Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2017, 11:55   #498
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację

Alkohol miał to do siebie, że rozwiązywał ludziom języki i łagodził napięcie. Tym razem też tak było. Wystarczyło parę łyków wina, by Boomer przestała stać sztywno jak kołek i się rozluźniła. Odrobinę, ale zawsze coś. Ważne są początki, a po ciężkim dniu i jeszcze cięższej nocy, należała się im chwila oddechu. Savage przysiadła na masce terenówki i majtając wesoło nogami, słuchała zwierzeń na temat Paula. Uśmiechała się przy tym, kiwała głową, czasem też wzruszyła ramionami, biorąc czynny udział w snutej przez najemniczkę opowieści Tak, jeśli tylko chciał, Paul potrafił być uroczy… jeśli akurat obok nie znajdował się Hektor. Wtedy załączała się im odwieczna wojna i rywalizacja, ale sam na sam krótko wygolony brunet stanowił niezwykle wdzięczny obiekt do rozmów z nim… i o nim.
- On tak ma, czasem gada takie kołomyje, że uszy więdną, ale jest pocieszny... - przyznała rację, lecz nie rozwijała tematu, gdyż sama pod tym kątem nie miała czystego sumienia. Zamiast tego wyszczerzyła się wesoło, patrząc na rozmówczynię z uwagą - Każdy na kogoś pozuje, zwłaszcza w Det iw gangu. Na prawdziwego macho, nie umie inaczej. Taki jest, tak się wychował i to widział dorastając. Wiesz jak się ucieszył na tą kurtkę? Nie dlatego że fajna, wojskowa i w panterkę, o czym też wspominał, ale bardziej oczy mu się śmiały dlatego, że dostał ją od ciebie. Można lubić wiele dziewczyn, ale tylko te wyjątkowe się nosi na rękach i ratuje. Dba o nie i martwi, a on… przecież się nie przyzna, że na ciebie leci. Na pewno nie przy Hektorze, ale jeśli się go weźmie na bok, będzie się zachowywał normalnie. Tak jak fajny chłopak którym jest. I mądrym, zabawnym. Czasem męczącym, jednak w tym wypadku plusy całkowicie niwelują minusy - powiedziała tonem głębokiej konspiracji, szerząc siarę za plecami bledszego z Bliźniaków, gdy nie słyszał.

- Pewnie ma mnie za jakąś frajerkę, że mu tak za nic kurtkę dałam. - mruknęła cicho najemniczka patrząc gdzieś w dół swoich butów i od niechcenia rozgniatając jakiegoś robala. Obok cichego trzasku skorupki i niewielkiego kleksa i tak nadal kłębiły się dziesiątki, małych żyjątek. - Ale to czemu łazi z tym drugim głupkiem? Jak są obaj to już w ogóle… - zapytała i spojrzała pytająco na siedzącą na masce lekarkę.

- Dałaś mu ją jako prezent, z dobroci serca i troski - Savage zapatrzyła się na zabitego owada i kiwnęła ze świętym przekonaniem rudą głową - Nie uważa cię za frajerkę, jest mu bardzo miło. Teraz rzadko się dostaje prezenty, tym więcej więc one znaczą, zwłaszcza jak takie przemyślane, dobrane i jeszcze kozackie! Trafiłaś z nim prosto w dychę - mrugnęła wesoło, ale zaraz spoważniała - Trzymają się razem, bo dużo razem przeszli. Wiedzą, że mogą sobie ufać i polegać. To ważne… móc na kogoś liczyć, a to w Det bardzo… tam każdy każdego chce wyrolować. Samemu się nie przetrwa, smutno też tak… być wyobcowanym. Zobacz: wiesz że nawet jak będzie gorąco, Nix cię nie zostawi. Przyjaźń to bezcenna rzecz.

- Dałam mu ją bo wyglądał jak zmokły kociak. A żadnej nie miał. To szkoda mi się go zrobiło. No to mu dałam. Ale takie dawanie to teraz bez sensu. Ludzie mają cię za głupka. - wyjaśniła swoim nostalgiczno-pesymistycznym tonem. Milczała chwilę łykając z butelki trochę wina. Odstawiła szkło i zabrała się za łyżkowanie jakiejś konserwy. - Mógłby sobie znaleźć jakiegoś mądrzejszego kolegę. - podsumowała Pazur kręcąc lekko głową gdy przemyślała słowa lekarki o relacjach wiążących obydwu Bliźniaków. Porównanie do relacji jej z Nix’em chyba jednak dało jej jakąś skalę porównawczą choć Hektor zdawał się budzić niechęć jeszcze większą niż Paul. - A skąd wiesz, że mu się podobała? Powiedział tak? I nie mówił, że ma ją od jakiejś frajerki? Mówił coś o mnie? - Boomer zdawała się mówić mimochodem i o niechcenia ale z bliska Alice widziała jak czekając w napięciu na odpowiedź mięśnie szczęk zaczęły jej pulsować rytmicznie a skrobanie i stukanie łyżki o metal puszki stało się jakieś głośniejsze i mniej skoordynowane bo pełna łyżka jakoś zapomniała trafić do ust.

- Czasem dajemy coś za nic, tylko dlatego żeby zrobić przyjemność drugiej osobie którą lubimy. - lekarka uśmiechnęła się pod nosem - I to nie jest frajerstwo, w żadnym wypadku. To ludzkie… niezwykle miłe. Nie ma w tym głupoty, najpiękniejsze, najwartościowsze prezenty to te dawane od serca, nie dla zysku. Podobała to mało powiedziane. Cieszył się jak dzieciak, gdy ją zakładał. Pokazywał nam i ciągle o niej gadał, żebyśmy przypadkiem nie przeoczyli co za świetny prezent dostał. I cały czas się gapił na ciebie, gadał o tobie. Jaka jesteś sympatyczna i ładna. Ilekroć wychodził temat współpracy on chciał współpracować z tobą. Czasem człowiek nie musi mówić wprost, słowami. Robi to gestami, mimiką… zainteresowaniem. Gołym okiem widać, że mu się podobasz i bardzo cię lubi, bardziej niż inne dziewczyny. Wiesz… trochę go już znam i nigdy nie widziałam, żeby się tak zachowywał - przeszła w ton konspiracji - No mógł znaleźć… ale Hektor też nie jest taki zły… poza tym że zboczony do potęgi n-tej… ale to równy gość. Uczył mnie jak ściągać długi - uśmiechnęła się szerze na sam koniec.

- No tak ale… No wiesz jacy są ludzie. - Boomer pokiwała głową jakby niby się zgadzając ale jednak zdając sobie sprawę, że teoria rzadko idzie w parze z praktyką o tych prezentach, dawaniu i frajerstwie. Ale w miarę jak Pazur słuchała o tym jak i co Alice opowiadała o zachowaniu Runnera w golfie zaczynała się zachowywać coraz dziwniej. Twarz zaczęła szukać nie wiadomo czego czy kogo po podłodze, karoserii terenówki poszatkowanej przez odłamki i zarysowanej przez rozbryźnięte szkło, przez same robale co wyłaziły co chwila z tych dziur, po twarzy czy sylwetce Alice albo własnych dłoniach. łonie też wydawały się tracić koordynację i pewność ruchów jakie zazwyczaj cechowały Pazurów.
- Powiedział, że mu się podobam? Że jestem ładna? Tak powiedział? - Boomer nieświadomie poprawiło sobie pukiel włosów odsuwając go sobie za ucho i niezbyt skoordynowana dłoń zaczęła błądzić jej wokół twarzy. Sprawiała wrażenie jakby jakaś myśl czy pomysł który dotąd nie śmiał zakiełkować w jałowej krainie teraz wreszcie przebił się do nieba i światła słonecznego zwabiony deszczem odkładanych dotąd w kąt nadziei. Wyglądała jakby nie miała pomysłu co zrobić z twarzą, rękami i głosem więc w końcu sięgnęła po butelkę i upiła spory łyk. Opuściła szklane naczynie ale nadal trzymała ją za szyjkę na swoim udzie.
- A inne dziewczyny? Pewnie ma jakąś co? Pewnie dużo miał. - spytała ostrożnie i z kolejnymi porcjami obaw przed drążeniem tego nietypowego tematu. W końcu podniosła wzrok bezpośrednio na twarz Alice i posłała jej niepewne spojrzenie. - Ale ty chodzisz ściągać długi Alice? Jak taki egzekutor? - spytała poważnie też jakby obawiając się usłyszeć odpowiedź ale też i nie mogąc się jej doczekać.

- Ludzie nie żyją naszym życiem, chociaż czasem bardzo by chcieli. Lubią plotkować i snuć domysły, najlepiej o kimś innych: z nudów, złośliwości. Nie warto sobie zawracać głowy ich gadaniem. Niech spadają na bambus i pilnują własnego ogródka. To nasze życia i możemy z nimi zrobić co nam sie podoba… w granicach rozsądku, od osądzania jest Bóg - wzniosła na chwilę oczy ku sufitowi i po chwili powróciła nimi do twarzy Pazur - Jesteś śliczną dziewczyną, masz wielkie, piękne orzechowe oczy i świetną figurę: wysportowaną, sprawną. dobrze ci w mundurze, nadal wyglądasz w nim kobieco i lekko. Nie widzę w tym nic dziwnego, że się podobasz facetom, to zrozumiałe. Z tego co się orientuję Paul nie ma dziewczyny. Nie sypia codziennie z inną, nie zmienia ich jak rękawiczek - zamyśliła się i pokręciła głową ze śmiechem - Nie… nie egzekutor. Chłopaki mi tłumaczyli, raz wzięli na akcję żeby pokazać i na bieżąco przeprowadzać lekcję. Mówili co i jak się robi przy tym ściąganiu długów. Pokazywali, ale niczego ani nikogo nie kazali rozwalać czy zastraszać. Nie nadaję się do tego… ale i tak mnie niańczyli - rzuciła czułym spojrzeniem w parę kawalarzy, pajacujących przy vanie - Tak jak i wy… dzięki Boomer.

Wiadomość, że Alice jednak nie jest egzekutorem od ściągania długów Boomer chyba przyjęła z ulgą. Uśmiechnęła się i pokiwała głową jakby teraz jej samej ta myśl wydała się nonsensowna.
- Nie przejmować się ludzkim gadaniem? Co o tobie mówią? Weź, Alice… Nie mieszkałaś nigdy na wsi, co? - spytała patrząc na lekarkę i uśmiechając się smutno. - Zresztą Pazury też gadają. Wszyscy ludzie zawsze gadają. Dlatego no ciężko się nie przejmować. Zwłaszcza jak nie jesteś tak na dzień czy dwa. - dziewczyna z bezimiennej prowincji zwierzyła się ze swoich doświadczeń życiowych jakie nabyła przez lata tułaczki po kontynencie.
Pokraśniała na twarzy gdy usłyszała listę atutów jakie widziała w niej druga z kobiet. Spuściła wstydliwie oczy na swoje uda i przez chwilę bez większego sensu bawiła się korkiem od trzymanej butelki obracając go w palcach na różne sposoby. - I on nie ma dziewczyny? - spytała jakby chciała się upewnić i podniosła głowę przeszukując wzrokiem wnętrze garażu. Jej bystre oczy szybko zatrzymały się na utykającej sylwetce w wojskowej kurtce. Wyglądała jakby znów kłóciła się na śmieć i życie o coś z Latynosem w skórzanej kurtce. Nawet tutaj dochodziły ich podniesione, hałaśliwe głosy. Hektor chyba znów wygrał bo Paul zamilkł na chwilę czyli pewnie nie znalazł riposty na to o co się akurat żarli z Hektorem.
- On jak chce to jest bardzo sprytny. Zaszedł mnie tam na strychu. On i ta w czaszkach. Oboje. Nie słyszałam ich. Dopiero jak już byli w środku. A nie wiedziałam kto to. Strzelałabym. Zabiłabym go. Bo nie widziałam po ciemku kto to. Tylko cienie. Ale mnie podszedł. No i znów mi przylał. Dopiero wtedy go poznałam. Jak się zaczął tak głupio gadać jak zwykle. - twarz najemniczki znieruchomiała w zasępionym wyrazie twarzy gdy wspominała zdarzenia z dnia wczorajszego. Obserwowała w zamyśleniu jak w oddali Bliźniacy znów wznowili swoje niekończące się dysputy. Teraz pewnie jechali po Hiverze bo patrzyli w jego stronę, bezczelne i ironicznie uśmiechy nie schodziły im z twarzy tak samo jak skręty z ust.
- Ale pewnie chce się ze mną przespać i tyle. Jak każdy. Pewnie myśli, że jestem łatwa. No i znudzę mu się pewnie prędko. A ja już więcej kurtek nie mam, żeby mu dać. Swojej nie mogę mu oddać. - jej ramiona znów się przygarbiły tak samo jak twarz gdy wróciła do obserwacji zarobaczonego betonu przed sobą.
- Ale chyba przesadzasz, że podobam się facetom. Mnie to żaden nie zaprosi na drinka albo gdzieś zabierze. Albo coś da. Jak ten twój tobie. Tylko Nix. Nix mnie zawsze wszędzie wyciągał. Znaczy wiesz, tak jak normalne dziewczyny. A on tak głupio i tyle gada ale na razie nigdzie mnie nie zabrał. I zobacz teraz też z tamtym gada a nie ze mną. - Pazur poskarżyła się wracając do swojego pesymistycznego przygnębienia które jednak zdawało się mieć jakieś szczeliny nadziei tu i tam gdy tak mówiła i słuchała co rudowłosa kobieta ma do powiedzenia na jej temat, na temat Paula, Hektora i całej reszty.

Ruda dziewczyna westchnęła, wieszając wzrok na własnych dłoniach. Tak, ludzie byli tylko ludźmi i zawsze gadali.
- Nie zamkniesz nikomu ust, ale nie ma co brać do siebie każdego nonsensu pod naszym adresem. Ludzie gadają żeby bolało, żeby wyszydzić. Poczuć się kimś lepszym, pogrążyć, zdyskredytować. Jeśli żyjemy razem z nimi możemy… spróbować zmienić ich podejście. Pokazać, że się mylą, nie mają racji. Udowadniać to aż zamkną usta i przestaną… chociaż na chwilę przeszastaną wymyślać kocopoły. Grunt bo być sobą, nie kimś na pokaz. Takim, jakbym chce nas widzieć reszta, nieważne rodzina, przyjaciele. Ci prawdziwi doceniają prawdę, nie wygodne kłamstwa i iluzje. A prawda w końcu wychodzi na jaw, karma wróci. Zło uczynione bliźnim zawsze do nas powraca - wzdrygnęła się, przywołując na twarz pogodną minę - Paul i Hektor są ludźmi Guido od zadań specjalnych. Tak… potrafią chodzić jak duchy i działają synchronicznie, jakby czytali sobie w myślach… przynajmniej podczas akcji. W innym wypadku wygląda to mniej więcej tak - machnęła ręką w kierunku Bliźniaków liżących rany i puszących się po kolejnej potyczce niekończącej się, brudnej wojny podjazdowej.
- A nie pomyślałaś, że boją się podejść, bo jesteś od nich lepsza w walce i mogą oberwać? - zaakcentowała pytanie uniesieniem brwi i kontynuowała - To nic złego, jesteś wartością osobą, nie musisz się przed każdym płaszczyć. Jak coś ci nie podpasuje, umiesz się bronić. Teraz… ciężko o romantyzm, niczym z książek czy filmów, ale zdarza się. Trzeba tylko.. dać mu szansę - na moment jej spojrzenie zrobiło się nieobecne, ręka automatycznie powędrowała do kieszeni i czarnej karty - Nie przesadzam, mówię co widzę i co myślę. Niczego ci nie brakuje, prócz wiary w siebie… niepotrzebnie. Nie dowiesz się co myśli, póki z nim nie porozmawiasz. Sam na sam, bez świadków… zwłaszcza Hektora. Odciągnę go na bok, postaram się aby jego uszy były zajęte - wyszczerzyła się wyjątkowo wesoło na myśl o terroryzowaniu Latynosa kolejną porcją… jakże ważnych i istotnych pytań - Wiesz, ciężko tak w środku walki gdzieś kogoś wyciągnąć, albo zaprosić. Ale po wszystkim, gdy wreszcie nastanie spokój? Jest tu podobno bar… i to nie zawsze facet musi zapraszać, kobieta też może, serio. Nie jest to nic dziwnego. Wystarczy trochę odwagi, a tobie jej nie brakuje. Niczego ci nie brakuje.

- No tak, tak… Ale to wkurza. I nic nie można zrobić. Znaczy ja nie wiem co. - Emma pokiwała smutno głową czując się chyba bezsilna w starciu z ludzkim obgadywaniem. Sama sprawiała wrażenie, że jest uwrażliwiona na takie gadanie, zwłaszcza gdy dotyczyło jej osoby ale i sama zwracała widocznie uwagę co, kto, o kim i jak mówi. Nie umiała widocznie sobie z tym poradzić i częściej wybierała bierność i frustrację niż walkę z ludzką gadaniną.
- To oni są specjalistami? Ten drugi też? - ciemne brwi skoczyły w górę gdy znów odnalazła wzrokiem parę Bliźniaków. Akurat w tej chwili wyglądali dość mało “specjalsowo”. Paul nawet z tej odległości i oświetleniu utykał ale mimo to obaj palili skręty i chyba znów się o coś darli łacha. Wyglądali jak klasyczni podpici gangerzy czy motocykliści, no Paul, ze względu na wojskową kurtkę trochę mniej klasycznie. Ale mało wpasowywali się w stereotyp komandosów czy członków sił specjalnych. Pazury były dużo bliższe takiego rysopisu. Boomer jednak raczej pytała pro forma niż by czekać na dodatkowe potwierdzenie od Alice.
- Ale ja bym chciała, żeby tak chociaż czasem jakiś podszedł i postawił drinka czy coś takiego. No przecież bym go nie lała w pysk za to. No ale masz rację. Wszystko przez to. - mruknęła rozżalona Pazur szarpiąc się lekko za front munduru i klepiąc leżący obok karabin. W takim zestawie wyglądała dość bojowo, jak każdy Pazur. Sprawiała wrażenie, że te pazurowe barwy też jej w takich chwilach ciążą.
- A on no wiem, wiem jak tu jest. - na chwilę podniosła znowu wzrok na roześmianego Bliźniaka. - Wiem, że teraz to nie ma jak ani gdzie pójść i w ogóle się dzieje. Ale tyle gada i takie głupoty no to przecież mógłby powiedzieć i taką. No wiesz, chociaż powiedzieć. Przecież wiem, że i tak by nic nie było. - jęknęła wciąż wpatrzona w gadającą sylwetkę. Do Bliźniaków doszedł Lenin z Tweety i zauważalnie zrobiło się tam głośniej, raźniej i weselej. Blondyna zajęła strategiczne miejsce obok Latynosa i nawet stąd było widać, że maśli do niego oczami i nie tylko.
- A potem to on pewnie z nimi wyjedzie w jedną a my z Nix’em w drugą stronę. - brunetka wyraźnie oklapła ramionami gdy widocznie zdawała sobie nadto boleśnie sprawę z realiów jakie ich otaczają. Zdecydowanie nie sprzyjających zapraszaniu obcych dziewczyn na drinka do baru.

- Daleko mi do taty, albo ojca Miltona, księdza który tu mieszkał, żaden ze mnie autorytet. Wydaje mi się jednak… ludziom nigdy nie zamkniemy ust. Część zawsze będzie gadać, a wiesz dlaczego? - zawiesiła w powietrzu pytanie, ujmując kobietę za ręce - Bo zazdroszczą, sami są słabi i się boją. Mają masę kompleksów, które tuszują nieudolnie rzucanymi oskarżeniami. Ciężko im przyznać się do własnych błędów, za to chętnie omawiają cudze, bo to prostsze niż wziąć własne lęki za kark i stawić im czoła. Ciężko udawać, że nas to nie obchodzi… nie wolno jednak pokazywać jak nas to rani, w ogóle obchodzi. Lepiej zbyć kąśliwe uwagi albo ciętą ripostą, albo parsknąć i wyrobić nawyk nieprzejmowania. Odbijać ich oszczerstwa od pancerza kultury… to bardzo irytuje. Gdy plują jadem, a napotykają się nie na łzy czy zgrzyt zębów, a ironię i uprzejme, pełne politowania uśmiechy. Nix chciał zostać Pazurem, jest nim. Spełnił swoje marzenie. Wspierałaś go w tym, nie opuściłaś w ciężkich chwilach. Osiągnął cel… ale jakie jest twoje marzenie? Mówiłaś o dzieciach, rodzinie… to piękne marzenie. - uśmiech lekarki zrobił się rozmarzony - Trzymać w ramionach własne dziecko, kłaść się obok ukochanego. Czasy są szalone, jednak póki mamy w sobie dość siły, aby wierzyć… marzenia się spełniają. Posłuchaj, to zabrzmi jak czyste szaleństwo, ale… w każdym szaleństwie jest cień rozwagi i sensu. Nie musisz być Pazurem, jeśli tego nie chcesz. Nix się nie obrazi, poza tym on ma swoje życie, ty swoje. Nie jesteś mu nic winna, masz własną wolę, plany i marzenia. Cel do osiągnięcia, pragnienia. Możesz być kim chcesz, robić co tylko zapragniesz. Poziom wyszkolenia, patent masz, bez problemu znajdziesz inną pracę. Sama napiszesz własny los i nie będziesz niczego musiała żałować.

- Tak ale jeden coś powie a reszta słucha i powtarza. I ja nigdy nie wiem co powiedzieć bo się wstydzę albo denerwuje. No i ja nie umiem mówić tak jak ty, Nix albo szef. Jestem tylko zwykła baba z lasu. - Boomer rozłożyła ramiona nie mając chyba pomysłu jak zastosować się do rady Alice.

Gdy dr. Savage wspomniała o planach, marzeniach, potrzebach i pełnej rodzinie, takiej z mężczyzna, kobietą, dzieckiem i wspólnym domem najemniczka prawie całkowicie znieruchomiała wpatrzona gdzieś w głąb mroków przeszłości czy niepewnej przyszłości. Trwała tak dłuższą chwilę. W końcu pochyliła głowę tak, że włosy opadły ciemnymi puklami na twarz. Dłoń powędrowała do twarzy gdzieś w okolicy oczu i coś starła. Po chwili siąpnął nos ale milczała dalej. W końcu sięgnęła po butelkę wina i łyknęła znów spory łyk.
- A daj spokój. - powiedziała odstawiając butelkę na podłogę terenówki. - Teraz jak wreszcie zostałam Pazurem? A kim miałabym być? Nie umiem nic innego. Tylko strzelać i skradać. Już próbowałam. I jako tropiciel, i myśliwy, i przewodnik, zwiadowca i najemnik. A Nix i szef mają rację. Pazur to jest ktoś. No wiesz, ktoś ważny, ktoś co coś znaczy, z kim się ludzie liczą. - mówiła powoli tłumacząc część swoich doświadczeń lekko pomagała sobie gestykulując dłońmi powolnymi, oszczędnymi ruchami.
- I nie miałabym zostawić Nix’a? No coś ty. Nie chcę. On jest taki… - Pazur przez chwilę szukała słów ale po chwili się poddała. - No sama wiesz… - powiedziała unosząc plamę twarzy w stronę lekarki i podając jej butelkę.

Patrząc na Boomer i słuchając jej, Alice pękało serce. Przerabiała w głowie dziesiątki odpowiedzi, rozpatrywała kolejne plany i ewentualności, kiwając głową i w pocieszającym geście zaciskając palce na obleczonym wojskową kurtką ramieniu.
- Trzymasz się Nixa, bo to jedyny facet który okazał ci serce. Tak, jest wyjątkowy i lojalny. To twój przyjaciel… ale nie zawsze będziecie pracować razem. Przydzielą was do różnych misji, on będzie się piął na szczeblach kariery. Ty możesz iść swoją drogą, jaką tylko chcesz. Nie zostaniesz sama… zostań z nami! - powiedziała nagle i aż zamrugała, lecz ciągnęła dalej - Z takim wyszkoleniem i zdolnościami nie będziesz szeregowym Runnerem, tylko od razu Guido weźmie cię do siebie. On docenia ludzi którzy coś potrafią. Będziemy rodziną, może trochę pokręconą i dysfunkcyjną… ale oni nie są źli. I też przestrzegają rozkazów, regulaminów… tylko trochę innych. Nikt nie powie ci, ani o tobie złego słowa, a jak powie to go chłopaki spacyfikują…Paul na bank! Runner nigdy nie jest sam, kto atakuje jednego, atakuje wszystkich… czy to słownie czy siłowo. Widziałaś… przyjechali po mnie, tyle ryzykowali… bo trzymamy się razem i nie zostawiamy swoich. Mają też lekkie podejście, nie obchodzi ich kim się było, co robiło wcześniej. Ma się czystą kartę, żadnych plot. Zresztą sama widzisz Bliźniaków, niby para pajaców, ale powiedzieli coś nieprzyjemnego? I byłabyś ze mną i Paulem. Paul umiałby zbudować normalny dom, taki prawdziwy. Miał taki, poznałam jego mamę, cudowna kobieta… i świetnie gotuje. Chodzące dobro. Ciebie też by polubiła! Dogadałabyś się z Krogulcem, u nas nikt nie nadaje się lepiej do precyzyjnej roboty niż on… ale jak przyjdziesz, to będziesz równie dobra, albo i lepsza! Bo jesteś świetna! I śliczna i odważna. Nie tylko z Pazurami trzeba się liczyć, zobacz jak Nowojorczycy kota dostają na samą myśl o ludziach Guido. Jest silny, ma silny oddział. Liczy się w mieście, a z nim ci, którzy za nim podążają. Poza tym… nie jesteśmy tacy straszni, a Nix nadal przecież może być twoim przyjacielem. Z ludźmi w skórach idzie się dogadać, spójrz - klepnęła się w pierś i wyszczerzyła wesoło - Dla każdego znajdzie się miejsce… i mogłybyśmy na bieżąco postarać się o dziecko, wyleczyć cię. Gdyby dolegliwości wróciły - zawsze masz pod ręką lekarza… i Paula. Widywalibyście się codziennie, mogli wyskakiwać do barów na drinki, albo włóczyć się na spacery. Też byłby szczęśliwy, jakbyś została z nami.

Baloniara milczała jak to często miała w zwyczaju. Milczała dłuższą chwilę gdy Alice mówiła o karierze w Pazurach jej i Nix’a, przydziałach i innych rzeczach.
- Szef nam obiecał, że będziemy służyć razem. Znaczy cała nasza grupa. - mruknęła cicho po tej przedłużającej sie chwili milczenia. Patrzyła znowu na robactwo biegające po podłodze i bez większego zaangażowania rozgniotła jakiegoś plastikowego karalucha.
Podniosła głowę wyżej by spojrzeć na kręcących się po garażu Runnerów. Akurat wyglądali teraz jak zwykła banda nicponi. Zwłaszcza Bliźniacy którzy wręcz w magiczny sposób generowali wokół siebie chaos i hałas. Teraz też akurat Tweety coś krzyczała na Paul’a i okładała go ręką czemu zażarcie dopingowali Hektor i Lenin. Nie wiedziały o co poszło ale nawet te okładanie wyglądało stąd jakoś tak mało poważnie i zabawnie. Patrzyła jakby oceniała jakby tam miałą pasować. W porównaniu do hałaśliwych i żywiołowych Bliźniaków zdawała się być powściągliwa i cicha więc jakby z kompletnie skrajnego krańca skali ludzkiej natury by ich robiono.
- No przyjechali po ciebie ale ten twój to pewnie ktoś ważny. No a ja to widzisz, nie jestem taka jak ty. Nie umiem tylu rzeczy. - w głosie Pazura dało się słyszeć powątpiewanie, niepewność i jakby cień nadziei.
- Paul ma mamę? - spojrzała prosto na twarz Alice jakby chciała się upewnić czy się nie przesłyszała. Ten fakt wydawał się jakoś szczególnie ją poruszać. - Ja też umiem gotować. W domu gotowałam. Bo ja jestem taka dziewczyna z lasu. No to musiałam. Lubię gotować. Znaczy jak jest co. Bo jak nie ma no to nic fajnego tak patrzeć na puste gary jak wiesz, że będą puste bo nic nie masz. - zwierzyła się, kręcąc trochę głową w takt swoich myśli.
- I myślisz, że on by tak mógł? Tak w domu ze mną? Wiesz no tak… No wiesz, jak normalni ludzie. Bez tego chodzenia na Pustkowia i głupot. - znów spojrzała na lekarkę czekając na jej opinię co do swoich szans z Paul’em na normalne życie.
- Z Nixem no tak… Ale… Ale ja bym wolała być z Nixem… Ale on mnie nie chce… Tylko tak jak kumpelę… Raz tylko się całowaliśmy… Wtedy jak się pobił za mnie… Ale to też ja go pocałowałam pierwsza… A potem już nie… Pewnie się wstydzi mnie… Bo ja nie jestem taka jak ty albo tamta w czaszkach… Ja tak nie umiem jak wy. Tylko strzelać umiem. - brunetka chyba była bliska płaczu bo chodź nie widać było jej twarzy przez opadające pukle włosów to jednak słychać było to w jej głosie. Znowu siąpnęła kilka razy nosem i dłoń chwilę gmerała przy jej twarzy.

Zadziałał odruch. Zwykłe ludzkie współczucie dla drugiego człowieka i zrozumienie co znaczy nie pasować, odstawać. Drobne ramiona wystrzeliły do przodu, otaczając drugą kobietę i przyciskając do niej lekarkę.
- Gdybyśmy wszyscy byli identyczni, świat stałby się nudnym miejscem - mruczała łagodnie, kołysząc powoli sobą i najemniczką - To właśnie ta różnorodność czyni życie pięknym, pasjonującym. Nadaje mu barw, smaku i intensywności. Różnimy się i przez to uzupełniamy. Nie istnieją ideały, biegłe w każdej możliwej sztuce, nie da się nauczyć wszystkiego. Jesteśmy dobrzy w jednym, drugie nam nie idzie... ale wtedy możemy znaleźć kogoś, kto wesprze nas w sprawach, jakich nie ogarniamy. My za to możemy go wspierać w sytuacji pokrewnej. Jedni umieją leczyć, inni strzelać, a jeszcze inni polować. Trzymając się razem zyskujemy większe szanse na przetrwanie, odnalezienie swojego miejsca na ziemi: może odrobinę przykurzonego, lecz szczęśliwego. Przy ludziach, którym na nas zależy i na których nam zależy. Szef ma nad sobą swojego szefa, Nix też kiedyś nim będzie. Takim szefem, kimś ważnym. Będą go zabierać na narady, trzymać w sztabach i wciągać w planowanie. Ma swoje życie, ambicje. Kiedyś wasze drogi się rozejdą. Jest wyjątkowy, fakt. Przyzwyczaiłaś się do niego, bo czujesz się przy nim bezpiecznie. Ufasz mu, wiesz że możesz na niego liczyć... ale nie tylko na niego. Ludziom daleko do samotnych wysp, w pojedynkę... ciężko, pusto - w głos rudzielca wkradł się smutek, gdy wskazała dyskretnie brodą na rozwydrzoną grupkę
- Myślisz, że do nich pasowałam? Z tym niezrozumiałym gadaniem, kompletnie sprzecznym światopoglądem? Brakiem choćby cienia umiejętności bojowych? Przeświadczeniem, że ważniejsza od argumenty siły jest siła argumentu? Pokój zamiast wojny, litość zamiast agresji? Sprawiałam problemy od pierwszego dnia, uciekałam, marudziłam, smędziłam... byli cierpliwi, nie pospieszali. Dali czas na aklimatyzację, oswojenie. Niczego nie wymuszali na siłę. Leczę i gadam... a co poza tym? Nic nie umiem, nie wezmę strzelby i nie stanę w obronie najbliższych, nie ocalę ich jeżeli zacznie się walka... pod tym kątem jestem bezużyteczna. Nawet nie masz pojęcia jak ci zazdroszczę - przywołała na twarz cień uśmiechu.
- Popatrz na siebie: dzielna, samowystarczalna, przystosowana do współczesnych realiów... i jeszcze gotować umiesz. Wykarmisz siebie i rodzinę, obronisz ich, ochronisz w razie konieczności... umiesz tu żyć. Nie trzeba cię niańczyć, pilnować i szukać, bo zgubisz się na prostej drodze. Postaw mnie przy garach, a podpalę siebie i najbliższą okolicę. Będziemy chodzić głodni, o ile uciekniemy z pożaru. Jedyne co mogę to... próbować tłumaczyć, prosić o rozwagę. Znaleźć... alternatywę dla konfliktu zbrojnego. Nie zawsze się udaje, ludzie sięgają po broń... a wtedy już nic nie zdziałam. Ty byś mogła, stanąć z ramię przy ramieniu i walczyć. O to, co się liczy. Różne metody, ten sam cel. Nie patrz na wady, skup się na zaletach, a tych w tobie od cholery. Nie baba z lasu, Boomer. Emma. Nikt się ciebie nie wstydzi. Jeden durny klecha z kompleksem wielkości gadał bzdury. Nie znał cię, chciał poprawić własną samoocenę. Wszystkim nie dogodzimy, niech wichrzyciele topią się we własnym jadzie. Bądźmy ponad to, stać nas na więcej niż ich. Ciebie stać na więcej i jesteś więcej warta od nich. Wiem co mówię, znam się na ludziach. Szef się o to postarał. Szkoli i tyra wszystkich równo, nawet swoje dzieci - pozwoliła sobie na żart i znów wskazała brodą epicentrum chaosu w skórzanych kurtkach
- Po ciebie też by przyjechali, z sympatii, oddania. Bo tak trzeba. Kto tyka kogoś z rodziny, rusza całą rodzinę - zacisnęła mocniej ramiona - Nie trzeba pajacować, aby być dobrym Runnerem. Taylor jest poważny i groźny, jego żarty się nie trzymają. Jednooki profesjonalny w każdym calu - mało gada, ale gdy bierze się za pracę nie ma przebacz. Gang to zbiór najróżniejszych osobowości, charakterów. Milczków, ponuraków, szczekaczy, cwaniaków. Lekkoduchów i tych poważnych. Tropicieli, żołnierzy, saperów i jajogłowych. Miejsce znajdzie się dla każdego, dla ciebie również. Od gadania masz mnie... tak, Paul ma mamę. Poznałam ją przed odjazdem. Nakarmiła nas, zapakowała naleśniki na drogę... żebyśmy nie byli głodni. Jest... jak mama, taka normalna. Czytała mu bajki gdy był mały, martwi się o niego... płakała gdy odjeżdżaliśmy - odebrała Bommer butelkę i pociągnęła zdrowo z gwinta.
- Runner może mieć dom: ciepły, rodzinny. Paul taki ma, wiedziałby jak go zbudować, utrzymać... i gdybyś tu była, mogłabym cię prosić abyś nauczyła mnie gotować... i nikt by nie mówił jadowitych bredni. Gdyby próbował Taylor ma wprawę w ręcznym tłumaczeniu wszelkich nieścisłości. Paul też nie pozostanie bierny... i Hektor... i ja! Guido też, słyszałaś jak zakręcił temat, że nagle różowa bryka nie jest synonimem siary albo wstydu, tylko specwozem. Kwestia... podejścia i argumentów - pokiwała energicznie głową, aż rude kłaki zafurkotały w powietrzu - Krzywda wyrządzona bliskiemu to krzywda wyrządzona nam, a ty już jesteś rodziną.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline