Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2017, 12:21   #117
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Rzeczony człek siedział na ubitej ziemi, przy skraju jaru z otaczającym go lasem. Był spokojny, gdy Venora i Leśny Duch skierowali w jego stronę kroki, lecz gdy masywny troll ruszył za nimi pobladł jeszcze bardziej.
-Ja… Ale…- wybełkotał, lecz szybko odchrząknął starając się trzymać fason aż do samego końca -Ekhem…-
-Spokojnie synu. Pójdziesz z nami. Zajmę się twymi ranami.- rzekł starzec, pochylając się nad młodym żołnierzem, by podnieść jego opatrunki i sprawdzić ranę.
Venora przyklękła przy rannym, kładąc dłoń na jego ramieniu.
-Broń, którą zostałeś zraniony była zatruta trucizną. Druid zaoferował pomoc, może uratować ci życie. Ale musi zabrać cię do swojej chaty by cię uleczyć - wyjaśniła mu paladynka. - Ten troll to Sporg. Nasz przyjaciel. Zaniesie cię tam. Wszystko będzie dobrze - dodała na koniec dla pokrzepienia.
-Rozkaz- odrzekł mężczyzna patrząc Venorze głęboko w oczy. Rycerka powstała i zrobiła miejsce, by troll mógł bez problemu podejść. Stwór złapał delikatnie w ręce żołnierza i ruszył za druidem na północ, znikając niedługo później w leśnej gęstwinie.
-Wracamy do wioski?- spytał Kirk.

Panna Oakenfold jeszcze chwilę przyglądała się w miejsce gdzie między drzewami zniknął druid, troll i jej podwładny. W końcu spojrzała na łucznika.
- Jak tylko stan najciężej rannych na to nam pozwoli - odparła i spojrzała na kapłana Helma, by ten wskazał jej tego nieszczęśnika, któremu groziła utrata kończyny.
Virgo zrozumiał bez słów przełożoną i od razu wskazał gestem ręki mężczyznę, leżącego plackiem kilka metrów dalej, na trawie.
-Dwoje ludzi już zajęło się budową prowizorycznych noszy. Zabierzemy go do wioski. Tam będzie miał najlepszą opiekę-
-Zajmę się nim. Widziałem gorsze rany, a ludzie stawali na nogi- rzekł pocieszająco Frank.
Venora nie odstąpiła jednak.
- Zbyt wielu rannych mamy by pozwolić sobie na nie wykorzystanie umiejętności każdego kto jakkolwiek potrafi uleczać - powiedziała i kątem oka spojrzała na Arthona. Z leżącego przy rannym bukłaka rycerka polała sobie dłonie wodą, by zmyć z nich trudy walki. Swojej własnej, paladyńskiej magii leczącej, jak dotąd używała tylko na sobie co zresztą wyszło jej całkiem dobrze. Teraz postanowiła niejako wykorzystać tą okazję by wypróbować tego na drugiej osobie.
Panna Oakenfold przyklękła przy żołnierzu i delikatnie, na tyle na ile była w stanie to zrobić nieco odrętwiałymi po walce rękoma, przyłożyła dłonie na brzegach rany poharatanej nogi mężczyzny.

Dłonie rycerki zalśniły bladą poświatą, która w krótkiej chwili spłynęła na udo żołnierza. Mężczyzna poczuł wyraźną ulgę, wypuszczając przy tym całe powietrze z płuc. Człek przełknął ślinę i podniósł się do pozycji siedzącej, po czym dotknął dłonią obolałej nogi.
-Niechaj bogowie cię błogosławią pani…- rzekł wyraźnie wdzięczny, mając świadomość, że dowódczyni prawdopodobnie uratowała go przed kalectwem.
-Kirk!- zawołał Arthon -Zbierz kilku ludzi i udajcie się do jaskini. Przeszukajcie wszystko dokładnie-
-Rozkaz- odrzekł łucznik, po czym odwrócił się na pięcie i zgodnie z poleceniem zabrał kilku najmniej zmęczonych mężów ze sobą do gobliniej jamy.
-Wy dwoje!- Arthon znów wskazał dwójkę mężczyzn -Pilnujcie to ścierwo jak oka w głowie- spojrzał na nieprzytomnego goblina -Chodź. Sprawdzimy, co tamto ścierwo miało przy sobie…- skinął głową na wejście do jamy, gdzie leżała gigantka.
Venora poklepała delikatnie nogę żołnierza -i uśmiechnęła do niego ciepło. Spojrzała następnie na brata.
- Dobrze - skinęła mu głową i wyprostowała się. Razem ruszyli do truchła, a rycerka jeszcze po drodze zgarnęła swoją tarczę. W pierwszej kolejności chciała wydobyć swój miecz z trzewi gigantki.

Nie było łatwo. Być może tak zachowywało się ciało po śmierci, Venora nigdy nie zagłębiała tajników anatomii humanoidów. Paladynka zaparła się nogą o bok gigantki, chwyciła rękojeść oburącz i szarpnęła kilka razy nim ostrze wysunęło się (najpierw o centymetr, potem po trochu więcej i więcej). Arthon wspiął się po ramieniu i barku na pierś pokonanej gigantki by zajrzeć jej pod pazuchę. W tym czasie Venora zajęła się paskiem przewieszonym przez biodra oponentki. Dwie sakwy z dobrej jakości płótna były ciężkie i sękate. Pierwsza - mniejsza przepełniona była brzęczącymi monetami. Była ciężka, to też Venora złapała ją oburącz (tuż po tym jak schowała do pochwy miecz). Służka Helma odłożyła zdobycz na bok i otworzyła drugą sakwę, z której od razu buchnęło paskudnym smrodem zgnilizny. Venora przysłoniła nos i usta ramieniem by nie zwymiotować, gdy ujrzała kilka garści odciętych uszu. Ludzkie, elfie, niziołcze. Było ich może nawet i trzy tuziny.
-Nie ma żadnych rozkazów, listów. Nic. Ty coś znalazłaś?- spytał, po czym zeskoczył z torsu gigantki.

Panna Oakenfold zakrywając dłonią nos wskazała wolną rękę na cuchnące znalezisko.
- Mam monety i to - nawet nie trzeba było pokazywać na uszy, bo ta kolekcja przykuwała uwagę bardziej niż ciężki worek z pieniędzmi. - Możliwe że to złoto z obrabowanych wiosek. Ten cały Barung okradł przecież Grumgish, Frank go nakrył na tym. No i goblin go wtedy porwał do jamy. Tak zaczęła się ta cała historia - Venora wyciągnęła miecz i nim zaczęła przerzucać kolekcję uszu, w poszukiwaniu czegoś charakterystycznego, jak na przykład kolczyka.
- Nie sądzę, żeby potrafił czytać - stwierdziła paladynka kręcąc głową - a to by tłumaczyło brak pisemnych rozkazów. Raczej wszystko słownie sobie przekazywali - spojrzała jeszcze na złoto. - Trzeba będzie je przekazać dla wieśniaków, przyda im się po tym wszystkim co tu się działo.
Arthon wysłuchał tyrady swej siostry, po czym skinął jej głową zgadzając się co do sposobu zużytkowania wojennego łupu -Niech tak będzie- odrzekł. w tej samej chwili z jaskini wyłonił się Kirk i towarzyszący mu piechurzy. Łucznik niósł długi miecz, zawinięty w szmaty, tak że wystawała z nich tylko rękojeść. Pozostali idący za nim mężczyźni nieśli garść mieszków (pewnikiem pełne monet), mały kuferek, oraz lśniącą koszulkę kolczą.
-Nie znaleźliśmy nic po za tymi rzeczami. Reszta to śmieci, kości i cholera wie co jeszcze…- skomentował wręczając Venorze miecz Barunga. Była to ciężka i piękna klinga, której rękojeść zdobiły złote zdobienia. Miecz był ciężki, lecz rękojeść idealnie pasowała do jej dłoni.

Rycerka zamachnęła się kilka razy mieczem by sprawdzić go w ruchu. Mimo jego ciężaru była całkiem przekonana by przy najbliższej okazji go wykorzystać. Jedynie rozsądek kazał jej poczekać z tym, do czasu aż upewni się, że broń nie jest na przykład opętana.
- Wrócimy do wioski to podliczymy znaleziska - stwierdziła spoglądając na to nieśli mężczyźni. Venora spojrzała na brata. - Czekamy już tylko aż Virgo i Frank zameldują, że możemy ruszyć z rannymi. A jutro wrócimy tu po tego, którego zabrał druid. Lecz na dziś wszystkim przyda się porządny odpoczynek.

~***~

Gdy oddział przybył do Grumgish, wieśniacy podejrzewali jak potoczyła się bitwa. Żołnierze byli uśmiechnięci, zadowoleni, podekscytowani. Żaden z nich nie lamentował nad zabitymi kompanami, co koniec końców nie było wcale takie złe, wszak zginęli chwalebnie walcząc w słusznej sprawie. Zgraja dzieciaków dostrzegła piechurów, gdy ci wyłonili się z lasu i od razu poinformowali dorosłych, a ci w mgnieniu oka przygotowali ciepłe powitanie swym bohaterom i wyzwolicielom.
Mężczyźni, których Venora wyznaczyła do strzeżenia osady wartko powynosili stoły z wszystkich chat na plac przed karczmę. Najwyraźniej planowano huczną zabawę na cześć Venory i jej popleczników. Wieśniaczki prędko zajęły się rannymi, a tych najciężej poobijanych zabrano do gospody, gdzie swoją izbę miał Frank. Tam też miał zamiar zająć się opatrywaniem.

-Biegnijcie do wszystkich okolicznych osad...- rzekł z powagą najszerszy w barach mieszkaniec Grumgish, pochylając się nad grupką dzieciaków -Niech kobiety przyniosą dzbany z winem, a mężczyźni zabiorą chleb i mięsiwo. Powiedzcie, że nasi wybawiciele zwyciężyli i jesteśmy już bezpieczni! No już, już! Prędko!- ponaglił ich z uśmiechem na ustach. Dzieciaki rozbiegły się na wschód, zachód i północ.
-Moja pani...- mężczyzna pokłonił się w pół przed obliczem rycerki i towarzyszącego jej brata -Lordzie... Żadne słowa nie oddadzą tego, jak jesteśmy wam wdzięczni. Gdybyś nie zainterweniowała pani, kto wie jak ten dzień by się dla nas skończył. Wiedzcie, że jesteście w domu i każdy z naszej małej społeczności przyjmie was jak brata... czy siostrę- wyprostował się -Odpocznijcie. Moja żona grzeje wodę byście mogli wziąć kąpiel. Dzisiaj wieczór będziem hucznie świętować!- dodał z radością, następnie pokłonił się i odszedł zostawiając Venorę i jej kompanów w spokoju.

Rycerka wkroczyła do gospody dziarskim krokiem. Mimo strat, które ponieśli czuła jak rozpiera ją duma. To była wielka bitwa, a ona podołała zadaniu.
Tuż za nią wkroczył Arthon, oraz Virgo trzymający spętanego goblina. Widząc to, gospodarz wybiegł zza szynkwasu i pokłonił się przed rycerzami -Na bogów... A cóż to?- spytał, nie mogąc oderwać wzroku od goblina.
-To nasz specjalny gość. Trzeba go gdzieś zamknąć do czasu aż nie ruszymy do stolicy. Liczę, że znajdziesz gospodarzu jakieś odpowiednie miejsce...- odrzekł mu Arthon chłodnym tonem. Człek podrapał się po łysej czaszce i po chwili przytaknął nerwowo głową -Tak mój panie. Mam w piwniczce skrytkę na narzędzia. Mała, ale chyba nasz "gość specjalny", nie będzie narzekać...-
-Tylko by spróbował- Arthon zmierzył spojrzeniem jeńca.
-Biorę się do roboty- syknął gospodarz.
-Virgo, wyznacz wartowników. Niech pilnują tej skrytki jak oka w głowe. Odpocznij chwilę i pomóż Ilmaterycie z rannymi- polecił.
-Rozkaz- odrzekł kapłan, przekazując goblina Kirkowi. Łucznik odsunął się kilka kroków w bok, robiąc miejsce żołnierzom którzy nieśli łupy. Mężczyźni położyli wszystko na jednym ze stołów, następnie wyszli na zewnątrz.
-Trochę tego jest...- Arthon zdjął z głowy hełm i odłożył swój dwuręczniak na bok, po czym usiadł przy stole, próbując wzrokiem ogarnąć wszystko co udało się odebrać pokonanym.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline