Było w chuj zimno. Nie pamiętała już takich zim. W RPA było o wiele cieplej.
A tu. Brud. Smród. Ubóstwo. Gdzieś niedaleko toczyła się wojna i wszyscy potrzebowali broni.
Ona stała tak jak stała, w ciepłej, acz trochę przykrótkiej kurtce i ciumkała wiśniowego lizaka. Zimny wiatr przeszywał ją na wskroś i rozwiewał blond włosy.
Była cierpliwa. Jeśli trzeba było poczekać, to będzie czekać tak długo ile trzeba. W pewnym momencie z daleka usłyszała warkot. Łatwo było się zorientować, że ktoś jedzie. Stali na zupełnym pustkowiu.
Inge popatrzyła na ludzi na stacji.
Wyjęła z ust lizaka i oblizała go łapczywie. Dobry był. Mało chemiczny w smaku.
Wyrzuciła go w zaspę śniegu, która przykrywała zeschłą trawę.
Siedziała do tej pory za drzewem, a te palaty nawet się nie zorientowały, że ktoś się kręci w okolicy.
Z auta wyszedł facet z walizką. Bardzo dobrze. Dziewczyna zaczęła się szybko rozbierać. Nie lubiła niszczyć ubrań, nawet jeśli potem mogła kupić sobie dokładnie takie same, lub więcej lepszych.
Gdy tylko ściągnęła z siebie ostatni łach przemieniła się.
Była gotowa do akcji i wszystko jedno czy ją zobaczyli.
Wyszła szybkim krokiem do grupy mężczyzn.
-Nikt nie strzela i nikt się nie rusza.-Wyrzuciła z siebie komendę, gdy tylko zauważyła ruch karabinów w jej stronę.
-Oddychać możecie. Jeszcze.-Dodała z satysfakcją.
- Cyka blyat! - wyrwało się z ich gardeł jak na zawołanie. Lecz nic pozatym.
Ludzi jakby zamroziło w miejscu. Spoglądali się na siebie, ale żaden ani drgnął. Łączyło ich też przerażenie malujące się na każdej z twarzy.
Pokiwała głową.
-Który zna angielski? Ten, który zna angielski, niech się przyzna albo każę się wam poodstrzelać.-Mówiła oczywiście po angielsku. Ruskiego nie znała. Popatrzyła na wszystkich, dwoma parami czerwonych oczu. Była czujna. Lubiła swoją moc, ale nie przeceniała jej.
-Mam pytania i żądam odpowiedzi!
- Ja - odezwał się jeden z handlarzy. Stał na tyłach. Teraz zauważyła, że jako jedyny nie jest przestraszony. Przyglądał się jej z żywą ciekawością.
Odwróciła się natychmiast w jego stronę i przyjrzała mu się.
-Będziesz mówił.-Zadecydowała.
-I tłumaczył. Przyjrzała mu się jeszcze chwilę.
Jej głos był metaliczny, szczekliwy i chroboczący, jakby mówiła przez zepsuty syntezator.
-Czemu nie jesteś zesrany jak tamci?-To było jej pierwsze pytanie. Nie podobał jej się ten gość. Zamieniła jedną rękę w broń. Jeśli trzeba będzie, to go po prostu odstrzeli.
- Strach nie zmieni mojej sytuacji - wzruszył ramionami. - Jeśli moja świeczka ma zgasnąć już dzisiaj, to nic na to nie poradzę.
-Już cię lubię słoneczko.Zamruczała.
-Ten. Wskazała na gościa z walizką.
- Kto to jest?
- Kasjer - nie odpowiedział od razu, musiał się chwilę zastanowić. Być może szukał odpowiedniego słowa po angielsku. - Koleś od kasy.
-To widzę, serdeńko.-Westchnęła ciężko.
-Masz mówić zwięźle wszystko co wiesz. Gdzie jest Grinchenko? Jak dokładnie wygląda? Gdzie mieszka? Gdzie go znajdę? Ile ma ludzi? Gdzie prowadzi biznesy?Spojrzała na resztę, rozejrzała się dookoła.
-Jak ten Wskazała rozmówcę
-Nie wie, to mu mówicie. Ty im tłumaczysz moje pytania i tłumaczysz ich odpowiedzi.-Zwróciła się znów do rozmownego.
- Grinchenko przebywa w tej chwili na Ukrainie. Prowadzi takie transakcje jak ta. - oddychał ciężko. Rozkazy, które nałożyła na niego Inge działały wszystkie na raz i wyglądało na to, że siwy już mężczyzna męczył się próbując je wszystkie na raz wykonać. - Mieszka w Rosji, pod Sankt Petersburgiem, nie wiem ilu ma ludzi… Dużo… Trudno zliczyć... - pomimo chłodu krople potu wystąpiły mu na czoło.
-Odpocznij. Powoli.- Machnęła ręką, jakby dając znać, żeby się nie przemęczał.
Nawet go polubiła. Był przydatny. Postanowiła, że zabije go na końcu.
- Spasiba… - odparł, ciężko dysząc. Zgiął się wpół i oparł dłonie na kolanach.
Dała mu chwilę na odpoczynek. Czasem się zapominała. Ale kiedyś będzie musiała sprawdzić, czy za dużo rozkazów na raz nie powoduje wybuchu czaszki.
-Wszyscy stoją prosto i na baczność- Aż tak go nie polubiła. Nie zamierzała mu ułatwiać. Wyprostował się razem z pozostałymi, choć tak naprawdę ledwo stał.
-Chcę adres. Kto jest jego drugą ręką? Gdzie go najczęściej można spotkać? -
Zaczynała się irytować. Nie lubiła stać na jakimś wygonie, w chuj daleko i dyskutować o dupie maryni. Chciała konkrety. Jeśli nie zdobędzie konkretów, zrobi się zła.
Nie mogła nie wygrać z bratem. Bratu należało udowodnić przez duże “u”, że racja zawsze leży po jej stronie. Grinchenkę należało zabić i wszystkim jemu podobnym udowodnić, że tylko jej firma jest w stanie zapewnić odpowiedni towar. Bezpiecznie, szybko i bezproblemowo. Nie jakiś pijany i śmierdzący rusek, który potem jeździ do Egiptu albo na Lazurowe Wybrzeże i robi wiochę wszystkim obecnym w kurorcie.