Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2017, 16:38   #34
Kawalorn
 
Kawalorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwu
Po wątpliwej przyjemności grzebania się przy trupie w wilczym dole, ćwiartowania zwłok i dyskusji na temat odpoczynku i dalszej drogi Dragomir poprowadził grupę dalej przez las, wysyłając przodem psa. Całe szczęście, że to zrobił, bo gdyby nie ostrzeżenie Afera, wpadliby w łapska wielkich niedźwiedzi. Dragomir nieco skorygował trasę i, wiedząc, że ogar czuwa, pogrążył się w rozmyślaniach.

Zatem jest tu jakiś nekromanta. Z pewnością dla druidów wróg gorszy niż Bernetogh... a z tego, co powszechnie można było usłyszeć o tym typie, to również Dla Bernetogh jest to większy wróg niż druidzi. Jednak wiadomość od druidów została znaleziona przy ofiarach. Jeżeli więc list nie był fałszywy, nie było wątpliwości, że druidzi zwrócili się przeciw nim. Tylko że chyba wychodzi na to, że zaatakowali nie tego, kogo trzeba? Obcy namieszali, druidzi pomyśleli, że to wina Bernetogh, i zamordowali parę osób w odwecie...

Jak tylko druidzi zauważą (a może już zauważyli), co tak naprawdę jest zagrożeniem, wojna z ich strony nie powinna już grozić mieszkańcom miasteczka. A skoro atak druidów nastąpił w wyniku nieporozumienia, nie ma też za bardzo powodu do wszczynania wojny ze strony lorda... Tylko czy nieumyślność w spowodowaniu krzywdy całkowicie zwalnia z odpowiedzialności, a przynajmniej zadośćuczynienia wobec skrzywdzonego? Tu chodzi jednak o morderstwa... Dobrze by się bardziej zorientować w sytuacji.

Myśliwy rozejrzał się za Aldoną i zwolnił kroku, dając jej znać gestem głowy, że chce z nią porozmawiać.
- Mam pytanie - zaczął, gdy strażniczka podeszła. - Orientujesz się może, co straż ustaliła na temat ofiar tych napaści ze strony zwierząt? Byli tam miejscowi?
- Ci pokiereszowani, przy których był list? Jacyś podróżni; nie mieli przy sobie żadnych rzeczy, więc ciężko było określić skąd i po co szli. Pewnie ciała podrzucone - przecież zwierzęta im betów nie zabrały. Ale to tylko moje zdanie.
- odparła strażniczka.
- Czyli tożsamość ofiar nie została ustalona? Mają druidzi szczęście… Ale, oczywiście, tacy obcy też są pod ochroną prawa, prawda?
- Tak… przynajmniej dopóki są na terenie pod naszą jurysdykcją. A las, zasadniczo, takowym jest; przynajmniej w opinii komendanta.

Dragomir pokiwał głową.
- Dzięki za informacje. Wiesz, tak po prostu myślę o tej całej sytuacji… ale mniejsza. A tak przy okazji - ten twój pies to taki pies straży miejskiej, czy twój własny? Umie coś przydatnego, czy to tylko taki… hmm, towarzysz?
- To myśl, myślenie ma przyszłość, podobno. Tyle że nie w straży
- roześmiała się Aldona. - A Pieseł jest mój, choć niejeden chciałby się go pozbyć. Zasadniczo oddałam go kiedyś na szkolenie na psa bojowego, ale jakoś nigdy nie używał swoich umiejętności. W mieście sam jego wygląd wystarcza, by opryszki lały w gacie gdy ich ściga. Tutaj to co innego…
- A kto miałby chcieć się go pozbyć? - zdziwił się Łowczy. - No… w sumie oprychy to na pewno - uśmiechnął się.
- Moja matka, na ten przykład, jako pierwsza. Wyobrażasz sobie jak on cuchnie po wyjściu z kanałów? I wpuśc tu takiego do domu! - wyszczerzyła się Aldona, której najwyraźniej ten odór nie przeszkadzał. A przynajmniej nie bardziej niż potencjalny brak psa. Myśliwy roześmiał się.
- No tak… a szwędać się to on musi lubić również poza twoją służbą. Bo nie wiem, jak inaczej wyjaśnić to, że jakoś skumał się z Aferem.
- Nie zamykam go
- wzruszyła ramionami Aldona. Zresztą jak próbowała to po prostu rujnował komórkę. - A co, Afer to suka? Bo on to chyba pies… Nie sprawdzałam, pod tym futrem nic nie widać - uśmiechnęła się przepraszająco strażniczka, wykazując się rozbrajającą i całkowitą ignorancją w kwestii psiej fizjologii i zwyczajów. Dragomir wytrzeszczył oczy ze zdumienia i zerknął na Pieseła, który właśnie podlewał drzewo na wysokości głowy wyrośniętego sześciolatka. Zdecydowanie pies.
- Żadna suka, ani Afer, ani Pieseł. Psy też mogą się kolegować. A co do widoczności… nie wdając się w szczegóły, działa to podobnie jak u ludzi - Dragomir zamilkł na chwilę, zastanawiając się, jak to ująć. - Dzieci psów biorą się stamtąd, skąd ludzkie, i potrzeba do tego… podobnej budowy ciała w tej kwestii… - dokończył powoli. Aldona wyobraziła sobie kobietę rodzącą szczenięta i popłakała się ze śmiechu. No jak wychodzą stamtąd, skąd ludzkie… Kwicząc próbowała coś z siebie wykrztusić, ale w końcu zrezygnowała i ograniczyła się do wydukanego Aha…. A to ci dowcip!
- Taaa… - mruknął myśliwy, nie wiedząc, co w takiej sytuacji jeszcze powiedzieć, czując się przy tym niezręcznie.

Pieseł w tym czasie skończył swoje sprawy i podbiegł najpierw do Aldony, potem do Dragomira, by go dokładnie obwąchać z każdej strony. Sierściuch następnie stanął tuż przed dwójką ludzi domagając się… no właśnie, czego?
- Hmm… mogę mu dać żryć? - zapytał myśliwy. - Tak trochę.
- Chcesz to daj, tylko się potem nie dziw jak będzie za tobą łaził i wyrywał kanapki z rąk.
- kiwnęła głową Aldona, ocierając ostatnie łzy rozbawienia. - Przy jego gabarytach każde “trochę” to jest o “trochę” za mało.
- Ale ty chyba też dajesz mu jeść, więc nie uczepi się szczególnie mnie jak… no, rzep psiego ogona? A przynajmniej nie będę w tym osamotniony?
Aldona spojrzała na Dragomira i nie powiedziałą nic. Każdy, kto karmił Pieseła był sprzymierzeńcem i nie miała zamiaru zniechęcać łowczego do “oswajania” kundla w taki sposób.
-Karm go, karm… - rzekła w końcu gdy milczenie się przedłużało, a Pieseł wpatrywał się w dwójkę dwunogów coraz bardziej natarczywie. Może nie był najbardziej inteligentnym z psów, ale słowo “jedzenie” potrafił rozpoznać odmieniane przez wszystkie przypadki i stany ugotowania.
Dragomir spojrzał nieufnie na Aldonę. Chce go wrobić, psotnica jedna… ale rzeczywiście, myśliwy chciał nakarmić psa w celu niewielkiego oswojenia. “Trudno” - pomyślał. - “W razie czego zachęci się jeszcze Kobuza do oswajania”. Pocieszony tą myślą, myśliwy poluzował cięciwę łuku, schował go do swego specjalnego kołczanu, po czym zdjął plecak i otworzył go, przyciskając do siebie, aby przypadkiem pies nie próbował sam sobie “zapolować” na mięso w plecaku. Zawahał się jednak… ile by tu mu dać? Wreszcie, w obawie przed przejęciem inicjatywy przez Pieseła, wyciągnął porcję może nie na pełny obiad, ale na większą przekąskę.
- Masz, Pieseł - powiedział, rzucając mu jedzenie, po czym pospiesznie zamknął plecak i założył go na plecy. Kudłata bestia w try miga pożarła porcję i wyraźnie chciała jeszcze. Spróbowała nawet stanąć słupka, ale wielki zad przeszkodził.
- Teraz chyba nie dziabnie, jak go dotknę, co? - zapytał myśliwy.
- E skąd. Wcześniej też by nie dziabnął - odparła z rozbawieniem Aldona, ciekawa jak Dragomir rozwiąże problem proszących ślepiów. Sama pierwsza potarmosiła Pieseła po skołtunionym, pełnym liści i patyków futrze. - A twój gryzie obcych?
Myśliwy również zatrzymał się na chwilę i schylił się do psa.
- Dobry Pieseł, dobry - powiedział pieszczotliwe i poczochrał psa po grzbiecie, udając, że nie rozumie jego proszącego spojrzenia mówiącego “Pewnie, że dobry. A teraz daj żreć!”. Po chwili wstał i ruszył dalej.
- Afer może potarmosić dla zabawy. Nic groźnego, choć może być wkurzające. Raz jeden człowiek tak się na to pieklił na oczach rozbawionej grupki, gdy ten go tarmosił za nogawkę… że aż nadałem mu imię Afer, od “afery”, jaka tam była. - uśmiechnął się, po czym spojrzał na Pieseła. - Chcesz jeszcze?
Pieseł szczeknął i zamarł w oczekiwaniu na rzut kotletem.
- On zawsze chce. Jest nienażarty. Jak mu nie dasz to pewnie będzie wył.
Dragomir znów schylił się i poczochrał psa po grzbiecie.
- No masz, masz, piesku, masz - powiedział równie pieszczotliwie jak przedtem, po czym z satysfakcją i uśmiechem ruszył dalej. Pieseł też, po czym zabiegł mu drogę i usiadł, zamiatając ściółkę ogonem.
- Ale ty jesteś pieszczoch! - zawołał myśliwy, pogłaskał pospiesznie Pieseła i ominął go. Spojrzał następnie na Aldonę, mówiąc z rozbawionym wyrzutem:
- Specjalnie to zrobiłaś!
- Ja? Sam zaproponowałeś
- niewinnie oświadczyła Aldona, po czym pchnęła mocno Pieseła, który znów rozsiadł się na trasie przejścia myśliwego. - Nie nawiązuj kontaktu wzrokowego, to za chwilę… dłuższą chwilę sam się odczepi - doradziła litościwie.
- ”Karm go, karm”, usłyszałem niedawno takie słowa - odparł aluzyjnie Dragomir, wciąż się uśmiechając, po czym dodał - Ale dzięki za radę.

* * *

W wyniku "psich pogawędek" Dragomir nie myślał już na razie o druidach. Natomiast około dwie godziny po opuszczeniu polany myśliwy, znów z łukiem w ręce, wysłał Afera na zwiad jeszcze raz, aby móc znaleźć już miejsce na odpoczynek. Nagle usłyszał, jak ktoś coś krzyczy. Było to chyba jakieś zdanie, choć myśliwy nie zrozumiał ani słowa. Zdezorientowany, rozejrzał się po pozostałych członkach drużyny.
 

Ostatnio edytowane przez Kawalorn : 03-02-2017 o 16:40.
Kawalorn jest offline