Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2017, 13:51   #234
Molkar
 
Molkar's Avatar
 
Reputacja: 1 Molkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputację
Konrad uciekał co sił w nogach przed pogonią. Początkowo było prosto gdyż zwinny łowca sprytnie wykorzystał zamieszanie a następnie korzystając ze swoich umiejętności jeszcze bardziej zwiększył dystans do goniących. Łowca pomimo swojej zwinności, bardzo szybko się męczył, dlatego też nie miał zamiaru uciekać w nieskończoność. Postanowił zatrzymać się i w dość sugestywny sposób pokazać że jest znakomitym łucznikiem. Zatrzymał się w dogodnej pozycji i wycelował w pierwszą z goniących go osób. Mężczyźni widzieli że łowca do nich celuje, lecz opierając się na swoich doświadczeniach wiedzieli że póki co strzelanie nie ma sensu. I to ich zgubiło, w sensie jednego z nich. Strzała wypuszczona przez Konrada wbiła się w głowę, a dokładnie w oko łucznika zabijając go na miejscu. Bezwładne ciało przeturlało się jeszcze kawałek i padło w śnieg. Reszta mężczyzn przebiegła jeszcze kawałek po czym stanęła jak wryta zastanawiając się nad tym co właśnie zaszło, wyglądali na bardzo zdziwionych. Ta chwila zawahania z ich strony dała Konradowi chwilę czasu aby sięgnąć po kolejną strzałę i posłać ją w kierunku napastników. Niestety tym razem strzała zraniła tylko dotkliwie policzek jednego z nich.

- cholera - wymamrotał łowca pod nosem widząc jak strzała zdołała tylko rozharatać dotkliwie policzek napastnika.

Strzał ten wyrwał z zaskoczenia resztę mężczyzn co sprawiło, że większość schowała się za dostępnymi osłonami i do jego uszu doszedł krzyk

- Wyjdź do nas tchórzu, pokaż się, walcz jak mężczyzna - krzyknął jeden z nich nie zdając sobie sprawy z tego iż łowca może być dużo dalej aniżeli wskazywałby zasięg łuku.

Jeden z nich stracił nerwy i zaczął uciekać w stronę wioski zamiast chować się za osłoną co sprawiło, że był dość łatwym celem dla Konrada który postanowił to wykorzystać. Naciągnął cięciwę, wycelował dokładnie w przeciwnika po czym oddał strzał. Strzała przecięła świstem powietrzę przebijając kark celu, ten krztusząc się krwią padł twarzą w śnieg barwiąc go na czerwono. Po celnym strzale łowcy, mężczyźni zamilkli, również żaden z nich się nie ruszał, a przynajmniej tak się zdawało.
Osiągnął to co chciał, goniący go wieśniacy teraz leżeli pochowani i srali w gacie. Czekając chwilę aby upewnić się, że zaraz nie wyskoczą aby się do niego zbliżyć postanowił odszukać Maxa i łowcę z wioski, widział ich tylko jak wychodzą z wioski i już nie wrócili, może w ogóle nie wiedzą co się dzieje, jest też Felix ale on pobiegł w drugą stronę więc przedarcie się do niego było mało realne.

Po dłuższej chwili ruszył w stronę w którą pamiętał jako kierunek wymarszu Maxa trzymając cały czas łuk w ręce wraz ze strzałą w drugiej gdyby spotkał kogoś po drodze. Co jakiś czas oglądał się za siebie aby mieć pewność, że nikt go nie goni.

Otaczając wieś znajdował wiele śladów, było ich na tyle dużo iż ciężko byłoby jednoznacznie określić które z nich należą do Maxa i Pietera. Jednakże mniej więcej w drugiej połowie założonej drogi zauważył dość charakterystyczny układ śladów. Dwóch mężczyzn chodziło po łuku coraz bardziej oddalając się od wsi, aż w pewnym momencie zmienili swój schemat i ruszyli w las. Konrad nie miał wątpliwości kim mogli być ci mężczyźni i dokąd poszli. W tym miejscu widać było również ślady dodatkowej osoby, po rozmiarach rakiet można było wywnioskować iż osoba ta była średniego wzrostu, a po ich zagłębieniu, że musiała nieść coś bardzo ciężkiego. Idąc tym tropem łowca co jakiś czas znajdował obszerny i nieregularny odcisk na śniegu sugerujący że tragarz co jakiś czas robił sobie postój i odstawiał swój pakunek. W pewnym momencie do śladu wyznaczonego przez tą trójkę dołączyła kolejna trójka. To upewniło Konrada, że idzie w dobrym kierunku, niepokoiły go tylko dodatkowe ślady, przecież nikt z wioski nie wychodził za Maxem. Czyżby wieśniacy mieli zaplanowane pozbycie się ich wszystkich? Czy niesiony pakunek to jego towarzysz? Pojawiające pytania nie były optymistyczne, postanowił ruszyć za śladami i dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi. Odszukanie Maxa było dość ważne ponieważ razem mieli jakieś szanse odbicia bartnika i ich kolekcjonera.
W pewnym momencie dotarł do rozwidlenia śladów, grupa z pakunkiem szła dalej przed siebie gdzie druga grupa odbiła lekko w innym kierunku. Postanowił sprawdzić oddalające się ślady gdzie po krótkiej chwili trafił na pozostałości po walce. Sporo chaotycznych śladów i ciało opartego o drzewo łowcy z raną na krtani. Do tego było widać krwawe ślady prowadzące dalej, wszystko to wyglądało jakby ranna osoba była goniona przez napastników. Nie tracąc czasu ruszył dalej, gdzie natrafił na górkę z której widocznie ktoś się stoczył. Na dole jednak nie było widać żadnego ciała a dalszy pojedynczy trop rannej osoby o czym świadczyły plamy krwi. Nie uszedł zbyt daleko gdy spostrzegł ciało Maxa które leżało na plecach. Ciało miało wiele ran z której uciekło na pewno sporo krwi, do tego ślady ciosów na głowie i dwie strzały wystające z piersi. Szybko podbiegł do towarzysza lecz było pewne, że nie żyje, leżał tu już chwilę.

- kurwa mać! – krzyknął łowca

Nie mógł uwierzyć, że Max stracił życie, przecież niedawno jeszcze razem się śmiali i podróżowali. Wiedział, że jak dorwie tych którzy mu to zrobili to nie daruje i zatłucze na śmierć. Wiedział, że nie ma czasu i możliwości zabrania ciała lub chociaż jego pochowania, szybko przejrzał to co łowca miał przy sobie i okazało się, że nie wszystko zostało splądrowane. Z płaszcza zrobił prowizoryczny tobołek w którego wrzucił olej do latarni, toporek, pochodnie, namiot oraz jedzenie które miał przy sobie oraz kilka innych mniej ważnych rzeczy. Postanowił sprawdzić drugi trop mając cichą nadzieje, że spotka tego co to zrobił i będzie mógł go po prostu zabić. Drugi trop ciągnął się niemiłosiernie długo, osoba musiała być zdeterminowana i wytrwała. Po długim czasie dotarł w końcu na mały placyk na którego środku leżało rozszarpane ciało Victorii, było widać też ślady walki. Ciało było tak zmasakrowane, że jedynie jego wielkość i pozostałości szat podpowiedziały mu, że to ona.

- kurwa kurwa kurwa wszystko nie tak!

Jak to się stało, że w ciągu jednego poranka dwoje z ich grupy która tyle przeszła zostało zabitych a kolejna dwójka była w rękach tych pieprzonych psychopatów. On im się odpłaci, oj jak on im się odpłaci, nawet jak będzie miał zaprzedać duszę za wymordowanie każdego osobno. Jego pozostali towarzysze na pewno nie pozostaną obojętni. Musiał tylko odszukać Felixa i uwolnić Waightstilla oraz Marwalda.

Konrad podszedł bliżej obejrzeć ciało, szybko odnalazł symbol Shallyi co upewniło go co do osoby która leżała przed nim oraz mieszek z pieniędzmi. Ciało z bliska łatwiej było ocenić, robota wilków i to dość dużej grupy. Szybko sprawdził ślady i upewnił się, że przyszły z przeciwnego kierunku niż on i tam udały się z powrotem. Trochę go to ucieszyło, bo zmniejszało możliwość spotkania ich na dalszej drodze.

Po dłuższej chwili postanowił wrócić w okolice wioski i odszukać Felixa, wiedział, że uciekł w stronę miejsca obrządku. Powrót trwał dość długo, uważne przemierzanie lasu z wypatrywaniem wrogów nie pozwalała na zbyt duże tempo marszu. Po dotarciu pod kamień zauważył ślady które prowadzą w stronę szczytu gdzie znajduje się świątynia. Tą drogą dość mało ludzi się zapuszcza bo po za szczytem góry i świątynią za wiele tam nie ma. Ślady wskazywały na osobę dość małą i lekką jak dziecko, co od razu dało mu do myślenia, że właśnie znalazł ślady Felixa. W drugą stronę było więcej śladów prowadzących do wioski. Zerkając w dół na ślady prowadzące do wioski jak i samą wioskę skrzywił się lekko mamrocząc pod nosem

- No cóż do wioski i tak przecież nie pójdę

Po czym ruszył wolnym i ostrożnym krokiem w górę. Jeśli odszuka Felixa będzie trzeba obmyślić plan odbicia towarzyszy o ile Ci jeszcze żyją. Miał już dość ratowania świata i narażania życia. Co raz bardziej chciał wrócić na dół i udać się z dala od jego rodzinnej wioski, niech kto inny martwi się problemami.

Droga na górę była coraz cięższa. Brakowało szlaku którym można by podążać, lecz z drugiej strony doskonale widać było ślady poprzednika, więc i nie trzeba było martwić się drogę. Oczywiście czym wyżej tym roślinność była niższa, bardziej karłowata - doskwierał silny wiatr i jeszcze większe zaspy. Po wyjściu na łysinę Łowca dostrzegł zarys swojego celu, tak blisko a tak daleko - pomimo iż szczyt zdawał się być blisko, w rzeczywistości droga mogła zająć bardzo dużo czasu, dobrze że chociaż ślady były wyraźne. Zmierzch zastał Konrada “daleko w polu”, a jako że jego wzrok znacznie pogorszył się przy zmniejszonym oświetleniu, nie miał pojęcia gdzie jest ani co znajduje się wokół niego. Nie widział już śladów, tylko zarys ośnieżonej góry. Jednakże nie to było teraz najgorsze, zapadła noc a od dłuższego czasu Łowca nie widział żadnego miejsca które mogłoby posłużyć mu za schronienie.
 
Molkar jest offline