Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2017, 18:08   #264
Kolejny
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
W całej sprawie z przyjęciem Yuthury i Zhar-kanem mógł być wyłącznie biernym obserwatorem. Nie wiedział, kim jest twileczka, ale bardzo nie podobało mu się cała sytuacja. Mistrzyni Surik miała zniszczyć wszystkich Sithów, a Jedi mieli zostać wcześniej wyniszczeni co do jednego. Skąd wiec wzięła się tu ona i na jakiej podstawie mieli jej zaufać? Wiedział, że Mistrzowie z Akademii też robili przeróżne, nie zawsze dobrze rzeczy, ale ostatecznie spotkali się z Surik i od tamtego momentu stali po jej stronie. Tymczasem jeśli ta osoba nie pomogła wtedy Mistrzyni ani nie została złapana przez Sith, to wskazywało na jedno – sama mogła być jedną z nich. Ale w końcu przybyła tutaj, więc nie powinna mieć złych zamiarów. A może to była jakaś sztuczka? Wiedział jednak, że Mistrzowie na pewno podejmą odpowiednie kroki i upewnią się, że jest to w pełni bezpieczne.
W każdym razie potwierdzało to, że są inni użytkownicy Mocy poza Akademią. Pamiętał, że Alkes spotkał na Zonju kiedyś jakiegoś chłopca z opiekunem i podobno byli użytkownikami Mocy. Teraz ta twileczka. A skąd wiedzieli, że nie było więcej niedobitków z jakimiś wrogimi zamiarami? To była bardzo niepokojąca myśl.
Natomiast cała sprawa z Solem była mu mocno obojętna. Jasnym było, że zachował się niehonorowo, ale czego innego oczekiwać po najemniku? On już kiedyś popełnił błąd zaufania komuś takiemu, a obydwie kobiety powinny były to przemyśleć wcześniej. Nie rozumiał, co w nim widziały, ale to nie był jego problem. Same się z nim rozprawią. Na miejscu Laurienn uważałby tylko na siostrę, ale widział, że sama też już o tym pomyślała.
Teraz w gruncie rzeczy nie był nikomu potrzebny. Wrócił do swojego pokoju i przeglądając ekstranet zastanawiał się, co robić. Cały czas chodziła mu po głowie pani komandor, ale nie był pewien, czy powinien się z nią spotykać dopóki nie upewni się, że sprawa z obserwatorem jest załatwiona. Ale minuty mijały, a on nie mógł się zdecydować. Przecież jedno spotkanie nie zaszkodzi. Musi korzystać z wolnego czasu póki go miał. Wystukał na datapadzie krótką wiadomość:
„Masz czas dzisiaj wieczorem, Lailo? Możemy gdzieś wyskoczyć, ale nie mam pomysłu gdzie. Jakieś pomysły?”
Wysłał i czekał na odpowiedź. Nigdy wcześniej nie był w żadnym związku i lekko się stresował. Ale przecież nawzajem czuli się przy sobie bardzo dobrze. Mało się znali, jednak nie widział przeszkód, żeby rozwijać znajomość. Tuchani też wydawała się więcej niż chętna.
"Jasne, czemu nie! Jest świetna knajpa, prześlę ci namiary."
Jej odpowiedź przyszła szybciej niż jemu raport o doręczeniu wiadomości.
Uśmiechnął się mimowolnie pod nosem. Zapowiadało się ciekawie. Obejrzał się w lustrze w łazience, uznając, że tragedii nie ma. Choć rana po Zonju rzeczywiście trochę mu przeszkadzała, to wiedział, że nic z tym nie zrobi. Ogolił się, wziął szybki prysznic, po czym spojrzał do szafy z ubraniami. Za dużo tam nie było, bo też i rzadko czegokolwiek innego niż zbroja, szaty Jedi i parę normalnych, prostych ciuchów nie potrzebował. Nie lubił się stroić, ale znalazł świeżą czarną bluzę i spodnie i uznał, że jest gotowy. Dziwnie się czuł. Normalnie przecież nie zwykł wyskakiwać gdziekolwiek. Więc to tak wygląda normalne życie... Po parudziesięciu minutach wyszedł z pokoju, wolał się nie spóźnić. Liczył, że każdy będzie na tyle zaoferowany innymi sprawami, głównie przybyłą twileczką, że go nie zaczepi.
Na szczęście oprócz dwójki nastoletnich padawan, Ziji i Ricci chichoczących w jednym z kątów, nikt go nie zaczepił.
- Dzień dobry Rycerzu - skłoniły się przed nim, a młoda zeltronka nabrała jeszcze bardziej czerwonego odcieniu na swoich policzkach niż miała naturalnie.
Z lekkim rozbawieniem odwzajemnił pozdrowienie. Choć przyzwyczaił się już do swojego tytułu to wciąż się czuł dziwnie, gdy ktoś się tak do niego zwracał. Z paroma padawanami, którzy przybyli tu zaraz przed lub po nim miał dobry kontakt i zwracali się do siebie po imieniu, ale młodsi rekruci znali go o wiele mniej. Dla nich był Rycerzem, osobą, którą można było podziwiać i szanować. Nigdy nie uważał, że będzie dla kogoś autorytetem i wzorem do naśladowania. Z drugiej strony jednak podobał mu się szacunek jaki okazywali mu padawani. W końcu zasługiwał na to.
Na zawstydzenie zeltronki nie zareagował, nie chciał jej jeszcze bardziej stresować. Przeszło mu przez myśl, że może się w nim podkochiwać, choć była to dla niego śmieszna wizja. W jej wieku takie zafascynowania często się zdarzały, ale mijały po pewnym czasie, więc się tym nie przejmował. Jeśli już to go to bawiło, więc uśmiechnął się tylko lekko i poszedł dalej, zostawiając dziewczyny za sobą. Opuścił mury Akademii i zamówił taksówkę. Knajpa znajdowała się w górnych częściach Crosucant, więc za daleko nie miał. Miał nadzieję, że nie zapomniał o niczym ważnym. W drodze na miejsce patrzył za szybę na mijane budowle, zwyczajnie skupiając się na swoim połączeniu z Mocą. To zawsze uspokajało i dodawało optymizmu. Kilkanaście minut później wysiadł z transportu i stanął paręnaście metrów od wejścia. Zaczął lustrować wzrokiem okolice i wypatrywać porucznik komandor. To jest, o ile jej nie zdegradowali, ale ona sama zdawała się nie mieć za dużych nadziei. Dowie się niedługo.
 
Kolejny jest offline