Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2017, 12:10   #43
Lunatyczka
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Nie była w stanie zapanować nad drżeniem mięśni, które próbowały wytworzyć trochę ciepła. Podkuliła nogi i objęła je rękoma, podciągając pod brodę. Patrzyła prosto przed siebie na Deana, starając się ocenić jak się trzyma, co jednak nie miało najmniejszego sensu biorąc pod uwagę jej stan i zdolności umysłowe, w tej chwili. Zęby zadzwoniły, gdy otworzyła usta by jej odpowiedzieć.
- pi..ęć...met..r..r..ów.
Kalipso na chwilę rzuciła spojrzeniem na Dove, by zaraz odwrócić głowę tak, by "kątem oka" spojrzeć w dół. Obdarzona chwilę myślała nad możliwymi rozwiązaniami.
- Dobra. Uniosę was - zadecydowała. - Przemieniaj się, bo w tym tempie zamarzniesz - stwierdziła. - Ale po przemianie łap mnie za ramię. Sama mogę nie być w stanie cię utrzymać.
- Nie…- gdyby mogła pokręciła by głową, a tak jedynie zdobyła się na dziwny ruch jaki mógłby wykonać epileptyk podczas ataku. Roztarła dłońmi nagie ramiona. Kalipso nie byłaby w stanie unieść jej i Dena w formie zbroi, a Dove zdawała sobie z tego sprawę, nieważne, co Erika myślała. Jeśli już miało dojść do najgorszego, to lepiej by choć dwójka z nich przeżyła.
- JUŻ! - huknęła Kalipso gniewnie, niczym sztorm, który zapewne mogłaby sprowadzić samą myślą.
Panna Dove miała wiele godnych podziwu, jednak głupich cech. Żadna nie przynosiła jej jednakże tyle bólu, co przedkładanie dobra innych nad swoje własne. Choć mięśnie silnie drgały, a usta powoli siniały nie w głowie była jej przemiana. Krzyk Kalipso otrzeźwił ją na tyle, że przypomniała sobie o nie zamykaniu oczu. Nic nie odpowiedziała Erice nie chcąc tracić cennego powietrza i siły jakie jeszcze miała. Nie zamierzała jednak wykonać jej polecenia.

Sygnał przyszedł z innej strony.
- Skoro tak... - odezwał się Dean. Jego głos brzmiał, jakby wypowiadało się kilka osób. Wrócił do ludzkiej postaci patrząc na Jack. Natychmiast skulił się i kaszlnął silnie krwią. Kalipso o mało co go nie upuściła.
Kalipso wydała z siebie jakieś słowa w niezrozumiałym dla Dove języku.
- Nie bójcie się. Uniosę was - zapewniła ją powierniczka żywiołu, przechodząc na spokojniejszy ton głosu. - A pod nami jest mój świat. Zaufajcie mi. Mam sytuację opanowaną, ale z wami w ludzkiej postaci trudniej mi lecieć, bo jesteście za mali i za delikatni, żeby was trzymać! - na koniec wypowiedzi zdawała się coraz mniej panować nad złością.
- Prrrrze-emień...się - rudowłosa zazgrzytała zębami zmuszając się by coś powiedzieć. Patrzyła na Deana zaniepokojona, bo on w ludzkiej formie z raną, jaką zadał mu zamachowiec na pewno nie przeżyje.
- Ja... też - wyrzuciła w końcu z siebie i silniej roztarła ramiona. Usta miała fioletowe.
- Ty pierwsza - rzucił krótko i rozkasłał się. Krew ciekła mu już po brodzie i szyi. Teraz dopiero Jack zauważyła długą, białą bliznę zaczynającą się nad lewym łukiem brwiowym i ciągnącą aż za skroń. Wcześniej jej nie posiadał.

Jack zaklęła w duchu, jeśli ją oszuka to lepiej dla niego by tego nie przeżył. Kalipso poczuła zwiększający się na jej piersi ciężar, gdy rozdygotana Dove przybrała formę pięciometrowej zbroi.
Dean przemienił się w chwilę później. Miał teraz trochę ponad trzy metry wzrostu. Niewiele się zmienił w stosunku do poprzedniej formy zbroi. Z jego przedramion wystawały ostrza, które wcześniej posiadał steward. Nieprzyzwyczajony zarysował nimi trochę pancerz Kalipso.
- Sorry - mruknął, co ponownie zabrzmiało jaki kilka głosów na raz.
Kalipso pokręciła głową, nie decydując się na komentowanie ich zachowania. Trzymając ich mocno w ramionach, obdarzona szybciej zaczęła wytracać prędkość. Oboje jej pasażerowie poczuli na sobie przeciążenie jakie temu towarzyszyło. Gdyby byli ludźmi to mogłoby to się bardzo źle dla nich skończyć. Wyglądało na to, że dwie dwójki nie sprawiły większego problemu Erice, bo nawet nie zachwiała się gdy ciężar wzrósł. W końcu wciąż spadali.
- Jesteś głupi Deanie MacWolf – w zniekształconym głosie przypominającym jeden z tych, jakie można uzyskać poprzez przepuszczenie dźwięku przez syntezator mowy nie było słychać złości, wręcz przeciwnie.
- Erika, postaw nas jak najszybciej na ziemi, poradzimy sobie, a sama zajmij się Elliotem i nie nadwyrężaj ręki , proszę – położyła nacisk na ostatnie słowo.
- Decydowanie o tym co robimy pozostawisz mi - odparła jej Kalipso szorstko. - A teraz grzecznie będziecie się nie wiercić - dodała do obojga i natychmiast poczuli na sobie jak uścisk dłoni obdarzonej nieco zwiększył się.
- Twarde podłoże jest w tamtą stronę najbliżej - Dean wskazał ręką kierunek. Rzeczywiście na horyzoncie widać było zarys lądu.
Wzrok „dwójki” podążył za palcem Deana. Nie odezwała się jednak, instynktownie wyczuwała złość Kalipso i nie chciała jej już bardziej denerwować. Mimo to Jack poczuła się dotknięta oschłością Eriki. Ona nie była jej przełożoną, nie była kimś, kto powinien jej wydawać rozkazy i to w taki sposób. Postanowiła jednak całą uwagę skupić na Deanie, bo to jego miała pilnować, a jego galopujące myśli odrobinę niepokoiły obdarzoną.
Kalipso spojrzała ku lądowi. Chwilę myślała, próbując skojarzyć linię brzegową. Nic jednak nie przychodziło jej do głowy. Próbowała określić gdzie powinni byli być po ponad godzinie lotu, jednak i to, zważywszy na stan w jakim była gdy zapakowano ją do samolotu, na nic się nie zdało.
- To sprawdzimy co to za miejsce - stwierdziła, lecz można było odnieść wrażenie, że mówiła to do siebie.
 
Lunatyczka jest offline