Wzywające do rozsądku, umiaru i pojednania słowa zawiodły i tak oto, w prosty sposób, Chłopcy z Biberhof ponownie wpakowali się w szambo. Kolejny raz... Zaiste, bogowie ich kochali w przedziwny sposób...
* * *
Jeśli ktoś chciał zrobić Ulryce krzywdę, to wybrał najgłupszą na świecie metodę. Zamiast cierpliwie poczekać, aż dziewczynka znajdzie się pod dachem, bez możliwości ucieczki, i wtedy ją złapać... A tutaj, w lesie, gdzie nic nie ograniczało jej swobody, akcja przypominała łapanie wiatru w polu.
Oczywiście dla Ulryki było to zdecydowanie lepsze - miała szansę ocalenia życia, bowiem Kaspar nie był pewien, czy Siostrzyczki uznałyby zamieniajacą się w wilka dziewczynkę za Dziecię Urlyka, czy czasem nie zamknęłyby Ulryki w piwniczce i czy nie posłałyby po łowców czarownic, a nie po kapłanów Ulryka.
Dla przybyszów w zasadzie najlepszym wyjściem byłoby pozostawienie wszystkiego w rękach Antona i Weissa (i pozostałych wieśniaków) i oddalenie się dyskretnie w dowolnym kierunku. Wszak rzeczą wiadomą było, iż w przypadku lokalnego konfliktu gniew przed chwilą jeszcze skłóconych 'tubylców' mógł się łatwo obrócić przeciwko obcym.
Czy jednak kompani pójdą na łatwiznę i pozostawią dalsze losy Ulryki w rękach mieszkańców wioski? Kaspar wątpił...
- Przestańcie! - zawołał. Być może powinien spróbować rozdzielić walczących, nie wiedział jednak, czy był to najlepszy pomysł. - Nie dziewczynka jest z najważniejsza, choć samo imię świadczy o tym, że spoczęła na niej łaska Ulryka. Wielka bestia krąży wokół wioski, to nią trzeba się zająć. Sami widzieliście - zwrócił się do wieśniaków, którzy byli świadkami starcia wilków i rogatą bestią. - Potwór o połowę wyższy od każdego z nas. To jego trzeba dopaść!
Gdyby wieśniacy pozostali obojętni, miał zamiar sam ruszyć śladem potwora. I krasnoluda, który pobiegł za bestią.