Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2017, 13:03   #205
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Zamek Cragmaw, Las Neverwinter

Mężczyźni ruszyli północną stroną wzgórza. Przedzieranie się przez chaszcze nie należało do łatwych ani przyjemnych, choć znacząco obniżało szanse wykrycia zwiadowców. Mimo, że zamek był w fatalnym stanie to baszty nadal stanowiły dobre punkty obserwacyjne, nawet na najniższych kondygnacjach.
Po przejściu kilkudziesięciu metrów Joris dojrzał wąski pas śladów prowadzących w stronę prawie całkowicie zburzonej baszty. Obaj z Mardukiem wytrzeszczyli oczy, lecz nie mogli tam dostrzec żadnego wejścia, ruszyli więc dalej, obchodząc zamek od wschodu i mijając kolejne baszty. Nagle z jednej z nich wyleciał bełt, a potem kolejne, trafiając Jorisa w bark.
- Nosz znowu??! - myśliwy warknął boleśnie gdy ból na dobre zaczął promieniować od pierwszej rany.
- Cofamy się! - syknął Marduk, zupełnie jakby to on został ranny a nie Joris. Obeszli już około połowy obwodu zamku, szukając jakiegoś mniej oczywistego i słabiej bronionego wejścia nim z najbliższej wieży spadły na nich czarno upierzone strzały. Pech - mieszkańcy ich zauważyli, mimo wszystkich środków ostrożności, a obrażenia barku Jorisa nie wyglądały na draśnięcie. Marduk zasłonił sobą i uniesioną tarczą tropiciela i pchnął go oddalając od budowli. Ten bynajmniej nie oponował i szedł cały czas klnąc na czym sprawiedliwość stoi i sycząc na zmianę pod nosem.

Jak na razie znaleźli ślady prowadzące do jednej spośród zrujnowanych baszt, wręcz wydeptaną ścieżkę. Chłopak zasępił się, cofając się i obserwując zamek. Na zaskoczenie nie było już co liczyć.
- Wracamy do dziewczyn nim gobliny wypadną na nich - powiedział gdy oddalili się na tyle by szansa na celny strzał znacząco spadła. - Ale najpierw wyciągnę strzałę.
- Czekaj, to trzeba... - zaczął zaskoczony pośpiesznym działaniem Joris, ale już nie zdążył powstrzymać Marduka, który wahał się nad słusznością swoich czynów nigdy… lub prawie nigdy - Auuuaaaa… ty skurwysynu!!!... offf… no co za psi los! Trzeci raz pierwszy baty zbieram!
- To się nazywa ‘pech’, przyjacielu. I bacz na język, bo ci tę strzałę wepchnę głębiej, a nie wyciągnę.

Polowa “operacja” nie była delikatna, ale musiała wystarczyć do momentu gdy Torikha będzie mogła pomóc Jorisowi. Marduk zużył już część łask na odczytanie zwojów będących w jego posiadaniu, dlatego teraz tylko zatamował krwawienie nim ruszyli z powrotem. Nieco złośliwa myśl przemknęła mu przez głowę - może tropiciel po kilku takich nauczkach wreszcie nieco lepiej zadba o własne interesy - jak na przykład zakup lepszej zbroi - a nie o wszystkich innych potrzebujących w okolicy. Marduk miał na grzbiecie nową, magiczną zbroję, zakupioną ze środków pracowicie ciułanych z łupów, i tylko sobie gratulował w duchu.


- Torikho, Joris jest ranny, pomóż mu - elf odezwał się do półelfki gdy wraz z pobladłym Jorisem dotarł wreszcie do ukrywających się (oby!) od zachodu niewiast. Mieli szczęście - zdążyli z powrotem nim z zamku wypadła jakaś większa grupa pościgowa. - Znaleźliśmy ślady prowadzące do zamku od północy ale gobliny - czy kto tam się czai - odkryły nas gdy pokonaliśmy jakąś połowę obwodu. Niestety.
Półelfia kapłanka popatrzyła na Marduka, podnosząc nieznacznie jedna brew. Komentować zachowania mężczyzny jednak nie miała zamiaru, poczeka z tym, jak sam czegoś będzie od niej chciał.
Po krótkiej modlitwie, rana została zasklepiona, a Joris dorobił się kolejnego opatrunku w postaci bandaża.
- A nie mówiłam? - prychnęła Turmalina - I cały misterny plan można spuścić w kloakę, mistrzowie podstępu. W dodatku staciliśmy element zaskoczenia.
- Skończyłaś? - Marduk zapytał z zaciekawieniem w głosie. - Tylko marudzić i wymądrzać się potrafisz. Jak to było? “Jest piękny, słoneczny dzień, cholerne gobasy pewnie są śpiące. Chodźmy tam i skopmy im tyłki”? To twój plan?
- Mógł zadziałać. Weszlibyśmy i skopali im tyłki - Turmalina wytknęła elfowi - Ale ktoś chciał być za sprytny. Może i tylko marudzę i wymądrzam się, ale wciąż robię to lepiej niż ty. Myślisz że to Pirytka zauważyli? Kto na zwiad w zgrzytającej i błyszczącej zbroi łazi?
Chłopak tylko pokręcił głową, bo Turmalina była chyba ślepa, jeśli płaszcza nie widziała, zasłaniającego zbroję. Marduk nie miał też na głowie kolczego czepca, ukrytego również pod materiałem. Ale durnej krasnoludce takie drobiazgi nie przeszkadzały, nie raz dała tego dowód. Na razie nie miał ochoty się z nią sprzeczać, co nie wykluczało tego w przyszłości.
- Widzę że jesteś jasnowidzem - mruknął tylko, szykując kuszę i obserwując wejście do zamku.
- Na pewno nie idiotką. Ruszamy czy czekamy na to, aż nas z murów wystrzelają? - krasnoludka olała złośliwość Elfa.
- Z tą “nie idiotką” bym polemizował - chłopak rzucił lekkim tonem. Nie odrywał spojrzenia od otworów strzelniczych. - Możemy się cofnąć w dogodne do obrony miejsce i poczekać aż ktoś wyjdzie; przekonamy się czy gobliny wzięły nas za poważne zagrożenie czy nie. Na razie zapewne są ostrzeżone i czujne. Tak, tak - zerknął na Turmalinę - wiem że się nie powstrzymasz od komentarza. Jeśli nalegasz na atak mknij przodem. Będziemy cię osłaniać.
Turmalina wyobrazila sobie Jorisa i Marduka niesionych falą ziemi w mimowolnej szarży na zamek i od razu humor jej się poprawił.
- Dobra. Stało się. Wiedzą, że tu jesteśmy i nie ma co kwękać nad rozlanym mlekiem. Ale Ty Turmi nie popędzaj boś sama chciała tu leźć najbardziej więc daj się zastanowić, albo sama co mądrego rzeknij - Joris jednak nie patrzył na krasnoludzicę. Po raz kolejny patrzył z niedowierzaniem jakie cuda sprawia torikowa magia na jego psiej skórze. Skinął kapłance z wdzięcznością głową - Po mojemu to nie ma co tam wpadać na pałę z wrzaskiem. I za mało nas i nic o tym co w środku się dzieje, nie wiemy. Ale znaleźliśmy jakąś ścieżkę od północy. Tam może być jakieś wejście, ale potrzebowalibysmy go na spokojnie poszukać. A do tego przyda się, żeby ktoś narobił hałasu na przykład od frontu, albo tej baszty z której nas ostrzelali. A najwięcej hałasu robisz Ty Turmi.
- Mogę zasypać strumieniem piachu jedną ze strzelnic, wystarczająco mądre? - wyzywająco odparowała krasnoludka.
- A kamieniami? Albo głazami? - zapytał myśliwy trochę z nadzieją a trochę z powątpiewaniem.
- Jak tektonika pod nogami jest aktywna mogę ostro nimi zatrząść... - powiedziała krasnoludka i wtedy się zaczęło.

Z kierunku, z którego przyszli zwiadowcy dobiegł hałas. Może usłyszeliby go znacznie wcześniej, gdyby wszyscy nie gadali jak przekupki na targu. Przez krzaki, śladem Jorisa i Marduka, przedzierały się dwa niedźwieżuki i cztery mizernie wyglądające gobliny. Widząc gromadę ludzi i nieludzi przyczajoną u stóp zamkowego wzgórza i obserwujących wejście do twierdzy, potwory ruszyły do ataku. Pierwszy z niedźwieżuków zamachnął się morgenszternem na Marduka i trzasnął go tak, że elfowi gwiazdy stanęły przed oczami. Drugi ruszył na Jorisa, a gobliny rozstawiły się po krzakach z łukami gotowymi do strzału. Na szczęście strzelały niecelnie.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 07-02-2017 o 13:07.
Sayane jest offline