Szajbuni niezbyt interesowało to, co się działo w knajpie. No bo co? Zakłady jak zakłady, jakby to jeszcze o coś ciekawego czy chociaż krew się przy tym polała… A tak, na sucho, bez posoki to jak flaki z olejem. Porzuciła Piotra, zignorowała stan, w którym po walce znalazł się Paskud i zajęła sobie wielce wygodne miejsce na stoliku. Nie mając nic lepszego do roboty wyjęła z kieszeni figurkę Światowita. Postawiła ją przed sobą, między nogami i zaczęła obracać. Przerwała tylko raz, żeby wpakować w pyszczek fajeczkę, bo fajeczka przy słuchaniu była konieczna, każdy to wiedział. Całkiem jak wódka do zakąski, a przynajmniej Dziadunio tak gadał.
Pałeczka leżała sobie w najlepsze obok jej uda, czekając posłusznie, aż Szajbie szajba odpierdoli. Pierwsze znaki były dość wyraźne. Figurka, skupiony wzrok, głowa przechylona i okresowe jej kiwanie. Każdy kto znał Jagódkę wiedział, że były to oznaki, które każdego spoza grupy powinny skłonić do ruszenia dupy w troki. Tyle tylko, że nikt jakoś specjalnie na nią uwagi nie zwracał. A ona sobie debatowała i to debatowała na sprawy niezwykle ważne.
~
No bo widzisz, słodziutka - perorował Twardowski, cmokając z niesmakiem. ~
Tacy jak oni to wyrzutki najgorszego rodzaju. Widać to gołym okiem. No bo spójrz, maleńka, oni z kieliszków tu sobie piją zamiast jak Bóg przykazał, golić flaszkę z gwinta. To obraza jest dla wszystkich, którzy prawą drogą podążają.
~
Nie słuchaj idioty - wtrącił się Dziadunio. ~
Z kielicha pić można, bo to i kulturalnie i o umiarze świadczy.
~
Że niby po ich stronie stajesz, capie jeden? - zaperzył się ten, który ponoć na księżyc spierdolił.
~
Sam jesteś cap i to w dupę chędożony - odgryzł się Dziadunio i dalej już spokojnym głosem kontynuował. ~
Coś z nimi jednak jest nie tak i to nawet moje stare oczy widzą. No bo spójrz no, tylem czasu w knajpie siedzim i nikogo jeszcze łapa nie zaswędziała. To nienaturalne jest, ot co. Jak nic miesza w tym palce jakiś czort i sprawę tą trzeba czym prędzej naprawić.
Jagódka się zgadzała i to zgadzała z obojgiem. Po trochu, rzecz jasna, co by któryś nie nabrał podejrzeń że faworyzuje tego drugiego. To by dopiero jesień średniowiecza urządzili jej w głowie, a jakoś się jej nie paliło do uciszania ich wrzasków.
~
Ja ci mówię, słodziutka, trzeba coś podziałać - Twardowski zawzięty był tego dnia jakoś, co zdarzało mu się okresowo, zwykle gdy długo nie miał nic ciekawego do roboty. Długo zaś mogło oznaczać zarówno godzinę, dzień, jak i tydzień.
Figurka stuknęła o blat raz i drugi. Szajba powiodła wzrokiem po zebranych, na krótką chwilę wychodząc ze swojego szamańskiego transu. Transem tym było nic innego jak zlewanie wszystkich ciepłym moczem i skupienie się tylko na tym co jej we łbie siedziało. Wyszła zaś z niego na czas by usłyszeć krzyki Nowaka i zobaczyć jak on, oraz pan Rysio, zbierają swoje dupska i ruszają na zewnątrz. To zaś sprawiło, że się Jagódka od razu ożywiła. Znowu powiodła wzrokiem po gościach barowych i wybrała sobie takiego, co to wydawał się jak ona znudzony. Uśmiechnęła się, zeskoczyła ze stołu i ruszyła w jego stronę. Nie patrzył na nią, bo i za oknem ciekawsze widoki były, a przynajmniej ciekawsze dla typka. Jej uśmiech się poszerzył. Tak to gnojku jeden? Ignorujesz kobietę? Polkę? Dziedzictwo narodowe wychwalane w jakże znanych słowach, śpiewanych pod strzechami stodół i w strażnicach na terenie całej Polski!
Pałeczka zatoczyła kółko, po nim drugie, po czym zręczna dłoń skierowała ją w stronę owej gęby, która w tak ohydny sposób targnęła się na jej dumę, nie tylko narodową ale i własną, kobiecą.
-
Co nam obca przemoc wzięła, szablą odbierzemy! - Zakrzyknęła, po czym wybuchła śmiechem tak szalonym, że nawet Paskud wolał spieprzyć w ślad za panem Rysiem. W głowie zaś brzmiały jej dalsze wersy hymnu, śpiewane jednym głosem przez Dziadunia i Twardowskiego.