Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-05-2007, 12:06   #20
Macavity
 
Reputacja: 1 Macavity nie jest za bardzo znany
*DARK SIDE* Aristea' Ira Cruenta

Wiedział, że tak to się skończy... Wiedział, że nie mają szans... A mimo wszystko rzucił się do przodu, ciągnąc ich za sobą. Bo wierzył... wierzył, że nie wolno się poddawać. Nie takim ludziom, jak Asajj. Nie mogli wygrać bitwy o śmierć i życie z tak potężnym przeciwnikiem. Ale mogli wygrać bitwę o godność. Ale czy ją wygrali...? Nie potrafił powiedzieć.

Próbował wstać... mimo przejmującego bólu w lewej ręce, poparzonej od eksplozji miecza i pogruchotanej gigantyczną falą mocy, próbował wstać. Szukał wzrokiem miecza. Oślepiony bólem nie zauważył, że walka dobiegła już końca. Nie zauważył, jak Asajj podchodzi w jego stronę i nie zauważył, jak podnosi nogę.

Kopnięcie w lewy bark posłało go w ciemną, lepką nicość.

Światło i Ciemność. Lód i Ogień. Wirujące barwy... Zastygła w czasie szarość. Obrazy i głosy...

"Trzymaj się, maleńki... Będzie dobrze." Czyj to głos? Kobiety? Mężczyzny? O czym mówi? Co ma być dobrze? "To beznajdziejne. Zostaw go, on już jest martwy. Nie przeżyje, podobnie jak jego matka." Matka...? "Nie! Musimy robić, co się da! On może przeżyć! Znane są takie przypadki!" Przypadki? "Tak. Jeden na tysiąc przeżywa tą zarazę. Obejrzyj się, głupia! Z całego klanu zostało kilkanaście osób! Im możesz jeszcze pomóc! Wstawaj!" "Nie!!! Nie zostawię go! Trzymaj się, maleńki... Będzie dobrze. Bądź silny... spokojnie..."

"Spokojnie, Loku." śmiech i twarz starego Linca. "Jeśli chcesz być dobrym linoskoczkiem, nie możesz się poddawać i ryczeć, kiedy tylko spadniesz.Życie jest pełne upadków. Mężczyznę poznajemy po tym, że wstaje z każdego.A spokój i równowaga pozwolą ci ograniczyć ich ilość."

- W...w... wiem...
Szept, czy też charkot. Bardziej realny, niż głosy. I stokroć bardziej bolesny.

Błyski metalu w sali treningowej statku Vates'a Iry. "Wstawaj, mały! Jeszcze raz! Nie widzisz tego, że gdy jesteś wściekły, popełniasz idiotyczne błędy? Wojownik nie może dawać się ponosić emocjom. Bo następna walka w gniewie będzie jego ostatnią." Cisza. Jedna z tych częstych chwil ciszy. I bardziej świadomość, niż odczucie szorstkiej ręki najemnika na ramieniu. "Aristea'... Chcę, żebyś żył. Chcę, żebys dożył spokojniejszych czasów. Bo ja już nie mam co na to liczyć. Ale, żeby żyć, musisz walczyć. Z przeciwnikiem... i sam ze sobą."

Przebłysk świadomości. Niepasujący do obrazu ból w ramieniu... i pieczenie łez w oczach.

"Wyzwól swoją złość! Wyzwól gniew, a on da ci potęgę! Potęga nienawiści nie ma sobie równych." To mówi ten mężczyzna w czarnych szatach... "Daj się ponieść furii, a ze zwykłego śmiecia staniesz się taki, jak ja!"

-Nie... nie chcę być... taki, jak ty...

Przez wargi leżącego na piasku Aristei' przecisnął się ten szept. Szept przestraszonego i krzywdzonego dziecka, które nie ma już siły płakać. Dokładnie, jak wtedy...

Kolejna fala bólu przywołała go do rzeczywistości. Otworzył oczy. Nie wiedział, jak długo był nieprzytomny. Wielka, dymiąca rana, jaka została z jego lewej ręki, była ciągle gorąca... I oni dalej leżeli na ziemi, więc chyba niedługo...
Właśnie! Co z nimi...? Próbując ignorować ból, powoli i z wysiłkiem zaczął czołgać się w stronę leżącej bliżej dziewczyny. Wspólna walka zbliża ludzi. Lecz, choć Aristea' uczestniczył w walkach już nieraz, jeszcze jako dzieciak, po raz pierwszy czuł niepokój. Każdy ruch trwał nieskończoność. Na szczęście nie było ich wiele potrzeba... Wyciągnął rękę i dotknął, bardzo delikatnie, jej ramienia. Jego głos był cichy i przepełniony bólem. Bark palił go, jak żywy ogień.

- Ej, ruda... żyjesz?
 
Macavity jest offline