A było tak pięknie i legitnie, jak w domu. Muzyka sączyła się cicho w tle, kojąc uszy oraz duszę, ciało zaś koiło zimne piwo, podawane chętnie i z odpowiednią na dwa palce pianką. Karyna łowiła aurę baru, topiąc trud i znój minionego dnia w złocistym napoju, zaś wzrokiem spoglądało za okno. Może i nazwa pedalska na pierwszy rzut oka, lecz melina okazała się pierwsza klasa... nawet płyty paździerzowe w miejscu niektórych okien nadawały odpowiedniego klimatu. Wszystko co piękne musiało się jednak w końcu skończyć, a człowiek dostawał od rzeczywistości przez ryj ścierą czystą jak rów parchatej dziwki.
Na widok powiewającej szmaty siostrę Pavulon zmierziło. Niby był orzełek, ale taki chujowy. Kolory też się nie zgadzały z jedynym słusznym wzorem, widniejącym na nieśmiertelnym symbolu gangu. Wypity trunek podszedł do gardła, razem z porcją siarczystej flegmy. Splunęła więc na podłogę, w ten symboliczny sposób dając upust niechęci do mundurowych z Nowego Jorku.
-I cały misterny plan w pizdu... - burknęła, podnosząc się ciężko i przeciągnęła się aż zatrzeszczały kości. Perspektywa kąpieli odwlekła się w czasie, trudno.
W sali zapanowało poruszenie, gdzieś z zewnątrz rozległy się dźwięki Mazurka. No i to był hymn, a nie jakieś popierdywanie na trąbce!
-
Amen - westchnęła, z dumą wypinając pierś, gdy rozpoczęły się śpiewy. Prawa dłoń wylądowała na sercu, ciało wyprężyło się niczym w ostatnim stadium tężca.
-
Jakby go jebnąć po gąsienicach, to stanie i nigdzie nie dojedzie. Potem granacik dymny do środka... albo Cyklon B! - popatrzyła na Golarę, a w zasłoniętych spawalniczymi okularami ślepiach rozbłysły chciwe ogniki.
Zatarła zaraz łapy, poprawiła beret, przeliczając już w głowie metal na gamble, a te na prochy. Interes musiał się kręcić.
-
Jadą po Wpierdol! - wrzasnęła radośnie, w podskokach gnając do auta.
No skoro sami siÄ™ prosili...