Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2017, 20:51   #93
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
W sumie nawet już nie zdziwił się na widok niewielkiej istotki obdarowanej skrzydełkami niczym motyl. Jakimś sposobem przyzwyczajał się. Stawało się to dla niego normalne, wbił sobie do głowy, że to są jakieś fantastyczne wariacje niczym z bajek dla dzieci. Nie, nie dla dzieci. To z czym miał tutaj do czynienia to były raczej jak baśnie dla dorosłych. Potrafiły być piękne jak ta mała istota niedaleko niego i przerażające jak ten Łowczy będący na jego tropie.

- Tak Dzwoneczku. Zgubiłem się i dodatkowo chciałbym się ukryć - pokazał palcem w kierunku zbliżającego się Łowcy i jego kamratów - I mam jeszcze wiele pytań do zadania, na które chciałbym uzyskać odpowiedzi - dodał po chwili

Jakoś tak nazwanie tej istotki “Dzoneczekiem” przyszło mu łatwo, instynktownie. No bo z czym innym mogła się skojarzyć ta istotka. Kurdę on prawie latał, więc był niczym Piotruś Pan.

“I jeszcze to moje wdzianko, choć nie zielone. Niczym Wieczny Chłopiec” - rozważał w myślach.

- Dzwoneczek? - zdziwiła się mała kobietka. - Nie nazywam się tak. Potrzebujesz kryjówki? To dobrze się składa. Znam ten las jak nikt inny. Chodź. Pokażę ci miejsce, gdzie nikt cię nie będzie szukał.

- A jak się nazywasz? - ruszył za nią - W sumie głupie jest to, że idę za Tobą choć nie wiem kim jesteś i jakie masz zamiary. Nie pozostaje mi jednak nic innego jak ci zaufać - rozważał na głos.

- Tyś wielki chłop, ja mała sylfida - zachichotała jak podlotek. - Cóż mogłoby się wydarzyć. Złego lub dobrego? Frywolnego lub nie frywolnego? - leciała machając skrzydełkami, jak motyl lub dziwaczna efemeryda motyla. - A nazywam się Trikia. Trikia Wunderschettel.

- Nie obrazisz się jak zostaniemy przy Dzwoneczku? Jeżeli mogę się tak do Ciebie zwracać - Tobias rozglądał się często za siebie starając się wypatrzyć czy Łowca nadal podąża jego śladem. Szedł za Sylfidą ufnie choć mogło się okazać, że idzie jak baran prowadzony na rzeź - Dokąd idziemy?

- Do kryjówki, panie Dyndadło – rzuciła krótko latająca istotka, chrzcząc Tobiasa nowym mianem

Cyrkowiec się uśmiechnął i prawie wybuchnął śmiechem na głos.

- Ok. Zasłużyłem. A ten Dyndadło to za co? Za ładnie brzmiącego Dzwoneczka? - mimo wszystko ściszył lekko głos, bo cholera wie jak tam w jego wymyślonym narkotycznym świecie niesie się dźwięk - I dlaczego Dyndadło? - nie przestawał się uśmiechać.

- Ja Dzwoneczek to ty Dyndadło. Masz bardzo obcisłe gatki, panie kolorowy.

Latające stworzenie prowadziło szybko, szybując między drzewami. Las zmieniał się w coraz gęstszy matecznik. I coraz ciemniejszy. Teren robił się też wilgotniejszy. Po chwili stanęli nad brzegiem rzeki i Trikia poszybowała na drugą stronę.

“Cholera” - Tobias zatrzymał się przed wodą patrząc w jej nurt. Otaczały go piękne kolory i cuda przyrody. miejsce w którym można było się zakochać.
“Nurt na środku jest całkiem szybki. Z brzegu nie wygląda na głęboką ale dalej to cholera wie. Wolałbym też nie być mokry. Zrobić to czy nie….?” - myślał intensywnie a latająca mała Sylfida zatrzymała się i przypatrywała się mu zaciekawiona z drugiego brzegu rzeki.
Akrobata cofnął się by wziąć rozbieg. Wziął głęboki oddech. Sapnął. Ruszył sprintem w kierunku rzeki. Tuż przed samą jej taflą skoczył i……

Poszybował nie gorzej niż jego przewodniczka skokiem długim na dobre dziesięć metrów. Bez większego problemu wylądował na drugiej stronie rzeki. Stopy zapadły się w rozmiękły brzeg. Uśmiechnął się patrząc na pozostawiony za sobą odcinek. Zaczynało mu się to wszystko podobać.

“Śnie trwaj”

- No dobra Dzw.. Trikia - poprawił się szybko nie chcąc być nazywany przez dziewczynę Dyndadłem - możemy ruszać dalej. Opowiesz mi coś więcej o Sylfidach? Nie wiem nic a nic o Was.

- Nie wiesz nic - w głosie małej istotki pojawiła się kpiarska nutka. - Jesteśmy najpotężniejszym ludem w Dominium. Niech nie zmyli cię nasz wzrost. Nasz spryt, wdzięk i inteligencja nie mają sobie równych. A magi boi się sam Maska. Tylko tego mu akurat nie powtarzaj, dobrze.

Za ich plecami rozległ się dziwny dźwięk. Jak zawodzenie kundla lub granie na jakimś instrumencie dętym.

- Łowca Maski poluje na ciebie - stwierdziła spokojnie. - Przyzywa duchy. Niedobrze. Niedobrze. Jak mówiłeś, że się nazywasz panie kolorowy?

- Tobias Greyson Pani piękna - z lekką obawą patrzył raz za razem za siebie - Czym albo kim jest ta cholerna Maska - mówił na tyle cicho by słyszała go jedynie skrzydlata istotka - I o co chodzi z tym przyzywaniem duchów? To one mają mnie znaleźć? Jak do jasnej cholery można się schować duchom? I skąd on bierze na to zdolności? Z cholernych rogów? - Tobias zasypywał pytaniami Trikię jakby ta stanowiła źródło wiedzy wszelakiej. Chciał jednak dowiedzieć jak to wszystko działa. To był jego sen i to powinny być jego zasady

- Dużo gadasz, panie Tobias. Mniej gadania, więcej machania skrzydłami, jak mawiała moja mama. - Zaśmiała się. - Kim jest Maska to przecież każde dziecko w Dominium wie, że nie wiadomo kim jest Maska. Dobra. Przebieraj nogami szybciej. I uważaj. Teren jest zdradziecki.

Weszli pomiędzy starodrzew. Przez gęstwę liści nad ich głowami przebijały się strumienie słonecznego światła, ale las tonął w chłodnym półmroku. Triki leciala szybko, zwinnie omijając przeszkody. Pomiędzy krzaki, drzewa i pola paproci. W pewnym momencie znikła Tobiasowi z oczu.

Tam gdzie było można, to znaczy tam gdzie teren pozwalał Tobias biegł lub podbiegał, ale niestety utrudnienia terenu głównie były dla tych chodzących a nie latających. Koniec końców zwolnił i zgubił Sylfidę z oczu.

“To przez to cholerne patrzenie za siebie straciłem ją z oczu” - obwiniał się w myślach

- Trikia - starał się dziewczynę nawoływać tak cicho jak tylko wydawało mu się to dopuszczalne by nie słyszał go nikt umiejscowiony daleko za nim - dziewczyno gdzie jesteś?

Odpowiedziała mu cisza i szmer drzew jak również coraz bliższe granie tego dziwnego instrumentu. Las pociemniał jeszcze bardziej, jakby gdzieś wysoko, nad starodrzewem, gęste chmury przesłoniły słońce.

“Kurwa jego mać” - przeklął w myślach. Nie wiedział gdzie jest, nie wiedział gdzie ma iść, wiedział, że został sam i że jest ścigany. Na początku poczuł panikę, potem spacyfikował się w myślach i zmusił ciało do ruchu. Nie będzie tutaj stał i czekał, aż go dopadną.
“Dam sobie radę. Dam sobie radę” - powtarzał w kółko idąc przed siebie. Kiedy coraz trudniej się szło bo robiło się coraz ciemniej Tobias postanowił jeszcze raz spróbować nagiąć prawa fizyki do swojej woli. Ponownie jak przy skoku na dach, jak przeskakując przez jezioro chciał zmusić miejsce w którym się znalazł, żeby uwierzyło, że on Tobias Greyson cholerny cyrkowiec bez lęku wysokości wzbije się wskoczy, jakkolwiek to można nazwać i sięgnie wyższych parti drzewa a potem niczym niektóre zwierzęta będzie się przemieszczał od drzewa do drzewa z dala od ziemi, tak jak lubił, na wysokości.

Nim to jednak zrobił usłyszał głos swojej przewodniczki

-Hej, zgubiłeś się panie pierdoła? - pojawiła się z dziupli rozległego, na pół spróchniałego drzewa. - Wchodzisz?

Odetchnął.

Zauważalnie.

- Ano zgubiłem się. Zniknęłaś tak nagle - przyjrzał się drzewu i spojrzał wokół siebie - pewnie, że wchodzę

“Nie mam innego wyjścia” - pomyślał

Wszedł
 
Sam_u_raju jest offline