, który chce cię zabić. To on wysłał tego rogatego kardypla. Gdyby nie to, że Var Nar Var, nasz wódz, wysłał nas byśmy szukali takich jak ty, pewnie byś teraz trafiła do twierdzy Maski.

Rozejrzał się wokół.

- Proponuję ci, byś poszła ze mną. Do mojego ludu. Tam zgromadzą się inni Wędrowcy. Chyba, że masz inne plany?

- Nie mam innych planów. W zasadzie to nie mam żadnych planów i wiem, że nie wiem nic o tym miejscu, więc jeśli nie masz nic przeciwko to czy mogłabym zadać kilka naprawdę ważnych dla mnie pytań i jeżeli będziesz umiał na nie odpowiedzieć no to czy mógłbyś mi odpowiedzieć.

Aria zagryzła nerwowo wargę.

- A tak w ogóle to moje imię i nazwisko to Aria Taranis a nie żadne z tych imion, które wymieniłeś, więc nie jestem pewna czy to rzeczywiście mnie miałeś znaleźć.

- Widziałem, jak skaczesz. To była lumina. Silna. Taka, jaką mają Wędrowcy.

- Nie mam pojęcia, kto to są ci Wędrowcy.- Odpowiedziała szczerze.

- Ci, którzy przybyli do nas z innego świata.

- Na przykład świata żywych? – Zapytała.

- Możliwe. Żywy czy martwy to tylko określenie stanów świadomości. Przecież są byty, które chociaż martwe są żywe i są takie, które nawet żyjąc są martwe. Nie uważasz, że mam rację?

- Eeee, no pewnie tak. – Przyznała - Tylko, co w takim razie staje się z tymi, którzy zginą tutaj? Czy wszyscy wracają z martwych tak jak ty?

- Oczywiście, że nie - powiedział ponurym tonem. - Tylko Lud Nar złożył Przysięgę i przypieczętował ją. Niektórzy Lordowie Domen, tacy jak Maska, też w pewien sposób są nieśmiertelni, albo trudni do zabicia. Ale skoro wróciła Dziesiątka, wszystko staje się możliwe. Gotowa do drogi?

- Zawsze - odpowiedziała Aria. - Znaczy zawsze jestem gotowa do drogi.
Poprawiła paski plecaka na ramionach, stało się to jej swoistym rytuałem.

- A kto to jest ta cała Dziesiątka?

- To Wieloświatowi. Osoby, które kiedyś obaliły Dominatora, a teraz, jeśli wierzyć Przeczuciom, zdetronizują Maskę i przywrócą wolność. Tyle wiem, czy tyle zdołam powiedzieć. Jeżeli moje przeczucia mnie nie mylą to właśnie jesteś jedną z Dziesiątki. Me’Ghan ze Wzgórza, Burzowym Pomrukiem, Szaloną Dox, Czystą Falą, Córą Jónsa, a może Niebieskim Ptakiem? Nie wiem. Ty pewnie też nie wiesz. Ale Var Nar Var będzie wiedział. On was pamięta. Zna twarze i zna moce.

- Nie będę się sprzeczać z kimś, kto właśnie pokonał to wielkie rogate coś, włada wielgaśnym mieczem i wrócił z martwych, ale ciężko mi uwierzyć w to, że jestem osobą, która mogłaby obalić jakiegoś dyktatora. – Przyznała Aria.

Naprawdę ciężko jej było wyobrazić siebie, jako zbawcę tego świata. Gdyby nie fakt, że usłyszała to wszystko od kogoś takiego jak Thark Nar Thark wyśmiałaby głośno ten pomysł, ale czuła przez skórę, iż nie opłacało jej się podważać jego słów.

- Nie sama. Lud Nar pójdzie za wami, jak kiedyś poszedł w zrywie gniewu na Dominatora. Może wspomogą nas inni władcy i inne narody. Kto wie? Wraz z waszym przybyciem znów pojawiła się szansa. Var Nar Var na pewno ją stosownie wykorzysta. Lubisz maszerować?

- Tak. Lubię być w ruchu, zmieniać miejsce pobytu, przemieszczać się. - Przyznała Aria. - Czy to pasuje do tego Niebieskiego Ptaka? - Zapytała pół żartem, pół serio.

- Możliwe. Ale to Burzowy Pomruk była nomadką. Wolnym duchem, którą nosiło po całym świecie. Tak mówią. Urodziła się ponoć, jako jedna z ludu Artara. Już nikt o nim nie śpiewa pieśni.

- Co to był za lud? Czym się wyróżniał?- Zainteresowała się tym chyba bardziej niż powinna.

- Nie wiem. Wiem tylko tyle, że lud Artara potrafił ujarzmiać wiatr i burzę. Byli władcami błyskawic. Panami piorunów. Potrafisz śpiewać?

- Trochę, ale nie mam głosu diwy operowej. – Przyznała.

- Przy pieśni szybciej schodzi droga.

- Prawda. - przytaknęła Aria - Ja zwykle posiłkuję się czyimś śpiewem nagranym na ...aaaa właśnie - Przypomniało jej się coś istotnego - a o co chodzi z tym czarnym kryształem? Ten Zbieracz spanikował na jego widok i potem wydarzyło się coś dziwnego i na koniec pojawił się ten rogacz, którego zabiłeś.

- Czarnym kryształem? - Wielkolud wyraźnie się zdziwił. - Jakim czarnym kryształem?

- Nie chcę go wyjmować, bo ostatnim razem narobił sporo szkód. Taki duży, czarny kryształ wielkości dłoni, z taką jakby zamkniętą błyskawicą w środku.

- Hmmm. Nic nie wiem o krysztale. Będzie trzeba pogadać z Siewcami.

- Kim są Siewcy? – Zapytała, gdyż nazwa nie zabrzmiała dla niej zbyt pokrzepiająco.

- Tymi, którzy czarują. Ale to nie zwyczajni magowie, lecz potężni władcy mocy.

- No dobrze. To w drogę...yyy,a jak mam się tak w ogóle do ciebie zwracać?

- Thark Nar Thark. Albo sam Thark wystarczy. Powiedz mi, dokąd zamierzałaś się udać, nim zaczął na ciebie polowanie Łowca Maski?

- Nie wiem. – Wzruszyła ramionami - Nie znam tego świata i każda droga wydawała mi się równie dobra i równie niedobra. Chciałam tylko zanieść rannego Zbieracza do osady Corocz żeby tam mu udzielili pomocy.

- A teraz powędrujemy w stronę wzgórz zamieszkanych przez mój lud. Lud Nar. Co ty na to o Wieloświatowa?

- Tak jak mówiłam. Droga równie dobra i równie niedobra jak każda inna, bo nie znam tego świata i nie wiem, czego się spodziewać.

- Więc udajmy się tam i zobaczymy co los przyniesie.
 
Ravanesh jest offline  
Stary 10-02-2017, 21:11   #96
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
DOMINIUM

Imiona są ważne. Jest w nich moc. Uśpiona pośród dźwięków. Budzona z ciszy. Mędrcy z Pustyni Kerghal wierzą, że każde ziarno piasku ma imię. Że każde ziarno piasku to świat zamknięty w mikroskopijnej strukturze. Wierzą, że magia Wieloświata przenika wszystko. Że Siewcy i Dawcy dlatego są tak doskonali w czynieniu magii, że znają imiona. Nie muszą oczywiście wiedzieć, że je znają. Wystarczy, że czują imię.

Tak mawiają Mędrcy z Pustyni Kerghal.

A Var Nar Var z Ludu Nar mawia, że są głupcami którym słońce wypaliło umysł.

Śmieszne słowa, zważywszy na przeszłość wodza Ludu Nar.

PERCIVAL KENT


Ocknął się z ciężką głową. Stał całkiem nagi pośród mrocznych, martwych drzew.

Czuł w gardle smak grzybiczego powietrza i gnijącego błota. Odór rozkładu i śmierci.

W jakiś sposób wydawał się mu … odpowiedni.

Rozejrzał się wokół ale dostrzegł jedynie olbrzymie drzewa, przegniłe pnie porośnięte grzybami i przerośniętą hubą. Ujrzał kałuże ciemnej wody stojące pomiędzy pokręconymi korzeniami tych gigantycznych drzew. I kości. Pochwycone przez drzewa, pochwycone przez kolczaste pnącza wijące się roślinnymi zasiekami po całym lesie.

Bose stopy ugrzęzły mu w błocie.
Czuł zimno.

I wtedy, w jednej z kałuż, dostrzegł czyjeś oblicze.
Paskudną, trupią gębę wpatrującą się w niego z wody. Obdartą ze skóry lub zgniłą maszkarę.

Dopiero po chwili zrozumiał, że … to jego własna twarz! I świadomość tego, jak wygląda oszołomiła go na chwilę.

Potem usłyszał dźwięki. Z jednej strony puszczy dobiegło go jakieś zawodzenie, żałobna pieśń lub lament wyśpiewywany dziwnym głosem gdzieś w oddali. Z drugiej, przeciwnej, strony usłyszał coś, co brzmiało jak brzęczenie owadzich skrzydeł. Roju owadów.

Z jego ust wydobyła się mgiełka zamarzającego oddechu.
Wiedział, że musi wybrać i musi się pośpieszyć.


PATRICA MADDOX

Smak miodu był gęsty, żelazisty, niemal krwisty. Lecz zarazem słodki, krzepiący i budzący apetyt na więcej, i więcej. Nektar palił gardło żarem, niczym ostra papryka. Rozpalał ogień w krtani, w żołądku i eksplodował, rozlewając ogień na ciało i umysł Patrici.

Kobieta krzyknęła, czując się tak, jakby jej ciało zapadło się w sobie, rozlało wokół w cielesną kałużę.

A kiedy znów odzyskała świadomość zorientowała się, że soi pośród ogromnych, na pół spróchniałych, poczerniałych od wilgoci drzew w jakieś mrocznej, starej puszczy.

Była naga i wyziębiona. Szczękała zębami.

Wokół niej płożyła się zimna mgła. Mimo, że nie czuła wiatru, opary kłębiły się, kręciły tworząc wokół niej dziwaczne kształty i obrazy. Przez chwilę widziała rycerzy w pancerzach, olbrzymy, smoki i demony zwarte w morderczym boju, by po uderzeniu serca znów przyglądać się mgle.
Jej ciało lśniło od osadzających się kryształków lodu. W takich warunkach nie byłaby w stanie zbyt długo przetrwać.

I wtedy usłyszała.

Z jednej strony puszczy do jej uszu dobiegły jakieś pokrzykiwania. Wrzaski i krzyki, mroczne i ponure, kojarzyły się jej z jakąś hałaśliwą, mroczną celebracją.

Z drugiej usłyszała odległe brzęczenie. Dźwięk jaki mógł wydawać rój jakiś skrzydlatych insektów. Ogromny rój sądząc po natężeniu dźwięków.

Wiedziała, że musi szybko wybrać którąś z dróg. Inaczej zamarznie – naga i samotna w tym ponurym, martwym lesie.

MEGAN HILL


Vahr Nar Cahr przez chwilę bez cienia empatii przyglądał się poranionej kobiecie i resztkom, jakie pozostały po Córach Jónsa. Potem wzruszył niedźwiedzimi ramionami i ruszył w stronę zalesionych wzniesień.
Megan poszła za nim.

Maszerowali szybko, wzdłuż kolejnego strumienia przecinającego tę krainę wzniesień i lasów. Surową lecz piękną.
Cahr milczał. Megan też oszczędzała oddech.

Ponownie wojownik z Ludu Nar okazał się być doskonałym przewodnikiem.
Po trochę więcej niż godzinie, zeszli stokiem kolejnego wzniesienia i stanęli u stóp niecki. Po drugiej stronie Megan ujrzała wodospad.

- Jaskinie są tam – wskazał ręką połowę stoku. – Za tym skalnym łukiem. Ale to nie jest miejsce do którego mogę się udać, Megan. Musisz iść dalej sama. Nie naruszę paktu z duchami.

Spojrzała na jego surową twarz i wiedziała, że nie zdoła go przekonać go żadnymi argumentami.

- Za tamtym łukiem zaczyna się ziemia duchów. Tylko Siewcy, Dawcy lub Czyniący mogą wejść pomiędzy duchy nie lękając się… wszystkiego.
Spojrzał na nią poważnym wzrokiem. Usiadł na kamieniu wpatrując się w nią wyblakłymi oczami barwy popiołu.

- Idź, jeżeli musisz, Me’Ghan ze Wzgórza. Ja będę tutaj czekał. Potrafię czekać.

TOBIAS GREYSON

Dziupla była przepastna. Istny tunel prowadzący do serca przegniłego drzewa. Trochę kojarzył się z wejściem do jamy, w której Luke zmierzył się z Ciemną Stroną Mocy na tej bagiennej planecie, w kultowej serii.
Po kilku korkach świat wokół Tobiasa zmienił się.

Drzewo urosło. Nie! To on nagle zmalał!

Trikia pojawiła się przed nim. Tym razem jej proporcje… Hm. Jej proporcje, rozmiar, ciało były w sam raz.

Wokół nich zgęstniały cienie.

- Chodź! Szybko!

Trikia ponagliła go. Z jej dłoni wydobyła się mała kulka światła rozpraszając śmierdzący zgnilizną mrok. Mrok w którym coś się poruszyło. Jakieś szczurkowate stwory, teraz – dla Tobiasa - wielkości wilków.

- W górę! W górę! Za mną! Skacz.

Skakał. Zwinnie, jak wiewiórka. Nie potrzebował skrzydeł. Po prostu odbijał się, szybował jak liść na wietrze, odbijał się od ściany.
Stwory ruszyły za nimi w pogoń.

- Tam!

Trikia poprowadziła go w stronę smugi srebrzystego blasku. To była dziura w pniu. Skrzydlata istotka przeleciała przez nią zwinnie. Tobias wskoczył za nią czując, ze kreatury są tuż za jego plecami. Warczące, gniewne i głodne drapieżniki wiedzące, że zdobycz zaraz wymknie się im ze szponów.
Przeskoczył przez wyrwę jak przez cyrkową obręcz, przekoziołkował w powietrzu i upadł miękko na stertę liści.

Trikia siedziała na gałęzi jakiegoś krzaka i śmiała się z niego. Niestety, znów była tylko maleńką ważką ze skrzydłami.

- I jak, panie Dyndadełko. Daje pan radę na Tunelach. Dobrze pana oceniałam. Maska chciał pana dla siebie. A kto by dzielił się takim słodkim Dyndadełkiem, jak ty.

Zleciała w dół, energicznie machając skrzydełkami. Usiadła ze skrzyżowanymi nogami na jakimś patyku. Tuz przed jego nosem. Nie nosiła majtek.

- Jesteś jednym z nich, prawda? – zapytała nagle bardzo poważnym tonem.

ADAM ENOCH

- Nie jesteśmy nieśmiertelni, Enochu – powiedział Var Nar Var.

Wódz przez całą powitalną imprezę trzymał się na uboczu. Pił jak wszyscy, żarł jak wszyscy. Ale trzymał się na uboczu. Enoch wiedział, dlaczego. Odpowiedzialność ciążyła mu brzemieniem, które nawet najsilniejszym charakterom trudno było udźwignąć.

- Przejdziemy się.

Var Nar Varowi nie można było się sprzeciwić. Wyszli na zewnętrz, w przesyconą zapachem dymu spalenisk noc. Var prowadził. Szedł cicho, jak polujący cieniokot. Bestia z gór, którą – o dziwo – Adam przypomniał sobie. Enoch sobie przypomniał.

- Myślałem, że będziesz na mnie zły – powiedział wódz barbarzyńców, gdy odeszli kilkadziesiąt kroków od ostatniego z zabudowań. – Że nie uda się przekonać ciebie, byś wrócił. Ze nawet Graw Nar Graw nie zdoła cię przekonać. Cieszę się, że jest inaczej.

Przez chwilę olbrzym przyglądał mu się ponuro. Oczy wodza były jak popiół.

- Czy to oznacza, że mi wybaczyłeś?

Pytanie wydawało się ważne. Bardzo ważne. Tym razem nie było w nim groźby. Nie było konieczności fałszywej szczerości. Była … pustka.

- Bo ona mi tego nie wybaczyła, wiesz. Moja córka. Odeszła. Założyła Porcelanową Skórę.

Westchnął ciężko.

- Wiem, że to co uczyniłem było niewybaczalne, ale miałem nadzieję, synu, że chociaż ty mi wybaczysz. Ty jeden spośród tych, na których mi naprawdę zależało.

Wyciągnął ku niemu potężną dłoń. Czekał.


ARIA TARANIS

Thark Nar Thark maszerował spokojnym statecznym tempem, które odpowiadało Arii. Nie był uciążliwym towarzyszem a jego milcząca obecność dodawała jej sił.

Szybko polubiła jego towarzystwo. Chociaż ogromny i groźnie wyglądający mężczyzna wydawał się być opiekuńczy, rycerski i … smutny. Tego była pewna. Widziała ten smutek w jego twarzy. W jego oczach. W spojrzeniu, jakim czasami ją obdarzał. Jakim obdarzał mijane drzewa. Kamienie. Ruiny jakiś budynków.

Maszerowali długo. Wyraźnie odbijając od szlaku, którym podążył wóz i kupcy.

Pod wieczór Thark Nar Thark zatrzymał się u brzegu niewielkiej rzeki przecinającej dość urokliwe terytoria.

Za linią wzniesień Aria dostrzegła coś, co wydawało się jej być zamkiem, albo dziwną formacją skalną.

Thark podążył wzrokiem w miejsce na które patrzyła.

- To Skalne Kły. Siedziba Lorda Durvandella zwanego Kamiennym Lordem. Mój Lud ma z nim cichy układ. Na jego ziemi nie powinni nas nękać słudzy Maski. Chociaż nie mam pewności, czy Łowca nie podąży twoim śladem. Nie sądzę, bym ubił go na dłuższy czas.

Brodacz podszedł do wody, pochylił nisko i napił się wody prosto z nurtu. Ochlapał barki, twarz i ramiona parskając przy tym jak zwierzę.

- A może wolisz udać się na zamek? Spędzić noc pośród murów. Kamienny Lord kiedyś wspierał naszą sprawę. Nie pozwoli by sługi Maski dopadły cię w jego siedzibie. Poza tym, z tego co pamiętam, jego praszczur ukrywał pewną relikwię. No i jest tam Siewca. Może on coś będzie wiedział o tym krysztale?

Spojrzał na nią z wyczekiwaniem.

- Co sądzisz? Wolisz udać się do twierdzy Kamiennego Lorda czy spędzimy noc tutaj, nad rzeką?


CELINE CENIS

Roztała się z Adamem i razem z Orfantejlą i Viskenem oraz Drag Nar Dragiem ruszyła w przeciwną stronę. Do miejsca, które jej towarzysze nazywali Księżycową Twierdzą. A ją samą nazywali Celine Ren’Wave – Celine Czystą Falą.

Nie rozumiała.
Nie próbowała.
Szła. Tempem dostosowanym do Orfantajli, która była dość wątła i chorowita.

Jej towarzysze trzymali się razem. Lud Księżycowej Twierdzy razem. A Drag Nar Drag sam. I najwyraźniej tak powinno być.

Ona też była sama.

Zagubiona w morzu nieznanych krajobrazów, dziwacznych nazw, kobiet z trzema oczami i ludzi-szkieletów w żelaznych zbrojach.

Odkryła coś jeszcze. Coś, co przerażało ją i fascynowała zarazem.
Drag Nar Drag ją kochał.

Ten rozsypujący się ożywiony trup szedł za nią nie z przymusu, lecz z uczucia, jakim ja darzył.

Którejś nocy, przy rozpalonym ogniu, Orfantajlia dosiadła się do niej i położyła jej szczupłą dłoń o bladej, niemal przeźroczystej skórze na ramieniu.

- Kiedyś był inny. Kiedyś ty też go kochałaś. Przed Maską i Dominium.
Visken spojrzał na rozmawiające kobiety, a potem na niebo. Zmrużył oczy.

- Mamy towarzystwo.

Na niebie pojawił się cień. Chmara cieni.

Kruki. Dziesiątki czarnych ptaszysk, które zakotłowały się przy ziemi, jakieś sto kroków przy ich obozowisku, a potem znikły.

W miejscu, gdzie wcześniej kłębiły się ptaszyska stała smukła kobieta w masce. Groźnie wyglądająca, smukła, z krukiem na ramieniu.

- Bądźcie pozdrowieni wędrowcy z Księżycowej Twierdzy, odszczepieńcu z Ludu Nar i przede wszystkim ty, Celine Czysta Falo. Pozdrowienia śle mój ojciec Jóns. Władca Jónsavahr. Czy mogę porozmawiać z tobą, Celine Czysta Falo na osobności. Mój ojciec ma dla ciebie propozycję. Tylko dla ciebie.

To nie mówiła kobieta w masce lecz kruk siedzący na jej ramieniu.
Kolejne dziwactwo tego onirycznego świata.


BJARNLAUG JÓNSDÓTTIR

Przyglądała się kobiecie z dziwnym zainteresowaniem. Wydawało jej się, że w jakiś sposób kojarzy twarz tej kobiety. Przez chwilę Bjarnlaug myślała nawet, że bardzo dobrze ją zna.

Ciężko jej było wszystko poskładać do kupy. Piorun, tajemnicze jezioro, krasnal o imieniu którego już nie pamięta, przerośnięty lew i teraz to. Horror na wzgórzu, żywcem płonące zwłoki mężczyzny, te wizje i przeraźliwe upiory...

Ogarnęło ją uczucie niesamowitego spokoju.

- Kim jesteś? Nie wiem o niczym co do mnie mówisz nieznajoma. A kim ja jestem? Kim są te wszystkie tajemnicze postacie, o których opowiadasz? -

Zrobiła krótką przerwę i wpatrywała się z odwzajemnionym spokojem w błyszczące oczy kobiety.

- Zdradź mi swe imię - powiedziała delikatnym głosem, prawie szepcząc i mając pewność, że nieznajoma ją słyszy.

- Nazywają mnie Szerszą. Jestem siostrą Gniazda. A ty, z tego co mi powiedziano i na co wskazują znaki, jesteś jedną z nas. Pierworodną Córą Jónsa. Pierwszym Dzieckiem Gniazda i Wędrowczynią. Rodzisz się i umierasz w wielu miejscach i światach poza Gniazdem, lecz zawsze pamiętasz Gniazdo i ten świat. Jesteśmy siostrami. Ty starszą, ja dużo, dużo młodszą, z jednego z ostatnich wylęgów. Czy taka odpowiedź jest w twych oczach wytaczającą?

- W tym czy innym świecie ostatnią rzeczą, którą chciałabym zrobić to spotkać się z ojcem. Czy to byłaby Narnia, albo Eden lub Walhalla - on zawsze będzie tym samym skurwysynem! - wybuchła gniewnie Bjarnaug, ale dość szybko się opamiętała. Wspomnienia o ojcu i o dzieciństwie zawsze wywołują u dziewczyny ból i wściekłość. Znów spokojna jak przedtem zwróciła się do Szerszej:

- Dziękuję ci, że zdradziłaś mi swoje imię… siostro z innego świata. Jednak nie jestem pewna czy mogę tobie ufać, jak jeszcze mnie przekonasz do tego, abym dopuściła ciebie przez krąg nieumarłych strażników? Co jeszcze zrobisz Szersza abym mimo nieszczęsnej amnezji, mogła lepiej poznać moją młodszą siostrzyczkę? - uśmiechnęła się zachęcająco i podparła ramiona na zgrabnych biodrach. To niegościnne miejsce oraz ta niecodzienna sytuacja niespodziewanie wywołała u pełnej już niezliczonych emocji Bjarnlaug szczerą, powoli wzrastającą radość i… zew przygody?

- Zaprowadzę cię do domu. Pomogę odzyskać luminę. Pójdziesz ze mną?

LIDIA HRYSZENKO

Powinna krzyknąć z przerażenia na to, co się z nią działo. A mimo to nie czuła strachu. Gorzej, że nie pamiętała innych szczegółów z poprzedniego żywota, ale tą niedogodność zrewanżowała błyskawiczna regeneracja ciała. Po chwili nie widać było śladów, że przedzierała się przez las, że rozorała sobie na drzewie rękę oraz to, że miała styczność z tym łowcą. Nie miała też pojęcia, gdzie znajduje się to Gha… Gawrachar? Tak. Gawrachar.

Przez chwilę zastanawiała się, czy się spytać, zwłaszcza, że jeszcze chwilę temu zadecydowała kierować się do jakiegoś ludu Nar. Jeszcze chwilę temu nie miała pojęcia, że istnieje coś takiego jak Gawrachar. I o czyim sercu mogła być mowa w wizji? Ale - zarówno Tarro jak i Hurkh - zauważą u niej zmianę wyglądu. Zatem - wątpliwości straciły na znaczeniu.

Rozkoszowała się widokiem trzech księżyców, kiedy do jej uszu dotarła sprzeczka.

O to, dokąd iść.

- O co chodzi? - zapytała retorycznie - teraz wydających się jej mniej istotnych - towarzyszy. Poczeka na odpowiedź, a następnie prawdopodobnie zapyta o drogę do Gawrachar i może tym razem - uda się sama. Przynajmniej wtedy nie będzie musiała słuchać kłótni stworzeń na temat, w którym tak naprawdę nie liczyły się z jej zdaniem.

- Odwieczna sprzeczka między rozumem a jego brakiem - odpowiedział Tarro patrząc krzywo na Hurkha. - Tłumaczę mu, że Lud Nar nie jest najlepszym rozwiązaniem, lecz on uparł się jak koń.

Potem spojrzał chytrze na Lidię.

- Zachęcam cię ,o pani, byś raz jeszcze rozważyła udanie się ze mną do mojej pani.

- A może wytłumaczyłbyś to mnie, a nie jemu? - Lidia zwana w tutejszych stronach Niebieskim Ptakiem zwęziła oczy i skrzyżowała ręce na piersi. Tarro nie dość, że nie budził u niej zaufania, to na dodatek zaczął ją jeszcze irytować. Jeszcze brakowało jej tego, żeby obrabiał jej dupę za plecami. - Jak dotąd jakoś nie przekonałeś mnie, dlaczego mam przystać na twoją ofertę.

Tarro zwiesił głowę. Pokornie.

- Proszę o wybaczenie – skłonił się jeszcze niżej. – Już wyjaśniam. Lud Nar to… szaleńcy. Żadni wojny i zabijania. Moja pani to głos rozsądku. Ona widzi przyszłość, oni tylko zniszczenie. Owszem, są potężni, ale ich siła niewiele przyda się w wojnie jaka nas czeka. A moja pani. Moja pani może dać ci moc, byś zdołała sobie przypomnieć kim byłaś, co potrafiłaś i dlaczego wzbudzałaś strach wielu, wielu tysięcy istot i Lordów, Niebieski Ptaku. Tego Lun Nar ci nie da. Jeżeli taka odpowiedź cię nie usatysfakcjonuje gdy wstanie świt, nasze drogi rozejdą się. Ja wrócę do mojej pani i poproszę o łaskę, bowiem zawiodłem jej zaufanie. A ty podążysz do Ludu Nar gdzie czeka na ciebie jedynie popiół i stare rany. I szaleniec, który spalił cały swój Lud by osiągnąć zemstę.

Tarro wyprostował się. Nagle wydał się jej zupełnie innym człowiekiem. Jak wtedy, gdy ujrzała go po raz pierwszy. Groźnym i … strasznym? Tak. I bezwzględnym, tego była pewna. Jak była pewna tego, że nie odpuści tak łatwo, jak mówi.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 11-02-2017 o 17:58.
Armiel jest offline  
Stary 13-02-2017, 16:50   #97
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
Dziewczyna rozstała się z Adamem, gdzieś wędrując wraz z Viskenem, Orfantejlą i Drag Nar Dragiem w kierunku Księżycowej Twierdzy. Drag Nar Drag ożył, a widziała jak jeszcze ledwie kilka chwil temu leżał martwy zabity przez oprycha. Celine Czysta Fala, dziewczyna nie rozumiała tego sformułowania, nawet nie starała się rozumieć. Ten nagły atak bestii, która potem znalazła się w wodzie i prawdopodobnie, gdzieś zniknęła, wywołał u niej mieszane uczucia.
To miał być kolejny zwykły dzień w pracy - pomyślała blondynka. Szła sama jak również szedł sam Drag Nar Drag. Nie wiedzieć czemu, jakieś przeczucia dawało jej znać, że ów napotkany mężczyzna, po tym jak przeniosła się do tego świata, ją kochał i że ona kochała jego. Tak kochała, to było dobre określenie, ale może jednak go kocha i płomień namiętności znów u niej się zapalił. Była noc, a Celine wraz z Orfantejlą i resztą z Ludu Nar była przy ogniu. Trójoka dziewczyna chwyciła ją za ramię i coś powiedziała. Po jej słowach blondynka spojrzała na Drag Nar Draga.
-Myślisz, że on jeszcze ujrzy we mnie piękno? - zapytała na ucho trójoką dziewczynę blond włosa Cenis.
Nagle coś się stało na niebie, a potem na ziemi. Z kruków wyłoniła czarna postać kobiety w masce, a na jej ramieniu siedział kruk, który przemówił.
Propozycję dla mnie? - widać było na jej twarzy ogromne zdziwienie, co pewnie wszyscy wychwycili.
Celine podeszła do niej ze słowami:
-Teraz możemy rozmawiać - rzekła odwracając się czy oby nikt nie patrzył jak rozmawia, a przynajmniej nikt nie usłyszał by jej rozmowy z tajemniczą postacią.
 
__________________
I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036

Ostatnio edytowane przez Adi : 14-02-2017 o 11:33. Powód: Drobne korekty
Adi jest offline  
Stary 15-02-2017, 09:49   #98
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
Znowu miała ochotę krzyczeć. Zamiast tego jednak wzdrygnęła się, nie wiedziała ile z tego spowodował szok, a ile zimno. Jej zęby obiły się o siebie, zdradzając, że na ten moment najgorsze jednak było zimno. Choć w tej krainie na pewno mogło przydarzyć się wiele i to dużo gorszych rzeczy.

Odwróciła się zdecydowanie od dźwięków, które przypominały bzyczenie i stwierdziła, że mimo wszystko minimalnie lepiej zapowiadają się ludzkie wrzaski. Dźwięki przypominające owady i rój - to nigdy nie wróżyło nic dobrego. Choć mówiąc o wróżbach, w tym świecie raczej nie było sensu spodziewać się, że spotka ją jakieś dobro.
Patricia ruszyła ku ludzkim odgłosom, stąpając ostrożnie i uważnie patrząc pod nogi - bose stopy nieprzyjemnie grzęzły w wydeptanej ścieżce. Ba - "ścieżka" - umowne określenie na nieco mniej obrośniętą trasę pomiędzy drzewami i krzakami, dzięki której minimalnie mniej tkwiło się w błocie. Ale tylko minimalnie.
Kobieta poślizgnęła się, i prawie upadłaby, gdyby nie uratowała się podparciem dłonią. Z obrzydzeniem uniosła rękę, patrząc na oblepiające jej palce gliniaste błoto. Znowu nie wiedziała, czy bardziej drży z zimna, czy obrzydzenia. Jeszcze bardziej zniechęcona przyspieszyła nieco kroku, ocierając brudną rękę o swoje nagie udo. Brnęła w stronę ludzkich głosów, nie wiedząc nawet na co liczy. Najchętniej położyłaby się po prostu na ziemi, zwinęła w kłębek i zasnęła, zostawiając za sobą cały ten świat.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline  
Stary 16-02-2017, 21:08   #99
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
“Cholera dziewczyno. Nie jestem nieczuły na kobiece wdzięki. Nawet tak niewielkich rozmiarów” - rozejrzał się wokół szukając pretekstu by nie patrzeć na skrzydlatą dziewczynę.

Długo tak nie wytrzymał.

- Kim? Co masz na myśli? I co to było to przed chwilą? - wskazał gestem ręki w kierunku drzewa z którego dopiero co wyskoczył - Tam coś chciało mnie zjeść. Tam byłem twojego wzrostu.

“I dlaczego nie nosisz majtek?” - tego pytania oczywiście nie zadał na głos. Starał się patrzeć w oczy dziewczyny.

- Wieloświatowcem. Jednym z NICH - zaszczebiotała wesoło. - No wiesz. Tych, którzy obalili Dominatora. Bohaterów. - Inne pytania najwyraźniej zignorowała bo podleciała w górę, zwinna niczym ważka. - Muszę wiedzieć nim poprowadzę cię dalej, przez Jesienny Las.

- Ciągle tylko nowe nazwy za którymi nic się na razie dla mnie nie kryje. Ja nikogo nie obaliłem. To mój cholerny powypadkowy sen! - Na sam koniec podniósł głos. Tobias miał trochę tego wszystkiego dosyć. Miejsce było piękne, nawet dziewczyna choć mała i ze skrzydłami na swój sposób była piękna. Tylko ta przeklęta niewiedza go dobijała - Przepraszam. To wszystko mnie przerasta…. Czemu sądzisz, że mógłbym być jednym z nich. Z tych Bohaterów? - podążał wzrokiem za Trikią

- Bo ściga cię łowca Maski. Ot, dlatego. On nie ściga byle kogo. A teraz Maska wypuścił ich ze swojej twierdzy, bo Róża krwawi. Rozumiesz już!? - zacisnęła drobne piąstki.

- I tak i nie - wpatrywał się w dziewczynę - Praktycznie nic nie wiem o tym czego tutaj doświadczam. Myślałem, że ja generuje to co tutaj widzę, choćby podświadomie, że to ja tworzę ten świat…. - zamilkł na chwilę - Ta Maska to ktoś kto mści się za tego, jak go nazwałaś… Dominatora? - rozmowę o róży zostawił na potem.

- Nie. On też go zniszczył. Czy też ona, bo nikt tak naprawdę nie wie, jak Maska wygląda. No wiesz. A potem zasiadł na tronie zamiast niego. Przejął władzę nad armiami Ukrytych i Mglistych. Potem podbił prawie całe Dominium. To kiedy Męczennik i Męczennica zostali spaleni. No wiesz. - Mówiła dość chaotycznie, wyrzucając z siebie słowa jedno po drugim. - To skomplikowane a ja nie za bardzo to ogarniam. Nie jestem zbyt bystra, wiesz. Za to bardzo ładna.

Uśmiechnęła się promiennie.

- Tak. Jesteś piękna. Trikio proszę Cię, opowiedz mi wszystko od początku. Był sobie Dominator – Greyson sam zaczął układać to wszystko na głos przysiadając na pniu zwalonego drzewa - który jak zrozumiałem przez swoje okrutne rządy został obalony przez Maskę i tych Bohaterów jak ich nazwałaś. Maska sra w gacie teraz bo jakaś róża zaczęła krwawić a to jak się domyślam ma oznaczać, że jego czas nadszedł i ci Bohaterowie albo jacyś inni weszli ponownie na ścieżkę “Obalić Tyrana”. Wobec czego ten wysłał swoich Łowców. Jeden z nich myśli, że ja mam chęć na obalenie tej, tego Maski więc chce mnie załatwić. Zgadza się? Poszerz mi tą historię Trikio. Kim byli Męczennicy, dlaczego dano MAsce dojść do władzy i dlaczego jest on, ona taka zła? - w jego wzroku można było wyczytać zaciekawienie. Wodził wzrokiem za dziewczyną, która nie mogłem wytrzymać zawieszona w jednym miejscu.

- Nie wszystko wiem. Nie wszystko - zabiadoliła dziewczyna. - No, ale że ty nie wiesz kim był Męczennik i kim była Męczennica? Straszne. Smutne. Durne. Męczennik i Męczennica poświęcili się, aby pokonać Dominatora. I dali spalić żywcem. Dla nas wszystkich. To dało odpowiednią ilość luminy aby reszta miała siłę obalić Dominatora. Tyle wiem - zatrzepotała skrzydełkami. - Zaprowadzę cię jednak do Pani Liści i Trawy. Ona wie dużo, dużo, dużo, dużo, dużo, dużo, dużo więcej. Ale w zamian będę chciała nagrodę.
Zabawnie wydęła maleńkie usteczka.

- Lumina? - wydusił z siebie mimochodem podczas wypowiedzi Sylfidy ale dziewczyna nie zwróciła uwagi na postawione przez niego pytanie.
- Pani Liści i Trawy? - tym razem zapytał już kiedy dziewczyna skończyła swoją wypowiedź - głowa mnie już boli od tych wszystkich nazw. Myślisz, że ona może mi jakoś pomóc? - Przetarł dłonią oczy chcąc odpędzić zmęczenie, które dopiero poczuł od nadmiaru atrakcji.
- Jestem ci wielce wdzięczny - zaczął w końcu - Uratowałaś mi życie. Postaram się odwdzięczyć jak tylko mogę. Proś o co tylko chcesz.

- Nakopiesz do tyłka pewnemu gburowi. Tak poważnie. By się odczepił. Jest znacznie większy ode mnie. Zrobisz, co trzeba, a potem ja zaprowadzę cię do Pani Liści i Trawy. I wszystkiego się dowiesz. A gbur się ode mnie odczepi raz na zawsze, tak sądzę. Będziesz potrzebował broni? Tarczy? Miecza? Buzdygana? Maczugi? Zębatego sierpa trójzębnego? A może kiścienia ze szczęki Wąchacza? Czy nastraszysz go Luminą? - Sylfia mówiła bardzo szybko.

- Z deszczu pod rynnę - westchnął - A nie mogę z nim pogadać? Ja nie jestem żołnierzem. Jestem akrobatą, cyrkowcem, artystą - rzucał patrząc na coraz większą niewiedzę wypisującą się na licu skrzydlatej. Czy tutaj wszystko się rozwiązuje siłą? Ech. Kto to jest? Co ci zrobił? - tym razem on się poddał - To będzie jednak krótka jego wizyta w tym dziwnym świecie snu, Bohaterów i Luminy - dodał pod nosem sam do siebie.

- To ropuch. Wielka, obleśna, sadłowata góra…. góra … tłuszczu - prychnęła Trikia. - Poluje na mnie i na moje siostry. Kiedy doszły nas pogłoski o tym, że Róża zaczęła krwawić Pani Liści i Traw powiedziała, Trikia, idź tam gdzie Łowca. Znajdź Wieloświatowca przed nim i przyprowadź tutaj. Pomoże nam z ropuszydłem, skoro nikt inny nie kiwnie palcem dla naszego wesołego ludku. To poszedłam - wyraźnie starała się zachować elegancką wymowę, co przynosiło wręcz odmienny skutek. - To jak. Rozważysz naszą propozycję. Mam nadzieję, że jesteś Kent od Miecza. Albo Enoch Ognisty. Ale by się ropuszydło miało z pyszna - pisnęła podekscytowana swoją własną myślą.

"Raczej Tobias od Niczego" - przemknęło mu przez myśl.

- Myślę, że nie jestem ani od miecza ani od ognia - wypowiedział już na głos - Ja umiem po prostu bardzo dobrze zachować równowagę na linie. Skakać na wysokościach. Ot chleb i bezkrwawe igrzyska. - wzruszył ramionami - Jak można przepędzić tego ropucha? - Poddał się w końcu choć to wszystko zaczęło go przerastać tracił pomału pewność siebie.

- Oj tam. Taki dużyyyy chłopiec nakopie mu w zadek i po temacie. Jak się tłuścioch dowie, że jesteś Wieloświatowym, to sam zwieje gdzie raki zimują. Chyba się nie boisz?

Cyrkowiec wstał i przeszedł kilka kroków. Rozważał w myślach kilka rozwiązań typu: "rzuć to w diabły", "olej sprawę", jak i "to twój sen i twoje zasady". Przeważyła jednak jedna, jakże ważna rzecz, dług wdzięczności za uratowanie życia. Może jakimś cudem dałby sobie sam radę z Łowcą bez pomocy Sylfidy Choć pewniejszym jednak się wydawało to, że Łowca by go rozbebeszył i Tobias w swoim prawdziwym świecie zanotowałby prawdziwy zgon a nie śpiączkę.

- Tutaj nie chodzi o strach dziewczyno – wydusił w końcu z siebie - choć i ten nie jest mi obcy. Tylko głupcy się nie boją. Zrobię to bo mam wobec Ciebie dług życia. Gdyby nie ty Dzwoneczku już by mnie tutaj nie było. Prowadź..

“... mnie tą swoją ładną pupą” - dokończył szowinistycznie w myślach
 
Sam_u_raju jest offline  
Stary 17-02-2017, 17:42   #100
 
cyjanek's Avatar
 
Reputacja: 1 cyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputację
I znowu. Ledwie mu się coś zaczynało zgadzać i zaraz pojawia się coś nowego. W tym świecie jednak nie ma pewników. Chwila, przecież niedługa, zanim wyciągnął w odpowiedzi rękę, rozgalopowała mu się w korowodzie pytań bez odpowiedzi. Tu i teraz chciałby wiedzieć czemu miałby być zły na olbrzyma, co znaczy założyć porcelanową skórę i co do kurwy nędzy miałoby zostać wybaczone. Czy był zięciem tego człowieka? Czy jego córka była siostrą, o której jego szwagier mówił? Co się stało w tej zamierzchłej przeszłości gdy nie był jeszcze sobą? Oddychał głęboko wchłaniając powietrze o dziwnym, tak innym od miejskiego zapachu, wciąż licząc, że pomiędzy lakonicznymi słowami pojawi się coś, co obudzi pamięć. Ta, choć tak usłużnie wcześniej przywoływała wspomnienia krwi, bólu i dzikiej radości, teraz z uporem maniaka na twarz Var Nar Vara nakładała oblicze trenera. Spasłego i tak wrednego, że niejeden z drużyny rozryczał się w szatni po tym jak został przez niego przeczołgany. Zamrugał marszcząc nos i tak mocno zaciskając powieki aż zamigotały pod nimi gwiazdy i zaraz wiedział. Musiał iść do przodu. Nie wiedziałby dokąd wrócić.
Wahanie z jakim wyciągał do uścisku rękę nie brało się jednak z wątpliwości suszących mu głowę. Wciąż miał na skórze mokre wspomnienie spotkania z Heleną, a nie chciał by wilgoć na dłoni została odebrana jako oznaka słabości.
- To było jak w innym, życiu. Nie ma do tego powrotu - wychrypiał i z całej siły przybił piątkę olbrzymowi.
- Nie pozwolę by to co się już stało, stanęło na drodze do pobicia Maski - zauważył, że coraz swobodniej zaczyna żonglować znaczeniami, o których wciąż miał niewielkie pojęcie. - Jeśli nie uda nam się naprawić tego co już spieprzyliśmy, to przynajmniej będziemy wiedzieć, że próbowaliśmy - trener zniknął, gdy tylko jego zadanie się skończyło.
 
cyjanek jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172