Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2017, 06:50   #48
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Paweł "Przecinak" Podolski - Szybciej! Mocniej! Głębiej!


Źli ludzie. Wszędzie i zawsze w końcu Przecinak trafiał na złych ludzi. Jak teraz jak ten zły człowiek co Szajbę zaczepił. A taki ładny lokal był... Właśnie dopiero przecież co tłumaczył panu Bradley...

- Dokładnie tak panie Bradley, ja też jestem za tradycyjnymi wartościami rodzinnymi. Rodzina to podstawa. - Przecinak bez mrugnięcia okiem nawijał z przekonaniem jakby nigdy nie twierdził nigdy nic innego. Pokiwał nawet głową by podkreślić zażartość wiary tego twierdzenia. Starał się nie patrzeć na stojącą obok blondynę w kapeluszu. Okazała się jednak taką niedobrą, niewdzięcznicą. A był przecież dla niej tak dobry.

http://orig04.deviantart.net/9e4d/f/...ry-d3h4ufp.jpg

- Czyżby? - facet w kraciastej koszuli uniósł brew zupełnie jakby niedowierzał w szczerość Pawła. A ten starszy pan takie dobre wrażenie na początku wywarł na Podolskim. Pewnie przez tych pacanów z którymi był obstawiony co troszkę utrudniało inną politykę. Przynajmniej póki Przecinak był sam. No i była z nimi Gina.

- Ee... To ty nie jesteś tu kelnerką? - spytał przecież wtedy z zaskoczenia. Z dobroci serca i troski. By wyjaśnić te nieporozumienie którego przecież ona była autorką. Bo wiadomo, że nie Podolski. Jej wina, że nie wyjaśniła sprawy od razu gdy była okazja.

- Przecinak, przecież nie mówiłam, że jestem kelnerką. - blondi wydawała się nawet rozbawiona co Paweł nawet by przyjął za dobrą monetę ale właśnie starszego pana troszkę pomysł kelnerowania blondi jakoś niezbyt przypadł do gustu. Zupełnie jakby go obrażał nawet czy co. Co przecież Paweł musiał sprostować ze znaną sobie swadą i finezją a nawet ułańską fantazją. I naturalnie udałoby mu się gdyby właśnie nie źli ludzie. A dokładniej jeden, też w koszuli i kapeluszu ale innej. I to jeszcze bezczelny tchórzliwy i cziter. Tak wyzwać Przecinaka i nic nie powiedzieć, że nie o mordobicie chodzi. Się kurwa od razu mówi jak się jest uczciwym!

- Jasne, że umiem ujeżdżać konie! Co ty sobie myślałeś?! Że z jakimś frajerem gadasz?! - wrzasnął do niego Paweł wcale nie w strasznie odległej przeszłości, policzalnej pewnie w kwadransach. Do końca miał nadzieję, że tamten wymięknie albo spadnie z tej chabety i sobie rozwali ten teksański łeb w którym nie wiadomo dlaczego ulęgło się, że Przecinak leci na Ginę. A to była jawna gebbelsowska propaganda! To Gina leciała na Przecinaka przecież! Więc musiał mu a właściwie im poprostować. Jak przyszli po niego w kiblu i go wyszarpali w końcu na zewnątrz tylnymi drzwiami więc go pozbawili wsparcia jego ekipy i trzeba było improwizować. Właśnie ze swadą, fantazją no i sławnym, przecinakowym zamiłowaniem do pokoju.

- Hej, Gina on zawsze tak ma? Takie stężenie kompleksów? Często mu się to zdarza? - spytał stojącej obok blondi którą nawyraźniej "Kompleks" i jego pomagierzy też tu chyba ściągnęli. A tak im blondi ładnie zagrała dopiero co. Popląsali sobie z Dżo do taktu. Tu akurat Dżo go wtopiła oczywiście. Przez tamtego palanta co się do niej podwalał no i Paweł od razu "się poczuł".

- O? Już wychodzisz? - złapał frajera za chabet gdy nagle pojawił się za plecami złamasa co się podwalał do Dżo po tym jak go odwrócił brutalnie do siebie a przed tym gdy trzasnął go kantem dłoni w krtań. - No to czas już na ciebie chłopie. - litościwie i wręcz z tak oazywaną na każdą troską o bliźniego szarpnął tamtego, że poleciał póki nie zatrzymał się na jakimś blacie stołu. I dopiero wtedy Podolski zorietnował się jak bardzo Dżo go wkopała. Bo palant coś bredził, że niby chce zatańczyć z Dudą nim mu Przecinak pomógł odnaleźć odpowiedni pion i poziom nie tylko moralny a teraz w sumie stał tak przy niej na miejscu tego palanta a się tak wkurzająco wyczekująco wpatrywała w niego tymi swoimi szafirkami do których miał taką słabość. No jakby na coś czekała.

- Chodź Dżo, damy czadu. - a w sumie chuj z tym! I nimi wszystkimi! W końcu po to dopiero co zagadał z Giną by zagrała coś żwawszego. No fajnie tak było walnąć ze dwa koła. A tu mu się ten moher wtarabanił. Podłość ludzka nie znała granic. A Gina coś faktycznie zaczęła zasuwać, że nóżki same zaczynały się rwać do skoków. Właściwie to nawet lubił ale póki nie spotkał Dżo, tej romantycznej Dżo, to mu się zawsze to głupie wydawało.

Złapał ją za wyciągniętą wdzięcznie i zapraszająco tą wdzięczną i zapraszającą dłoń i jednym kicnięciem wywalił ją wokół siebie prawie na środek pomieszczenia aż zatrzymała się po tym półkolistym ruchu na bandzie z jego ramienia a czarne włosy zawinęły jej się z rozpędu na twarz. Lubił jak tak jej się zawijały. Uznał, że na początek to są zajebiści!

Potem zaczęli sunąć i lawirować przez salę. Szło im co raz śmielej i lepiej i Gina też się chyba wpasowała świetnie bo aż wstała na stół traktując go jak scenę. I dobrze. Przecinak miał jasny punkt nawigacyjny którego nie wywalać. Bo z pozostałych jakoś często wpadały mu pod nogi. Kompletnie ta knajpa miała niewłaściwy układ opracowania przestrzeni niesprzyjający kompletnie tańczącym. Więc Paweł z dobroci serca pomagał, całkowicie za darmo ustawił właścicielowi właściwy porządek. Ot, kopnął jakiś stół to się odsunął, na inny na moment zarzucił zgrabną dupkę Dżo i opadł na moment na samą Dżo wpatrzony w te jej szafirki przygniatając ją sobą do blatu na ten moment. Czuł jak tak od tego ich przyśpieszonego oddechu i jej spojrzenia budzi się w nim pożądanie.

Potem znów musieli troszkę z Dżo przemeblować salę. Bo gdy podrzucił Dżo do góry i wyskoczyła z jego ramion jak z trampoliny i zorientował się, że sufit właściwie jest na odpowiedniej wysokości na taki jeden numer z Dżo co mieli na takie okazję. Gdy spadała złapał ją ale od razu zwyobracał tak, że jej głowa spadła w dół aż zamiotła włosami podłogę a pawłowe ramiona przekierowały jej sarnie pęcinki tak, że Dżo przez ten krok czy dwa spacerowała butami po suficie zostawiając na nim ślady swoich butów.

Właściwie trochę oboje się nawzajem zwyobracali. Wtedy gdy obróciła się jakoś tak, że znalazła się za nim i wręcz zderzyła się z jego plecami łapiąc go drapieżnie za klatę aż jej dłonie klasnęły o jego pancerz a on poczuł ją na swoich plecach tak bardzo wyraźnie. Ludzie byli zaskoczeni ale chyba im się podobało bo klaskali i śmiali się co raz śmielej.

Albo gdy nawzajem się gdy podrzucił ją do góry a ona opadając oplotła go udami w pasie zamiast spaść na podłogę. Znów patrzyła na niego tymi swoimi szafirkami ale tym razem z bliska. Z tak bliska, że czuł jej wilgotny, ogrący oddech na swojej twarzy. Nie wytrzymał i pocałował ją w te jej rozedrgane, pełne i czekające usta. Całował ją trzymając za jej uda ale mu było niewygodnie mimo, że Dżo pomagała mu także ramionami oplatając je wokół jego barku i głowy. Przemierzył więc ze dwa czy trzy kroki aż przygwoździł jej plecy do ściany i miał ją tam na spokojnie i mogli nasycić swoje usta nawzajem.

Prawie na końcu zrobił jej "samolot". Czyli ten numer co niestety w chwili błędu i słabości przyznał jej się, że widział u tego trzęsidupka Swayze w finałowej scenie. Jak tamta głupawa lambadziara naskakiwała na niego a on ją łapał nad swoją głową i tak trzymał chwilę właśnie jak samolot. Paweł z czasem jednak udoskonalił tą figurę do lądowania samolotu włącznie. Teraz więc też opadł trzaskając plecami w podłogę tak, że wciąż trzymając Dżo ona wylądowała na nim i znów mogli się pocałować na koniec. Tak, ludziom się podobało. Klaskali się, gwizdali i to pomimo tych wywalonych paru stołów i krzeseł. Zwłaszcza Ginie się chyba też podobało.

- Przecinak a zatańczysz ze mną? - rozpromieniona blondi spytała go gdy ją mijał. Też wyglądała teraz na ujaraną, rozgrzaną i gotową do zgarnięcia.

- Gina... Jak będę tak czadersko tańczył z tobą to kto nam tak czadersko zagra? - oświecił dobrotliwie blondi z pokładami troskliwości w głosie i nieco złośliwym błyskiem na dnie piwnych oczu.

- A no tak... - blondi się skwasiła momentalnie i posmutniała jakby jej właśnie ulubionego cukierka zabrał z łapy. A potem poszedł do kibla no ale w kiblu już go właśnie dorwali ci od Kompleksa.

Z Kompleksem niezbyt się dobrze zaczęło z początku. Wzięli go z zaskoczenia i we trzech zaczynając od trzaśnięcia jego twarzą w ścianę przy której się odlewał co zdaniem Podolskiego było babskim zagraniem i bardzo dosłownie poniżej pasa. No chyba, że to on komuś robił takiego psikusa no ale przecież on był z tych dobrych prawda? A nie źli jak tamci. Więc mógł.

Ale na podwórzu z tymi głupimi końmi czekało jeszcze trzech. No to pół tuzina na nieco zamulonego po trzaśnięciu ze ścianą Podolskiego zmusiło go właśnie do negocjacji i sztuki kompromisów. Jedynym sojusznikiem okazała się Gina właśnie. A przynajmniej nie jechała po nim jak to głównie czynił Kompleks który jakoś dziwnie się zawziął na Pawła. I ten kompletnie właśnie nie miał pojęcia dlaczego. Przecież grzecznie się z Giną bawili prawda? Na niegrzecznie zabawy jeszcze nie mieli okazji a ten już wyskakiwał z jakimiś głupimy oskarżeniami. Cham i prostak no normalnie tyran i despota. O to też zapytał blondi a ta jawnie nie zaprzeczyła co jakoś ujęło szczere słowiańskie serce Podolskiego i wnerwiło tego Kompleksa.

- Dobra kurwa masz podobno jajka to załatw to z jajem! Zostaw ją i masz coś do mnie to wyskakuj! Zobaczymy na solo czy taki z ciebie kowboj czy fagas w kapeluszu! - warknąłw końcu Przecinak mając dość tego palanta. Musiał być sprytny i jakoś ominąć ich przewagę liczebną bo w starciach na solo czuł się dość pewnie. Ale z pół tuzinem nawet fagasów to mogło być nie teges. A coś Poland Stronk jeszcze chyba nie zorientowali się, że znów trafił na złych ludzi więc musiał coś zaimprowizować. No ale wyszła chujnia i to sam sobie strzelił w stopę z tym kowbojowaniem. Cwel wziął te wyzwanie tak dosłownie i odbił piłeczkę przyjmując wyzwanie. Ale na rodeo. Ale jak Przecinak wymięka...

- Coo?! Ja nie dam rady?! - Pawła zapiekła polska duma a biało - czerwona krew w nim się zagotowała więc bez namysłu przyjął wyzwanie. No ale jednak okazało się, że ujeżdżanie żywego wierzchowca to nie ujeżdżanie mechanicznego wierzchowca do jakiego był przywyczajony. Najpierw to nie miał pojęcia ile razy go ta chabeta zwaliła. Ale widząc drwiącą szydercę z teksańskich pysków za każdym razem podnosił się i wracał. Aż w końcu oczywiście wpieprzył się Paskud bo musiał, no kurwa musiał, wykorzystać okazję by pognębić swojego odwiecznego wroga. Bydlę wpadło w panikę i jak nie szusnęło przez ogrodzenie...

Tym Paweł był zaskoczony jak chuj bo inaczej miałby rozum to by spadł z grzbietu na początku a nie tam gdzieś w Ruinach gdzie go to bydlę poniosło. I znów do tego przy panu Bradley się nie przyznał oczywiście ale bronił tego głupiego chabeciaża z musu. Bo jebał, i jebał przez te jebane Ruiny aż się Ruiny skończyły a dokładniej to wjebał się w ślepy zaułek. I tak zdradliwie wyhamował, że Paweł nie mając żadnej uprzęży zjebał się przelatując nad jego karkiem. A potem wylazły te sparchaciałe karaczany ledwo zdołał się podneść, nawkuriwać na te głupie bydlę, główkować czy cholerę zostawić czy dosiadać jeszcze raz i gdzie właściwie go to bydlę wywiozło. I dlatego wolał Przecinaka. Z Przecinakiem nie było takich numerów. No alle jak wylazły to nie miał wyjścia. Przed nim to tałatajstwo, za nim skaczące i rżące bydlę a wokół same ściany. Musiał wyjebać sobie drogę powrotu.

W sumie nie było tak strasznie. Trochę łańcucha tam, trochę łomem przez skundlony łeb, tam z buta, tam na buta, a jeszcze jednego rzucił o ścianę czy łeb rozwalił o kant starego konteneru na śmieci. Pokiwał głową z satysfakcją patrząc na te parę nieruchomych i dogorywających ciał. Bydlę się nawet jakoś uspokoiło. A Paweł wtedy zauważył kwiaty. Jakieś rosły. O ładnych, dużych kwiatach. Żółte i niebieskie. Szkoda, że nie czerwone. Ale chuj, wiedział, że Dżo ma słabość. Dobrze się ścinały to miał już właśnie ładny bukiecik a nawet dwa w sumie to miał całe naręcze bo przyszło mu na myśl, że wybierze te jafajniejsze ale jak tak kurwa ścinał je już prawie wisząc na jednej ręce bo no duże ale rzadko rosły więc już cały róg budynku obciął z nich a miał wrażenie, że im wyżej tym były większe. Więc ścinał już wisząc na jednej ręce gdy zajechał pan Bradley. Znaczy wtedy jeszcze nie wiedział, że to pan Bradley.

Zajechał i też nie sam. Zajechał, Paweł na wszelki wypadek zeskoczył na ulicę, i po drodze stwierdził, że przy takiej przewadze ognia jaką miał pan Bradley to nie było rozsądne drażnić go machaniem nożem więc go grzecznie schował. Zaczął właśnie zbierać te ścięte kwiaty i nawet go cieszyło właśnie jak tak te naręcze mu rosło i rosło i słuchał co pan Bradley nawija. A pan Bradley był pod wrażeniem. O dziwo kowbojskich umiejętności Pawła. Taakkk?! A okazało się, ze to bydle każdego zrzuca tylko właśnie kwestia kiedy. I w co. I nie pamiętał kiedy ktoś przedrałował tak daleko na nim. Więc się pyta ile Podolski spędów bydła już ma za sobą bo go nie kojarzy. Czekaj. Już ty mnie kurwa będziesz kojarzył. No ale na razie Paweł słuchał pochwał ja to jak prawdziwy kowboj obronił zbłąkaną sztukę jak na dobrego pasterza przystało. Tak naprawdę gdyby było groźniej to Przecinak zostawiłby bydlę by ratować siebie. No ale nie było groźnie za bardzo a zwiać nie miał gdzie.

- Panie Bradley, jasne, że mam za sobą nie wiem ile spędów! Ale ja pracuję bardziej na południu po tej stronie Mississipi. - Podolski spojrzął na konnego przez naręcze zerwanych kwiatów i mówił z przejęciem jakby urodził się w teksańskim siodle. Zupełnie nie wtajemniczał Teksańczyków, skąd pochodzi bo coś po sąsiedzku Teksas i Hegemonia to często nawzajem robili sobie przykrości.

- A po co ci te kwiaty? - spytał zaciekawiony starszy kowboj patrząc na spory bukiet uciętych kwiatów.

- A bo moja focza lubi. - wyznał bez wahania wskazując na delikatne, kolorowe rośliny. Słoneczniły się jakby trzymał małe Słońce albo żółtą piłkę. Właśnie od tego zaczęła się rozmowa o wartościach rodzinnych z panem Bradley'em i dobrze im szła. Przecinak wyczuł bratnią duszę. Frajera do obrobienia.

- No panie Bradley no sam pan widzi, że jestem poważnym, biznesmenem o stonowanych poglądach no w samym Teksasie by ciężko znaleźć bardziej teksańskiego Teksańczyka. - wskazał na siebie jadąc już na jakimś normalniejszym koniu i trzymając naręcze słonecznych kwiatów dla Dżo. Przebierał je wybierając te największe i które wydawały mu się najładniejsze.

- Ale ja tu nie jestem sam. Mam tu ekpię. - wskazał na kierunek do którego zmierzali. - I no mówię panu, panie Bradley rodzina to pdostawa. Trzymajmny się razem. Pan i ja, wy i my. Za podwójną stawkę zajmiemy się każdym pana problemem. Bo za podwójną stawkę pana problemy staną się naszymi problemami. A moja ekipa ma speców na każdą okazję. Trzeba spuścić łomot, rozwalić coś lub kogoś, zdobyć informacje, uciszyć informację, zdobyć coś, zniszczyć coś, no damy radę panie Bradley. Jesteśmy Polakami panie Bradley. Przecież pan wie, że jak się nie do to znaczy, że trzeba zostawić to Polakom prawda? - spojrzał filuternie na jeźdźca obok i widział, że stary mięknie. Był już prawie obrobiony. Jeszcze trochę szmery bajery i facet mógł ich wynająć. Nie jego czy jego i Dżo ale całą ekipę! Mogli mieć hajs i zajęcie gdy się będą przygotowywać na tą "Parabellkę". Wrócili już właściwie do knajpy i szło tak pięknie gdy blondi dla odmiany postanowiła spartolić tą pięknie zapowiadającą się sytuację.

- Too dlaa mniee?! Naprawdęę! Jej Przecinak, jesteś taki kochany! - Paweł aż się zapowietrzył i na moment stracił głos gdy tak się rozmaśliła na widok olbrzymiego bukietu jaki właśnie porozkładał. Czuł jak pan Bradley sępi czujnie na niego i gdzieś w tej okolicy dowiedział, się właśnie, że Gina to Gina Bradley, jego córka. I, że taka żywa i żwawa a jaka zdolna a i tak mu zależy na jej szczęściu.

- Jasne Gina. Myślałaś, że po co popędziłem na tej... tym koniu. - uśmiechnął się nagle Podolski gdy wymyśli drobny i dobry czit. W ostatniej chwili zmienił "chabetę" na konia bo jak kit wciskał o tym zawodowym kowbojowaniu to chyba chabeta niezbyt pasowała. Wręczył jej tak z jedną trzecią bukietu by to co mu zostało było wyraźnie większe. - Te zbierałem specjalnie z myślą o tobie Gina. - wyszczerzył się do niej naprawdę radośnie wręczając jej te które uznał, za słabe i tak je miał wywalić przed wejściem. Blondi była ujarana tak bardzo, że zarzuciła mu ręce na szyje i pocałowała w policzek a gdy jej ramiona ją opuszczały puściła mu bardzo zachęcające oczko choć dyskretne by tatuś nie widział. Było dobrze. Była już prawie tak samo zrobiona jak tatuś.

Do środka wrócił więc całkiem zadowolony. Najbardziej z prawie ubitego interesu i nadal sporego naręcza słonecznych kwiatów. Przechodząc obok Szajby zatrzymał się i położył przed nią drobniejszy bukiecik. Widział, że wprawia się w ten swój trans. Współczuł jej. Przez tego czarnucha z którym się woziła. Zostawił jej więc kilka słoneczek na pocieszenie i straty moralne całując ją w policzek. Ale z głównym trofeum wrócił do Dżo.

- Cześć Dżo. Bo wiesz, na mieście byłem nie? - zaczął standardowo choć pysznił się wyraźnie z dumy. Liczył, że doceni jego romantyczność. W końcu był romantyczny jak chuj! I to bardziej od tego trzęsidupka Swayze nie? - Słuchaj bo zobaczyłem te kwiaty jak mnie ta chabeta wyjebała na asfalt to od razu pomyślałem o tobie i ci przywiozłem bo wiem, że lubisz. - powiedział kończąc relację w największym skrócie. Ale znów się zesrało złymi ludźmi. Tym razem na czołgowo. Paweł wybiegł na zewnątrz bo jadącego czołga to jeszcze nie widział. Oczka mu więc poszły w słup z ekscytacji. Ale wówczas się zesrało. Jakiś palant zaczepiał Szajbę co widział przez okno. Ba! Widział Kompleksa! Poznał tą jego głupią, dżinsową koszulę i siedział obok klienta przyatakowanego... Znaczy który zaczepiał Szajbę. Więcej Przecinakowi nie było trzeba!

- Cześć Kompleks! Pamiętasz mnie?! - wrzasnął gdy przy stole podniósł się rwetest po akcji Jagódki. Ale wszyscy patrzyli na trzaśnętego kolesia pewnie nie spodziewając się takiego numeru od "takiej miłej, cichej dziewczyny". No to kurwa niespodzianka! A Przecinak nie pozwolił im wyjść szoku. Dokładniej jego but. Trzasnął podeszwą buciora w potylicę Kompleksa poazwalając by ego twarz zderzyła się z blatem stołu. - Zaczepiacie naszą koleżankę?! To kurwa zaczepiacie nas wszystkich! Poland Strooonk! - wydarł się Przecinak wezwaniem bojowym ich bandy. Za długo byli już grzeczni i czas było się rozruszać.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline